Zielono mi
Polacy dzielą się na stronnictwo zielonych – amatorów jedzących szpinak pod wieloma postaciami i na anty-zielonych – jego wrogów, wstrząsających się gdy widzą podłużne charakterystyczne listki. Podział jest silny, coraz jednak więcej osób pod różnymi wpływami przechodzi ze stronnictwa anty-zielonych do zielonych.
Naszym stołem i jadłospisem moda rządzi w stopniu o wiele większym niż strojami. W tej dziedzinie jest to zazwyczaj wypadkowa popytu i podaży, ceny i snobizmu. W ostatniej kolejności zaś smaku i wartości zdrowotnych. Są też produkty czy dania, które zyskują popularność dzięki szczęśliwemu połączeniu tych wszystkich czynników. Taki właśnie jest szpinak (łac. nazwa spinacia oleracea) – hit ostatnich lat, modny i ceniony w kilkunastu rożnych rolach.
Regionem w którym najwcześniej doceniono smak oraz wartości tego warzywa (tam zaczęto uprawę szpinaku) był teren dzisiejszego Iranu, czyli starożytna Persja. Wraz z Arabami osiedlającymi się w Hiszpanii trafił w XI wieku do Europy i szybko rozprzestrzenił się. Krajami, w których szczególnie ceni się dania ze szpinaku są Włochy, Francja i Niemcy.
Szpinak od stuleci znany jest także i w Polsce. W XVII-wiecznej książce kucharskiej Stanisława Czernieckiego – Compendium Ferculorum znajdujemy przepisy na jego przyrządzanie. Mogą one zdziwić współczesnego czytelnika. Był szpinak wówczas podawany na słodko. Traktowano go jako dodatek do mięs, ale sowicie słodzono i „przefasowywano” przez gęste sito robiąc zielone puree. Szpinak na słodko był podawany jeszcze w XIX wieku. Może więc właśnie dlatego nie smakował wielu osobom.
Taka nie doprawiona, mdła masa była także przez długie dziesięciolecia obiadowym postrachem dzieci. Na szczęście ostatnio nastały dla szpinaku dobre czasy. Spopularyzowano wiele smakowitych i pochodzących z różnych kuchni przepisów. Szpinak przyprawia się sosem winegret o ile zjada się go na zimno lub czosnkiem, jogurtem czy śmietaną a także masłem, oliwą, gałką muszkatołową i żółtymi serami. Dzięki temu nie bywa to potrawa mdła.
Warto jeść szpinak przede wszystkim dlatego, że – odpowiednio przygotowany – jest pyszny a to dla smakosza kwalifikacja najważniejsza. Ale trudno też o inne warzywo równie bogate w sole mineralne, enzymy, witaminy i niezbędne dla zdrowia pierwiastki. Lista bogactw szpinaku to potężny wykaz zawierający zarówno witaminy z grupy B jak i witaminę C, nienasycone kwasy tłuszczowe i białko a także cenne pierwiastki takie jak potas, magnez czy żelazo. Ten ostatni składnik oceniano przed laty zbyt wysoko, co było wynikiem błędu w obliczeniach. Wysnuto wówczas nie całkiem prawdziwe twierdzenie, że szpinak jest remedium na niedokrwistość.
Pokaźna jest też lista przypadłości, którym zapobiegają zawarte w szpinaku – i to w sporych ilościach – substancje. I tak witamina C jako przeciwutleniacz zapobiega zawałowi oraz zapaleniu stawów i kości. Przed starczym zwyrodnieniem żółtej plamki (w oku) chroni luteina i zeaksantyna broniące jednocześnie przed rakiem jelita grubego. Dla przyszłych matek nieocenione jest działanie kwasu foliowego zawartego w szpinaku: pomaga zapobiegać defektom płodu. Beta-karoten także stanowi ochronę przed rakiem. Zawarta w szpinaku sekretyna jest hormonem pobudzającym czynności trzustki. Substancje gorzkie wpływają stymulująco na trawienie. Wiedza ta pozwoliła utrwalić opinię o szpinaku: jest zdrowy i warto by jadały go dzieci. Nauka zatem podpowiedziała argumenty nie do odparcia.
Nie należy gotować szpinaku zbyt długo (wystarczy 3-4 minuty i doprawić do smaku). Najlepiej zjadać od razu po przyrządzeniu, bez odgrzewania, aby dopuścić do przekształcenia się azotanów w azotyny, które nie są obojętne dla zdrowia. Warto też zadbać o to, aby w potrawie ze szpinaku znalazło się nieco mleka, śmietany lub sera, co pozwoli lepiej wykorzystać znajdujące się w nim żelazo.
Najbardziej typowym, polskim sposobem podawania tego warzywa jest szpinak w beszamelu, z czosnkiem zaostrzającym smak. Doskonałe są też dania (pierogi lub naleśniki a także omlety), do których przygotowuje się z niego smakowity farsz.
Niejedną osobę ucieszy kolejna dobra informacja: zjadając 2 szklanki liści szpinaku pochłania się zaledwie 13 kcal.
Komentarze
W pobliskiej cukierni kupuję często paszteciki z ciasta francuskiego ze szpinakiem . Smakowo rzecz fenomenalna . Podane na gorąco z aromatycznym bulionem i żółtkiem smakują wyśmienicie.
Lubię szpinak krótko przesmażony z czosnkiem, mozzarellą, parmezanem- doprawiony solą, pieprzem i gałką musztatołową.
Paszteciki ze szpinakiem? Wyśmienite.
Misiu 2, daj znać jak podziałało wczoraj mleko, w wiadomej sprawie…
Miś 2 ma doskonały gust kulinarny. Takie paszteciki są rzeczywiście pyszne, podobnie jak kruche babeczki napełnione szpinakiem z dużą ilością czosnku i zapieczone pod żółtym serem. Ja najchętniej jadam duszone kartofelki (niedużo) przy nich potężna porcja szpinaku uduszonego na wędzonej słonince (nie na maśle) z czosnkiem, pieprzem, solą i zagęszczony rozbełtanym z 2 łyzkami śmietanki jajkiem. Jaka szkoda, że córcia szpinaku nie lubi, więc nie gotuję go od kilku miesięcy.Przedtem robiułam dla siebie i męża, a dziecko dostawało coś innego i kropka. Dla dwóch osób robić dwa różne zestawy to lekka przesada.
Nabrałam chęci na szpinak, nic to, dziś i tak nie ruszam się z domu. Mam wolne i czekam na elektryka. Ale jutro sobie pofolguję. Pójdę na rynek i przyniosę wielki wór zieleniny. Pyro, co u Ciebie? Koniec z wiśniami?
Tak Marialko. Już wczoraj sprawozdanie wszak złożyłam. Dziiaj muszę „odgruzować” dom po wiśniowym szaleństwie.. Kiedy nas odwiedzisz, dostaniesz jakiś słoiczek konfitur wiśniowych.
Dziękuję!
Czytam właśnie ” Francuzki na każdy na każdy sezon” Mireille Guiliano, rzecz o francuskim stylu życia, poniekąd to książka kucharska- zawiera koło setki przepisów- a po części poradnik dla… dbających o linię. Podaje ona przepis na szpinak z rodzynkami i orzeszkami pinii. Pewnie dobry…
Szpinak jest pyszny. Ja robie omlety i do tego nadzienie szpinakowe, czyli szpinak na masle przyprawiony galka, odrobina ziol prowansalskich, czoskiem i mlekiem. Do tego dodaje odrobine podduszonej cebulki i pieczarki. Calosc podaje ze swiezymi pomidorami. Pyszne!
A druga wersja to szpinak z czosnkiem zaprawiony slodka smietanka (30%) – podaje taki sos do pierogow ruskich. Niebo w gebie!!!
Panie Piotrze! Uzaleznilam sie ostatnio od Panskiego blogu. Bardzo ciekawie Pan pisze! I smakowicie, rzecz jasna:)
Przepraszam, że tak nieadekwatnie.
Jest taki list, może ktoś z Państwa zechce się pod nim podpisać.
Podpisy i list jest publikowany na stronach Centrum
Kultury i Dialogu.
List otwarty w sprawie wypowiedzi ks. Tadeusza Rydzyka
Ks. Tadeusz Rydzyk podczas wygłoszonego niedawno wykładu, zarejestrowanego
na taśmach przez studentów i opublikowanego następnie przez tygodnik
„Wprost”, ujawnił swą pogardę wobec bliźnich – zarówno braci i sióstr
wyznających tę samą wiarę w Jezusa Chrystusa, jak też braci i sióstr Żydów.
Jako polscy katolicy, świeccy i duchowni, stanowczo protestujemy i odcinamy
się od skandalicznych wypowiedzi dyrektora Radia Maryja, które określa
siebie jako „katolicki głos w Twoim domu”. Boli nas, że pogardliwych i
antysemickich wystąpień dopuszcza się reprezentant naszego Kościoła. Taka
postawa kapłana jest sprzeczna z Ewangelią miłości, którą głosił Jezus
Chrystus. Zaprzecza również nauczaniu Jana Pawła II, który Żydów nazwał
„starszymi braćmi w wierze”, a antysemityzm określił jako „ciężki grzech”.
Wyrażając naszą dezaprobatę wobec postawy ks. Rydzyka, pragniemy wyrazić
naszą solidarność ze wszystkimi , którzy ostatnimi wypowiedziami ks. Rydzyka
poczuli się głęboko urażeni.
Jednocześnie w poczuciu własnej bezradności apelujemy do kompetentnych władz
kościelnych, aby zrobiły wszystko, co w ich mocy, by w przyszłości publiczne
wypowiedzi ks. Tadeusza Rydzyka nie podważały oficjalnego nauczania Kościoła
na temat Żydów, przedstawionego w dokumentach II Soboru Watykańskiego, w
licznych wypowiedziach i gestach papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI, a
także w liście pasterskim Episkopatu Polski z dnia 30 listopada 1990 r., w
którym padły słowa: „Wyrażamy także szczere ubolewanie z powodu wszystkich
wypadków antysemityzmu, które kiedykolwiek lub przez kogokolwiek na polskiej
ziemi zostały dokonane. Czynimy to w głębokim przeświadczeniu, że wszelkie
przejawy antysemityzmu są niezgodne z duchem Ewangelii.”.
PS. Głosy poparcia prosimy przesyłać na adres:
CKID@gmail.com
A mnie wczoraj zaproszono na wielkie żarcie. Dobrzy jajcarze ci znajomi… Czterech facetów, wszyscy w średnim wieku. Pilot, TV żurnalista, kucharz i sędzia. Nie nie, panienki tez były i to jaaakie. Jedna to nawet taka puszysta, ze hohohooo. Przyszła na końcu ale i pozostała do samiutkiego końca.
Sqad mixtury był obrzydliwy: zwierzęca padlina której na koniec nawet psy nie chciały ruszyć, mocne zwroty pomieszane z fekaliami. Młode i nagie dziewczyny z wielką ochotą obsługujące sexualnie panów.
Parokrotnie już to oglądałem i pomimo nieapetycznej historyjki jest to fantastyczna komedia.
