Zgadnij co gotujemy?
Do świąt, o których mawia się, że są najważniejsze w roku, tuż, tuż (choć od lat trawa spór satyryków o wyższość Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem). Z tej racji dziś zajmijmy się bożonarodzeniowymi tradycjami. A nagrodą będą książki wydane w br. przez „Politykę”. A jakie to zwycięzca zobaczy po rozpakowaniu koperty dostarczonej nie przez św. Mikołaja lecz przez listonosza.
1 – Skąd i kiedy do Polski przywędrowała świąteczna choinka?
2 – Co to jest siemieniatka lub siemieniucha i z jakiego pochodzi regionu?
3 – Czy opłatek wigilijny może być kolorowy?
Czekam teraz na dobre odpowiedzi przysłane na adres internet@polityka.pl a książki już czekają w kopercie, należy tylko wpisać odpowiednie nazwisko, miasto i ulicę. Spieszcie się – sanie listonosza czekają!
Komentarze
Pytania dziś pozornie bardzo łatwe, ale naprawdę trudne. Na temat choinki co jakiś czas odkrywa się coś nowego. Np. w Gdańsku, w polskich rodzinach, bywały choinki już w XVIII wieku. Ale były to przypadki pojedyńcze, a zwyczaj nie przetrwał. Bywały tu także choinki z drewnianego palika z otworami, w które wtykano iglaste gałązki. Powszechnie uznawano, że choinka pojawiła się w Alzacji wśród protestantów, ale w ostatnich latach mamy coraz więcej rewelacji o wcześniejszym jej pojawianiu się w innych miejscach. A odpowiedź prawidłowa jest tylko jedna, znana Gospodarzowi.
Jeszcze o Gdańsku. Skąd tu się wzięły choinki w XVIII w, a być może jeszcze wcześniej? Otóż przybyła z Liwonii, czyli dzisiejszej Łotwy, gdzie była znana już w XVI wieku. A pod koniec XVI wieku Liwonia znalazła się w granicach Rzeczpospolitej. Czyli wtedy choinka zawitała do Polski razem z ziemią, na której występowała. Ale to jest robienie wody z mózgu oczywiście. Bo to nie była Polska. Wspólna domena Korony i Litwy.
Faktycznie trudno z ta choinka.
Z tego co wiem, znana byla w miastach hanzeatyckich juz 16 w., tak jak piszesz, Stanislawie. Chodzilo z grubsza o drzewko, na ktorym zawieszano male prezenty. Prawdziwa fala nastepuje w Niemczech w 18 w. i trudno sprecyzowac gdzie szczegolnie. Pod koniec 19 w. pojawila sie nawet w ubozszych domach.
Przerabialismy to tu juz tu, tak, jak przerabialismy siemieniatke. Ja dzis kupie co potrzeba i zrobie sobie. Nawet gdybym musial ja jesc sam.
Zapowiadali ciezkie opady sniegu.
pepegor
Starsza z Pyr, gościnnie u Młodszej.
Na moim pięknym, wypolerowanym stole, leży długi bieżnik z białej gipiury, stoi pojedenczy smukły świecznik, zaraz dostawię paterę z owocami. Jest pięknie (albo prawie pięknie). Od wczoraj trwają wigilie klasowe i nauczycielskie i Młodsza znosi „prezenty”. Litości. Na komodzie postawiła „paterę na pierniczki”. Mówi, że śliczna. Może i w modernistycznym wnętrzu nie byłoby całkiem źle, mieszczański salonik w jaki przekształciła duży pokój „gryzie się okropnie z brązowym, sztucznym zamszem w kwadratową miskę kształtowanym. A dzisiaj następna wigilia….
Dzisiaj produkuję kruche ciasto a la Stara Żaba i pozyskuję orzechy – leżą na balkonie i nie wiadomo w jakim są stanie; rozbić, wyłuskać , zmielić. Jutro pieczenie.
Dzień dobry!
