Lepsze rady niż te w „Bluszczu”
W jednym z poprzednich tekstów przytoczyłem rady tygodnika „Bluszcz” (wydanie z lutego 1926 r) jak najmniejszym trudem pozbawić indyka piór, by moc go wsadzić do piekarnika. I uprzytomniłem sobie, że podstawowym zadaniem blogu „Gotuj się!” jest nie strojenie żartów z dawnych obyczajów lecz pomoc w dzisiejszych przygotowaniach do karnawałowych przyjęć. I tym właśnie się teraz zajmę.
W sprawie doboru towarzystwa radzić nie będę. Każdy sam sobie musi dobrać gości według starego (i dość dwuznacznego w tym przypadku) przysłowia: Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz.
Dobór muzyki też jest sprawą w której po porady musicie udać do sąsiedztwa czyli do Kierowniczki Doroty.Tu zajmiemy się tylko stołem. Muszą więc być liczne drobne przekąski przygotowane zawczasu aby gospodarze nie spędzili całej nocy przy kuchni. Muszą być drinki bezalkoholowe niezbędne w przerwach między tańcami, drinki prawdziwe czyli alkoholowe na podtrzymanie humoru, kruszony dla prawdziwych dam, oczywiście wina ( w tym choć jeden szampan) i po północy dla wzmocnienia nadwątlonych sił podane jedno gorące danie też przygotowane wcześniej a głęboką nocą tylko odgrzane. Musi więc to być potrawa, która odgrzewana jest lepsza niż świeżo zdjęta z kuchni.
Oto więc moje propozycje.
Koktajle bezalkoholowe
Żurawinowy
3 l soku z żurawin, sok z tuzina cytryn, 1 l esencji herbacianej z hibiskusa, 2 l piwa imbirowego, lód
Soki owocowe wymieszać z esencją herbacianą i mocno oziębić. Do kieliszków lub szklanek koktajlowych wsypać kostki lodu, wlać koktajl i dolać piwa imbirowego.
Jabłkowy
3 l soku z jabłek, sok z tuzina cytryn, 1 l soku ananasowego, 1 l wody, lód
Soki wymieszać i oziębić. Do szklanek koktajlowych wsypać kilka kostek lodu. Dolać soki i uzupełnić wodą sodową.
Malinowy
10 dag świeżych, malin lub innych miękkich owoców, 10 dag lodów waniliowych, 0,25 l mleka, 2 łyżki słodkiej śmietany, zapach waniliowy, miód
Drobno pokrojone maliny lub wybrane inne owoce zmieszać z lodami waniliowymi, mlekiem i śmietaną. Dodać miód i zapach waniliowy. Dobrze zmiksować. Wlać do szklanki i ozdobić zielonym listkiem.
Drinki karnawałowe
Skąpiradło
0,25 l gorącej esencji z czarnej herbaty, 10 dag cukru, 125 ml soku z pomarańczy, 4 łyżki stołowe soku z cytryny, 2 butelki piwa imbirowego, 1 butelka lemoniady,1 pomarańcz
Rozpuścić cukier w herbacie. Dolać soki: pomarańczowy i cytrynowy. Przecedzić płyn do wazy. Schłodzić. Dolać piwo imbirowe i lemoniadę. Dodać pomarańczę nie obraną ale pokrojoną w plastry.
Hulaka
1 l whisky, 0,5 l soku z ananasa, 0,3 szklanki cukru, 0,5 l esencji z czarnej herbaty, 1 l wody sodowej, skórka starta z cytryny i z pomarańczy, lód
Wlać do dzbanka sok ananasowy, whisky i wsypać cukier. Wymieszać i schłodzić. Dolać zimną esencję herbacianą i napój przelać do wazy. Dodać kostki lodu, uzupełnić wodą sodową, oraz dołożyć starte skórki z pomarańczy i z cytryny.
Pudrowana truskawka
0,5 kg truskawek, 2 szklanki cukru pudru, 1 butelka białego wina wytrawnego, 1 butelka wina musującego, cytryna, lód
Umyte truskawki pokroić na połówki. Posypać grubo owoce cukrem pudrem. Odstawić na godzinę aż puszcza sok. Wlać białe wytrawne wino i odstawić znowu na 180 minut. Wlać wino musujące i wymieszać. Wrzucić cytrynę pokrojoną w plasterki.
Karnawałowe coś na ząb
Faszerowany ogórek
2-3 ogórki, 15 dag mięsa krabów lub krewetek, 1 łyżka przecieru pomidorowego, słoiczek majonezu, 100 ml wywaru rybnego, łyżeczka żelatyny, 1 łyżka koniaku, sól, pieprz, natka pietruszki
Zalać żelatynę przegotowaną zimną wodą (1 łyżka) i odstawić na kwadrans. Po tym czasie rozpuścić w gorącym rybnym wywarze i odstawić do ostudzenia. Połowę tej płynnej galarety zmieszać z majonezem, krabami lub krewetkami, przecierem pomidorowym. Dolać koniaku. Posolić i doprawić pieprzem do smaku. Umyte ogórki pokroić na 3-4 cm kawałki. Wydrążyć środki zostawiając cieniutkie denko. Posolić i odsączyć nadmiar wody odwracając dnem do góry. Napełnić ogórkowe kubeczki farszem, oblać płynną galaretą, ozdobić listkiem natki i wstawić na godzinę – dwie do lodówki.
Marynowane jaja
6-8 jaj. Na marynatę: 1/3 szklanki octu 10%, 1 szklanka i 1/4 wody, 1/2 łyżeczki utłuczonej gorczycy, 1/2 łyżeczki soli
Jaja ugotować na twardo, włożyć na chwilę do zimnej wody, obrać ze skorupek. Włożyć do odpowiedniej wielkości zakręcanego słoika. Przygotować marynatę: ocet zagotować z wodą, gorczycą, solą i pieprzem. Od razu zalać jaja i zakręcić szczelnie słoik. Kiedy marynata wystygnie – wstawić do lodówki. Po dwóch tygodniach jaja nadają się do jedzenia jako smaczna przystawka.