Tyle tylko ze do dziś mi w brzuszku burczy. A i pić się chce. Druga maślanka wsiąkła jak w gąbkę. Przydałaby się jakąś drożdżóweczka, nawet wczorajsza.
Doczłapaliśmy się do kolejnego weekendu. Życzę wszystkim dobrego trawienia. Jeszcze parę godzin i spływam nad morze.
Wprawdzie zgadzam się z autorami listu ale uważam, że blog kulinarny powinien być wolny od treści politycznych. A w ten sposób zamieniamy się w arenę walki podobną do blogów sąsiednich. Wkroczą tu natychmiast internauci obrażający inaczej myślących, wszelkie mniejszości itd. Proszę więc byśmy tego uniknęli i nie odbierali klienteli Passentowi, Paradowskiej i Szostkiewiczowi. Bardzo proszę!
jestem za i nie przeciw!
Gospodarzu !
Masz racje. Gdzies musi byc kacik wolny od politycznych rozgrywek. Chociaz jesli pomyslec o wloskiej kuchni, to od razu przypomina mi sie Lukrecja Borgia i znowu polityka, ze nie wspomne o Lukullusie. Niestety zadna dziedzina ludzkiego zycia nie jest pozbawiona akcentow kulinarnych, Puccini, wielki smakosz, ze nie wspomne o Casanovie wielkim znawcy sparagow, klaniaja sie w pas.
Pozostanmy jednak przy zdrowych kulinarnych przepisach na zycie
Pan Lulek
Dobry film Arkadiusie. Kiedyś skandal wywołał i ponoć nawet od Piccoli odeszła z tego powodu Catherine Deneuve. Marco Ferreri lubi prowokacje i dekadenckie klimaty – dlatego go lubię.
Pozdrawiam
Ps.Fajny komentarz o głupich uśmiechach napisałeś wczoraj. Jakbym to widział. Zresztą codziennie to widzę.
Szpinaczek jest również dobry z czosnkiem i drobiną kwasku lub soku z cytrynki, polecam:)
Szpinak. Ha! Pamietam te zielona wstretna papke ktora zmuszona bylam jesc z „entuzjazmem”. Tutaj w Kanadzie odkrylam go powtornie.
Pochlaniam te zielenine w duzych ilosciach i najlepiej mi smakuje na surowo, wszedzie zamiast zielonej salaty daje mlody szpinak (babe spinach). Pychota.
Panie Piotrze, co do truskawek, to mozna tutaj kupic dobrenkie tez. Trzeba sie tylko zwlec z kanapy, pojechac na farme i zerwac samemu. Cudowna zabawa. Drugie wyjscie to farmerski rynek, gdzie mizna kupic wszystko oprocz grzybow.
Pozdrowienia
U mnie szpinak w modzie od dawna – najchętniej na surowo, albo ledwie co sparzony. Zawsze czosnek, kapka oliwy i cytryny.
Z dzieciństwa pamietam zgniłozieloną, zagotowaną na smierć z 5 razy melajzę nie do przełknięcia, i to nie w domu, tylko gdzieś po ludziach, w domu nie był modny w ogóle.
Uciekam, bo burza, nagle zrobiło się czarno. Trza się schować.
Ludzie jedzący szpinak nie boją się burzy. Już podawałem przepis oryginalny i smakowity nad wyraz ale chetnie go tu powtórzę. Oto on:
Szpinak z truskawkami
Paczka włoskiego szpinaku, 15 dag truskawek, 2 jaja, winegret
Szpinak opłukać pod bieżącą wodą, osaczyć na papierowym ręczniku. Truskawki umyć i pokroić na połówki lub ćwiartki. Jaja ugotować na twardo, obrać i pokroić w ósemki. Ułożyć szpinak na półmisku, przystroić pokrojonymi truskawkami jajami. Polać sosem winegret. Odstawić (przykryte folią) na pól godziny do lodówki.
Ja szpinak dopiero od niedawna, ale na surowo nie próbowałam jeszcze. Zrobiłam kiedyś cannelloni ze szpinakiem i serem camembert. Pycha!
Gospodarzu miły, a dlaczego włoskiego szpinaku? Nasz gorszy, czy też jakoś różni się smakiem?
Już wyjaśniam. Włoski jest delikatniejszy i nie wymaga obcinania ogonków ani twardych „żyłek”, które porastają liście polskiego. A w smaku oba są fantastyczne. Wybór włoskiego spowodowany jest kuchennym lenistwem.
Lenistwo jest mi bardzo bliskie! Dziękuję za wyjaśnienie.
Nie, Panie Piotrze Drogi, gleboko sie z Panem nie zgadzam. Polityka to jest wtedy, kiedy premer krzyczy w Czesticjowie do wiernych „POlska jest tutaj”, bo chce zapewnic sobie poparcie ludu, do ktorego zywi gleboka pogarde – jak pokazal w czasie strajku pielegniarek. Polityka to jest wtedy, kiedy wywala z partii Zalewskiego, bo sie wylamal z karnych szeregow. Natomiast kiedy srodowiska katolickie w odruchu moralnego oburzenia odcnaja sie od slow plugawych i haniebnych, slow, ktore zalewaja mnie i Pana, i miliony innych POlakow jest to cos jeszcze innego, jest to z innej dziedziny. Nie zyjemy na ksiezycu i slowa haniebne nas dotykaja, czy powiemy sobie, ze nie lubimy „polityki” czy nie. A ze moze sie tu przyplatac jakis Bernard czy inny prowokator pelny zlej woli i urazow, to mozna przeciez zawsze go wykasowac.
Pan jest gospodarzem tego blogu i ma prawo wprowadzac takie reguly na jakie ma ochote. Ale osobiscie mam nadzieje, ze jest w nim miejsce takze na taki wlasnie odruch oburzenia, ale i bezsilnosci, jaki popchnal mt7 do zamieszczenia tu tego listu. Wtedy i dla mnie jest tu miejsce. Wtedy wiem, z jestem wsrod ludzi, w towrzystwie ktorych chce przebywac.
Na tym blogu jest miejsce dla nas wszystkich. Ale ja sam komentarze polityczne pisuję i u Daniela, i u Janki, i u Adama bojąc się, by nasza enklawa spokoju nie została naruszona. Prosząc o omijanie drastycznych tematów miałem poważne wątpliwości czy robię słusznie. Nie da się bowiem uciec od brutalnego życia. Wiem to. Też obawiałem się, że zachowuję się „po strusiemu”, że z tym co nas otacza a budzi sprzeciw trzeba walczyć zawsze i wszędzie. To wszystko prawda. Ale myśl, że pojawi się tu ktoś taki jak wymieniony przez Panią internauta albo jeszcze gorszy czarnoseciniec przeraża mnie.
Próśb tych (o ograniczenia tematyczne) więc nie będę ponawiał. Ale też nie będę niczego kasował. Nawet obrzydliwości. Jestem przeciw wszelkiej cenzurze.
A nawiasem mówiąc czy jestem nadwrażliwy czy też słusznie wyczułem lekki szantaż w liście w zdaniu: „Wtedy i dla mnie jest tu miejsce.” ?
SLAWEK,
Bardzo dziekuje za wyjasnienie.
Alicja,
jak tam spirytus?
Miejsce jest dla nas wszystkich bo tak naprawdę lubimy umar w jedzeniu i piciu, zdrowy ozsądek i odrobinę hedonizmu. Nie rzucamy się sobie do gardeł. Mieszkamy w różnych miejscach na ziemi i różne doświadczenia nie przeszkadzają nam w dzieleniu się tym co najlepsze .
Miejsce jest dla nas wszystkich bo tak naprawdę lubimy umar w jedzeniu i piciu, zdrowy ozsądek i odrobinę hedonizmu. Nie rzucamy się sobie do gardeł. Mieszkamy w różnych miejscach na ziemi i różne doświadczenia nie przeszkadzają nam w dzieleniu się tym co najlepsze .
Miejsce jest dla nas wszystkich bo tak naprawdę lubimy umar w jedzeniu i piciu, zdrowy ozsądek i odrobinę hedonizmu. Nie rzucamy się sobie do gardeł. Mieszkamy w różnych miejscach na ziemi i różne doświadczenia nie przeszkadzają nam w dzieleniu się tym co najlepsze .
Przepraszam ale samo się wysłało i to potrójnie
Gospodarzu –
ta sałatka zagościła u mnie już parę razy od czasu filmiku i wlazła na stałe do repertuaru, bo dobra i prosta, a truskawki mozna i innym sezonowym owocem zastąpić (jeżyny sprawdziłam!). U mnie za szpinak włoski robi młodziutki „baby spinach”, o którym wspominała Lena. Tylko wypłukać – i gotowe! Zresztą nadaje się on jako dodatek do tzw. sałaty mieszanej, gdzie jest i rukola, i małe listki buraczków, i włoskie radiccio oraz inna endywia, że o listkach mleczu nie wspomnę. A ten strach przed burzą to pewnie kara za to, że w dzieciństwie plułam tą zgniłozieloną bryją, zamiast jeść i się uodpornić na burze 🙂
Burza była gwałtowna, ale wypogodziło się pięknie, zaraz idę się na słońce wystawić.
J-23,
do Toronto udaję się raz na ruski rok. No, może dwa-trzy rzay. Jadę jutro, ale na koncert, i tak mi wychodzi, że nie będę się miała czasu poszlajać w poszukiwaniu spirytu. Uściślając, będzie spiryt, ale nie tego typu. Zdesperowana nie jestem, ale jak będę miała okazję, to oczywiście zrobię zapas, bo przecież przydaje się w kuchni – dlaczego tego normalnie nie sprzedają, pojęcia nie mam.
Pewnie obawa, że jakiś klient mógłby spróbować pić czysty. A od czego ostrzeżenia?! Tutaj tak lubią wypisywać ostrzeżenia 🙂
I byłaby okazja napisać, że nie zawiera tłuszczu, soli i czego tam jeszcze. Kalorie, niestety zawiera. Napisz mi emilem namiary, bo ja już zdążyłam zapomnieć, gdzie to można nabyć, a J. mi posiał kartkę „na której były tylko jakieś bazgroły”. Tam było 120 ważnych rzeczy zapisanych, a nie „bazgroły”!!!
alicja@cogeco.ca
p.S. do J-23 vs007:
Albo ogłoś tutaj namiary, bo pewnie Lena i Ania Z. by chętnie skorzystały 🙂
Alicjo,
Tak, tak, tak! W sklepach tego nie ma, a pedzic nie umiem.
Buzia.
Alicjo
po spirytus trzeba jechac w protiwpoloznoj naprawlienii czyli do Quebec, gdzie jest on sprzedawany legalnie w sklepach z alkoholem…
Ja szpinak uwielbiam, ale mam przyjaciela, ktory twierdzi, ze po zjedzeniu szpinaku lub szczawiu bola go kosci w nogach.
Dla mnie szpinak najlepszy to ledwie sparzony, z maselkiem, mlodymi ziemniakami i jakiem „w koszulce”- to letni klasyczny obiad. Grzanka potarta zabkiem czosnku aby wytrzec talerz do polysku.