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34880,8802178,Co_kupic_na_gwiazdke__Dziadkowie_tez_mieli_ten_problem.html
Wczoraj wieczorem, tak jak Żaba, podziwiałam księżyc w pełni.Wyłonił się pomarańczowy znad lasu. Im był wyżej, tym stawał się jaśniejszy. Było tak pięknie, że poszliśmy na spacer popatrzeć, jak okolica jest udekorowana na święta. Jest sporo światełek przed domami, ale najpiekniejszą dekoracją jest śnieg i zasnieżone świerki/
Z pożytecznych spraw – zrobiłam masę makową do strucli, które będą pieczone jutro, a także śledzie – jedne z cebulkA i olejem, drugie z cebulą duszoną, rodzynkami i przecierem pomidorowym.
Krystyna ma rację, że najpiękniej dekoruje natura. Światełkami elektrycznymi zachwycaliśmy się jeszcze za socjalizmu bywając przed Świętami choćby w Berlinie. Teraz u nas prześcigamy sie z sąsiadami w ilości światełek i w ich bajeranctwie, co już zupełnie mnie nie bawi. Te wszystkie dziwne kolory i migotania raczej mnie denerwują. Ale oczywiście mamy Światełka białe, niemigające przed domem, a w oknie świecznik adwentowy i gwiazdę.
Szczególnie coraz mniej mnie cieszyły światełka, im więcej ich było w centrach handlowych. Tam są już od początku listopada. Nie jest to już atmosfera świąteczna lecz przekupna. Z zupełnie czym innym zaczynają się te światełka kojarzyć. A szkoda.
Brak mi tu dzisiaj meldunku o zwyciezcy.
Czyzby wszyscy byli tak zaabsorbowani swietami, ze nie ma chetnych na nagrode?
Witam,
a o jakiej nagrodzie mowa ?
Znowu starsza Pyra – kod 4xc ?
Wróciłam ze sklepiku i mam już śledzie do przerobu, dwie pięknie fryzowane sałatu – zieloną i czerwoną i kwaśne boskopy do nadziewania kaczki. Światełka denerwują mnie bardzo – na szczęście w naszych blokach tylko kilka balkonów pełni rolę choinki. Świnoujście- bliżej niemieckiej granicy, wyglądało rok temu w święta, jak jedno wielkie wesołe miasteczko – człek się rozglądał, gdzie te karuzele. I jeszcze jedna osobliwość, która mnie przekonuje, że daleko mi do pełnej tolerancji : otóż kilka starszych pań w moim bloku, ma zwyczaj dekorowania balkonów albo okien dewocjonaliami. Stoi na parterowym balkonie 1,5 m wysokości gipsowa madonna, a obok, w oknie pokoju wielki, „święty” obraz. A na balkonie sąsiednim, z drugiej strony ktoś suszy gacie i pieluchyRozmawiałam z panią, która to wystawiła (pochodzi z Mazowsza) powiedziała, że zawsze na podwórkach były figury i „groty”, a u nas co? Nie wolno. To sobie zrobiła na balkonie Jej balkon. Suszaće się gacie jej nie przeszkadzają – nie jej balkon.
Bardzo przepraszam za opóźnienie. Teraz sezon wywiadów na świąteczne tematy więc ganialiśmy po studiach radiowych i telewizyjnych. Ale już wiem kto wygrał. Zwyciężcą jest Marcin Ł. Gratulacje!
A odpowiedzi są następujace:
1 Choinka przywędrowała z Niemiec na przełomie XVIII i XIX wieku;
2 Siemieniatka to zupa wigilijna podawana na Śląsku i w Wielkopolsce;
3 Kolorowe opłatki są dla zwierząt: żółte dla krów, czerwone dla koni.
Nagroda w drodze.
Suszące się pieluszki to widok dla świętej Panienki akurat na czasie, niech wie, co ją czeka niebawem 😎 Natomiast koronkowe stringi, kalesony z wentylacją, suspensoria erotyczne i różne takie hm… 🙄
Może przepaskę na oczy?
U mnie słoneczko, halny, byłam na rowerze bez czapki i rękawiczek.
