Gdzie jadało towarzystwo warszawskie
W Warszawie przy ważnych okazjach dobre towarzystwo jadało w restauracji „Simon i Stecki” przy Krakowskim Przedmieściu. Niegdyś był to skład win i towarów kolonialnych. W połowie lat 20 zaczęto też prowadzić tam wytworną kuchnię. Na parterze pozostał skład win a na piętrze urządzono wytworną salę restauracyjną, gdzie do stołów, nakrytych nieskazitelnie białymi obrusami z adamaszku, kelnerzy ubrani we fraki podawali „vol-au-vent w sosie poulet” i „noisette baranie z sosem soubise” na lśniących srebrem talerzach… W przestronnych piwnicach pozostał z czasów „Simona i Steckiego” tak zwany skarbczyk z najcenniejszymi winami węgierskimi. Była wśród nich słynna „kapka”, która kosztowała, bagatela, ponad trzysta złotych za butelkę! Ówczesny właściciel lokalu, Jordan, prowadził do piwnic tylko wyjątkowych gości. Pewien zamożny przedsiębiorca, a zarazem koneser dobrej kuchni, Władysław Płachciński wspominał kolację u „Simona i Steckiego”, kiedy to Jordan osobiście czuwał nad menu: „Na początek wypiliśmy po 3 – 4 kieliszki starki. Wprawdzie nie legendarnej Karakozowiczów, ale i nie S.S. Bardzo dobrej. Na zakąskę dał dobrego śledzia w oliwie, sardynki i befsztyk po tatarsku. Na klamerkę wypiliśmy po szklance pilznera. Następnie podano łososia z wody i kartofle z masłem, Chateau Yquem, wino z cudownym bukietem, ale słodkie, deserowe. Należało, według mnie, podać Chablis. Potem podano kwiczoły i bardzo dobry Burgund. Wolałbym Bordeaux, Pontet Canet lub Chateau Lafite. Potem były gruszki po kardynalsku i zimne Chateau Yquem. To było świetne. Na kawę zaprosił nas do piwnicy. (…) Dał nam skosztować, po naparstku, legendarnej kapki. Na beczce, nakrytej papierem, podano doskonałą kawę i butelkę dobrego, starego węgrzyna”.
U „Simona i Steckiego” kuchnią zarządzał Jan Ostrowski, mistrz sztuki kulinarnej, który wcześniej gotował dla gości restauracji Mieczysława Lijewskiego, położonej vis a vis Uniwersytetu, również na Krakowskim Przedmieściu. Specjalnością „Lija”, jak nazywali lokal stali bywalcy, były zrazy wołowe podawane w wydrążonym bochnie gorącego, razowego chleba. Ostrowski przyrządzał też specjały ze świeżych ryb, trzymanych w widocznym dla gości specjalnym basenie. Tylko na węgorze chadzano do konkurencji – ponoć najlepsze były w restauracji Langnera: wędzone, pieczone na ruszcie, faszerowane, polane doskonałym rakowym sosem, którego receptura pozostała nigdy nie odgadnioną tajemnicą firmy.
Komentarze
jadac to tam moglo to towarzystwo. ale jak potrzebna byla metryka urodzenia to jechali cala noc pociagiem i pozniej jeszcze z kalosza trzy godziny dreptania mieli
Simon i Stecki http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94844/115c2c5ec6f5a0ff82562d483eccf7c0/
Asiu, jesteś Sezamową Damą 😀
🙂
Dla Danusi i Alaina z najlepszymi życzeniami 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=6GLYOECLHLU
Tak jest, jak do kalendarza nie wpuszczają – Danuśko, Alanie – wielu wspólnych lat i pociechy z udanych dzieciaków.
Leje, a ja zdany jestem od wczoraj na rower.
Mimo tego: Dzień dobry!
Biorę się za ciasto z czekoladą i wiśniami z nalewki.
Na razie,
pepegor
Przeuroczej Zonie Wedkarza i Wedkarzowi tez wszystkiego najlepszego!
…a Nemo to nas pewnie zaskoczy tym, ze swieta spedzi w NZ
Robie wlasnie tutejsza kartoflankie czyli danie z czasow zarowno wojny trzydziestoletniej jak i czasow cudu gospodarczego, kiedy trzeba bylo zaoszczedzic na nowoczesna mebloscianeke i stolik w ksztalcie „nerki”. Tutejsza kartoflanka jest gesta i przecierana przez odpowiedni instrument kuchenny w zasadzie z samych kartofli, u mnie jest jeszcze dodawana wloszczyzna a na wierzchu beda plywaly krewetki z aktualnej ery kryzysu.
…czyli mam cala historie Europy w jednym garku.
Ta historia o simonie i steckim także ze „Smaków dwudziestolecia” ….
Kochani-jesteście naprawdę wspaniali,dzięki za pamięć 🙂
Wczoraj z braku czasu wypiliśmy jedynie lampkę wina.Romantyczna kolacja we dwoje przewidziana na sobotę 😉
Witam, jeszcze słonecznie 😉 😀
Danuśko, życzę Wam obojgu wielu dziesiątków cudownych, zdrowych lat wspólnego życia. 😆
Rok temu zapomniałam wpisać do swojego kalendarza Waszą rocznicę, ale już się poprawiłam. 😀
Pyro, w żadnym z naszych blogowych kalendarzy, nie znalazłabyś informacji o rocznicy ślubu Danuśki i Alaina. 🙁
Święta za tydzień a ja się bawię w życie towarzyskie i latanie po sklepach. Na razie ściągnęłam do domu prawie wszystkie niezbędne produkty świąteczne i prezentowe. 😀 Został mi do kupienia jeszcze dobry boczek, te które widziałam nie wzbudziły mojego zaufania. Został mi jeszcze jeden maciupci sklepik, gdzie mieli wyroby naprawdę doskonałe, choć drogie.
Miłego dnia Wszystkim i do wieczora – dzisiaj wracam o bardzo przyzwoitej porze. 😉 😀
Witam Szampańsko i z szampanem
dzisiaj będziemy mieli poprawiny
rocznicy ślubu Danuśki z Alainem 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Nawet mi się zrymowało 😉
Wpisałam – Zgago, proszę zerknij do kalendarza i jak będziesz miała czas, dodaj z Twojego kalendarza to, czego w tym nie ma i pchnij mi mailem, uzupełnię.
No, ciasto wygląda objecująco.
Posililiśmy się właśnie objadowo samograjem. Nasmażyłem mielonych wczoraj tyle, że resztki zje się później z chlebem. Do tego były kartofle w mundurkach i zasmażana cebula z papryką, co na nią też już był czas.
Wczorajsze zwiastunki zimy, jemiołuszki przyniosły faktycznie jej namiastkę. Poranny deszcz zamienił się w śnieg, a temperatura spadła lekko poniżej zera. Ja zaś szykuję sie do wyjazdu (rowerem!) do sklepu po rzeczy na sałatkę.
To tyle na razie.
Spadaja pierwsze platki sniegu!
Danusko,
Naj, naj, najlepszego!
@doro:
„kartoflankie czyli danie z czasow (…) wojny trzydziestoletniej*)”
no, powiedzmy, prawie…
pierwszym niemcem, ktory posadzil kartofle byl, w roku 1647, hans rogler, chlop ze wsi pilgramsreuth(stoi tam od 1990 jego pomnik), a sadzonki otrzymal od czechow;
hodowla kartofli na skale masowa rozwinela sie grube sto lat pozniej.
—————————————————————————–
*) 1618-1648
Dzień intensywny. Był Synuś zmotoryzowany dzisiaj. Matka (ja) z miejsca wykorzystała sytuację i pogoniła Młodszą z Synusiem na zakupy świąteczne do Reala. Dostali kartkę, a na niej kilka pozycji : ryby, wiaderko białego sera, 3-4 kg tańszego mięsa na pasztet i bigos, 3 puszki mleczka kokosowego, puszkę niebieskiego i czerwonego mleka skondensowanego. A co przywieźli? Zgodnie z zamówieniem puszki z mlekiem i wiaderko sera, a poza tym: 4 du że filety pstrąga, 2 b.duże filety łososia (do wigilii 2 osoby) 2,20 kawałków gulaszowych od szynki, 2,6 kg plaster szynki bez kości, od 3 kg udźca wołowego. W rezultacie dobrego jakościowo mięsa mam dosyć na cały styczeń ( w domu jeszcze 2 polędwiczki i 4 nogi kacze – Ryba nie przyjedzie) i nadal nie mam mięsa na pasztet i bigos. Ryby (w domu jeszcze 2 duże filety miruny) też mam na kilka obiadów, rybę w galarecie albo w sosie i tymbaliki z ryb. Nie ma to jak wyręczać się dziećmi. Oczywiścire wydawałam stosowne okrzyki radości.
Jestem, jestem!!!
Wróciłam, muszę się ogarnąć, zrobić coś do jedzenia – mam chwilowo dość restauracji i niedomowej kuchni!!!
Potem doczytam, jak już będę nażarta jak pyton, a kapucha na bigos zacznie wydzielać miazmaty kapuściane…
Na razieczku!
dobry wieczór …
Danuśka i Alan miłego, słodkiego życia … 🙂
wiatr jakiś się zerwał ..podobno dwa fronty walczą i ma być chłodniej ..
Czy mogę podzielić się szokiem, którego doznałam po przeczytaniu, że:
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063,10806192,Magda_Gessler_bedzie_miala_kawiarnie_w_Katowicach.html
Wprawdzie to bardziej nadaje się do wczorajszego wpisu, ale przez moje łazikowanie, dopiero dzisiaj się o tym dowiedziałam.
Kawiarnia „Kryształowa” w okresie przedwojennym nazywała się „Caffe Otto” i była (jeszcze do lat sześćdziesiątych ub.w.) najładniejszą kawiarnią, w której już w tamtych czasach była wydzielona osobna sala dla palących, co było wyjątkiem. Poza tym oferowała klientom bardzo dobrą kawę i najsmaczniejsze ciastka z własnej cukierni. Mam ogromną wątpliwość, czy uda się jakiemukolwiek inwestorowi przywrócić dawny czar, atmosferę tej kawiarni. Nie wspomnę już o wyrobach cukierniczych. 🙁 👿
Alicjo, zajrzyj do poczty. 😀
takie coś przeczytałam wczoraj …
„W Atenach aresztowano bezdzietnego eks-policjanta, który dzięki sfałszowanym dokumentom pobierał od kilkunastu lat zasiłek na 19 dzieci.”
Ci Grecy mają fantazję do kombinowania … 😉
Jolinku, rety, to istnieje jakaś nacja, która nas przebija w kombinowaniu ? 😯
Zgago,
Większość drobnych „biznesów” na ul. Warszawskiej w Katowicach (dla nieznających miasta – przy tej ulicy jest kawiarnia „Kryształowa”) padło na skutek przedłużającego się remontu ulicy. O ile mnie pamięć nie myli, wpierw robotnicy grzebali się z wodociągami a potem z torowiskiem. Przez kilka lat spory odcinek ulicy był rozkopany i praktycznie wyłączony z ruchu. Po remoncie jeszcze zlikwidowali duży przystanek autobusowy i ograniczyli ruch samochodowy. Kiedyś to była ruchliwa, pełna przechodniów ulica. Teraz tłumy przeniosły się do centrów handlowych. Skończyły się czasy deptaków.
Życzę p. Gessler powodzenia, aczkolwiek tak jak Ty – mam wątpliwości.
Wszyscy potrafią kombinować, Zgago – byś się zdziwiła!
Tylko niektórzy robią to lepiej, inni gorzej 😉
Ten Grek moze by nie wpadł, gdyby nie był taki pazerny – no wiecie, co?! !9 dzieci? 😯
Już sam fakt zwraca uwagę…
Zgago, zajrzałam do poczty, dzięki – wezmę się za to potem.
Nie przycięłam forsycji i malin, więc pracuję, mogłam to zrobić miesiąc temu, ale mi się wymskło z pamięci.
Robotnicy gazowi ryją mi na podwórku jak krety (!!!), ale całkiem cicho się to odbywa. Na razie! Bo jak przyjdzie im kuś asfalt, to może coś usłyszę. Na razie idzie miętkie.
Na obiad ziemniaki stłuczone, jajko posadzone na wspaniałym boczusiu z polskiego sklepu, sałata mieszana.
Witaj Nisiu na zachodniej rubieży 🙂
Dzisiaj wracałam do domu autobusem. Wracała też grupa dzieci z opiekunami. W pewnej chwili usłyszałam jedną z młodszych dziewczynek (7-8 lat): „proszę pana, czy oglądał pan wczoraj Titanica? Tam goła baba rozbierała się do golasa!” 🙂 Ciekawe co zdejmowała, jak była już goła 🙂 I wiadomo co dzieci teraz najbardziej interesuje.
Dziewczyny-dzięki za życzenia 🙂
Osobisty Wędkarz ma od kilku dni do dyspozycji nowy kanał w telewizorze o
wędkowaniu i polowaniu,więc teraz albo będzie sam wędkował albo oglądał innych
w akcji.Ło Matko Boska!!! Może jednak znajdzie czasem trochę czasu i ugotuje jakiś obiad.Rybny,rzecz jasna 😉
Jolinku-ten wiatr,który pojawił się właśnie u nas,to pewnikiem jakieś okruchy Joachima.
http://tvp.info/informacje/swiat/huragan-joachim-szaleje-nad-europa/5923116
Jak tam się miewają nasi „Francuzi”-Elap,Alina i Sławek? Mam nadzieję,że rzeczony Joachim nie poczynił żadnych spustoszeń w Waszych okolicach ?
Oraz,że w Helwecji Nemo trzyma się dzielnie i nigdzie Jej nie zdmuchnęło wśród okolicznych alpejskich szlaków.
Nisia nam przybyła planowo. Może już przed świętami nie będzie dróg odkurzała?
Zlałam likier cytrynowy i jak zwykle wzdycham, że tego jest tak mało i nastawiłam na malibu – w poniedziałek dodam mleko takie i inne. Jest to raczej deser alkoholizowany, nie alkohol i w święta się bardzo przyda dla pań, a potrzebuje tylko 5 dni dojrzewania, licząc od wlania mleka. Czeka mnie jeszcze (jutro) dzielenie tego kupionego mięsiwa i upychanie tam, gdzie w ogóle nie ma miejsca, czyli do zamrażarki. A miejsca nie ma, bo są maliny, szparagi, kurki, sosy i teraz 5 paczek z rybami – a mam tylko 1,5 szuflady. Chyba pójdę w łaski do sąsiadów.
