Uva Highland czyli bohaterka premiery
Jesień to dobry sezon na premiery. Po wakacjach ludzie są wyposzczeni i takie wydarzenia przyjmują z radością. Zwłaszcza jeśli bohaterem ( w tym przypadku bohaterką) premiery jest ktoś (lub coś) niezwykły. Tak było właśnie tym razem.
W warszawskim T-barze przy ulicy Przeskok zgromadziło się niezbyt liczne ale doborowe grono smakoszy i znawców herbaty. Co nie dziwi, bo to jedno z nielicznych (a moim zdaniem jedyne) miejsce w stolicy, w którym można poznać PRAWDZIWY jej smak. Gwiazdą wieczoru była Uva Seasonal Flush Pekoe czyli czarna herbata ręcznie zebrana 9 sierpnia 2011 na plantacji Highlands, na wysokości 1200 metrów nad poziomem morza. Ta część Cejlonu słynie z najdoskonalszych herbat. Swoje walory zawdzięczają one suchym i chłodnym wschodnim wiatrom wiejącym w dolinie Uva w letnich miesiącach. Trzy szczytowe listki rosnące na gałązkach krzewów herbacianych, zanim zerwą je zręczne i delikatne palce wystrojonych jak do ślubu dziewczyn tamilskich, chłoną niesione przez wiatr zapachy, w dzień słońce a w nocy chłód.
Niektórzy plantatorzy sadzą wokół herbacianych pól silnie pachnące pomarańcze lub inne drzewa owocowe. Listki nabierają wówczas aromatu, który z sąsiedztwa przenosi wiatr. Herbaciany świat jest doprawdy zadziwiający.
Każdy zbiór oceniany jest przez najlepszych herbacianych kiperów i niektóre kwalifikowane są do najwyższej klasy. Tak właśnie było z bohaterką wieczoru w T-barze.
Ten niewielki w gruncie rzeczy zbiór, bo liczący zaledwie 4800 ponumerowanych puszek, uznany został za ewenement na skalę herbacianego świata. Zdaniem mistrza oceniającego najpierw listki a potem napar Uva Highland dostarcza pijącym niebywałych doznań. Ma kolor ciemnego złota, aromat zaś pełen różnorodnych odcieni cytrusowych, lekki powiew eukaliptusa a czasem nutkę mięty.
Wiedząc to wszystko piłem ową Uvę z nabożeństwem i wyczuleniem na wszelkie niuanse. Ale ponieważ smak jest sprawą całkowicie indywidualną, to moje doznania nie całkiem pokrywały się z opiniami kipera. Nie znalazłem w bukiecie aromatów ani eukaliptusa, ani mięty (co nawiasem mówiąc mnie ucieszyło, bo nie są to moje ulubione zapachy). Wyraźnie natomiast czułem owoce cytrusowe oraz… zapach schnącego siana na nadnarwiańskich łąkach. Czułem też i językiem, i całym podniebieniem silną cierpkość oraz podniecającą goryczkę. Gdyby to było wino, można by powiedzieć, że jest o długim smaku. Jeszcze w kwadrans po wyjściu z premiery czułem wyraźny posmak tego wspaniałego napoju. Na dodatek dwie filiżanki Uve spowodowały, że niemal do północy byłem ożywiony i pełen werwy.
Czekam teraz na kolejną premierę. Może znowu poznam nową, całkiem mi nieznaną a równie wybitną w smaku i zapachu cejlońską herbatę.
Komentarze
Z tymi aromatami i smakami luksusowej herbaty jest pewnie tak, jak z winem opisywanym przez znawców. Można przeczytać, że nuta aromatu zawiera poziomki, cierpkość małych, dzikich jabłek i wspomnienie gleb wulkanicznych. Przeczytać można – doświadczyć nie za bardzo. Nie ten język i podniebienie.
Nad Poznaniem mgła rozświetlona gdzieś wysoko słońcem.
Dzień dobry.
Wychodzimy na cmentarze. Najpierw na Powązki, gdzie leżą prapradziadkowie, dziadek i babcia Eufrozyna ( a grób liczy ponad 150 lat) a potem na Bródno gdzie jest grób Adamczewskich o sześćdziesiąt lat młodszy, gdzie też i my się znajdziemy.
Oba cmentarze są piękne w jesiennej szacie pełnej złota na drzewach.
Po powrocie obiad rodzinny w całkiem nie cmentarnej atmosferze.
O jasny gwint! Widzę, że to nie tylko Pyra nie przestawiła zegara komputerowego na czas zimowy. Spróbuję zaraz to poprawić. Przepraszam!