Jak byłam mała, to lokalny organista w sprzedaży obwoźnej miał w asortymencie opłatki różowe i zielonkawe, czasem niebieskawe. Dla psa i kota?
Gratulacje dla Marcina Ł. Przy okazji tradycyjna porcja marudzenia. Odpowiedź „z Niemiec na przełomie XVIII i XIX w” była powszechnie akceptowana kilkadziesiąt lat temu, nawet 30-40. Ale teraz XVIII w jest lepszy, bo coraz więcej mamy przykładów występowania choinki w Polsce w połowie XVIII w i wcześniej. Bardzo jest prawdopodobne jej występowanie w wieku XVII, a nawet XVI, choć taka odpowiedx nie powinna być uznana za poprawną, ponieważ nie powstał wówczas zwyczaj nie mówiąc o braku ciągłości.
Co do XVI wieku – choinka ponoć pojawiła się w Gdańsku z Liwonii, gdzie wówczas już występowała
Ech, Stanisławie 🙄
Najpierw sprawdza się w archiwum a potem ewentualnie zaczyna „wymądrzać” 😉
Oczywiście, Nemo, masz rację. Najlepiej zawsze zaczynać od archiwum. Ale ograniczając się do archiwum nasza wiedza słabo posuwa się naprzód. Ostatnio akurat trochę o choinkach miałem okazję poczytać. I w końcu jestem prawie gdańszczaninem.
Tradycja i duch czasu współżyją jakoś na balkonach. Ja tam na cudze balkony nie patrzę. Chyba że jakaś sąsiadka młoda bez odzienia wyjdzie 😉 Ale nie mam młodych sąsiadek, a i balkonów w pobliżu nie mam. Suszymy wszystko w piwnicy – w pralni. Święte figury i obrazy trzymamy wewnątrz. Nie chcemy za bardzo, żeby nasza ewentualna niegodziwość kontrastowała jawnie z wystawianymi obrazami. I tylko z tego egoistycznego powodu ich nie wystawiamy.
Stanisławie,
dobrze, że jeszcze komuś zależy na „posuwaniu wiedzy do przodu” i to w obliczu pewnego ryzyka… 🙄 😉
Zapowiadają zimę na święta. Chyba skorzystam z ładnej pogody i zbiorę brukselkę. Jedliśmy już dwa razy, a jest jej jeszcze sporo na tych 6 sadzonkach. Takiego urodzaju na brukselkę jeszcze tu nie było. Po ostatnich mrozach ma wspaniały smak. Latem posadzę jeszcze więcej. Przekonałam się, że trzeba ją sadzić już w maju, z sadzonej w lipcu nic porządnego nie zdąży urosnąć w tym klimacie 🙄
Ponieważ do Wigilii niedaleko, jeszcze parę słów o choince. W Niemczech najstarsza informacja o choince to obraz Cranacha z 1506. W Liwonii tak starych pamiątek nie ma, ale są XV-wieczne przekazy z Rewela, czyli Tallina wspominały choinki bożonarodzeniowe wskazując pobliską Liwonię jako źródło tradycji.
W Niemczech w XVI wieku choinki ubierały w domach nie tylko rodziny ale i cechy rzemieślnicze. W tym przypadku poczatkowo choinki ubierano przed siedzibą cechu, a nie wewnątrz. Był to pierwowzór obecnie rozpowszechnionych choinek stawianych w miejscach publicznych.
Profesor Ingeborg Weber-Kellermann z Marburga przywołuje opis cechowego wykorzystania choinki z bremeńskiej kroniki cechowej z 1570 roku.
Stanisławie,
tryumfalny pochód choinek przez Europę zaczął się dopiero w XIX. wieku, bo dopiero wówczas było dosyć drzewek do tego celu. Choinki były drogie i stać na nie było niewielu. Stąd te choinki cechowe lub miejskie. W dawniejszych wiekach świerk nie był tak popularnym drzewem jak teraz. W Europie królowały lasy liściaste i mieszane. Trzebione w miarę rozwijającego się przemysłu, zostały zastąpione nasadzeniami szybko rosnącego świerka. W Sudetach lasy świerkowe zajęły miejsce buków zużytych np. dla potrzeb hut szkła itp. Wraz z nastaniem lasów świerkowych choinki potaniały i trafiły do domów mieszczańskich. Do Londynu np. wprowadziła je królowa Wiktoria, a właściwie jej niemiecki mąż Albert po ślubie w 1840 r.
