Dania dla niespodziewanych gości
Niespodziewani goście nie straszą gospodarzy już tak jak przed kilkudziesięcioma laty. Po prostu dzielimy się tym,co mamy akurat w domu. Zmienił się obyczaj i nie jest już hańbą, iż nie może przyjąć gości wytwornym przyjęciem na każde skinienie. Tym niemniej niepodziewani goście to wyzwanie dla gospodarzy,którzy chcą zaprezentować miły, ciepły i zasobny dom, a niekiedy po prostu nakarmić głodne grono.Najczęściej wystarczy pomysł, który ze skromnych zapasów pozwoli przygotować w miarę szybko oryginalny posiłek. Moje przepisy oparte są na tych produktach, które zazwyczaj mam w domu: jaja, ryż, makaron, ziemniaki, wędlinę czy puszki z warzywami lub rybami. Jeżeli oprócz tych żelaznych zapasów, można coś szybko dokupić to lepiej, tym ciekawsze mogą być dania.
Oto kilka prostych propozycji:
Omlet hiszpański
1 duża cebula, 1 ząbek czosnku, 2 pomidory, 1 papryka, 1 łyżka oliwy z oliwek, szczypior lub posiekana natka, 8 jaj, 1 łyżka masła, sól, pieprz.
Na oliwie zeszklić pokrojoną w talarki cebulę, dodać czosnek, następnie pokrojone drobno pomidory, w końcu pokrojoną w paseczki paprykę, dusić chwilę razem, doprawić solą i pieprzem, posypać szczypiorem lub natką, odstawić w ciepłe miejsce.
Jaja wybić do miseczki dodając 2 łyżki wody, trochę soli i pieprzu.Masło rozgrzać na dużej patelni,wylać masę jajeczną i smażyć podważając brzegi, aby masa spływała pod spód. Na usmażony omlet wyłożyć masę pomidorowo paprykową. Włożyć do nagrzanego piekarnika, aby potrawa się zagrzała. Podawać od razu bardzo gorący omlet.
Makaron z wędzonym łososiem
1/2 paczki makaronu wstążki, rurki lub innego, dowolnego kształtu,1 paczka(150 gr) norweskiego wędzonego łososia, 2 łyżki masła, 4 łyżki śmietany, 1 ząbek czosnku, 2 łyżki siekanego koperku, świeżo zmielony pieprz, sól, jeśli ktoś ma ochotę można dodać 2-3 łyżki startego żółtego sera.
Ugotować makaron al dente w dużej ilości osolonej wody. Odcedzić,odstawić.Łososia pokroić w cienkie paski.
Na patelni rozpuścić masło,dodać śmietanę i smażyć razem. Dodać przeciśnięty przez praskę czosnek i koperek. Chwilę jeszcze razem smażyć. Dodać makaron. Wymieszać z sosem. Zagrzać razem. Podać w ogrzanej wazie, na wierzchu poukładać paski łososia, posypać starym serem.
Boczniaki w cieście
1/2 kg boczniaków,1/2 szklanki słodkiej , 12proc. śmietanki,1 jajko,1/2 szklanki mąki,1/2 szklanki oleju do smażenia.
Boczniaki umyć i odłożyć do odsączenia blaszkami do dołu, na papierowym ręczniku.
W miseczce ubić jajko i śmietankę dodając mąkę i szczyptę soli. Powycinać resztki trzonów, które są bardzo twarde, kapelusze grzybów maczać w cieście i smażyć na rozgrzanym oleju na złocisto. Odsączać na kuchennym papierowym ręczniku i posypywać po wierzchu lekko solą i pieprzem. Podawać gorące.
Bruschetta
4 bułki „paluszki”, 2 łyżki oliwy, 1/2 zielonej papryki, 1 mała cebula, 2 ząbki czosnku, 1/4 szklanki wina, 1 puszka obieranych pomidorów bez skórki, 1/2 łyżeczki bazylii suszonej lub 1 łyżeczka posiekanej świeżej, 1,5 szklanki startego żółtego sera, po szczypcie tymianku, papryki i soli.
Bułki poprzekrawać i na suchej patelni podpiec na grzanki. Na patelnię nalać olej, zagrzać, włożyć posiekaną zieloną paprykę, cebulę i czosnek. Smażyć 3-4 minuty. Dodać posiekane pomidory bez zalewy, sól i pieprz.
Dusić na dużym ogniu 15 minut, kilka razy zamieszać. Dodać starty żółty ser,wymieszać, gdyby było trzeba, jeszcze doprawić i rozsmarować masę na grzankach. Można jeszcze chwilę zapiekać w piekarniku.
Tofu panierowane
1 opakowanie (25 dag) tofu, 2 jaja, 2 łyżki mąki, 4 łyżki sezamu, olej do smażenia, sól.
Pokroić tofu w kostkę 4x4x2 cm. Kawałki tofu panierować w mące, roztrzepanych jajkach i sezamie. Posolić. Kłaść na patelnię z rozgrzanym olejem. Podawać złociste gorące kostki, z dodatkiem pomidorów lub ogórków.
Martwa natura
Rzodkiewki, papryka pokrojona w paski, ogórek pokrojony w grubsze plastry, pomidory w ćwiartkach, cykoria, żółty ser pokrojony w paski, połówki jaj na twardo, paski szynki lub innego zimnego mięsa, łodygi selera naciowego marchew pokrojona w paski, grzyby marynowane, śliwki w occie, konserwowa mini-kukurydza, wszystkie rodzaje warzyw, które można jadać na surowo, 1 główka sałaty zielonej. Jako dodatek dowolne dipy
Na dużej tacy lub półmisku poukładać liście sałaty a następnie wszystkie pozostałe składniki „martwej natury”, dbając, aby były odpowiednio dobrane kolorystycznie.Dipy podawać w kilku jednakowych naczyniach ustawionych wokół.
Komentarze
Panie Piotrze – fajny temat i ciekawe propozycje. Pozwolę sobie dorzucić kilka własnych „patentów”. Kilka wpisów temu już polecałam trzymanie w zapasie domowym kartonika gotowych, kruchych babeczek. W razie przyjaznego desantu może my je napełnić siekaną drobiową wątróbką i podać na gorąco po podgrzaniu w mikrofali lub piekarniku, na zimno z twarożkami, siekanymi jajkami, rybkami z puszki z groszkiem i na dziesiątki innych sposobów. Roboty przy tym niewiele. Inną b.prostą potrawą są parówki zapiekane w boczku wędzonym, łodygi selera naciowego napełniane (w kawałkach) pastami , albo „jeż: – mały, okrągły chlebek, w którym gęsto tkwią wykałaczki, a na nich cząstki jajka w paskach łososia, kawałki malutkich kiełbasek z ogóreczkiem, czy paprzyką, kostki żółtego sera z oliwką albo połówką orzecha włoskiego. Niezłym wyjściem bywa też jajecznica- monstrum z różnymi dodatkami , od „wiejskiej” na boczku, kiełbasie z zieloną cebulą, poprzez taką z pomidorami labo papryką, aż do wytwornych na grzybach.. Tak np chleb tostowy żytni z górką gorącej jajecznicy z pieczarkami posypany drobniutko posiekanym szczypiorkiem podany na zielonych liściach sałaty, to doskonałe, szybkie i niedrogie jedzonko. Mówiąc nawiasem ja dzisiaj na obiad robię właśnie zapiekanki na grzankach – tylko pieczarki, ser i zielenina.
A Gospodarz znowu tłustym drukiem 🙂
Ktoś zapomniał w tych tam windows (tu z wyższością się wypowiadam, ale życzliwie!) „wordzie” zamknąć „tagi” . Pingwin moim przyjacielem jest (linux) !
Na niespodziewanych gości zawsze dobrze mieć w domu krakersy, malutkie sucharki, bo na to można położyć wszystko, zrobic fikusne koreczki i tak dalej. A jak goście ekstra głodni, to pomysł omletu jak najbardziej, jajka w lodówce zawsze na posterunku, a wrzucić do omletu można wszystko. I zawsze się coś na podorędziu znajdzie.
A co z żeberkami?! pod poprzednim tematem o pomoc wołałam.
Trza bylo pod tym tematem 🙂
Zajrzyj pod poprzedni temat.
Alicjo, nasci jeszcze raz 🙂
Zeberka marynowane
2kg zeberek – najlepiej juz pokrojone na kawalki po 4 kosci
sol, swiezo mielony pieprz
zeberka umyc, osuszyc, natrzec sola i pieprzem
Marynata:
1 kawaleczek swiezego imbiru – utrzec na tarce
sok z 1 cytryny
1 filizanka sosu sojowego
1/2 filizanki sake lub sherry
3 lyzki miodu
3 lyzki ketchupu
1-2 lyzki sambal oelek
wszystkie skladniki wymieszac, zagotowac i goraca marynata zalac zeberka. Marynowac przez godzine, obrocic kilka razy. Piec w brytfance na grillu lub w piekarniku smarujac od czasu do czasu marynata, az beda miekkie.
Inna wersja (tradycyjna w moim domu rodzinnym) to zeberka duszone ze sliwkami suszonymi, ale sliwki musza byc wegierki, kwaskowate, a nie mdle kalifornijskie.
Nemo, czy na pewno łyżki, a nie łyżeczki sambal oelek? Używam tej przyprawy do schabu z porami i dwie łyżeczki dają niezły ogień. No, ja tego nie zagotowuję, więc może ostrość inna. Przepis mi się podoba, więc chciałabym się upewnić przed wypróbowaniem.
W ogóle świetny temat dzisiaj i pyszne przepisy. Pozdrawiam, lecę do innych zajęć.
Już przeczytałam pod tamtym 🙂
Dzieki, a nawet senkju, jakby co, to zwalę na Ciebie, Nemo! Sambal oelek mam, sherry nie mam, umyślnego wyślę. Miodu nie mam! Umyślny zakupi. Upiekę na grillu.
A teraz szczegóły – filiżanka? Moja szklanka to ćwiartka płynu. Filiżanek nie posiadam. Zamiast ketchupu moze być pasta pomidorowa? Nawet jak powiesz, że nie może być, to ja i tak zrobie swoje 🙂
Alsa, dzieki, oczywiscie, ze LYZECZKI!
Alicjo, rob jak chcesz, ale potem nie powoluj sie na mnie, jakby co 🙂 pasta pomidorowa jest tylko kwasna, a ketchup to nie tylko pomidory. Jak dasz paste, to najwyzej 1 lyzke i dodaj troche wody i wiecej miodu. Filizanka to cup, czyli ca 2,5 dl, czyli szklanka.
Alsa,
nic sie nie martw, ja to wypróbuję jutro na mur i zdam relację. Przepis na schab z porami podała mi kiedyś moja przyjaciólka, nawet gdzieś to mam w archiwach foto…
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Makaron_po_indonezyjsku/
Stare zdjęcia. Pory, papryka , schab, soja, sambal oelek .
