Na szaro i w potrawce
Pożyczałam komuś kryminał z profesorową Szczupaczyńską w roli głównej (autorstwa Maryli Szymiczkowej, czyli Dehnela i Tarczyńskiego) i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przeczytać przy okazji kawałeczka. Uwielbiam tak skrupulatnie opisane realia i dobrze podpatrzone postaci.
Trafiłam na opis menu, które profesorowa przygotowała (rękami swojej służącej rzecz jasna) dla profesora, a w którego skład wchodził między innymi karp w szarym sosie. To danie, którego nazwa wielu osobom nic dziś nie mówi. Szary sos, to sos przygotowywany z zasmażki, do której dodaje się, zależnie od tego do czego się go podaje, wywar z warzyw, mięsa lub ryby, odrobinę wina lub cytryny, a także karmel, rodzynki i migdały. Najczęściej jest dodatkiem właśnie do karpia lub ozora w galarecie.
Spotkałam się z tym, że potrawką nazywana jest zapiekanka z rozdrobnionymi kawałkami mięsa. Tymczasem potrawka to gotowane mięso podawane z sosem przygotowywany z rosołu, masła i mąki. Najczęściej kurczę.
Mało kto wie, jak przyrządza się rybę po polsku. To ryba gotowana z warzywami, podana wraz z tymi warzywami, siekanym jajkiem na twardo i polana roztopionym masłem. I choć ryba gotowana może dla wielu osób nie brzmieć zachęcająco, zapewniam, że to pyszne danie.
Zwłaszcza młode osoby, choć doskonale rozpoznają rodzaje sushi, nie znają potraw kuchni polskiej. Choć słowo patriotyzm odmieniane jest dziś przez wszystkie przypadki, polska kuchnia kojarzy się głównie ze schabowym z kapustą. Warto zacząć poszerzać swój repertuar polskich dań, żeby, gdy będziemy podejmować gościa z zagranicy, mieć szansę wyjść poza ten schemat.
Ryba po polsku
Rybę, na przykład filet z sandacza, wrzucić do wywaru z warzyw (jeśli nie mamy czasu i ochoty obierać warzyw, możemy użyć rosołu warzywnego z kostki). Gotować 15 minut. Ugotować 2 jajka na twardo i posiekać. Rozpuścić czubatą łyżkę masła (w garnuszku lub mikrofalówce). Wyjąć rybę z wywaru. Posypać ją jajkiem i polać masłem. Podawać z ziemniakami i kapustą kiszoną. Smacznego!
Komentarze
Pamiętam, jak podczas pierwszych pobytów w Polsce Osobisty Wędkarz zachwycał się smakiem sandacza podanym w podobny sposób. Ryba wprawdzie nie była polana masłem, ale sosem śmietanowym, do którego dodano drobno posiekane jajka na twardo.
Czasem rzeczywiście brakuje tego rodzaju potraw w restauracjach serwujących polska kuchnię. W Krakowie na każdym rogu ulicy, w ramach polskich specjalności przede wszystkim pierogi, a poza tym żurek, bigos, barszcz, golonka i schabowy.
Taką rybę robiła moja Babcia.
Ja osobiście przyznaję, że z ryb uwielbiam po prostu śledzie własnej roboty (solone a nie o nędznym posmaku octu; cebula&olej). W Polsce tylko raz zjadłem wybitną rybę wybitnie przyrządzoną (Hel, na samym końcu w niskiej chacie restauracja, chyba najdroższa, najciemniejsza i mająca najwięcej elementów w wystroju – rybackie sieci, koła , wiosła itp. ; Dorsz pieczony w miodzie obsypany ziarnami/orzechami z nadzieniem szpinakowym).
Wszelkie pozostałe ryby doskonale przyrządzone jadłem we Włoszech.
Zaznaczam , że nie mieszkam nad Bałtykiem więc moja opinia jest skrajnie niesprawiedliwa i subiektywna. Zapewne jest mnóstwo miejsc gdzie miejscowa ludność (bo tak często bywa) wie gdzie można zjeść smacznie tradycyjnie przyrządzoną rybę.
Co region to dania. Ja w dzieciństwie pławiłem się w czerninie… 😛
Za to mój sąsiad pochodzący z Warmii jak mu podałem zimne nóżki (w skrócie: zimna galareta z fragmentów wieprzowiny, ale są odmiany drobiowe i rybne) to je podgrzał w garnku i zjadł jako gorącą zupę – bo tak się nauczył w swoim regionie, w swoim domu rodzinnym.
