Nie ma miłości ani przyjemności stołu…
…jest tylko chemia. Przynajmniej tak twierdzą niektórzy uczeni, a za nimi powtarzają te sądy liczni dziennikarze. Proszę zapamiętać: JA JESTEM ODMIENNEGO ZDANIA!
Bo czy można uwierzyć, że „składniki zawarte w czekoladzie pobudzają przysadkę mózgową i stymulują ją do wydzielania serotoniny, którą popularnie określa się hormonem szczęścia. W licznych badaniach udowodniono znaczący wpływ serotoniny na poprawę nastroju i samopoczucia człowieka. Endorfiny i fenyloetyloamina, które zawiera ziarenko kakaowe, działają na człowieka odprężająco. Potwierdzają to współcześni biochemicy – czekolada to łagodny pobudzający afrodyzjak” – pisze pani Aleksandra Czarnowicz-Kamińska.
Absolutnie nie przypominam sobie bym zakochał się kiedykolwiek po zjedzeniu czekolady. A jestem wrażliwy na damski urok od wczesnego dzieciństwa – pierwszy raz oświadczyłem się z uczuciem mając lat siedem, stojąc obok betonowego śmietnika przy ulicy Roosvelta w Gdańsku-Wrzeszczu.
Po pierwsze w latach mojej młodości czekolada była rarytasem, na który nie było stać każdego kochliwego młodzieńca. Nigdy też (może właśnie z powodu braków gotówki a i czekolady również) nie przepadałem za tym wyrobem kakaowym. Zdecydowanie też wolę by Basia wiedziała i myślała o tym, iż moje uczucie nie wymagało nigdy chemicznego wspomagania.
W cytowanym artykule drukowanym w magazynie dla pasażerów, który przestudiowałem podczas podróży pociągiem, znalazłem i takie zdania: „Proszek czekoladowy zawiera w swym składzie flawonoidy – substancje o charakterze przeciwutleniającym. Czekoladowe antyoksydanty niszczą powstałe wolne rodniki, a ponadto przeciwdziałają powstawaniu nowych reaktywnych form tlenu.
Żywieniowcy bardzo sobie cenią też obecny w czekoladzie kwas oleinowy, który korzystnie wpływa na profil kwasów tłuszczowych. Gorzka czekolada, jak i kakao w proszku mogą korzystnie zmieniać proporcje w poszczególnych frakcjach cholesterolu we krwi. Badania wykazały, że spożycie czekolady powoduje redukcję złego cholesterolu HDL nawet o 10 procent, jednocześnie podwyższając poziom dobrego – LDL”
No i tyle cytatów. A ja i tak wiem swoje. Uczucie miłości ogarnia mnie bez wpływu endorfiny i fenyloetyloaminy.
Proponując wszystkim łasuchom przepis na tort czekoladowy nie myślę o tym, że połkną oni odpowiednią dawkę flawonoidów lecz martwię się czy tort się uda i czy będzie im smakował.
A wniosek z tej lektury jest jeden: uczeni mogą zepsuć ludziom każdą przyjemność. Chyba, że – tym razem – wykażemy się pełną odpornością na zgłebianie rezultatów ich badań.
Tort Marcello
25 dag kupnych biszkoptów, 3 całe jajka, 3 żółtka, 1 kostka masła, 7 łyżek cukru, 3 łyżki kakao, 1/2 tabliczki gorzkiej czekolady, 3 łyżeczki kawy rozpuszczalnej, 2 łyżki mleka skondensowanego lub śmietanki, 1 kieliszek koniaku lub winiaku czy innego mocnego alkoholu, łuskane orzechy włoskie, bita śmietana.
1. Na parze ubić jajka z 4 łyżkami cukru.
2. Masło utrzeć z 2 łyżkami cukru i 3 żółtkami.
3. Obydwie masy połączyć, dodając 3 łyżki kakao i czekoladę rozpuszczoną w małej ilości ciepłej przegotowanej wody.
4. Przygotować mocną kawę (3 – 4 łyżeczki kawy rozpuszczalnej w 1 szklance wrzątku), dodać mleko skondensowane lub śmietankę i koniak, ostudzić.
5. Na spód tortownicy włożyć 1/3 masy, a następnie układać biszkopty uprzednio umoczone na moment w kawie, znów 1/3 masy i biszkopty i znów pozostałą resztę masy.
6. Posypać orzechami i ułożyć zgrabnie bitą śmietanę. Można śmietanę posypać jeszcze wiórkami czekoladowymi.
7. Tortownicę wstawić do lodówki. Tort podawać zimny. Tort nie jest zbyt słodki i dodatek bitej śmietany ma mu dodać słodyczy. Jeżeli unika się nadmiernego słodzenia, można pozostawić tort bez śmietany.