Lubię ogień i śmiało dwie łychy sambalka wrzucam. Rodzina tez lubi ogień, a przysmakiem są marynowane jalapeno papryki od Bonnie. Podobne do sambalka są przyprawy chińskie, moja synowa mi kiedys tego nakupila w torontońskim Chinatown, składu nie podam, bo wszystko po chińsku (niby jest wymagane, ze powinno być jeszcze po angielsku i francusku, ale kto tam by się czepiał przepisów!). Otóż to podobne do sambalka to też przefermentowane ostre papryczki. Chińczycy maja wspaniałe ostre przyprawy – no do diaska, przecież proch wymyślili!
Nie miej złudzeń, Nemo – powołam się 🙂
I żeby było według przepisu, umyślny zakupi ketchup w polskim sklepie. Nie powołam się, jeśli zmienię Twoja recepturę, uczciwam baba.
A z pastą pomidorową albo w ogóle z przerobionymi pomidorami to ja mam ten problem, że to wszystko jest za kwaśne, bo w procesie przeróbki uległo i poległo.
Moim zdaniem laika – pomidory przegotowane, zagotowane na śmierć, to kwaśne pomidory w słoiku. Chętnie kupuję pomidory w puszce, bo one są takie akuratne.
Dzień dobry
Przeczytałem felieton i pierwsza myśl-„Byle nie goście!”. Dziś mam wolne od pracy tzn odbierania natrętnych telefonów i użerania się z ludźmi. Wojtkowa rano spakowała malarskie ramy i pojechała do przyjaciół w Kotlinie Kłodzkiej, którzy urządzają wysoko w górach wystawę nieznanej mi malarki holenderskiej o polskim rodowodzie. Impreza ma charakter biznesowo – artystyczny tj. biznes płaci i czuje się artystycznie a artyści prezentują co umieją i czują się biznesowo. Grać mają trzy punk rockowe kapele w tym legendarne w środowisku „Muchy”. Nawet miałem ochotę z nią pojechać ale perspektywa nieuchronnego maratonu alkoholowego z niewidzianymi od lat znajomymi mnie jakoś zniechęciła. Więc wyłgałem się pracami gospodarskimi i zostałem sam w chałupie. I dobrze mi! Do 12 ciąłem drzewo. Piła po przeglądzie chodzi jak marzenie. Niestety przez upał muszę ją i siebie oszczędzać. Ledwie cztery tankowania przerobiłem, bo pot zalewa oczy a łańcuch na sękatej buczynie i dębinie błyskawicznie się tępi. Więc przerwa do wieczora i znów dwie godziny pracy. Zgłodniałem i zaraz zabiorę się za przygotowywanie obiadu. Będzie prosty, jak dla fizycznie pracujących facetów. Na rosole wołowym ugotuję żur z wkładką ( kiełbasa śląska), do tego gotowana wołowina w sosie chrzanowym, pryzma ziemniaków i małosolne. I żadnych niespodziewanych gości!
Pozdrawiam serdecznie
Wojciechu,
zdradz mi, gdzie to do Kotliny Klodzkiej jezdzicie najczęściej. Związana jestem z tą Kotliną, dlatego pytam 🙂
A jak niespodziewani goscie, to niech Ci cos ugotuja, pustej lodówki nie masz!
Wojtku, zobacz, co sie robi z nieproszonymi goscmi:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/GdzieDrwa
Zapedzic do roboty, a na koniec ewentualnie dac jesc 🙂
Albo beda szczesliwi, albo bedziesz mial spokoj na lata…
Nemo, Ty to masz głowę! Nawet biedny kot został zagoniony do roboty. Pokażę te zdjęcia moim gościom i niech spróbują pyskować na temat krojenia cebuli „w gościach”!!! 😀
Alicjo – jeżeli będziesz w polskim sklepie, spytaj o „marynatę staropolską” f-y Kamis. Ją się rozrabia w oliwie i tacza w tym mięso . Jeżeli dodasz do tego garstkę soli, ze 3 ząbki czosnku i sporą łychę majeranku, to ci wystarczy na 4-5 kg żeberek. Więc ja używam połowy torebeczki, a dodatki bez zmian. I To jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Sprawa z żeberkami rozwiązana, będą moje „hamburgery”, czyli mielone polskie, bo Roger to lubi i sobie wręcz zażyczył. A to w końcu on rządzi, bo on ten podest będzie stawiał. Wszystko dla fachowca!
Oglądnęłam zdjęcia Nemo, uchachałam się , klimaty jak w Kanadzie, lumberjack-owskie. Nawet Don Alfredo pomaga. No, może nie pomaga, ale aprobuje i przybija pieczątkę 🙂
Pyro, mój polski sklep jest malutki, nie ma firmy Kamis w dziale przypraw. A swoja drogą jakoś tak wolę zrobić wlasnemi ręcamy, jakąś marynatę, tym bardziej, że na moich sławetnych 6×4 hektarach mam sporo ziół.
ACH! Ratunku!!! Słuchajcie, tak pięknie sie zapowiadały czerwone porzeczki – i co?! Zielone owoce zaczęły znikać zanim dojrzały, i nie, nie opadają pod krzak, po prostu znikają. Wiszą gołe, obskubane z owoców … nie wiem, jak to sie nazywa, a teraz na wspomnienie o tym, co zobaczyłam o poranku aż mnie trzęsie.
Nie zwalam na chipmunka, bo on woli czerwone, to już zaobserwowałam. Ki diabeł, ma ktoś pomysł?
Szkoda porzeczek! Niestety patentu żadnego na ratunek nie mam…
Co do szybkich dań dla niespodziewanych gości, to oprócz róznych makaronów lubię upiec muffiny. Najchętniej słone, wytrawne, ulubione są ” o fecie i papryce”.
A sezonowo, do chłodnego piwa gotuję na parze młode marchewki i podaję je skropione obficie oliwą chili.
Jeszcze raz dziękuję za linka do bocianów- podglądam regularnie.
No ale ma ktoś pomysł na to, co te porzeczki zeżera?!
Ratunku!!! W ubiegłym roku nic nie żarło, zrobiłam 7 litrów wina!!!
Nawet nie mam siły wyjśc i zrobić zdjęcie, jak to wygląda, takam wściekła. No dobra, pójdę. Zapłaczę się przy tym , ale co tam…
Popatrzcie:
http://alicja.homelinux.com/news/img_0317.jpg
Cholera jasna!!!
Nemo, mam ochotę napisać: Nemecku, czy ja dobrze widzę na zdjęciu z córcią, czy to nie koci Alfedecek? 🙂
Ma się rozumieć pleno titulo. 🙂 🙂 🙂
Pogłaszcz go ode mnie po łebku, bo ja nie mam kogo pogłaskać. 🙁 🙁 🙁
Jak zafurczy i zamurczy – tylko powiedz, że to ja – to znaczy, że wyczuł miłość.
No kruca, Alicjo, faktycznie, obżarło doszczętnie. Chciałam napisać, że musisz się zasadzić, ale niec n ie zostało. Nie mam pojęcia, kto może być amatorem zielonych porzeczek. Tu sto 🙁 kuf. Serdecznie Ci współczuję, bo mnie też by trafiło.
Dzisiejszy obiad dla Goscia Spodziewanego:
tarta z grylowanymi jarzynami i kozim serem chevre, okon morski pod kruszonka cytronowo – rozmarynowa, ptysie z custardem zwanym gdzie indziej creme anglaise z malinami szkockimi. Degustacja bardzo wspanialego koniaku francuskiego.
Moj gosc poszedl odsypiac nocny lot.
Jak to nie masz kogo pogłaskać – a my to co, mt7?! Pies, kot, czlowiek….
No oczywiście, że to Don Alfredo przysiadł sobie gdzie trzeba , na stercie drewna.
Córcie znamy z innych zdjęć Don Alfreda. Kota udaje, a zdjęcia robi świetne.
No dobra, może niektóre koty tak mają.
Ale za kotem stoi Nemo 🙂
Wygląda na to, że to mogą być ptaki.
Brakuje mi mruczącego aksamitu. 🙁
mt7,
te porzeczki od 4 lat tu są, i owocują. Ten rok miał byc nawet lepszy niz ubiegły i tak się zapowiadał. Urok?!
Bardzo ciekawe, bo jak mowię, pod krzakiem nie na opadnietych zielonych owoców, czyli zeżarte. Nie ma robaków na liściach, nic, czysto. Co za diabeł uwziął się na moje porzeczki?! Wypraszam sobie… ja się nawet z chipmunkiem dzielę 🙁
mt7,
ja mam brzydkie podejrzenie, zgodne z Twoja teorią. Szpaki. Szpaki zjawiaja sie tutaj stadami i maja swoje okresy. Może w tym roku akurat to jest ten ich okres, cholera wie, ale niechby dla mnie coś zostawily!
Szpaków od cholery tutaj ostatnio. No przecież nie powystrzelam!
Oj. Przypomniala mi się piosenka:
Cichutko płaczę, mój smutek wielki
Już nic nie znaczę, ach, pękły szelki!
Pod ręką nie mam juz procy
A sklepy zamkniete po nocy
I jak tu teraz iść na wróbelki!
(nie był to Jan Kant Pawluskiewicz? Nie pamiętam)
Alicjo, musisz w przyszłym roku jakowąś siatką opatulić porzeczki. Są takie plastikowe jakby tiule, tylko z większymi oczkami, to będziesz mogła okresowo używać do różnych ochron.
Jerzor powiada, że wystarczy kilka starych dyskietek zamontować tu i tam, bo odbijają światło i zniechęcaja ptaki . Ale jak powiadam, dopiero teraz, w tym roku mi się to zdarzyło! Mamy starych dyskietek od groma!!! Czemu wcześniej nie był taki mądry?! Właśnie sie przespacerował po „hektarach” i trafia go jak mnie.
Za rok będziemy mądrzejsi 🙂
Kochane Szerloki, ten kot to Igor – Pan Miedzygorski i nadzorca drwali-amatorow. Czarny jak noc i znany wloczega snieznicki, znany z podjezdzania na sankach przejezdzajacych obok jego domu kuligow, ale tylko pod gore 🙂 Weteran powodzi 1997, obywatel polski pochodzenia szwajcarskiego. Wyprasza sobie wszelkie skojarzenia z mafiozami spod Wezuwiusza.
Weteran, nie weteran, Igor, nie Igor. KOT!
To głaskanie się należy. 🙂
A ja WSZYSTKIE KOTY lubię (ze wzajemnością). 😀
Faktycznie, nie Alfredecek. Ma krótkie futerko.
Idę spać. Hej!
Okropniasty upał dzisiaj był, a ja musiałam biegać po rozpalonych ulicach, bo nie mogłam wykupić lekarstwa mamie.
Dziekuje w imieniu Igora, on bardzo lubi byc glaskany, a jeszcze bardziej lubi dobra zakaske 🙂 Odpowiadam na zalegle pytanie, z czego sie robi maslo (na moich obrazkach). Otoz ze smietany od gospodarza z Jaworka, prosto od jego krowek, ale lekko kwasnej i zgestnialej. Ze slodkiej nie wychodzi dobrze, a z kwasnej swietnie sie ubija i ma doskonaly smak. Maselnica (nowa) – ze sklepu meblowego (!) w Bystrzycy Klodzkiej.