Teraz wielu Niemców (Szwajcarów też) świętuje pod chonką pochodzącą z Kaukazu, a wyhodowaną w… Danii 😉
Witam Szampaństwo.
U mnie -2C, pochmurno, pogoda plackowo-ziemniaczana i taki będzie obiad.
Bez wersji wykwintnej, czyli krewetkowej – w końcu kiedyś trzeba pościć.
Wszystko świątecznie zrobione oprócz barszczu, który też sama ugotuję przed wyjazdem i zabiorę – jak mam zakwas własnej roboty, to reszta też niech będzie moja.
Zrobiłam niejakie porządki, ale chyba to za mało. I tak nie mam nic więcej do roboty, więc zabiorę się za to, do czego jestem ostatnia wyrywna. Ale nikt inny za mnie tego nie zrobi 🙁
Na budowie po sąsiedzku zdwojony stuk młotków, budowlańcy kończą dach, póki pogoda sprzyja, widzę, że przywieźli też okna.
No nic, nie będę odwlekać, udaję się do *ulubionych* zajęć 🙄
Przyjemnego dnia wszystkim!
Ja jakos mam zapisane w moim mozgu, ze choinka jest z czasow prawoslawnych…ktos Mie poklamal ?????
Zrobienie pasztetu nie jest takie proste! Najpierw jak sie nazywaja po ichniemu różne mięsa. Blog pomógł. Potem problem świńskiej wątroby. Tu się tego nie je. Na szczęście jeden sklep przyjął zamówienie. Za 3 dni, mrożona. Ugotowalem (zmodyfikowany przepis Włodka, dziękuję) Przemieliłem, ale mam dość duże dziurki i była szorstka masa. Udało się zblendować. Dwie godziny w piekarniku i ta cholerna niepewność dziewicza (niby, że pierwszy raz). I…bingo! Wyszło! Trzy duże foremki. Razem ponad cztery kilo znakomitego smaku. Rodzina patrzy na mnie z uznaniem, no, no…
Na deser dodałem parę fotek ozdóbek. Biedny domek, ale ozdoby wykonane ręcznie.
http://picasaweb.google.com/cichal05/Pasztet?authkey=Gv1sRgCJifo8fWlPSj7QE#
Mała choinka udekorowana. Z każdym rokiem mniejsza i upominków pod nią też coraz mniej…
A capella 8:02, dziękuję za zachętę do fotografowania. Znasz te okolice i wydaje mi się, że wspominałaś kiedyś o Vézelay z Bazyliką Św. Magdaleny (a może ktoś inny o tym pisał), oddalonym stąd o 15 km.
Do przyszłej wiosny jeszcze trochę a tu kilka kwiatków z tegorocznej.
http://picasaweb.google.com/112895715833573367159/Wiosna2010?authkey=Gv1sRgCJ3G8_2J8dmgFg&feat=directlink
Cichal, brawo, pasztet wygląda bardzo apetycznie!
Teraz ja, wzorem mojej imienniczki, się miotam. Dziś bigos, pasztet i piernik, jutro makowce.
Cichalu, pasztet wygląda smakowicie. Dom świątecznie przystrojony, tylko śniegu brak, może Europa by trochę użyczyła Ameryce! 🙂
Cichal,
przyjedź ciężarówą, zabierz sobie śniegu trochę i podrzuć jeden pasztet 😉
Ja się jeszcze ciągle łamię, zrobić – czy nie. Jak zakupię mięsa dzisiaj, to zrobię.
Na razie zrobiłam listę.
Znowu pasa śnieg, taki nieśmiały, ale te parę centymetrów jest, na święta wystarczy.