Mousse de volaille
4 podwójne filety z kurzej piersi, 2 kajzerki, 1 szklanka mleka, 3 żółtka, 1 szklanka kremowej śmietanki, 10 dag pieczarek, 2 łyżki masła do wysmarowania formy budyniowej lub garnka, sól, pieprz
Mięso zmielić w maszynce do mięsa wraz z namoczonymi w mleku i odciśniętymi bułkami. Schłodzić dobrze i ubijać przy pomocy miksera, aby masa zwiększyła swoją objętość. Ubić także schłodzoną śmietankę, dodać ją wraz z żółtkami do mięsa, dobrze wymieszać, dodać sól i pieprz, posiekane jak najdrobniej pieczarki i całość włożyć do wysmarowanej masłem formy. Gotować pod przykryciem, w większym garnku wypełnionym wodą około 45 minut. Podawać od razu po ugotowaniu z sosem przyrządzonym z galaretki porzeczkowej ,odrobiny musztardy , soku pomarańczowego i chrzanu.
Baekenofe
1/2 kg łopatki wołowej, 1/2 kg łopatki baraniej, 1/2 kg łopatki wieprzowej, 1 kg ziemniaków, 1/4 kg cebuli, czosnek, pieprz, sól, goździki, liść bobkowy, tymianek, natka pietruszki, 1/2 l białego wina, mąka i woda
Umyte mięso pokroić w grube kostki i zamarynować w białym winie dodając: jedną cebulę naszpikowaną 2 goździkami, 2 zgniecione ząbki czosnku, liść bobkowy, szczyptę tymianku, nać pietruszki, sól, pieprz. Po dobie odcedzić zioła i odlać marynatę. W garnku z pokrywą lub brytfannie układać warstwami: kartofle, mięso, cebulę, kartofle. Zalać marynatą z cebulą szpikowaną goździkami. Jeśli nie przykryła potrawy to dolać wody. Z mąki i wody zrobić gęste ciasto. „Przylutować” nim pokrywkę do garnka. Wstawić do nagrzanego piekarnika na 4 godziny.
I na koniec parę propozycji win.
Mas la Plana Gran Coronas z Penedes (Hiszpania) – czerwone wytrawne, z dębowym posmakiem, aromatem czerwonych owoców, o ciemnorubinowym kolorze, wręcz jedwabiste. Doskonałe do befsztyków z polędwicy z gruboziarnistym pieprzem. Producent: Miguel Torres.
Meursault z Burgundii (Francja) – białe wytrawne, bardzo aromatyczne, pachnące kwiatami i jednocześnie palonymi orzechami, wręcz jedwabiste. Doskonałe do gotowanych kurcząt i ryb gotowanych w warzywach. Najlepsi producenci: Latour, Leflaive, Mestre.
Montepulciano d’Abruzzo z Abruzzo (Włochy) – czerwone wytrawne, lekkie, o aromacie ziołowym, korzennym i pieprznym, ciemnorubinowym kolorze i wyczuwalnym smaku wiśni. Bardzo dobre do dziczyzny, np. combra z dzika lub pieczeni z udźca sarny. Najlepsi producenci: Farnese, Barba, Montori.
Sancerre z Doliny Loary (Francja) – białe wytrawne, o ostrym smaku owocowym i silnym zapachu. Doskonałe do wszelkich owoców morza, zwłaszcza homarów i krewetek. Najlepsi producenci: Cotat, Lafond, Dupuy.
Komentarze
Przeczytałam. Zgłodniałam. I nie wódź nas na pokuszenie… A piotr wodzi.
Tak się składa, że na jutro szykuję niewielka kolację dla 6-ciu osób ( w tym 2 bezmięsne!!!) Podumałam, przejrzałam lodówkę i postanowiłam co następuje :
przystawki – kolorowe koreczki na szpadkach, śliwki kalifornijskie zapiekane w boczku,
zupa borowikowa lekka w filiżankach
ryba pod warzywami i oliwkami
gorące roladki z pieczarek, sera i papryki w cieście francuskim
bigos świąteczny z białą kiełbasą ( dla mięsożerców)
Do kawy kruche babeczki z wiśniami pod orzechowo – kokosową kołderką.
Są też 2 butelczyny godnego wina i inne trunki (w tym i Pana Lulkowe, a jakże)
Niezbyt to stylowe zestawienie ale tymi produktami aktualnie dysponuję, a gusty ludziska miewają przeróżne. Oby wszystko wyszło, jak trzeba.
Przepraszam Piotra z całego serca – ta mała litera w imieniu to gapiostwo, nie lekceważenie, broń mnie Panie Boże!
Skoro koktaile, to podaje przepis na tak zwany fikolek marynarski. Marynarski dlatego, ze skladniki byla zawsze dostepne w statkowym kantorku czyli tak zwanym buncie.
Butelka wermutu, najlepiej Cinzano 0,75 l
Butelka wyborowej tez 0,75 l
cytryna do wycisniecia,
Calosc wymieszac i wstawic do lodówki zeby sie przegryzlo. Serwowac w stosownych szklankach z grubego szkla, takich które nie tluka sie podczas chwiejby i wytrzymuja stan morza do szesciu stopni w skali Beauforta.
Pic po wachcie, niezaleznie od stanu morza, miejsca zakotwiczenia lub cumowania.
Niestety, raczej nie polecam przed tancami ani koncertem muzycznym szczególnie dla tych którzy chrapia.