No masz. Kotlina Kłodzka znowu!
Nemo, co do masła to 100% racji przyznaję. Nasze kolejne Minki dawały mleko mniej więcej 4.5% , to jest górna półka , jeśli chodzi o zawartość tłuszczu w mleku.
Nastawiało się mleko w kamiennych garnkach, zbierała się z wierzchu śmietana grubą warstwą, a pod spodem kwaśne mleko. I właśnie z tej śmietany, którą można było niemal kroić nożem, robiło się masło w maselnicy jak na załączonym u Ciebie obrazku.
Wystarczyło parę minut, żeby masło zaczęło się kleić do siebie. A o maślance nie wspominam – to nie to, co teraz można kupić w sklepie, to niebo w gębie i smak niepowtarzalny! I teraz druga część – śmietana poszła na masło, zostało w kamiennym garnku kwaśne mleko. Czy mam powtarzać z tym niebem w gębie?!
Ale zazwyczaj było kilka kamiennych garnków (Minki w porywach potrafiły dawać ok. 40 litrów mleka dziennie!), więc masło masłem, kwaśne mleko kwaśnym mlekiem, a co się nie wypiło, szło na twaróg. I to dużo szło. Podgrzewało się na bardzo maluteńkim ogniu, aż się ser „zwarzyl” , a potem w specjalny woreczek lniany, żeby obciekło, a jak obciekło, to pod praskę, która oprócz tego, że wycisnęła serwatkę z sera, to jeszcze miała wzór pięknego liścia, i to na serze zostawało. I na tym nie koniec, bo przecież zimna serwatka z pokrojonym koperkiem to też było niebo w gębie.
Nostalgia mnie ogarnęła. Przeklinałam te nasze kolejne Minki, bo musiałam je pasać (przyznaję, na spółkę z siostrą!), a jedna z nich była złosliwa i chętnie traktowała mnie rogami za niewinność. Ale wydaje mi się, że dzięki nim mam zdrowe podstawy. Krowa na pastwisku niepryskanym żadną chemią, kura na podwórku, normalna zdrowa kura. To se ne vrati!
Dziękuję Minkom, kurom, oraz Pimpkowi , a o Pimpku, to opowiem kiedyś (jak to Pan Lulek mówi).
A, tornada i burze straszne idą w moja stronę. Jak ja tego nie lubię…..
Dobranoc !
Witam wszystkich. Przeczytałam felieton i chciałabym coś dorzucić. U mnie dla niespodziewanych gości często na stole pojawiają się jaja na twardo – na dwa sposoby:
pierwszy – jaja w sałatce – ugotować 10 jaj z dodatkiem soli, żeby nie pękały. Po ostudzeniu połówki układamy na pólmisku i zalewamy sosem. Sos – puszka kukurydzy, groszku, marynowana papryka, kwaszone ogórki, sól, pieprz i majonez. Oprócz tego talerz wędlin lub zimne mięso krojone w plastry.
Drugi – jaja faszerowane – przepis nie mój ale często jadam u koleżanki. Ugotowane jaja faszerowane świerzym pomidorem, ogórkiem z dodatkiem szczypioru, soli, pieprzu i papryki, a nawet trochę tabasco. Bardzo dobre. Pozdrawiam wzystkich
Alicjo, wprawilas mnie rowniez w nostalgiczny nastroj. Bo z ta smietana gospodarz przynosil rowniez fantastyczny ser, ktorego smaku nic nie zastapi. Na Zachodzie nie maja pojecia o bialym serze z naturalnie skwasnialego mleka. A i mleko tu nie kwasnieje „po naszemu”, bo jest natychmiast chlodzone do +4°C i bakterie kwasu mlekowego maja slaba sile przebicia wobec innych szczepow. Dzieki tej higienie wolno (od kilku lat) chlopom prywatnie sprzedawac mleko prosto od krowy.
Dla kontrastu do Twoich wspomnien zobacz, jak wyglada nowoczesne gospodarstwo z 30 krowami. Jedna osoba doi je w ciagu 45 minut. W calkiem nowoczesnych gospodarstwach wszystko obsluguje robot! Krowy sa dojone przed karmieniem, wiec dobrowolnie ustawiaja sie w kolejce do maszyny dojacej, pozniej przechodza do obory, gdzie nie sa przywiazywane i moga sie swobodnie poruszac i wychodzic na zewnatrz. Mleko kupuje sie z automatu o kazdej porze dnia i nocy. 1 litr kosztuje 1 franka (2,30 zl), 6 jaj – 3,60 fr. Gospodarze majacy udzialy w halach alpejskich (w mojej okolicy wszyscy) posylaja czesc krow na letnisko w gory. Jesienia odbywa sie uroczyste dzielenie sera wyprodukowanego na hali.
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/MlekoIJaja
Nemo
Jak oglądam twoje zdjęcia to mam coraz większą ochotę rzucić w pierony to wszystko i zostać prostym pasterzem.
U was to nawet krowy są szczęśliwe, w przeciwieństwie do mnie 🙁
Na pocieszenie i poprawienie podłego nastroju włączyłem Radio Central
Witam w słoneczne przedpołudnie.
Dzisiaj mam już spokojna głowę i zastanawiać się nie będę, czym uzupełnić pozostawiane na wodzie kalorie.
Poranny spacer plażą daje wiele korzyści:
http://s200.photobucket.com/albums/aa179/arkadius_album/?action=view¤t=plywalyprzedkwadransem.jpg
Nemo
Świetne te krówki, ale
Eine Kuh macht muuuu, viele Kühe machen Mühe.
Dzień dobry!
Pięęęęęęęęęęękne zdjęcia! Jak sobie mieszkacie na północ od Eigeru, to pięknie sobie mieszkacie! Ciekawa jestem, jak by któraś z moich Minek zareagowała na taki sprzęt do dojenia. Chyba by zadarła ogon i… gdzie trawa rośnie! Oj, tak, tak, to se ne vrati… biały ser kupuję w polskim sklepie, 14$ za kilogram, ale to w żaden sposób nie przypomina *tamtego* sera. Tutaj nie wolno jest prywatnie sprzedawać mleka prosto od krowy czy jajek prosto od kury, wszystko jest odpowiednio regulowane i tak dalej. Daliśmy się wyregulować!
Moja znajoma jest skrzypaczką i udziela prywatnie lekcji – swego czasu na te lekcje uczęszczała dziewczynka, której mama miała nieduża fermę kur, takich chodzących sobie samopas, normalnych kur. Lucyna nie w ciemię bita, za lekcje kazała sobie płacić jajami i kurami. I to był ostatni i jedyny raz na tym kontynencie, kiedy jadłam prawdziwe jaja i prawdziwą kurę. Ha! No dobra, cicho już!
Wojtek sie zapowiedział na dzisiaj, a wiatru ani-ani, Arkadius. Złamał maszt przedwczoraj. Ale to jeden z kilku masztów. W Ottawie surfiarze szaleją na Ottawa River, jest tam gdzieś niedaleko jakieś ogromne rozlewisko i podobno bardzo dobre warunki do surfowania. Ale nie ma to jak przynajmniej jezioro Ontario! Miały być wielkie burze i tornada, wszystko przeszło mimo, dołem i górą, ale duchotę wywiało i jest rześko. Co to za rybki, Arkadius?
Misiu! Uszy do góry! Wszak remontujesz chałupę i niedługo otwierasz galerię!
Chyba nie chcesz krówek pasać pod Eigerem?! Chociaż… dla takich widoków to warto pastuszkiem być 🙂
Sobotnie popołudnie, za oknami snuje się burza. Naprawdę snuje się przy upale i duchocie niebo zaciągnęło się chmurami i z dala coś tam pomrukuje, raz bliżej, raz dalej i tak od godziny. Przedpołudnie uczciwie przepracowałam, bo wyciągnęłam zamrożoną bryłę kruchego ciasta i piekłam ciasteczka – ciasto, smarowane jajkiem, posypywane migdałami, kokosem cukrem zwykłym i brunatnym. Myślałam, że będzie niedużo, a upiekło się 70 szt wycinanych kieliszkiem do wina. Jest wielka miska obranych truskawek można ubić śmietanę i dać z ciastkami. Obia Alkicjo, 40 lat hodowałam porzeczki ale takiego czegoś, jak Twoje puste łodyżki jeszcze nie widziałam. Rzadki jakiś amator zielonych porzeczek Cię nawiedził.du jako takiego niet – zrobiłam sałatkę ( pół paczki fety, pół słoiczka oliwek, kukurydza, pęczek szczypiorku, dwa ogórki małosolne, garść grubo siekanych orzechów + 2 łyżki majonezu) Słona ta sałatka, jak cholera. To ta feta, ale taka dobra – jemy z chlebem. Moje drogie, któż z nas nie pamięta „prawdziwego” twarogu, wiejskiej śmietany i innych takich frykasów. Jeszcze jajka można u nas kupić wiejskie. Reszta do bani.
Koty to z pewnością zwierzęta z mojego totemu – kocham koty, a one o tym wiedzą. Nie mam kota. Mąż dostawał histerii. Niech Nemo i Helena pogłaskają swoje mruczki ode mnie też. Alicjo – jeszcze nie widziałam tak ogołoconych gronek porzeczek, a hodowałam je 40 lat.
A teraz mam słów parę do Heleny – przede wszystkim cieszę się, że Mama do Ciebie przyjechała. Piękne ukłony dla Pani Mamy. Helenko – odpowiadam na Twój wpis u DP – Jaruta to mój nick, podobnie jak” z innej paczki” u Szostkiewicza. Już kiedyś pisałam, że na blogi wchodziłam stopniowo, za każdym prawie razem dając sobie inny pseudonim. A Jaruta to skrót od imienia Jaropełka (czasem Rodzice uszczęśliwią szczeniaka na całe życie)
nemo – 09.06., godz. 00:33.
Urządzenie thermomix masło robi w kilka minut. Mam od ośmiu lat i nacieszyć się nie mogę, również gdy niespodziewani goście zajrzą do mego domu.
Dla przykładu masę na placki ziemniaczane robię 20-30 sek., pastę do nich, np z twarogu, stopionego masła, śmietany, szczypiorku i przypraw – najwyżej 40 sek. Jak u wiedżmy piwo i sam się myje, i nie ma składania, rozkładania. Extra.
Trudno przestać… Więc jeszcze trochę, dla przykładu:
– masa na sernik – do 2 minut,
– masa na pasztet – 1 minutę,
– majonez – 2-3 minuty,
– adwokat – 15 minut,
– kawa mrożona – 10 sek. Starczy, nie chcę zanudzić.