Dla Zgagi: http://slaskie.fotopolska.eu/Katowice/b236,Kawiarnia_Otto_Liborius_dawna.html
Danusiu i Alain! Ściskam Was jubileuszowo! Życzę posiadanej już urokliwości przez nastepne lata! Alain, kiedy znowu idziemy na pstrągopodobne?
U mnie morsko. Wczoraj zupa rybna z suma, dzisiaj krewetki (nabralem apetytu po Pepegorowych wpisach).
Bodajże Gospodarz pisał o przydomowej wędzarni. Ktoś też o podręcznej. Miałem ci ja taką w Bułgarii. Pospawane kawałki blachy w postaci skrzynki z pokrywą. W 1/3 od góry był ruchomy ruszt. Wsypywało się tam bukowe wióry a na ruszt ryby albo grzyby albo lwyby… Najlepsze były filety z rekina, „file od akuła” jak mówili Bułgarzy. Zapalone wióry żarzyły się i kopciły, że ha!
Najśmieszniej było z wiórami, które woziłem z Polski, bo w Bułgarii bukowych drzew jak na lekarstwo. Celnicy byli przekonani, że w worku coś znajdą. Drzewiej wesoło było…
Aha. Nazywaliśmy to „kopciołka”
Ewo, ponad wszelką wątpliwość, remont ulicy był ostatnim „gwoździem do trumny”. Dzierżawcy też mieli swoje za uszami. Weszłam tam w późnych latach dziewięćdziesiątych i to już była tragedia; smród, brud i ubóstwo. Wejście do dużej sali i 2 małych było zabudowane jakimiś płytami, ostał się tylko przedsionek. Ciekawa jestem gdzie są teraz piękne, kryształowe drzwi obrotowe.
Przez kilka lat (1962 – 1963r ) pracowałam naprzeciw kawiarni i nie było dnia, żebym nie latała tam po najpyszniejsze WuZetki, napoleonki, stefanki – pamięta ktoś jeszcze „stefanki”? Mniam, mniam, na samo wspomnienie ślinka cieknie. 😉
A ile randek tam się przeżyło. 😉
Danusi i Jej Wędkarzowi wielu kolejnych rocznic, wyrozumiałości i uśmiechu na co dzień!
Asiu, jak zwykle, jesteś niezawodna. Wielkie dzięki. 😀 😀
Danuśce i Alainowi – słodkiego, miłego życia!
W złą godzinę wypowiedziałam, bo weszli już na asfalt, przez 1/3 przedarli się jak przez masło, ale teraz jest już skała pod asfaltem i maszyna ledwie dycha. A do tego pył 🙄
Forsycja jest z przodu domu, więc muszę odpuscić, dopóki sie nie przedrą przez skałę. Maszynę maja fajową, takie kółko, tarcze stalowe jakby, grubaśne.
Pyro,
przeczytałam listę, co masz zakupione mięsno-rybnie i pomyślałam sobie – kryzys nadchodzi czy jakie licho? Mnie by taka ilość na dobry kwartał starczyła, święta czy nie 😯
Pyro,
następnym razem jak Cię najdzie, żeby się dziećmi wysługiwać, zasugeruj, żeby najpierw kupili zamrażarkę (nie musi byc największa), a potem przypasowali owe zakupy do niej 😉
Robotnicy ryją (już są przy końcówce, więc nalałam sobie czerwonego, bo toastu czas nadszedł.
Zdrowie Danuski i Alaina po raz pierwszy!!!
Nie ma to, jak poprawiny 😉
W Poznaniu jadano kiedyś między innymi w „Bawarii”. Od 1893 r. jej właścicielem był Paul Mandel, który gościom polecał: świeżo pieczoną szynkę w cieście, peklowane wieprzowe kopytka z grochem i kapustą, węgierski gulasz z kluseczkami, wędzone żeberka z grochem, pieczone prosię z rożna nadziewane kaszą gryczaną z dodatkiem zmielonej wątroby, serca, jajek i przypraw. Gdy w lokalu urządzano „bicie wieprza” przed południem podawano mięso z kotła, a po południu kaszankę z kapustą i wątrobiankę. Następny właściciel Bawarii Stanisław Rychlicki zapraszał na szynkę praską z grochem i peklówkę wołową z chrzanem.
Cichalu – popatrz na tę małą wędzarnię na końcu filmu. Świetna rzecz (przenośna)! http://video.google.com/videoplay?docid=6634028373721526856#
Zdyszana i toastowo spóźniona wpadam.
Danuśka, Alain – życzę Wam wielu lat wzajemnej niezbędności 😀
Wasze zdrowie 😀
Oby ten huragan Nemo za bardzo nie wywiał 🙁
Od 1904 r. Bawaria nazywała się Kislingerbrau i jej właścicielem był Kazimierz Krenz, który wprowadził w lokalu kuchnię warszawską. Zatrudnił kucharzy z Kongresówki. Każdego dnia tygodnia od godziny 18 podawano inne kulinarne specjały. W poniedziałki serwowano sztufadę z makaronem i kołduny po litewsku. We wtorki ? nogi wieprzowe, w środy bigos po myśliwsku, w czwartki flaki garnuszkowe, w piątki szczupaka faszerowanego po warszawsku, w sobotę nogi wieprzowe a w niedzielę szynkę praską w burgundzie i zrazy po warszawsku. Inne rarytasy to: comber cielęcy, potrawka z kaczek lub kapłonów, szaszłyk po turecku, ogon i oxtail w maderze. Krenz organizował również kilkudniowe wystawy kulinarne pod nazwą: Wielkie Bufety Warszawskich Zakąsek?. W lutym 1906 r. Krenz objął generalne zastępstwo na Poznań i Wielkie Księstwo Poznańskie słynnej firmy Kuryluk i Rogulin trudniącej się sprzedażą produktów rybnych i rosyjskich delikatesów. Od tego czasu urządzał też Wielkie Bufety Zimnych i Ciepłych Potraw Rosyjskich. Wkrótce Krenz otworzył też kawiarnię połączoną z cukiernią.
Dobry wieczór Blogu!
Danuśko,
niech Wam gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie i żadne złe moce nie wikłają losowych ścieżek, bądźcie po prostu ze sobą szczęśliwi 🙂
Małgosiu,
dzięki za troskę, wichura rzeczywiście daje nam do wiwatu, ale jakoś nie rusza ciężaru, co mi na duszy zaległ od tygodnia 🙁
Dopiero co cieszyliśmy się, że Byk ma tylko „zwykłe” wrzody, a tu spadła na nas wiadomość, że bliski przyjaciel właśnie otrzymał diagnozę – rak trzustki 🙁 Kilka dni temu miał wielogodzinną operację, teraz czekamy na wieści…
Tak mnie to przybiło, że na nic nie mam siły. Wybaczcie więc, że tak zaniemówiłam, nic na to nie poradzę 🙁
W Szwajcarii wieje wiatr z prędkością do 150 km na godzinę 🙁
U mnie wialo, wieje i bedzie wialo. Jestem juz zmeczona ta pogoda. Kupilam dzisiaj swieze sledzie i upieklam w piekarniku. Nie wiedzialam, ze jest tyle osci w sledziach. Nie mialam sil do czyszczenia i wszystko wyrzucilam. Jest jakis sposob aby jesc sledzie bez tych osci. Swieze sledzie sa tutaj rzadkoscia i dlatego kupilam.
Och Nemo 🙁
Ojej w złą godzinę. Nemo, pozostaje nam życzyć Mu zdrowia i być dobrej myśli.
Norrrrrmalnie mi dewastują drogę wjazdową do garażu 😯
Tam przy samym garażu było ciężko, bo ktoś, kto przygotowywał ten teren pod budowę, wyrównywał go sporymi kamolami. Wyciągneli tego pół ciężarówki. Niektóre gałęzie drzew ucierpiały, musieli odciąć. Obserwowałam to przez okno drzwi, zrobiłam parę zdjęć, w końcu operator mnie zauważył i rzucił do kompanów, że kobita stoi w drzwiach i patrzy…wyszłam więc, a on zapytał, czy wiedziałam, co tu się będzie działo. No – jakżesz miałam nie wiedzieć, ruły trzeba wkopać.. a patrzę tylko z ciekawości.
Po chwili zapukał do drzwi i zapytał, czy może na naszym parkingu zostawić koparę do poniedziałku, bo dzisiaj wszystkiego u nas nie skończą, a dzień pracy ma się ku końcowi. Parking mam na trzy samochody, gości przewiduję w niedzielę, ale tylko jednosamochodowo, a niech se kopara parkuje! Dodam, że oni po zakończeniu robót całą tę dewastację przywrócą do równowagi estetycznej, więc wolę im się podlizać parkingiem, skoro mam możliwość 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8461.JPG
Moi Rodzice z restauracji przed wojną korzystali rzadko. Nie mieli takiej potrzeby i może nie chcieli tracić pieniędzy? Wiem, że 2-3 razy byli na zabawie sylwestrowej (raz w „Oazie” na pl.Wolności i 2 x w Esplanadzie) Częściej bywali w ogródkach restauracji letnich – po spacerach albo spływach do Sołacza, Puszczykowa, Starołęki) Natomiast dość często spotykali się w kawiarniach i cukierniach – przed wyprawą do kina – zresztą 2,5 roku narzeczeństwa, gdzieś musieli się widywać, a Hiniutek miał wstęp do Kasprowiczów zakazany. O wizytach panny w sublokatorskim pokoju w ogóle mowy być nie mogło (chociaż jak znałam Janeczkę, dałoby się ją do grzechu namówić). Pierwsze, samodzielne i spore zresztą mieszkanie mieli przy owej piaszczystej wtedy Umultowskiej, a to był kawał drogi z centrum, gdzie Tato pracował. Nie wybierali się już do miasta z powrotem. Chociaż raz Hiniutek poleciał w środku nocy, o 2.00 do nocnych delikatesów albo bufetu restauracyjnego – jak obszył 2,5 km w jedną stronę, bo ciężarnej Żonie zachciało się moskalików (miniaturowe rybki typu śledziowego w zalewie octowej). Niezłego Męża miałam ale wyobrażam sobie co by powiedział, gdybym go w środku nocy posłała po ryby w occie. Moje dzieci zresztą były grzeczne i nigdy zachcianek nie miały. Może wiedziały, że przyszły Ojciec za nic po nic nie poleci?
Oj, nie jest to dobra wiadomość spod Eigeru.
To co, blogowisko – zbieramy się w sobie i wysyłamy odpowiednie wsparcie duchowe, już się nie raz przydało.
Podaj imię przyjaciela, żeby nie było tak bezosobowo. Medycyna w obecnych czasach idzie do przodu z roku na rok, a nawet szybciej.
Nemo – przykra wiadomość. Mnie jednak ulżyło, że z Tobą wszystko w porządku, bo się martwiłam. Nie pocieszę Cię, bo to nie taka sytuacja. Potrzymam za rękę chwileczkę…
Bardzo Wam dziękuję za duchowe wsparcie i mam nadzieję, że Urs (nomen omen – niedźwiedź 🙂 ) je też odczuje 🙂 Wszyscy tu oczywiście mamy nadzieję, że operacja przyniosła jakiś skutek i sytuacja nie jest tak całkiem bez szans, ale zanim będzie wiadomo co i jak… Eh…
Asiu! Aleśmi frajdę zrobiła tym filmikiem! Ta skrzynka-wędzareńka na końcu, to wypisz wymaluj, moja kopciołka!
No i jeszcze wspomnienia z młodości. Przez Liszki (stąd kiełbasa) jechało się do Czernichowa, gdzie byłem dawno, dawno temu nauczycielem. Pamiętam kiedyś zaczepiła mnie stareńka niezmiernie nobliwa polonistka: „panie kolego, u sekretarki która jest z Liszek, będzie świniobicie. Niech pan zamówi kiełbasę, delicje powiadam, palce lizać. Niech pan też nie zapomni o kaszance i skurwysynie!”
Przez moment zaniemówiłem. W ustach tej szacownej damy takie słowa…
Szybko się wyjaśniło. Tak w miejscowej gwarze mówiło się na czarny salceson!
Zamówiłem. Może jeszcze takie cuda wyrabia Staszek Mądry z Wólki Szlacheckiej (sąsiednia wioska) ale chyba już nie…
Dla Danuśki i Alaina serdeczności jubileuszowe, niech Wam zdrowie i pomyślność sprzyja 🙂
Nemo, ciepłe myśli ode mnie, kciuki trzymam!
Cichalu – takie cuda wyrabia jeszcze Lewy w Zwierzyńcu. Moja Młodzież stara się zawsze w wakacje zahaczyć o Zwierzyniec i kiełbasę od Lewego (to nie jest nazwisko. To pseudonim i nazwa „firmy”)
A propos Zwierzyńca. Tamże przez wiele lat nadleśniczym była Marta Korsak, moja serdeczna koleżanka absolwentka WSR w Krakowie Razem przechodziliśmy chrzest morski na równiku
Mnie nadano imię Pirat, a Marcie – Flądra. Nie była zachwycona…
Dodam, że w czasie chrztu równikowego nadaje się imiona związane z morzem.
Ot. Wspomnienia.
Ja krótko: wieje, ale dachy jeszcze na miejscu.
Jestem, a już mnie niebyć powinno, bo mam jutro raniuteńko termin u fryzjera, 7.30. Wyjaśniam, że termin wyprosiłem, bo mi chwasty wyrastają na wszystkie strony, a on mówi, że do świąt to jedyna możliwość. I tu masz, goście opuścili dom pół godziny (poprawiam, godzinę) temu, a ja ledwo co doczytałem. Wieczór udany, zapodam jutro, a tu tyle odnośników.
Nemo, wszystko już powiedziane, pozostaje nadzieja, a może – jeśli dystans na to pozwala, jeśli Urs nie poczułby się urażony tym, że podałaś to dalej – to powiedz, że trzymamy z nim! Dobrze, że Ty przynajmniej znowu jesteś, martwiliśmy się.
Kryształowa w Katowicach, Zgago, w 62-63 nie mogliśmy się tam spotkać. Cztery, pięć lat później już owszem. Myślę, że nie oparła byś mi się wtedy.
Wtedy nie paliłem, więc nie podpadła mi ta osobliwość, którą wymieniłaś.
Cichal, podałem jak radziłeś, z czosnkiem, cytryną i na maśle. Podałem gorące z bagietką z masłem ziołowym, do sałatki z surowizny, już ustawionej na każdym miejscu, do tego dresing.
Lecę w nadzieji, że doczołgam się do fryzjera na rzeczoną godzinę.
Fryzjer to sasiad i wie o co chodzi, jak mu jutro chuchnę. Bywa też u nas i wie.
