Co powiecie o mlecznych barach
Podczas ostatnich wędrówek po mieście spostrzegłam ze zdziwieniem, że w niektórych punktach Warszawy czas się zatrzymał. Wychodzą z niebytu bary mleczne, czyli lokale, które pamiętam z odległego dzieciństwa, a później młodości.
Ponieważ mleko było moim osobistym nieprzyjacielem, nigdy nie chodziłam na relatywnie tanie posiłki do barów, co czynili koledzy ze studiów. W nowej sytuacji gospodarczej, po 1989 roku, bary mleczne znikały i chyba nie całkiem bez racji, bo często nie oferowały ani jadłospisu, ani sposobu podawania, ani obsługi, do jakich w nowych warunkach aspirowaliśmy. Chociaż niektóre bary miały doskonałą opinię i podobno naprawdę doskonałe, prawie domowe potrawy, coraz częściej duża była oferta zdrowych dań jarskich, ale nie „wpasowały się” w jedzeniowe mody, a także w nowe warunki ekonomiczne. Po latach najwyraźniej zatęskniliśmy do leniwych, zupy pomidorowej z ryżem czy kaszy gryczanej z sadzonym jajkiem bukietu z jarzyn i gigantycznych ruskich pierogów.
Powstają we wszystkich niemal miastach. Są jednak tworami zgoła innymi niż poczciwe bary z epoki słusznie minionej, Barejowskie sytuacje ze sztućcami z aluminium czy krzyki obsługi: „kto prosił ruskie” – to już przeszłość. Zmieniło się menu, podaje się tam również dania mięsne, znacznie więcej warzyw i ciekawych modnych nowych potraw. Dlaczego zatem te lokale noszą nazwę barów mlecznych: czy jest to wyraz nostalgii czy sygnał dla klientów? „Zapraszamy, tu zjesz niedrogo”. Rozumiem, że przy nazwie pozostają te, które jak warszawski na Kruczej czy na Nowym Świecie mają zarówno dobrą opinię, historię, jak i miejsce w miejskim krajobrazie. Ale pozostałe? Ot, ciekawostka. A może po prostu tęsknota za starymi sprawdzonymi wzorcami.
A tak poza tym to interesujące, jakie są te najciekawsze nowe propozycje „barów mlecznych”, co może nas w nich mile zaskoczyć?
Komentarze
dzień dobry jeszcze raz … 🙂 …
bardzo lubię bary mleczne … szkoda, że jest ich tak mało …. pewnie każdy ma miłe wspomnienia na ten temat … jest parę barów mlecznych w Polsce jak za dawnych lat …
Do barów mlecznych wrośniętych w nasze miasto dodałabym „Pod Barbakanem”. Kiedyś, dawno temu chodziłam tam na zupę pomidorową i pyszne naleśniki z serem. Widzę, że nadal funkcjonuje i w ofercie ma także dania mięsne. Poza tym nie zmienił się właściwie, ten sam klimacik, panie w okienku, firaneczki i kwiatki w oknach, kafelki na ścianach. Bar z tradycją 🙂
A wspominając Nisię, to właściwie nie ma dnia żebym o Niej nie myślała, podobnie jak o wszystkich naszych Nieobecnych, bo przecież są tu, wystarczy otworzyć blog. Pewnie nie tylko ja miewam często takie chwile zamyślenia, co by na to powiedziała… powiedział…
W dawnych czasach chodzilam do baru mlecznego na pierogi ruskie.Szczegolnie utkwil mi w pamieci bar vis-à-vis Dworca Glownego we Wroclawiu. Tam to byl folklor, jedni szli po ruskie a inni dorywali sie do ich zupy i ja konczyli. Nie wiem czy ten bar jeszcze istnieje.
bary mleczne ostatnimi latami odwiedzałam często jak gdzieś byłam z Amelką na wakacjach bo właśnie tam można było dostać jej ulubione naleśniki, pomidorową z kluskami, ruskie pierogi itd. w smaku domowej kuchni .. ostatnio byłyśmy w Nałęczowie i jest tam taka knajpa podobna do baru mlecznego (chociaż tak się nie nazywa) … było smacznie, tanio i wybór dla każdego …
w Krakowie jest chyba też taki bar jak za PRL .. oblegany przez wszystkich …. Basia może nam poda czy nadal jest boja byłam tam 5 lat temu ..
pogoda piękna a my mamy miłe spotkanie blogowe na Nowy Świecie …
fajny blog z prostymi pomysłami …
http://3skladniki.pl/#!/najnowsze
W Gdyni istnieją trzy typowe bary mleczne. Kiedyś każda dzielnica miała swój bar. Najstarszy jest ” Słoneczny” w śródmieściu. Jadłospis jest okazały : http://www.barmlecznysloneczny.pl/index.php/jadospis.html
Bezinternetowa Alina dziękuje raz jeszcze wszystkim za życzenia.