U nas od paru dni (to z soboty) jest mniej więcej tak:
http://alicja.homelinux.com/news/img_5104.jpg
Śniegu kapkę więcej, bo codziennie dopaduje.
Podjęłam męską decyzję – zrobię pasztet. Gdybyś przyskoczył ze swoim, Cichalu, zrobilibyśmy machniom 😉
No i sniegu byś sobie zabrał…
*korekta do tego wpisu wyżej – nie „pasa”, tylko „pada” 😳
Alicjo, zrobiłaś mi apetyt na śnieg i zaczął padać. Skromniutki, ale może zostanie do Wigilii. Ewa szaleje w kuchni i czyni wypieki. Oczywiście tradycyjne zaklęcia :żeby sernik nie opadł! Argo szaleje na trawniku. Zżera ten śnieg, tarza się. Ma 6 miesięcy i dla niego nowość! Wnuki zgodnie z nowoangielską tradycją ulepiły z ciasta piernikowego i białego lukru domki i ludziki. Pęta się to po kuchni, przeszkadza, ale nie można uszkodzić. Zjedzą w Święta.
http://picasaweb.google.com/cichal05/Domki?authkey=Gv1sRgCNDn-pXxmNDSigE#
Witam, wyladowalam chyba o 14-tej w okolice Zabich Blot, glowne drogi w Polsce sa czyste a sama ta podroz byla warta dla wspanialego zimowego krajobrazu, choinek otulonych w sniezna szate, drzew liscistych, kotrych galazki pokryte byly sadzia oraz rozleglych, bialych obrusow dla calych rodzin zajeczych.
Alicjo. Jeden pasztet (zamrożony) wezmę na Florydę. Jak przyjedziecie pożeglować to będzie jak znalazł! Nb Twoje grzybki biorą w nim swój udział!
Cichalu,
debiut pasztetowy, jak widać , udany. Masa wyglada na bardzo gładką; pisałeś, że była miksowana. Dobrze mieć drobne sitko do maszynki do mielenia. Przydaje się właśnie do pasztetu i masy makowej.
Alicjo,
Tobie także pasztet na pewno się uda.
Nemo,
czy brukselka, którą miałaś zbierać, rośnie w inspekcie ? Bo chyba nie na grządkach pod gołym niebem.
A dzisiejszy zwycięzca – Marcin- wygrywał już chyba kilka razy. Gratuluję.
A towarzystwo zapracowane. Zamarynowałam udziec jagnięcy. Zaczeka sobie do piątku. Jutro bardzo pracowity dzień – piekę ciasta i przyrzadzam rybę w galarecie.
Doroto, to dobrze,że bez problemów dotarłaś, bo zapowiadają marznący deszcz, a to największa zaraza dla kierowców.
Malgosiu to trzymajcie jutro od rana kciuki, gdyz jedzeimy z Zaba wespol zespol do stolycy
Mój pasztet też będzie zmiksowany, bo nie mam maszynki do mięsa. Zgapiłam się w tym roku, będąc w domu, bo tam jest przedpotopowa maszynka do mięsa, którą zawsze chciałam mieć, ale Mama protestowała, że nie, ona potrzebuje. Teraz maszynka leży odłogiem, bo Mama nic nie robi w kuchni, wszystko gotuje siostra i ma swoje ustrojstwa, maszynka do niczego nie jest jej potrzebna. Muszę do niej zaraz napisać, żeby się nie pozbywała staruszki, ja ją zabiorę! Ciężka jest, ale była w domu odkąd pamiętam, a Danka lubi co jakiś czas robić porządki ze starociami i pozbywa się.
Niby dużo roboty z pasztetem…bo ja wiem? Zagotować mięsa z warzywami, wątróbki, potem dodać, co należy, doprawić i upiec. Ale za to jaka przyjemność doprawić sobie tak, jak lubimy!
O, w porę o grzybku przypomniałeś, Cichal, zdąży zmięknąć do wieczora.