PS.
Spełniam prośbę Heleny i zamieszczam zdjęcie włoskiego półmiska kupionego ostatnio w Berlinie.
Komentarze
oj, toż wczoraj właśnie na ten temat pisałam, apelując do naszych Panów, żeby mi gotowania teoriami nie obrzydzali. Przepis na tort bardzo obiecujący, już myślę nad okazją jego wykonania Ostatnio piekę znacznie mniej niż kiedyś, bo zabraklo w domu naczelnego łasucha.Mój mąż był w stanie pochłonąć 2 kg tort i jeszcze się wykłócać, że on wcale nie jadł, on tylko spróbował i nie wiadomo gdzie się reszta podziała. Swego czasu piekłam zawsze w niedzielę (z soboty nic by nie zostało), a i tak od 17.00 nie miałabym czym gości poczęstować. Znikało całe ciasto w ekspresowym tempie.
Z samego rana zgłasza się na stanowisku Ciasteczkowy Potwór, znawca kawy i czekolady we wszystkich postaciach.
W niedzielne popołudnie biegałem przez kilka godzin po Wiedniu robiąc zdjęcia i zaglądając tu i tam. Za drobne pozostałe z podróży do Włoch zjadłem wyśmienity jak zwykle tort orzechowy w Aidzie. Skuszony widokiem Starbuks Caffee zaszedłem na kawę i zamówiłem to samo co Meryl Steep w filmie ” Diabeł ubiera się u Prady” . Niestety kawa okazała się tak paskudna ,że więcej w życiu nie zajdę. Zdecydowanie wolę włoskie klimaty
http://kulikowski.aminus3.com/
Rozpisując się o tortach, zapomniałam o półmisku, a on śliczny. Ile też takie cudo kosztuje? Lubię majoliki ale z latami, kiedy pojawia się na szkliwie kanelura gęsta, są trudne do mycia, a już masła w fajansach nie będę trzymała nigdy w życiu. Swego czasu były ogromnie w modzie fajanse z Włocławka (mam jeszcze trochę ale traktuję raczej dekoracyjnie) i Pyra zafundowała sobie m.in. maselniczkę tego typu. Nasze Włocławki miały jednak tzw miękką strukturę i po roku w dolnej partii maselnicy pojawiły się zażółcenia od kwasów tłuszczowych, a każde masło włożone do tego naczynia już po 2-3 godzinach traciło zapach świeżości. Wyrzuciłam maselnicę z wielką ulgą. Mam natomiast dwa przedmioty bardzo wiekowe z fajansu niemieckiego – szkatułę kwadratową z pokrywą i talerz do tortu zdobiony motywem orzechów leszczynowych. Obydwa przedmioty w stanie znakomitym mimo co najmniej 80-letniej metryce. Nie opłaca się oszczędzać na jakości szkliwa.
Niezbyt dużo Pyro. Dzięki zabawnej sytuacji opisanej w relacji sprzed dwóch dni zapłacilismy za półmisek i butelke Taurasi 45 euro, co jest – jak sądzę – ceną bardzo umiarkowaną.
Piotr, generalnie, zmierza w dobrym kierunku piszac, ze niektóre skladniki sa rodzajem lagodnego afrodyzjaku. Gdzie sa zatem te turbo.
Z opowiadan mojego ojca pamietem, ze doskonale na potencjalny stan uczuc milosci wplywa zwykle proste chlopskie jedzenie.
Czarna kawa, koniak, kawior. A na zakonczeni i rozpoczecie szampan.
Pan Lulek
W nocy chrapałem, to zaćmienie obejrzałem w Kanadzie. Ot i czasy 🙂
Ciekawe to dzisiejsze Gospodarza votum separatum i skoro jeszcze tak witką po pęcinach…?
Faktycznie, wszędzie technokracja, białe kitle i „młodość, zdrowie i uroda” W telewizorze, czasopiśmie i bilbordzie lipozomy, elastyny, sztuczne piersi i wyciąg z nagietka. Od palmoliwy dostanę orgazmu, solanka dojona gdzieś z głębin juz po jednym łyku pokrywa wierzowce zielonym kobiercem, a od się spryskania naszym odsmradzaczem wszystkie chłopy/baby na ulicy dostaną na twój widok śmergla!