Dzisiaj podczas naszego mini zjazdu będziemy miały okazję wyściskać dwie ostatnie Jubilatki-Alinę oraz kuzynkę Magdę.
Krystyno-do „Słonecznego” mamy wraz z moją gdyńską ciotką ogromny sentyment, jadałyśmy tam czasem wakacyjne obiady. Ciotka, kiedy już wysłała na wakacje męża oraz trójkę dzieci to odpoczywała od gotowania właśnie w tym barze 🙂 Co do Warszawy to dobrze pamiętam moje studenckie obiady z baru ”Uniwersyteckiego”.
Natomiast, kiedy zwiedzaliśmy parę lat temu Wrocław to zaprzyjaźnione Wrocławianki poleciły nam: http://bazyliabar.pl/ Naprawdę znakomite miejsce na szybki, smaczny i niedrogi obiad. Nakładasz co chcesz i ile chcesz, a przy kasie ważą Twój talerz i w ten sposób obliczają cenę.
W barze „Słonecznym”, do którego sznureczek podrzuciła nam Krystyna podobają mi się
dwie propozycje-kotlet jajeczny i pieczarkowy. Musze spróbować zrobić takie dania w mojej kuchni.
kotlety jajeczne bardzo lubię … i tak sobie myślę, że sukces baru mlecznego polega na potrawach zwykle pracochłonnych jak np. pierogi lub na wykorzystaniu tzw. resztek np. kotlety z jajek, które zostały z poprzedniego dnia .. w domu często nam się spieszy no i wyrzucamy dużo jedzenia też z tego powodu .. w PRL bary były dotowane ale i robocizna była tania a kombinowanie co tu zrobić do jedzenia było stałym punktem programu i w domu i w restauracjach .. Pani Genia z Baru Mlecznego często nie miała szkoły gastronomicznej tylko doświadczenie z gotowania w domu i pewnie dlatego te bary kojarzą się nam z kuchnią jak u mamy ..
niby ładna pogoda ale wieje zimny wiatr …
Przy okazji kotletów jajecznych przypomniały mi się też jajka faszerowane.
Kto mówi jajka faszerowane myśli Nisia… i znalazłam ten wpis:
Monika Szwaja
7 lutego o godz. 23:21
Mnie jak Danuśkę – wczoraj zeżarł leniwiec i nie pojechałam do gorzowskiej filharmonii (nawiedzam stosunkowo często). Za to dzisiaj już musiałam, bo byłam umówiona, jechać do Czaplinka, żeby się spotkać z rodzinnym ortopedą, który wykonał mi drobny zabieg na łapie (w łazience było najlepsze światło…). Wpadłam w rozkoszny acz niewielki w sumie (9 osób) zjazd rodzinny, gdzie pokolenie mojego brata i moje robiło już za starców. Bratowa przy takich zjazdach szaleje, bo w rodzince każdy jada co innego, są mięsożercy i rybojady, i wegetarianie. Załapałam się na szczupaka z Jeziora Drawskiego w galarecie (szczupak, nie jezioro), odmówiłam wielu innych przysmaczków i rzuciłam się na faszerowane jajka, które moja bratanica robi najlepsze na świecie. W połowie spożycia wspomogłam się tabletką i jadłam dalej… Przy tych jajkach tracę rozum i charakter. A wieczorkiem wszyscy się zwinęli i porozjeżdżali – na wskroś przez śnieżną pustynię, nieprawdaż. I czarny las. Tylko jeden lisek przebiegł mi drogę. Uwielbiam takie wyjeździki – pod jednym warunkiem: że się wyśpię. W związku z tym mam dużą wprawę z jeździe nocnej.
Zabieg trzeba będzie jednak zastąpić operacyjką. Liczę na kolejne jajka…”
Dzisiaj podczas naszego spotkania na pewno wzniesiemy toast za Nisię.
Dawno temu, robiło się u mnie w domu takie jaja faszerowane: ugotowane na twardo jajka przecinało się ostrożnie wzdłuż i wyciągało zawartość. Jaja rozgniatało się widelcem dodając do nich drobno posiekany szczypiorek i koperek, przyprawy oraz masło. Nadziewało się ponownie skorupki, przeciętą stroną maczało w bułce tartej i smażyło na maśle. Pamiętam jako bardzo smaczne danie, zwykle kolacyjne.
Dla mnie bar mleczny kojarzył się z jednym – RUSKIE!!!