W sumie to nie wiem na koniec czy tradycyjne danie to te z przekazów historycznych czy te serwowane w budce przy drodze w ilościach hurtowych. Zresztą tradycyjne danie obecnie to danie z uzdatniaczem jakim bądź byle by był…
Witaj REPie przy stole! Opinia subiektywna nie musi być przecie niesprawiedliwa! Czuj duch i smacznego. Wpadaj do nas częściej.
Była Liselotte, Jerzor zadzwonił do Ulli (panie się znają z poprzednich wizyt Ulli u nas) i mieliśmy konferencję na szczycie.
Lisa pochwaliła ciasto, dałam jej kawał spory, w przeciwnym razie Jerzor by zjadł i potem narzekał na mnie, dlaczego nie dałam Lisie.
Pozbyłam się też znacznej części rabarbaru – Lisa szukała wczoraj, a u nas tyle tego.
Witaj przy stole, Repie.
Też lubię śledzie, rolmopsy mojej roboty po wytrawnej, a nie słodkiej stronie.
Dziękuje za przywitanie (cichal i Alicja – Irena). Dopowiem obrazoburczo być może (dla smakoszy pięknych i całych ryb) iż przypadkowo kiedyś zrobiłem pulpety z mięsa rybiego.
Otóż, przyznaję się bez bicia na szybko rozmrażałem filety w ciepłej wodzie. I szybko o nich zapomniałem. Gdy pamieć wrócił okazało się, że mam letnią zupę rybną. Mnóstwo luźno związanych ze sobą fragmentów mniejszych i większych ryby.
Uwielbiam improwizować ( i już wiecie dlaczego muszę improwizować :P) w kuchni. Sitko i odcedzamy. Mąka, jajo, przyprawy. Kulki i obtaczamy. Obsmażamy i delektujemy się pulpetami o silnym smaku ryb (bo z ryb 100% były). Cześć zjadłem od razu. Część zdusiłem z warzywami i małą ilość lekkiego wywaru wyczarowałem. Pycha.
PS: nie jestem historykiem kuchni niemniej sadze, że tak właśnie część dań powstaje – z pomyłek. Czasami to po prostu szczęście (wynikające z pomyłki) jak pozostawienie suszących się płatów za blisko buchającego pieca po czym powstaje ryba wędzona na gorąco (tak mniej więcej – bo już pamiętam słabo – jakiś program kulinarny mi tę prawdę objawił)
REP witaj! Skoro w dzieciństwie pławiłeś się w czerninie to może spędziłeś je na Kujawach albo w Wielkopolsce?
Dawno juz nie jadłam tak przygotowywanej ryby, może nadarzy sie okazja.
Marku, spóźnione ale jak najserdeczniejsze zyczenia z okazji imienin.
REP, miło przywitać nowego kolegę 🙂
Zajrzyjcie do blogu REP, ciekawy.
Mamy z REP-em podobne sklepowe wspomnienia z Turcji, chociaż ja stamtąd przywiozłam dywanik i naszyjnik, który bardzo lubię 😉
Dzień dobry,
pochmurny, ale sauna wisi w powietrzu. Zajrzałam na blog REPa, ale przejrzenie zostawiłam na później, bo to wymaga czasu.
W turcji na pewno kupiłabym dywanik, ale taki na ścianę raczej, nieduży. No i pewnie jakąś damską szmatkę.
Tymczasem powinnam jakieś szmatki pakować na podróż i mogę zaszaleć, bo bagażnim zmieści sporo. Oczywiście poczesne miejsce s tyłu zajmie rower, chłop uparł się, że na Independence Pass wyjedzie na rowerze. Już raz wbiegł, nie wystarczy mu?!
A i pora o latach myśleć i o sercu na przykład. Ambitny się znalazł…
Dla pasjonatów roweru oraz dobrej kawy:
http://www.bikecafe.pl/o-bike-cafe/historia
Historia oczywiście zaczęła się w Poznaniu, jakoś wcale mnie nie dziwi 🙂
Ja dzisiaj na rowerze przywiozłam moje tradycyjne o tej porze roku zakupy: szparagi, młode ziemniaki, czereśnie i truskawki.