A,. comte (pozytywizm to nie tylko ta nudziara orzeszszkowa) przepowiadał śmierć filozofii, bo kiedyś nauki szczegółowe rozdrapią pomiędzy siebie wszystkie jej trudne pytania. Sie nie stało. Nauka odpowiada jak to się dzieje, dlaczego sie dzieje i jak to zrobić. Nie odpowiada jednak czy warto i nalezy coś robić, czy można (w sensie-czy wypada) to robić, ani wogóle po co to wszystko. To rynek chce wiedzieć jak dociągnąć do setki z pełnym gharniturem zębów, jak skalpelem wyprasować starą gębę i jak taką np. viagrą zmienić sparciałą uprząż w młody dyszel. Jaeszcze raz: nauka mówi – jak to zrobić, a nie – czy to wogóle robić. Tym nadal, wbrew Comte’owi nadal zajmuje się staruszka „filozocha”, a każdy w domu, w kuchni czy przed lusterem, niech sam se ją uprawia, czyli „filozuje”.
Terror białych kitli polega na tym, dajemy sobie wciskać te przeciwutleniacze i wolne rodniki jako imperatywy i nakazy zachoweań. Łykamy to bezrefleksyjnie, dlatego jesteśmy chudzi, ładni i zdrowi. To my sami robimy ze swego życia obóz kondycyjny, bo podobno o to nam w życiu chodzi. Dni temu kilka widziałem króciutki tekst o szczęściu w seksie, czy seksie w śzczęściu. Tekst nie ważny ale jego powagę piecfzętowała fotografia autora. Szpakowaty nobliwy pan, biały kitel na marynarce, mucha, okulary a w zębach fajka. No przecież to prawdziwa ikona autorytetu. Tak się nie robi. A może ludzie tak chcą?
Chemia w kuchni? Świetna rzecz, co jednemu pomaga liczyć kalorie i utleniacze, a drógiemu zrozumieć jak zrobić i poprawić smak. Ja siedzę na tej drugiej szali, ale do zasiadaczy na pierwszej też właściwie nic nie mam. Jeśli tak jest im lepiej…?
Nauka to potęga. Gdyby nie ona, nie obejrzałbym alicyjnego zaćmienia.
Iżyku
Nauka dobra rzecz, przynajmniej do Pana Lulka będziemy mogli jeździć przez najbliższe czterdzieści lat 🙂
Iżyku – stara, dobra filozofia już niejednego zaprowadziła na manowce. Fidel Castro, Hodża, Pol Pot to filozofowie z doktoratami. Widać matka nauk podpowiedziała im, że warto.
Dziendoberek,
Picie kawy w Starbucks to jest piekny przyklad jak grzech moze byc kara.
Ja za to pogrzesze jeszcze bardziej, bo te naukowe powody jedzenia czekolady i innych takich bardzo lubie.
w ramach stresu oczywiscie moglabym leciec do lekarza i kazac sobie zapisywac prozac, ale po co skoro wiem, ze czekolada zawiera magnez, ktory dziala uspokajajco, no i oczywisce to stymulowanie moich hormonow…
Moge rowniez przy przeziebieniu napchac sie lekami, ale o ile przyjemniej wypic herbate z cytryna i miodem, zjesc grzanke z czosnkiem lub wypic herbate z majeranku.
Nie wystarczy, ze wiem, ze dziala. Ja chce wiedziec dlaczego dziala.
Madame 🙂
Na grobie Marksa jest wyryta (jeszcze nie byłem) jego słynna 11 teza, że
„Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić.”
Cała bieda demoludów brała się podobno stąd, że towarzysz karol zapomniał dodać, jak ma sie zmienić. W ramach czynu społecznego, pierwszy rocznik Instytutu Filozofii UW miał jechać do londynu i czerwono farbo domalować
„NA LEPSZE!!!”
Polmisek sliczny, mam podobny hiszpanski, ale rozmalowany w jasno blekitne wzory. Kupilam go na bazarze w Calpe, skad przyaszczylam na wlasnych barkach i jeszcze pchajac przed soba wozek z E. pol tony fajansow. Ale ciesza mnie od lat – i moich gosci, gdzu jest tegop wiele na scoanach w kuchni.
Pyro, wywabienie zoltych plam w kazdej porcelanie, a takze zabrudzen wszelkich w krakelurze (siateczce pekniec glaurowych) jest bardzo latwe z pomoca tabletek do czyszczenia sztucznego uzebienia. Jest to sposob przez mnie wymyslony, zas jego wyzszosc polega na tym, ze absolutnie nie niszczy glazury, nie czyni jej porowata. Po prostu – nalewasz wode do naczynia, wrzucasz tabletke i voila! – po paru godzinach lub nawet minutach, porcelana, fajans czy co tam jest bialutkie.
Kiedys na bazarze wyszperalam w koszu tandety piekna alabastrowa kopie (ok 20 cm) neoklasycznej rzezby amerykanskiego rzezbiarza, przywiezionej na Wielka Wystawe w Londynie w 1850 roku. Wtedy tez zostala chyba wykonana kopia (jako suwenir z wystawy). Zaplacilam 10 funtow.