Na deser pokrojone morele zalane Proseco…
To bedzie moj dzisiejszy obiad.
Heleno, sa miejsca w ktorych nie nalezy dyskutowac o polityce i religii, np. w mojej rodzinie.
ugh
a
Burze hulają sobie wokół głobu i straszą. Arkadius na skołatany łeb po „przeżyciach”, nie ma to jak naturalny, świeży owoc łatwo przyswajalny (truskawki, maliny, jeżyny) na czczo , w dużej ilości i oczywiście bez cukru. Równie skuteczne bywają także winne jabłka bez skórki. Kwas organiczny, błonnik i fructoza przynoszą ulgę, a jednocześmioe przygotowują żołądek nsaprzyjęcie normalnego pożywienia.
Aniu,
Myslalam, ze cos sie znajdzie blizej. Jakos Quebec nie jest mi po drodze, a trakowcow nier znam… a moze dam ogloszenie do gazety???
J23vs007 opowiadał mi, że można , trzeba tylko wiedzieć, gdzie. Może nam podrzuci namiary, do Montrealu kapkę daleko 🙂
A tu znowu chmura (mała) i duży deszcz.
Alicjo Kochanie,
Czekam………
Panie Piotrze
Obiecał Pan kiedyś, na tym blogu, odwiedziny w Świdniku, w restauracji Świdniczanka. Czy był Pan tam już?
O, ja nieszczęśliwa… Nie dość, że szkolne wakacje i maszyna wykorzystywana w zbożnym, zawodowym celu, a nie na matczyne pogawędki, od których się tyje, to jeszcze mistrzostwa świata w siatkówce! Moja córką zaś ma męski stosunek do sportu i od wczesnego dzieciństwa po społu z Ojcem krzyczała do telewizora w czasie każdego meczu. Wredna pani domu przygadywała „głośniej, Kochani, głośniej, bo oni as nie słyszą” Co oczywiście guzik pomagało. W efekcie (nawiasem Ania jest byłą siatkarką AWS-u) do klawiatury mogę się dorwać albo szarym świtem, albo w przerwie między meczmi. Dobrze, że ją jutro wywieje na parapetówkę do koleżanki. Wtedy sobie z Wami poplotkuję. Ha.
PS. przepraszam. Anka oczywiście trenowała w AZS-ie i z AWS-em nie miała nic wspólnego
Pani Piotrze! Lekki szantaz? Moi? Jamais! Jamais!
🙂 🙂 🙂
Rozpasanie i anarchia rozpoczely sie od „rozbrykanych staruszkow” i grozby”w ucho..” od Alicji. Staruszkowie cos jak by przycichli, ale Panie bryluja ! Przejechaly pompowanie biustow, i czego tam jeszcze, cieplymi bulaczkami, podsumowaly swoje osiagniecia i teraz dla ukoronowania sukcesu… Szukaja spirytusu ! Czystego ! Juz zaczyna sie rozmowa, jak objechac stanowe prawa w Kanadzie, jak przeszmuglowac ciezarowkami, i wszystko po to, zeby „zalac pale”. A biedny Mis przechodzi na druga strone ulicy, jak zobaczy pijanego. Kakafonia gustow i upodoban. I pomyslec, ze cale to alkoholowe towarzystwo zwali sie wkrotce do Kornika siac zgorszenie i zamet, a Gospodarzowi nie zostanie nic innego tylko trzezwic rano, (jednego ?) jedna po drugiej, albo wzywac sily porzadkowe. Nie trzeba bylo przepuszczac tamtego tekstu o „rozbrykanych staruszkach”. Teraz sie dopiero rozbrykaja…
To wspaniale. Też się uśmiecham. Że też mogłem mieć takie idiotyczne wątpliwości. To zapewne przejaw narcyzmu. Albo rezultat parszywej daty. Dziś miałem najgorszy dyżur w swojej karierze. Wszystko się waliło. A Wy to zobaczycie w nastepną środę. Oczywiście po zwycięstwie człowieka nad materią. Niedoróbki usunieto, a chaos redakcyjny przezwyciężyliśmy. (Ta końcówka śmy to oczywiście nadmiar kurtuazji z mojej strony.) Ale na szczęście już po wszystkim a jutro piękne święto. Będą toasty i to nie byle jakie i w cudownym towarzystwie przyjaciół.
Przepraszam, dopiero wróciłam od Mamy, a list dostałam tuż przed wyjściem. Wydawało mi się, że to zbyt ważna sprawa i wkleiłam tu całość.
Jeżeli kogoś uraziłam przepraszam.
Postaram się w przyszłości tego nie robić.
Pan Piotr ma prawo ustalać reguły na swoim blogu.
Chciałam zaznaczyć, że to jest nie polityka, to jest sprawa obywatelska, dotyczy elementarnej przyzwoitości.
Przy stole można rozmawiać o różnych rzeczach.
Tak, czy siak, jeszcze raz przepraszam. To się już nie powtórzy.
Dobry wieczor wszystkim, szanownemu Gospodarzowi i p.t. Blogowiczom.
To ja tez grzecznie dygne i w ramach wierszyka na moim pierwszym blogowym wystepie zaprodukuje sie na temat szpinaku.
Tym szpinakiem na slodko wcale nie nalezy pogardzac, bo mozna z niego zrobic prawdziwe delicje.
Pare lat temu wybralysmy sie z przyjaciolka do krakowskiej restauracji Farina, bodajze na oblewanie mojego dyplomu (bo ja zoltociob jeszcze jestem). Jakies zleconko sie wtedy uskutecznilo i byly fundusze, zeby nieco kulinarnie zaszalec. Do fantastycznych ryb, w ktorych zreszta Farina sie specjalizuje, zachcialo nam sie jarzyn, jak to kobietom uczulonym na punkcie centymetrow w talii i dietetycznego pozywienia. Zamowilysmy miedzy innymi szpinak. Jakiez bylo nasze oszolomienie, gdy szpinak okazal sie na slodko. Z czosnkiem oczywiscie, ale i z rodzynkami. Wspaniale pasowal jednak do ‚plat de resistance’ czyli naszych ryb. Od tego czasu zlozylam kilka dodatkowych wizyt w Farinie i ten farinowy szpinak zawsze stanowi czesc mojego zamowienia. Nie potrafie go podrobic. A probowalam.
Eksperymentowalam wiec w domu. Przyduszalam szpinak (krociutko) z czosnkiem i garsteczka rodzynkow, zdarzalo mi sie dodac lyzke platkow migdalowych albo wiorkow kokosowych. Czasem nieco smietanki w ostatnich sekundach. Wychodza smakolyki. Moi goscie napraszaja sie teraz o ten szpinak, a ja czaruje. To swietny dodatek do pikantnych dan, stanowi lagodne tlo do podanych na ostro mies czy ryb. Polecam.
W temacie szpinaku podziele sie jeszcze jednym przepisem na pyszna salate, ktory podpatrzylam znowu w dublinskiej restauracji Sixty6 (tu teraz mieszkam).
W oryginale bylo tak: listki szpinaku, ser kozi, suszone zurawiny, rozpolowione winogrona i orzeszki pekan (hikorowe?). Do tego winegret i czlowiek sie rozplywa.
W mojej wersji wyrzucilam orzeszki i winogrona, a dodalam pokrojona w przezroczyste plasterki lodyge selera naciowego (najsmaczniejsze te od srodka) i taka oto salatke bardzo czesto zabieram ze soba do pracy jako pozywny i kulinarnie wykwintny lunch. Oczywiscie winegret w malenkiej buteleczce osobno, zeby zbyt wczesnie podlane listki nie zwiedly.
A tak na marginesie, dziekuje Gospodarzowi i Wspolblogowiczom za tworzenie tak wspanialego „stolika”, za wymiane towarzyska i kulinarna. Od paru miesiecy „Was” podczytuje w wolnych chwilach i nauczylam sie mnostwa rzeczy. Swietna szkola, nie tylko kucharzenia, nie tylko kurs sommelierski, ale takze szkola zycia, rzeklabym nawet: radosci zycia!
Okoniu (czy Okuń ma ucho?),
spirytus nie na „zalanie pały”, wszakMiś 2 obiecał nalewkę na kórnicki zjazd, tylko na potrzeby kuchenne i na ewentualne nasze nalewki, bo bez tego nie sposób ich robić! Nie imputuj nam Waść takich rzeczy!
A data parszywa jest – nie dość,że piatek, to jeszcze 13-go.
Panie Piotrze
a tak się starałem – nawet nie nazwałem Pana Adamem – i co? Nie odpowie Pan?
A na Helenę niech Pan uważa – ona pamięta urazy jak słoń – do śmierci.
Panie Piotrze
a tak się starałem – nawet nie nazwałem Pana Adamem – i co? Nie odpowie Pan?
A na Helenę niech Pan uważa – ona pamięta urazy jak słoń – do śmierci. Nieważne, czy urazy są uzasadnione, czy nie.
Alicjo, dzieki za wyjasnienia: Mis ma zrobic nalewke w Polsce i zawiezc do Kornika. Potem ty to zawieziesz do Kanady, bo u Was nalewki sie nie zrobi. A ty spirytus na nalewke zorganizujesz w Kanadzie i tam mu poslesz. Ania, Lena i J23 szukaja tego spirytusu dla Ciebie w Kanadzie. Wszystko rozumiem. Tylko co do jedzenia ? Wesolego brykania !
W Ontario tez kupujesz spirytus legalnie w LCBO
Jak u was nie ma to poproscie kierownika sklepu
to wam sprowadzi ja tak zrobilem i mam, Mieszkam
w Newmarket a w Toronto jest w wielu sklepach.
Spirytus nazywa sie Gdanski 75% kosztuje 40 pare $
J-23vs007:
Dzięki za przypomnienie, poszukam, albo zlecę robotę, w tym miesiącu mam aż dwa wyjazdy do Torońcia 🙂
75% to juz coś, bo nalewka z wódki czystej to chyba jednak próżny wysiłek i nie ma się co wygłupiać.
Nie jestem 100% pewna, ale w polskich sklepach w Chicago widziałam ten zwykły polski spirytus 96%.
No ale wwiez tę kontrabandę do Kanady? Pewnie byłby problem!
U mnie Gdańskiego na pewno nie ma, zawracać głowy panom z LCBO nie będę, bo głupio, potrzebuję butelkę lub dwie co najwyżej.
Zrobiłem przed chwilą 5 litrów produktu regionalnego zwanego Kurpiowską nalewką wiśniową . Miód był Słowacki ze starych przemytniczych zapasów.
Cała kuchnia pachnie skarmelizowanym cukrem. Wiśnie były bardzo dojrzałe z ostatniego dzikiego drzewa . Przy produkcji kierowałem się jak zwykle intuicją. 5 x 40 parę $ = 🙂
Ależ skomplikowałeś, Okoniu!