Pan Lulek
Cos nowego w blogu. Wprowadzono kod ze kazdym razem inny. Chyba ochrona przeg niepozadanymi wpisami a moze i zamiana na moderatorów i akceptorów. Juz sadzilem, ze odkrylen nowa teorie wzglednosci polegajaca na tym, ze w kazdym blogu funkcjonue moderator wzglednie akceptator. Z nagrody Nobla rezygnuje i chyba bede gratulowac.
Zmiennokodowy
Pan Lulek
Co to za kod? 😯
Czy ten koktajl zurawinowy juz ktos pil? Wydaje mi sie strasznie kwasny. Zurawiny, cytryny (tuzin) i hibiskus (esencja), to przeciez wszystko kwasne 🙁
Prosze tez o definicje „butelki lemoniady”.
Oczywiście! Wreszcie wylazło szydełko z woreczka! Najpierw daj adres emaliowany, potem wpisz kod, a potem wszyscy twoi ze skrzynki będą mogli sobie przedłużyć… „mądzie” (Kochanowski, taki renesansowy satyr, ukrywający prawdziwą naturę za pomocą trenów).
Wineczka sobie odpuscimy, ale Beakenofe i Mousse wyglądają interesująco. Prawdziwa zagadka to te jajeczka jak korniszony. pierwszy raz o czymś takim słyszę!
Lemoniada? No prosz… Niby Kapitan, a Lucky Luke’a nie oglądał.
Panie Piotrze, ja proponuje na koktail biale wino wymieszne pol na pol z nie za wytrawnym szapanem (Matrini). Udekorowac lemonka…
Osobiscie nie jestem wielbicielka piwa imbirowego.
Moi goscie lubia napoj borowkowy a woda sodowa i sokiem malinowym…
Przestalismy podawac mocny alkohol na przyjeciach, bo nikt go nie pil…
Milej zabawy…
a
Moim odkryciem ostatnich 2 lat jest Black Velvet, czili szampan z pomiesany z piwem typu stout.
Kieliszek od szampana zapelnic do polowy piwem a nastepnie ostroznie dopelnic szampanem.
Izyku, ja nawet „Lemoniadowego Joe” pamietam i „orężadę”, ale co w dzisiejszych czasach oznacza „butelka lemoniady”? Zakladam, ze to woda gazowana z cukrem, sokiem cytrynowym i aromatem, a pojemnosc od 0,33 do 2 litrow.
Bardzo prosze, zeby ktos opisal sposób uzywania tego nowego kodu. Z poczatku sadzilem, ze jest to tylko kod cyfrowy a okazuje sie, ze sa równiez litery. Prywatnie dostalem kilka mailów z pytaniami co robic. Odpisywalem w miare tego jak zrozumialem nowy system. Dobrze byloby jednak zrobic male szkolenie na blogu.
Zwykly lamach kodów czyli
Pan Lulek
Alez to teraz piorunem idzie! Blogowiczu – koduj sie 🙂
Zrobic dokladnie to, co jest napisane. skopiowac ow kod w kratke z jego lewej strony. Bez spacji.
Panie Lulku, to nowa cenzura. Nie masz kodu – nie istniejesz 🙁 Wlasnie zrobilam eksperyment i wpisalam brzydkie slowo (z.gna) i co? Wcielo i odpowiedzialo – wpisz kod 😯
Co to jest ten kod, czemu służy? Nie mogę się skupić na koktajlach piwno-szampańskich z powodu tego szyfru. Dlaczego on się tak często zmienia?
Iżyku,
oprócz tego to wszystko w porządku ze mną. Tak mi się przynajmniej wydaje, ale głowy nie dam.
2 ceglaste
c turkusowe
b rozowe
d niebieskie
Kawa sie robi, robote odwalilam przynajmniej czesciwo, wiec moge ze spokojem wrocic do krotkiego kulinarnego opisu moich ostatnich wakacji.
Maroko zwiedzamy w sposob dosc szczegolny, poniewaz mieszka tam nasza rodzina. Co oznacza, ze do wlasciwie wszystkich miast i miasteczek przyjezdzamy z lista restuaracji, w ktorych jedzenie jest smaczne, lokalne lub nie i nie powodujace zatruc.
Jak juz rzeklam daniem krolojacym jest tajine. Pod spodem dwa przepisy na moje ulubione wersje tej potrawy.
Ryb je sie tam malo. Oczywistym wyjatkiem jest wybrzeze. Jesli nogi (kolka, lub tez skrzydla samolotu) zaprowadza was kiedys do Essaouiry, to
znajdziecie sie w miescu idealnym do obiadania sie rybami i owocami moza. Swiezo zlapane okladane sa lodem i stawiane przed calym rzedem namiotow, w ktorych uczynny byly wlasciciel ryby (badz, krewetki, kraba, homara badz jezowca) z checia twoj zakup oczysci, wrzuci na grill i poda ze swiezym chlebem i salatka.
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/moroccodec2007037.jpg
a teraz do przepisow:
Kefta tajine
Kuli miesne:
650g mielonej wolowiny lub jagnieciny (ja wole jagniecine, ale w pozaniu znam tylko dwa miejsca gdzie ja mozna kupic i jest dosc droga)
1 cebula pokrojona lub utarta (ja wole utarta)
3 lyski swiezej pietruszki
szczypta chili
1 lyzeczka cynamonu
1/2 lyzeczki imbiru w proszku
1 lyzeczka kminu ( nie mylic z kminkiem)
6 jaj
sol, pieprz
Sos:
2 cebule drobno posiekane
oliwa z oliwek
2 zabki czosnku (drobno posiekany lub zmiazdzony)
600g pomidorow, obranych i wypestkowanych (ja kupuje je w puszce, zdecydowanie mniej roboty a w zimie pomidory i ta maja malo smaku)
3 lyzki drobno posiekanej pietruszki
3 lyzki drobno posiekanej koledry
przygotowanie:
Najpierw sos. Na duzej patelni podsmaz cebule dodaj czosnek. smaz jeszcze chwilke dodaj pomidory, szczypte cukru i szczypte soli wymieszaj i podgrzewaj na malym ogniu przez ok 20 min.