Alabaster byl strasznie brudny i poplamiony. Bez nazmyslu wrzucilam go do duzego garnka, zalalam woda i dalam 3 tabletki do protez. Byl to wielki blad, gdyz figurka wyszla z tej kapieli sniezno biala, ale stracila patyne, ktora obrastala przez poltora wieku. Powinnam byla po prostu wyszorowac mydlem i szcoteczka do zebow. Ale jest to nauczka.
Nie wiem czy prawda ale jest podejrzenie, że Karol Marks żerował na Engelsie nie tylko w sprawach finansowych, ale i w myśleniu co nie co Frycka oszwabił. To, że dochował się potomka z własną gospodynią (opłacaną zresztą przez F.E) było przecież przez lata całe jedną z najbardziej chronionych tajemnic Międzynarodówki. Lenin uciekał się w tej sprawie do szantażu i ściągania do Rosji niewygodnych świadków. Wszystko to nie zmienia faktu, że do dziś na grobie Karola ponoć zawsze leży świeża, czerwona róża. Lubimy wierzyć we własne bóstwa.
Ha! Zapomnialam dodac, ze za moj wynalazek dot, czyszczenia plam z pomoca tabletek, dotalam nagrode (encyklopedie antykow) pisma Home & Antiques, kiedy podzielilam sie z nimi pomyslem. Tzw. Letter of the Month. Nagroda mi sie nie nalezala z tego wzgledu, ze bylam pracownikiem BBC, a pismo jest wydawane wlasnie przez te korporacje. I jest w tej sprawie paragraf.
Ale sie nie przyznalam, a nikt mnie nie sypnal.
Heleno – dziękuję, sposób może być genialny. Wypróbuję z pewnością. Tu tylko podam stary sposób na czyszczenie alabastrów i odlewów gipsowych : zrobić gęstą papkę z mąki kartoflanej i benzyny, posmarować papką przedmiot cyszczony, poczekać azzaschnie, usunąc powłokę. Ponoć kartolana powłoka schodzi razem, ze starym brudem, a rzexba, lampa, czy inny przedmiot pozostaje czyściutka. W innym przepisie natknęłam się na zamianie kartoflanki w proszek magnezjowy.
Fryc dzieciaka uznał za swoje, ale to bez znaczenia dla ogólnej sumy tortowego smaku we wszechwiecie 🙂
To raczej wątki dla Szostkiewiczów/Passentów ale zagadką już pozostanie, czy poprawa ogólnego bytu na zachodzie wynikła z natury kapitalizmu, czy strachu przed ojczyzną swiatowego proletariatu?
Mnie ta róża wydaje się być zupełnie na miejscu. Ostatecznie facet popchnął myśl na zupełnie nowe torty, a reszta… Cóż.
Tfu! Tory, nie torty!
Nirrod.
Herbata z majeranku?
Rozpolitykowaliscie sie strasznie. Sadze, ze za milczacym przyzwoleniem Gospodarzostwa. U mnie nuda odrobinke. Moja partnerka z ostatniego balu pozbedzie sie jutro gipsu. Powiedziale, ze teraz to zaszaleje w tancu. Pewnie znowu wsadza jej noge w gips. Albo inna czesc ciala. Piszecie o doktorach którzy pozchodzili na zla droge i cytowane sa cale lancuszki nazwisk. Moim zdaniem daleko lepszy sposób na zycie maja dziennikarze. Ich potwornie olbrzymie i zasluzone honoraria autorskie, nie mieszac z wierszówka, bo na to trzeba sobie zarobic, od wiersza, pozwalaja na wszystko. Wspomne tylko takiego zurnaliste, który w niespokojnych czasach ze Szwajcarii, zaplombowanym wagonem przejechal cala Europe az do Finlandii. Tam niestety skonczyla mu sie kasa i zamiast w luksusowym hotelu zamieszkal w trzcinowym szalasie. Trzcina byla znakomitej jakosci i szalas ogladalem osobiscie w koncu lat 50- ych ubieglego stulecia. Stal na lace jak nowy.
W Polsce jak sie zorientowalem, za kilka lat odbeda sie wybory prezydenckie. Inaczej anizeli w USA, nie bedzie wyborczego cyrku tylko po prostu naród wybierze najlepsza osobe. Optymalny wiek ocenilbym na polowe lat szescdziesiatach. Ustabilizowana w naturalny sposób sytuacja rodzinna. W przeszlosci nieco ale filuternie kochliwe sklonnosci. Przeszlosc najlepiej w Gdansku. Nie w centrum, tylko raczej na obrzezach. Na przyklade we Wrzeszczu. Dobrze byloby gdyby osoba ta umiala pisac. Zaoszczedziloby sie na rzecznikach prasowych. Najlepiej byloby posiadac umiejetnosc profesjonalnego przygotowywania swoich przemówienia do druku. Oczywiscie sprawy wyzywienia Narodu tez powinieny byc w malym palcu i sprawdzone w gronie wiernych przyjaciól rozsianych na calym swiecie.