A po co ja mam Misiowi organizować spirytus, jak w Polsce jest? A w dodatku Miś 2 miał w tym roku urodzaj wisien! Ja, Lena i Ania chcemy zorganizować na swoje potrzeby, żebym ja nie musiała nalewki Misiowej szmuglować do Kanady, tylko sama sobie zrobić 🙂
A co do jedzenia, zobaczymy – gotować pewnie nie będziemy, ale zabawimy sie w krytyków kulinarnych, drżyjcie przed naszym najazdem, restauracje kórnickie i okoliczne!
Wyrazy ubolewania, ale i gratulacje dla Gospodarza z powodu dzisiejszej daty. A kurtuazji to niech się młodzi od Niego uczą. 🙂
A ja mam problem. Zostałam obdarowana 4 l. cabernet sauwinion z Francji. W zamyśle ofiarodawcy to miały być 4 butelki w/w napoju. Po otwarciu kartonu okazało się, że w środku jest srebrny worek z nakrętką, a wino w tym worku. Czy ktoś wie, co to za wynalazek? Wylać czy jednak pić? Córka mnie pocieszyła, że mogę pójść do parku i sobie popijać bez lęku, że ktoś mnie zaaresztuje, ale ten pomysł jakoś do mnie nie przemawia, zwłaszcza, że draństwo ciężkie. Poradźcie, proszę, co z tym robić.
Alsa:
Tam jest taki kurek jakby w nakrętce – w worku jest wino z małą (malutką ) ilością powietrza. Zinspektuj tę nakrętkę, Also. Może na kartonie jest rysunek, albo cuś. Szkoda rozlewać, bo to działa tak, że wino wypływa, a powietrze do worka nie wchodzi i wino Ci sie nie zacznie paść tlenem i zamieniać w ocet.
P.S. WYLAC ?! Czyś ty na głowę upadła?! Jeśli już, to rozlać do butelek!
Takie ilości się kupuje na spore spędy towarzyskie i te „kurki” są poręczne – naciskasz coś tam w tej nakrętce i wino sie samo leje.
p.s. trzyma sie to-to w tym kartonie, nakretkę wystawiając na zewnątrz ze specjalnego otworu w kartonie – pooglądaj Ty dobrze ten karton, powinnaś znalezć instrukcję obrazkową.
Przepraszam Alicjo, ale teraz to znowu ja nie rozumiem. Skoro Mis mial urodzaj wisien i w Polsce jest spirytus i jak pisze, zrobil piec litrow, to nie musisz mu nic zalatwiac. Przywiezie Wam do Kornika te piec litrow. Ale 5 litrow dla wszystkich nie starczy na dwa dni. To pewno chcesz, zeby Mis zrobil wiecej, zeby zabrac do domu, ale tu problem kontrabandy i dlatego szukasz wiecej spirytusu, zeby samej w domu zrobic, z pomoca Leny i Ani. Chcesz, zeby Mis przywiozl Ci wisnie ? A moze ten spirytus w ogole nie jest potrzebny, bo Mis pisze, ze uzyl starego slowackiego miodu i xaly dom pieknie pachnie. To miod, a nie spirytus, jest mu potrzebny (zobacz jego wpis). Wyslij mu miodu i sprawa sie zalatwi.
Alicja wie , co mowi, niepokoi mnie ten worek, dlaczego srebrny? coby swiatlo nie dotarlo, ale do 4l przez 24 godziny i tak moze, potem olac swiatlo, winka i tak juz nie ma,
z innej, a jednak tej samej paczki, natchniony tytulem nabylem ladny szpinak i udaje sie jego spozyc, mimo wspomnien dziecinnych mocno odrzucajacych, teraz tez juz wiem inaczej, do tego zostalo pare Nemowych kurek, wiec moze byc tylko super, czego wszystkim zycze intensywnie
Borsuku drogi, jeszcze nie byłem. Po Polsce podróżowałem przez ostatni rok tylko po trasach wyznaczonych przez wydawcę. A resztę czasu spędzałem w redakcji. Po wakacjach będę jeździł gdzie chcę i jak chcę. Napewno dotrę do Świdniczanki.
A wina z bukłaka nie wylewać tylko spróbować czy smakuje. Jeśli nie bardzo to zużyć do gotowania. Ono długo wytrzyma właśnie dzięki temu co napisała Alicja: nie zasysa powietrza.
Jest kurek, jest instrukcja obrazkowa, ale mnie chodzi o to, czy to nadaje się do picia? Wino w foliowym worku?! Pierwsze widzę i słyszę! Czy ktoś takie coś pił i przeżył?
A z tym spirytusem i kontrabandą to ja już niczego nie rozumiem.
Miłego wieczoru wszystkim, a Gospodarzowi radosnego świętowania jutro.
Sławek,
aluminium, te worki – wino jest typu „stołowe”, nie trzyma się tego przez lata, u nas zazwyczaj z ubiegłego roku produkcja. Używa się też u nas plastikowych worków z dość grubego plastiku. Nic złego w takim sposobie przechowywania.
Minęłam się wpisami ze Sławkiem i Gospodarzem. Dziękuję!
Pili, niejeden antałek i z plastiku, i z folii. Zyją, zaświadczają. To jest popularne – jak napisalam, na spędy towarzyskie, wino nie jest gorsze niż identyczne, identyczny rocznik i producent – z butelki.
Z Alicją też się minęłam. Dziękuję wszystkim i zapraszam na degustację.
Okoniu
Dawno z Polski wyjechałeś i nie wiesz czym są produkty regionalne i czym Kurpie słyną od dziesięcioleci 🙂
W zakresie produktów regionalnych jestem samowystarczalny z wyjątkiem cukru. Jak mówi tekst piosenki : Oprócz błękitnego nieba nic mi więcej nie potrzeba…
nic, tylko sie mijamy, wiec potwierdze, ze winko z takiego antalka potrafi byc dobre, traktuje sie je na luzie, jako wersje wakacyjna, bo wtedy zwykle biesiadnikow wiecej przy stole i kontekst bardziej luzny, owszem, to winko specjalnie nie lezakuje, glownie produkcja z poprzedniego sezonu, lzejsze od” normalnych” garbnikowo, mowie o czerwonym, ale radosci dostarczyc tez potrafi, kryterium Panapiotrowe jedynie sluszne, jesli smakuje, to w szyje, jak klopot, to podlej porzeczki
O cholera!
To może tego moim porzeczkom zabrakło?! Ani mi się sni z nimi dzielić. Jeszcze czego! To z porzeczek miało być wino! A zjadłam ledwie jagódkę JEDNA !!!
Ale , ale! Póki co maliny i owszem, pare krzaczków, ale rosna i żadna zaraza (tfu, tfu, na psa urok!) ich nie tyla, obwieszone to zepsutymi dyskietkami jak choinki, ale póki co, wygląda, że działa! Zobaczymy, jak za pare dni się zaczerwienią…
@Alsa
To tz wino z schlaucha. Dobre jeżeli wypite w pierwszym podejściu. Pierwszy litr wychodzi bez problemów do szklaneczek. Z reszta są problemy.
Obracam o 180° kartonik i ile sił w płucach dymam w kranik. Napój bogów wartkim strumieniem ponownie napełnia wysuszone szklaneczki.
Jest szansa na owoce /po/morza. Ponownie śmierdzieć albo pachnieć będą moje łapy. Sam juz nie wiem.
Oj, Arkadius.
To nie te bukłaczki, o jakich myślisz, nic nie musisz dymać w „kranik”, tylko paluszkiem nacisnąć. A jak już ostatnią kroplę chcesz wycisnąć, to wtedy … wykręcasz worek, który w przeciwieństwie do butelki się da wykręcić 🙂
Co robić ze śmierdzącymi łapami, dowiedzieliśmy się dopiero co. Ja mam metalowy kran, z którego płynie woda (każdy ma!). Prosta sprawa, tu woda, tu kranik objąć czule , i te jony OH- coś tam pozbierają z naszych rąk. „Prościejsze”, niż moje druty.
Wydaje mi się ze idzie o kartonik, a w nim srebrny worek. Po upuście części zawartości wytwarza się podciśnienie. Nie płynie strumieniem tylko kapie. Szkoda czasu, może się ściemnić. Nieodzowne jest nadymanie wora przez użytkowników.
Z pewnością znajdzie się dziś ktoś kto obejmie kranik czule.
Alsa, to wino bedzie znakomite na hiszpanska sangrie, wino do dzbana z gazowana woda mineralna, do jednej trzeciej sloja pokrojone w plastry pomarancze (najlepsze bloody oranges), lod, limonki, doslodzic miodem do smaku.
Nalewac chochelka z owocami do szerokich szklanek udekorowanych cytrusem…
Najlepszy sposob na takie sobie wino oraz napoj letni…
a.
Widze,ze towarzystwo strasznie sie od tematu oddalilo!?
To ja powroce do szpinaku.Wszak moja kraina szpinkiem slynie.No moze slynela,bo juz szpinak zostal zdetronizowany,przez kalafior!
Ale w dalszym ciagu jest w czolowce najbardziej lubianych warzyw.
A moze to dlatego te „Holendry” takie wysokie sa,bo tyle tego zielska jedza?!
Ich popularnym daniem sa rozne „stampoty”.To jest mieszanina ziemniakow puree z ugotowanymi warzywami jak wlasnie szpinak,endywia,kiszona kapusta i gotowana marchewka.
A ja tam wole szpinak z maselkiem,pieprzem,sola i odrobina cukru,no i czosnkiem oczywiscie…..
Czas jednak najwyzszy poprobowac proponowanych salatek ze swiezych listkow,tak je zachwalacie,ze nabralam apetytu.
Pozdrawiam.
Można mieszać wszystko ze wszystkim prócz z lodem. Truskawki, pomidory, banany, arbuzy i melony, papaje jak również ogórki + wiele wiele innych ciepłych owoców nie znosi zimna. Trzymanie ich w lodówkach bądź dodawanie do nich lodu to /wg mnie/ bezczeszczenie ciepła. Tam gdzie teraz mieszkacie nie jest w nadmiarze. To wymysł amis i ślepe ich naśladownictwo kończyć się może np. grypką
Mario, jak wyglądasz nocą?, …jak w dzień…bam bam bam… Tak mi chodzi to po glowie.
Kto to śpiewał?
Z 146-ustego nr to w dzisiejszych czasach słaby start.
Arkadiusie,
to może w Twoim kraju jakieś podciśnienia, albo zła technologia. Tu działa do paru ostatnich kropel, powiedzmy – kieliszka. Nie spotkasz się ze złą jakością tego wina, bo z definicji, nie ma siły.
A co do Marii – nie był to Andrzej Dąbrowski?
Jest sporo racji w tym co piszesz. U mnie jest zawsze locker/luz blus/ i z zewnątrz nawet na wino z schlaucha brak jakichkolwiek nacisków, dlatego trza dymać, bo wytwarza się podciśnienie i jak by nie patrzał, cos powinno przeć by cos wyszło.
A cena 0,5l spritu podzielona jest przez 10 w stosunku do kanadyjskiej.
Happy land.
