Zgadnij co gotujemy?(46)
Znowu nadeszła środa więc pora na zagadki kulinarne. Bawimy się aczkolwiek nie całkiem bezinteresownie. Ja – bo mam nadzieję, że dzięki naszym książkom przeznaczonym na nagrody większa liczba blogowiczów weźmie udział w quizie; wy – bo, jak sądzę, macie nadzieję na wygraną i płynące z niej korzyści w kuchni. Tym razem zaś nagrodą będzie książka Barbary Adamczewskiej „W kuchni babci i wnuczki” wydana przez Nowy Świat. Książka będzie opatrzona autografami naszej spółki małżeńsko-autorskiej i stosowną dedykacją.
Trzeba więc spieszyć się z odpowiedzią. Kto pierwszy przyśle trzy prawidłowe odpowiedzi ten zostanie zwycięzcą zgadywanki.
Wysyłać należy na adres: internet@polityka.com.pl
A oto dzisiejsze pytania:
1. Co to jest orkisz?
2. Czy szponder to garnek czy przyrząd kucharski?
3. Moskaliki pieczone to potrawa kuchni rosyjskiej, ukraińskiej czy jeszcze innej?
I to już wszystko. Teraz proszę zajrzeć do ksiązki kucharskiej lub encyklopedii i szybko zasiąść do komputera. Czekam ja i pan listonosz.
Komentarze
Dzień dobry.
Wpisy wczorajsze przeczytałam, odpowiedzi na konkurs wysłałam, od wczesnego ranka dzwoniłam do Kórnika (ośrodek SIR) i do Radzewic (kolacja w Nadwarciańskiej). Dowiedziałam się, że absolutną specjalnością zakładu jest kaczka z pyzami i modrą (czerwoną) kapustą i plonąca gicz cielęca. Wstępnie różne sprawy pouzgadniałam, został tylko obiad pożegnalny w Bialej Damie kórnickiej (wystrój nieciekawy, ale kuchnia dobra), za wszystkich zadecydowałam, że śniadanie zjemy w knajpce miejscowej na terenie ośrodka – bo komu by się chciało od białego rana ganiać gdzieś za śniadaniem. Wszystko to jutro zbiorę „do kupy” i wrzucę na blog, a Alicja zrobi z tym to, co trzeba. Alu, do Ciebie skrobnę wieczorkiem dłuższy poemat prozą. W Poznaniu dziś chłodno, nieźle duje, z tej okazji gotuję kapuśniak z młodej zakwaszonej już kapusty. Jak zimno, to zupę zje się chętnie.
Wczoraj do kolacji otworzyłyśmy sobie butelkę bułgarskiego wina Tscherga – okazało się vb.wytrawne, dość ciężkie, z dużą ilością garbników, aż szkoda, że żadnej gęsi w okolicy nie było. Niby cabernet savingnon, ale jakieś inne.. Miało zasadniczą wadę – dłuuuugi korek, wciśnięty na full i rozpadający się pod korkociągiem. W efekcie do kieliszków lałyśmy przez sitko, a i tak mikro drobinki fruwały .
Kto rano wstaje… 🙁 Dzis dzien chlodny i ponury, i pomyslec, ze kilkaset kilometrow stad ludzie nie maja czym oddychac, taki gorac. Mam goscia i nie mam kiedy dorwac sie do klawiatury 🙁 To znowu ten geolog-skaut-obiezyswiat. Chyba sie przymierza na mojego ziecia (?!)
Jak Pyra juz wyslala, to sie nie bede fatygowac. I tak za pozno. Orkisz jest w Helwecji popularny. Uzywam go jako dodatku do maki na chalke, ciasto wychodzi jedwabiste i delikatne. Popularny w diecie bezglutenowej.
Pyro, ja nie wiem, jak zdzierze swiadomosc, ze Wy tam te kaczki z modra kapusta itd.! 🙁
Dzień dobry
Pyro!!!
U mnie zimno więc wyskoczyłem do sklepu po cytrynę do herbaty. Dziewczyna mi resztę wydała i w bilonie zauważyłem piękną złocistą monetę. Patrzę, oczom nie wierzę – 2 zł, herb z orłem dumnym i napis Województwo Wielkopolskie. Niesamowite!!! Wielkopolska bije własne monety. Nic lepszego nie mogło się zdarzyć, pierwszy krok do autonomii. Czekam aż mój region wchłoniecie. Gotów jestem nawet hold stosowny złożyć. My tu gadu, gadu a wielkopolanie po cichu swoje robią. Bardzo mi się to podoba!
Pozdrawiam
Nemo, Ty tam nic nie dzierż, tylko wykombinuj te parę dni we wrześniu! Kaczka kaczką, ale ta płonąca gicz cielęca?!
