Zgadnij co gotujemy?(38 B)
Jako że mnie nie ma, to rezultat zabawy będzie ogłoszony dopiero w kolejnym tygodniu. Wówczas też ujawnię też i nagrodę, która – być może – będzie przywieziona z daleka.
Tymczasem więc wytężcie szare komórki i odpowiedzcie na trzy pytania. A potem wyślijcie – proszę – odpowiedzi tam gdzie zwykle : internet@polityka.com.pl
1 – Kto to był Curnonsky i czy był naszym rodakiem?
2 – Gotował ministrowi Napoleona, rosyjskiemu carowi i jednemu ze słynnych bojarów, zostawił po sobie gorącą przekąskę podawaną do dziś na bankietach niemal na całym świecie; o kogo chodzi?
3 – Był kucharzem rodziny Potockich w Krzeszowicach, pozostawił po sobie mnóstwo przepisów, jego potomkowie żyją do dziś, choć żaden nie kontynuuje dzieła pradziada; jak się nazywał ten mistrz patelni?
I to wszystko. Teraz pora na napisanie i wysłanie odpowiedzi. A potem cierpliwe czekanie aż wulkan pozwoli mi wrócić na ojczyzny łono.
Komentarze
nikt nie gra? wszyscy śpią?
Ja nie śpię! Słońce w Poznaniu – już drugi dzień.
WSZYSTKIM MAMOM PIĘKNEGO DNIA I DUŻO RADOŚCI.
Witaj, więc nam, witaj! Na przyczółku rubieży, lub przysiółku na rubieży, też słońce, ale i chmury piękne 🙂
Młodzież ode świta w robocie, pojechali po owies. O! nawet udało im się wrócić!
No to będzie śniadanie 🙂
Nisiu wczoraj podałam te linki bo to nasz kolega blogowy pisał i był na pierwszej stronie portalu Onet … a do Karpacza jedź jak ochota jest … 🙂
u nas też słonko to dobrego dnia wszystkim .. 🙂
Ja gram, ale pechowo. W trzecim pytaniu z odpowiedzi uciekła ostatnia literka. Wysłałem poprawkę, ale nie wiem, czy nie za późno to było. Ukazał się konkurs z małym opóźnieniem i nie wiem, czy to znów nasi informatycy, czy coś innego.
Popatrzyłem właśnie, jaką nagrodę zdobędzie zwyciężca i wygląda to ciekawie, co by to ostatecznie nie było.
Również wszystkiego najlepszego i słońca – zarówno naturalnego jak i tego płynącego z miłości dzieci – dla wszystkich Mam.
Wszystkim Mamom życzę słońca w dniu ich święta!
Przeczytałem na Onecie tytuł „Kontrowersyjny film zaprowadził go do więzienia”. Niezdrowe myśli zaczęły mnie nawiedzać: pornografia, propagowanie narkotyków, a może eutanazji? Okazuje się, że chodzi o Jafara Panahiego, reżysera irańskiego, który nakręcił film o wyborach prezydenckich. I co w tym filmie kontrowersyjnego poza samym wynikiem wyborów?
Witam, wszystkim Mamom życzę ogromnej radości z obserwowania szczęścia swoich dzieci. Żadne skarby świata nie dają większej radości. 😀
Słońce u mnie jeszcze przykryte ogromną kołdrą chmur, wprawdzie zaczyna łypać jednym, zaspanym, okiem ale widoków na wyjście spod kołdry, nie ma. 🙁 Zimno, brrr. 👿
Pieknego dnia zycze wszystkim tu biesiadnikom,
a matkom w szczegolnosci!
pepegor
A zatem w skrócie :
Wczoraj wróciłam do domu cała i zdrowa,ale się nie zameldowałam,
bo dziecina okupowała komputer i byłam bez szans (skype z Ukochanym)Babksie pogaduchy u Bliklego okraszone smakami słonymi i słodkimi,
bardzo sympatyczne. Co raz lepiej się znamy po tych kilkudniowych
porannych, południowych i wieczornych spacerach, posiadach i plotach.
Teraz ciąg dalszy plotkowania i naprawiania świata na blogu 😀
Nowy, Apaw- piękne te Wasze wieczorne historie.