Ocalić od zapomnienia [*]
http://www.youtube.com/watch?v=de0H_WqxZIQ
Na Powązkach leżą dziadkowie Włodka ze strony matki i wujek z żoną.
Slonce coraz nizej wschodzi i bezlitosnie tnie w oczy, nawet przez opuszczona zaluzje.
U mnie normalny dzien roboczy, coz, taka uroda tego kraju. LP pojechala do Polski i odwiedza grob jej ojca w Leborku, a ja pojde wieczorem dopiero na jedyny (chwala Bogu) grob ktory tu mam, grob sasiada. Wczoraj zdazylem go jeszcze upozadkowac i polozyc na nim palme, a dzisiaj zapale swieczke. Na swiezy jeszcze grob matki mialbym 140 km ale uklad jest taki, ze i tak nie zdazyl bym o czasie.
Wszystkim tu zycze spokojnego swieta,
pepegor
Wszyscy straciliśmy w tym roku Pana Lulka, a Pepegor i Nowy pochowali Matki. Pamiętamy.
Za mnie na groby chodzą już tylko posły, bo ja nie nadaję się do osobistej wizyty – chyba, że na wieczność.
Za jakieś dwie godziny przyjdzie Marialka (teraz wychodzi na cmentarz) o pozdrowieniach pamiętam.
raz widzialem w pewnym kraju jak rodziny z koszykami pelnymi wiktualow
szli,
w innym czaszki przodkow stoja nad paleniskiem,
wiec nie ma sie gdzie wybierac,
ja natomiast uporzadkowalem groby trzy w ostatnia niedziele i nie mam juz
sily dalej, tym bardziej, ze kosci moich przodkow leza w miedzyczasie na czterech kontynentach i dwunastu krajach;
w samej polsce musialbym pojechac do poznania, w-wy i wroclawia,he,he..
zastanawiam sie czasami,
czy,aby zaoszczedzic troche czasu nastepnemu pokoleniu,
dac sie spalic a prochy rozsypac w oceanie;
jestem pewien, ze niejeden cielak bedzie mi wdzieczny
„Chce mi się wyć, do cholery!
Zgubiłem duże litery” (wrocławski, niewidomy bard; lata osiemdziesiąte)
Byku – dedykuję Waści.
Czy T-bar nie znajduje się na ulcy Szpitalnej? Szukam tego lokalu na mapie zachęcona recenzją Pana Piotra i coś mi się nie zgadza….
@pr:
nie denerwuj mnie, bo zaczne pisac bez samoglosek!
oj, cos sie z czasem tutaj pokrecilo,
pewnikiem wina einsteina..
p.s.
errata:
powinno byc:
@pr:
n dnrw mn, b zczn pisc bz smglsk
I mam ja w dzbanuszku, i ciagnie sobie – nasza bohaterka Uva Highlands.
A teraz degustacja – chyba przedozowalem, bo za mocna dla mnie, ale wrzatku mozna dodac.
O, teraz nawet kolor jak w opisie.
Wyskoczylem na miasto zalatwic pare spraw, a tu przed sklepikiem z herbata tablica u uva highland. Za 6.50 euro 100 gram bylo moje. Do wyboru byly dwie wersje pekoe i orange pekoe i wybralem pierwsza, bo wg. pana za lada ta jest delikatniejsza.
Tak Chesel, masz rację i ja mam rację. Adres T-baru jest Szpitalna 5, a wejście od Przeskok, bo T-bar mieści się w narożnej kamienicy. Kto był tu raz, to przychodzi częściej, bo pysznie karmią no i te herbaty…
A na cmentarzach tłok niepomierny. Zwłaszcza pod Bródnem na św. Wincentego. Peruwiańscy Indianie (prawdziwi) grają na piszczałkach, pseudogórale sprzedają oscypki, można kupić chłopski chleb (od baby w zapasce) ze smalcem, złociste golonki z chrzanem, pańską skórkę, pieczone kasztany…
Po zapaleniu zniczy uciekliśmy gdzie pieprz rośnie.
Ojej, czy Nowy już w Polsce, bo nad Okęciem krąży Boeing z Nowego Jorku, któremu nie otwiera się podwozie …
Co to jest pańska skórka?
I jeszcze: jak była zaparzona ta herbata? W sensie technologii.
Ja sobie dwa dni temu zamówiłam w moim ulubionym młynie oprócz fleur de sel z Guerande – herbatę Oolong podobno prosto z Oolong.