Pepe! Zrób tak jak ja zrobiłęm. Wmówiłem Ewie, że potrafi pięknie strzyc! I to pracuje. Od wielu, wielu lat to robi i wcale nie wygladam na swoje 80 lat!
Na początku pamiętam, wyjechała mi ścieżkę do połowy głowy! Mówiłem, jak do czlowieka, trzymaj maszynkę ostrzami na dół. Ale Ona oczywiście na odwyrtkę. Pojechałem na Manhattan, do pani Marysi. Cały staff ryczał ze śmiechu! A ja miałem za dwa dni poważną imprezę w Konsulacie. Nic to.
Jak by nie było nie muszę płacić 12 dol plus dwa do fartucha!
A ja podałem krewetki na spagetti z sosem maślano-cytrynowym . Chablis.
Nemo,
Dla Ursa ślę całą pozytywną energię jaką mam, żeby operacja równała się wyrzuceniu wszystkiego, co zatruwa Jego organizm i żeby szybko wrócił do zdrowia.
Nigdy nie mogłem i nie mogę pogodzić się z wieloma zjawiskami tej ziemi, w tym z choróbskami, cierpieniem (zwłaszcza dzieci, ale dorosłych również), okrucieństwem, jak też ze świadomością, że gdyby pieniądze, jakie same tylko Stany przeznaczają na wojny i zbrojenia przeznaczyć na badania nad rakiem, to dzisiaj Urs byłby zupełnie spokojny o swoją przyszłość.
Asiu,
Z ogromną przyjemnością czyta się i ogląda wszystko, co tutaj dla nas zamieszczasz. Dzięki.
Dopiero dochodzę powoli do odrabiania zaległości. Największe wyrzuty miałem o to, że nie zamieściłem odpowiedniego sprawozdania z wizyty w Terrytown, ale lepiej późno niż wcale…., tym badziej, że takich przyjęć się nie zapomina.
U Cichalów było znowu bardzo gościnnie i elegancko. Po przywitaniach zaraz zaproszono do przekąsek – pyszne sery – i win, ja oczywiście wybrałem czerwone.
Krótkie gadu, gadu i przenosiny do stołu głównego – patrz zdjęcia. Serwowana zupa z dyni biła rekordy powodzenia, nawet ja, mając możliwość wyboru ogórkowej, pozostałem przy tej dyniowej delicji.
Później indyk, znowu wytwór cichalowych umiejętności kucharskich podpartych Ewy żurawiną i ziemniakami słodkimi, no i oczywiście wszystko podlewane często winem. Dziecko również się zajadało, a wybredne jest, jak ojciec…
Na deser lody z bakaliami, znowu koncepcji smakowej Cichala.
Jednym słowem – jeśli komuś trafiłaby się okazja odwiedzenia domu w Terrytown, radzę nie odmawiać.
Na deser kilka zdjęć, ale bez śniadania, bo Dziecko gdzieś „dla ułatwienia” włożyło.
https://picasaweb.google.com/takrzy/UPanstwaCichalow#slideshow/5686936381336564658
Cichal i Ewa – obydwoje z Dzieckiem bardzo dziękujemy za gościnę. 🙂
Pepegor, Ty już wstawaj, bo zaraz masz wizytę u fryzjera. 🙂
Ja wciąż siedzę i słucham muzyki, ale to nie jest muzyka na „dzień dobry”, raczej nocna, z winkiem czerwonym 😉
http://www.youtube.com/watch?v=JjD4eWEUgMM&feature=related
Dzień dobry.
Wczoraj wieczorem przy fatalnej pogodzie, zbuntował się nam internet. Nie, żeby całkiem odmówił współpracy ale jak mówi Żaba – czołgał się. Sygnał był tak słaby, że na zapisanie ostatniego komentarza Pyry, maszyna zużyła 25 minut. W efekcie sięgnęłam po przysłane przez Haneczkę książki. Jest wśród nich i ostatnie dziecko Nisi. Hm…Uczucia bardzo mieszane i jeszcze nie przetrawione do końca ale wstępne wnioski już są:
1. ta pozycja nie posłuży mi jako antydepresant (w odróżnieniu od jej wcześniejszych siostrzyc,
2. ogromna gęstość materii, wątków, kolorów i „węzełków na cm kwadratowy” tylko gobelinom i Alicjowym wyrobom wychodzi na dobre.
No i d…
Obudziłem się, tzn. zapytałem LP która to: Ósma za pięć.
Blamaż. Zaczłapałem się tam i dowiedziałem się, że ma za złe, bo był specjalnie dla mnie wcześniej.
I po zimie, na zewnatrz znowu cieplej.
A, chyba jeszcze się położę.
dzień dobry ..
nemo jest zawsze nadzieja .. nadzieja, że nie za późno .. mam taki przypadek w rodzinie i już 15 lat facet żyje po operacji tylko bardzo uważa na siebie i żona bardzo dba o dietę .. oby się udało …
Pyro Twoje dzieci po prostu dbają by nasze PKB było w normie .. zakupili dużo czyli postawa obywatelska …;)
Nowy w domu Cichalów bardzo przytulnie jak w domu rodzinnym .. cichal chyba wyszczuplał po szpitalu .. co to za surówka czerwona w misce? .. kapusta czerwona? …
pepegor to ostrzygł Cię czy nie? ..
Gdzie ja się położę, sprzątać trzeba po wczorajszym, bo tak mam nakazane. Paczuszkę trzeba zrobić i dowieźć do poczty, bo czas najwyższy i czego to jeszcze.
Nowy, za cicho wpisywałeś, bo pora była w sam raz.
Cichal, nie kokietuj Ty z Twoją osiemdziesiątką. Jeszcze kawałek Ci do niej, a ze zdjęć Nowego wynika, że i tak podążasz w odwrotnym kierunku.
A fryzjer to sąsiad, a żona jego jest dobrą klijentką u mojej. Wypada więc do niego.
Za oknem ptactwa nieznanego bez liku, więc jak to z tą zimą.
Ptactwo chyba też już nie wie.
Tyle na razie.
Ło Jezu -?klijentką?!
Dobra, odchodzę.
Nie ostrzygł Jolinku, bo obrabiał już babę jakąś.
Kazał przyjść we wtorek.
Witam +5 😯 😀
Nemo, ja także przesyłam dobre myśli dla p. Ursa.
Pepegorze godz. 1:23, 😆 😆
Nowy, Twoje zdjęcia – jak zwykle – są super. Dzięki nim muszę się zabawić w detektywa i sprawdzić, kto ukradł część Cichala. 😉 Jest go dużo mniej.
Masz bardzo ładną Córkę.
Jolinku, ja też cały tydzień dbam o nasze PKB, mimo, że jestem „opcją ……….” . 😉 😆
Miłego i zdrowego dnia Wszystkim życzę – czas najwyższy wziąć się za pierniki – palec zagojony, to już nie ma pretekstu do nic nie robienia. 🙁 😀
Danuśka,
miłości, miłości, miłości 😆
Reszta sama się ułoży 😉
http://www.youtube.com/watch?v=OYkFiUsEQ8U
Nemo,
kciuki trzymane 🙂
Pochwalę się krótko.
Wczorajszą kolację zwieńczyłem ciastem z wiśniami, tymi, co mi zostały po nalewce. Nadmieniwszy ten fakt zostałem natychmiast wezwany do poczęstunku tą nalewką. Degustacja wina została przerwana, a ja częstowałem nalewką. I okazało się, że ta deserowa kombinacja doskonale się uzupełniała. Wpierw zakładałem, że ciasto pozostanie ledwo co ruszone a okazało się, że ciasta zostało niewiele, a nalewki poszło pół butelki .
Naprawdę wyszła mi doskonale, a darczyni wiśni wysłałem właśnie butelkę w nadziei, że następnego lata będzie o mnie pamiętała.
Wstaję ci ja świtem bladym, białym ranem…
po niebie, po niebie…
czarne chmury rozczochrane…
Dobra dobra, u mnie jest płasko i nie ma żadnego górskiego grzebienia, co by te chmury uczesał.
No i faktycznie jest biało , napadało 😯
Telewizyjne przepowiednie meteo nie kłamią 🙁
Co zresztą można sobie znaleźć na accuweather.com
Tylko trzeba ustawić obszar, jaki nas interesuje.
Mordka (*copyright Pyra) smutna, bo ja nie lubię zimy. Nie lubię zimy w Krainie Wielkich Jezior. Ale znoszę 😉
Pojękując, oczywiście.
o to jak pepegor się chwali, że dobre tzn. musi tak być bo na trunkach trzeba to przyznać się zna tj. na ich smakach …
Zgago oznacza to, że emeryci maja duże znaczenie dla rozwoju Polski .. 😉 … potrzebni rodzinie i państwu to my .. się tak podnoszę na duchu .. 😉
Alicjo a u nas podobno do końca naszej prezydencji ma nie być zimy w Europie .. boi się atakować .. 😉
O, alem żem gapa jest, przeoczyłam Danuśkę i Alaina! Danuśko i Alainie, żyjcie długo w szczęściu i słodyczy i niech Wam złote rybki same wskakują na haczyk!
Nowy! Aleś nam wyciął laurkę! Dziękujemy!
Ewa jednak zgłasza erratę. Indyk był Jej od dzioba do kupra! A szarlotka na ciepło? Też Ewina.
Jolinku. To czerwone to żurawiny z gruszkami, tyż Ewy dzieło! No, uratowałem domowe ognisko….
A wagę rzeczywiście zgubiłem. Ponad 7 kg. Szpitalna dieta to nie stół Adamczewskiego!
jesli Wam sil i kciukow starczy, potrzymajcie i za mnie… –
po wczorajszej konsultacji w szpitalu dostalam termin na 4.1
przyjemnosci przedswiatecznych dla Wszystkich 🙂
Ciasta czekoladowe z wiśniami z nalewu są znakomite, mówiłam o tym co najmniej raz w roku na blogu. Nie wiem co się tam chemicznie dzieje, – resztki alkoholu wspierają fermentację ciasta chyba, a same owoce są po upieczeniu pozbawione tej ostrej, alkoholowej nutki. Natomiast ciekawi mnie, jak duża była ta Pepegorowa butelka – bo jeżeli 0,5 litrówka, to cztery osoby dorosłe wypiły 250 ml – po ok 60 ml na twarz (dwa kielonki likierowe). Porcja do ciasta adekwatna ale dziwić się nie ma czemu. Piszę to z czystym sumieniem, bo sama nader oszczędnie moje nalewki sobie w szkło wlewam. Lubię alkohole ale wystarcza mi bardzo maleńko. Tanio gospodarzy kosztuję.
Magdalena – Magduś, trzymać będziemy na mur. Coś Ty sobie, córuś zrobiłaś? Dopadło choróbsko? Nic się nie martw, pomartwimy się za Ciebie, zgoda?
samo sie zrobilo, tak samo, jak 10 lat temu 🙁
ale mam nadzieje, ze ostatni!!!
„Dokąd idziesz Magdalenko, gdzie tak spieszno Ci
Wiatr powiewa Twą sukienką z oczu lecą skry”
(Piosenka z lat 60tych)
Trzymam kciuki z wprawą szpitalną!
Magdaleno,
trzymam kciuki bardzo mocno, posyłam serdeczności 🙂
…lecz miła Magdalenko, Magdalenko, gdzie tak śpieszno ci…
Wydobrzej nam jak najszybciej!
Cichal, szpitalna zupa nie jesteś, to bezsprzecznie!
Ubyło Cię natomiast i – w tym Ci do twarzy.
Jeszcze raz serdecznie dziękujemy wszystkim za życzenia 🙂 W rezultacie świętowaliśmy blogowo tę naszą rocznicę przez 3 dni.To zupełnie,jak wesele z poprawinami 😉
A wiecie,że w tym roku 15 grudnia przypadł też w czwartek,tak jak wtedy,kiedy w końcu zdecydowaliśmy się połączyć na wieki węzłem małżeńskim 🙂 W dniu naszego ślubu pogoda była paskudna-padał deszcz ze śniegiem.Osobisty Już Wkrótce Małżonek kupił gdzieś białe stokrotki(!) i udekorował nimi samochód,którym jechaliśmy(zresztą,
aż na Pragę)do ślubu.Biedne stokrotki,pogoda im nie służyła 🙁
Nam jednak stan małżeński służy.Przekonaliśmy się o tym wybitnie kupując sobie z racji tej rocznicy nową,elektroniczna W A G Ę !!!
Boże,co za głupi pomysł ! Już teraz nie jest wesoło,ciekawe,kto odważy się na niej stanąć po Świętach???
Nemo- cały blogowy Urs-ynów posyła dobre myśli w stronę Ursa !
Magdaleno-będzie dobrze !
I tu kolejna opowieść o funkcjonowaniu naszej służby zdrowia.
Wychodząc ze szpitala,gdzie byłam na drobnym zabiegu otrzymałam informację,że wyniki badań będę mogła odebrać po 3 tygodniach i
tu uwaga:od poniedziałku do piątku w godz. 12.00 do 13.00.Sic !
Ale ja w tych godzinach pracuję,i na dodatek na drugim końcu miasta.A zatem po wyniki wysłałam osobistą Dziecinę.I co ?
Nie wydali,trzeba stawić się osobiście.
Magdaleno, życzę zdrowia! Trzymam i Ty też się trzymaj!
Cichal-pobyt w szpitalu zdecydowanie dobrze wpłynął Ci na urodę,
co nie znaczy wcale,że zachęcam Cię do dalszych,bliskich kontaktów z medykami i około medycznym personelem 😉
Takie okołopołudniowe obrazki.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8465.JPG
Kciuków naszych i ich mocy dla wszystkich wystarczy! Chociaż o wiele lepiej byłoby, gdybyśmy nie chorowali, psiakostka.
Nowy napisał to, o czym ja mówię od lat – panowie (bo raczej jednak nie panie?) wymyślają kosztowne zabawki do zabijania ludzi.
A potem zabawiają się w ołowianych, ale żywych żołnierzyków, a poligon jest prawdziwy i prawdziwi ludzie giną.
Przeznaczyć te pieniądze na fundusz walki z rakiem – nie do końca rozpoznanej choroby. Na takie cele, jak nasza Blondyna.
Ja jestem za matriarchatem i już!!!
Faceci po prostu nie wiedzą, jak najlepiej gospodarzyć Ziemią i tym całym bogactwem, które mamy. Oni potrafia politykować, nic więcej (to mówię o zarządcach Ziemi, nie o naszych wspaniałych kumplach).
Dobry wieczór Blogu!
Śnieg, śnieg, śnieg… Cały dzień padał śnieg, jest chlapa i ślisko, ale przynajmniej góry pobielały do samego dołu. Miejscami aż zanadto, bo teraz jest duże zagrożenie lawinowe i niektóre doliny odcięło od świata, a ważne połączenia komunikacyjne przestały funkcjonować. Ale w końcu mamy zimę.