Dalszej charakterystyki kandydata lub kandydatki nie bede rozwijal.
Niech Naród sam pomysli kto za tym stoi
Pan Lulek
O nie, Panie Lulek – Gdańsk odpada. To jakiś niebezpieczny rejon hodowli polityków
No i żeby do hymnu narodowego miał stosunek konkretny. Choćby poprzez zwożenie oliwy i makaronu „z ziemi włoskiej do polski”
Panie Gospodarzu. Pan tu o o Marcellach słodkich, a co z wiedeńskim topinamburem, ja się pytam?!
A u Pyr dzisiaj będzie żeberko duszone z borowikami, gruby makaron do sosu i surówka z kwaszonej kapusty z marchewką, cebulką, dobrą oliwą i orzechami. I co mi zrobicie?
a owszem majeranek. Lagodzi kaszel, dziala uspakajajaco i poprawia trawienie. na kubek 1 lyzka majeranku i slodze zazwyczaj miodem.
Borowiki do żeberka z makaranem i kapuchą? Sodoma!
i Komora!!
Nirrod – rozumiem: stołowa, czubata?
To jest naprawdę smaczne – żeberko duszone tradycyjnie – z czosnkiem, cebulą i majerankiem, w połowie duszenia wrzucona garść grzybów suszonych (nie moczonych, trochę połamanych) wychodzi bardzo esencjonalny, smakowity sos, który się idealnie komponuje z ciętą rurką, kolankami czy innym świderkiem; zaś do żeberka dokładana surówka i do buzi. Ja przepadam.
Pyro,
możemy Pyrom co najwyżej życzyć smacznego 🙂
Masz szczęście, że mieszkam daleko od Pyrlandii i nie zdążyłbym na Twój obiad 😉
…w celu partycypacji, rzecz jasna 😉
mmm…. makaron z sosem grzybowym….
Izyk: stolowa niezbyt czubata, tzn. ja wrzucam czubata, ale to glownie dlatego, ze lubie smak majeranku.
Pyro, tez sobie wlasnie pomyslalam, ze dobrze, ze mam daleko do Poznania 🙂 chetnie bym sie dosiadla do takich zeberek – w ramach uzupelnienia z czerwonym podwiedenskim winem np.
Nie wiem, czy to by spasowalo, ale smaka mam okrutnego 🙂
Meg-mag 0- kiedy przyjeżdżacie z Tomkiem i Paolore? Zadzwońcie – obiad macie na stole, z noclegiem gorzej.
Zara, no zara, mówię!! Co się tu tak wszyscy zara do makaranu fastrygują?! To ja mam być adoptowany, co nie?!
Już dostawiam talerz, Iżyku.
Byłem znowu weryfikowany
tym razem przez szefa kuchni
poszło dobrze
pogadaliśmy i nawet nie musiałem się popisywać
teraz czekam na grafik pracy i całą resztę warunków
:::
zjechał do mnie Włóczęga
a jutro wpadnie Nocny Marek
czyli moja osobista lista blogowiczów
pewnie spędzimy czas slowfoodowo
czyli przy regionalnych piwach
ewentulanie czeskich lub litewskich
co ugotujemy, to się zobaczy
w zależności co kupimy
:::
kłaniam się wszystkim żeberkom świata
Adamczewski na Prezydenta!!!
( zasłyszane za granicą ) 🙂
Marku, a nie szkoda byłoby Piotra? To taki miły, kulturalny Pan, a pomyśl sobie jakby czuł się w otoczeniu tzw „pałacu”. Złotousty rzecznik mówiłby Mu „co autor miał na myśli”, rozmaite ciotki rewolucji pilnowałyby stołu i łoża. Dajże spokój. Nie po to chłowiek harował całe życie na przyzwoite nazwisko, żeby je teraz miał w korycie wytarzać.
Ja do makaronu nie, ino do zeberek!
Pyro też tak uwazam pomysł nie jest mój 🙂
Ale O’grodnikiem lub osobistym fotografem mógłbym zostać. Z prawem wyłączności do wizerunku .
Sprzed paru minut.
Pani Dochodzaca opowiada: … i ma starego wujka chorego na Eisenhowera.
PS. Boze, wybacz mi.