Pięknie pozdrawiam, tss
Hej, tss, to jakies urzadzenie jak LOT (LOTem szybciej niz myslisz). Ale jak z tym siasc na przyzbie? 🙂
Pyro, czy to fala powszechnego outingu? Kto sie sam nie ujawni, bedzie ujawniony? Imie masz jednorazowe i nie do zapomnienia, a twoj nick bardzo dobrze mi sie u DP kojarzy 🙂
Milego popoludnia wszystkim, jade do stolicy rozdawac moja salate, bo odrosla pieknie po tym gradobiciu i przymrozku. Jest cieplo +26°C i codziennie burze z cieplym deszczem. Jak nie bedzie ponownego gradobicia, to jutro zrobie zdjecie tej oblednej salaty, co ja skubiemy, a na drugi dzien jest jeszcze wiecej!
Alicjo, to jest szok z tymi porzeczkami! Na takie niespodzianki, to rzeczywiscie tylko siatka. Moje juz sa czerwone i nic ich nie rusza. Szkoda, ze jestes tak daleko.
Ha! Z innej paczki – to juz rozgryzlam dawno, ale Jaruta, to niespodzianka!
Mam czuje sie dobrze i zapowiedziala, ze jutro zabierze sie za swa slynna ikre baklazanowa – dla E glownie, bo ona przepada, a ja sie lenie z robieniem. Juz zakupilam baklazany i reszte.
U nas pojawily sie pierwsze lokalne maliny, jeszcze dosc drogie, ale jak tylko spadna ceny, sama zabiore sie za robienie octu malinowego, ktory bedzie sobie dojrzewal do Bozego Narodzenia w butelkach – na prezenty gwiazdkowe. Moj przepis jest od autentycznej szkockiej hrabiny, Hani M.
Jak sie sezon malinowy rozkreci, to zdradze (latwy)!
Jest to rewelacyjny ocet do salatek (zamiast balsamiku) i do sosow, a fenomenalny aromat utrzymuje sie latami, jest nawet coraz szlachetniejszy.
Już zapowiadam,że na przepis na ocet malinowy będę czekać ( pozornie cierpliwie).
Rzeczywiście ta poznańska burza snuje się jakby jej nie było. Wieczór- gdy nadejdzie- planuję kuchenny, upiekę ziemniaki chili do jutrzejszej sałatki i przygotuję wywar do chłodnika.
Jutro goszczę bardzo przeze mnie lubiane i mocno mimo niedzieli spracowane osoby. Niech im będzie na zdrowie! I na wspólną radość!
Powiadam Wam, wyszłam o poranku do ogródka i sie załamałam ponownie. Przecież te porzeczki tu rosną juz pare lat – i żeby w dwa dni tak znikły?! W DWA DNI!!!
W ubiegłym roku miałam takie piękne!!! Nic ich nie żarło, tylko chipmunk czasem się pożywił, no i na zdrowie. Aż mnie trzęsie! Ponieważ kwitną maliny, juz wywiesiłam te dyskietki – nie wiem, kto na taki pomysł wpadł, ale podobno dyskietka na sznureczku dyndajaca tu i tam w ogrodzie odstrasza ptaki. Na maliny z kolei wielki apetyt mają oriole, bardzo ładne ptaki, intensywnie żóte z czarnymi skrzydełkami, dosyć spore, podobnej wielkości jak kardynały. Niechby tam sobie podbierały, ale to są spore ptaki i łamią mi krzaki. Cholera! Jak tak dalej pójdzie, to zaopatrzę się w dwururkę i będę strzelać do wszystkiego, co sie rusza!!!
Pyro, masz bardzo piękne i unikalne imię, dawno chciałam Ci o tym powiedzieć.
A żebys wiedziała, że Cię rodzice uszczęśliwili! Skąd to imię? Podejrzewam, że jakieś starosłowiańskie, brzmi jak z „Bolesława Chrobrego” Gołubiewa.
Chyba opowiadałam, jak moje dziecko cierpiało z powodu swojego imienia? Maciek dla Kanadyjczyków to dosyc trudne imie do wymówienia, więc w szkole dali mu ksywę „Magic” albo „Presto” (od prestigigator). Gdzieś w wieku 6-7 lat miał taki okres, że autentycznie był załamany, że wszystkie dzieci maja *normalne* imiona, a on jakieś takie dziwne. Awantury nam robił, a ja nie wiedziałam, co począć, no przecież nie przechrzczę go na jakiegoś Mathew czy coś, przyzwyczaiłam sie do Maćka! I jakoś tak przeszło mu z dnia na dzień, teraz sie z tego śmieje. Na studiach miał w grupie trzech Maćków – warto trzymać swoje imię takim, jakie ono jest 🙂
Przy okazji chciałam zauważyć, że Kanadyjczycy (i Amerykanie) żeby sobie mieli język połamać, nauczą się wymawiać imię i nazwisko tak, jak należy. Do mnie nikt nie zwraca się per Alice czy jakoś tak, tylko Alicja, bo tak się przedstawiałam od poczatku i tak zostało. Ale co tam ja! Zbigniew Brzeziński to jest łamaniec językowy dla tubylców – a każdy wymawia jego imię i nazwisko prawidłowo.
tss,
chciałam powiedzieć, że po komentarzach politycznych tylko przelatuję, wyszukując znajomych blogowiczów, widocznie coś mi wpadło w oko w Twoich komentarzach, bo też ich nie omijam.
No dobra, Roger przyjechał, panowie przy pracy, budują podeścik. Na sałatę kupiłam baby spinach – to co Gospodarz prezentował, to wielkie liście szpinaku, a ja mam młodziutki, delikatny szpinak.
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Wino_porzeczkowe%20/hpim3813.jpg
Takie porzechy miałam w ubiegłym roku 🙁
A ja tam nie będę sentymentalna! Uważacie, że lepiej tonąć w brudzie? Przecież dopiero od niedawna polskie krowy nie są upaskudzone po grzbiet odchodami. Kiedyś (nie tak dawno) na polach pasły się krowy, na widok których odechciewało wszelkich przetworów. Stał się cud i ja nie tęsknię do tamtych siermiężnych czasów.
Nemo pokazuje czyściutkie zwierzęta i dojrzewalnię serów czyściejszą od mojego mieszkania. Sery górskie – oscypki – przez dziesięciolecia były produkowane w taki sposób, że za żadne skarby bym ich nie kupiła, bo widziałam, w jakich warunkach, jakimi ręcamy, jacy ludzie je doją i robią sery.
No to powspominajcie jeszcze trochę.
To prawda, ze Amerykanie zawsze starannie wymawiaja obce imiona i nazwiska. Ilekroc pojawialam sie na studiach w jakijs nowej grupie, pierwsze co publicznie ustalal wykladowca, to jak sie wymawia moje imie i nazwisko. To taka elementarna amerykanska uprzejmosc.
A Jaropelka to piekne imie! Brzmi staroslowiansko i jakze rzadkie! Skrot Jaruta tez niezly, choc Jaropelka jest lepsza forma. Istnieje jeszcze jakas dwojga imion Jaruta, ktora zrobila wywiad z moja nowojorska wieloletnia przyjaciolka, poetka Ania Frajlich – tez kolezanka z roku naszego Gospodarza. Ania mi ten wywiad wlasnie przyslala a w nim niezwykla wiersz o „lustracji luster”, ktorego jeszcze nie znalam. Jak skopiuje, to zamieszcze.
Ja sama mam od Ani wspanialych kilka wierszy i krotkich proz. Poswiecila tez kilka wierszy mojemu Ojcu oraz wspomnien o Nim, bo u Niego pare lat pracowala, zanim ja wyrzucil i kazal isc robic doktorat na Columbii. Co zrobila z duzym pozytkiem dla siebie, swoich studentow i przede wszystkim polskiej literatury.
Ja bardzo przepraszam, mt7 – ale moja Minka nigdy nie tonęła w brudzie, wręcz przeciwnie! Codziennie świeża słoma na podściółkę, a obórka lśniła czystością. Podobnie było u gospodarzy we wsi, a obórki i obory znałam w promieniu iluś tam kilometrów, bo jako smarkata często towarzyszylam mojemu Tacie, na przykład przy dorocznym szczepieniu świń przeciw rózycy i tak dalej (robiłam za sekretarkę).
Wszystko zależy od ludzi – Ziemie Zachodnie zostały zasiedlone przez ludzi „zza Buga” i o nich mogę mówić z własnego doświadczenia. We wsi byli ludzie i ludziska, ale generalnie każdy się starał o chudobę, aczkolwiek bez przesady – i tu przypomina się Wielkopolska, tam ludzie w genach mieli przyzwyczajenie do porządku, wystarczyło wyjechać na północ od Wrocławia, juz w Lesznie było widać, że to inny kraj.
Jeśli chodzi o Dolny Sląsk, to chyba bez przesady mogę powiedzieć, że się czuło, że ci ludzie „zza Buga” bardzo sceptycznie podchodzili do nowej własności.
Przecież ich wykopano dopiero co z jednego miejsca i wrzucono na drugie. Zaniedbania wynikały przede wszystkim z tego, że oni ciagle myśleli, że za chwilę tam wrócą Niemcy – i znowu ich przegonia za Bug albo gdzieś tam. Dlatego mało kto rzeczywiscie inwestował w gospodarstwa, nawet choćby na tyle, żeby utrzymać w jakim takim stanie doskonale zorganizowane gospodarstwa „poniemieckie”.
Ale z tym „tonięciem w brudzie ” to troszke przesada, mt7. Mikroby urozmaicaja życie 🙂
P.S. I dlatego oscypki były takie dobre!
nemo – 09.06., godz. 14:40.
Jeśli prąd jest, to i na przyzbie, i na polu, wszędzie, można.
Helena – 09.06., godz. 14:55.
O przepis na malinowy ocet też bardzo proszę. Dotąd z malin robilam nalewkę bez cukru, ale z gałką muszkatołową. Mam ją za znakomitą, ze względu na aksamitny smak i takiż zapach, co pozwala mi spodziewać się po occie rewelacji.
Alicja – 09.06., godz. 15:26.
Dziękuję bardzo. Proszę o uwagi. Lubię się czegoś nauczyć.
Na ptaki wystawiłabym karmniki z dobry jadłem, może zrezygnowałyby z porzeczek. Choć pewne to nie jest.
Jaruta.
Piękne imię. Gratuluję. Wcześniej chciałam to napisać, ale nie wiedziałam, czy mogę. Inni, wypowiadając się w tej kwestii dodali mi odwagi.
Drugie cudne imię to Lubosza, ktore nosi moja koleżanka, wspaniała osoba. Cudne imiona mają cudni ludzie, oni je upowszechniają.
Pięknie pozdrawiam Pana Redaktora i Blogowiczów.