Nabyliśmy choinkę. Kupujących częstowano grzańcem. Właściwie to była samoobsługa, przy tym grzańcu. A discretion. Za to choinkę pakował usłużny pracownik 😯 W ubiegłych latach trzeba było samemu tę choinkę w rurę, i pamiętać o zrobieniu supła na początku siatki, bo inaczej drzewko przelatywało bez zatrzymania 🙄 I grzańca nie było, i ceny choinek były wyższe… Kryzys.
Magdaleno,
posyłam Ci dobre myśli, świętuj spokojnie, a potem niech doktorzy czynią swoją powinność porządnie i skutecznie.
Danuśko,
miło ze strony blogowego Ursynowa (Niedźwiedziowa?), dziękuję 🙂
ŚŚŚŚŚ
wykombinowałam wreszcie, jak to idzie – shift, lewy alt, przecinek 😎
Może ten grzaniec podziałał jak katalizator 😉
Przecinek? Po co?
Urs, czyli miś. Taki Ursus. Nie ma prawa się poddać byle skorupiakowi. Za chwilę – za zdrowie.
Po to, żeby wyszło Ś. Małe ś to jest shift i przecinek. Mój Mac tak ma.
Nemo ź i Ź jak robisz?
Witam.
Smutno się zrobiło.
http://www.pandora.com/#!/stations/play/672619255061597554
http://www.youtube.com/watch?v=Esdl_3kKSBk&feature=results_main&playnext=1&list=PLE3664607C2EF369F
Yurek, Pandora jest dostępna tylko w USA 🙁
Żadne tam smutno, damy radę, nie takie my ze Szwagrem, do cholery! No!
http://www.youtube.com/watch?v=CXdfI8lPmyE&feature=related
yurek to prawda .. myślałam, że jest starsza ..
Magdaleno sporo stresu przed Tobą … będziemy tu pozytywnie myśleć i dasz radę …
cichala jak Ewa robi te gruszki z żurawiną? …
za zdrowie nas wszystkich wypiję likieru malinowego ….
Małgosiu,
też masz Maca?
ź = shift+ü (klawisz na prawo od P)
Ź = shift+alt+klawisz na prawo od P
W ustawieniach mam klawiaturę „polską”. Wówczas „ż” jest tam, gdzie znak zapytania, „ą” tam, gdzie w niemieckiej jest „ä”, bez dodatkowych klawiszy.
Nemo, nie mam Maca, ale bardzo mnie to ś zaintrygowało. Muszę przyznać, że trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby te polskie znaki otrzymać 😯
No i wyszła Pyra na demoralizatorkę starszych panów, wbrew klasztornemu stylowi życia. Nie wiadomo – śmiać się. czy płakać. A było tak: wiecie, że poobiednią porą Pyra sobie drzemkuje? Wiecie. Z tych snów popołudniowych jakieś strzępy się pamięta, bo z nocnych – nic. Bardzo miłe strzępy dzisiaj, damsko – męskie, a tu jak raz zadzwonił mój były-niedoszły, który gdzieś tam, powyżej Yurka siedzi i nawet rok temu się ożenił. „Słuchaj – mówię – z wiekiem niewiele uroków straciłeś; bardzo milutko spędzaliśmy popołudnie”. Człowiek mnie nie widzi – kamerki nie mam. Wie, że na godność, skąpą kiesę i tekturowy domek na spłaty – nie reflektuję (co dobitnie udowodniłam stanowczo odmawiając restauracji dawnych stosunków) a teraz przestraszył się śmiertelnie lekkiego tonu Pyrowej enuncjacji. Bąknął, że żona sobie nie życzy i co prędzej zakończył rozmowę. Daję słowo, że straszyć człowieka nie chciałam, a jeżeli pamięć mnie całkiem nie zawodzi, to był toi człek nie nazbyt pruderyjny… Dziwne.
„Nie wiedzialam, ze jest tyle osci w sledziach. Nie mialam sil do czyszczenia i wszystko wyrzucilam. Jest jakis sposob aby jesc sledzie bez tych osci. ”
@elap:
tak – przedtem sfiletowac;
Magdaleno – tez trzymam. Będzie dobrze!
Dzisiaj też trochę zadbaliśmy o PKB 🙂 Farsz do uszek zrobiony, reszta jutro. Ser na sernik kupiony, zabrałam się za sprzątanie i stwierdziłam, że muszę trochę odpocząć 🙂
Niektórzy uważają, że Szwajcarzy szczególnie upodobali sobie precyzję i porządek. Jeden Ursus ma wręcz obsesję 😉
„Nasz” Urs też jest trochę artystą – grafikiem i wydawcą książek o jaskiniach.
Uff! To chyba koniec przygotowań przeświątecznych. Robimy Wigilię na 11 osób. Ewa narobiła górę pierogów i uszek, ja wypiekłem trzy chleby (jeden z parmezanem i oliwkami) i dwie babki z bakaliami. Wszystko to trzeba zawieść na północ, ca. 400km. Jeszcze śledzie i barszcz, ale to już na miejscu u wnuków.
Jolinku. Ewa zeznaje:
Sok pomarańczowy (nie filtrowany) + cukier – zagotować. Wrzucić przebrane i umyte żurawiny. Jak zaczną „pykać” dołożyć obrane gruszki. Obserwować i próbować.
Ewa nie zna dokładnych proporcji. Kupuje różne opakowania i potem kombinuje. Dodac też można gozdziki i ew. wanilię.
Ja nie miałabym tyle cierpliwości, żeby układać te elementy 🙂
Ursus sortuje również w życiu codziennym 😉 Piłkarzy, plażowiczów, choinki, rybki…
Ordnung muss sein.
Jolinku, a gdyby zamiast wody jak tym przepisie dać sok ?
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/2,87561,,Zurawiny_z_gruszkami,,-19362086,9495.html
Nemo – pan sympatyczny, natomiast sztuka nie bardzo. Mam awersję do nadmiernego porządkowania (kojarzy mi się z totalitaryzmem)
Ludzi też układa w rządku 🙂
Nemo – czy u was jeszcze wieje?
Ciekawostka:
„W dniu 19 marca 1903 roku w domu Maxa Cohna juniora przy ul. Berlińskiej 6 (naprzeciw Teatru Polskiego) M. Flatau otworzył pierwszą w Poznaniu tzw. restaurację automatyczną Automaten Restaurant (później zwaną Automat Residenz), której klienci mogli obsłużyć się sami, bez pomocy wyfraczonych kelnerów i dawania tzw. piwnego. jak donosiła miejscowa prasa w ciągu ok. 5 godzin sprzedano ponad 2000 różnego rodzaju kanapek. Po wrzuceniu do automatu bilonu otrzymywało się szklankę wybranego piwa, wina, filiżankę kawy, pitnej czekolady, bulionu, ponczu, grogu, likier, kawałek placka, tortu lub najrozmaitsze zimne i ciepłe przekąski.”
Jolinku, Małgosiu – radzę zajrzeć do Chmielewskiej „Książki poniekąd kucharskiej” Tam jest przepis znany w Polsce od kilkuset lat i niezawodny. Jabłka i gruszki (pół na pół służą za wypełniacze – idealnie przechodzą smakiem borówek albo żurawiny, których z reguły mamy mało)
„Otwarcie!
Ciepłe śniadanie
na zawołanie!
Mięsne i postne
Gdzie się dostanie!
U Karola Szulca, mój panie!
Szan. Publiczności uprzejmie donoszę, iż otworzyłem
Restauracją
(A?la Aschinger)
Przy ul. Szerokiej 19 w Poznaniu
Obok miodosytni Pana Bajera, zaopatrzoną w mięsne i postne
Potrawy na amerykańskiej parowej kuchni w lokalu przyrządzone
Na doczekaniu o każdej porze dnia i wieczora oraz rozmaite gatunki miejscowego i zagranicznego
Piwa i wina są w zapasie.
Poleca się łaskawym względom Szan. Publicznosci
Karol Szulc z Brazylii powrócił!”
Pyro,
to jest artysta kabaretowy, komediant 😉
Asiu,
w telewizorze powiedzieli, że „nasza” wichura pociągnęła dalej, w stronę… Polski 😯 U nas jest lekki wiatr, prószy śnieg, ale asfalt jest czarny, ma przyjść ochłodzenie…
U nas mocno wiało głównie na południu Polski. Pozrywało sieci energetyczne. U mnie jest dzisiaj zimno i pada deszcz. Cały dzień był taki ponury. Ta noc ma być już spokojniejsza. Widziałam, że w Belgii spadło dużo śniegu
Chwilę się zdżemnąłem* nad klawiaturą, a tu bukiet pytań.
Byk: osochdzi (wg. Alicji).
Przedtem Pyra: OK. po drugim przeczytaniu.
Nemo jeszcze przedtem: Twoja precyzja mnie znowu zaskoczyła tym, jak sobie skombinowałaś Ś.
Z tym, że to tak, jakby lewym kolanem do prawego ucha. Cóż, każdy może po swojemu, ale oszołomił mnie sposób opisu. Ja tego nie kumam choć też mam niemiecką klawiaturę i dodam, że ja kombinuję też lewym altem, ale wszystko oprócz ź robię na podstawowej literze, oprócz z naturalnie, która jest obłożona podwójnie. Nadal więc nie wiem co z przecinkiem i lewym altem. U mnie to ź i zrozumiałem, że też u Ciebie, ale co z tym altem i na prawo od p? W sumie, każdy może sobie ustawić, ale może nie pojmuję co to Mac, to nie Word?
Yurek, boję się Twoich linków, zawsze stoję jak wół przed malowanymi wrotami.
*) coś mi to się nie widzi, a niechce mi się znowu grzebać w słowniku.
Czy chcielibyście na jeden dzień przenieść się do roku 1912? W niedzielę 10 listopada można było zjeść w hotelu Residenz w Poznaniu takie potrawy jak: w południe od godz. 12:30 do 15 – zupa śmietankowa na sposób książęcy lub zupa żółwiowa w filiżance, kotlety z turbotów, Tournedos Mirabeau, zając lub bażant, konserwy, sałata, bomba szwedzka, półmisek z serami. Wieczorem od godz. 7 do 12 – mocny rosół z główkami szparagowymi, homar helgolandzki, krokiety z mleczka cielęcego, groszek cesarski, gęś hamburska, konserwy, sałata, krem ananasowy, półmisek z serami.
Plus bufet i koncerty artystyczne podczas jedzenia do godziny 1 w nocy.
Mam już zaplanowany zestaw posiłków od Wigilii do spotkania rodzinnego drugi dzień świąt. Pozostaje tylko realizacja. Zaczynam w poniedziałek od pasztetu. We wtorek nastawiam grzyby do bigosu i mięsa też do kapusty. W środę gotuję bigos i wkładam w marynaty różne mięsa świąteczne (nogi kacze na I święto, szynka glazurowana i sztufada na II Święto). Wieczorem w czwartek wyciągam z zamrażarki część ryb, żeby rozmarzły; ponadto piekę blaty do tortu orzechowego i pierniki piaskowe. W piątek przyrządzam mirunę po grecku i nastawiam tymbaliki z łososia, piekę sernik i roladę makową.Na noc nastawiam grzyby do moczenia i śliwki kompotowe. W sobotę przed południem piekę mięsa świąteczne i przygotowuję wieczerzę.
@pepe:
w reichu nie mamy z zasady zugryfu na hameryke
(chodzi o prawa autorskie, patrz: GEMA).
Pomoc techniczna: http://www.youtube.com/watch?v=43m0r8SHGLw&feature=related
@asia: a niech to…krem ananasowy!
moj ulubiony krem!
homary helgolandzkie niestety wytepiono kompletnie…
ale u lidla sa kandyjskie, za bezcen, prawie…
Byku, od pewnego czasu słyszę, że z tą gemą mają sie jakoś dogadać, bo u mnie już więcej niż połowa się nie otwiera.
Dorotol, to i tak „böhmische Dörfer” dla mnie.
Pepegorze,
zobacz najpierw, jaką mam klawiaturę 🙄
A właściwie to dokładnie biorąc – taką
To się nazywa Apple Swiss German Keyboard Madness 😉
I pisz tu po polsku 🙄
Przed chwilą w een oglądałem jak się robi holenderskie krokiety.
Z kartoflanego pure wymieszanego z żółtkiem, obtoczonych w ubitej pianie z białek i tartej bułce , smażonych na głębokim tłuszczu.
Żeby było ładnie i szybko jest do tego specjalna prasa z której wychodzą trzy ładne kluski.
Kiedyś robiłem podobne z żółtym serem.
Tylko gdzie znaleźć taką praskę?
Marku – ja czasem robię takie krokiety do wigilijnej kapusty: – toczę wałek jak na kop[ytka, spłaszczam, tnę kluski i panieruję w jajku i bułce z siekanymi orzechami – robi się fajna skorupka. Teraz już nie robię, bo nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego we dwie zjeść.
Marku – nie wiem jak to urządzenie wyglądało, ale może znajdziesz coś na tej stronie: http://www.nokaut.pl/szukaj/przybory-kuchenne/do-klusek.html
I na koniec dzisiejszego dnia – z „Gazety Domowej”: „jest to spis wszystkich potraw składających się na bankiet wydany dla rycerzy Złotego Runa w grudniu 1545 roku w Brukseli, wyjęty jest zaś z dziennika Jana Vandesse. Ciekawy zabytek ten w przekładzie możliwie dosłownym brzmi jako następuje:
Przekąska – grzanki z chleba małmazja
Danie I – sztuka mięsa wołowa i barania, szynki i ozory, zupa nieokreślona bliżej, główka cielęca, zwierzyna z rzepą, groch tarty, pieczeń cielęca, łabędź na gorąco, gęś, kurczęta, indyk, pasztet z wymion krowich oraz różne przystawki.
Danie II – mostek cielęcy, kiełbasy smażone, flaki, kotlety, potrawka, pasztet ze zwierzyny i kuropatw, bażanty i kapłony pieczone, pieczone gołąbki i inne ptaszki.
Danie III – pawie, kuropatwy, kurki wodne, galareta wieprzowa, pasztet gorący z gołębi, pasztet zimny z czapli, galareta przezroczysta, Blancmanger, króliki i kaczki pieczone, pieczeń barania i rozmaite przekąski.
Danie IV – pasztet z kurcząt, indyk na zimno, pasztet ze zwierzyny, pasztety z zająca i kuropatw, również na zimno, głowizna z dzika, łabędź na zimno, gęś, kwiczoły, bażant, pasztet z królików.