Tylko prosze bez inwektyw i ciotek rewolucji. Jesli chodz o ciotke rewolucji to mam jak najlepsze wspomnienia ze stolówki w ówczesnym Leningradzie przy ulicy Fontanka. Stolówka miescila sie w dawnym lokalu nie prywatnym lokalu oczywiscie. Przetrwala Rewolucje Pazdziernikowa, powstanie marynarzy w Kronstadcie, NEP, blokade miasta podczas Drugiej Wojny swiatowej. Kierowniczka stolówki byla byla pracownica tego domu. Pani ta, wtedy juz w latach, zaprzyjaznila sie ze mna na skutek protekcji bylej gosposi rodziny Szeremietiew. Opowiadala o dawnych czasach i karmila blinami takimi, ze lepszych juz w zyciu nie jadlem.
Wracam jednak do zasadniczego tematu. Uslyszalem bowiem, ze moja pani Profesor od polskiego w gimnazjum wlasnie przewrócila sie w grobie i grobowym glosem powiedziala. Wiedzialam, ze i tak wyjdzie na moje. Chodzi o to, ze na moich wypracowaniach pisala zawsze: „pisz wyrazniej”. Kiedys zdenerwowalem sie i powiedzialem przy calej klasie. Pani Profesor czy chodzi o ortografie czy o tresc. O jedno i drugie. Ostatnie twoje bazgroly czytalam cala noc. To trzeba bylo nie czytac i postawic dwóje. Jak, kiedy nie moglam sie oderwac. Przepisalam slowo po slowie i teraz mozesz sobie sam przeczytac. Na maturze rysowalem litery. Zapomnialem o czym mam pisac i dostalem piatke. Takie to jest zycie. Dzisiaj napisalem virtualna charakterystyke postaci i prosze bardzo. Od razu znalazlo sie kilku wlasciwych podpowiadaczy.
Jak czlowiek zamiast bazgrac jak kura pazurem uzywa tastatury to od razu wiadomo o co chodzi.
Przydaloby sie utrwalic tradycje czwartkowych obiadów na Zamku Królewskim albo w Parku Lazienkowskim pamietajac, zeby zawsze bylo jedno wolne miejsce dla strudzonego wedrowca, którym moglby byc na przyklad…
Pan Lulek
To może.. kotka Muli niech przynajmniej odwiedzi w sprawie abdykacji Kociarza Roku, a Miś by to cyknął? 😉
Właśnie usłyszałam od zaprzyjaźnionego małżeństwa pod siedemdziesiątkę, że jak któreś o czymś zapomni, to to drugie mu mówi: co, Niemiec cię goni?
Chyba nie muszę wymieniać nazwiska tego Niemca 😉
Moj znajomy mowi, ze ma Alzhausera 🙁
I z czego tu się śmiać? Że dochodząca pomyliła nazwisko tego ruskiego reżysera od „Pancernika Potiomkina”?
Polityka (taki tygodnik) śmiała się kiedyś, że w mieście Brzucha w głównej księgarni „Folwark zwierzęcy” ustawiono w dziale Literatura specjalistyczna – hodowla zwierząt, a zaprzyjaźniony księgarz w pewnym miescie powiatowym płakał ze śmiechu opowiadając, jak babcia biedziła sie przy kupnie z tytułem podręcznika do matematyki dla wnusia, aż wreszcie się jej przypomniało i wypaliła na całą księganię – „I Ty zostaniesz Pederastą”
„…Pitagorasem” (dla od dawna zagranicznych). Piątek juz jutro 🙂
Pyro – naprawde zeberko? Jedno??? 😆
I ja spłakałam się kiedyś ze śmiechu kiedy na Dworcu Głównym w Poznaniu starsza niewiasta zapomniała na śmierć, do jakiej miejscowości chce kupić bilet. Wiedziała tylko , że na literkę Ł. Kasjerka wymieniała kolejno Łódź, Łękno, itd, a babina kręciła odmownie głową. Wreszcie spojrzała na wielką tablicę przyjazdy – odjazdy i krzyknęła tryumfalnie „Łoborniki, no przecie, Łoborniki”. Ilekroć słyszę nazwę poczciwych Obornik, widzę babinę przed kasą kolejową. Ze starszymi Wielkopolanami w ogóle może być językowo ciekawie – żaden nie powie „jezioro” tylko „jęzioro” nie wiewiórka, tylko wewiórka, nie rdza, tylko drdza (cholera wie czemu, bo to przecież o wiele trudniej)
Gospodarzu!
Smakowity artykuł tylko ulotka PKP błędna lub cytat niezbyt dokładny. Z posiadanej przeze mnie wiedzy i doświadczenia u lekarzy to właśnie HDL jest t.zw „dobrym” cholesterolem a LDL „złym”. A wpływ czekolady na te proporcje niech będzie jak największy.