Potrzebuję, żeby coś mi dołożyło energii. Na przykład herbata, bo kawa nie działa, a amfetaminy nie chcą sprzedawać na wolnym rynku. Zawsze przed południem jestem zdechła jak jaki Azorek pod płotem.
O, pańska skórka była w guglu.
Wróciłam właśnie z Bródna. Widziałam dokładnie to co Gospodarz, jarmark pod cmentarzem 😉
W niedzielę byłam na Powązkach, bo i tu mam też groby rodziny.
Nisiu, liście były zalane wodą o temperaturze trochę ponad 70 st. C w specjalnym kubku i przykryta z wierzchu pokrywką. Po kilku minutach ( 3 – 4 ) napar przelano do filiżanki a fusy wysypano na pokrywkę, by można było je powąchać.
Nowy napisał, że będzie w Warszawie 2 listopada. A samolot lata nad Warszawą i wytraca paliwo. Wszystko pokazuje TVN 24. Wieje grozą!
MałgosiuW,
std loty na Europę są zazwyczaj nocnymi lotami, więc przypuszczam, ze Nowy będzie leciał dopiero dzisiaj naszym wieczorem, wcześniejszym lub późniejszym.
Ten krążący nad Warszawą tolot z wczorajszego wieczora. Też zauważyłam ten komunikat, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i w końcu się to cholerne podwozie wysunie…trzymam kciuki.
Czy ktoś wie, jakie to linie? Lądowania bez podwozia się udają, różnie co prawda, ale siąść na brzuchu można…
Witam. Właśnie wróciłam z cmentarza i od razu tak groźne wiadomości – też ściskam kciuki – tym razem w realu. Jak sobie wyobrażę tę traumę, jaką teraz przeżywają pasażerowie ……
Alicjo – PLL LOT
Właśnie zauważyłam…oj…
Wylądował. Szczęśliwie. Wychodzą pasażerowie. Cudownie!
Samolot wylądował bez podwozia, trwa ewakuacja pasażerów
Podobno nie ma rannych, pożaru też!
Wylądowali koncertowo!
Kocham naszych pilotów.
Uffff, całe szczęście.
Teraz już mogę sobie zrobić obiad – gulasz z kurczaczych żołądków. Pycha – mój ulubiony gulasz. 😉
Pokazali film z lądowania. Co za precyzja! Żadnego ognia. Kapitan na order!
UFFFFFFFFFF…..
Przy okazji – taka nasza historia. Tak to jest, jak nie ujednolica się systemu miar i wag raz i na zawsze. Akurat wprowadzoni parę lat wcześniej system metryczny w Kanadzie, ale obok tego system imperialny też istniał. No i…
http://pl.wikipedia.org/wiki/Szybowiec_z_Gimli
Brawa dla załogo LOT-u!
Alicjo, tu chyba nie miały znaczenia miary i wagi, tylko zwyczajnie wysiadło zasilanie podwozia.
Nawiasem mówiąc, telewizja-matka pokazała tym razem lepiej niż TVN24.
Ja wiem, ale miary i wagi miały znaczenie w tej kanadyjskiej historii – zamiast kilogramów – wlano funty paliwa, a to przeszło połowę mniej. Mieli szczęście w nieszczęściu, bo lotnisko od dawna było nieczynne i żadnych służb naziemnych, ale dali radę. Pamiętam to wydarzenie, piloci zostali odznaczeni i w ogóle noszono ich na rękach.
Oj, muszę wybrać się dzisiaj do wsi. Wstąpię do Tea Room i popytam o tę Uvę, a co!
Podczytalem mojej małej maszynce, brawo dla załogi, ale wyobrażam sobie co się działo na pokładzie. Ja wylatuje dzisiaj wieczorem tez Lotem. Mam nadzieje, ze nieszczęścia nie pójdą parami.
Jak to dobrze, że się to tak skończyło.
Nowy, podwójne kciuki za twój lot 🙂
Nowy, o nic się nie martw, moje kciuki są w gotowości. 😉 😆
A swoją drogą pilotom należą się gratulacje.
Nowszy! Ewa mówi Nowiutki! (muszę się mieć na baczności)
Spokojnego lotu
A propos Huntington, kupiłem tam moja drugą łodkę, wiele, wiele lat temu. Muszę przy okazji doskoczyć do tych oliwek. Ostatnio Ewa mnie strofowała: Nie jedz tyle, bo co sobie Tadziu pomyśli”…
Jeszcze do wyjazdu trochę czasu, lanczuj smacznie.