OK. Przepisuje (bo nie moge skopiowac), fragmenty krotkiej przewrotenj prozy o lustracji luster – Anny Frajlich:
Wyszla niedawno nowa ustawa dotyczaca lustracji luster. Ktos doszedl do wniosku, ze lustra nie sa dosc przejrzyste ze wzgledu na polewe pokrywajaca cala ich lewa strone. Wprawdzie nie znaleziono jeszcze zadnych dowodow obciazajacychg lustra, ale to wlasnie budzilo podejrzenia – brak obciazajacych dokumentow przy dosc wydatnej wadze luster, szczegolnie krysztalowych. Chodzilo glownie o lustra palacowe i te mieszczace sie w toaletach waznych urzedow, z ktorych – wiadomo – korzystali ludzie na odpowiedzialnych stanowiskach (…)
Nie mozna przeciez pozwolic, aby przegladali sie oni w nie zlustrowanych lustrach. Ale poniewaz nikt dokladnie nie wiedzial, co to jest praworzadnosc, sprawa lustracji luster nie schodzila z porzadku dziennego. Ktos mial nawet bardzo inteligentny pomysl, aby wrzucic wszystkie lustra do rzeki – jezeli lustro wyplynie na powierzchnie, bedzie mozna uwazac je za zlustrowane. (…)
Czyli najlepiej zlustruj się w lustrze wody.
Helena, Alicja.
Za czasów mego dzieciństwa komuś, kto mówił od rzeczy mówiło się „Sie utop”. Teraz widzę jakim ten zwrot był perłą.
Zaprawdę powiadam Wam, że świetnie trafiłam odnajdując towarzystwo Blogowiczów w „Polityce”. Nie na darmo się „Polityki” przez wiele lat trzymałam. Nie na darmo „Polityka” pozwalała mi się siebie trzymać.
Dziękuję „Polityce” i zebranym w Jej salonach za tolerancję mojej osoby i obiecuję starać się nie zawieść zaufania.
Alicjo
Meta w Kotlinie Kłodzkiej jest koło Lewina, tuż przy czeskiej granicy. Znajomi, cała grupa osiedleńców kupiła tam ziemię, wyremontowała stare domy i postawiła nowe. Przy dobrej pogodzie Śnieżkę ponoć widać stamtąd przez Czechy. Ja dalej jestem słomianym wdowcem. Ewa rano schrypnięta po imprezie zadzwoniła czy mi nie przeszkadza jeśli wróci jutro. A co mi ma przeszkadzać! Więc siedzę sam ( gości niespodziewanych nie było!), dobrze mi – żurek wyjadłem i staram się wyziębić bo potwornie gorąco. W swojej głupocie drzewo ciąłem koło południa i chyba jakiegoś udaru lekkiego dostałem, zawrotów głowy. Więc zaraz zmykam do domu szukać chłodnego kąta i sączyć maślankę – mówią, że na udary słoneczne maślanka (mleko?)jest dobra
Pozdrawiam serdecznie
… a było, było „idz sie utop”!
U mnie panowie chwilowo przestali hałasować piłami elektrycznymi i takimiż śrubokrętami, nakarmiłam, dałam po piwie (Zubr), odpoczęli i pojechali dokupić jakieś „łan baj fory”, czyli dechy 1×4 cale.
Ta moja sierota ma taki zbolały wyraz twarzy, że żal patrzeć, ale poprawia mu się w miarę postepowania prac. No cóż, majsterkowicz to on nie jest, ale ma inne zalety, na przykład świetnie rąbie drzewo i to lubi 🙂
Dzieki Bozi za Rogera!
Moi znajomi kupili stary dom w okolicach Czarnej Góry, Wojtek, niedaleko od przełęczy Puchaczówka ( a dokładnie – Stary Gierałtów). Był to stary, rozwalający się dom, a oni z tego zrobili naprawdę piękny dom, bynajmniej nie „na bogato”, tylko właśnie taki dom z duszą, z belkami u powały (oryginalnie tak było), i piec kaflowy też jest w kuchni, taki „poniemiecki”. Jeszcze tam nie byłam, ale 3 lata temu nasza klasa zrobiła sobie tam zjazd i przysłali mu bardzo dużo zdjęć. Nie ominę jak pojadę, bo Kotlina Kłodzka to prawie mój dom i zawsze tam bywam u rodziny.
Lewin jest w zachodniej stronie tego kotlinowego „worka”, a Gierałtów bliżej Lądka, po wschodniej stronie. Czyż to nie w Lewinie mieszkała Violetta Villas?
To są bardzo piękne tereny, góry nie niebotyczne, ale ileż w nich uroku. Przydałoby mi się tutaj kilka takich pagórów w zasięgu wzroku, byłabym w siódmym niebie!
Lustrowanie luster, cóż za pyszny pomysł. 10 pkt na Oscara; a jeszcze ta zbitka z praworządnością – prawostronnością. Cuydo. Gratulacje dla Autorki.
Ja też chcę przepis na octy owocowe (robiłam tylko jabłeczny i winogronowy). A wracając do mojego „jednorazowego” imienia, to było tak, jak zwykle w takich wypadkach. Tacie się wydawało, że się w domu wróżka jakaś zjawiła i cudeńko podłożyła. Ponoć trzy dni szukał imienia, żeby polskie było i żeby innych podobnych na pęczki, boć cudeńko jego, jednorazowe. No i wymyślił z kalendarza z imionami słowiańskimi. Mój sprzeciw budziło przez lata to, że młodsze i chyba dość zdominowane Rodzeństwo, opowiadało z uciechą, że na ich starszą siostrę mówi się „Jarucha – jak ta wiedźma w Starej Baśni.. Więc sami powiedzcie, miałam powody do odrobiny żalu, nie?t
PS do Wojtka z Przytoka – koniecznie maślanka, kafir albo dużo wody z cytryną. Tu nie chodzi Wojtku o mloko ale o słabe kwasy organiczne. Natomiast jeżeli będziesz miał oparzenia słoneczne, to okłady możesz spokojnie ze zsiadłego mleka robić. Ewie dobrze zrobi odpoczynek od własnego grajdołka i ślubnego obciążenia. Pa
Do nemo. Czy ten Jaworek to w okolicach Ząbkowic Śl.?
Pyra.
Każdy w takiej sytuacji miałby żal. Nieuniknione. Moja siostra Anna kazała się zwać Kasią. Tak nie lubiła swego imienia, choć nikt ją głupawymi żartami w związku z imieniem nie ranił, ale innymi draństwami owszem. Ja z identycznych przyczyn „wypleniłam” bardzo sympatyczne zdrobnienie mego imienia i wiele lat musiało upłynąć, żeby mi go mogło brakować… Irracjonalne sytuacje zmuszają do irracjonalnych decyzji.
Pozdrawiam serdecznie, tss
Skąd oni wzięli te nazwy – Topola k. Ząbkowic Sląskich, toż to 15 km od Ząbkowic! Albo Przyłęk. To w takim razie Jaworek to prawie Ząbkowice!
A co to jest Deborog (Dęboróg?) to pierwsze widzę, to zaraz na lewo od Kamieńca Ząbkowickiego w stronę Ząbkowic? A swoja droga Kamieniec Ząbkowicki o dziwo nie jest zaznaczony, a przecież to był wielki węzeł kolejowy, „znaczny”, że tak powiem (i jadąc od Kamieńca w stronę Bartnik, jakieś 1.5 km za Kamieńcem jest taki ostry zakręt – i odsłonięcie łupków łyszczykowych z granatami. Drobne te granaty, ale jakby tak walnął w te łupki, kto wie, co by głębiej znalazł.
http://alicja.homelinux.com/news/foto-onet20.jpg
Panowie zakończyli roboty, podeścik stoi, zażyczyli sobie lodów, to podałam, a sobie wino. Ktoś musi skropić ten podest, więc na ochotnika…
W sumie wyglądało to tak, że Roger zasuwał i dokładnie wiedział, co robi, a pana J. ręce bolały patrząc, jak Roger zasuwa. Przestrzegałam go, żeby sie za bardzo nie przyglądał, bo a nuż widelec czegoś się nauczy!
Idę się zakrzątnąć koło obiadu, wszystko przygotowane z grubsza, ale teraz trzeba z cieńsza.
Alicjo. Niech patrzy, aż się odcisków w oczach dorobi ten Jerzor. On ma chyba bardzo silny instynkt samozachowawczy. Jak się dasz wmanewrować w domowego specjalistę od spraw wszelakich, to masz przerąbane. Mądra kobieta ni cholery „nie umie” zrobić wielu rzeczy. Ja byłam głupia, chociaż autentycznie bez talentów technicznych, ale w dniu, kiedy sama przeczyściłam zapchany zlew w kuchni, miałam już taki przydział do śmierci i wiele podobnych niby drobnych ale uciążliwych obowiązków.
Alsa, ten Jaworek, to taki przysiolek przed Miedzygorzem, daleko od Zabkowic i zaledwie kilka chalup.
Alicjo, te oriole to po naszemu wilgi! Spiewaja zofijafijafija. Przepiekne ptaki, lubia korony wysokich drzew. Znam takie miejsca nad jeziorami na Ziemi Lubuskiej, gdzie widac je czesto, a jeszcze lepiej slychac. Moim wielkim przezyciem w dziecinstwie byl widok samca wilgi (duzy i bardzo zolty) na gruszy w ogrodzie, calkiem blisko. Jawil mi sie niczym rajski ptak…
tss, nie chodzilo mi o prad do urzadzenia, a o czas. Jak tu zasiadac na przyzbie na 30 sekund? A z maselnica to co innego 🙂
Niedziely poranek, zapowiada się kolejny dzień upałów, nie śpię od killku godzin. Właśnie schnę po prysznicu, wcześniej obrałam szparagi do obiadu i kolacji. Koleżanko tss – co to za cudowne urządzenie reklamowałaś wczoraj? Ja co prawda podobnie jak Alicja też lubię „tymi ręcami” ale czasem czarodziejska różdżka się przydaje. U nas jeszcze malin w sprzedaży nie ma, są czereśnie drogie w tym roku, bo przymrozki kwietniowe załatwiły sady ( dla porównania wczoraj na moim osiedlu : truskawki 2,50/kg, czereśnie 8,50). Za tydzień kupię jednak ile by nie kosztowały, bo jakże? Sezon bez tarty czereśniowej? Nieprawdopodobna ilość srok żeruje na naszych osiedlach, a i rybitwy się często pokazują – niby dzikie zwierzęta, a zdolności adaptacyjne mają prawie jak Homo. Z tymi srokami jednak jest kłopot – wypierają inne ptaki, a mówiąc prawdę, trzebią je. W tym roku po raz pierwszy nie słyszałam słowików (a zawsze było ich dużo w naszych chaszczach) i prawie nie widuję wróbli. Szkoda, bo lubię tałatajstwo. Natomiast wiewiórki czują się widać wspaniale, bo kilka rodzin widuję regularnie.
nemo.
Jasne. Pozdrawiam, tss
Dzień dobry!
Po raz pierwszy zajrzałem do kuchni Pana Piotra Adamczewskiego!
Bardzo smakowite dania i rozmowy;odrazu poczułem głód.