Żabo-nie smuć się !To bardzo dobrze, że już nie musisz niczego
nikomu udowadniać. Toż wspominana przez nas niedawno Stefania
Grodzieńska nawet książkę popełniła na ten temat.
O ciekawe- już teraz wyszło z mody owo popełnić jakieś dzieło.
Matki Polki łączcie się i radujcie !
Piszę Polki,bo w innycb krajach to święto niekoniecznie obchodzone
jest dzisiaj.
Słońce świeci, ale zimno okropicznie, brrr 😈
Wszystkim Matkom, Mamom, Matczyskom, Mamusiom, Mamuśkom, Matuleńkom … tego czego i sobie życzę 🙄
Żaba,
Ty się nadajesz do natychmiastowej resocjalizacji albo jakiego innego psychologicznego szamaństwa. Bo jak Tobie jest smutno, że niczego nie musisz nikomu udowadniać, to albo, lecąc Nisią: narąbałaś się jak szpadel. Albo masz doła jak stąd i nazad i wymagasz pilnej, co najmniej kumpelskiej interwencji. Forma dowolna, byle skuteczna. 🙄
Rozmawialiśmy w czasie Zjazdu Warszawskiego o terminie Święta Pyry w Wielkopolsce. Sprawdziłam. Nie chce być inaczej. Zaczyna się, zależnie od miejscowości, już pod koniec sierpnia. W Poznaniu początek września.
Dziwne te Poznaniaki (ja jestem Poznanianka z importu, coś w rodzaju interregionalnego tworu), świętują przed wykopkami 😯
Ale niech im będzie. Każda okazja do świętowania jest dobra.
To co poniżej, to wyimek z jakiegoś doniesienia prasowego z ubiegłego roku:
„W Wielkopolsce pyra doczekała się nie tylko pomnika, ale także ody na swoją cześć, którą wedle inspiracji Fryderyka Schillera i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, do muzyki Ludwiga van Beethovena (finał IX Symfonii d-moll op.125) ułożył: Juliusz Kubel :
Oda do Pyry:
Święta pyro, co w radlonkach
Nam roztaczasz łętów czar,
Nie da rady tobie stonka,
Nie wypali słońca żar.
Nie wygnijesz w środku gleby,
Gdy cię dorwie wielki deszcz,
Do wykopków trwasz ażeby,
Wiara mogła ciebie jeść.
Pyra w mączce, plyndzach, frytkach
I w mundurkach (a z nią gzik),
Luzem, w siatkach, albo w tytkach,
W butli na niejeden łyk.
Wstańcie, Wiara, wstańcie wszędzie,
Radzę zapamiętać wam,
Tak w Pyrlandii jest i będzie:
Pyra niesie radość nam!”
Tyle żurnaliści.
Skoro, jest nas na blogu spora grupa z Pyrlandii, to chyba należałoby zwołać kolejny zjazd blogowy na okoliczność święta pyry. Myślę o roku przyszłym.
Co o tym sądzicie?
A tak przy okazji.
Pyra a Ciebie w jakie radlonki znowu wyciepło, że na blogu sznupy nie otwierasz? 🙁
Pierwsza chętna już jest.Ja tam mogę świętowac i zjazdować
pod każdym pretekstem 😀
Jotko, widzisz to jest „ale tak”, ze niegdyś na widok tak zachowującego konia adrenalina mi wzrastała, pakowałam się na niego (o dziwo nigdy w takiej sytuacji nie spadłam, sama nie wiem jakim cudem), a kiedy zwierzątko już załapało, ze opłaca się być grzecznym, bo to i łatwiej, i przyjemniej, to miałam z tego dziką satysfakcję. A teraz siedze na ławeczce i wyobrażam sobie co bym w tym momencie zrobiła, siłą wstrzymująć się od rad i komentarzy. Gdyby ten młody człowiek zadziałał od początku tak jak ja bym to starała się zrobić, to pewnie koń by mu w ogóle nie bryknął, bo był by inaczej zrównoważony. Drugi raz spadł, bo koń się spłoszył kurtki leżącej na ławce, która załopotała na wietrze, ale też gdyby pilnował konia i inaczej siedział, to mogłby wysiedzieć i to bryknięcie.