Wety – trojakie galarety, trojakie konfitury, tort lukrowany, gruszki, jabłka, nieszputki (nefles), kasztany, anyż (prawdopodobnie ziarnka powleczone cukrem), sery, andruty, biszkopty i wina rozmaite”
Asiu-21.18 Chętnie się przeniosę 🙂 Tylko ta bomba szwedzka mnie mocno zastanawia….Ale proszę,te przenosiny,to jednak nie dzisiaj.
Romantyczny Osobisty Kucharz na romantyczną kolację podał:
-tosty z kozim serem i kapką miodu
-cykorię duszoną na maśle z lekka posypaną brązowym cukrem
-befsztyk tatarski-no cóż,mało romantyczne,ale sycące i wielce smakowite
-oraz mus czekoladowy na deser
Uff,teraz orzechówka na trawienie….
Pyro-pracowity tydzień przed Tobą.
Ja dopiero dzisiaj sporządziłam listę świątecznych zakupów.
Danusiu – jaka pyszna kolacja 🙂 Ja też nie wiem co to była za bomba 🙂 Może bomba lodów? Ale dlaczego szwedzka? 🙂
Nigdzie się nie przenoszę; kuchnia współczesna zupełnie mi odpowiada Może tylko cykorii bym nie słodziła. Jeżeli już gdzieś na kolację – to na Ursynów
Nemo, jak mi już piszesz: Apple Swiss German Keyboard Madness,
to mam nieodparte wrażenie, że to dla niemieckich inaczej. To tak, jak z naszymi nieszczęsnymi wschodnimi Fryzyjczykami, którzy muszą trzymać za każdy głupi dowcip.
Jak piszę zdaję sobie sprawę z tego, jak złożony językowo jest Twój świat i jak otwarta musi być klawiatura laptopa. Idzie mi o to, że jak mam worda i idę na Einfügungen, to mogę kombinować dowolne znaki. Ja robię na lewym alcie. Ale Ty stale podajesz: mac.
Jest to coś poza windows, jak Alicji linux?
Pyro-zapraszam 🙂
W tej cykorii cukru jak na lekarstwo,ale lekko łamie jej gorycz,chociaż
trzeba przyznać,że cykoria duszona jest zdecydowanie mniej gorzka niż surowa.
Nemo-nasz Ursynów nie tyle od niedźwiedzia 🙂 co od Juliana Ursyna Niemcewicza,bo on ci mieszkał swego czasu w Pałacu Krasińskich.
Rzeczony Pałac jest do tej pory jest ozdobą naszej dzielnicy i siedzibą władz sławnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego,co to i Żaba i Nowy kończyli 🙂
Tośmi Pyro przypomniała, że nie koniec pichcenia. Czeka mnie jeszcze bigos, mięsa i wędliny mam już zmrożone, no i pasztet, który pierwszy raz robiony łońskiego roku wyszedł nad podziw i famuła woła bis!
Tutaj z wątrobą wieprzową jest problem. Musiałem zamawiać!
Pepegor, Mac to komputer Apple, z własnym systemem operacyjnym!
No zobacz Małgosiu, ja nawet tego nie kumam, mimo to-? dobrego wieczora.
Cichalu – z czego robiłeś pasztet?
Mówię oczywiście o tym pałacu :
http://warszawa.wikia.com/wiki/Pa%C5%82ac_Ursyn%C3%B3w
Idę spać. Obudzę się znowu o 5.00? Barbarzyńska pora/
Nemo, czuwam.
Zaparłam się. Żadnych świątecznych szaleństw. Co będzie to będzie, a co nie, to nie. Młode będą i chcemy mieć czas dla nich. Reszta przelotem i w domniemanym czasie (wynalazek Bobika 🙂 ).
Magdaleno, dawno nie byłam w szpitalu. Posiedzę z Tobą, w Twoim.
Pyro otrzeźwiłaś mnie! Ty myślisz, że ja pamietam z czego był pasztet?. Przepis miałem blogowy, bodajże Włodkowy. Wiem, że była wątroba wieprzowa, bom musiał zamawiac. Podgardle chyba… Oczywiście będę musiał jeszcze raz prosić. Jotko zlituj się i daj jeszcze raz przepis, bo ubiegłoroczny gdzieś się zapodział!
Cichalu,
Pasztet Włodka
Do ok. 3 l. wrzątku ze szczyptą tymianku dodać 1/2 kg mięsa wołowego bez kości, 1/2 łyżeczki kminku, 5 dużych cebul, włoszczyznę, łyżeczkę imbiru, 5 ziaren ziela angielskiego i liść laurowy, 1/2 wieprzowiny bez kości, 1 kg surowego boczku – gotować ok 4 godz. na słabym ogniu, nie uzupełniając wody.
Dodać 1/2 kg wątroby i 1/2 wątróbki drobiowej i gotować jeszcze ok. 1 godz.
Mięso ostudzić, a w rosole namoczyć dwie czerstwe bułki. Wszystko zmiksować dodając 1/4 łyżeczki kurkumy, łyżeczkę majeranku, 4 żółtka i ubita pianę z białek, 2 łyżeczki imbiru, 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej, 1/3 łyżeczki pieprzu cayenne, łyżeczkę zmielonej kolendry, pieprz czarny i ziołowy do smaku (pasztet powinien być pikantny), łyżeczkę Vegety i sól do smaku, łyżeczkę bazylii i łyżkę soku z cytryny. Dokładnie wymieszać, w razie potrzeby doprawić.
Piec pod przykryciem w naczyniu wysmarowanym tłuszczem i posypanym tarta bułką w temperaturze 180 C, przez 2 godziny.
Danuśko, mój ojciec też kończył SGGW… to pewnie i ten pałac zaliczał.
Małgosiu. Dziękuje, Czy dobrze pamiętam, że wątroba wieprzowa? Może być wołowa? Łatwo ją kupić.
To odwrotnie z tą wątrobą niż u nas. Po histerii z wściekłymi krowami w ogóle nie ma wołowej wątroby w sprzedaży. Ale na Twoje pytanie nie umiem odpowiedzieć, to tego potrzebna jest Jotka, a jeszcze lepiej Włodek 😀
Danuśka,
Przede wszystkim nie wiem jak to się stało, że pijąc wczoraj wieczorem winko za Twoją i Wędkarza pomyślność nie uwieczniłem tego klawiaturą. A czynność powtarzałem kilkakrotnie, wielokrotnie, tak że dzisiaj rano czułem się podobnie jak Pepegor przed fryzjerem 😉
Tak czy inaczej, nic się nie przedawniło – moje życzenia i serdeczności dla Was są stałe, co dzisiaj też przypieczętuję szklaneczką czerwonego. 🙂
Danuśka i Nisia,
Dzisiejszy Ursynów w niczym nie przypomina Tego z moich studenckich czasów. Mieścił się tam tylko Wydział Ogrodniczy i Ekonomiczno-Rolny, a w pięknym pałacyku, gdzie dzisiaj jest rektorat, ulokowała się Katedra Entomologii pana profesora Boczka, gdzie miałem zajęcia i gdzie po trzech semestrach zdawałem egzamin. Nie było tam żadnej administracji i między innymi dlatego było tam ślicznie, nastrojowo, naukowo i w ogóle niezapomnianie.
W niskich budynkach mieściły się akademiki, a tam gdzie dzisiaj są inne wydziały były piękne sady także należące do Wydziały Ogrodniczego.
Mógłbym tak długo, ale nie chcę zanudzać.
Przypuszczam, że Żaba studiując zootechnikę niewiele miała z Ursynowem wspólnego. Oni mieli coś w Brwinowie, też chyba jakiś pałacyk, ale już pamięć mnie zawodzi. Swoje pamiętam znacznie lepiej.
Nowy! Jutro wyjeżdżamy do wnuków. Sprzątaliśmy mieszkanie (ja może trochę mniej…) i dopiero teraz zwolniliśmy z obowiązków kwiaty, które byłeś przyniosłeś na nasze ostatnie spotkanie! Był to najdłużej egzystujący bukiet w historii rodzinnych bukietów! Żeby nie wyjazd, trwały by nadal!
Cichal,
Miło mi, że kwiatki tak długo stały. U dobrych ludzi rośliny dobrze się czują, ładnie rosną i, jak widać, nawet ścięte też wyczuwają przyjazną atmosferę.
Przeprosiny dla Ewy za pomylki w autorstwie potraw!!!
klawiatur jest tyle, ze mozg staje…
kazda nacja cos tam pichci…
ja tam jestem starozytny i mam klawiature latinum ultimum od trzydziestu lat…
i daje sobie nawet rade z finanzamtem.
,przecinek a po nim kropka.
Wyrazac sie mozna przed nim,
a po nim to rzecz okropna,
dzień dobry …
cichal, Pyro i Małgosiu dzięki .. mam Chmielewska to zobaczę i może zrobię taki dodatek do mięs w słoikach na prezent w gościnę świąteczną …
nemo po wyjaśnieniu, że to kabareciarz wiem dlaczego jest w garniturze ten pan od układanek … 😉
Zara zara….pasztet Włodka Jotczynego jest dokładnie tutaj, podany przez Jotkę:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/07.PASZTETY/Pasztet_Wlodka_Jotczynego.html
I w dodatku tyle tych przepisów różnych było, ze nam wyszedł cały dział pod tytułem /Pasztety
A to ci pasztet 🙄
Jak ktoś ma za dużo grzybów suszonych, niech zwróci uwagę na pasztet według Puchali (swoją drogą – gdzie ona jest?!).
Kombinuję w myślach, ze część tych grzybów suszonych można by zastąpić pieczarkami, bo 30 dkg suszu to sporo. A ja już się trzęsę zestrachana, patrząc na garstkę, która mi została. Pociesza mnie jedynie to, że do następnych świąt jeszcze uzupełnię zbiory 🙂
Nigdy nie zeszłam poniżej poziomu połowy 5-litrowego słoja, a teraz zeszłam 🙁
No ale już ustaliliśmy, że w tym roku nie było grzybów.
Pepegorze,
jest Apple i Macintosh (w sumie to jeden twórca + Steve Wozniack), drugi po linuxie najlepszy system operacyjny, którego twórcą był niedawno zmarły Steve Jobs. Tu mi się przypomniało, że Steve zmarł przedwcześnie (56 lat), wiele lat zmagał się z rakiem trzustki i udało mu się trochę oszukać wredotę, czego życzę Ursowi.
Mac jest podobno bardzo dobry dla wszelkich projektantów, od mody po architekturę i tak dalej. Poza tym jego też się nie czepiają wirusy, a jeśli, to bardzo rzadko. Jak dla mnie, to jest wielki plus, nie martwić się o wirusy.
Zerknęłam do Wiki, żeby sprawdzić czy coś nie pokręciłam… i wyczytałam, że Steve Jobs przez długi czas był weganinem 😯
Czyli jest cos kulinarnie 😉 A swoją drogą, ciekawa biografia.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Steve_Jobs
Dzień dobry Blogu!
Biało, biało na dworze i nadal prószy…
Danuśko,
Ursynów od Ursyna, a Ursyn…
Ursyn (imię męskie)
Pochodzenie łacińskie. Ursinus – niedźwiedź. Imię oznaczające osobę, którą cechuje niedźwiedzia siła i ospałość.
Cechy charakteru
Człowiek o wielkim uroku, który roztacza naturalnie i bez wyrachowania. Wyrozumiały, ale wymagający wobec innych i również wobec siebie. Uchodzi w otoczeniu za osobę nieszablonową. cechuje go wrodzona intuicja i dobroć. Na jego twarzy zawsze gości uśmiech, nawet jeśli los mu nie sprzyja. Lubi być w centrum spraw i działań innych, skupiać wokół siebie ludzi, jednym słowem kocha życie i ruch.
Bardzo trafna charakterystyka.
Nomen est omen 😉
Haneczko,
dziękuję, ale mam nadzieję, że nie przesadzasz z tym czuwaniem, nie chcę mieć na sumieniu Twojej bezsenności 🙁
Wszystkim życzliwym duszom bardzo dziękuję za wsparcie, aż mi nieswojo, że Was tym absorbuję. Ale jakoś mi lepiej, choć sytuacja taka niepewna 🙁
Idziemy powędrować w tym śniegu…
Mogłabym powędrować jedynie po szarej wodzie, apsik 🙁
Pogoda z tych paskudnych, chociaż nie pada. W powietrzu wilgoć, powiewy lodowatego wiatru i szaro.
Cichalu – pasztetom doskonale robi wątroba cielęca ale u nas jej ostatnio nie ma. Wątróbki drobiowe tylko dla smaku, bo „nie wiążą” tzn nie mają zdolności wiązania masy mięsnej w dość ścisły produkt.
Cichalu,
Włodek robi pasztet z wątroby wieprzowej. Podkresla, że bardzo ważna jest kolejność dodawania przypraw i odczekania około minuty przed dodaniem nastepnej. To jest chińska metoda „pięciu przemian”.
Dla lubiących smalec przepis według tej samej matody. Polecam, bardzo smaczny, jak znalazł na czas zimowy.
1 kg drobno pokrojonej słoniny wytapiać na słabym ogniu. Gdy skwarki bedą chrupiace koloru słomkowego, dodawać: 2 płaskie łyżki bazylii, łyżkę tymianku, 2 łyżki majeranku, 1/4 łyzeczki kurkumy, 1/2 łyżeczki kminku, 2 łyżeczki imbiru, łyżeczkę pieprzu cayenne, łyżke pieprzu czarnego.
Studzić mieszając. Przelac do słoiczków, gdy przyprawy nie beda opadały na dno i razem ze skwarkami będą stanowiły zawiesinę.
Smacznego 🙂
metody 😳
Ja też nie szaleję ale muszę brać pod uwagę, że na dorocznym spotkaniu rodzinnym mam na podwieczorku i kolacji 11 osób (albo i 13 jeżeli Brat przyjedzie). A 11-13 osób potrafi zjeść to i owo. Ten nie je ryby w galarecie, a tamta – przeciwnie, bardzo lubi; ta nie jada drobiu, a jej mąż przepada za kurczakiem czy indykiem w sosach azjatyckich, dwaj chłopaczkowie małoletni łasi na desery itd. Poza tym, jako, że rodzina odwiedza nas niezwykle rzadko, niech wyniosą przynajmniej dobre wrażenie, które im wystarczy do następnej wizyty w II dzień świąt.
Witajcie Łasuchy,
Dawno mnie nie było, bo hokej i inne atrakcje ostatnio mnie porwały, ale… Wczoraj słucham radia i myślę sobie: „ale fajnie opowiadają, tacy mili i obeznani, i temat super” (o jedzeniu, wiadomo). A któż to był? Nasz Gospodarz! Świetna audycja, gratuluję.