Za dawnych czasów w domu był robiony pasztet z zająca lub dzika, zależy, co Gajowy Marucha z Niedźwiedzia miał na stanie. Tutaj dziczyzny nie uświadczę i nie mam znajomego Gajowego Maruchy 🙁
Ja robię za każdym razem trochę inny, bo czasem nie mam czegoś na stanie, mocno doprawiam (jak wszystko) i zawsze dodaję parę ziaren jałowca, zależy, jak dużo robię. Jałowiec pozyskuję z krzaków z lasu za moją Górką.
No to będę pasztetować…a tymczasem wracam do zajęć.
Dorotol witaj,
dobrze, że miałaś ładną podróż!
Będziemy trzymać kciuki za jutro!
Ja to prosze skromnie o toasty na zdrowie wedrowca od samego rana i potem to juz tylko lekkim swingiem podejdzie sie nastepnego dnia do kolacji wigilijnej
Dorotol, szczęśliwej podróży jutro i pozdrowienia dla Żaby.
Dziś byłam w Gdyni i w sklepie Bomi kupiłam sambal oelek. Nie było to całkiem proste, bowiem znalezienie małego słoika na bardzo długim regale wśród innych podobnych zajęło mi sporo czasu. Ale znalazłam. Wyprodukowany jest wprawdzie nie w Indonezji, a o takim dobrze wyrażał się yyc, ale w Tajlandii, ale był tylko taki. Wypróbuję go chyba dopiero po Nowym Roku. Najważniejsze, że go mam.
Krystyno,
ja próbowałam jeden i drugi, dla mnie bez wielkiej różnicy, tylko pamiętaj, żeby próbować OSTROŻNIE!
Bez względu na to, gdzie produkowany (kiedyś miałam made in USA, też dobry), zawsze jest piekielnie ostry. Dla mnie w sam raz 😉
Wszystko przygotowane do plackowania, tylko głodomora nie ma jeszcze. A placki lubię podawać prosto z patelni, ledwie odsączone na papierowym ręczniku z nadmiaru oleju.
…tu komuter Zaby/Dorotol
Zaba siedzi z rekami w ciescie na uszka i serdecznie dziekuje za pozdrowienia.
Wpadla Eska i dzieki jej gotowosci do przyjecia obowiazku w stosunku do inwentarza moglam wydac za maz kotke Salcie, ktora opanowala notoryczna chuc juz nieuleczalna (albo sterylizacja albo wieczna chuc -stwierdzil weterynarz). Salcia udala sie do domu Eski i co robi Salcia, zapomniala o chuci, choc kawalera ma, siedzi w regale z ksiazkami i pieleguje sobie tylne lapy.
Witajcie,
Marcinie Ł. – późne ale serdeczne gratulacje!
Zgago – również… 😉
Dołączam się o prośby za zdrowie wędrowca – jutro przed południem wyjeżdżamy do Wrocławia. Powrót po świętach. Będzie blogowy odwyk.
Zjadło mi „toast” , wrrr…
Przyłaczam sie do gratulacji dla Marcina Ł.
Dorotol 🙂 🙂
Ha, wreszcie dałam im radę 😀 Nie mają siły spróbować strucli makowych 😀 W lodówce chłodzi się piernikowe ciasto, jutro keks i sernik. Na przyzbie gar kapusty z grzybami do pierożków, kulebiaka i częściowo na rozdanie (mam kuchennie leworęczną koleżankę, kocha moją kapustę).
Pasztet kurczęcy kupiłam w Gzelli, nie ma tak, żeby wszystko chciało mi się robić. Przed pracowitymi chylę z szacunkiem czoła 🙂
Przed chwilą napisałam miły(tak sądzę…),świąteczny tekst,który mi zjadło 🙁
Ok,powiem tylko,że jednak wszystko wskazuje na to,że jutro rannym
świtem lecimy.Ciężko mi się z Wami się rozstać 🙁
Ale to tylko na kilka dni.
PIĘKNYCH ŚWIĄT !
I do usłyszenia (do napisania po powrocie ) !
Danuśko, szczęśliwej i miłej podróży. Wesołych Świąt!
Danusko zyczymy super lotu!!!