Hubal (nomen omen = Szalony Major, takie przykre, ze młodzież w ogóle nie kojarzy kto to) bryka jak koń na rodeo – łeb w dół i wyskok z kocim grzbietem. Wysiedzieć to można też tylko w stylu rodeo, czyli odchylić się do tyłu i nogi możliwie wyprostowane (w siodle długie strzemiona). A zapobiec temu można nie pozwalająć koniowi swobodnie opuścić głowy do ziemi. Tymczasem młody człowiek zrobił sobie krótkie strzemiona, pewnie licząc na to, ze unosząć się w nich zamortyzuje wierzgnięcie.Skoku czterema nogami w górę nie przewidział, a że jeszcze pochylał sie nieco do przodu, to mimo trzymania się dwoma rękami łeku siodła (przy takim trzymaniu się łęku, siłą rzeczy trzeba się pochylic, czy też zgarbić) wyleciał jak z katapulty. Zrobił salto, pacnął o piasek i zerwał się gotów do ponownego wsiadania, ale strzemiona już wydłużył 🙂
Dziędobry i słoneczny na rubieży!
Pyrunia nasza, o ile wiem, właśnie jedzie autobusem do Pyrlandii ojczystej. Dzwoniły wczoraj obie z Dorolem, zmarznięte dosyć i Pyra wspominała o swoim opuszczaniu prowincji lubuskiej… o piątej rano czyli w środku nocy.
E, już powinna być dojechana chyba!
Żabo – a ja Cię trochę rozumiem. Już nikogo nie obchodzi, że ja bym umiała zrobić taki ładny fiiiiiilm… No ale wiesz: LANCE DO BOJU, SZABLE W DŁOŃ…
I życie towarzyskie. Święto Pyry – jak najbardziej. Połączone ze spożywaniem bohaterki.
Nabieram coraz większej ochoty na placki pyrowiane. Z kawiorem i gęstą kwasną śmietaną. Kawior czerwony. Bliny mogą być z czarnym.
Dobry czarny jest właściwie szary. Czerwony właściwie pomarańczowy.
W związku z tym, co pisze Żaba…
Kiedyś jedna złośliwa panienka – wiedząc, że jeżdżę na koniu bardziej niż kiepsko – wsadziła mnie na konisko, które właśnie z upodobaniem robiło koci grzbiet. Odbyłyśmy przemiły spacerek wzdłuż brzegu jeziora, po czym konik zrobił, co lubił, a ja poleciałam głową w dół między jego przednie kopyta. Zdążyłam szybciutko pożegnać się z życiem i rymnęłam w glebę. Pozbierałam się z dużym trudem, na siodło już nie wlazłam bo nie mogłam, a potem się okazało, że obojczyk ucierpiał. Akurat zaczynaliśmy zdjęcia do reportażu o ułańskim rajdzie. Musiałam się znieczulać, zgodnie ze wskazaniami lekarza, który też jechał. Bardzo byłam zadbana w tym rajdzie jako kaleka…
Kilka dni potem, kiedy kończyliśmy zdjęcia, Kaziczek wziął moją ekipę na konny spacerek dla przyjemności. Owa złośliwa panienka też chciała, ale Kazio tylko okiem błysnął i oznajmił, że przecież nie będzie jechała z nieumiejkami, a on potem zrobi jazdę INSTRUKTORSKĄ. Jakiś czas później z niedalekiego pola zaczęły dobiegać wrzaski panienki…
Kazio twierdził, że nie sztuka zrzucić z konia kogoś, kto nie umie jeździć – sztuką jest pokazać mu, jakie to piękne.
Urocze wspomnienie z owego rajdu: rajd był, jak się rzekło, ułański czyli ku czci. Zasadziliśmy się w malowniczym miejscu, żeby zrobić przejeżdżający mimo nas ze śpiewem zastęp. Łąka była śliczna, kwiaty, słoneczko – i krówcia się pasła. W umówionym momencie ułani wypadli galopem zza lasu, śpiewając okropnie fałszywie, przegalopowali tak obok krówki, a ta zaskoczona, zapętliła się we własny łańcuch , który podciął jej nogi i padła. Wiecie, jakie piękne było ujęcie? Krowa , której nogi się ugięły – zapewne z zachwytu – na widok tak pięknych i dziarskich ułanów..