Chciłbym zapytać Gospodarza i Blogowiczów co to jest „podczos”?Być może,to staropolska potrawa z młodej kalarepki i kaszy(?)Robiła to moja babcia,jednak działo się to na tyle dawno,że nie pamiętam szczegółów.
Pozdrawiam!
a.j
Pyra – 10.06., godz. 08:46.
Proszę bardzo. Thermomix to najpoważniejsze urządzenie spośród wszystkich robotów kuchennych:
– miele ziarna, w tm ryż, czerstwą bułkę, cukier (na puder), cynamon, gałkę muszkatołową…
– rozdrabnia owoce, warzywa,
– ubija pianę z białek, bitą śmietanę, masło,
– kruszy kostki lodu,
– przygotowuje masy na ciasta, wszystkie, również chlebowe i na pierogi, czy naleśniki, z wyjątkiem francuskiego,masy na placki ziemniaczane, babki ziemniaczane, pasty, farsze, kremy, pasztety, majonezy, keczupy, inne sosy, surówki, serki homogenizowane, jogurty, przetwory z owoców i warzyw, koktajle, napoje, lody i inne desery, zupy zwykłe i kremowe, odżywki dla dzieci,
– pracuje na zimno i na gorąco do wyboru od 40’C do 110’C przy gotowaniu na parze, bo na parze też gotuje,
– wszystko to wykonuje w jednym naczyniu, bez dodatkowych akcesoriów, w iście diabelskim tempie, samo bez potrzeby składania i rozkładania, chowania elementów po szafkach i ich wyjmowania stamtąd, gdyż stoi na stałe na szafce w kuchni i zajmuje tam tyle miejsca co kartka papieru A4, wysokość jakieś 30 cm,
– ma „tablicę rozdzielczą”, na której ustawia się czas, temperaturę i obroty silnika, dodatkowo zawiera wagę, bardzo prosty w użyciu,
– w Polsce kosztuje 3.950 zł i jest do nabycia np u mojej koleżanki, fajnej, serdecznej kobiety, za gotówkę i na raty(w kooperacji z bankiem).
Zapraszam do mnie, żeby zobaczyć, posmakować i zdecydować. Ja mam th 8 lat i cieszę się nim bardzo.
Pozdrawiam, tss
>Alicja 2007-06-09 godz.15:26
„Cholera! Jak tak dalej pójdzie, to zaopatrzę się w dwururkę i będę strzelać do wszystkiego, co sie rusza!!!”.
Alicjo!Obudziłaś wspomnienia kulinarno-„myśliwskie”.
W pradawnych czasach spędzaliśmy lato na Mazurach(okolice Kętrzyna,wtedy nazywał się Rastenborg).Zdarzyła się plaga szpaków,które dokładnie objadały wiśnie.
Mój wuj układał się na hamaku rozwieszonym między wiśniami,trzymajac w pogotowiu tzw.flower i dwururkę.Gdy stado szpaków obsiadło wiśnie, wuj strzelał z flowera i zdobywał jednego szpaka.Stado uciekało na wysokie topole,które rosły w kącie ogrodu.Wtedy wuj wypalał z dwururki i spadało kilka szpaków.
Babcia gotowała z nich rosół!Kolor,smak i zapach pamiętam do dziś!
Pozdrawiam!
a.j
O ermomixie mam zdanie określone i jak Alicja wolę temi ręcami . Za takie pieniądze wolałbym porządny robot amerykański (Kitchen aid?) ma całą masę bardzo funkcjonalnych przystawek i jest o niebo lepszy. Jest prpdukowany od kilkudziesięciu lat i jest najlepszym tego typu urządzeniem do pół profesjonalnej kuchni. I wygląda bosko.
http://www.kitchenaid.com/catalog/category.jsp?categoryId=310
Można kupić w sklepach w Polsce. Jest tak dobry ,że nie trzeba go reklamować . Ceny jak widać na załączonym obrazku.
Hurra!
Znalazłem swój mój młynek do kawy który kupiłem kiedyś w magazynie likwidowanego PEWEXu
http://www.1st-cup.com/machines/comm_mod/grinder/mahlkonig_kenia.htm
Kiedyś kupowałem z kolegą meble i znalazłem w jednym z magazynów 30 młynków do kawy , część w nierozpakowanych kartonach . Kupiłem hurtem wszystkie po 30 zł ( !!! ) i odsrzedałem sieci sklepów z kawą z Krakowa .
Zostawiłem sobie jeden 🙁
Wieczorem obejrzałem „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego. Kilka lat unikałem tego filmu sądząc, że to jakaś kolejna mutacja swojskich komedii wiejskich. Film okazał się przejmującym do bólu dramatem. Wiele obejrzałem filmów, których tematyką było wesele ale podobnie okrutnego jeszcze nie widziałem. Może dlatego tak go odebrałem ponieważ mówi o tym co dzieje się tuż obok, w zasięgu ręki. Upiorny świat. Wrócę do filmu na sąsiednich blogach a tu chciałbym tylko zwrócić Waszą uwagę na istotną rolę w akcji filmu wódki ciepłej z przemytu oraz zepsutego bigosu, który nakręca spiralę dramaturgiczną aż do nieuchronnej katastrofy. Przejął mnie ten film. W nocy nie mogłem spać, psy ujadały więc wyszedłem na ogród zobaczyć co się święci. Z krańca wsi dobiegała muzyka, grali znany weselny kawałek „Majteczki w kropeczki”. Dansingowy, głupi i infantylny przebój brzmiał tak jakoś złowieszczo.
Wojtku
Wesela na całe szczęście trochę się ucywilizowały i jest dużo lepiej ,niż kilka lat temu. Powstaje cała masa domów weselnych z zapleczem kuchennym, normalnymi łazienkami i co najważniejsze z klimatyzacją. Odnoszę wrażenie ,że nie wypada pić na umór tak jak dawniej. Dotyczy to także wesel na wsiach . Myślę , że zmierzamy w dobrym kierunku. A wóda z przemytu i bigos odchodzą do lamusa i zastępują je dewolaje i zraziki z kluskami z dziurką 🙂
Wojciechu, na placówce wysuniętej oglądałam ten film jakieś pół roku po premierze, czyli parę lat temu. Upiliśmy sie, nic nie pijąc. Tragedia.
A my na koniec wieczoru obejrzeliśmy koncert U2 w Sydney 1994 oraz Kate Bush, kompilacja starych wideo, bardzo „artystyczny” filmik, bo nie dość, że świetnie spiewa, to i tancerką jest doskonałą.
Jerz ewakuował się do wyrka wcześniej, a myśmy jeszcze kolędowali w Wojtkiem surfiarzem, popijajac Barton Guestier .
ALE ALE!!!
Przebojem wczoraj okazała sie sałatka Gospodarza z ostatniego video-poradnika, z młodego szpinaku! Roger, który jest konserwatystą jeśli chodzi o jedzenie i do nowosci podchodzi jak kot do jeża, po prostu zdębiał i poprosił o jeszcze! Gospodarzu, kapeczke udziwniłam, bo dodałam tutejsze „loganberries” , czyli takie jakby jeżyny, bardzo duze i lekko kwaskowate. Prezentacja może nie za piękna, bo spieszyłam się, ale oczywiście zrobiłam zdjęcie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/img_0324.jpg
Z niewinną miną podałam, zeby nic nie sugerować, trochę zaskoczyły ich te truskawki i jeżyny, a i sosik jakiś taki…
Bardzo wszystkim polecam tę sałatkę! Zrobiłam sosik z ostrą dijon, wszystko pasowało jak należy.
A wracając do filmów, bardzo mnie przejął film Doroty Kędzierzawskiej „Jestem”.
Nie, nie jest to film, po którym będziecie się czuli dobrze, dlatego nie polecam „zdołowanym”. Ten film kojarzy mi sie z równie doskonałą (moim zdaniem) książką (nie jestem pewna imienia, ale chyba Grzegorz, nie będę się tłukła po domu grzebiąc w bibliotekach, bo panowie śpią) Maślanki „Bidul”. Kuczok i „Pręgi” to jedno, ale na mnie wrażenie zrobił „Bidul”, przejmująca historia o dzieciach z domu dziecka, a i autor, o ile dobrze pamietam, pisze na podstawie własnych obserwacji, bo był jedym z takich dzieci. Ach cóż mnie wzięło na takie smutne wpisy!
Pozdrawiam z mojego kanadyjskiego ranka, wiatru nie ma, Wojtek będzie niepocieszony, ale co tam, kiedyś zawieje!
Wilga, powiadasz, Nemo?! Ha! Nigdy w Polsce nie widziałam, wiedziałam, że są wilgi, ale nie zadawałam sobie trudu, zeby drążyć temat. Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu „robin” i nazwała go po polsku. Zapomniałam tę nazwę i co jakiś czas mi się przypomina, że Mańka mi powiedziała, jak to-to sie nazywa, więc może siegnąć do słownika… i lenistwo mnie ogarnia.
Jaworek koło Międzygórza… też mnie drąży, bo to jak Stary Gierałtów, też pare chałup i na mapie „nie występuje”. W Międzygórzu byłam 4 lata temu. Niech ja sobie westchnę, a potem idę się ogarnąć i jakieś śniadanie dla głodomorów przyrządzić.
Dzień dobry!
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Postanowiłam napisać i może zacząć pisać na tym kapitalnym blogu, chociaż trochę się boję. Czytam teksty pana Piotra i komentarze Blogowiczów od pierwszego odcinka i bardzo dużo się uczę (mam na myśli nie tylko gotowanie). A boję się trochę, bo tu wszyscy bardzo zaawansowani kulinarnie, a ja jestem z tych, co to niby nie lubią gotować. Tak mi się bardzo długo wydawało.
Czy mogę zadawać niemądre pytania? Na przykład jak rozpoznać świeże szparagi na straganie?
pozdrawiam serdecznie
Hej Justyna !
Swego czasu robilem profesjonalnie zakupy dla hotelu Sacher. To taka stara buda w Wiedniu kolo Opery w ktorej mial swego czasu apartament zmarly sekretarz chlopake z Sosnowca Jana Kiepury. Ten sekretarz nazywal sie Marcel Prawy i zeby bylo wesolo nie umial po polsku. Tak przynajmniej twierdzil.
Kucharz z tego hotelu Sacher, tego od tortow Sacher, podobno strasznie wchodza w biodra ale sa znakomite w smaku i pasuja szczegolnie z kawa przygotowywana na dziesiatki sposobow w Wiedniu, otoz ten kucharz byl zwariowany na punkcie jakosci szparagow. Bywalo, ze odsylal cala dostawe bo znalazl jakas dziure w calym. Nie lubilem robic dla niego zakupow bo zawsze pisal ” najtansze produkty ” a potem wymagal djabli wiedza czego. Wracajac zatem do szparagow. Jakosc sprawdza sie w miejscu ich ciecia. Nie glowke, tylko bada sie palcem czy w miejscu ciecia jest gladko, niema rozwartswien i czy niema zdrewnien. Tak z gruba biorac. ryba psuje sie od glowy, szparag od lodyzki. Moja, niestety niezyjaca juz kotka Dilajla, pseudonim Dili Badili, przepadala za gotowanymi szparagami ale zjadala tylko glowki. Potrafila zalatwic do 5 sztuk. Reszta, pozostala czesc szparaga, szla na kompost.