Ja nadal jem jak królik, czasami coś skubnę niedozwolonego, ale rzadko. W święta natomiast skubnę nieco więcej. Podobno raz na miesiąc mogę 😀
uściski dla wszystkich!
A ja na wigilie bede rzeczywiscie skubala zielenizne i lizala kremy z pastinake. Zaproszona jestem do wegetarian, ktorzy nawet ryb nie jadaja i nie moga ich ogladac. Pierwszy raz w moim zyciu stanie sie zadosc tradycji i bede miala postna wigilie.
Vaclav Havel nie żyje…
Witam.
Żegnamy Havla.
🙁
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/nie-zyje-byly-prezydent-czech-vclav-havel,1,4975434,wiadomosc.html
Co za rok 2011, umarlo w nim wiele prominetnych postaci…
Pożegnanie dla V.Havla. Znakomita, ciekawa postać i pełny człowiek, nie pomnik.
Ano, odszedł.
Przyznam się bez bicia, że chyba nigdy nic z jego twórczości nie czytałam, znałam go tylko od strony działalności politycznej.
Będąc w Pradze, wstąpiliśmy do knajpy, podobno jego ulubionej.
Wypiliśmy słuszną ilość piwa. Tu przy okazji wam opowiem, że moja synowa znudzona była tym piwem (znakomitym, to wiadomo!) i poprosiła o wodę mineralną. Zaraz potem przerzuciła się na piwo. Otóż kufel piwa kosztował tam 1 koronę, a mała buteleczka wody perrier 4 korony. Jennifer, jak na Chinkę Kanadyjską przystało, kalkulować umie!
Bardzo mi się w tej knajpie podobało. To były podziemia, dwie wielkie sale (dla palących i niepalących) i mniej wiecej po północy towarzystwo się rozśpiewało. Dla Jennifer coś niespotykanego, ale dla mnie znane klimaty, przemieszkałam w Czechach dobre ponad pół roku.
Nie ma znaczenia, że znają się ze sobą ci przy wspólnych stolikach – wystarczy, że ktoś zaintonuje, zaraz cała sala przechwytuje i śpiewa. Oczywiście są to już późne godziny i nikt nie je, tylko pije piwo 😉
Bardzo Czechów lubię, cenię za pragmatyzm i podejście do życia – co trzeba, to trzeba, a na zakończenie dnia weselmy się!
http://alicja.homelinux.com/news/img_2305.jpg
Vaclav Havel zawsze wzbudzał moją ogromną sympatię.
Z tej smutnej okazji poczytałam jeszcze trochę na Jego temat.
Doprawdy żal…..
Dorotolu-to prawda,bardzo smutny ten koniec 2011 roku 🙁
p.s.Nie koronę, a w przeliczeniu na dolara, psiakostka…no więc dolar versus 4 $ 🙄
U mnie wczesny poranek (-11C!!!), może mi się pomięszać…
Praga podobała mi się straszliwie i jeszcze kiedyś chcę tam być.
Alicjo-też bardzo lubię braci Czechów.
Masz rację,wypijmy za ich pragmatyzm, którego nam Polakom najczęściej brakuje.Jeździliśmy w czeskie okolice nie tylko na piwo,również na ryby 😉
A w Pradze jadłam najlepszą na świecie kapustę-kiszona kapusta,
duszona z dodatkiem,jak sądzę zasmażki, p a l c e l i z a ć ! ! !
A biegając po wspomnieniach z Pragi, takie oto foto z innej knajpki, pan poszedł do kibelka, piesio pilnował kufla pana i miejsca.
http://alicja.homelinux.com/news/img_2385.jpg
Alicjo-do Pragi trzeba w maju,kiedy kwitną bzy.Wtedy podobno najpiękniej,bo te bzy tam co krok.Ja byłam kilka razy,ale nigdy w maju 🙁
Dorotol-jestem z Tobą względem tej zieleniny 🙂
Postanowiłam zrobić pasztet z soczewicy.
Krysiade-pomachanko ! Wiadomo cytat z Jolinka 😀
Mnie w maju nigdy nie jest po drodze, ale owszem, mieszkałam w Czechach w maju też.
Wracajac do wspomnień, mieszkając w Czechach miałam wielkiego wroga, Zdenka, który o dziwo miał dziewczynę Polkę (Danusię zresztą!) i jakoś mu to nie przeszkadzało, ale nienawiść za to, że polskie wojsko zabiło mu ojca w 1968 na kogoś musiał przelać. Trafiło na mnie. Dopiero pod koniec mojego pobytu, po kilku miesiacach zażartego ostracyzmu, przeszło mu i wypiliśmy wspólnie piwo.
Rozumiałam, ale i nie rozumiałam, bo nie czułam się winna za całą tą ruchawkę w ’68 roku, ja się wtedy za chłopakami oglądałam, a nie śledziłam politykę…miałam wtedy 14 lat, czuję się „usprawiedliwiona i zwolniona” od stania na barykadach.
Machanko do Blondyny!
Hokej to wiadomo…kanadyjska specjalność 🙂
Bzy w Pradze to w drugiej połowie kwietnia. Przepiękne 😆
Alicjo, sprawdź pocztę 🙂
Tp tylko test
https://picasaweb.google.com/pegorek/Pycha1?authkey=Gv1sRgCNqer_7f8ICrpQE
Pyszności przedświąteczne.
Kolejny, niedzielny obiad z bitymi zrazami wołowymi (kupuję więcej, kroję rozbijam, dzielę na 2-3 porcje i zamrażam). Pierwszy raz były w warzywach z przewagą papryki czerwonej i pomidorów do kulek ziemniaczanych. W ubiegłą niedzielę z suszonymi grzybami i jałowcem do klusek drożdżowych, a dzisiaj z kaszą gryczaną i sosem tradycyjnym. Pychotka, a nie wiem, jak ten sos nazwać; zrazy osypane krupczatką zasmażyłam po obydwu stronach na tłuszczu, przełożyłam do rondla, dyżurne + majeranek niezbyt hojnie, + średnia cebula w półplasterkach + spory ząbek czosnku też w plasterkach + tłuszcz ze smażenia i wygotowane resztki z patelni w ilości ćwierć szklanki płynu. Zapomniałam powiedzieć, że na spodzie rondla wylądowały trzy skórki od wędzonego boczku. I to się pichciło na malutkim płomieniu długo dosyć 1 godz 45 minut, potem dostało toto 2 łyżki soku cytrynowego, resztkę tej mąki od panierowania mięsa (jakieś 2 łyżeczki) i po dalszych 15 minutach czubatą łyżkę masła. Wiem, Żaba wlałaby słoik śmietany ale moje dziecko nie lubi białych sosów, więc masło. Jej, jakie smaczne z sałatką z pomidorów i kaszą gryczaną.
pepegor-miej litość ! Nie katuj !!!
To nowo kupiona waga czeka i wydaje wyroki 🙁
Jest
pepegor-miej litość ! Nie katuj !!!
To nowo kupiona waga czeka i wydaje wyroki 🙁
A to też pyszności.
https://picasaweb.google.com/pegorek/Oldtimer?authkey=Gv1sRgCLHlm_WeyZ6IJQ
A waga zostaje neutralna.
pepegor, zdjęcia super co znaczy że bd. Nie bój się moich linków, Alicyjnych się nie boję, sprawdziłem, są czyste. Dlaczego tak jest nie umiem wytłumaczyć, różne systemy, zapory, antywirusy.
Dla poprawy chómoró.
http://video.interia.pl/obejrzyj,film,129508,sortuj,p,st,24H,pozycja,3,Policjant_i_dziewczyny
to prawda Praga jest piękna .. byłam tam dwa razy w tym kilka dni na przełomie kwietnia i maja .. i chętnie bym tam wróciła ..
a ja kombinuje trochę .. przypomniałam sobie, że mam gdzieś dwa słoiki borówek co to im się za niedługo termin kończy .. zgotowałam je .. dodałam jabłka w ćwiartki wg Chmielewskiej i zobaczymy co wyjdzie .. 😉
pepegor teraz jak masz czasu więcej to i nam milej jest z Tobą … 🙂
Blondyno zapachy kuchenne Cię do stołu sprowadziły .. 🙂
Tak to jest, że wesołe ze smutnym się przeplata. Tylko że tego smutnego ostatnio jakby więcej. Na pociechę chorym obecnie i tym potencjalnym proponuję artykuł w Polityce ” Optymiści zdrowieją szybciej”. Tylko że musi to być optymizm wrodzony.
Wczoraj miałam na kolacji gości. Czas przedświąteczny nie jest zbyt dobry na takie wizyty, ale najpierw gościom nie odpowiadał termin, potem my przez 3 kolejne soboty byliśmy zajęci towarzysko, a nie wypadało odkładać sprawy na przyszły rok, tym bardziej że my już u nich byliśmy. Ale spotkanie było bardzo sympatyczne. Zupa gulaszowa wykonana wg przepisu Tadeusza Olszańskiego/ prawie/ została bardzo doceniona i była ” tak dobra, jak na jedzona na Węgrzech”. A przyłożyłam się bardzo. Goście jedli też pierwszy raz wątróbki drobiowe ze śliwką suszoną owinięte cienkim plastrem niezbyt tłustego boczku. Upiekłam jeszcze szarlotkę. Mogłam wprawdzie kupić coś gotowego, ale juz tak dawno nic nie piekłam, że miałam ochotę na coś własnego. No i była znakomita. A w ogóle wizyty w sąsiedztwie/ bo ta właśnie taka była/ mają ogromną zaletę : nie przeszkadza deszcz ani wichury,a ponadto nie ma problemów z wyznaczaniem kierowców i wszyscy mogą degustować alkohol.
Tylko że ja wyczerpałam chwilowo moja energię kulinarną, a tu trzeba podjąć już jakieś działania kulinarne.
Waga?!
Nie kupuje się wag i na nie się nie patrzy, chyba, że to są wagi kuchenne. Zapamiętajcie to sobie, Łasuchy!
To prawda z tą wagą. Lepszą i bezkosztową metodą jest wybranie sobie wzorcowej spódniczki/ lub spodni/ , w którą musimy się bez problemów zmieścić. Jeśli robi się za ciasna, trzeba się ograniczyć kulinarnie.
Cichal pewnie upiekł juz pasztet, ale zawsze warto zajrzeć na stronę Alicji do ” Pasztetów”. Do pasztetu Włodka nie mogę się wtrącać, bo to jego autorski. Smakował mi zresztą bardzo, choć ja wolę ostrzejszy. Pan Lulek do pasztetu brał sporo wątroby/ tyle samo co mięs/. Ja aż tyle nie daję, ale smak wątroby powinien być wyczuwalny. Dodaję też warzywa z wywaru, sporo majeranku, a od niedawna także imbir. I zapiekam w odkrytej foremce, bo lubię przypieczoną skórkę. Tak więc tych wersji pasztetu jest bardzo wiele. Trzeba ustalić swój własny przepis.
Zauważcie, że klasyczny pasztet był zawsze w cieście (najczęściej kruchym albo francuskim) i podawany na gorąco, z sosami. Pasztet na zimno mógł być bez ciasta, ale wtedy otulony galaretą. Eh, nam się już nie chce, chociaż mojej koleżance, Basi, Mama na imieniny zawsze przysyłała pasztet zajęczy właśnie w cieście – z dużej tortownicy był wielki, jak koło od wozu. Imponujący na środku stołu, a obok dzbaneczek sosu z majonezu, marmolady głogowej, chrzanu i dużego kieliszka starki.
Jolinek, owszem!!!:)
Dorotol, Wigilia bez ryb???? o, nie!
Zabieram się do tego od kilku tygodni i jakoś nie mogłam się zebrać.
Chodzi mi o wnioski wyciągnięte z dwóch książek (a obydwie są u mnie dzięki hojności Gospodarza): M.Łozińskiej „Smaki dwudziestolecia” z której zresztą ostatnio korzysta Gospodarz w codziennych wpisach i z „PRL na widelcu” M.Brzostka.
– O, teraz wystawię jęzor rasowego propagandysty z lat najczarniejszej komuny. Bo cóż mi za prawdy wyszły z zupełnie współczesnych, a nawet aspirujących do dzieł naukowych, lektur?
Blondyna ja „se z drugiej strony sklepu” zamowie karpia u Ruskich i zjem wczesniej.
Donosze, ze bylam-smy na ostatniej adaptacji filmowej Toma Sawyera, „moja” z mojego dzecinstwa byla ooooooo wieleeeeeeeeeee lepsza. W teraznieszym wydaniu godna uwagi i swietna jest rola, rownie swietnego Joachima Krola, ktory sie kaze pisac przez o z kreska i w tym filmie gra role Matta-pijaka, ktory razem z Indianiem Joe na cementarzu wykopywal trupa.
Zabieram się do tego od kilku tygodni i jakoś nie mogłam się zebrać.
Chodzi mi o wnioski wyciągnięte z dwóch książek (a obydwie są u mnie dzięki hojności Gospodarza): M.Łozińskiej „Smaki dwudziestolecia” z której zresztą ostatnio korzysta Gospodarz w codziennych wpisach i z „PRL na widelcu” M.Brzostka.
– O, teraz wystawię jęzor rasowego propagandysty z lat najczarniejszej komuny. Bo cóż mi za prawdy wyszły z zupełnie współczesnych, a nawet aspirujących do dzieł naukowych, lektur? Już mniej więcej od połowy ksiązki p. Łozińskiej, gdzieś, z tyłu głowy, ktoś mi podśpiewywał cichutko „Panowie w stolicy kurzyli cygara, radzili o braciach zza Buga.” I zupełnie współczesna konkluzja – to musiało pieprznąć! Nie miało szansy przetrwać. Z lektury wyłania się obraz stolicy, w której dla obyczaju i pozoru żyje się grubo ponad stan. Górna warstwa inteligencji – dziennikarze, wydawcy, luminarze palestry i lekarzy, urzędnicy państwowi wysokiego szczebla (w tym i wojskowi), przedstawiciele nieco zubożałej arystokracji : wszyscy ci ludzie żyli publicznie od II śniadania, przez wczesny obiad (lunch) poobiednią kawę, kolację albo wielki obiad , przyjęcie po teatrze, dancing – a każda suto podlewana alkoholem. Kobiety i kobietki, rauty, bale, polowania i wenty – mówię, to musiało pieprznąć. Zupełnie nie mieli czasu na robotę. Oczywiście byli i zapracowani lekarze, i chudeusze – kauzyperdy i porucznicy od 6 rano ganiający rekruta i profesorowie politechnik – tylko nie oni nadawali ton i styl. cdn
Danusko pamientam jak jeszcze na poczatku lat 80-tych stalismy w jakims blocie pod czechoslowacka (jeszcze) ambasada w Bonn demonstrujac o wypuszczenie Havla z wiezienia i… wypuscili go
U mnie pasztet był na zimno, bez galarety i tych tam, i jak robiłam (i w domu też, bywało, że z zająca, podesłanego przez leśniczego), to robiłam w ilościach i na zaś. Zapiekałam w foremkach takich, co to by odłożyc w zamrażarce te na zaś.
z ta pamiecia to chyba problem „pamietam”
Witam wszystkich.