Na marginesie: w jeździectwie to jest dość często tak, ze bardzo sprawni fizycznie jeżdżą gorzej niż ci początkowo mniej sprawni. Bieże sie to stąd, ze ci bardzo sprawni stosunkowo szybko i łatwo ( ja to nazywam: ze zręcznością małpy), nawet siedząc nieprawidłowo, utrzymują sie na koniu i nie czują potrzeby zmieniania dosiadu, i bardziej prawidłowego działania pomocami (pomoce podstawowe = dosiad, łydki, wodze). Natomiast ci mniej sprawni, zeby na tym koniu usiedzieć i coś od niego uzyskać, muszą, i siedzieć, i działać prawidłowo, skutkiem tego po pewnym czasie jeżdżą dużo lepiej.
Właściwie to w każdej dziedzinie, jak się zacznie nieprawidłowo to potem jest trudno dojść do perfekcji. Czyli oduczanie jest bardzo trudne.
Moja siostra (anglistka, nauczyciel akademicki) mawia, ze to, że ktoś coś robi przez całe życie wcale nie oznacza, ze robi to dobrze.
Właściwie zdania wyrobionego o Hubalu nie mam. Jak byłem młody, był ideałem. Na starość coraz więcej watpliwości przychodzi na temat sensu tego, co robił po zajęciu całego kraju przez nieprzyjaciół. Początkowo miał zgodę przełożonych, potem jednak cofniętą przez Grota. Po pierwszych represjach unikał kontaktów z ludnością cywilną, a służyli pod nim tylko ochotnicy. Formalnie wszystko w porządku. Ale szkoda najlepszych ludzi, którzy zginęli na darmo.
Ha, Żabo, wyglada na to, że ja jestem matoł. Bo jak Ty w takim sensie, to jest w tym sens i moje czepianie się nie ma sensu. Ja to zrozumiałam w innym sensie i to by nie miało sensu a wtedy moje czepianie miało by sens ❗
No to sobie wzdychaj Dobra Kobieto, na zdrowie 😎
Jotko, 😆 😆 czy z sensem, czy bez sensu, w tym sensie, chyba się ciut zapętliłaś „strasznie” uroczo. 😆
Stanisławie, żeby dojść do wniosków, zawartych w Twoim ostatnim zdaniu, trzeba zdobyć troszkę doświadczenia życiowego i czasami w spokoju pomyśleć a w młodym wieku nie ma na to czasu, dlatego bardziej polega się na emocjach, one są prostsze. Chyba większość ludzi przez te etapy przechodzi. Tak myślę.
Bardzo ciekawie piszecie, ale czy macie zamiar jeść dziś obiad ? Ponieważ jest dość chłodno, przyszła mi ochota na żurek. Ugotowałam go na białej kiełbasie i kawałku żebarka wędzonego. Kupiłam w najbliższym sklepie ” żurek kujawski” w butelce, ale nie jest zbyt dobry. Dodałam więc trochę „żurku z grzybami” Winiar i to dopiero był właściwy smak. Pozostaje ugotować ziemniaki i będzie pyszny obiad.
Pepegor,budowa pergoli to całkiem poważna sprawa, choć pewnie korzystasz z gotowych elementów. Może po zakończeniu prac, pokażesz nam gotowe dzieło.
To wszystko jest okropnie skomplikowane. Z całą pewnością źle jest zarówno całkowicie unikać walki jak i przesadzać w bohaterstwie. Tylko problem w znalezieniu tego złotego środka. Łatwiej go wyznaczyć ex post, ale w momencie próby bardzo łatwo o błędy. Patrzymy z naszej perspektywy na Monte Cassino czy Arnheim i widzimy, że tę krew przelano zupełnie nadaremnie. Ale żołnierze nie mogli przeciez tego przewidzieć. A jak trudno nawet z naszej perspektywy ocenić sens powstania Warszawskiego. A jak jeszcze zaczniemy wzorem Jotki rozszczepiać sens na czworo.
Stanisławie, właśnie chciałam napisać, ze z Hubalem trochę jak z Powstaniem, trochę, bo jednak nieporównywalnie mniej ofiar, ale mnie uprzedziłeś. Chyba to jednak z wieloma powstaniami: i Listopadowym, i Styczniowym. Po latach, widząć co z tego wynikło, można sądzić.
