Ja też jestem miłośnikiem ostryg

Już dawno nie powoływałem się ani nie cytowałem mojego ulubionego pisarza kulinarnego zwanego często papieżem europejskich smakoszy czyli Anthelme’a Brillat-Savarina. Chyba nikt mi nie zarzuci, że zanudzam czytelników tymi historycznymi anegdotami, których pełne jest dzieło mojego mistrza zatytułowane „Fizjologia smaku albo Medytacje o gastronomii doskonalej”. Obcowanie z doskonałością kształci i bawi jednocześnie. A autor wspomnianego dzieła jest smakoszem doskonałym. I filozofem też.


Mała porcja ostryg           Fot. BE&W

Oto więc jedna z historyjek, które z taką umiejętnością opowiada:
„Wiemy, że ongi wystawna uczta zaczynała się zwykle od ostryg i że niejeden biesiadnik potrafił zjeść gros ostryg (dwanaście tuzinów, czyli sto czterdzieści cztery). Ciekaw byłem, ile też waży taka przystawka, i spraw-dziłem, że tuzin ostryg (wraz z płynem) równa się czterem uncjom, na gros wypada więc trzy funty. Otóż uważam za pewne, że te same osoby, które z nietkniętym apetytem; przystępowały do obiadu po takim wstępie, byłyby najzupełniej syte, gdyby zjadły tę samą ilość mięsa, choćby to było tylko mięso kurczęcia.
W 1798, kiedy byłem w Wersalu jako komisarz Dyrektoriatu, dość często spotykałem się z panem Laperte, urzędnikiem ministerium przy trybunale departamentu; był to wielki amator ostryg i skarżył się, że nigdy nie najadł się ich do syta, jak powiadał: żeby mieć dosyć.
Postanowiłem zrobić mu tę przyjemność i w tym celu zaprosiłem go na obiad nazajutrz.
Przyszedł; dotrzymywałem mu kroku aż do trzeciego tuzina, za czym pozostał na placu sam. Rachunek jego sięgał trzydziestu dwóch po dobrej już godzinie, ponieważ osoba otwierająca ostrygi nie była dość sprawna.
Ja wszakże trwałem w bezczynności, a że przy stole jest to rzecz naprawdę nieznośna, rzekłem do mego gościa w chwili, gdy był w największym ferworze:
– Mój drogi, widzę, iż nie jest panu dziś przeznaczone mieć dosyć ostryg, przystąpmy więc do obiadu.
Zjedliśmy tedy obiad, przy którym on zachowywał się z werwą człowieka, który nic nie miał w ustach.”

Dlaczego akurat tę anegdotę przytoczyłem – zapyta pewnie niejedno z Was. Otóż łatwo się domyśleć, że i mój obiad poprzedzały te wspaniałe mięczaki. Tylko żal, że był ich zaledwie jeden tuzin. Też nie mam  nigdy dość!