Dobry przyjaciel to podstawa 🙂
https://www.youtube-nocookie.com/embed/vnVuqfXohxc?rel=0&%3Bshowinfo=0
Ja mam z Turcji dużo lepsze wspomnienia, ale też unikałam wyjazdów zorganizowanych.
Dywanów co prawda nie przywiozłam, ale przyprawy, herbata, zioła, mydła naturalne, owoce suszone, lokum i chałwę. Jest w czym wybierać:
http://www.tur-tur.pl/tag/zakupy/
Nigdy nie byłam w Turcji i teraz nie ma na nią jakoś czasu, a chętnie bym zwiedziła jeszcze raz Grecję. Tymczasem udaję się na Zachód różnymi meandrami i ciekawa jestem, jak to zniosę…w końcu kiedyś był człowiek piękny i młody i ponad tysiąc kilometrów dziennie dało się zrobić bez uszczerbku na kręgosłupie.
Przypomnę sobie „zwiedzanie po amerykańsku”, czyli co tysiąć kilometrów jakaś atrakcja na preriach, potem ze dwa tysiące z groszem gór skalistych, jakaś pustynia – i Pacyfik 🙂
Tiaaaa…. Kiedyś piękni i młodzi a teraz to już tylko piękni… 🙂 Po amerykańsku 20 lat temu. New York – Chicago – Rushmore Mount (prezydenci) – Czarne Góry (Korczak Ziółkowski) – Reno (mini Las Vegas) – San Francisco (Tony Benet) Potem dołem przez Florydę do domu. 16 000 km. Miesiąc. Koszt 1600 dol razem z wywołaniem zdjęć! To były ceny!
W Istambule dwa razy. Raz parę godzin. Wyskok w czasie wakacji w Bułgarii. Hagia Sofia i Grand Bazar. Drugi raz jeden cały dzień w czasie rejsu ruskim statkiem z Odessy do Gdyni. Dookoła Europy! Dywanu ani nic innego nie kupiłem. Miałem powód, bo nie miałem forsy…
Ja w sumie z Turcji mam miłe wspomnienia, szczególnie, że pozostawiona w restauracji moja torebka z dokumentami i pieniędzmi czekała na mnie nie tknięta przez ponad godzinę, dopóki z przerażeniem się nie zorientowałam, że jej nie mam.
Ja też mam bardzo miłe wspomnienia z Turcji. Byłam tam z przyjaciółmi z trójką dzieci w wieku przedszkolnym. Mniej więcej dwadzieścia parę lat temu na miesięcznej włóczędze z przyczepą campingową. Przejechaliśmy z Istambułu przez Ankarę, Adanę, Alanya/ę?/wzdłuż Morza Śródziemnego do Efezu i z powrotem przez Canaccale. Ogólne ramy wyprawy mięliśmy ustalone, ale w sumie i tak cała wyprawa była jedną wielką improwizacją z mnóstwem przygód po drodze 😉
Witaj REP – też zajrzałam do Twojego blogu – na razie pobieżnie 🙂 …
Dzień dobry 🙂
kawa
Kawa parzona sposobem tureckim, chałwa, soczyste arbuzy, figi dojrzewające na gałązkach, to moje wspomnienie Turcji. Świetne, przewiewne, bawełniane ciuchy bym jeszcze dodała. Przepych meczetów, ale i niemiły zapach wyściełających ich posadzki dywanów, sułtańskie pałace i okropny ruch uliczny Stambułu, upał i spaliny. Spędziłam tam kiedyś miesiąc wakacyjny mieszkając w prywatnym domu, poruszając się pieszo lub autobusami po mieście. Dożo dobrego, ale też dużo zaskakującego i niepokojącego. Źle odbierałam nachalnych sprzedawców psujących przyjemnośc spacerów po bazarach. Wystarczyło jedno spojrzenie z zainteresowaniem na jakiś przedmiot natychmiast się ożywiali. Na początku miłe zdziwienie zainteresowaniem, ale po chwili udręka uwolnienia się od natrętów. Ale w sumie wspominam bardzo ciepło, zupełnie inaczej niż inny, znacznie krótszy wyjazd z biurem podróży, czyli zorganizowany, hotelowy, nigdy więcej!