Gwoli scislosci dodam, ze ziarno kakaowe nie zawiera endorfin. Endorfiny wytwarzamy sobie sami! Czekolada jest jednym z bodzcow powodujacych wydzielanie tych hormonow szczescia. Sa jeszcze inne:
* poczucie zagrożenia
* wysiłek fizyczny (chociaż niektórzy naukowcy twierdzą, iż to udział w rywalizacji sportowej, a nie sam wysiłek to powoduje)
* niektóre (głównie pikantne) przyprawy, np. papryka chili
* promienie ultrafioletowe
* w niektórych przypadkach akupunktura
* podczas stymulacji Prądami TENS
* pobudzenie seksualne
* masaż
* aerobik
* niedotlenienie
* pocałunki
* ból
Czekolada wydaje sie byc z tego bodzcem najlatwiej dostepnym 😉 Tanszy ale bardziej ryzykowny bylby worek plastikowy na glowe 🙁
Worek plastikowy na glowe. Chyba jako srodek jednorazowego uzytku.
Raz zalozyc i umrzec. Jak z Neapolem i smieciami
Pan Lulek
Cytat był bardzo dokładny więc za błędy nie biorę odpowiedzialności – to raz. A dwa – topinambur został zjedzony po ugotowaniu i polaniu tarta bułeczką podsmażoną na maśle. Był pyszny. Podobno są i inne sposoby ale tych bulw było zbyt mało na kolejne eksperymenty.
Propozycja Misia – nie do przyjęcia. W wyniku objecia takiego stanowiska traci się przyjaciół a zyskuje podlizuchów. Nic gorszego człowieka nie może spotkać.
Byłem dziś po raz pierwszy na wsi (od Bożego Narodzenia) na inspekcji. Domy przezimowały dobrze. Nawet basen przetrwał tylko pływa w nim gruba pokrywa lodowa. Sauna stoi, letni pawilon też. Słaba ta zima – żadnych szkód. Natomiast doprowadzono wodę bierzącą już pod płot, a i telefon z internetem także. Będziemy więc mogli całymi miesiącami siedzieć nad Narwią.
Zaczynamy teraz inspecje okolicznych knajpek, by wybrać najlepsze na uczty zjazdowe.
PS.
U nas w domu na człowieka z brakiem pamięci mówimy, że dokucza mu eklerka.
Piotrze
Ja byłem jak głuchy telefon . Propozycja nie była moja, ja tylko głośno powiedziałem co innym chodzi po głowie 🙂
Polizać smakowitości to i owszem ale podlizywanie nie leży w naszym charakterze.
Na zostanie Kociarzem roku i tak byśmy nie pozwolili.
Na dzisiaj się już żegnam z blogiem. Do jutra.
Tylko mi tu z chemią nie wyjeżdżać w temacie miłości, to brzmi niemal tak samo, jak pani na języku polskim: a teraz dzieci powiedzcie mi, co poeta chciał przez to powiedzieć.
O marianku – pamiętam, jak w zamierzchłych czasach moja koleżanka stosowała maść mariankową na wszelkie katary (posmarować pod nosem, pomaga oddychać, nos nie odpada od częstego wycierania) dla swojego łatwo obsmarkującego się dziecka – byle wiaterek – a herbatka mariankowa z miodem też obiła mi się o uszy. Ludowe remedia nie są głupie.
My tu w Kanadzie nie chorujemy. Zima wydusiła zarazę 😉
Nie wiem, co na obiad, wczoraj były sznycelki kurczacze. Zupa? Jakiś sążnisty krupnik? Przy mrozie w sam raz. Wracam do archiwów.
nemo
pisała na tych łamach niejednokrotnie o tej bardziej wyrafinowanej kombinacji czekolady i chili. Chciałbym tylko przyklasnąć – choć termin „przymlasnąć” wydaje mi się bardziej właściwy – i przytoczyć receptę zaczerpniętą z książki o winie i jedzeniu której autorem jest Michel jamais:
60 g ciemnej czekolady
125 g niesolonego masła
1.5 dl mąki pszennej
125 + 100 g cukru
2 jaja
1 łyżeczka cukru waniliowego
0.5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 suszone chili (ancho lub chipotle)
2 dl dobrego czerwonego wina
1 kawałek cynamonu
1 gwiazdka anyżu gwiazdkowego (gwieździstego?)
Czarne jagody, maliny i lody waniliowe
Z wina, 100g cukru, cynamonu i anyżu ugotować sos – zredukować do połowy objętości. Ostudzić, odcedzić.
Chili namoczyć w zimnej wodzie przynajmniej z godzinę. Czekoladę stopić w kąpieli wodnej razem z masłem. Nie lizać!!!!
Jajka utrzepać z cukrem i ostrożnie wymieszać z masłoczekoladą, dodać wymieszaną z cukrem waniliowym i proszkiem do pieczenia mąkę.