A legenda Hubala piękna, a major Dobrzański postacią nietuzinkową był i sportowcem znakomitym.
Usmiałam się kiedyś (cichutko i wewnętrznie) kiedy jeden Niemiec (wojnę pamiętający) zachwycił się Hubalem. Nie omieszkałam mu wytłumaczyć dlaczego Hubal to Szalony Major i, że ten koń ma godnie nosić to imię.
😀
A to mój syn z Hubalem, siedem lat temu, obaj jeszcze młodzi 🙂
http://picasaweb.google.com/zabieblota/Hubal#5409594281537447490
Warszawscy wozacy mieli takie przysłowie: chcesz mieć gałgana, kup se kasztana – coś w tym jest!
A z obiadem to się jeszcze zastanowię!!!
Żabo, możesz być dumna i z Syna, i z Hubala. Piękni oboje. 😀
Niebezpiecznie znakiem tego u Zaby, jak nie trzymac sie z daleka rumakow. Pod tym wzgledem ja tez juz nic nie musze. Lubie te zwierzeta, ale mam respekt przed nimi i tez juz na zadnym z nich nie usiade.
A pergole to ja buduje dotychczas sam, docinajac faktycznie kazde drewienko z osobna. Szkoda, ze nie mam czasu na reszte ogrodu. Ale pokaze naturalnie, jak stanie gotowa i porobie jako takie porzadki wokol.
Pergolę zrobiłem raz, kilkanaście lat temu. Trzyma się jeszcze jakoś, ale wiciokrzew i bluszcz tak się na niej rozpanoszyły, że trudno je porządkować, choć nie jest to niemożliwe. Trzeba przy tym uważać, żeby rośliny nie oplotły sąsiedniej sosny. Bardzo lubią się na nią wpychać. To wszystko blisko kąta ogrodu, w którym mieści się szkaradna buda na narzędzia i rupiecie. Głównym zadaniem pergoli było obrosnąć roślinami w stopniu zasłaniającym budę, co się udało.
Chłopcy rzeczywiście niczego sobie.
Pergola Stanislawie, chce zadaszyc taras /luxfala/, bo teraz nieprzydatna. Deszcz niszczy mebelki, a w przecietny upal az do popoludnia nie da sie tam wytrzymac. Ladne to nie bedzie, ale przynajmniej bardziej przydatne niz dotychczas. Pod przezroczystym dachem zawiesze pedy winorosli, ktorych ostatniej jesieni specjalnie nie przycinalem. Nad glowa bedzie wiec zielono i pozytecznie, a chlam z plastiku bedzie slabiej widoczny. Ponadto, liscie winorosli nie beda mialy klopotow z grzybem, jak nie dostana deszczu, bo od polowy lata mam zawsze z tym klopoty i czasem zbior idzie na marne.
Witajcie,
Tak sobie podczytuję wasze „końskie” przygody i co mi się przypomniało 😉 .
Raz w życiu miałam przyjemność zasiąść na końskim grzbiecie – był to hucuł. Jako że ja też nie najwyższa nawet jakoś razem wyglądaliśmy. Cudem z konia nie spadłam. Przy zsiadaniu niechcący skopałam koniowi grzbiet. Koń był wyjątkowo cierpliwy i mi nie oddał… Instruktorka uznała to za drugi cud… 😉
Witajcie! Już z własnego krzesła, komputera i pokoiku, w którym :
-nikt nie wpadł na pomysł osłonić półki z książkami i teraz są pięknie omszone kurzem,
– ktoś wpadł na pomysł spakowania całej zawartości szafy korytarzowej w sześć worków foliowych, stojących teraz na środeczku,
pas ziemi niczyjej wzdłuż mojej komody gromadzi 8 wiader i pojemników z narzędziami, a jako że dzisiaj Dzień Matki, to :
– moje miejscowe dzieci usunęły stosy z mojego tapczanu właśnie na środek, odgruzowały mi dojście do stołu z komputerem,
-po 2 tygodniach wzorowej, wspólnej roboty, pożarły się dzisiaj o nic.