Danuśka, natychmiast się uśmiechnij, najlepiej tak 😀 Fruwajcie świątecznie i radośnie 🙂
Zbiera Marcin, zbiera.
Nie wiem, czy juz raz napisał, czy nagroda mu się spodobała. Gratuluję bez zawiści, sam nie grałem.
Dorotol´u, cieszę się, że dobrze dojechałyście. Pozdrawiam serdecznie Żabie Błota,naturalnie w całym składzie osobowym, wraz z inwentarzem. Temu drugiemu zdrowego Nowego 2011, bo nie wiem, czy jeszcze o tym pomyślę we właściwym czasie. Chyba, żeby jeszcze życzyć, w noc wigilijną jakiegos podium dyskusyjnego z personelem. Uważajcie ale, mogą być postulaty!
Wycofuję, co pisałem o zamiarze ugotowania siemieniotki. Nie wiem po prostu, gdzie nabyć konopii. Ostatni raz, a to będzie z 15 lat temu, po długich poszukiwaniach zapytałem w dobrze zorganizowanym sklepie ogrodniczo-zoologicznym, bo tam sprzedawali podstawowe nasiona które jedzą ptaki. Hobbysta o głębszym stopniu wtajemniczenia uważał za sprawę honorową, pokarm dla swoich kanarków dobierać sobie sam i sam sobie te źarna mieszać. Dzisiaj niema żadnych szans. Jest tam nawet parę tuzinów mieszanek, ale niema czystych konopii.
Moje przygotowania na dziś to: 14 rolad wołowych skręconych i właśnie podsmażonych. To tak na wszelki wypadek, bo nie wiemy, czy poza wigilią nie wypadnie nam jednak kogoś przyjąc, bo dalszy wypad samochodem może okazać się pogodowo problematyczny.
Pepegor zderzył się ze mną wpisem i mój wycięło 🙁
Przepraszam, Alicjo
Pepegorze, niesłusznie się Ciebie czepiam, chociaż faktycznie wkleiłam wpis mniej-więcej bardzo w tym samym czasie. Ale poszło o co innego – otóż po chwili uświadomiłam sobie, że użyłam słowa „zas sało”. Złóż to do kupy, to zobaczysz, na co łotrzysko zareagował 🙂
Matko jedyna, jakiż on moralny, wyłapie tę d… wszędzie i w każdym możliwym połaczeniu 🙄
E tam moralny, zboczony i tyle 🙄
Bardzo być może, Haneczko!
Pisałam o zabawnym wydarzeniu. Usmażyłam na kiełbasce 3 jajka sadzone, a że lubię ścięte białko przy lejącym się żółtku, na sam koniec przykrywam patelnię pokrywką na chwilkę.
Tak zrobiłam i teraz, pod ręką była mniejsza pokrywka, ale akuratna, zatrzymała się na połowie głębokości patelni, niejeden raz jej używałam w ten sposób. Tym razem tak ja włożyłam, że idealnie przywarła do ścianek i literalnie ją zas – sało. Nie było szczeliny, żeby nożem podważyć i jakoś otworzyć. W końcu Jerzor odwrócił patelnię i walnął o blat, puściło. Jajka szczęśliwie zostały na wnętrzu pokrywki i było co jeść. No ale wiecie co?!
Pierwszy raz mi się coś takiego udało 😯
Jerzora wina, miały być placki, to zmienił zamówienie w ostatniej chwili 👿
*nie „na”, tylko we wnętrzu.