Skladniki na kuli (z wyjatkiem jaj, tych jeszcze nie ruszaj) wymieszaj i uformuj z nich male kuleczki. (jesli rece posmarujesz oliwa t mieso nie bedzie sie do nich kleic). Kotleciki obsmazyc ze wszystkich stron. musza nabrac koloru 😉 Ja juz sie usmaza dodaj je do sosu i posyp swierza pietruszka i kolendra. na wierzch wbij jaja i podgrzewaj az bialka sie zetna. (mozna po wbicia jajek wstawic patelnie do piekarnika).
Podawac z chlebem.
Hmmm… wyszlo duzo tekstu. Tajine z kurczaka bedzie musialo zaczekac do kolejnej kawy.
Ludzie, ludzie, czy Wy spicie, czy Wy kodu nie widzicie ?
Jeszcze raz powtarzam jak ja to zrozumialem. W ostatniej linijce naglówka z prawej strony, poza ramka znajduja sie cztery znaki. Cyfry i litery. Kolorowe na kolorowym tle. Byc moze moga byc tylko cyfry albo tylko litery. To co tam napisano nalezy przepisac z lewej strony w ramke bez pustych miejsc. Aktualnie podany dla mnie kod brzmi: 79c9. przy nastepnym wpisie bedzie inny. Jak dotychczas cztery znaki. Chodzi prawdopodobnie o to aby obcy ludzie nie wpisywali sie do blogu z jakimis glupotami albo, zeby jakis glupi komputer nie przysylal propozycji zakupu Viagry dla Pan albo higienicznych podpasek dla Panów albo wreszcie Pampersów niemowlecych dla mnie.
Tak wedlug starej zasady: ” chamstwa na pokoje nie wpuszczac, bo nasraja”.
Bardziej dosadnie nie potrafie niestety wyjasnic zasad i celu korektury systemu.
Nie odnosze sie do meritum sprawy dopuki nie stane sie sam ofiara. Na razie zyje i moge sobie z tym dac rade.
Swiezo upieczony jutrzejszy wiejski nauczyciel.
Pan Lulek
Wpisać, wpisałam, a co z tego będzie, to nie wiem. Może ja niecytata jakaś?
Idę piec babeczki. Pół dnia zmarnowałam na ten wynalazek. Cześć. (Może mi się złośc uda wypiec w piekarniku)
z cyklu „przychodzi wieszcz do jeziora”
Nad wodą wielką i czystą
Stały rzędami opoki,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła twarze ich czarne;
Nad wodą wielką i czystą
Przebiegły czarne obłoki,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła kształty ich marne;
Nad wodą wielką i czystą
Błysnęło wzdłuż i grom ryknął,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła światło, głos zniknął.
A woda, jak dawniej czysta,
Stoi wielka i przejrzysta.
Tę wodę widzę dokoła
I wszystko wiernie odbijam,
I dumne opoki czoła,
I błyskawice – pomijam.
Skałom trzeba stać i grozić,
Obłokom deszcze przewozić,
Błyskawicom grzmieć i ginąć,
Mnie płynąć, płynąć i płynąć –
Ide wiec nad moje jezioro popatrzec na opoke, pomyslec o swiecie i przewietrzyc pluca, bo pogoda znowu cesarska i grzech w domu siedziec 🙂
Życie jest znacznie prostsze i przyjemniejsze bez przyjęć czy bankietów. Dla mnie oczywiście.
Dlaczego?
Wystarczy ze usłyszę: częstujcie się. A zaczyna hamować to moje ręce i podniebienie.
Nic z polotem i zaspokojeniem grających marsza kiszek. Nawet na instynkcie polegać nie mogę.
Są to na ogół są to dosyć drogie potrawy i napoje. Tu łyżeczka tam kapeczka i samo to, nie otoczenie, nie pozwala nałożyć na talerz tyle ile dusza zapragnie.
Często jest to smaczne a co za tym idzie należy poświęcić temu więcej uwagi. Im więcej tym dobroczyńca bardziej zadowolony.
Flaszki tez nie tkniesz wcześniej dopóty sponsorowi nie zaschnie w gardle od gadania.
brrrry
Panie Lulku – dzięki. Na odmianę nie otwiera mi się poczta. Horror nie technika. I komu myśmy rządy nad światem powierzyli? Inżynierom, żeby ich pokręciło!
Nirrod
A może masz kogoś kto ma do wynajęcie parę kwadratów w Sidi Kaouki. To kawałek dalej, od Essaourii / ciekawie budowane stare miasto/ na południe?
Szczerze mowiac nie mam pojecia, ale zapytam.
Pyra zaskoczyla, nemo zapisala, pogoda cesarska !
Nic lepszego byc nie moze. U mnie zaczynaja kwitnac stokrotki wobec czego w sobote bedzie pierwsza wiosenna stokrotkowa salatka. Oczywiscie jezeli znowu zima nie nawróci.
Muli zmienila apetyt. Z odraza nieomal je swieza mieso wolowe. Jak tak dalej pójdze to zaloze szlaban na gary i przez kilka dni zapomne o karmieniu. Tylko co na to powie jej kumpel który ostatnio nawet sypia na fotelu i przestal uciekac na mój widok. Wszystko wskazuje na to, ze coraz trudniej bedzie gdziekolwiek ruszyc sie z domu. Wprowadzlila sie do ogródka para synogarlic. Takie szare tureckie golebie. Z Azji przed kilkuset laty zalekli je Turcy. Sobieski pogonil Turkom na pewien czas kota ale synogatlice zostaly na zawsze. Zyja parami. przylatuja do ptasznika i upominaja sie o jedzenie. Dobrze, ze mam zapasy zakupione na zime.