Raportuję ponadto, że mam piękną posadzkę w korytarzu, a w toalecie wręcz niespotykanej urody z kaflem = mozaiką rozetową. Sprawozdanie z poibytu pod skrzydłami Dorotola będzie później.
W skrzynce pocztowej czekała na mnie kartka od naszej Nemo, wysłana 5 maja (!) z wybrzeża Chorwacji. Prosi w niej, aby pozdrowić wszystkich na Blogu, co niniejszym ze sporym opóźnieniem czynie.
Pyro: home, sweet home!
Żabo – masz syna przystojniaka, a i Hubal niczego. Znałam kiedyś (u Kazia, oczywiście) podobnego kasztana wielkopolaka z podobną łysiną, nazywał się Nikifor. Nie jeździłam na nim, bo on był do sportu, a nie dla gamoni, aleśmy za sobą nawzajem przepadali. Uroczy był, kochał startować w ujeżdżeniu, bo się mógł popisać i od razu zainkasować oklaski, które uwielbiał. Podobnie jak prowadzenie rundy honorowej w galopie, co robił z nieporównanym wdziękiem i utrzymując się w takcie Marsza Radetzkiego. Był miły i łagodny, nigdy w życiu żadnego dziecka nie zrzucił. Zrzucał tylko Kazia, chyba uważał, że jedynie szefa warto. Robił to tak sprytnie, że Kazio – stary koniarz! – nie mógł wyczuć, że Nikuś ma podstępne zamiary. Żadnego tulenia uszu, nic. Po prostu Kaziczek siedział w siodle, a za chwilę już nie siedział. Niki miał minę absolutnie niewinną. No, gałgan. Ale jaki słodki!
Zjazdowiczki kochane: właśnie byłam u pani Zosi i przywiozłam węgorza oraz tuńczyka…
Dzisiejszy dzień jest przedziwny.Raz popłakuję,a innym razem
cieszę się jak dziecko.Chichoczę i smutki pożerają mnie okropne.
Dawno nie przeżywalam na przemian takich skrajnych emocji.
Zmarł mąż mojej kuzynki Magdy.Magdę bardzo lubię.
Nasza rodzina rozsiana jest od Podhala po Trójmiasto, a my z Magdą
jedyne w stolicy. Jesteśmy rówieśnicami,jej mąż chorował od dawna,
taka rzadka choroba podobna do białaczki.Walczył z nią przez wiele
lat i wierzył,a my razem z nim,że jeszcze trochę powalczy.
Poległ w tych zmaganiach dwa dni temu.Byli bardzo udanym małżeństwem.
Szczerze Wam powiem,że Magdę lubiłam zdecydowanie bardziej
niż jej drugą połowę.I dlatego tak mi źle,bo myślę o tym,jak Magda,
tak bardzo oddana mężowi będzie teraz radzić sobie dalej.
Wiem,że sobie poradzi.Ma trójkę wspaniałych ,już praktycznie dorosłych
dzieci.Nie zostaje kompletnie sama na świecie.Ale myślę o niej stale.
Wieczorem do niej zadzwonię,może pobędziemy sobie razem.
Zobaczymy….
A z drugiej strony dzisiaj Dzień Matki.Dziecina przygotowała prezenty,
bo ma super Mamuśkę. W pracy chwilami żartowaliśmy,było zabawnie
i jednocześnie terminy cisną i trzeba się sprężać,roboty nie brakuje.
Życie po prostu toczy się dalej.Tak po prostu jest.
Rozmyślam sobie o tym wszystkim i jednocześnie przelewam trochę
tych moich myśli na papier,znaczy na blog.
Nie piszę tego wszystkiego,bo oczekuję od Was wyrazów współczucia.
Nie piszcie nic takiego.Miałam po prostu ochotę to wszystko powiedzieć
na głos.I tyle..
Nisiu, to co mamy się teraz zapłakać, ze nas tam z Tobą nie ma?
I te wszystkie blogowe,miłe spotkania przez ostatnich kilka dni.
Życie jest takie przewrotne ..