Weszłam w media już po wszystkim. Na ziemi i nad ziemią zadziałały procedury i szkolenie, pomogła pogoda i łut szczęścia. Teraz pilota ukoronują (słusznie ❗ 😀 ) i rozbiorą medialnie na czynniki pierwsze 🙄
Ulzyło. Nowy – czekamy na Twój spokojny, nudny, nieciekawy lot.
Chyba wszyscy pomyśleliśmy o Nowym. Pilot wspaniały, ale tak jak Haneczka napisała – już rozbierają go medialnie. Rozmowy z kolegami, z koleżanką, która latała z nim 15 lat temu itp. 🙂 A załoga pokładowa też wspaniała. Nie było paniki na pokładzie i ewakuacja tez odbyła się bardzo sprawnie. Nowy – spokojnego i szczęśliwego lotu!
Ewo – znalazłam starą legendę z okolic Inkermanu 🙂
Już z normalnego komputera.
Bardzo, bardzo wzruszyła mnie Wasza troska o moją skromną osobę. Dziękuję.
Ja i tak boję się latać, a dzisiaj to już w ogóle. Zawsze piłem wino przed wylotem, dzisiaj też będę, ale coś znacznie mocniejszego.
Jutro JESTEM w Warszawie, nie może być inaczej.
Co prawda nieszczęścia chodzą parami, ale… „to największe nigdy nas nie spotka – bo ono nie ma pary” (W. Mł.)
🙂
Nie wiadomo jak długo lotnisko w Warszawie będzie nieczynne, bo uszkodzony samolot stoi na skrzyżowaniu pasów. Procedura usuwania może trwać od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin.
Asiu,
Jedyna legenda kojarząca mi się z Inkermanem, to nazwa wina. Podziel się proszę, jeżeli masz coś innego na myśli 😉
http://www.inkerman.ua/eng/wines/general/legenda_inkermana
Byle do piątku rano usunęli… bo lecę!
I dokąd to lecisz, Nisiu? Gdzie Ciebie znowu niesie?
Legenda pochodzi z książki Edmunda Chojeckiego „Wspomnienia z podróży po Krymie” z 1845 roku. Uprzedzam, że jest bardzo długa 🙂 Pisownia oryginalna:
„Dojeżdżając do Mangub-Kale, na lewo stoi stroma skała. U podnóża jej walają się gruzy, których z między krzaków i bluszczu ledwie dostrzec dziś podobna. Gmach wznoszący się niegdyś na owem miejscu prawie równie prędko się rozsypał jak został wystawiony. Widno ciążyło nad nim przekleństwo Boże. Owoż więc przed wielą laty, zaledwie mógłby to zapamiętać dziad którego z najstarszych rybaków, jak nagle zjawił się w tych okolicach jakiś Grek czy Turek, Bóg go wie co on był zacz, domyślano się tylko, że musiał wielkie skarby posiadać, gdyż wkrótce po przybyciu nabył część ziemi pod Karolezem i we dwa miesiące potem na miejscu gdzie przed niedawnemi czasy było pusto i głucho, stanął pyszny kamienny dworzec obwarowany dokoła murem tak, że mu dach zaledwie było widać. Byli tacy, którzy utrzymywali, że w tem wszystkiem kryła się sprawa szatańska, inni wynajdywali rozmaite pogłoski jedne dziwaczniejsze od drugich, w końcu nikt nie był w stanie dać żadnej pewnej o cudzoziemcu wiadomości, gdyż wstęp do dworca był zabroniony, a sam właściciel rzadko kiedy się pokazywał. Mufty z Bakczy-Saraju, który może najlepiej całą tę historię wiedział, przebąknął raz jakoby ów nieznajomy miał być odstępcą, że z giaura stał się wyznawcą proroka, długi czas pozostawał w służbie samego Padyszacha i tam dorobiwszy się znacznych bogactw gdy obudził przeciw sobie zazdrość wielkiego Wezyra, unikając jedwabnego stryczka pewnej nocy potajemnie ujechał ze Stambułu wraz ze swemi skarbami. Orszak jego składał się z czterech czarnych niewolników i jakiejś bardzo młodej kobiety, którą dla różnicy wieku jak się zdaje za córkę można było uważać. O ile ta wiadomość była prawdziwa nikt nie mógł dokładnie się przekonać gdyż stary renegat prawie nigdy z domu nie wychodził a dwaj niewolnicy, których czasami widywano w mieście byli niemi. Trwało to około dwóch lat, mieszkańcy nie mogąc się prawdy dowiedzieć przestali sobie suszyć głowy gdy pewnego razu w nocy zadudniły końskie kopyta i wkrótce potem rozeszła się wiadomość, że nieznajomy w towarzystwie jednego niewolnika wyjechał. W istocie odtąd w mieście jeden tylko niemowa się ukazywał.”