Skoro zatem wiosna to i przepis na wiosenna salatke.
Mlode listki mniszka lekarskiego i glówki stokrotek dokladnie wymyc i skropic sokiem cytrynowym. Dodac odrobine Aceto Balsamico. Polac czarnym lub zielonym olejem z pestek dyni, dodac róznych drobno pokrojonych swiezych ziól jak szalwia, basilikum, tymian, rosmaryn, melisa i co tam jeszcze rosnie w ogródku a nie jest trujace. Sprawdzac najlepiej na sasiadach. Posolis ipopieprzyc do smaku, dobrze wymieszac i odstawic w chlodek do naciagniecia. Podawac do kanapek robionych na bagietkach albo zapiekankach z serem typu Trapistów.
Wiatry murowane, ale potem jakze lekko
Pan Lulek
Arkadius 🙂
Bo wolisz splendyt izolejszyn, zamiast odwrócić konwenans na nice (nie „najs” tylko „nicować”), choć to niebezpieczna towarzysko gierka. Opowiadł mi przyjaciel, jak to rozegrać, czyli otóż:
1. Ciasteczko. Siedzisz, łyżeczką dłubiesz i tylko czyhasz, aby ktoś pochwali, a wtedy przyrywasz z protestem „Ależ co Pani opowiada?!, Jak tak, szanowna Pani, można?! To jest dobre?! Czy Pani wie, co Pani mówi?! i sam z chwalbą nad stołem panegirycznie lewitujesz tak z pół kwadransa, wzrokiem szukając spojrzeń, aż wszyscy zaczną unikać Twojego dzikiego wzroku.
2. Wódeczka. Mało? Jest sposób… Poszedł toast, drugi, czwarty…, wiec już wiesz, kto birbant vis-a-vis, a kto „troki od kaleson”. Masz pusty ale widzisz, że ten wątrobowy obok nie dopija… Dobra nasza. Wyczekujesz na tamte przymglone oczęta. Są! No to jednocześnie główka, brewki i otwartra dłoń łagodnie w górę – raz, a tamten niczym owczarek dr. Pawłowa – cap za kieliszek, a Ty, czujny jak ważka – cap za szkiełko wątrobowego, birbant – chlup, ty – chlup i katem oka widzisz że wątrobowy widzi. I dobrze! Odstawiasz szkło, i coś Ci nie pasuje, coś tu jest nie tak. Zdumiony oczekujesz od sąsiada wyjaśnień, czyj u licha był ten kielich, tak do połowy napełniony niewytwornie?! I on cos zaczyna, ale nagle Ty – Och?! Zaraz?! To był… Pański?! Ależ ze mnie jest… (podnosisz głos a rozmowy milkną) Ale to ci ludzie, ci wspaniali ludzie. Ta atmosfera spotkania… itd. Od tej pory gospodarz będzie od Ciebie zaczynał, a wątrobowy pilnował, czy masz nalane. Wracasz najedzony, a napewno sztywny! Pewnie już nie zaproszą?
Dziekuje Pyro za dobre slowo. Przyjalem je osobiscie, Niestety ze mna sprawa jest bardziej skomplikowana. Z Gdanska jako inzynier jestem pokrecony w jedna strone, z St. Petersburga ( dawny Leningrad, jeszcze dawniejszy Piter) pokrecony jestem w druga strone. W sumie zatem trzymam sie dosyc prosto i tylko od czasu do czasu nagina mnie wiatr historii. Potem jednak wiatr sie obraca, to i ja sie prostuje.
O jaka to poczte chodzi. Czy Ty nie masz przypadkiem alergii pocztowej albo jakas stara niezaspokojona milosc do pocztyliona.
Pan Lulek
Kochani, co do tych kodów, to mi wytłumaczyli: te kolorki i wzorki są dlatego, że maszyny spamujące już się nauczyły liczyć, a takie trudniej odczytać. Bo też byłam zdziwiona.
Ciekawie mi wyglądają Panapiotrowe napoje. Ale skąd maliny (świeże) i truskawki w karnawale? Zwłaszcza takim krótkim jak w tym roku 🙁
Izyk, masz u mnie flaszke, juz wczoraj mialem napisac, ale mnie zawalilo, jesli antek sie zgodzi, to pomoge Mu klawiature za Toba taszczyc
Nirrod
w takim razie zapytaj i o Dakhle. To zachodnia Sahara, dosłownie koniec świata. Tam nawet psy dupami nie szczękają.
A Marokko to wspaniały kraj i tacy sami ludzie. Wszędzie maja kuzynów. A do tego jajcarze do potęgi.
Po całodziennej tułaczce dobrnęliśmy wieczorem do hotelu mieszczącego się w dawnym glinianym zamczysku. Na recepcji wręczono z uśmiechem klucze i ledwo poruszając kończynami dotarłem pod odpowiedni numer. Wszedłem do środka i oczom nie wierze. Apartament 100 kwadratów. Dwie toalety, dwie łazienki, do siedzenia poleżenia i przyrządzenia jedzenia. Tyle tylko ze do spania nic nie znalazłem. Za telefon i próbuje to wyjaśnić. Ale to przeszkoda nie do pokonania. Naciskam ponownie stopy w stronę recepcji. A oni tam rozbawieni jak na dobrym przyjęciu. Po czasie udali ze skumali, co mam na myśli.
To nie możliwe, to nie możliwe by nie było tam gdzie spać.
Zgłupiałem do reszty. Poprosiłem by pokazano gdzie i jak możemy tam spać.