Danuśka,
no to nie mówię nic tylko ściskam serdecznie 🙂
Nisiu,
to o której meldujesz się jutro u mnie razem z tym tuńczykiem i węgorzem? Najwyższa pora, bo łosoś na wykończeniu 🙄
Żabo,
podpisuję się pod zachwytami 🙂
Pyro,
czyli masz szkołę, czytaj dom, przetrwania 😯
Jotko – mam cały okres szkolny. Nie takie, my ze Szwagrem… (jak mawia Alicja)
Pyro- witaj. Może i ruina wokół ale własna. Będzie dobrze!
Nemo- dzięki za pozdrowienia z Chorwacji.
A propos kawioru:
1 ogórek, 180g wedzonego łososia, 50g białego twarożku, tymianek, mały słoiczek kawioru z łososia, sól, pieprz
Ogórek obrany ze skórki pokroić na 10cm kawałki, następnie pokroić na paseczki, lekko posolić.
Plastry łososia podzielić na 3 części, doprawic pieprzem.
Zrobić przekładańce- ogórek, serek, łosoś, serek, ogórek.
Posypać tymiankiem i udekorować kawiorem.
Na 10 min do lodówki.
Smacznego
Trzeba wymyślić Zjazd w Trzebieży, nie ma rady…
😆
W Trzebieży to ja też chcę !
Hurtem od razu się zapiszę na wszystkie zjazdy,może na blogu
przyjmą takie podanie 🙂
Blog Wędrownych Łasuchów? 😮
Jotka! Jotka!
Doskonały pomysł!
😆
Wczoraj i dzisiaj woziłam Agę z Krzysiem do przedszkola a potem przywoziłam całość do domu. Zięć w Poznaniu. W przedszkolu organizowali nie Dzień Matki a Dzień Rodziny (?????), starszaki osobno a mniejsze osobno, stąd dwa razy – raz Jadzia a raz Józio. Jadzia brylowała, jak to ona, a Józio dzisiaj miał tremę i zamiast mówić wierszyk się rozpłakał. Do końca imprezy przesiedział na maminych kolanach, razem z Krzysiem opychali się ciasteczkami.
Wiadomość dla Dagny: właśnie Sylwia oprowadza Nadira po kółku, o, a teraz gania go kłusem na lince. Nawet nieźle to wychodzi.
Żabo – wieść do Dagny nie dotrze: w krzakach w Ośnie nie ma internetu.
Dorotol prowadziła dyskurs z sąsiadką, której dzieci mają łączność, aby pozwoliła Dagny korystać ze swego IP (Daga miała swój komputer) ale dama się nie zgodziła – u niej chodzi b. wolno, jak się jeszcze podłący Daga, to siądzie. A Dorotolowi nie opłaca się brać całej usługi (telefon + internet+ komórka) na kilka dni w miesiącu. Miała iść załatwiać, ale precież już w piątek wraca do Berlina… Więc nie wiem, jak to będzie.
Za wszystkie Mamy świata Pyry wznoszą toast tarninówką Pepegora. Co jak co – Włodkowa była dobra, Pyrowa też dała się wypić, Pepegora jest znakomita. Po takiej nalewce Mamom będzie się dobrze działo.
Nisiu,
czyli Blog Wędrownych Łasuchów delektujących się wspaniałymi piotrawinami na pierwsze, drugie i każde kolejne jadanie? 😆
Żeby się tylko komuś piotrawiny z Piotrowinem nie pomyliły, bo to z całkiem innej paki!
Mogą się pomylić 🙄 Piotrowin był ładnie sporcjowany 😉
Makabreski wieczorową porą? A fe, Dziewczyny
Lubię makabreski 😀
Miałam trochę wolnego i wszystkie ręce rzuciłam na ogród. Efekt jest i szybko muszę nacieszyć oko, bo chwastom służy i mokre, i suche, i dowolnie zimne lub ciepłe. Zaczynam też powoli mieć problem buszowy. Niektóre maleństwa wyrosły nad podziw i spodziewanie, inne plenią się bez umiaru. Na szczęście jeszcze mam gdzie przesadzać i rozsadzać 🙂
Dość puchowato wygląda na blogu…
Idę spać…
Nowy łap się za pstryczek-elektryczek, albo zapalaj świeczkę 🙂
Lubię zaczynać dzień od Twoich wieczornych wpisów 🙂
Po środowych wyczynach sportowych wznoszę browarem za Matki Polki, bo u nas już było.