Zrobiłem dziś wiśniówkę, do niej dodałem garść mięty by złamać smak wiśni. Podobnie złamałem smak malinówki wlewając całkiem przypadkowo do butelki po pernodzie który tam pozostał, dobry naparstek. Smak malin stał się bardziej wyrazisty. Pycha.
Widze, ze ze spirytusu nici! Kupilam „Nalewke Babuni” wypilismy po kieliszku po obiedzie i…. jest dobrze.
Alicja,
Ty sie nie wyglupiaj i nie czekaj az sie zaczerwienia by sprawdzic dzialanie dyskietek. Wszak ptaszyna wszelka nie taka znowu jelopowata – zielonego zrec nie bedzie, poczeka na czerwone! Asymilacja swoje tez robi. Mam niejakie obawy (doswiadczylam na wlasnej skorze – och raczej we wlasnym ogrodku), ze niewiele beda sobie robily z furkoczacych i mieniacych sie kolorami teczy dyskietek kiedy najdzie je chetka na swieze malinki i inne takie. Ty lepiej wbij 4 paliki (kijki, czy co tam wyskiego w miare posiadasz) i rozwies na nich siatke dookola krzaczkow.Sama bez problemu bedziesz miala do nich dostep, a paskudniki nie „wleca w szkode”.
Pyra,
Pytanie z „zaprzeszlego” wpisu: czy kluski na jakie podalas przepis sa po ugotowaniu szarawe i lekko blyszczace?
Okon – nie gmatwaj skolatanej mej glowy spirytusowymi miedzypanstwowymi zawijasami. Masz problem – pojedz szpinaku.
Panie Piotrze,
Powracajac przez chwile do deseru truskawkowo-imbirowego. Czy nie za duzo Pan dodal tego ostatniego? Jakie sa proporcje? Boc imbir w korzeniu jest wyjatkowo „mocny” i dodany w zbyt duzej ilosci do jakiejkolwiek potrawy zdominuje smakowo calosc.
A truskawki w Australii generalnie maja wspanialy wyglad lecz w smaku przypominaja – no wlascnie co? Po prostu nie sa truskawkowe i tyle. Plus cena zwariowana, co suma-sumarum przekresla wszelkie przetworstwo na tymze polu. Choc bywaja i udane smakowo – lecz to rzadkosc. Nie zdokumentowalam jeszcze na czym to polega.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Echidna,
jełopowata może być, jak widzi po raz pierwszy 🙂
Po raz pierwszy zawiesiłam te cd, a mieszkam tu 14 lat w moim ogródku pod lasem – może się wystraszą kapkę?! No cholera, niech coś dla mnie zostawia 🙁
Alicjo, re: 7-14 0.2.09 – zawies rydzyka.
Alicja,
Daj Ci Panie B. coby dzialalo. Jam nieco sceptyczna w „tem” wzgledzie. Posiali ludziska trawke, naooklo powbijali 40cm paliki, do palikow przymocowali linki, na linkach rozwiesili co jakies 50 cm kolorowe galganki, miedzy galgankami powiesili CD. Przyznasz sama niewaska robota – ogrodzic w ten sposob 2 x po 40 metrow + szerokosc trawnika. Wynik? Ptaszeta z poczatku omijaly, pozniej machnely piorem i spokojnie zabraly sie za konsumpcje ziaren.
Czego Ci oczywiscie nie zycze.
Okon,
Rydzyk wiekszy szkodnik niz ptaszki – nawet krzaczki by sie nie ostaly.
Nie rozumiem, jak można proponować do delikatnego szpinaku ohydny czosnek. Wystarczy odrobina mąki, masła (może być delikatna, nierumieniona zasmażka), sól, trochę śmietany i świeżo wyciśnięty sok z cytryny. Wtedy czuć pyszny, delikatny smak szpinaku
W deserze truskawokowo-imbirowym robię wszystko na wyczucie. Wącham, próbuję. Ostatnio na pól kg truskawek zużyłem jedną odnogę imbiru. Ale ja lubię ostry zapach i smak tego korzenia.Nawiasem mowiąc kropelki grappy (co zadziwiajace) nie podwyższają ostrości imbiru a trochę go neutralizują.
Dzień dobry Panie Piotrze – ja się właśnie wybieram spać 🙂
A z dyskietkami – zdam Wam sprawę, jak poszło.
Echidna – tak właśnie te kluski wyglądają, stąd ich nazwa „szare kluski”, a z Twoich opisów ta Australia mi się coraz mniej podoba – grzybów nie ma, czereśni – nie ma, truskawki – do kitu, więc co tam jest, prócz Australijczyków?
Okoń staje się coraz bardziej przewrotny, zauważyliście? Wysferzył się w USA i myśli, że mu wszystko na sucho ujdzie… A w ucho! Też uważam, że Alicja powinna malin pilnować i choćby stare firanki w charakterze siatki zużyć. Niech choćby jedno ptaszydło malinki spróbuje, to już Alicja będzie musiała obyć się smakiem.
Po wielu dniach ponurych wreszcie słonko za oknami, więc humor od razu też się zrobił słoneczny. Zaraz pójdę po zakupy. Na obiad zrobię albo klopsy z jajek w borowikowym sosie alno pierogi z czarnymi jagodami, a w niedzielę jutrzejszą będzie ryba z bukietem jarzyn. Jak hulać, to hulać.
Alicjo dobranoc. A u mnie porządnie lało. Biegnę po zakupy i po śniadanku do roboty.
Matko Boska zostało mi jeszcze dwa tygodnie do przeprowadzki. Co to będzie , co to będzie…
Tam są kangury, Pyro droga, oraz wiecznie na „haju” niedzwiadki koala. O, i psy dingo! To sobie hulajcie, a ja naprawde już spać!
Wspanialy blog, gratuluje. Prosilabym jeszcze autora, zeby bylo tutaj wiecej konkretnych przepisow, wtedy bylabym kompletnie usatysfakcjonowana. Jesli chodzi o dywagacje polityczne, to zgadzam sie zupelnie z autorem, ze dobrze by bylo, gdyby dalo sie tego uniknac. Charakter blogu latwo moglby ulec wypaczeniu a nie widze powodu zeby zamieniac oaze spokoju i dobrego smaku w miejsce, gdzie smakosze beda regularnie zniesmaczani. Poza tym wylania sie takze aspekt praktyczny: trzeba bedzie wlozyc o wiele wiecej wysilku niz teraz, zeby przeskakiwac zwielokrotniona ilosc komentarzy, co moze powaznie nadwyrezyc cierpliwosc czytelnikow i uszczuplic grono bywalcow, ktorym specyfika blogu odpowiada tematycznie. A przeciez wystarczy rzucic okiem na przyklad na blog Daniela Passenta, zeby stwierdzic, ze olbrzymia wiekszosc tych wpisow jest bardzo marnej jakosci zarowno moralnej jak i intelektualnej, wiec nie sadze, zeby bylo cos do zyskania gdyby podobne wpisy pojawily sie tutaj. Wrecz przeciwnie, jest wiele do stracenia. I jeszcze raz bardzo prosze autora o wiecej konkretnych przepisow.
Alicjo
nie na „haju” tylko wiecznie napite. Ot, Pambu postanowił uszczęśliwić jedno zwierzę na świecie 🙂
Panie Piotrze!
Wypróbowałem przepis na ciasto drożdżowe,to „spulchniające”.Pycha!
Pytanie:Czy przy tych proporcjach można dodawać do ciasta owoce;morele,śliwki(węgierki),jabłka ?
Pozdrawiam!
a.j
no i jeszcze pare takich zostalo: fota przez Alicje, jesli nie spi,
wszystkim udanego weekendu,
u nas juz przemaszerowali, widzialem nawet ulana z choragiewka
Można do ciasta drożdżowego dodawać wszelkie owoce. I nadal będzie spełniać swe zadanie spulchniające.
A my już po obiedzie. Nie zrobiłam ani pierogów z jagodami, ani klopsów jajecznych , tylko makaron (gruba rurka cięta) z kurkami w sosie śmietanowym. Ponieważ nie zamknął się jeden słoik z wiśniami w lukrze, odcedziłam owoce z syropu i wcisnęłam je w 2-gą warstwę „kruszańca” albo „lubelskiego placka kruszankowego” albo „pleśniowca” i nie wiem jak jeszcze się to doskonałe ciasto z trzech warstw kruszonki, owoców, bezy i orzechów nazywa Możecie pozazdrościć troszkę..
ja zazdroszcze pracowitosci, jestem malo slodki, ale i tak, Pyro mi imonujesz
Pyra,
Rzecz jasna – Echidna!
A koala ani napite, ani na haju lecz obzarte eukaliptusem popadly w blogostan australijski.
A ja na obiad podalam kaczke pieczona na miodzie z jablkami, rodzynkami, morelami i daktylami. Do tego salatka z mango i pieczarki z patelni. I oczywiscie pieczone ziemniaki. Merlot Michel Laroche dopelnil calosci. Teraz niby w/w koala popadlam w poobiednia rozkosz i slodki blogostan rozlewa sie po mych „puszystosciach”.
Sorbent z mango i passion fruit’a musi poczekac do jutra, chyba…
A ze z owocami problem niejaki – ano nie ten klimat. Za to innych atrakcji wiele. Taki kotlet z krokodyla lub emu na przyklad.
Zas o szare kluski pytalam bowiem z dziecinstwa pamietam to danie. Moja Mama uporczywie twierdzi iz nigdy czegos podobnego nie robila. Skad zatem to pamietam? Musze wysilic szare komorki.
No ide przepoczac. A ze u nas noc – zatem dobranoc.
Pozdrowienia
Echidna
A ja jestem coraz bardziej głodny a obiad świąteczny (quatorze juillet) dopiero o siódmej wieczorem. Chyba pójdę spać żeby się nie męczyć. Pewnie przyśni mi się menu. A gospodarz, profesor fizyki, gotuje jak natchniony. Warto czekać. A i rozmowy szykują sięciekawe, bo towarzystwo przednie – mądre, rozpolitykowane i międzynarodowe (znaczy kosmopolityczne).
Hej Wy tam Zabojady!
Miłego święta narodowego!
tego chłopaka, co to Sławek podrzucił, zaraz podaję, całkiem ci on zradiofonizowany zresztą… Koala zajadają liście eukaliptusowe, a to ponoć halucynogenne, dlatego wspomniałam o „haju”, a nie „bani”. Ale ekspertką od tych misiów jest chyba bardziej Echidna, niż ja, bo słyszałam, że z tym eukaliptusem to niekoniecznie tak. A niech tam, tak czy owak, trucizna.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/31928300809_0_BG.jpg
Oj zazdroszczę, zazdroszczę, zwłaszcza ciasta! Śniłaś mi się dziasiaj, Pyro- uczyłaś mnie we śnie, że najlepsze jajka na twardo przygotowuje się piekąc jaja w piekarniku.
U mnie też po obiedzie. Dziś na wstępie analogia caprese, sałatka z pomidorów i wędzonego sera, z olejem lnianym i aceto balsmico. W ramach dania głównego makaron ( ruote) z cukinią, grillowanym bakłażanem i pomidorkami koktajlowymi.