Tymczasem było to jakoś na wiosnę, w czasach, w których morze Czarne najwięcej hula, niedaleko Inkermanu rozbił się grecki okręt. Na szczęście zdołano ocalić osadę i część ładunku. Pomiędzy rozbitkami znajdował się młody Ipsarjota, może nawet jaki książę grecki, który czekając na sposobność udania się w dalszą podróż zamieszkał w Inkermanie. Podróżny był w kwiecie wieku, urodziwy jak zwyczajnie Grecy z Archipelagu i namiętny lubownik łowów. Często sam jeden zapuszczał się w góry i wracał dopiero późną nocą. Słyszał równie jak inni opowiadania o czarownym dworcu i wtedy czarne jego oko błyszczało ogniem zapału, widać dokuczała mu w piersiach chęć zbadania tajemnicy. Nieraz więc gdy wyszedł na łowy, moc ukryta pomimowolnie ciągnęła go ku stronie dworca, podnosił głowę, oglądał się dokoła, ale wszędzie było głucho, oprócz parkanu nic więcej nie mógł dojrzeć. Tak mijały dnie i tęsknota osiadła na czole młodzieńca. Wszakże pewnego dnia gdy przechodził zadumany obok samego muru ujrzał nagle pęk kwiatów, który mu upadł pod nogi. Na wschodzie tak czytają kwiat w bukiecie jak głoski na papierze. Młody myśliwiec w zdumieniu schwycił ten dar niespodziany, a świadomy kwiatowego języka z radością wpatrywał się w dwie róże bengalskie płonące na wierzchu bukietu, dalej gałązki jaśminu, u spodu fiołki i niezapominajki, a cały pęk obwity był dokoła błękitnym powojem. Widocznie tajemniczy bukiet drżał oświadczeniem najgorętszej miłości.
Odtąd nikt nie mógł się dowiedzieć co porabiał nieznajomy podróżny? ? widywano go czasami w mieście, uważano, że pewien wyraz szczęścia rozpromieniał jego oblicze, ale w dworcu zawsze było tak samo głucho i pusto.
Minęła jesień i zima, już i skowronki wiosnę poczęły zapowiadać, stary renegat nie wracał, młodzieniec nie spieszył się puszczać w dalszą podróż i gdy mu dawano znać, że okręt grecki wkrótce ma odbić od lądu, mawiał, że ważne sprawy zatrzymują go jeszcze w tych miejscach.
W końcu – jednej nocy, a była to noc najburzliwsza jaką ludzie zapamiętać mogli, znowu na drodze do dworca usłyszano tętent końskich kopyt. Pan to dworca powracał do domu.
Od tej chwili z pewnością można już było wiedzieć co się tam stało gdyż jeden z niewolników, w którym się trocha jeszcze życia zostało, gestami tak rozpowiadał: W dworcu nie spodziewano się zupełnie właściciela gdy ten nagle zjawił się i słowa nie rzekłszy nikomu dążył spiesznie do narożnej komnaty. Stanąwszy na progu osłupiał, na miękkiej sofie perskim kobiercem zasłanej spała piękna Greczynka, prawą rękę trzymała na sercu, lewą zaś okrążała szyję młodego Ipsarjoty, który u nóg jej zasypiał. W kacie komnaty stała kolebka z małem dziecięciem. Wszystko zaś troje pogrążone było we śnie tak łagodnym i spokojnym jakby po przebudzeniu oczekiwał ich dzień najszczęśliwszy z całego życia. Renegat nie wydał żadnego krzyku, pobladł tylko straszliwie, zacisnął usta i dał znak dwóm niewolnikom aby związali natychmiast młodzieńca. Na to poruszenie ocknęła się piękna uśpiona, poskoczyła z wezgłowia, przetarła oczy, ale nie spostrzegła nic więcej jak tylko, że zniknął jej kochanek. Wtem usłyszała jakiś gwar na dole i z sercem ściśniętem bolesnem przeczuciem pobiegła do kolebki swego dziecięcia. Mały aniołek tylko co się był obudził i wyciągał drobne rączęta do matki, porwała go więc w swoje objęcia i z niespkojnem okiem, z piersią wzdymaną nieznaną trwogą poczęła przysłuchiwać się szmerowi co dolatywał jej uszu. Niebawem otworzyły się drzwi i wszedł stary renegat ? oto masz na posag dla swojego dziecięcia jak dorośnie ? rzekł spokojnie, rzucając jej pod nogi głowę Ipsarjoty i po tych słowach wyszedł. Młoda kobieta wydała krzyk przeraźliwy, wpatrywała się długo w tę głowę, co zbielałymi oczami zdawała się jeszcze na nią spoglądać, nareszcie roześmiała się długim, niesfornym śmiechem i wybiegła z dworca z dziecięciem na ręku. Tejże samej nocy śród strasznej nawałnicy, piorun uderzył w dom odstępcy, co się z nim stało nikt nie wie, czy ujechał ze skarbami gdzieś w dalekie kraje czy tez pod gruzami swego dworca śmierć znalazł? Nazajutrz morze wyrzuciło na brzeg zwłoki młodej niewiasty wraz z dziecięciem, które jeszcze trzymała w swoich objęciach. Odtąd co rok prawie musi się rozbić o tym samym czasie jaki statek rybacki w pobliżu Inkermanu i nieraz podczas burzy gdy rzeka Ezen Bijuk zacznie się pienić i wzdymać, słychać wśród świstu wiatru śmiech przeraźliwy, a na grzbietach fal ukazuje się postać pięknej kobiety z dziecięciem na ręku.”
