Zgadnij co gotujemy? (9)
W kolejnym odcinku kulinarnej zgaduj-zgaduli postanowiłem zająć blogowiczów płynem, o którym często piszę, mówię (i piję!) i dużo czytam. Będzie więc o winie. Prawidłowe odpowiedzi – jak zwykle – będą nagrodzone książką z dedykacją i autografem. Tym razem, by utrzymać się w temacie, będzie to moja, a wydana przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka, „Wielka księga drinków i koktajli”. Szukających odpowiedzi odsyłam do poniedziałkowego felietonu. Może im utorować drogę do sukcesu.
A odpowiedzi jak zwykle na: internet@polityka.com.pl
1) Retzina to:
A – sok winogronowy, fermentujący z odrobiną oleju rycynowego;
B – greckie wino z dodatkiem żywicy sosnowej;
C – zbiornik do gromadzenia soku winogronowego;
2) Filoksera to:
A – postrach winiarzy, pasożyt niszczący latorośl;
B – grecka bogini, żona Bachusa, patronka pijaków;
C – urządzenie do napełniania butelek winem;
3) Które z wymienionych win są wzmacniane alkoholem:
A – Aglianico del Vulture;
B – Porto;
C – Muscat.
Komentarze
I już po tajemnicy. Zagadka rozwiązana.
Najpierw prawidłowe odpowiedzi:
* retzina to oczywiście greckie wino aromatyzowane żywicą
* filoksera jest postrachem właścicieli winnic, niszczy je strasznie ten pasożyt
* porto jest trunkiem portugalskim wzmacnianym alkoholem
Odpowiedzi jak zwykle było sporo. W tym ponad dwadzieścia prawidłowych. Wszystkich wyprzedziła Pani Hanna Kurzydym i ona otrzymuje „Wielka księgę drinków i koktajli” wydaną przez Prószyńskiego i S-kę. W tej książce polecam sto przepisów na drinki oraz kilkanaście na różne efektowne przekąski. Jest też parę anegdot do wykorzystania podczas przyjęć. Gratulacje!
Korzystając z okazji pytanie (już bez nagrody): czy takie opowiastki jak ta poniżej, o porcelanie, Was nie bawi? Pisać tylko o tym co się dzieje w sklepach, na bazarach, w restauracjach i kuchniach? Pytam, bo na porcelanę był zdumiewajaco słaby odzew. A wydawało mi się, że to taki frapujący temat. Sięgnę więc w inne rejony historii kulinarnej i zobaczymy. Smacznej lektury. Do jutra!
Panie Piotrze
Ciekawy felieton o porcelanie przeczytałem dopiero dziś przed południem Wczoraj jeździłem służbowo w widłach Warty i Noteci-malownicze okolice, ciekawe obserwacje około kulinarne, ale niestety brak mi dziś czasu,by się nimi podzielić. W każdym razie felietony czytam co dzień z dużą przyjemnością.Nie zawsze mam tylko czas, by zebrać myśli i napisać coś sensownego.Chciałem szerzej o polskim winiarstwie,miodach akacjowych, potrawach regionalnych,orzechach włoskich,zupie chlebowej w Portugalii itp ale wciąż telefon za telefonem i nie mogę się zebrać.
Pozdrawiam serdecznie.
Panie Piotrze,
wpis był ciekawy ale osobiście mam „w tym temacie” niewiele do powiedzenia. Posiadam w domu dwie filiżanki Rosenthala (to własność żony ale czasami mogę używać). Wiedza o porcelanie pewnie sie przyda ale sam zapewne zbieraczem nie zostanę. Chociaż kto wie?
Panie Piotrze,czytam wszystko,o czym Pan pisze.Sek w tym,ze nie zawsze
dopisuje wena,no i ta paskudna pamiec! Stale uciekaja mi tytuly ksiazek,nazwiska autorow…………..no czyms chcialby sie czlowiek podeprzec,a tu pustka!
Ciagle sie zastanawiam,dlaczego polskie produkty sa nieobecne w innych krajach.Francuzi rozslawili swoje wina,sery,bagietke.Wlosi wszedzie sprzedaja swoje slynne szynki,pizze,chlebki i cala mase sosow nie starcza miejsca,zeby wszystko wymienic.Sa wina z wielu innych krajow:Chile,Argentyna,Portugalia.Coraz czesciej pojawiaja sie Wegry,a Polski ani sladu?????????????
A dosc powiedziec,ze wszyscy moi znajomi zachwalaja nasze kabanosy,chleb razowy,slodycze,no i piwo.Dlaczego ,wiec ciagle jestesmy na weielkich rynkach europejskich nieobecni?
Moze Pan Panie Piotrze pomoze w rozwiazaniu tej zagadki.
Pozdrawiam.Ana
Na to żeby świat się zachwycił naszymi kabanosami, razowcem, nalewkami czy absolutnie unukalnym a wspaniałym miodem pitnym trzeba pieniędzy. I to niemało. A u nas wydaje sie je na inne sprawy, nie na promocje jadła i napitków.
W dodatku czym szybciej maja nas podziwiać, tym więcej forsy trzeba w to włozyć. Albo wymyślić taki chwyt jak fracuskie beaujolais nouveau. Marne winko a cały świat co rok, późną jesienią dostaje na tym punkcie bzika. I wszyscy wówczas mówią i piszą o francuskich smakołykach. No ale oni mają pieniądze.