Wszystkiego smatowitego!
jaka tam trucizna? stworzenie od poczecia do naturalnej smierci je wtrynia i jakos dociaga, wiec pewnie mu sluzy,
Slawku,
Niech Ci wszystko smakuje w to swieto, i poczucie dobrego humoru nie opuszcza nigdy. Piekny kraj wybrales to i tradycje masz piekne. Wszystkiego najlepszego !
A buleczke z czekolada na sniadanie zamowilem. I coco. Serdecznie pozdrawiam. Okon.
Echidna, tego obiadku zazdroszcze. Sprobuje cos takiego znalezc, takie puszystosci, jak kaczuszka, moglbym codziennie. Dawno chcialem zapytac: dlaczego wybralas ten nick ?
Misiu, Misiu,
Jak juz spaliscie, wzialem sie za Twoje zdjecia, caly wieczor nad tym przesiedzialem. To nie uprzejmosc – bozia dala Ci talent i wiesz co z tym robic. Jedno z nich, moja rowiesnica z ptaszkiem, pod kazdym wzgledem zasluguje na nagrode, mozna by o tym dlugo, ale nie umiem. Czy probowales dac te zdjecia na jakas wystawe, konkurs ? Naprawde, masz szanse na przebicie sie w fotografii, nie upusc jej. Co wyznacza ten dwutygodniowy termin ? Nie zamecz sie. Serdecznie pozdrawiam.
Pyro kochana, „wysferzyl sie” niewysferzyl, dzieki Tobie moge pisac. Usiadlem od rana i bobruje po swoim blogu. Gdybyscie jeszcze mogli wiecej zdjec zamieszczac i realiow z calego swiata – byloby jeszcze lepiej. Zawsze piszesz o swoim gotowaniu, a czy Twoje pociechy gotuja czasem dla Mamy ? Czy wszystko jest na twojej glowie ? Moj bawolek, kiedy tu jest, kuchni nie dotknie, ale wracajac o nocnej porze przynosi cos, co ma mi smakowac. Musze wstac i o trzeciej nad ranem zakladac szczesliwa mine do kanapki z kieszeni, albo „deserku” od Japonczykow…A potem po nim posprzatac, bo zostawia swiniusznik w kuchni na mojej glowie. I nie ma wypros, albo posprzatam, albo od rana slysze od mamuski, ze jestem niechluj, len, nie dbam o dom itd,itd. Zadne pokazywanie palcem na niego nie pomoze. Mamusin pieszczoszek jest poza wymiarem sprawiedliwosci…Sama rozumiesz, ze pod butem hauskomando i batuta latorosli zycie nie jest zbyt wesole, to chociaz na blogu sobie podworuje.
Okoniu miło mi ,że mnie pochwaliłeś. Zawsze to co robiłem starałem się robić jak najlepiej i nigdy nie zależało mi na nazwisku czy uznaniu. pracuję 25 lat i nie znajdziesz mojego nazwiska w internecie bo nigdy nie podpisywałem się pod moimi pracami, bo najważniejszą rzeczą na której mi zależało , było to żeby sprawić ludziom tym co robię trochę przyjemności i nalować tak by chcieli to kupić. Malując ikony przerobiłem trzy wagony drewna i nie mam w domu ani jednej swojej pracy. Prawie wszystko wyjechało z Polski i wisi na ścianach u ludzi na całym świecie
Został mi tylko obraz który namalowałem gdy miałem 18 lat.
Może popełniłem błąd ale nigdy nie zależało mi na tzw. przebiciu.
A w moim mieście nikomu nie jestem potrzebny.
Okoniu,
zdjęć ze świata jest dużo, zajrzyj do:
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/
Tam jest sporo osób, które co jakiś czas wrzucają zdjęcia z odbytych wycieczek, włóczęg i tak dalej. Nie obrażą się, jak pobuszujesz, niektórzy z nich zaglądają i tutaj, jak Miś 2 na przykład.
Okoniu, tez lacze cieplosci, a to Coco na sniadanie?, to ktory numer?, (44?)
chyba Cie rozumiem, bo u mnie tez czesto moja wina, niezaleznie od faktow, ale ktoby tam do takich pierdol wage przywiazywal?, na wszelki wypadek jednak pozmywalem,
chcesz foty, daj adres, u mnie dego dostatek,
G.Okon nieuchwytny dla mojej maszyny
oj znowu jestem setny, to moze cos znaczyc?
Seta i galareta, Sławku!
A ja dzisiaj obiadek u synowej, trzeba się powoli zbierać, bo to bite 3 godziny jazdy, o ile, puk-puk-w-niemalowane, nic po drodze nie wypadnie. I koncert, koncert wieczorem!!!
Okon, Sławek – ja w mojej rodzimnie mam etat tego winnego zawsze i we wszystkich sprawach. Na tym etacie obsadził mnie ukochany mężczyzna i piekielnie się na tym przejechał. Dlaczego? A bo ja spokojnie przyznaję się zawsze, nawet w sytuacjach absurdalnych
„Kto zbił kieliszek, który leży w kubełku?” – Mama,
„Twój syn dostał piątkę, a mój syn znowu wybił szybę”
„Wiesz, chyba podarłam ci spodnie na kolanie” itd Przy okazji zawsze podśpiewuję stareńką piosenkę silnie synkopowaną „Winna była Mama, Mamy to był błąd.
To Ona w tańcu tupała tak,
że miasto poszło w drobny mak…” Już nie pamiętam, czy śpiewała to Sława Przybylska, czy Ludmiła Jakóbczak, ale jest to mój hymn prywatny.W każdej rodzinie musi być winny i ja z całym spokojem to stanowisko z honorem piastuję.
Gotuję ja i syn (synowa nie lubi kuchni, za to kocha latać ze ścierą i zmiotką). Gotuje także Lena bo musi ślubnego karmić, kiedy z morza wraca. Anka nie gotuje, no, chyba, że tak się przydarzy, ale rodzinny talent ma i lenia, jak stąd do Antarktydy. Nie ma to, jak silny instynkt samozachowawczy. Jeść lubią wszyscy.
Pyro Ty Moja Jedna,
Moj maz jest kanadyjczykiem od kilku pokolen wychowywanym na fast food i kanapkach. Jezeli cos (ugotowanego) rzuce na stol, patrzy na mnie z uwielbieniem z takimi maslanymi oczyma… i jest juz MOJ! To jest Kanada . Tak Pyro, jesc lubia wszyscy!
A z drugiej strony jestem z tych Dobrych Kuchareczek, co potwierdza cala, wieloosobowa rodzina.
O jeszcze cos,
W ostatnim tygodniu zostalismy zaproszeni na otwarcie domu Gregg’a przyjaciol. Dom cudowny, naprawde piekny, o kuchni nie wspominajac, jak z bajki!
Jedno pytanie Pani Domu mnie zaszokowalo.. no wiesz Lena, ty szalejesz po kuchni…mozesz mi pokazac jak sie wlaczyc piekarnik?
A! moj maz nie pracuje uporczywie na morzu, laboratorium to jego drugi dom.
O jeszcze cos,
W ostatnim tygodniu zostalismy zaproszeni na otwarcie domu Greggs przyjaciol. Dom cudowny, naprawde piekny, o kuchni nie wspominajac, jak z bajki!
Jedno pytanie Pani Domu mnie zaszokowalo.. no wiesz Lena, ty szalejesz po kuchni…mozesz mi pokazac jak sie wlaczyc piekarnik?
A! moj maz nie pracuje uporczywie na morzu, laboratorium to jego drugi dom.
O jeszcze cos,
W ostatnim tygodniu zostalismy zaproszeni na otwarcie domu Greggs przyjaciol. Dom cudowny, naprawde piekny, o kuchni nie wspominajac, jak z bajki!
Jedno pytanie Pani Domu mnie zaszokowalo.. no wiesz Lena, ty szalejesz po kuchni…mozesz mi pokazac jak sie wlacza piekarnik?
A! moj maz nie pracuje uporczywie na morzu, laboratorium to jego drugi dom.
No to lecę. Miłej soboty i niedzieli wszystkim zyczę, do jutra wieczorem!
Zlota jestes Pyrko, juz bylem w stanie sadzic, ze ta przypadlosc dotyczy plciowo, a tu patrz Ladniejsza tez moze trafic na mine, nie zeby zaraz jakis tam dla mnie szalony komfort, ale zawsze drobne ukojenie, wyrazny znak, ze z Okoniem nie do konca stoimy statystycznie na pozycjach przedupionych,
jednak na wszelki wypadek Okoniu uprzataj statki ( talerze wg sasiadki), statystyka, statystyka, po naszej stronie % niewielki, wiec flanki rozsadniej zabezpieczyc,
swoja sciezka „malolata” powinienes zagnac nieco, pod warunkiem, oczywistym, ze Lepszej nie ma w okolicy, bo w tym przypadku wypadniesz na tyrana, co, to dziecko morduje i dalej bedziesz ojcowsko niespelniony
na marginesie, ktory wcale nim nie jest, bo wiadomosc jest wazka, suszone prawdziwki od Nemo prowokuja u mnie reakcje koali, jesli komus sie trafilo, to wie co gadam
Sławku
32 letniego konia można nauczyć postępować inaczej ale może to zrobić bląd piękność w której się zakocha i będzie mu bardzo zależało by dobrze wypaść . Ale niestety działa to bardzo krótko…
Misiu, czas jest rzecza nie namacalna, 5 minut w farcie bywa lepsze niz udawanie z pokolenia na pokolenie, pisze sie na tego 32 letniego konia,
podpieram tez opinie drapieznika zza morza, jestes niezly, w tym co robisz, jednoczesnie podzielajac twoj punkt widzenia, komercjalnie, jakos przyjemnosc sie oddala i rozumiem, ze nie masz ochoty brnac w te sciezke
licze intensywnie, ze spijemy jakies piwo pod Pyra 🙂
Dzieci kochane, gdzie te fotki od Misia? Przecież od tygodni prosiliśmy o nie. Nie wiem, w publikacjach Alicji nie mogę znaleźć.
Misiu, wyglada, ze musisz sie bardziej sprezyc, wiem, ze zawolonys przeprowadzka, ale w koncu Pyra prosi, no i ja tez bym chcial
Pyro
Ostatnio trochę mniej fptografuję bo mam kocioł z remontem i w pracy. Wkrótce pokażę to co zrobiłem . muszę kupić firanki i dokończyć parę drobiazgów. Ten tydzień stracony bo rozchorował się dziadek którym się opiekuję i musiałem zwolnić tempo . Poza tym jak mawiają rosjanie : Ja ustał…
Teraz piekę ciasto i zrobiłem Kurpiowską miodówkę na słowackim miodzie
Wyszło bardzo dobre. tylko rowerem nie można jeździć po mieście 🙂
Trzymaj się Miśku. Nie wiem, co robią dzisiaj dziewczyny, że pozwalają żeby taki skarb łaził luzem. Już dawno powinieneś być balonem na uwięzi, a nawet ptakiem zaobrączkowanym.