REP – miło Cię widzieć przy naszym blogowym stole, wpadaj częściej 🙂
…jeszcze dodam, że bardzo mi odpowiadała kuchnia turecka, tam też pierwszy raz jadłam prawdziwy jogurt i nauczyłam się przyrządzać „dżadżyk” z czosnkiem, świeżym ogórkiem, solą i kroplą oliwy. Przywiozłam pojemniczek do kraju i przez jakiś czas zabawiałam się produkcją własnego jogurtu, aż mi przeszło. Ciastka ociekające miodem i smakujące orzeszkami wspominam czule, mogłam się nimi opychać bezkarnie, ale to było dawno temu 🙂
Tych ciasteczek ociekających miodem to akurat nie lubię 🙁 Owoce mają fantastyczne.
Ja natomiast nie przepadam za lokum 🙂 Oczywiście przywiozłam książkę kucharską z ichnimi specjałami.Wspomnienia wzmogły apetyt, więc pojem czytając 🙂
A tu przepis na kruche ciasteczka słone (dla odmiany), „Tuzlu Kurabiye”
1 filiżanka (od kawy) jogurtu
1 filiżanka miękkiego masła
1 filiżanka oliwy
1/2 łyżeczki od kawy soli
1 żółtko jajka
mąka (nie podano ilości, piszą, że wystarczająco by uzyskac jędrne ciasto)
Wymieszac wszystko (bez żółtka) i zagnieść ciasto, po czym rozwałkować na grubośc ok. 1/2 cm i wykrawac nieduże ciasteczka wg uznania. Posmarowac żółtkiem, można posypać sezamem i upiec do uzyskania złoto-brązowego koloru.
Wracając do naszej, rodzimej kuchni, to wspomniałabym o kurczakach pieczonych z nadzieniem, takim z wątróbki, bułeczki, żółtka i dużej ilości natki. Dla mnie to jest rarytas. Niektórzy dodają jeszcze rodzynki, ale to wg uznania. Takie kurczęta pamiętam jeszcze z dzieciństwa podawane przy większych okazjach rodzinnych, a z deserów to mus poziomkowy w szklanych pucharkach udekorowany dorodnymi owocami, pyszności i zapachy…
Obecna, z nieobecności usprawiedliwiona. Połamało mnie doszczętnie. A nie mówiłam – do ogródka barchany!
Fokus-pokus i przepis na moussakę, o jaki prosiła Danuśka. A że „Łotr” odmawia współpracy, podawać będę w częściach (może wyłapię czego tak bardzo nie lubi).
Składniki na 4 osoby:
• ~ 1 kg bakłażanów
• 4 duże ziemniaki
• 1 duża czerwona cebula
• ~ 0.5 kg mielonego mięsa (baranie w przepisie oryginalnym, Wombat używał wieprzowiny)
• 4 łyżki oliwki
• 1 laska cynamonu (może być mniej i sproszkowany)
• szczypta gałki muszkatołowej
• szklanka soku pomidorowego
• sól, pieprz do smaku
SOS BESZAMELOWY:
• 60 g masła
• 60 g mąki
• 0.5 litra mleka
• 2 żółtka
• 2 łyżki startego sera parmesan
• sól, pieprz do smaku
• szczypta gałki muszkatołowej
Moussaka część 2
Przygotowanie:
1 – sos beszamelowy
rozgrzać masło, dodać mąkę i dokładnie wymieszać, powoli dolewać mleko, doprawić gałką, solą (niewiele bo ser jest słony), pieprzem, ciągle mieszając dodać żółtka i na końcu ser – dobrze wymieszać
Moussaka część 3
– bakłażany pokroić, posolić i odstawić na 30 minut, po czym osuszyć z wydzielonego soku
– ziemniaki obrać i pokroić w plasterki; wraz z bakłażanem ułożyć na blasze, zwilżyć nieco oliwką i podpiec na grillu lub w piekarniku
Moussaka część 4
– cebulę pokroić w kostkę i wrzucić na patelnię z rozgrzaną oliwką, podgrzewać do zeszklenia po czym dołożyć mięso, dokładnie wymieszać z cebulą i podsmażyć ~ 10-15 min(nie doprowadzając do zbrązowienia mięsa)
– doprawić cynamonem, gałką muszkatołową, solą i pieprzem; dolać sok z pomidorów i gotować na małym ogniu ~ 10 minut lub aż całość zgęstnieje
dołożyć ~ połowę sosu beszamelowego i dokładnie wymieszać
Moussaka część 5
– w naczyniu* układać warstwami: podpieczone bakłażany i ziemniaki, przygotowane mięso, drugą połowę sosu beszamelowego i posypać pozostałym serem
piec w temp. 200° ~ 45 – 50 minut
to chyba nazwa naczynia wskoczyć nie może, wiecie jakie, prawda?