Danuśko – uradował mnie decyzja o pieczeniu pasztetu z soczewicy. Jeszcze takiego nie robiłam. Doradzam soczewicę zieloną lub czarną, są wyrazistrze w smaku. Moim zdaniem, podstawą udanego pasztetu warzywnego jest duża ilość smażonej (duszonej) cebuli. Zawsze daję więcej niż powinno być. Z przypraw dodaję sól, imbir, ostrą paprykę i pieprz ziołowy. Zapiekam w otwartej foremce, też lubię skórkę chrupiącą.
cd
Natomiast z książki p. Brzostka niedwuznacznie wynika, że rację miał Wł.Gomułka (O wciórności, w życiu bym nie uwierzyła w latach sześćdziesiątych) że to socjalizm nauczył chłopstwo jedzenia masła, cukru i mięsa. Nauczył i nie umiał dostarczyć tego w ilościach potrzebnych. Wszelkie gazetowe enuncjacje, że produkcja cukru dwukrotnie przekroczyła poziom produkcji z 1933r albo, że masła produkujemy ileś tam razy więcej, a mięsa…. To wszystko była święta prawda. Dlaczego więc przed wojną produkty te były stale dostępne w wielkim wyborze, a potem trzeba było wystawać w kilometrowych kolejkach? Wieść gminna głosiła, że to wszystko jest wywożone z kraju. Tymczasem eksport (nawet ten wymuszony) nie przekraczał 18 % produkowanej żywności. To chłop, chłopo-robotnik i robotnicy (jeszcze do niedawna chłopi) aspirowali do „pańskiego jadła” i mieli pewność, że to pańskie jadło należy im się, jak psu kość. A pańskie jadło to była przesłodzona herbata i kawa, mięso nie raz w tygodniu albo i rzadziej, a na co dzień i masło, które kiedyś wieś produkowała ale nie jadła – teraz się należało. Ot, dodatkowy koszt transformacji.
Znowu smutna wiadomość, jak napisała Pyra – to był Człowiek. Nawet, jeśli nie każdy zna Havla twórczość, to przecież każdy zna postać. Częśc jego rozmów, wywiadów drukowałem i mam gdzieś w swoim małym archiwum domowym. Tylko słowo drukowane lub pisane na papierze nie ginie i do tego można wrócić.
Yurek,
Dzwoniłem już wiele razy pod podany numer, ale tam nikt nie odpowiada, a automat podaje wiadomość, że automatyczna sekretarka jest jeszcze nie zainstalowana, a innym razem, że nikogo nie ma. 🙄
Nigdy się z czymś takim nie spotkałem, a może sprawdź numer? 😯
Raz na święta przygotowałam pasztet w galantynie : kawałki pasztetu zalałam galaretką na winie. Smaczne to było, tylko że ja pasztet piekę kilka razy w roku i wykorzystywany jest on do kanapek/ głównie przez syna, który jest wielbicielem pasztetu/ i dlatego nie jest on już u mnie daniem świątecznym.
Pyra niedawno wspominała o brukwi. Otóż brukiew na gęsinie jest albo raczej była bardzo popularnym daniem u Kaszubów. Gdy wspomniałam mojej koleżance, a wczoraj moim gościom o gęsi, która kruszeje na święta, od razu skojarzyli gęś z brukwią. Może też dlatego brukiew można bez trudu znaleźć w sklepach. Może po świętach spróbuję zupy z brukwi jako odmiany zupy jarzynowej. Zostaną mi przecież podroby, skrzydełka i nóżki.
A przy okazji Kaszubów : otóż obowiązuje wśród nich zwyczaj podawania na wszelkiego rodzaju przyjęciach najpierw słodkich wypieków, a dopiero potem dań zasadniczych.
A moja gąska kruszeje na świeżym powietrzu, całkiem goluteńka, bez żadnych folii czy nawet papieru, ale ukryta w wiklinowej skrzyni na tarasie, żeby żaden okoliczny kot nie dobrał się do niej.
Krysiade ? uradował mnie decyzja o pieczeniu pasztetu z soczewicy.
Pasztet ma być z zająca .
Yurek – szczepienia lisów p/wściekliźnie i wielka powódź 1997 przetrzebiły polskie zające do tego stopnia, że się za granicą zakupuje pary rozpłodowe. Nie będzie pasztetu z zająca, a z różnych innych mięs.
Witajcie!
Pepegor mnie zmobilizował, pokazał swoje przedświąteczne przysmaki, więc postanowiłem pokazać kiermasz na którym byliśmy wczoraj.
Nigdy na takiej imprezie nie byliśmy, myślę że nikt z Was nie spotkał się z podobnym przedsięwzięciem. Była to spotkanie prywatne, dla rodziny i znajomych, po części komercyjne, po części towarzyskie.
Całość po raz pierwszy zorganizowali w swoim wiejskim siedlisku uciekinierzy z miasta, On pasjonat wsi, Ona raczej niekoniecznie…
Kupiliśmy ryby, wędliny, jagnięcinę, sery, jajka, wędzone śliwki…..
Do jedzenia była zupa rybna, baranek, królik, chleb domowy i ciasto drożdżowe prosto z pieca a do picia domowe wina :
dzika róża, jarzębina, aronia, wiśnia i gruszka ulęgałka!
Mniam!!
Pasztet musi byc z zajaca. Jako dziecko bylam prawie zmuszona do sprobowania pasztetu z „zajaca ekologicznego i ekologicznie ubitego”, do dzis mnie taki pasztet nie pociaga. Sasiedzi znalezli tuz przed swietami zajaca na torach kolejowych przejechanego przez ciuchcie. Zabrali go do domu i chyba nawet nie zbadawszy czy nie chory przepuscili go przez maszynke do miesa. Uzupelnili te mielonke jeszcze krolikami domowymi oraz tym co trzeba i upiekli w charakterze pasztetu. Sasiedzi byli uprzejmi podzielic sie z nami tym pasztetem i obdarowali nas polowa. Znajac cala akcje bylysmy wrecz wzruszeni darem. Na szczescie nasz kot jeszcze bardziej sie wzruszyl i okazal sie chetny do tygodniowej diety pasztetowej.
Ja tam się nie znam, Pyro, ale pamiętam, jak za młodych lat (podstawówka, a więc lata 60-te) chodziłam z Tatą po wsiach jako sekretarka (juz pisałam o tym), wypełniająca tzw. kwitariusze. Zwierzyna była zakolczykowana, czyli zakontraktowana za Gomułki, i nie miala prawa zniknąć z rejestru.
Chłop pracował ciężko na roli, więc zawsze sobie gdzieś tam po cichu uchował świniaka na boku. Nikt nie denuncjował, bo każdy robił to samo.
Żywot chłopa poczciwego – rano wychodzę w pole, muszę zjeść solidne śniadanie, aby mieć siły i dotrwać do południa.
Akurat tak się składało, że ja po szkole wpadałam do państwa D. po mleko, Pan Kazimierz już z polnymi robotami obrócił, i zajadaliśmy wspólnie znakomitości, przyrządzone przez Panią Janinę. Nie potrafię tych smaków odtworzyć, chociaż próbowałam.
Uff!
Dwugodzinny marsz po śniegu, przez las, nad potokiem, do jeziora i wzdłuż niego, a potem nad rzeką do domu dodał mi takiej energii, że upiekłam ciastka z dziurką, przekładane galaretką porzeczkową, całe 5 blach (kruche ciasto z 0,5 kg masła). Pierwsze trochę spaliłam, bo za cienkie były, a piec trochę za gorący 🙁
Nikt mi nie pomagał, sama, tymi ręcami… 🙁
Pyro,
przedwojenna bieda w Polsce nie została wymyślona przez komunistyczną propagandę, ale kto nie żył w tamtych czasach to nie wierzył, co mówił Gomułka czy Cyrankiewicz 🙄
Pamiętam, jak mój ojciec powtarzał przedwojenne powiedzonko:
– Oj, dooobra bułka, doobra…
– A skąd wiesz?
– Doobra… Tata mówił, że dziadek widział, jak Żyd jadł 😎 Doobra…
Śmialiśmy się, bo dla nas to był abstrakcyjny żart. Bułki i masło nie były luksusem, zapałek nikt nie kupował na sztuki i nie dzielił na czworo, wszyscy mieli skórzane buty, w sklepie z materiałami kupowało się wełnę „setkę” i niosło do krawcowej, a ta szyła kreacje według zagranicznego żurnala, przestarzałego może, ale zawsze…
W dniach inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację dostałam piękny sweter (gruby golf w biało-niebieskie pasy), bo doświadczone wojną pokolenie zawsze w takich chwilach kupowało mąkę, cukier, biżuterię oraz ciepłą odzież… 😉 Ten sweter mam do dziś. Taka pamiątka.
Alicjo,
czy ten Zdenek był z Jiczyna? Bo chyba tylko tam polskie wojsko miało czeskie ofiary na sumieniu:
„Również Polacy przyczynili się do śmierci Czechosłowaków. Pijany polski żołnierz z biorącej udział w inwazji 2. Armii Ludowego Wojska Polskiego otworzył w Jiczinie (na północy kraju) ogień do przechodniów, zabijając dwie przypadkowe osoby i raniąc pięć.”
Syn naszej sąsiadki uczestniczył w tej inwazji w okolicach Liberca i potem opowiadał, jak liczyli agrest na krzakach w pobliżu ich stanowiska, aby Czesi nie mogli im zarzucić chociażby kradzieży. Dla niego to było okropne przeżycie, ta interwencja, miał wtedy jakieś 20 lat 🙄
Jejku, Antku 😯 Tego się nie da oglądać przed kolacją 🙁
Pasztet tylko z zająca, ewentualnie sarny. Albo z dzika 😉
yurek – każdy ma swoje poczucie smaku. Ja wolę pasztety a różnych roślin strączkowych. Zapach pasztetu z zająca nie pozwala mi usiąść do stołu. Niczego Ci nie narzucam. Zostańmy przy swoich poglądach.
Antek – zlituj że się!
Antku – jak ładnie wyglądają te kolorowe warzywa w słoikach. I jaki wybór kiełbas i szynek. Ta ostatnia szynka i chleby to Twoje dzieło?
Za to polskich ofiar w 68 w Czechosłowacji było 8 i nie były to ofiary Czechów, tylko naszego kierowcy skota. Jechali sobie chłopcy jak na wycieczkę, stali, wystawiali łby, słoneczko świeciło, przy szosie wzdłuż drogi był głęboki rów : nie przeciwpancerny, tylko „przeciw powodziowy” – w razie obfitych opadów odprowadzał wodę z szosy. No i młodzieniec kierujący groźnym pojazdem poczuł ducha Dzikich Pól i kawaleryjskiej szarży. W efekcie spadł z nasypu, dachował, uratowano 1 osobę. Tak się złożyło, że wśród moich szefów było aż trzech „weteranów”. Anegdot nasłuchałam się mnóstwo: i o pięknej, a groźnej barmance, która przegnała ich ścierą „Ne ma piva la okupanta” i o pospolitym ruszeniu w Cieszynie, gdzie ochotniczo zbierali się pod WKU ludzie, którzy chcieli lać Pepiczków i którym trzeba było stanowczo odmawiać, bo nikt nie miał zamiaru lać Pepiczków, tylko cichcem wziąć za pysk
Nemo,
nie wiem, gdzie mieszkał ojciec Zdenka, Zdenka poznałam w Kralikach. To tuż zaraz za Międzylesiem, jakieś 5 km od granicy, znasz te tereny.
Pamiętam, że był bardzo zapiekły w złości do Polaków za rok 68 i zawsze powtarzał, że to Polacy mu ojca zabili. Wtedy to były dla mnie tematy, których wolałam nie poruszać, tym bardziej, że Czesi nie lubili Polaków, ale owszem, potrzebowali rąk do pracy (no mówię…pragmatyczny naród!).
Rana Zdenka była zbyt swieża, żeby go o cokolwiek wypytywać.
A i ja zbyt głupia na takie pogaduchy. Wtedy.
Ładne to, co pokazałeś Antku.
Może napiszesz o tym więcej?
Jak Czesi widzą Polaków:
http://forum.interia.pl/czesi-i-polacy-typowy-poglad-czeski-na-polske-i-polakow-tematy,dId,967575
http://www.moja-ostroleka.pl/ludzie-ostroleki-w-ock-zdjecia,1324220005,2.html
http://galeria.moja.ostroleka.pl/thumbnails.php?album=3875
Pepe,
to napisał chyba młody czlowiek, ale zgadzam się z większością tego, co napisał. Generalizujemy, ale coś w tym jest, że co nacja, to inne nawyki z dziada-pradziada. Ja jestem za tym, żeby pielęgnować tradycje, język, dialekty, ubiory i lokalne zwyczaje.
To jest nasze bogactwo – co kraj, to obyczaj.
Obejrzałam…Marek na ostatnim zdjeciu 😉
Witajcie,
Cały dzień spędziliśmy w Krakowie. Pod wieczór wyskoczyliśmy na Rynek gdzie „popełniliśmy” zakupy. U Litwinów: suszone i/lub wędzone mięsiwo i kwas (mniam!), a na stoisku p. Mądrego kiełbasę lisiecką i szynkę suszoną.
Zdjęcia wkrótce.
Asiu, bardzo dziękuję za inspirację 😉 .
Najwyższy światowy poziom to ja i moja maszynka 🙂
Mnie tam rybka, co się będę pchał na okładkę. Ważne , że poseł przyszedł z całą rodziną by obejrzeć moje swoje fotografie.
Obejrzałam ludzi Ostrołęki i naszego Misia też.
I z tym młodym Czechem w większości się zgadzam. Co tu kryć – poznać pana po cholewach, a gospodarzy po publicznych porządkach.
Maszynka do swierkania? 😉
http://www.youtube.com/watch?v=qHqTTSjWBvg
Trochę dziegciu jednak dodam.