Mis 2,
A moze On juz pojzdzie Luli, Luli La?
Lena – już pisałam . mam dwie Leny – Ciebie w Kanadzie i najprywatniejszą – w Świnoujściu. Czsem tu pisuje pod hasłem Ryba
Bylabym wdzieczna, gdyby mi ktos mogl podpowiedziec, ile wazy kostka margaryny w Polsce i jaka pojemnosc ma miara jednej szklanki? I o jaka make chodzi nazywajac ja krupczatka – domyslam sie, ze to jest maka pszenna, czy tak? Latwiej byloby mi skorzystac z przepisu na pyszne buleczki jaki podal gospodarz blogu w swoim poprzednim felietonie. I jeszcze jedno: czy slowo bakalie oznacza w Polsce takie suszone malutkie kaweleczki owocow czy moze cos innego?
Mój mąż wybiera sie jutro na grzyby.W piątek też trochę przywiózł, ale to kupione przy drodze. Pomroziłam, zrobiłam na dwa obiady, a jutro chciałabym zrobić w occie. Problem w tym, że już dawno nie robiłam, bo wychodziły mi paskudne. Będę wdzięczna za dobry przepis. Miłego wieczoru!
Pyro, Twoje kuchenne wyczyny wpędzają w kompleksy! Jesteś doprawdy niezwykła! Podziwiam.
Mis 2,
Tak sie zastanawiam…czy nie jestes z wykopalisk? Ty jestes z tych ” Gdzie ci meszczyzni, prawdziwi tacyyyyyy”
Buzka
Misiu2,
7-14 o 19.13 piszesz „piekne rzeczy dzialaja bardzo krotko”. Tu filozofia jest inna: bardzo duzo pieknych rzeczy rozlozonych w czasie. I wtedy piekne zycie trwa bardzo dlugo. Jesli nie dasz Pyrze zrobic z Ciebie balona… Na uwiezi. I zaobraczkowany ptaszek. Twoje miasto to duze miasto; cytujesz rosyjski, tu tez: vseh ne prosmotrish, no stremitsa nuzhno ! Akwizycja, Misiu, akwizycja ! I jesli potem napiszesz „Ja ustal” – bedziemy wiedziec, ze napewno nie od remontu i chorego dziadka. Ktoremu zycze rychlego wyzdrowienia, bo Wnusio musi odpowiedziec na apel Leny „gdzie te menszczyzny, prawdziwe takie ? ” Tam pol miasta tak spiewa, a Ty co ?
Okoniu
Dziadek o którym piszę to daleki kuzyn mojej mamy. Rodzice nie żyją wiele lat a Antoni został w spadku . Ma syna który nie może się nim zająć bo sam jest sparaliżowany od pasa w dół( upadek z dachu) . Synowa i wnuczka przjeżdżają dwa razy w roku na pół godziny.
Dlatego doskonale rozumiem mt7 i jej problemy opiekuńcze z mamą.
Pisząc o tym, że nie jestem potrzebny w moim mieście , miałem na myśli moje doświadczenia w poszukiwaniu pracy w instytucjach uznawanych powszechnie za kultularne. Niestety dożyliśmy czasów kiedy przyjęcie do pracy fachowca jest decyzją polityczną . Do PiSu się nie zapisałem , nie jestem szwagrem posła i z pracy nici.
Już wyjaśniam i podpowiadam: krupczatka to grubsza (grubiej zmielona) mąka doskonała na ciasto drożdżowe. Jest taka w polskich sklepach. Kostka margaryny to 25 dag, a szklanka jako miara sypkich produktów to przy krupczatce 19 dag, przy mące zwykłej pszennej 17 dag; cukier 22 dag, a cukier puder 20 dag. Mam taka tabelę przeliczeń w książce „Kuchnia polska” wydanej w 1987 r przez Wydawnictwo Ekonomiczne a napisanej przez grupę uczonych żywieniowców. Bakalie to orzechy, migdały, rodzynki i inne kawałeczki suszonych owoców.
Grzyby marynowane
? kg grzybów(jednego gatunku lub mieszanych), ? łyżeczki soli, średnia cebula, po 5 ziaren pieprzu i ziela angielskiego, 2 liście laurowe, łyżeczka cukru, szklanka 10% octu.
1.Grzyby oczyścić pozostawiając w całości(warto poprzekrawać jedynie większe), umyć pod bieżącą wodą, odsączyć na papierowej kuchennej ściereczce.
2.Wrzucić grzyby na lekko osoloną wrzącą wodę wraz z pokrojoną na ćwiartki cebulą i gotować prawie do miękkości. Odsączyć, wystudzić, przełożyć do wyparzonych słoików.
3.Przygotować zalewę: ocet zagotować ze szklanką wody, odrobiną soli, cukrem i zielem angielskim ,pieprzem i liściem laurowym. Ostudzić.
4.Zimnym octem zalać grzyby w słoiku, zakręcić przykrywkę.
Dla większej pewności, że nic złego nie stanie się z marynatą można słoik z grzybami pasteryzować: wstawić do garnka z sięgającą do połowy słoika wodą i gotować 15 minut od zawrzenia. Pozostawić słoik w wodzie do ostudzenia.
Alsa – Elana -moje wyczyny od kilku już lat sprowadzają się do tego, „jak robić, żeby zrobić i się nie narobić” Mam dużą wprawę, teraz jest nas tylko dwie więc tego gotowania jest mało i jeszcze robimy rzeczy b.proste. Przetwory robi się przez 2-3 miesiące lata i też coraz mniej, bo dla kogo? Taki np Miś 2 piecze ciasto znacznie częściej, niż ja teraz, a i tak robię to tylko wtedy, gdy spodziewam się gości, szykuje się jakiś spęd imieninowy albo na święta. Jestem leniwa z natury i lubię być leniwa. O mące krupczatce już kiedyś na blogu pisaliśmy – jest to mąka pszenna, wysokiej jakości, o strukturze gruzełkowej, nie pylistej ( coś takiego, jakbyś mannę podzieliła na 4) Nadaje się znakomicie do wypieków (szczególnie kruche ciasta), a zupełnie nie nadaje się do zagęszczania zup czy sosów. Jeżeli zaś chodzi o grzyby, to wszystko zależy od indywidualnego smaku – np ani ja, ani nikt z mojej rodziny nie lubimy zbyt kwaśnych marynat. Stare przepisy podają w składzie marynaty ocet 6% , w handlu jest okropny, spisytusowy 10% W efekcie ja stosuję proporcję 1 szklanka octu na 10 szklanek wody, przy założeniu, że szklanka ma najczęściej pojemność 200 – 250 ml. Lojalnie zaznaczam, że są gospodynie stosujące 1 szklankę octu, na 2 szklanki wody. A grzybki robię tak – oczyszczone grzyby wkładam do gara, zalewam zimną wodą i zagotowuję do momentu, aż na garze podniesie się bura piana, a woda zaczyna wrzeć. Wodę wylewam, grzyby płuczę i powtarzam to jeszcze raz z tym, że tym razem woda jest dobrze osolona..Też tylko do momentu zagotowania podgrzewam. Znowu płuczę grzyby na sicie, daję im dobrze ocieknąć. W Międzyczasie zagotowuję marynatę – wodę z octem, dobrze osoloną do tego łyżeczkę cukru na 2 l. płynu, ziele angielskie ( tak, żeby potem w każdym słoiczku były 2 kulki ziela) pieprz czarny albo zielony, liście laurowe (na każdy słoik pół malego listka), 1-2 marchewki ładnie pokrojone. Na dno słoika sypię 1/3 łyżeczki bialej gorczycy i kładę plaster cebuli, grzyby układam w słoiku przekładając plasterkami cebuli (małe cebulki) do 3/4 wysokości słoika, zalewam gotującą marynatą, szczelnie zakręcam. Następnego dnia gotuję słoiki krótko – 10 min od zagotowania się wody w garze. Tu jeszcze mała uwaga – kiedy już rozleję marynatę, staram się sprawiedliwie każdy słoik obdzielić korzeniami z marynaty – pieprzem, zielem, listkiem laurowym.
I jeszcze Ci podam sposób na zrobienie b.smacznej jarzyny na zimowe potrzeby
Biala kapusta (ok 3 kg) 30 – 50 dkg kurek, przyprawy do marynaty.1 marchew – kapustę cienko poszatkować, marchew zetrzeć na tarce z dużymi otworami, grzybki masłe zostawić w całości, większe pokroić na kilka części (ogonki zawsze w poprzek, kapelusze promieniście) Wymieszać grzyby, kapustę, marchewkę, przesypać dużą garścią soli, zostawić na 4 godziny w spokoju. Potem uciskać w słoikach, nalać marynatą. zakręcić, zagotować krótko. To bardzo smaczna sałatka w zimie
Słoik 0,25 l. wystarcza zupełnie na 3 osoby.
Kap
Bardzo serdecznie dziękuję za przepisy. Jesteście niezawodni! Grzybobranie bardzo udane, niemal same prawdziwki. Niestety, większość duże. Czy takie też można marynować po pokrojeniu?
Pyro, czy do tej kapuchy używasz marynaty grzybowej? Pozdrawiam wszystkich w ten upalny dzień.
Można marynować duże ale chyba szkoda. Lepiej ususzyć albo zamrozić. Jest jeszcze stara, polska metoda przechowywania w soli. Daje doskonałe rezultaty, a grzyby po opłukaniu (np. w środku zimy) wyglądaja i smakują jak świeżo zebrane. Oto przepis:
Grzyby solone
1 kg grzybów leśnych, 20 dag soli
Grzyby, a mogą to być prawdziwki, rydze, maślaki, kurki, gąski oczyścić dokładnie i umyć. Podciąć nóżki. Duże kapelusze podzielić na mniejsze części. Zagotować wodę z 5 dag soli. Wrzucić grzyby do wrzątku i gotować 5 minut. Wyjąć, ostudzić, osączyć i układać w glinianych lub szklanych naczyniach warstwami przesypanymi solą. Wierzchnią warstwę musi stanowić sól. Przykryć obciążonym talerzem. Gdy talerz opadnie można uzupełnić kolejna porcją grzybów.
Tak przechowywane grzyby zachowują świeżość. Po wyjęciu z naczynia należy je tylko wymoczyć pozbawiając nadmiaru soli. Mogą być smażone, gotowane lub duszone.
Dziękuję za błyskawiczną odpowiedź. Chyba jednak zamrożę. Miłego weekendu życzę.
Właśnie Alsa – pan Piotr ma (jak zwykle) śwqiętą rację. Ja mam jeszcze jedną radę : wszystkie nóżki suszyć oddzielnie, a po zupełnym wysuszeniu zemleć w maszynce i proszek przechowywać w szczelnym słoiku. Każde mięso duszone albo i pieczone w piekarniku leciutko posypany grzybami daje wspaniały sos. A marynata jest w zasadzie taka sama , jak do grzybów, tylko bez ziela angielskiego i bez cebuli.