Okazało się, ze wystarczy pchnąć ogromne lustro na ścianie. A za nim komnata jak z baśni 1000 i jednej nocy. Dalej już nie będę klepał.
Rano podczas śniadania rozmawiałem z innymi gośćmi o przygodach. Okazało się ze przeżycia poprzedzające tam pierwszą noc inni mają podobne.
W tych kuzynow to ty za bardzo nie wierz.
Co do Dakhli, to zapytam tesciowa, bo tam ostatnio byla sluzbowo, wiec zakladam, ze gdzies nocowala ewentualnie wie, kto region zna. Twierdzi, ze okolica piekna.
Ostatnia blacha babeczek wychynęła z piekarnika, Teraz „odpoczywają” 5 minut zanim nie wylądują na talerzu.. Na obiad ryż z gulaszem, a nastrój mi się najpierw poporawił, a potem siadł. Siadł zaś po wizycie pięknej Wnuczki. Mam coraz mniej cierpliwości dla młodzieńczej głupoty. Nasza rodzinna lalka Barbie stwierdziła, że jej się odwidziało mieszkanie z rodzicami w domu na obrzeżach Parku Narodowego. Nie ma znajomych mi ludzi zbliżonych wiekiem, więc ciągnie do miasta. A że jej Ojciec włożył w ten dom 3 miesiące ciężkiej pracy o pieniądzach nie wspominając i że młodzi zobowiązali się do ponoszenia połowy kosztów i spłat, a teraz Ojciec z Matką zostaną z tym pasztetem sami, to już blond-Wenus nie bierze pod uwagę. Cholera mną trzęsie. Szkoda, że nie umiem pić do lustra, bo chyba bym się ululała na smutno.
Bry bry.
Witam w zakodowanym swiecie. Jak byk stoi: przepisz podany kod. Rubryczka jest, przepisuję, bo przeczytałam ze zrozumieniem.
Pyro, współczuję. Znam podobne przypadki, może nieco inne okoliczności. Co do mnie, jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że dziecko od dawna jest samodzielne. Swego czasu wymagało to ode mnie radykalnego posunięcia, żeby zrozumiał, że bujać to się może do czasu. Twierdzi dzisiaj , zę to było dobre posunięcie. Ale to inna bajka.
Tutaj dzieci wyfruwają z gniazda szybko, szybko sie usamodzielniają, ale to zupelnie inne społeczeństwo i działa na innych zasadach. I inne warunki. W Polsce jest ciągle to poczucie, że dzieciom trzeba pomóc. I czasami na tym wychodzi się, jak się wychodzi. To rodzice są lojalni, a młodzi… mają swoje pomysły i jak im coś wpadnie do głowy, zapominaja o zobowiązaniach. Nie martw się, Pyro.
Lecę do zajęć.
Mnie podoba sie szwecki system.
Opieka do matury a potem ciezarówka do przewiezienia latorosli z balu maturalnego do domu i jazda na swoje smiecie.
Z moim synem ulozylo sie wspaniale, kiedy pomoglem mu wystartowac a potem zapomnialem na pewien czas, ze jest uklad syn ojciec. Trzeba byc konsekwentnym i umiec powiedziec teraz na wlasne smiecie prosze. Po krótkim czasie rozmawia sie z latorosla jak Polak z Polakiem. Na cale szczescie jak przyjda wnuki a jeszcze bardziej wnuczki, to topnieje serce dziadowskie.
Troche jak w polityce miedzynarodowej. Z panstwami sasiednimi stosunki sa zwykle pelne napiec ale ci dalsi, to sa prawdziwi przyjaciele. Nawet niema sporów granicznych i kuchnia jakby lepsza. Chyba, ze kraj jest dlugi, tasiemcowy, wtedy ci z Burgenlandii kochaja tych z Bawarii a ci z Tyrolu przepadaja za Wegrami. Bywaja nawet lepsze daleko lezace milosci. Na przyklad geologów ze Szwajcarii i Rumunii.
Mój ojciec zawsze byl zdania, ze kobiete nalezy szukac tak daleko jak mozna. Wtedy wszystko mozna zwalic na róznice mentalnosci narodowej.
Jesli nie wiezycie to pomyslcie sobie o Aleksandrze Wielkim i Roksanie, ze przypomne przyklad który tak po prostu wpadl mi do glowy.
A na mlodych niema co narzekac. Zapomnial wól jak cieleciem byl.
Pan Lulek
Nie zapominając o własnym cielęctwie – pełna zgoda, Panie Lulku. Zimny wychów jak latorośl dorosnie, bo żadnej przysługi smarkatemu nie robimy, ciągnąc za uszy i wiecznie pomagając – tylko kalekę życiową.
Czasem pomóc trzeba – ale również do czasu.
U mnie 0C i zapowiadaja wielkie sniegi. A po śniegach wielkie mrozy 😯
ZIMA !!!
Bedac jednostka mloda zgadzam sie z P. Lulkiem i Alicja. Moj ulubiony zostal wykopany z domu w wieku lat 19. rodzice dokladali mu do studiow i tyle. Jak porownuje efekt jaki to mialo na niego z tym jak sie udali jego przyjaciele z dziecinstwa, ktorych rodzice za raczke prowadzili, to stawiam na zimny chow. Przy czym mowimy to o dzieciach z tzw. dobrych domow.
Wniosek za duzo milosci tez szkodzi.
Z Pyra tez sie musze zgodzic, bo mlodzi tez nie zawsze sa w porzadku. Jak nie chcieli mieszkac z rodzicami, to moze by to trzeba bylo powiedziec zanim kupiono dom? Nie mowiac juz o rzeszy moich znajomych wykorzystujacych rodzicow jako darmowe przedszkole i pomoce domowe.