Sezon szparagow jest na ukonczeniu chociaz sa odmiany nawet jadalne wczesna jesienia.
W dobry blog trafilas, ja tez jestem od niedawna. W tym blogu ludzie nie probuja zbawic swiata, on sobie i tak da rade.
Pozdrawiam
Pan Lulek
Miś 2 – 10.06., godz. 11:30.
Za przeproszeniem thermomix tym się od wszystkich robotów różni, że nie potrzebuje szuflady, albo i szafki, na części składowe. Jest elektroniczny, komputer w kuchni. Ma wszysto w jednym naczyniu sterowanym wg trzech parametrów: czasu (od 1 sek do 60 min) temperatury ( od pokojowej do 110’C) i obrotów (od 100 do 12000). Zamortyzował mi się wielokrotnie.
Pozdrawiam.
Znalazłam informację z obrazkiem: http://www.vorwerk.com/pl/thermomix/html/jeden_do_wszystkiego.html.
tss
Znam thermomix bardzo dobrze . Ma siostra , mają sąsiedzi ma wielu znajomych ale ta cena !!! Ja mam duży dom i dużą kuchnię więc nie ma problemu z wielgachnymi sprzętami . Kugiel czyli kartoflak i tak wychodzi o niebo lepszy z mojej poczciwej maszyny do tarcia made in CCCP niż z Thermomixa . Kwestia tarcia i włóknistości ziemniaków. Twój sprzęt robi kaszkę . Sprawdziłem doświadczalnie. Co nie przekreśla wielu zastosowań np zupy krem. . Mnie pozostaje blender Boscha…
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku”.
Alicjo!Robin to po polsku rudzik/raszka.Erithacus rubecula L,rodzina drozdowatych.Bardzo piekny ptaszek!!
a.j
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku”.
Alicjo!Robin to po polsku rudzik/raszka.Erithacus rubecula L,rodzina drozdowatych.Bardzo piekny ptaszek!!
a.j
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku”.
Alicjo!Robin to po polsku rudzik/raszka.Erithacus rubecula L,rodzina drozdowatych.Bardzo piekny ptaszek!!
a.j
Justyno i andrzej.jerzy, witajcie na blogu!
Podczos, to potrawa z mlodych lisci brukwi lub kalarepy, gotowanych na mleku, odcedzanych, siekanych i duszonych z zasmazka z masla, cebuli i maki. Podawane z gotowanym ozorem, szynka lub grzankami. Mozna tez robic z lisci kapusty lub kalarepy gotowanej w wodzie i zmieszanej z oddzielnie ugotowana gesta kasza jeczmienna.
Justyno, swieze szparagi nie powinny byc elastyczne, miejsce ciecia niewyschniete, soczyste pod naciskiem paznokcia. Glowka zwiezla i gladka, szyjka nie pomarszczona (zielone). W domu przechowywac w lodowce, krotko, zawiniete w wilgotna sciereczke.
Pozdrawiam serdecznie
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku”.
Alicjo!Robin to po polsku rudzik/raszka.Erithacus rubecula L,rodzina drozdowatych.Bardzo piekny ptaszek!!
a.j
American robin to Turdus migratorius czyli drozd wedrowny.
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku”.
Alicjo!Robin to po polsku rudzik/raszka.Rodzina drozdowatych.Bardzo piekny ptaszek!!
a.j
Andrzeju.jerzy, rudziki nie wystepuja w Ameryce!
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku”.
Alicjo!Robin to po polsku rudzik/raszka.Rodzina drozdowatych.Bardzo piekny ptaszek!!
a.j
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku.”
Alicjo! Robin to po polsku rudzik albo raszka.Rodzina drozdowate.Bardzo piekny ptaszek!
a.j
Miś 2.
Mój sprzęt daje mi możliwość kontroli stopnia rozdrobnienia: obroty niższe-wyższe, czas krócej-dłużej. Maszynę made in CCCP też miałam, stare dzieje.
Dziś masę potraw przygotowuję za jednym zamachem, np ciasto na placki, ale i na sernik, czyli wkładam wszystkie produkty od razu, właczam (sernik) na 1 min., sprawdzam, ew. na jeszcze 0,5 min. i koniec: do blachy i do piekarnika, albo do foremek na babeczki, w środek np śliwka kalifornijska i też do piekarnika; różne wynalazki, bo fantazja nie musi konkurować z zegarkiem, zrobić coś w kuchni to naprawdę frajda, a kiedyś – udręka. Mam powody doceniać, pomocna maszyna, to była dobra decyzja. Polecam, trochę zmian organizacyjnych i powinna na siebie zarobić.
Pozdrawiam, tss
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku.”
Alicjo! Robin to po polsku rudzik albo raszka.Rodzina drozdowate.Bardzo piekny ptaszek!
a.j
http://mpancz.webpark.pl/ornirudzik.php
>Alicja 2007-06-10 godz.14:11
„Mam jeszcze jedną zagwozdkę ptakową, kiedys była u mnie koleżanka z Polski, popatrzyła na ptaka którego ja nazywam po tutejszemu ?robin? i nazwała go po polsku.”
Alicjo! Robin to po polsku rudzik albo raszka.Rodzina drozdowate.Bardzo piękny ptaszek!
a.j
Przepraszam!Narobiłem zamieszania tą informacją o robinie vel rudziku!
W przedziwny sposób zmultyfikowała się.
a.j
Oj nie, Misiu2, to nie te rudziki. Robin to jest spory ptak, szarawy, a brzuszek ma rdzawy.
To je to. I jest to spory ptaszek, pięknie śpiewa.
Nemo, żebys wiedziała, jak tylko powiedziałaś o wildze, to nagle ją usłyszałam! A propos słowika, kolega niedawno nagrał, może nie perfekcyjne nagranie, ale… 🙂
Sznureczek do słowika:
http://alicja.dyns.cx/news/Galeria_Budy/blejkkot/slowik1.mp3
Nie wrzucam sznureczka do robina, można znalezć na wiki, następny sznureczek mi zapcha wpis.
Swieże szparagi, Justyno? To widać – zdrowe, jędrne, zielone czy białe, i nie zdrewniałe, albo letko zeschnięte. Zaraz Wam tu wrzucę zdjątko śniadania, jakie zaserwowałam surfiarzowi Wojtkowi! Jakoś musiałam mu zrekompensować brak wiatru!
>Nemo 2007-06-10 godz.16:44
Dzięki za rozszyfrowanie podczosu.Moja babcia chyba dodawała także pokrojoną w kosteczkę kalarepkę. Z opisu Alicji wynika, że robin to nie rudzik.Masz rację!!!
Pozdrawiam!
a.j
Panie Lulku, Nemo, Alicjo, dziękuję za odpowiedź. To ja się teraz bacznie szparagom poprzyglądam, dopiero potem kupię. Ostatnio z pęczka, który zakupiłam tylko główki były jadalne. Mawiają, że bogaci jadają tylko główki szparagów, ja bogata nie jestem, wolałabym je konsumować w całości.
Dzięki.
Dodam jeszcze, że niesamowici jesteście :))
Panie Lulku, kotka o wdzięcznym pseudonimie Dili Badili wiedziała co dobre. Mój pies natomiast, też już nieżyjąca suczka, owczarek niemiecki, bardzo lubiła jagody, sama je sobie zresztą „zbierała”.
Dziekuje Justyno za piekna odpowiedz !
Ja tez nie naleze do bogatych ale u nas, a teraz u mnie, koty mialy zawsze prawa a ludzie obowiazki. Szparagi lubie prawie tak samo jak nalesniki. Do szparagow chetnie jadam sos holenderski. Tak to sie nazywa, tyle, ze zmieniam jego smak dodajac roznych zielsk z ogrodka. Po pierwsze tymianek. Moge sie pochwalic, ze mam cztery odmiany. Roznia sie niewiele, po prostu kazdy kwitnie w innym kolorze i w roznym czasie. Po wtore szalwia. Nie ta czerwona malutka, kwiatkowa tylko duza ogrodowa wieloletnia kwitnaca aktualnie w kolorze fioletowym. Dalej melise. Mam tez dwie odmiany, jedna dzika, lepsza moim zdaniem i druga cytrynowa. Dobrze jest dodac rowniez lawende. Wstyd sie chwalic ale mam trzy kolory. Mozne dodawac inne zielska. W niewielkich ilosciach, zeby sos holenderski pozostal przy swoim smaku. Uzywam do przyrzadzanie maszyny ktora w jezyku oryginalu nazywa sie ” babuszka agregat ” i pochodzi z wyposazenia autentycznego podwodnego okretu atomowego floty dalekowschodniej. Dostalem ten agregat przed wielu laty od znajomego kucharza. Miele te zielsko tym agregatem i mieszam z sosem holenderskim.
Szparagi gotuje w podluznym garnku do duszenia i pieczenia ryb. Mozna oczywiscie uzywac plaskiego garnka w ktorym leza odskorkowane szparagi. Do sciagania skorki uzywam ceramicznego strzemiaczka. Do wody dodaje tylko kostke kurzego rosolowego bulionu. W czasach kiedy nie bylem chory na abstynencje. Juz wiem gdzie sie nabawilem tej choroby ale o tym potem. Otoz w tych czasach najbardziej smakowal mi sekt. Do szparagow mozne jako salatke podawac rowniez kawior. W tym przypadku lepszy jest czarny. Biale pieczywo w plasterkach, lepsze w klasyczny sposob przyrumienione w piekarniku z odrobina oliwy z oliwek.
Chociaz to brzmi prostacko ale dobre szparagi zjadam w calosci. Nie pozostaje slad po uczcie.
To byloby na tyle o tym prostym chlopskim zyciu. Acha do calosci zapomnialem o dobrej kawie Maindl robionej na wegierski sposob ale z kremem miodowym.
Piekne uklony i smacznego ze szparagami.
Pan Lulek
U mnie w tym roku pojawiły się kwiczoły . Codziennie rano gdy podlewam trawnik przylatują i wydziobują dżdżownice. Zam kwiczoły z Zakopanego , ale te z mojego ogródka nie śpiewają a raczej nie wydzierają się. Może dlatego , że mają w pobliżu gniazdo i młode ? Wczoraj ganiały się ze sroką .
Polecam stronkę:
http://przyroda.polska.pl/multimedia/index,Glosy_ptakow,cid,970.htm?sh=1
Wiadomość z ostatniej chwili:
Wstaliśmy właśnie od stołu. Były fenkuły po adamczewsku pod beszamelem. Z lenistwa ułożyłem na fenkułach parę wyjętych z zamrażarki filetów :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Gładzica
posypałem miejscowym serem ze sporą domieszką parmezanu i do pieca. Do tego parę pomidorów i trochę liści bazylii. Spożywane na werandzie przy akompaniamencie śpiewającego lasu.