mialem kiedys sasiadke z Bydgoszczy, po niemiecku mowila lepiej niz po polsku, nie zmywala naczyn, tylko statki, kiedys dalem Jej wegorza, ktory uciekl u Niej w kuchni pod kredens,( kiedys robili takie na nozkach, zadna Ikea ) wypowiedziala cos, chyba brzydkieko na Ar.. i wygrzebala go spod kijem od miotly, wykonala dwa ruchy scyzorykiem i bylo po ptakach, a teraz podobno z jakims karpiem sa tacy, ktorzy sie certola ( to od certy, ze niby taka chcialabym, a boje sie )
poza tym zjadlem kaszanke z samochodu na zimno, bo mi sie grzac nie chcialo i przegryzlem czosnkiem, Rydy mnie pogonil, zebym sie wietrzyl, a tam pizdzi ( sasiadke cytuje, akurat ten zwrot miala opanowany )
wyladowalem na klawiszach i Wam smece, niedlugo wigilia, licze na odpust, moze byc tez cegla
a jak juz tak sie rozpedzilem, to Wam nastukam, tez, ze w poniedzialek bylo zamkniecie roku szkolnego w lucznictwie, widocznie nie calkiem sie domknal, bo dzis trzeba bylo drzwi dopychac, fois grasy i bable, ale dzis juz normalnie: wodka i suchary, pasztetu tez byl kawalek, ale nikt nie chcial, przedwczorajszy, albo popojutrzejszy, przepraszam
Pepegorze, u mnie jest sklep w którym można nabyć nasiona konopi. Ja je kupuje dla koni – podobno mają po nich ładną sierść, kupuję tam też siemie lniane i słonecznik, wszystko dla koni. Nie pamiętam po ile są konopie, ale pewnie w granicach pięciu – sześciu złotych.
Gdybym wiedziała wcześniej mogłabym Ci je posłać przez dorotola, ale mogę też wrzucić je Pyrze, po Nowym Roku.
Teraz idę, znaczy czołgam się na górę. Nie zrobiłam pensum przedświątecznego, jestem do tyłu z uszkami. Mam ciasto i ugotowane grzyby. Zabieram to ze sobą do Warszawy (dorotol juz sie martwi jak sie zmieścimy w Golfie z bagażami) i będę lepić na miejscu. W końcu co tam mam do roboty?
Jutro jeszcze rano muszę wpaść do Połczyna i wrócić. Dopiero potem możemy wyjechać.
Ciekawe czego zapomnę?
Poczytałam do tyłu. Nemo, jak miło Cię zobaczyć!
Zasiadłam sobie z lampką wina po pracowitych 2 godzinach, żeby zdać sprawę, bo wszystko kulinarnie, a tu wredota łotr mnie znowu był wykopał. Nie używałam brzydkich słów, a juz tego jednego strzegłam się nawet jako „składnik” niektórych wyrazów 🙄
Haneczka ma chyba rację. Zboczony jakiś i TROPI zawzięcie!
Nadaję, co miałam do nadania. Udaliśmy się na szybkie zakupy – kupiłam Młodym 2 garnki „nie od kompletu”, to znaczy 2 i 4 litry dokładnie, bo takich mi zawsze u nich brakuje. I jak ja mam w garnkach mieszać, jak tam zajadę i się w kuchni szarogęszę, a tu garnka odpowiedniego nie ma?!
Poza tym zakupiłam miąsa na pasztet rozmaite (właśnie się duszą po wcześniejszym podsmażeniu), także samo zarówno wątrobę. Wieprzowej nie było, wzięłam wołową. Boczek wędzony posiadam w ilościach.
Potem skierowałam kierowcę do sklepu, gdzie o tej porze roku na mur są śledzie solone. Próbował mnie mamić, że nie ma, a ja wiem, że są. Były, wykupiłam wszystko, to znaczy ostatnie 9 sztuk, moczą się. Bez rolmopsów to nie święta.
Owszem, mam majtasy z polskiego sklepu, te będą inaczej zrobione, ale rolmopsy muszą być własnoręcznie i tak dalej.
Miałam niby nic już nie robić, a tu nagle pasztetuję (jutro mielonka i pieczenie) i będę rolmopsować 😯
Cudownych, niepowtarzalnych Świąt Bożego Narodzenia 2010 życzę Państwu Adamczewskim, ich Bliskim oraz wszystkim Gościom Blogu „Gotuj się!”
😀 😀 😀
Tak, Alino, to ja wspomnałam Vezelay – masz „celebryckie” sąsiedztwo dla Twojego (i-bez-tego-urokliwego) miasteczka! 😀