A propos zimna, u mnie sauna i dzisiaj ma być dobrze ponad 30C (zapowiedzieli 34C !), więc nie martwcie się, niedługo do Was dojdzie!
Robiny sie wydzierają, mają gniazdo na klonie obok sypialni. Ledwie blady świt, a one już nadają.
Nemo, Ty tam dobrze obadaj tego geologa. Jakby co (zięć?) to będziemy zatwierdzać, czy sie nada, nie ma lekko 🙂
Muszę Cię zmartwić Wojtku, ale takie monety dwuzłotowe mają wszystkie województwa i poszczególne miasta.
Jestem rozczarowany Torlinie. A już myślałem, że słowa w czyny się zamieniają. Lubię Wielkopolskę, Wielkopolan i życzę im autonomii na miarę Katalonii.
Pozdrawiam
Wojtku, nie wiem czy pamiętasz, ale Wielkopolska do 1922 r była oddzielona od reszty kraju granicą i limitem celnym. Kiedy wreszcie zlikwidowano (a raczej tuż przed tym aktem) pozostałość zaboru pruskiego, Rada Delegatów (rząd dzielnicowy) cała pozostałą część skarbu w kasie przeznaczyła na zakup bibliotek szkolnych, żeby się różne tam Warszawy i centusie do naszej forsy nie dorwały. Co zostało – na książki. I chwała przodkom za to. A tej granicy celnej żałujemy do dzisiaj. Z „Biała damą” już też poadałam – ci z kolei na nasz obiad polecają albo polędwicę „B.D.” albo dziczyznę. W obydwu lokalach przewidziano też coś dla wegetarian i innych kanadyjskich np niejadków – jakieś rydze z patelni albo inny omlet z grzybami. Ja bym tam się zastanowiła, bo omlet robi się 3 minuty i kosztuje to tyle co nic (w domu) za to restauratorzy wmawiają nam, że to cymes nad cymesy i kosztować musi. Z cenami w knajpach jest zresztą dziwnie: Ania była wczoraj z koleżanką na obiedzie w „Kresowej” na Starym Runku (dobry adres) Ania jadła polędwicę z kurkami (32 zł), a druga pani pierogi (22 zł). Ta cena pierogów to chyba za robotę, bo nijak inaczej się to nie tłumaczy. Polędwica wołowa jest okropnie droga, a kurki też darmo nie dają i solidna porcja delikatesu + dwie surówki kosztowało niewiele więcej, niż porcja łysych pierogów. Dziwne.
Minęło południe. Na wsi wieje ale nie pada. Już po południowej kawie. Czytamy książki i świeże gazety. Rozgrzewamy saunę i rozmrażamy frutti di mare kupione w Pułtusku (to znak nowych czasów – kalmary i ośmiorniczki w mieście Wiktora Gomulickiego tego od „Wspomnień niebieskiego mundurka”), bo na obiad, wieczorkiem podane będzie risotto z tym morskim tałatajstwem.
Tymczasem nasz dzisiejszy quiz został rozstrzygnięty. Przyszło mnóstwo odpowiedzi i zdecydowana większość dobrych. Pierwszy był Pan Andrzej C. i to on otrzyma książkę Barbary Adamczewskiej i Beaty Mellerowej „W kuchni babci i wnuczki” wydanej przez Nowy Świat. Autografy i dedykacja gotowe tylko wysyłka się nieco opóźni, bo do Warszawy wracam dopiero jutro. Gratulacje! A prawidłowe odpowiedzi brzmią: orkisz to rodzaj pszenicy, szponder – mięso wołowe przerośnięte tłuszczem nadające się na rosół a moskaliki to oczywiście placuszki podhalańskie.
O rany !
Moskaliki na podhalu, chyba jak juz to w Poroninie. Nie bywalem, ale moze bede.
Pan Lulek
ja tu tak po prywacie do Nemo, co ja bylem z mojego nierozgarniecia wzial za chlopa, ale chyba sie specjalnie nie przejela i chwala jej za to,
ptactwo juz w recach poczciarzy
dla Wroclawiakow i ciekawskich podsylam niezle foty ze wsi: http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=314206
Kochana Alicjo,
Co Ty opowiadasz? W Mississauga jest potwornie! gorac nie z tej ziemi.
Przytapiam sie do asfaltu, o jedzeniu nie mysle, woda tylko!!!!!! I to w duzych ilosciach.
Opowiadam Leno, że u mnie juz teraz jest 30C w cieniu, a co będzie w południe, nawet nie chcę myśleć! A przy tej wilgoci… jak ktoś chce saunę, to u mnie gotowa!