Pyro, moze to wszystko sie jakos wytrzynasci jak w brydzu…
Z takiego wspolnego mieszkania moga powstac konflikty, ksztaltuja sie rozne zaleznosci, a mlodzi wciaz nie sa decydentami mieszkajac jakby u siebie. Nie mowiac juz o potencjale na komplikacje w przyszlosci…
Wychowalam sie w domu pod lasem. Bylo fajnie, ale tylko do 14-go roku zycia. Potem po wszystko trzeba bylo jezdzic kilometrami do centrum: do szkoly, do kina, na koncert, na randke, na kawe.
Czasami najlepsze plany trzeba zmienic, aby sie niepotrzebnie nie unieszczesliwiac.
Trzymaj sie cieplo,
a
Ja te moje refleksje pisałam na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń, nie bardzo maja one związek z tym, co pisała Pyra.
Jest takie powiedzenie, że dzieci są niewdzięczne. Może bywaja , bo nie jest to reguła, większość docenia, wcześniej czy pózniej. Zwłaszcza, jak własne potomstwo da w d… 🙂
A z wykorzystywaniem miękkiego rodzicielskiego serca zgadzam się – tylko sobie dać wejść na głowę, a cały wachlarz środków manipulacyjnych idzie w ruch.
Tutaj istnieje to w formie szczątkowej – i tylko w polskich rodzinach, a przynajmniej ja się nie spotkałam z takim postępowaniem u autochtonów.
Nie mieliscie czegoś takiego, że po maturze to tylko sie wyrwać? No właśnie!
Po maturze to moze nie, ale jak na studiach juz mieszkalam sama, to mysl o powrocie do domu na dluzej niz swieta nie byla mi najmilsza. A rodzicow mialam i mam kochanych i zawsze dobrze z nimi zylam.
Alicjo, o niczym innym, jak tylko o wyrwaniu się po maturze, nie marzyłam!
Dziś nie gotowałam w domu. Po bardzo wyczerpującym dniu ( oszczędzę wam szczegółów ) powiedziałam „ni” i poszłyśmy z D. do pizzerii da Luigi. Wreszcie zjadłam pizzę nie tylko smaczną ale i nieprzesoloną. Chwała im za to!
Dzien Marialki (raport w zastepstwie, spisany z dyktafonu)
„Będąc młodą lekarką, wszedł raz do mej przychodni, pacjęt o wzroku mętnem i twarzy zbolałej.
– Dziemdobry pani doktor.
– A dziędobry. Co pana sprowadza?
– Sprowadza mniem do pani doktór wrzód na du?.
– Proszę nie przeklinać! ? szybko przerwałam ? rozębrać i położyć na kozętce
Pacjęt obnażył się był, zalęgł na kozetce wypinając mniej szlachetną swą stronę. Rzęczywiście, na prawym pośladku stęrczał, wielki niczę męska pięść, nabrzmiały wrzód ropny. Szybko poznałam jegoż odmianę – ulcus politicus pisuarum.
– Higięny politycznej pan nię zachował ? powiędziałam i wrzód lekko ścisłam – Na wyborach pan był?
– Auuuuu! ? wyjęczał pacjęt ? nie byłem ale co to ma do rzeczy, pani doktór?
– Ma i to wiele. To wrzód polityczny, odmiany pisum jest, bolesny najbardziej. Niestety panu nie pomogę bo strajkuję a zresztą i tak pięlęgniarki nię ma. Na kąping w Aleję Ujazdowskię pojęchała.
– Pani doktór, ja siedzieć nie mogem! – zaprotestował
– Nąstępną razą głosować pan pójdziesz a oszołomom zwieść się nie dasz ? z satysfakcją się zaśmiałam ? za dwa lata zniknie
– Pani doktór żartować raczy ? powiedział pacjęt ? ja tu takom kopertę mam a w niej?
– Zwariowałeś Pan? ? zaprotestowałam ale szybkim ruchem (durne przyzwyczajenie!) kopertę w szufladzie umięściłam. I to był błąd. Drzwi z futryną wpadły do środka (Traaaach) a przez nie, czarno ubrani wojownicy ninja (ijaaaaah!) gabinęt zdemolowali a na mych rękach kajdanki (pstryyyk) zatrzasli. Zaciękły minister, w ząbek czesany, w tv powiedział, że ta pani doktór więcej już, wrzodów politicus pisuarum, usuwać nie będzie.”
Nemo,
zaprotokołować? 🙂
Pyro!
Przepraszam,że się wcinam, ale bardzo podobne problemy z potomstwem ma moja siostra, mieszkająca także na obrzeżach Parku Narodowego! 😉
I także dzisiaj przejawiła z tego powodu chęć wypicia czegoś do lustra.
Może to jakaś epidemia? 🙂
a.j
To Szumańskiej, czy Kapitan sam takie pastisze pisze?
Alicjo, to nie moje 🙁
A to szkoda.
A swoją drogą, Szumańska dalej pisze? Mysłałam, że już tego nie ma.
Pewnie to stare…
A Kapitan jakby zechciał, to na pewno by potrafił 😀
Pan Lulek pisze, ze zony trzeba szukac daleko od domu, a ja slyszalam kiedys przyslowie
„jak krasc, to daleko,
a jak sie zenic, to blisko”….(tu buzka z usmiechem, bo emotikony mi nie dzialaja).
A poza tym mam zime. Pada mokry snieg, juz kilkanascie cm; drzewa i domy wygladaja jak w bajce. Zrobilam wiec wielkie zakupy, bo moze wkrotce nie da sie dojechac do sklepu, i przy okazji kupilam pojemniczek „kumkwatow”(kumquat).Kwasno-gorzko-slodkie, i bardzo aromatyczne (zaraz poszukam w archiwum bloga dyskusji o tych slicznych owockach).