Pyro, czuję się przez Ciebie mile połechtany, ale swoją drogą, jak długo wy dwie pijecie te skromne pół literka? Dałem przecież do spróbowania. U mnie już by tego nie było.
Ale na IV Zjazd trzymam i tarninówkę, i dereniówkę i wystawiam się na krytykę.
Dzieńdobrywieczór Szampaństwu!!!
Dotarłam do domu mniej więcej pół godziny temu, zostawiasz chłopa na tydzień, a on nowy samochod kupi, ale trawy nie skosi 🙄
Kosiarka teraz do tego ni przypiął, ni wypiął, a kosy nie mamy – co robić?! 😯
Jutro pomyslę. Tymczasem tutaj plusy dodatnie takie, że hej, w tej chwili +33C i zbiera sie na wielką burzę. W nosie mam, nawet nie chowam się pod biurko, musze szybko sprawozdać.
Zara. Muszę się skracać. No więc przyjechałam, i czekam, czekam, czekam na bagaż. Wszscy poszli, bagażu nie ma. Żebym to ci ja miała walichę jakiegoś Voutona, i wielgą, ale ja spokojnie mogłam tę walizkę wziąć jako podręczny bagaż – nie wzięłam tylko dlatego, że tam książki, a książki są ciężkie i mogli mi nie przyjąć, bo podręczny to 8kg.
WETŁO, a nawet wcięło. Chora jestem, bo tam było wszystko, co najcenniejsze 🙁
Pan na lotnistku przyjął zażalenie i powiedział, że w przyrodzie nic nie ginie i nie ma prawa, żeby się walizka (to nawet wstyd walizką nazywać) nie znalazła. Zwaliłam na Jerzora – jakby był, to dopilnowałby, i zresztą cały czas (jadąc z lotniska dobre 200km do domu) nadawałam mu, co stracił. Niech żałuje! Podobno strasznie pracował, ale jak patrze na tę trawę…. wątpliwość mam wielką.
Spotkania warszawskie…. co ja tu dużo będę, ja to wszystko sfotorelacjonuję, bo przecież kilometry pisania byłoby.
BYŁO CUDNIE!
A teraz przerywam, bo nie moge wytrzymać, żeby nie zerknąć na zdjęcia.
O matko…. i pieron niedaleko strzelił 😯
Tutaj burze szaleją, na ide pod kordełke, zdjęcia zmniejszone zapodam jutro, a na razie kompanija:
http://alicja.homelinux.com/news/img_2872.jpg
Przy nocnej lampce,
Bardzo późno dzisiaj, nawet jak na mnie. Wiosna pełna parą, pracy znacznie więcej, wieczorem musiałem jeszcze coś załatwić dla mojego Michałka i tak się zeszło. Nie miałem okazji nawet zjrzeć na Blog i naszym blogowym Matkom złożyć życzeń. Ale przecież taki dzień powinien trwać 24 godziny x 365, a nie jedną dobę, więc przyjmijcie, proszę, moje wyrazy szacunku i najlepsze życzenia.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/Roza#slideshow/5475796838283123474
Dzień Matki i Dzień Dziecka w kalendarzu blisko są siebie, dzieli je niecały tydzień. To dla mnie piękne daty.
Przejrzałem przed chwilą internetową Wyborczą, a z niej rzucił się oczom tytuł: „Granitowe serce na grobie…. ” Przeczytałem.
Nawet nie będę próbował zasnąć.
Czasami byle chmura potrafi mnie zatrzymać w miejscu, by popatrzeć.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/Chmura#slideshow/5475796101572705890
Dobrej nocy za oceanem, a dzien dobry na antypodach!
pepegor
pepegor,
Kiedyś prosiłeś, żeby zamieszczać zdjęcia ogrodów. Spełniam życzenie. To „dzika” część ogrodu w którym pracuję, moja ulubiona. Roślinność wydmowa, piękne widoki i dwa krzesła o których prawie nikt nie wie. Tam chodzę odpocząć, zjeść, poczytać, posłuchać oceanu. Spędzam tam też mnóstwo czasu po pracy.
Jeśli Ty lub ktoś chce – można zobaczyć.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/MojaPracaDodatek#slideshow/5472452693667613730