Wyjechałem z domu wioza mnie na lotnisko
Tego nie znałam Asiu. Dziękuję 🙂
Kochany – jedziesz DO domu
Nowy,
Odezwij się jak wylądujesz a my zajmiemy się kciukami 😉 .
Pyro, w sumie niedaleko, bo do Krakowa, ale via Warszawa, a stamtąd samochodem z kolegą. Wracam już bezpośrednim połączeniem Kraków-Szczecin. Targi Książki som.
Jeśli lotnisko zamknięte, to pójdą w ruch inne lotniska, gdzie Boening moze lądować i stamtąd ruszą do różnych celów innymi samolotami, a do Warszawy najpewniej autobusami lub koleją.
Już raz przerabiałam godzinne kołowanie nad Warszawą (lodówa na lotnisku i mgła), skierowali nas do Krakowa. Stamtąd ludzi samolotami do miejsc, gdzie z Warszawy mieli dolecieć (ja miałam Wrocław jako cel), autobusami albo pociągami.
Byłam we wsi, zajrzałam do Tea Store, czy jest Uve Highland. Przystojny młodzieniec zawiódł mnie tam, gdzie wszystkie herbaty ze Sri Lanki 0 Uve nie było. Zresztą, przyznał, że nie słyszał – i co ona za. Powiedziałam, że ja też nie wiem, ale słyszałam od herbacianego sommeliera, że znakomita (w razie draki będzie na Gospodarza 😉 ), no to on, że sprowadzą – i zapisał.
Akurat było już po lunchu – a wtych godzinach sporo studentów przychodzi tam ze swoim lunchem na herbatę, bo jest barek, który serwuje świeżo zaparzoną herbatę. Nie miałam czasu, więc kupiłam dwie herbaty, ze Sri Lanki Court Lodge Estate (producent, czarna herbata) oraz Oolong Formosa. Po 100gr. paczuszka ze słoja (liście), tańsza jest w torebkach, ale to niegodne mojej Białej Marii 🙄
Tak to wygląda, jest ze 4 razy większe, niż lokal Japonki. Przeciwna ścianie z herbatami strona jest cała przeszklona. O Uve popytam Japonkę, jak u niej będę. Może ona ma.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/November12011#5670110328120508610
Z góry za wszystkie literówki – klawiatura jest dobra, tylko ja nie mam siły w nią porządnie uderzyć i czasem mi nie wychodzi. Poza tym przeważnie posługuje się prawą ręką i mam pomięszanie z polpątaniem 🙄
Nowy może nadać coś z lotniska przed odlotem – będzie odczekiwał swoje, a lotniska mają hot-spoty darmowe już. Tylko trzeba dysponować jakąś maszynką typu lapek-topek albo cuś…
Co do nieszczęść parami to mam – „nic dwa razy się nie zdarza…”.
Nie może być tak, że jedno za drugim, ten sam przewoźnik, te same lotniska i jeszcze dzień po dniu, no co wy 🙄
Dzień dobry. Doczytuję po trochu.
Internet na kartę mam. „Play” się nazywa. Za jedne 8.99 złotych na cały tydzień. Limit 300 MB. Chyba się zmieszczę 🙂
Od dziś 230 osób może obchodzić urodziny dwa razy do roku.
Dołączam swój kciuk dla Nowego, Nowszego, Nowiutkiego (Cichalu!, czyżbyś był zazdrosny?)