Przeczytałam. Nic nie powiem, drugie piwo kończę, klawiatura jest coraz trudniejsza.
Nemo, jakbyś przy tym była.
Wasza poturbowana przez ninję, smętna pijanica.
Poniższy, opublikowany przez GW tekst pochodzi z bloga Wojciecha Orlińskiego ‚Ekskursje w dyskursie’
Spamiętnika młodej lekarki. Ehę, ehę. Będąc młodą lekarką, rzutującą na pierwszy front dekomunizowania rubieży, wszedł raz do mej przychodni pacjęt o wzroku wzburzonym.
– Dziędobry pani doktor.
– A dziędobry. Co pana sprowadza?
– Sprowadza mię do panidoktór lustracja.
– A na czym się panu zrobiła?
– Na posiedzeniu Podstawowej Organizacji Partyjnej Prawa i Sprawiedliwości w Polskim Radiu, pani doktór.
– Ach – spłoniłam się dziewczęco. – Nie wiedziałam, że taką już mamy.
– Mamy, mamy, pani doktór, towarzysz sekretarz Marcin Wolski jak tylko odnalazł swój stary gabinet, w którym sekretarzował POP PZPR za komuny, wzruszył się okrutnie, kazał odnowić, wydrukować nową papeterię i zasiada teraz jako POP PiS.
– Medycyna niestety jest wobec tego przypadku bezradna – powiedziałam, zachowując ton adekwatnej powagi.
– Medycyna może i tak, ale my nie – zarechotał pacjęt – My musimy panią doktór zmusić do zlustrowania, żeby wykształciuchy się nie śmiały, że w radiu zostały już tylko stare komuchy jak Wolski, Czabański czy Targalski.
Uznałam, że już czas na przejęcie inicjatywy strategistycznej. Inteligentnym fortelem odwróciłam uwagę pacjęta.
– O, ptaszek!
– Gdzie?
Zaaplikowałam narkozę (BUM!). Śmiałym ruchem umieściłam pacjęta na fotelu i przystąpiłam do trepanacji czaszki (wzzzzzzz!). Dokonałam sekcji treści mózgowia (ćplskślpskslślslsplsk). Znalazłam żałosne kompleksy, zawiść i opakowanie po wazelinie. Przeniosłam te ciała obce do autoklawu (zzziut!). Następnie wlałam pacjętowi do głowy litr oleju (chlllust!), umieściłam czaszę czaszki w położeniu pierwotnem i zaszyłam catgutem (ciachciachciachciach).
– Już po wszystkiem, może się pan obudzić! – oznajmiłam.
– Gdzie ja jestem?
– W mojem gabinecie. Przeprowadziliśmy zabieg mający pana wyleczyć z kaczyzmu. Ile pan widzi palców?
– Jeden.
– Dobrze. Co pan myśli o lustrowaniu satyryków?
– Od żartowania to są chyba satyrycy, nie politycy?
– Dobrze. Co pan myśli o obecnej polityce radiokierownictwa?
– No wariaci jacyś się do tego dorwali, najciekawsi ludzie odchodzą, zostają same stare komuchy udające antykomuchów. To na dalszą metę samobójstwo jest przecież.
– Doskonale. Jest pan wyleczony. Nowoczesna medycyna po raz kolejny zatryjomfowała nad wstecznictwem i zabon… zabonbonem. Co ma pan w tej kopercie?
– Druk oświadczenia lustracyjnego, ale to teraz niepotrzebne, bo już zmądrzałem. Dziękuję pani doktór, czuję się o wiele lepiej, rzucę te głupie papiery byle gdzie, na przykład tu na parapet. Do widzenia!
Niestety, ledwie pacjęt opuścił mój gabinet, przez okno weszli komandosi z Centralnego Biura Antylekarskiego, ostrzeliwując się zaciekle (papapapa! ka-buuuum! zzzzzzzonnnk! putatatatataputatatata!). I tak właśnie znalazłam się na tej oto konferencji prasowej poświęconej mojemu usiłowaniu morderstwa dla uzyskania korzyści materialnej o wartości zadrukowanej kartki a cztery.
[guest starring – Minister Ziobro]: Ta pani już nikogo nie rozśmieszy.
Ewa Szumanska wystepowala do kwietnia 2007 w Polskim Radio. Musiala po.egnac sie z antena w wyniku odmowy podpisania oswiadczenia lustracyjnego
Taaa… Jakby ta agencica i oligarszka miała czyste sumienie… Nie wiem co powiedzieć…
Mów, co wiesz, Iżyk. Zlustrujemy!
A Wolskiego to nie poznaję… nie jego jednego zresztą.
Idę zerknąć w lustro, może i siebie nie poznam 😯
Widzisz, Alicju… Twierdzę, czy może raczej podejrzewam, że współczynnik społecznego zidiocenia jest const bez względu na naród, historię, czy szerokość gograf., tylko w niektórych miejscach ma cieplarniane warunki. Najpierw ustrój sprawiedl. społ. tworzym im oranżerię, teraz diametralnie inny i innym pozwala rozkwitać. Niby inny, bo idiota narodowy jest wciąż ten sam. Jak się popatrzy na blog p. Szostkiewicza… Znów nie wiem co powiedzieć…
Wiem!!!
Oni się żywią dialogiem! Trzeba mówić swoje, lecz nie podejmować dyskusji!
„Z idiotą sie nie dyskutuje – najpierw sprowadzi cie do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.”
Iżyku dawno zauważyłem ,że idiota bez dialogu usycha jak kwiatek bez wody.
Ładne te Misiowe prace, choć nie do każdej tło dobrane (biały tynk). jakby obiektyw odjechał, to może i pracownię bym wszyscy obejrzeli?