Na pewno nazwa naczynia, próbowałam kilka razy i nic z tego. Ciekawam który człon jest zakazany.
Echidno ten żarood-p-o-r-n-y
Salso, takiego kurczaka robiło się w moim domu, kiedyś zdarzało mi się też takiego upiec, ale już nie pamiętam kiedy. Może warto do tego wrócić przy okazji rodzinnego obiadu.
Przepisy odnotowane-dziękuję Salsie oraz Echidnie.
Tureckie ciasteczka wydają się być bardzo proste. Moussaka oczywiście wymaga trochę więcej pracy, ale jestem pewna, iż jest warta grzechu. Grzeszyć będziemy, kiedy zrobi się nieco chłodniej, bo póki co czas chłodniki oraz zimne piwo 🙂 Dzisiaj do piwa przewidziany omlet ze szparagami-roboty na trzy minuty i nie potrzeba uruchamiać piekarnika.
Uznałam też, iż najwyższy czas zacząć czytać upalno-wakacyjno lektury i właśnie skończyłam to czytadło http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4550768/moje-greckie-lato
To nie jest książka dla tych, którzy pochłaniają jedynie ambitne i naprawdę wartościowe lektury, ale „pod gruszę” jest w sam raz. Mnie zaintrygował fakt, iż akcja toczy się przede wszystkim na wyspie Zakynthos, której urodę dane było mi poznać 🙂
https://i.wpimg.pl/O/644×430/i.wp.pl/a/f/jpeg/36461/zakynthos.jpeg
Dla ochłody 😉 w planach książka o Islandii:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4371014/lawa-owce-i-lodowce-zadziwiajaca-islandia
Inny przepis na baklazany,
2 baklazany
250 g mozzarelli
100 g szynki ( cienkie plastry )
8 malych pomidorkow
kilka listkow bazylii i natki z pietruszki
sol, pieprz i olej z oliwek
Baklazany przekroic w podluzne 1 cm plastry, posolic je i odstawic na pol godziny. Po tym czasie, oplukac i wytrzec w papierowa serwetke. Patelnie gril posmarowac olejem i smazyc plastry baklazana 3 minuty z kazdej strony. Na usmazony plaster baklazana polozyc plasterek szynki, cienki plasterek mozzarelli, pol pomidorka, listki bazylii. Dac troche soli i pieprzu. Zawijac od szerokiej czesci plastra i na koniec przymocowac waleczek cienkim patyczkiem. Wsadzic do nagrzanego piekarnika 180 C na 10 minut. Podawac gorace.
Przed podaniem posypac natka z pietruszki.
Elapa-takie roladki bakłażanowe jadłam również w wersji wegetariańskiej. To bardzo smaczna i efektowna przystawka.
U mnie na kolację bób, taki prosto z wody, jedzony palcami, na wyścigi. Niestety marne mam szanse, bo wyłuskuję z łupinek, a konkurencja łyka w całości 🙂
W ramach wakacyjnych lektur czytam (nadrabiam zaległości) kolejną książkę Nisi 🙂
Salsa! Ale Wam zazdroszczę! BÓB! Moje marzenie. Bywa tu czasami mrożony w jednym latynoskim sklepie, ale cena księżycowa. Na ebay’u sprzedają na sztuki, Do sadzenia. Jak jestem w Polsce, to się obżeram do nieprzytomności. Jak byłem w Afryce, w Sudanie, to jak w raju, bo bób jest ich narodową rośliną. Jak ziemniaki u nas czy w Irlandii. Na sto sposobów. Najlepsza jest pasta z czosnkiem, solą, oliwą i kuminem. Je się to z ichnim chlebem, czyli takimi „podpłomykami”. Nazywaliśmy to „beretami”. Pyszne!
Pyszna musi być taka pasta z bobu, taki hummus sądząc po przyprawach. Dzięki za podpowiedź, zrobię. W końcu sezon w pełni. Ciekawe, czy można ukręcić taką pastę z łupinkami? Widziałam w jakimś kulinarnym programie (o kuchni marokańskiej) jak do potraw używano bobu suszonego. Trzeba go jednak uprzednio namoczyć przez parę godzin. W Meksyku też bardzo mi było brak tego smakołyku, próbowałam suszonego, ale widać za krótko moczyłam, był niesmaczny.