Jeżeli nic się nie zmieni, to Nowy wyląduje w Poznaniu albo w Pyrzowicach. Ławica już już przyjęła kilkanaście samolotów, które planowo leciały do Warszawy.
Nisiu! Kiedy te targi? Jeśli miałbym ruszyć z Warszawy dopiero w sobotę rano, a nie już w piątkowe popołudnie, to na pewno zrobię przystanek w Krakowie.
To ważne targi, bo premiera nowej książki Nisi. Zaboczymy jak wierni czytelnicy zareagują.
errata – nic o Żabie; samogłoski mi się zamieniły.
Ciekaw jak smakują:
http://wkuchni.usagi.pl/151/Kopytka_z_dynia.html
Bladej kawałek mi zostało, może jutro?
Przeczytałam taką „dyniową” radę : pół niedużej (ok 3 kg) dyni oczyścić z pestek i w całości wstawić w skórce do nagrzanego średnio piekarnika na 25-30 minut. Potem widelcem wyjmować taki jakby dyniowy makaron – polać oliwą, posypać solą i ostrą papryką, podawać jako garnitur do mięsa.
Ciekawy nagrobek dzisiaj widziałam:
Dyskretny, równoramienny biały krzyż na czerwonym polu. Pod nim sentencja:
„Wszystkie rozumy zjadłam.
I padłam.”
W „Newsweeku” jest ładny wywiad z Turskim (o jego chorobie i o śmierci jego żony).
O, zeżarło mi, ale nie wiem czemu!
👿
Paolo, zajrzałam do poczty i odpisałam Ci, zanim tu przeczytałam, że będziesz w Krakowie. No to jakąś kawę trzeba by wspólnie przyjąć do organizmu!
Wciąż chodzi po mnie to dzisiejsze lądowanie. Jak słusznie powiedział jeden mądry w telewizji – wszystkie procedury zadziałały. Albowiem w awiacji wszystko jest przewidziane. Gdyby chłopaki w Smoleńsku trzymali się procedur zamiast kombinować po swojemu, to byśmy dzisiaj nie palili im lampek.
Zdrowie załogi 767!
Pyro, moi czytelnicy już reagują i książka tydzień przed premierą jest na trzynastym miejscu w empikowej topce. Mam nadzieję, że po premierze nie zleci na pysk…
Już trochę zleciała, bo była siódma kilka dni.
W sobotę okupujemy z Nisią targi, my z Igorem ok. 14.00, Nisia trochę później. Dobrze, że ten krem wątróbkowy pożeram, to będę mieć siły. A na nową książkę już ostrzę ząbki!!!!!!:)
Blondyno – masz co ostrzyć, to ostrz sobie.
Nisiu – za Ciebie też potrzymamy kciuki i za Twoje najmłodsze dziecko.
A może znowu przetłumaczymy jakiś tekst?
Nisiu…
po znajomości się tego tam, zanim wykupią? Zanosi się na to, że wrześniem znowu via Hamburg, a potem Szczecin, do Szwagrostwa i Żaby…Oczywiście Jerzor już kombinuje z rowerem 🙄
Ja zanim co – wiadomo, o czym myślę.
Blondyno,
powodzenia na Targach i wszystkiego NAJ 🙂
Blondyna stoi u mnie i poleciłam Młodszej jako nagrodę (co by była nabyła) dla dzieciaków w konkursie dla wolontariuszy „Ośmiu wspaniałych”.
Nową książkę Nisi polecę kupić za kilka tygodni dla siebie.
Przed chwilą zadzwonił z lotniska Nowy. Stoi w kolejce do zdejmowania butów. Podali im, że lądowanie będzie w Warszawie. Wypiliśmy po wirtualnym drinku solennie obiecując zdublować je w realu!
No proszę, ja na blogu Blondyny, a Blondyna tu!
Pochwaliło się dziewczę, że zostało pochwalone przez panią Musierowicz.
A ja na to, że stawiam piwo w tym Krakowie!
Cichal – przejmujemy od Ciebie Nowego pod kuratelę. Tych drinków nie zapomnijcie wypić, bo zaniedbywanie takich obowiązków przynosi pecha.
Pyro, a propos:
http://www.youtube.com/watch?v=S-MOsuDj-W8
Nisiu – pani Musierowicz popełniła, bodajże, okropny błąd: koniecznie chciała, żeby jej książki były aktualne. Dzisiejsze nastolatki nie chcą jej czytać. Nie rozumieją kontekstu, mówią, że nudne. A ja i moje córki do dzisiaj pieczemy murzynka z przepisu Musierowiczowej (Kwiat kalafiora).