Do picia alzacki gewurtztraminer od Gustave Lorentz. Rocznik 2005 z dopiskiem „Reserve” – tu mam pytanie do winoznawców:
Dwuletnie zaledwie wino i Reserve? Ja sobie zawsze wyobrażałem, że jak rezerwa to nieco starsze. A moźe nie o wiek tu chodzi?
Panie Andzeju !
Na ile ja znam sie na sprawie, okreslenie ” Reserve ” niema wiele wspolnego z wiekiem a raczej ze stanem magazynu u producenta. Na ogol winiarze daje te okreslenie dla starszych rocznikow gdy stan magazynu jest na wyczerpaniu, ale bywa tak, ze jakis rodzaj wina poszedl ” jak woda „, pozostalo niewiele zapasow i te przesunieto do rezerwy. Pomijam tanie chwyty reklamowe jakie niestety stosuja niezbyt uczciwi handlowcy szczegolnie eksportujacy swoje wina gdzie niema mozliwosci sprawdzic stanu zapasow.
Najlepiej zatem kupowac to co sie zna, w miare mozliwosci bezposrednio u winiarza dokonujac przedtem degustacji.
W kazdym przypadku na zdrowie.
A przy okazji, pijac szturm ktory zacznie sie za kilkamiesiecy mowi sie smacznego.
Na abstynencje dalej chory.
Pan Lulek
Andrzeju, okreslenie rezerva, riserva, reserve itp. jest prawnie chronione w kilku krajach i np. we Wloszech, Hiszpanii, Portugalii mozesz mu zaufac, bo oznacza szczegolne warunki wytwarzania wina np.dluzsze dojrzewanie w beczkach debowych (rioja minimum 3 lata). Rowniez w przypadku madery, koniaku i szampana jest to prawnie gwarantowane. Jezeli szampan ma w nazwie reserve, to znaczy, ze do jego produkcji (dobre szampany sa zawsze mieszane) uzyto wina lezakujacego 20-50 lat. Natomiast w Niemczech jest to pusty chwyt reklamowy, jak Pan Lulek juz wspomnial. Tak wiec jesli twoj gewürztraminer jest alzacki czy niemiecki, to jest po prostu ladna etykietka bez zobowiazan. Ale jesli smakowal, to nie ma sprawy 🙂
Dziękuję,
Mój gewurtraminer jest (był) alzacki – francuski,
http://www.gustavelorentz.com/
smakował, nie pierwszy i nie ostatni zapewne raz był spożywany. Producent ma kilka rodzajów traminera, uchodzi za renomowanego i godnego (?) zaufania.
Rada pana Lulka aby kupować wino prosto od chłopa po uprzedniej degustacji jest dobra – tu gdzie mieszkam mało jednak tych winnych chłopów….
Na zdrowie!
Dziękuję,
Mój gewurtraminer jest (był) alzacki – francuski,
http://www.gustavelorentz.com/
smakował, nie pierwszy i nie ostatni zapewne raz był spożywany. Producent ma kilka rodzajów traminera, uchodzi za renomowanego i godnego (?) zaufania.
Rada pana Lulka aby kupować wino prosto od chłopa po uprzedniej degustacji jest dobra – tu gdzie mieszkam mało jednak tych winnych chłopów….
Na zdrowie!
A jakie to mogą być ptaszki? Mieszkają na polach po drugiej stronie mojej ulicy. Pięknie i dużo śpiewają, są nieduże, dziwnie się zachowują na mój widok. Wiszą w powietrzu, trzepocząc szybko skrzydłami, wyraźnie chcą mnie odciągnąć w inne miejsce. Jest ich całkiem sporo.
Zajrzę kiedyś, może ktoś odpowie. 🙂
skowronki
JULIA
Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,
Słowik to, a nie skowronek się zrywa
I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje.
Co noc on śpiewa owdzie na gałązce
Granatu, wierzaj mi, że to był słowik.
Dzięki! 🙂
Andrzej.jerzy wspomnial szpaki i od razu przypomnial mi sie moj ojciec siedzacy z wiatrowka w kuchennym oknie i strzelajacy do stada tych ptakow golocacych nasza czeresnie i ignorujacych wszelkie strachy, dzwonki pociagane za dlugi sznurek, kolorowe tasiemki i puste butelki zawieszone na drzewie. Ustrzelone ptaki zostaly nafaszerowane i upieczone. Smakowaly znakomicie, tez to do tej pory pamietam, choc bylo to „za Gomulki”. Moja babcia miala takie powiedzonko: „madry, bo szpakami karmiony”, ale mi zawsze pozniej przypominala, ze wsrod tych szpakow byl jeden wrobel… 🙂
Hej!
Odmiana sałaty Gospodarza – szpinak, papaja w dużą kostkę, i ten sam sosik, co wczoraj. To jest przebój, powiadam Wam, taka kombinacja.Mam zaległości, bo nie miałam czasu czytać wpisów. Coś Wam powiem. Komputerowców też trzeba gonić z domu. Mało co, a by mnie taki jeden matematyki nauczył. No wiecie co?! Jakieś algoprytmy, powiada, i że mi wytłumaczy cały koncept. Ciekawam, czy by się algorytmami najadł! Ale zagoniłam rano do wykopania tego 3×3 metry kwadratu pod kamienne (betonowe) patio. Zajęło im to jakieś 20 minut.
Panie Lulek,
o ziołach to sobie musimy kiedyś porozmawiać. Też mam tymianki (trzy rodzaje), melisę, szałwię purpurową, rozmaryn i różne takie. I nasięzrzał.
Teraz udaję się na spoczynek po gościach. Ze też mnie jakimiś algorytmami stresowali… serca nie maja czy co?! Następnym razem za próg nie wpuszczę!
Alicjo, a podejzrzon?
Zaintrygowala mnie sprawa „reservy” na alzackich winach…
Szczerze mowiac, nie wiedzialem, jak sie sprawa ma akurat z Francja, i popytalem tu i owdzie. W rzeczy samej, termin „reserva” we Francji nic nie oznacza, w przeciwienstwie do np. win portugalskich, czy z Hiszpanii.
Aha, jeszcze mala poprawka do tego, co napisal nemo o winach z hiszpanskiego regionu Rioja – to, ze wino posiada etykiete Rioja nie swiadczy, ze bylo starzone dluzej niz kilka miesiecy.
Taka gwarancje daja trzy stopnie dodatkowej informacji – tzw. crianza (wino starzone minimum 2 lata, rok w debie), reserva (3 lata, minimum rok w debie) i gran reserva (5 lat, minimum 2 w debie).
To dotyczy win czerwonych, z bialymi jest troche inaczej.
😉
Sofanes, moja informacja dotyczaly tylko i WYLACZNIE okreslenia „reserva”, rowniez w odniesieniu do wina RIOJA, wiec nie ma potrzeby korekty, bo niczemu z mojej informacji nie zaprzeczasz 🙂
Aaaaaa, to przepraszam, tak mi z kontekstu wyniklo…ale moze i troszeczke zaprzeczam, bo rioja reserva nie musi byc trzy lata w bece 😉
Wielce Szanowny Panie Gospodarzu !
Niedawno miala miejsce 50 rocznica znakomitego czasopisma pod tytulem Polityka. Oczywiscie pospieszylem z gratulacjami. Na pismie. Jak to przy jubileuszu bywa niewatpliwie odbyl sie stosowny bankiet. Ciekaw jestem a mniemam, ze i pozostali blogowicze tez, gdzie mialo miejsce to historyczne wydazenie. Jakiez umysly pospieszyly z wyrazami uznania i ilu niezbyt chetnych zeszlo z tego swiata wskutek na przyklad zawalu serca. Wszystko to jednak sa drobiazgi nie warte wiekszej uwagu. Bylbym Tobie zobowiazany za podzielenie sie z szerszym gronem milosnikow i czytelnikow znakomitego periodyku informacjami na temat menú na tymze okolicznym bankiecie. Gdyby archiwalne materialy zostaly zamkniete w teczce i zdeponowane dla lustracji w wiadomej instytucji, sadze, ze impreze mozna powtorzyc z okazji innej analogicznej okazji. Na pirwszej stronie WWW; DUZYMI LITERAMI rozpisano konkurs na Antyslowo IV RP.
Ludziska rzucili sie do pisania, ja tez. Okazalo sie jednak, ze przy wejsciu w blogi jest jeszcze jedna calkowicie niezalezna lista calkiem innych wnioskodawcow. Wyglada na to, ze jak to zwykle w POLITYCE bywa nie wie prawica co robi lewica. Z inspiracji Heleny, z duchowej inspiracji, sadze naszego wspolnego bohatera, Ostapa Bendera zglosilem rowniez swoja propozycje ktora brzmi ” robol pracy umyslowej – wyksztalciuch”. Znakomity Ostap Bender sformulowal okreslenie „Proletariusz pracy umyslowej „. Ja tylko uwspolczesnilem tamta definicje. Sadze, ze po zakonczeniu obrad znakomitego, utytulowanego akademicko, jury konkursu odbedzie sie ogloszenie wynikow podczas stosownego bankietu. Marzy mi sie, ze Ty, nasz Gospodarzu zaproponujesz stosowna karte dan, zas szef od finansow oglosi cene karty wstepu na te uroczystosc. Ze swej strony przyrzekam, ze zabiore ze soba co najmniej duchy Ostapa Bendera i Dobrego Wojaka Szwejka. Tresc karty dan moznaby od razu poddac pod obrady Twojego blogu. Ze swej strony proponuje organizacje imprezy w salach Hotelu Sobieski w poblizu bylego dworca Kolei Warszawsko – Wiedenskiej, zeby wszystko mialo bardziej stosowny operetkowy charakter.
Nocny, nie spiacy i czuwajacy
Pan Lulek
Drogi Panie Lulku,
wszystko już było – rzekł Ben Akiba. I sprawozdanie z jubileuszu Polityki także. Na łamach tygodnika, ze zdjęciami, stosownymi wypowiedziami itp., itd. A było to bezpośrednio po jubileuszu. Temu wydarzeniu poświęciłem tez miejsce na blogu. Dołączyli się także jako reporterzy smakosze blogowicze. Przysłali zdjęcia z Dnia Otwartego i ze spotkań Czytelników z dziennikarzami.
Nie widzę też niczego niestosownego w konkursie na Antysłowo. Jednym torem idzie zgłaszanie propozycji Czytelnikow (i oni będą nagradzani), a drugim propozycje znanych postaci życia kulturalnego i politycznego(oni będą jurorami ibędą nagrody przyznawać). Wszystko jest przemyślane od początku do końca.
A bankietu nie przewidziano!
Zaznaczam też, że mój wpływ na przyznanie nagrody jest żaden! Ale życzę sukcesów. Zwłaszcza wielbicielom Ostapa Bendera, który jest i moim ulubionym bohaterem literackim od półwiecza.