Panie Piotrze,
wręcz przeciwnie – temat był bardzo interesujący. Tylko że moja rodzina bynajmniej nie z tych „rodowych” i porcelany po pradziadkach się nie odziedziczyło. To czym się tu chwalić? Chociaż… nie tak do końca, wszak moi rodzice w latach 60-tych nabyli porcelanowy serwis do kawy z Chodzieży. Proste formy, stonowana kolorystyka – niby nic takiego, a klasę ma.
A teraz prywata – do 8:30 rzucałam tęsnym spojrzeniem na stronkę, czy aby konkurs się pojawi – a tu nic :-(. Z góry przepraszam za tupet, ale czy byłaby możliwość nieco przyspieszyć ten konkurs?
Na koniec do Any – cóż, nasi politycy na dzień dzisiejszy mają inne priorytety niż promowanie polskiej żywności. Ale sądzę że dzięki naszym emigrantom polskie wyroby prędzej czy później wejdą na europejskie stoły…
Pozdrawiam,
Ewa
Tym razem spóźnienie zagadki wynikło z mojej winy. Za późno ją przekazałem informatykom. Przepraszam. Będzie lepiej.
A wracając do porcelany. Nie chodziło mi o przechwałki ale o rozmowę na temat wspaniałości chińskiego wynalazku. A także o to, że smak potraw zależy także od naczyń w których je podajemy. To prawda, że herbata nabiera smaku w doskonałym szkle lub dobrej porcelanie.
Na dodatek tyle jest pieknych anegdot historycznych dotyczących tego tematu. I innych też. Historia świata odczytywana w kuchni i pokoju stołowym ma ludzki wymiar. I jest piekna, atrakcyjna, a czasem dramatyczna. Np. trucicielki…no i truciciele też. W tym momencie nie jestem męskim szowinistą. Dobranoc.
O prosze! A ja z powodu weekendowego „poslizgu” zapomnialam „zasadzic” sie na srodowa zagadke!
Nic to… nastepnym razem.
Ana , wydaje mi sie, ze to rynki europejskie dosyc skutecznie sie bronia przed polska zywnoscia, bo i Polacy osiedli na zachod od granicy nie bardzo sie domagaja, a i pewnie nie maja mozliwosci takich, jak w Ameryce Polnocnej, po prostu produkowania wlasnych wyrobow (moze maja, nie wiem).
W Ameryce polnocnej co wieksza miescina, to zaraz musi byc polski sklep, restauracja albo dwie, a w Toronto na „Ronceswolce” az sie od tego roi. Jest mydlo, kremy itp. kosmetyki, i powidlo sprowadzane z Polski (to juz w kanadyjskich sklepach tez jest na polkach od dawna). Wyroby wlasne, wedliny, kapusta kiszona i ogorki z beczki, pierogi, sery biale lokalnie robione i bogaty zestaw serow i serkow z kraju, roznego rodzaju garmazerka do wyboru, do koloru,
chleby, buleczki, ciasta „jak od mamy”, grzyby suszone, polskie przyprawy, zupy w proszku, woda mineralna…Hortex ma bogata oferte mrozonych warzyw i gotowych mieszanek roznego rodzaju… no, chyba zakoncze te liste, na Ronceswolce znajdzie sie wszystko! A, ksiazki i gazety rowniez, nie tylko Cepelia! Przy okazji, ktos kiedys tu wspominal na blogu, byla to osoba z Polski, ze teraz wedliny juz nie te, nie ten smak, pewnie konserwanty, nowoczesnosc, ktora zabija smak. Nie znam sie na tym, ale powiem jedno, ze tutejsze wyroby wedliniarskie z kierowanych przez Polakow zakladow w niczym nie odbiegaja od smaku tych dawien dawnych i jakosc jest doskonala. Bywa, ze wyrob jest lepszy lub gorszy, ale jakos nie trafilam jeszcze na zdecydowanie gorszy. W Polsce pieczywo juz jest jakies takie… prawdopodobnie tez zalezy, z ktorej piekarni, ale nie powiem, zebym sie zachwycala. W Toronto polska piekarnia Future Bakery ma wyrobiona renome wsrod Kanadyjczykow i towar schodzi jak, no wlasnie, jak swieze buleczki! Ich zytni chleb jest rewelacyjny. Wracajac do wedlin, to na dobre na tym kontynencie zadomowilo sie slowo „polish kielbasa” lub „polish coil”. Dodam, ze dzemy, soki, wszelkie wyroby od Krakusa glownie, a ostatnio pojawilo sie sporo innych polskich producentow roznych sloikowo-puszkowych wyrobow, mozna znalezc na polce wlasciwie kazdego sklepu spozywczego. No i piwo, u mnie w malym sklepie za rogiem jest zawsze kilka rodzajow, a w wiekszych sklepach wiadomo, wiekszy wybor. O wodce nie wspominam, zawsze byla. Niedawno czytalam artykul w ktorejs z gazet, ze polska zywnosc zaczyna podbijac Wyspiarzy, a to w zwiazku z naplywem Polakow doUK i Irlandii.
I ponoc Anglicy i Irlandczycy tylko sie z tego ciesza, bo jedzenie maja takie jakby troche bylejakie.
Czyli, ze mozna, tylko ciagna to za soba emigranci, a przydaloby sie, zeby ktos to zaczal serio promowac, bo naprawde pare rzeczy mamy dobrze opracowanych 🙂 . Na przyklad wspomniane przez gospodarza miody pitne, jeszcze tu nie spotkalam, mimo wciaz powiekszajacej sie oferty napitkow.
A szkoda!
Panie Piotrze! Bardzo dziekuje za ksiazke:) Pozdrawiam serdecznie – Hania