Salsa! Z łupinami z łupinami, tam wszelakie dobro! W Meksyku nauczono mnie, żeby nie moczyć, tylko zagotować a potem pyrkać aż do miękkości.
Ale suszony musisz namoczyć…Natomoast łupinka zawiera jakieś enzymy czy coś równie mądrego, co pomaga w trawieniu bobu.
U mnie nie widzę, poza czasami bobem z puszki. Najwięcej bobu najadałam się we Wrocławiu…
Jak mawiał nieodżałowanej pamięci Wiesio Dymny: Zadania bywają różne. Zadanie domowe, zadanie boby… i oto, i o to właśnie chodzi… 🙂
Nie boby, ino bobu!
Kochani
kilka odpowiedzi – przepraszam za opóźnienie ale wiecie sami (praca,dom,hobby – kilka, niechęć, zmęczenie , radość – czyli zajęcie się różnymi rzeczami, sprzątnie – dzisiaj ; i nawet sprawia mi satysfakcję, taka siłka domowa :P)…
@Danuśka – Czernina serwowana przez moją śp babcię. Rejon: Mazowsze, okolice Sierpc, Raciąż (nie podaję nazw wsi bo to już nic nikomu nie powie).
@Alina – dziękuję za przywitanie i odwdzięczam się tym samym. Co do bloga – daje mi radość (chyba po raz pierwszy w moim życiu do końca spełniam się na danej stronie internetowej) a i odświeża mi pamięć (już dosłownie za chwilę znów radośnie będę śmigał po włoskich dróżkach, nie mogę się doczekać!).
@MałgosiaW – te sklepowe wrażenie to moje jedno z lepszych życiowych turystycznych wspomnień (mam uśmiech na twarzy jak myślę o tym zdarzeniu, jest zawsze świeże, no i idealnie nadaje się na opowieść przy ognisku);
co do torebki pozostawionej.. nam się to nie zdarzyło ale zdarzyło się współuczestnikowi wycieczki – zostawił pieniądze i dokumenty w pierwszym hotelu – dostarczono wszystko do trzeciego…
@Alicja-Irena – ja wróciłbym do Turcji (ale teraz znów mam obawy) – Troja ( i inne punkciki na mej mapie westchnień w tym kraju). Grecja – chyba zbiorę się na odwagę i pojadę sam (żona nie chce, krzyczy, płacze – mówi,że nie chce do Grecji, nie zniesie widoku licznych bezdomnych zwierząt itp , itd.. Moje przekonywanie że w Sienie bez problemu zajęliśmy się bezdomnymi zwierzętami, bo o naszej działalności w Polsce nie wspomnę – nie pomaga; w Turcji przetrwała widok tureckich domów z 40 kotami bo to powszechne…zresztą to jest tak zawiły watek że przestanę go tutaj kontynuować bo i Wy i ja się pogubię … kiedyś to wyjaśnię na moim blogu)
@ankaw – Witaj! Nie żałuję wycieczki zorganizowanej do Turcji – to świetna okazja by bezpiecznie poznać ten kraj. Niemniej mam ogromny niedosyt. Nie zobaczyłem tego co chciałem (a byłem blisko) a to co zobaczyłem to było mgnienie…
Problem znikł odkąd jeżdżę poza Polskę autem. Dużo łatwiej pogodzić się z faktem nie zobaczenia czegoś jeżeli to ja podjąłem taką decyzję – świadomie, po rozważeniu za i przeciw. Ponadto wiesz… mam ochotę coś zwiedzić? Zwiedzę. Mam ochotę przeleżeć cały dzień w pokoju hotelowym? Spędzę….
W Turcji , w tej wycieczce zorganizowanej znów poczułem się trochę jak dziecko – ciągane od do przez rodziców…No ale że we mnie jednak jest już silnie ugruntowana dorosła osobowość – nie płakałem, nie tupałem…
@Salsa – witaj. Postaram się być w miarę często szczególnie, że wychodzę z tego miejsca tylko z pozytywnym nastawieniem chociaż trzeba przyznać, że rozmawiamy o przyjemnych rzeczach więc jakże miało by być inaczej??