Slawku, Ty w tej dziedzinie wiesz dobrze: czy, przy tej samej objetosci, material sproszkowany ma mniejsza wage niz jednolity ? Czy odwrotnie ? Vide – cytowana przez Pana Piotra tabela z 1987 roku. Wybacz, ale nie mam wiekszych problemow wczesnym rankiem. Pozdrowienia.
Elana Zlotousta,
O ile pamietam (?????) to kostka margaryny to 250 gramow, krupczatka to maka „niezbyt dobrze zmielona” , bakalie to mieszanina suszonych rodzynek, migdalow,fig itp itd..
Powodzenia,
Wróciłem przed chwilą z proszonego obiadu u kolegi w jego wiejskim domu. Było risotto, dwie różne sałatki z brokułów , jedna z prażonymi orzechami druga z jajkiem i fetą, kurczak z pieczonymi ziemiakami i obsmażaną cukinią . Na deser pyszna szarlotka z bezem. . Popijaliśmu litewskie alkohole przywiezione z wycieczki. Wyjątkowo smakowala mi żurawinowa Bobulina. Wiatr łagodził upał. Wyjątkowo miła niedziela spędzona wsród pzyjaciół w wiejskim pięknym domu. Do tego ponad 20 kilometrów przejechanych na rowerze. Świat jest piękny . Chyba wyrzucę telewizor i przestanę czytać wiadomości w internecie.
Z wyjątkiem kulinarnych!!!
Ja to robie od dawna w te tygodnie, w których nie jestem wydawca „Polityki”. I chyba dzięki temu żyję. No i nie jestem w Tworkach.
A jak Pan uzyskuje ‚continuum nadążania i rozumienia’, Panie Redaktorze? 🙂
A co tu jest do rozumienia? Polecam w najbliższej „Polityce” (właśnie jestem w redakcji i kończę prace nad aktualnymi stronami)artykuło paranoi politycznej!
Mam ochotę skomentować którymś z dwóch emotikonów:
Troskę obrazuje ten 😥
Troskę o własne zdrowie psychiczne – ten 😆
W sumie wychodzi 😕
… i podczytywanie znakomitych pomysłów kulinarnych podczas lata ‚w (nie)dalekim Londynie’ (ciekawe, czy zdobędę papierową Politykę…)
Serdecznie pozdrawiam! 🙂
Ależ numer jest też w internecie.
Panie Piotrze
Niestety a może na całe szczęście świat realny oddala się od świata polityki. Gdy czyta się komentarze na blogach polityczych to tylko usiąść i płakać. Bardzo wielu ludzi komentujących mieszka za granicą i nie widzi jak w Polsce powstają coraz ładniejsze domy, ludzie sadzą kwiaty dbają o swoje obejścia , kupują coraz lepsze samochody. Polska ładnieje z roku na rok. Władze samorządowe przy pomocy funduszy unijnych i tych z centrali dwoją się i troją by sensownie wydać pieniądze i jak najwięcej zrobić dla społeczności lokalnej. Pamiętam marzenie mojego dziadka aby żwirówką która powstawała dojechać do miasta oddalonego o 10 kilometrów. od wsi w której mieszkał. Teraz jest wygodna , dobrze zrobiona asfaltówka ,do każdego domu została doprowadzona woda , gaz, telefon. Coraz więcej ludzi z miasta buduje swoje całoroczne domy na wsi. Na miejscu gdzie nie chciało rosnąć żyto stoi piekny nowy kościół, jest kilka dobrze zaopatrzonych sklepów. Jako dziecko zapamiętałem radość i dumę moich dziadków gdy zakładano elektryczność i zabłysła pierwsza żarówka.
Miejmy nadzieję ,że świat polityki się zmieni gdy wymrą postkomunistyczne dinozaury , które nie mogą zrozumienić tego ,że można postępować i żyć w inny sposób.
Okoniu, dobra wiadomosc, wszystko sie zgadza z tym cukrem, tabelka wprawdzie jeszcze komunistyczna, ale tu widocznie klamac nie mieli potrzeby
Zgadzam się z Gospodarzem – rpzumieć nie ma czego. Znosić, niestety, musimy. Miśiu – postkomunistyczne dinozaury to np, ja. Całe życie lubiłam ludzi, przyjaciół, sąsiadów, arystów. I czego, Ty, Synku życzysz mi śmierci? Na razie urzędowo – pobożni i stawiający kolejny kościół irytują mnie mniej więcej tak samo, jak irytowali mnie urzędowo – radzieccy stawiający kolejny Dom Partii. Takam pozaczasowa.
Nie martw się Pyro, to tylko niezręczność stylistyczna. Ja poznałem Misia i wiem, ze nikomu on nie życzy śmierci. A zwłaszcza nam z blogu „Gotuj się!”. Bo przecież i ja jestem dinozaurem i też post a na tamten świat jeszcze mi nie pilno. Pogadamy sobie z Misiem w Kórniku!Ha!
Blogowicze drodzy!
Pożegnałam moich gości. Dla najmłodszego- czternastomiesięcznej M.- przygotowałam zupę-krem z cukinii, smakowało dziecku aż miło.
Upalnie dziś w Poznaniu i duszno. Czym się schłodzić?
Drodzy Państwo
Nikogo nie chciałem obrazić pisząc o postkomunistycznych dinozaurach , chodziło mi o sposób myślenia , poglądy polityczne niż wiek. Tacy ludzie jak Wierzejski, Lepper , Giertych, Bracia Mniejsi to nierefolmowalne dinozaury o mentalności, sposobie myślenia z poprzedniego ustroju. Wiek nie ma tu nic do rzeczy.
A nowy kościół we wsi też ludziom potrzebny. Moja mama chodziła do kościoła w mieście co niedzielę po piaszczystej drodze i zaimowało jej to dwie godziny w jedną stronę, latem najczęściej na bosaka bo buty mogły się zniszczyć .
Drogi Misiu, nikt sie nie obraził. A zwłaszcza ja. Nie było o co i nie jestem obraźliwy. To raczej takie przyjacielskie przekomarzanki. Zwłaszcza, że tyle jeszcze przed nami roboty w kuchni i przy komputerach. Myślmy raczej o tym co doradzic Marialce, by jej trochę „wychłódło”. No i o zbliżającym się spotkaniu.
A dziękuję, Panie Piotrze, czekam przed komputerem, skromnie z połową piwa…
Marialka, u mnie tez jak w piecu, neuron z neuronem nie moze sie spotkac, tak szybciutko z tego zaru lataja, wiec sie chlodze panaché, to piwo mieszane z lemoniada w proporcjach jak tam sobie stryjenka zazyczy, mnie pomaga
To co polecam nazywa się Meksykańska łódź podwodna. Do szklanki piwa wlać kieliszek tequili i wrzucić (dowolną ilość) kostki lodu. Będzie najpierw zimno, a potem znowu gorąco. Taka pora roku!
Dziękuję! I Sławkowi i Panu Piotrowi. Moje eksperymenty z mieszaniem piwa z innymi alkoholami nie wykraczały poza campari. A tequila w szafce kusi.
No, grzyby przerobione. Też się chłodzę zimnym piwem, żadnych eksperymentów z mieszaniem. Zaraz chłodny prysznic i dzisiaj wyjątkowo wcześnie do łóżka z książką. Jutro ma być upiorny skwar, aż się boję.
Pyro, Twój pomysł ze zmieleniem suszonych nóżek grzybowych uznaliśmy za rewelacyjny. Dzięki.
mis 2,
Telewizor to sobie wyrzuc, a co mi tam… Komputerek z internetem zostaw, bardzo prosze.
Okoniu
Co u Ciebie słychać . Dzwoniłem przez dwa dni , chciałem pogadać . Pewnie z małżonką szalejecie po sklepach, bo w słuchawce cisza.
Dziekuje:)))
Jest tam kto?!
Jeszcze nie poczytalam, ale wrócę za chwilę, tymczasem wróciłam z koncertu w Toronto i jestem ZACHWYCONA!!! (dużo tych powrotow)
Były też kulinaria, a jakże. Synowa serwowała jambalayę (spolszczam z tym „ę”), wino bylo pyszne, chilijskie, potem koncert – po koncercie wiecej wina, francuskie, a dzisiaj koło południa wielkie żarcie w Epikuriuszu. Po drodze – poważna szkoła kulinarna. Wszystko uwiecznione na zdjęciach, ale to jutro.
Misiu2, koncert przeszedł moje oczekiwania, ale o tym potem, może u Pani Doroty.
Jeszcze nie ochłonęłam. Narobiłam zdjęć, ale szkoda, że sie pod to muzyki nie da podłozyć! Dla wszystkich niewtajemniczonych – macie tu do czynienia z osobą, która na hasło Pink Floyd pójdzie nawet w burzę na piechote, tym razem to był nie Pink Floyd, a Roger Waters – czyli dawny PF i osobny Waters, a koncert był po prostu doskonały. W Rogers Centre, Lena. Tam jest świetna akustyka, aż się zdziwiłam! Niech ja kromuchę, herbatkę i poczytam, co mnie minęło przez te trzydzieści pare godzin, jak mnie nie było.
Poczytałam do tyłu.
Ludzie, marynować prawdziwki?! Ja je tak cenię, że albo żywe, albo suszone (chetnie bym mroziła, gdybym miała wiekszą zamrażarkę), no ale jak macie nadmiar… to ja Wam zazdroszczę!
Przy okazji – bedąc u smarkatych, ustaliliśmy wrzesień. Matko jedyna, oni maja być tylko 2 tygodnie, a chcą widzieć wszystko, Berlin, Wrocław, Pragę, Kraków, Tatry, być u Tereski od prawdziwków na Pomorzu (i wujka Mariana), u Babci i … i gdzie jeszcze się da.
I Maciek ma urlop *od-do*, 17-28 wrzesien, ale możemy zrobic z tego więcej, bo wylecieć 14-go w piątek, a wracać mogą (sami, my zostajemy) 30-go.
Głowa mnie od tego wszystkiego boli, bo liczyłam na to, że z nimi będziemy raczej pierwsze 2 tygodnie września, a tu mi się wtryniaja w srodek – i ja nie gwarantuję, że ich ze sobą nie przywlokę do Kórnika, a oni nie wyglądają na takich całkiem od tego. Coś pomyślimy. A tu pan J. snuł w „Epicure Caffe and Grill” nieprzystojną myśl, że jednak ten rower…że zabrać… czy oni wszyscy zwariowali?! A logistyka oczywiście na mojej głowie! Każdy ma wymagania, a nie myśli, jak to zrealizować. Dla smarkatych załatwiłam metę w Berlinie na dobe przed ich odlotem, o ile sie wyrobimy z ta Pragą, Tatrami, Ktakowem itd. A w ogole jak usłyszalam te plany w tak krótkim czasie do zrealizowania, przypomniały mi sie słowa piosenki:
…wielkich wypraw pod Kraków
nocnych rozmów Polaków,
wysokopiennych lasów,
I BARDZO DUZO CZASU!
A tego ostatniego będzie brak w tej wyprawie! Ale, nic nie bójta, Polka potrafi 🙂
Już ja tam coś wymyślę.