Dołożyć drobno poszatkowane chili.
Upiec w foremkach cztery babeczki (przepraszam za infantylizm) w temperaturze 175 stopni C przez 7-10 minut. Dobrze by było gdyby w środku były (te babeczki znaczy) nieco wilgotne, klejące się – nie wysuszone na kość stare baby znaczy…
Teraz oczyścić owoce, wymieszać z sosem i ułożyć na talerzu. Do tego te czekoladowe kulinarne wybryki i po kulce lodów waniliowych.
Oczywiście nie muszę dodawać (więc po jakiego … dodaję?), że im lepszej jakości składniki tym lepszy efekt.
Zaręczam, że warto i jest jak w tej oto starej, zakurzonej piosence:
http://www.youtube.com/watch?v=G3NQ5Tfm3AA
Kociarz roku też pewnie najadł się wczoraj eklerek.
Przed wizytą pana Benchełera.
A może gonił go Niemiec…
Ale pan Benchełer to przeciez Holender?
Jeszcze te wilgotne babeczki Andrzej stawia przed moją wyobraźnią.
Sen mi dobrze zrobi.
Dobranoc.
Tak się tymi babami przejąłem, że popełniłem niewybaczalną gafę.
Oczywiście ta:
http://www.youtube.com/watch?v=NNC0kIzM1Fo
i tylko ta wersja piosenki jest stara i zakurzona.
Mam klopoty z kotka. Nie chce jesc nic innego tylko twardy ser pokrojony w drobne kosteczki. Nie kazdy gatunek, tylko ser Trapistów.
Tez lubie ale w zapiekankach. Okragle buleczki przekrojone w poprzek, na to plasterek boczku i plasterek sera Trapistów albo Goudy, moze tez byc Bergbaron. Piekarnik rozgrzany do temperatury 200 stopni Celsjusza i wio. Po wierzchu polac oliwa. Jak ser juz stopnieje i rozplynie sie na boczku wyciagnac z pieca. Do tego warzywna salatka z jajkiem na twardo w majonezie, Pasuje ciemne piwo typu porter. Teraz wzbronione ze wzgledu na post.
A ta skubana ser owszem ale pokrojony i mleko pelne o zawartosci tluszczu minimum 3,5 %. Innego nie bierze do twarzy. Nawet mieso wolowe, kiedys przysmak, popadlo w nielaske.
Cale szczescie, ze wpada osobisty narzeczony i szufluje jak maly, …, ten od nogi.
Dobrej noca zycze wszystkim a najbardziej zawianym na pólnocnej pólkuli
Pan Lulek
Lulku drogi
Ważne ,żeby nie przekarmić. Może twoja kotka chodzi do sąsiadów na małe co nie co?
Mój pies też całymi dniami nic nie jadł a potem się okazało, że sąsiad go dokarmiał 🙂
My nie zawiani, my pościmy!
No, przymrożeni trochę, to fakt, ale jest zima!
To, co my wszyscy wiemy:
http://zdrowie.onet.pl/1470584,2039,,,,grube_klamstwa_i_szczuple_fakty,profilaktyka.html
no to posluchajta b. white’a
http://www.youtube.com/watch?v=kL0WFcygdWY
zima mu niestraszna, a koty i tak wiedza swoje, bo przeciez nie maja panow, tylko sluzacych
Andrzeju,
ja to chyba jutro wypróbuje, ten erotyczny deser 😳
Alicjo, czujny link, rzeczywiscie potwierdzajacy, co i tak juz wiemy, niestety niektore komentarze, typu: mam 115kg i 1,68m z tendencja samobojcza, raczej zalosne, se kupi lustro i odpusci pistaszki siedemset razy dziennie
Pyro, te zeberka, to swinianne, czy krowiece? tudziez innej nutrii
http://www.youtube.com/watch?v=uLlOTPBBq9k&feature=related
Nemo, tu jeszcze lepiej, ach te desery
Sławku – ty stary hippisie,
Słońca Ci się zachciewa wpuszczać. Z mlekiem i cukrem.
Tylko ta:
http://www.youtube.com/watch?v=fhNrqc6yvTU
wersja jest stara i zakurzona i do dziś przyprawia mnie o dreszcze
nemo,
próbuj śmiało – tylko żeby potem nie było na mnie.
P.S.
Bardzo Ci do twarzy z tym panieńskim rumieńcem
Panie Szyszkiewiczu – dziękuję. Najpierw widziałem film ileśtam razy, a dopiero potem oryg. płytę z oryg. miuzikalu. Zasada pierwszych skojarzeń – ni diabła na płycie nie słyszałem tego, co było na filmie. Nawet nie pomyślałem, że to jest na jutubie.