Pogadajcie sobie, a ja idę spać. Z rozsądku, bo senna nie jestem. To drzemka poobiednia mnie z rytmu wytrąciła.
Pyro, nie sądzę, żeby to był błąd. Miała taki zamiar i już. Zaufania do pisarzy!
Lotnisko w Warszawie ma być zamknięte do czwartku! Czekają na przedstawiciela Boeinga.
Nowy, pierwsze co pomyślałam, to że mogłeś być w tym samolocie. Pędząc do komputera, modliłam żeby nie, bo po zarazę Ci te stresy. Leć i ląduj spokojnie 🙂
Nisiu, mnie nie interesują topki. Niech wezmę Cię w łapy i poobracam, tęsknie 🙂
P. Musierowicz skończyła się na Kalmaburce. No, może trochę wcześniej, ale nie chciałam tego zauważyć 😉
Wasze błagorodie…
To znaczy, że będzie w Warszawie, bo wyląduje jutro około popołudnia wczesnego. Szczerze mówiąc, lubię wyloty, mimo że te 7-8 godzin trzeba siedzieć w ciasnawym samolocie, chyba, że jedziemy pierwszą albo biznesową klasą.
Moje 9-cioletnie naonczas dziecko raz to spotkało, pierwsza klasa 😯
to był rok 1989 i jeszcze było w samolotach tak, że z przodu dla niepalących, z tyłu palacze. Dziecko leciało samo do dziadków na całe wakacje, z Toronto via Frankfurt (5 godzin czekania) do Warszawy. Wtedy było tak, że jak dziecko, to wsadzasz do samolotu dziecko do 13 roku życia, opieka stewardess, przekazywanie na lotniskach transferowych, a w Warszawie odbiera Dziadek.
Dziecko powiedziało stewardesie, że palą papierosy, jemu to trochę przeszkadza, oczka niebieskie wzniósł – no i przenieśli go do pierwszej klasy – tam już nie można było palić. Wtedy I klasa nie wyglądała tak, jak teraz, ale była to wypasiona klasa, Maciek nie pił szampana, tylko czytał Tolkiena, więc dziecku polewano soczki, a na koniec dostał taki ładny obrazek, całkiem nie bylejaki, jako promocja firmy, robiąca idealne kopie. Cena obrazka rośnie 😉
Phieeeeew…
Powypełniałam formularze na odnowienie paszportów (zara się kończą około lutego, a ja chcę mieć pod ręką zawsze aktualny. Za Jerzora też wypełniłam, tylko podpisać musiał.
We wsi byłam, bo zdjęcie do i tak dalej – wypindrzyłam się, jak na balety jakie, a i tak wyszłam jak przez okno 🙁
Ale niech ta, zdjęciem w paszporcie muszę się chwalić tylko tym tam na przejściach lotniskowych.
Idę do góry poczytać legendę podaną przez Asię.
Dobranoc!
http://www.youtube.com/watch?v=1vWnc-ALSGo
…e tam! Wcale nie ostatni 🙂
Dobranoc,
idę poczytać, kopnąć w d… Jerza i tak dalej 😉
Nowy, dzieńdobry!
Raz Tadeusz z Longjalandu
Kupił bilet i rzekł mam w du
Pie interesa takie,
Bo mnie strach łapie.
Że jakieś kółka nie idą na dół!
Longajlandu!
Nowy – Szczęśliwej podróży.
Na bezsenność
Nowy – witamy w kraju.
Wszystkim miłego dnia życzę.
Na początku lat 90-ty dostarczałem do pewnych luksusowych delikatesów towar. Kierownik tegoż przybytku narzekał, że wcisną mu szef jakąś herbatę po astronomicznej cenie i teraz ma pretensję, że to się nie sprzedaje. Pogadałem ze swoim kumplem . Pasjonat kawy i Herbaty. Można powiedzieć o nim , ze o tych napojach wie wszystko i coś więcej. Namówiłem go , żeby pojechał ze mną do tych delikatesów i zobaczyć co to za herbata i co można z nią zdziałać. Pojechał zobaczył i sprzedał w jeden dzień cały zapas. A najśmieszniejsze w tym było to, ze cenę podniósł jeszcze o 100%. Sam skosztowałem przez niego zaparzonej tam na degustacji herbaty i nie dziwiłem się że ludzie kupują ją jak świeże bułeczki. Nigdy więcej nie piłem tak dobre herbaty.
A co to była za herbata?