Dwa lata temu udałem się z Jeleniej Góry na czeską stronę. Był koniec marca, piękne przedpołudnie i Śnieżka kusiła bardzo. Dojechałem na drugą stronę gdzieś o 12.30, wjechałem przez barierkę na duży, pusty prawie parking i idę do kantoru, bo nie miałem koron. Kantor zamknięty, ale zamknięty przez całą zimę chyba, bo coś zamkniętego na chwilę inaczej wygląda. Wracam więc piechotą do właściwej miejscowości, co przez nią dopiero co przejechałem i kieruje się do czegoś, co wyglądało na bank. Zamknięte, przerwa objadowa. Wracam na parking i wyglądam tam, skąd wracają ludzie, ze stacji kolejki linowej. Tej stacji nie było widać, więc kawałek drogi do niej. Ciężko się zastanawiałem czy polecieć. Pytam wracających, czy tam można wymienić pieniądze. A to renciści z Niemiec, co przyjechali autokarem i mieli wszystko inclusive, więc nie wiedzieli. Dałem sobie spokój. Nie chciało mi się tam lecieć, by ew. pocałować kolejną klamkę. Bramkowy nie chciał mnie wypuścić z parkingu bez uiszczenia należności. Wybłagałem w końcu wyjazd za PLN.Wracam więc przez Czechy do najbliższego wjazdu do Polski (nie wiem już, czy to Duszniki, czy Kudowa tam jest). Po drodze faktycznie miejscowości bardzo wypucowane, tylko z bankami taka sprawa, Jak było miasteczko, był bank, to nigdy nie było się gdzie zatrzymać. Tak droga mi upływała, aż mi się skończył wycinek czeskiej mapy drogowej. Do granicy miałem już tylko z 30 km, a tu nigdzie po drodze jakiejkolwiek wskazówki na polską granicę. Zatrzymałem się na stacji benzynowej by kupić mapę samochodową i kawę. Dwie znudzone panienki nie chciały moich euro, o PLN nawet nie wspominać. Wybłagałem w końcu co chciałem, nie sprawdziwszy nawet po ile mi te eura policzyły.
Pojęcia nawet nie macie, jak mile witałem te blachbudy po polskiej stronie i te stragany.
Pepegor,
karta kredytowa…nie musisz nic wymieniać, przeliczać i tak dalej, byle byś zapłacił w terminie. W naszych podrózach zawsze z tego korzystamy, od lat.
Pepe – w Czechach rzeczywiście nie za bardzo chcą przyjąć Euro, wolą złotówki. Jechałam autobusem do Włoch, jakoś nie pomyślałam o koronach – bo to tylko tranzyt 🙂 . I w zajeździe, w toalecie panie nie chciały przyjąć 1 Euro, a 2 zł chętnie przyjęły 🙂
Obiecany Kraków:
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/KrakowPrzedswiatecznie
Pepegorze,
a bankomatu żadnego nie widziałeś? 😉
Znam tę trasę (Kudowa-Nachod-Śnieżka), bo wędrowaliśmy do źródeł Łaby po czeskiej stronie Karkonoszy. Polskie schroniska są przyjemniejsze i jedzenie lepsze. Czeskie piwo za to dużo lepsze od polskiego 😉
Alicja – nie mów mi, że da się Polskę przejechać bez pieniędzy, tylko z kartą kredytową. Stragany, cały drobny handel i gastronomia – tylko forsa.
Ja tez nie wiem przez jakie Czechy jechalam chyba trzy lata temu do Pana Lulka. We Wroclawiu zycie, jeden zdobi, drugi ma juz ozdobione, trzeci sprzedaje inny kupuje, jeszcze inni cos remontuja, usmiech i optymizm. Droga do granicy juz troche dziksza ale wszedzie swiatelka ozdoby krzatanie i potem wjazd do Czech: ciemno, ponuro, zadnych ludzi na ulicach, po zmroku zadnego swiatla czy migajacego telewizora, JAKIE AUTOSTRADY w kierunku Brna???????? Nie spostrzeglam. Byla to najdluzsza i najmozolniejsza trasa ostatnich lat, 50 km na godzine. Nie mielismy polskich rejestracji ale jak sie zjawil jakis przedpotopowy samochod czeski to kierowcy byli agresywni, zajzdzali droge prowokujac wypadek. W zajazdach ochydne, niedogotowane knedliczki, niemili ludzie, zadnych szans na przyjecie euro. Po tym hororze w drodze powrotnej jechalismy juz na Prage i Drezno i znowu 50 km/h do prawie wrot Pragi. Na tej niby autostradzie znowu agresywni ludzie w tandetnych starych samochodach. Gdzie tu estetyka? Owszem ladnie wygladaly klasztory z ubieglych wiekow pojawiajace sie od czasu do czasu na wzgorzach. Jakie autostrady godne tej nazwy. Gdzie obycie? Gdzie bogatszy kraj. Moze sie zmienilo kurzgalopem? W Pradze w poczatku lat 90-tych nie mozna bylo nic porzadnego i europejskiego zjesc i kupic. Nigdy wiecej przejazdu i stolowania sie w tej krainie.
Ewo- prześliczne kamionki; trzeba by Pyrę siła odrywać od tego dobra.
A mnie się podobają czeskie miasteczka 🙂 https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/CzeskiKrumlovICzeskieBudziejowice#5687576010861349890
Z tymi bankami po drodze – brak mi było determinacji. Trzeba by było szukać parkingu i się wracać, a nie chciało mi się, bo bankomat by się znalazł. Na koniec, tuż przed granicą zaszedłem do supermarkietu, gdzie, jak mi się wydaje, poważną część klientelli stanowili Polacy, tam zapłaciłem kartą.
Chodzi mi o to, że tam nie wiedzą co to interes. Na tegorocznej wycieczce do głębokiej Anatolii nie miałem w ręku tureckiej liry – każdy brał euro. A w czeskich sudetach wioski jak w pudełku, jakiś Cygan oparty o stylisko z miotły. Zapytać go o drogę, to nie wiedział o co chodzi. Panienki na stacji tez mi nie zaoferowały zapłacenie kartą, aczkolwiek rozmawiałem z nimi długo, bo mówię po czesku.
Ewo – dziękuję za zdjęcia. Już dawno nie byłam w Krakowie.
Wspominam i milsze pobyty w Czechach. Gdzieś dziesięć lat temu byliśmy parę dni w Szklarskiej, a że pogoda po polskiej stronie była nieciekawa, spędzalliśmy nasze dni po drugiej stronie. Nie pamiętam niczego negatywnego chyba, że można było się naczekać przy przejściu granicznym.
Asiu,
bardzo ładne miasteczka.
Pyro,
Mnie też trudnio było oderwać od tego dobra 😉 .
Asiu,
Całą przyjemność po mojej stronie 🙂 . A ja dziękuję za czeskie miasteczka – tam mnie jeszcze nie było…
W Czeskich Budziejowicach jest piwiarnia, która nazywa się „Masne kramy”. Kiedyś mieściły się tam kramy, w których sprzedawano wędliny i mięsa. Można tam kupić bardzo smaczne ciemne piwo (jest łagodne), produkowane w miejscowym browarze. Tego piwa nie ma w sklepach, bo podobno nie sprzedają go w butelkach. Tylko w dużych pojemnikach, bo tak Czesi kupują.
Asiu, chleb to mój wypiek, staram się jeśli mogę co tydzień.
Z tej porcji zostaje nam 1,5 bochenka, akurat do następnego wypieku. Reszta to darowizna, jeden zabiera wnuczka na kanapki do szkoły!
Mięso to zwinięty i upieczony udziec indyka na kanapki zamiast sklepowych frykasów. Takie akrobacje wykonuje Antkowa, ja to proste formy lubię, najlepiej blaszane. 😉
Te kolorowe w słoikach to kiszone pomidory.
Ładne Pepegorku, ładne.
Ale jakoś nie chcę więcej pisać, znam ludzi, ale nie na tyle abym
tu chciał więcej. Zresztą i tak sporo pokazałem, reszta niech będzie sprawą wyobraźni oglądających. Jedynie przy porsche uległem, nie mogłem się powstrzymać, kontrast był zbyt czarujący. 🙂
Moja wyobraźnia, choć przygotowana, choć znała opowieści o tym miejscu, była oszołomiona, nie przygotowana na zastane, pojękiwała z zachwytu i kręciła mi głową, ale ona lubi takie szaleństwa.
Ale opowiastkę o Gospodarzu włości wtrącę.
W Wilnie, pod jednym z kościołów przyklęknął wśród miejscowych żebraków, a że był i jest nadal obrazem zewnętrznym nim podobny, zebrał do czapki garść drobnych…
Zakład wygrał a drobne oddał potrzebującym.
Tołpyga była smaczna, też była stamtąd.
Lubię mężczyzn, już o tym pisałam. Lubię nie nawet jako obiekt westchnień (nie ten wiek) ale jako prostszy model człowieka. Inaczej nie wytrzymałabym ponad dwudziestu lat w środowisku do imentu męskim. Lubić, lubię ale nadal jest to dla mnie plemię tajemnicze, nigdy bowiem nie udało mi się zrozumieć męskiej miłości do kawałka skóry, za która lata po boisku 22 innych facetów i męskiej fascynacji ryczącymi narzędziami spektakularnych samobójstw na drogach.
A śnieg zaczął już sypać
http://youtu.be/K-DKXuWuoYM
„Jechali sobie nasi chłopcy jak na wycieczkę” czołgami do Czechosłowacji żeby pomóc Sowietom zapędzić do więzień takich ludzi, jak Waław Havel.
Gratuluję poczucia humoru i dobrego samopoczucia.
W czerwcu ’69 byłam świadkiem na Śnieżce, jak czeskie dzieci pokazywały na polską stronę mówiąc: „tam mieszka ten pies Gomółka”. Ot, „pojechali sobie nasi chłopcy jak na wycieczkę”…
Havel był miłośnikiem życia, nie miał by nic przeciwko
http://youtu.be/PnkJVL76dnQ
Jotka – nie zawsze historię wspomina się, jak Sowińskiego w okopach Woli. Opowiadający też ma swoją narrację.
A ja się dostałam na okładkę, hehehe. Ale blogowo-poprawnie: przy wigilijnym stole, jak na Łasucha przystało.
http://www.prestizszczecin.pl/
Pyro, Havel byl autorytetem moralnym chyba jednym z ostatnich.
Dla porządku dodam, że pani obok to nasza posłanka Renata Zaremba, pan starszy to świetny aktor Jacek Polaczek, a pan młodszy – świetny pływak Mateusz Sawrymowicz. Pan fotografer trochę nas rozmnożył.
Nisiu – wyglądasz świetnie na okładce i miło jest po raz któryś z rzędu się przekonać, że Polska nie kończy się w Warszawie.
Od ponad 30 lat jeżdżę co najmniej raz do roku do Polski przez Czechy. Trasę przez Pilzno i Pragę do Kudowy lub Międzylesia znam najlepiej, ale jeździliśmy już prawie wszędzie nie tylko tranzytem, ale i jako turyści. W Pradze bywaliśmy u przyjaciela – dziennikarza, teraz tam mieszka moja siostrzenica i za nic nie chce wracać do Krakowa 😯 Co roku widzimy zmiany – piękniejące miasteczka, dobre drogi oraz… tak, Doroto, autostrady 😉 Po wolnej amerykance na polskich szosach i przed torem wyścigowym na niemieckich autostradach przyjemnie jest przejechać trochę kilometrów w normalnych warunkach. Od kiedy w Czechach wprowadzono drakońskie kary za łamanie przepisów drogowych, kierowcy nagle stali się aniołkami 🙂 Zauważył to też Osobisty i przyjął z wielką ulgą, nie jest tam już dziwolągiem trzymającym się przepisów. Na polskich drogach mają go nadal za patałacha, co się boi wyprzedzać na podwójnej linii sznur ciężarówek na zakręcie 🙄
Jotko,
mnie się zdaje, że Pyra nie nazwała polskiego udziału w inwazji na Czechosłowację „wycieczką”, lecz miała na myśli całkiem konkretną przejaźdżkę naszych dzielnych wojaków.
Nemo – to była 10.Dywizja z Twojego rodzinnego miasta, a pan, który opowiadał, był szefem służby samochodowej wtedy.
dobrej nocy.
A Havla szkoda 🙁
10 lat temu wizytował Szwajcarię, którą uważał za wzór demokracji i czerpał z jej tradycji w swojej polityce.
Szwajcaria zaprasza rocznie tylko jedną głowę obcego państwa, za to z wszelkimi honorami. Havel oraz nasz prezydent Leuenberger – obaj delikatne pięknoduchy chcieli zrezygnować z parady przed kompanią honorową, ale na próżno. Protokół okazał się silniejszy niż dwóch prezydentów 🙄 Uzyskali jednak, że orkiestra wojskowa nie zagrała marsza flagowego (Fahnenmarsch) lecz… Mozarta 😉
Bo to był porządny człowiek i bardzo żal.
Piękny był dzień dzisiaj – słońce, bezchmurne niebo, chociaż zimno, ale to grudzień, nigdy nie narzekam na zimno w grudniu, tak być powinno. Nie mogę w taką pogodę usiedzieć w domu, zawsze mi się wydaje, że coś tracę bezpowrotnie. Wyjechałem, powłóczyłem się tu i tam, popatrzyłem na świat i wróciłem niedawno.
Podczytałem dzisiejsze wpisy, trochę inaczej odebrałem odjeście V. Havla. Jego osoba bardziej jednak kojarzy mi się z rozmowami ze swoim przyjacielem Michnikiem, spotkaniami na Śnieżce, Korem i Solidarnością, Kartą 77 i z jakimś niebywałym ciepłem, jakie wyczuwało się patrząc nawet na Jego fotografie, niż z Pragą w maju, drogami w Czechach, piwem, kiepskimi knedliczkami i wszystkim na co można narzekać w tym małym kraju.
Jutro znowu do pracy.
Dobranoc. 🙂
Havel,juz po drugiej stronie,
pisac nie bedzie,
bo i po co,
wypelnij swoje,
i poszedl sobie,
tam gdzie cisza,
jest .
Pomyłam naczynia po gościach. No, zasiedzieliśmy się. Goscie co prawda wyszli jeszcze wczoraj, ale nie chciało mi sie zabrać za zmywanie (u mnie to sie robi na piechotę), aż dopiero teraz.
Pyro,
i owszem, da się przejechać przez Polske bezgotówkowo – pamietaj, że ja po drodze kupuje jedynie paliwo (wszędzie już można płacić kartą), a sklepy odwiedzane to księgarnie. Czasem coś po drodze się do mnie uśmiechnie, ale to też zazwyczaj w jakimś wielkomiejskim centrum handlowym (galeria mi nie przejdzie przez klawiaturę). Zawsze mam jakieś drobne w kieszeni na opłatę kibelka po drodze, nieważne, jaka waluta, byle była.