I wcale nie mleczny bar „Argus” w Nowym Warpnie, gdzie rosół z leszcza i pierogi z nadzienieniem leszczowym – wspominając Nisię…
http://www.monikaszwaja.pl/index.php?k=11&id=174&lang=pl
https://www.youtube.com/watch?v=KiI0C8oETBU
Bar mleczny w naszym mieście pamiętam, chodziłyśmy do niego z babcią po maślankę. Pani nalewała z dużej kany do naszej małej kanki. Pamiętam też wyprawę do Bydgoszczy podczas której tata zabrał nas do baru na śniadanie – bułki z żółtym serem i gorące kakao. Jadło się na stojąco.
Ostatnio (minęło już kilka lat 🙂 ) odwiedziliśmy bar mleczny w Gdańsku – swojsko i smacznie. I bardzo, bardzo długa kolejka.
http://nowahistoria.interia.pl/historia-na-fotografii/gastronomia-w-prl-zdjecie,iId,1280563,iAId,97881#1279967
http://retro.pewex.pl/479925/Bar-Mleczny
Nie wiem, jak w innych miejscowościach, ale w latach 70-tych (i chyba wcześniej) we Wrocławiu oprócz barów mlecznych i innych były też plackarnie z dobrymi plackami ziemniaczanymi wprost z patelni oraz z frytkami.
We Wrocławiu najsławniejszy był i jest Bar Miś, zawsze tam zachodzę na ruskie, ale najczęściej już „wyszły” 🙁
http://wroclawskiejedzenie.pl/2014/11/04/bar-mis-legenda/
Dzień dobry,
Rozmawiałem wczoraj z Ewą, Cichal mniej więcej teraz powinien być na sali. Trzymanie wskazane.
Jak go znam, już zdążył zbałamucić pół personelu żeńskiego, resztę zostawił sobie na rekonwalescencję 🙂
a my powoli wracamy do domu z super miłego spotkania … koleżanki pewnie opiszą szczegóły ale dla mnie najważniejsze, że dostałam w prezencie dużą dawkę optymizmu … 🙂
cichal da radę bo wierzymy w Niego …
Za Cichala oczywiście trzymamy, wspominałyśmy go zresztą podczas dzisiejszego wieczoru. A wieczór tradycyjnie niezwykle udany 🙂 tym razem w klimatach meksykańskich http://www.frida.pl Salsa opowiedziała nam przy okazji kilka kolejnych ciekawostek na temat tego kraju. Zamówiłyśmy talerze z pełnym wachlarzem meksykańskich przekąsek, co było udanym posunięciem. Wszelkie toasty wzniosłyśmy białym, domowym winem. Cieszyłyśmy ze spotkania z Aliną goszczącą w tej chwili w Warszawie. Dziewczyny, dzięki za ten super miły wieczór oraz za pierwsze w tym roku mikołajkowo-świąteczne prezenty!
Kuzynka Magda dziękuje bardzo za życzenia i za serdeczne myśli.
Ja też dziękuję za przemiłe spotkanie, cudne pogaduszki, pomysł Danuśki z restauracją i sympatyczne prezenty. Dzięki Dziewczyny 🙂
Trzeba mieć dobry pomysł, ot co…
http://www.zetchilli.pl/Styl-zycia/Hobby/Polska-artystka-ubiera-skandynawskie-domy-w-rozowe-swetry-Pomagaja-jej-uchodzczynie-2142
To był bardzo sympatyczny wieczór, restauracja przy Trakcie Królewskim, choć w klimacie odległych smaczków i kolorów charakterystycznych dla Meksyku, a zwłaszcza dla barwnej Fridy. Szkoda tylko, że takie miłe spotkania zawsze trwają zbyt krótko. Koleżanki, bardzo dziękuję 🙂
p.s.Czytałam o niej już dobrych kilka lat temu…grunt to mieć pomysł, a ja tu durna jakieś swetry czy płaszcze dla ludzi…kto to potrzebuje?
A tak pięknie ubrany domek (trzeba przyznać, że wzory ażurowe i owszem) wygląda jak z obrazka 🙂
I to jest właśnie to, co tłumaczył mi jak krowie w rowie krytyk sztuki z Nowego Jorku – różnica między sztuką a rzemiosłem polega na tym, że rzemiosło, żeby nie wiem jak artystyczne było, do czegoś służy.
Sztuka jest sztuką mianowicie.
Przed chwilą rozmawiałem z Ewą Cichala. Z Januszem w porządku. Operację miał dopiero po drugiej, ale już jest wybudzony i żartuje podobno z kim się da. Jest oczywiście na środkach przeciwbólowych, bo żeby się dostać do części , które wymagały wymiany, musieli mu trochę porozcinać karoserię. Teraz tylko musi zająć się tym jakiś specjalista od upiększania i Cichal znowu będzie do tańca i do różańca. Ewa nad wszystkim czuwa. Szczęściarz ten Cichal.
Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Pomysł z ubraniami dla różnych budowli nie jest nowy. Tu Pont Neuf w Paryżu ubrany w „płaszczyk”przez Christo i Jeanne Claude w roku 1985:
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/39/9b/62/399b62405e17deffe86bfdd9d2bf43c9.jpg
Czyżby dzisiaj kawa z baru mlecznego 🙂
Cieszę się, że blogowe trzymanie pomogło. Nowy pozdrów Cichala przy najbliższej okazji i
życz naszemu Koledze szybkiego powrotu do zdrowia.
dzień dobry …
jestem z Danuśką z życzeniami dla cichala … 🙂
a wczoraj po spotkaniu zobaczyłyśmy jak choinki wyrastają na Nowym Świecie jak grzyby po deszczu .. 😉
Dziewczyny jeszcze raz uściski to był bardzo miły wieczór … 🙂 ..
Tak, czy inaczej pomysł ubierania w sweterki różnych elementów małej, czy dużej architektury jest amerykański. Wiadomo, czego ci Amerykanie nie wymyślą 😉
http://www.dziennikwschodni.pl/lublin/ubiora-w-sweterki-rowerowe-stojaki,n,1000161747.html
Tu nie sweterek, ale kolejny „płaszczyk” tym razem dla Reichstagu autorstwa pary artystów cytowanych już powyżej:
http://img.fotocommunity.com/verhuellter-reichstag-berlin-1995-f8c5fb7a-9654-4cf0-8bec-5688b72350f4.jpg?height=1080
takich naleśniów nie jadłam …
http://domowysmakjedzenia.pl/2016/11/19/nalesniki-z-ryzu-bez-maki-jajek-i-mleka/
Też takich naleśników nie jadłam, coś dla bezglutenowych weganów 🙂
Właśnie smażę naleśniki, ale takie tradycyjne, natomiast nadzieniem będzie jarmuż zmieszany z duszoną dynią i serem białym wędzonym, dużo czosnku, a warzywa i ser w drobnych kawałkach.
Nie chcę żeby ktoś wpadł na pomysł ubrania mojego domu np. w różowy sweterek 🙂
A wśród mikołajkowych upominków wymienianych na wczorajszym spotkaniu, był kubeczek (nie jeden) ubrany właśnie w ciepły, czerwony sweterek, nawet zapinany na guziczek. Dla urody i podtrzymania ciepła herbaty 🙂
Dzień dobry!
Zima zła, mroźno! Przy ubiegłopiątkowo-sobotnich plusach dodatnich w okolicach 17c kilka minusów ujemnych się odczuwa w kościach, oj, odczuwa!
W związku z tym już od wczoraj wprowadziłam zwyczaj imbirowo-cytrynowo-miodowy. Zaparzam imbir w stosownym dzbanuszku szklanym, osobno sok z cytryny i miód. Zima zła, ale nam niestraszna 🙂
Wełniane „ocieplacze” na czajniczki z zaparzoną herbatą, robione na szydełku czy drutach, były (są?) popularne na Wyspach Brytyjskich (Helena by wiedziała). U nas też można się z tym spotkać wśród rdzennych Brytyjczyków-Kanadyjczyków.
Nasz maratończyk z Kincardine na swoje 68 urodziny (były w ub. sobotę) zafundował sobie Nowojorski Maraton. W swojej grupie wiekowej był szósty, a ogólnie 237 z czasem 4:21:26:25
Nic skubany nie powiedział, a mogliśmy pojechać i mu kibicować, zaprosilibyśmy jeszcze Nowego dla wzmocnienia grupy wspierajacej 🙂
Salsa smaży naleśniki, farsz brzmi mniam-mniam, a Jolinka ryżowe naleśniki też kuszą.
Tymczasem Salsa przypomniała mi tym farszem, że przecież muszę się zabrać za dynię, com to ją byłam zakupiłam kilka tygodni temu. Trochę zamarynuję, ale też zamrożę w porcjach trochę pulpy na zupę.
Rozmaryny się rozwijają pięknie (dzisiaj słońce), a Jerzor jak mi „zaktualizował” komputer, tak moja strona przestała działać 🙁
A mówiłam – nie zepsute, nie dotykać!!!
Nasz Kapitan dzielnie zniósł operację i dzisiaj z pomocą chodzika już przedreptał parę kroków. Jak donosi Ewa, ma się dobrze, a teraz ćwiczy na siedząco stopy i mięśnie podudzia i „czeka na ból”, bo wiadomo, że ten przyjdzie.
Przypomniała mi Ewa, że Jankesi mają jutro Thanksgiving, czyli Święto Dziękczynienia (u nas na początku października się obchodzi), więc na jutro przygotowuje Kapitanowi specjalny obiad, tradycyjnego indyka z żurawiną.
Jak to Cichal – w swoim żywiole, coś się dzieje, a nie zwyczajna domowa codzienność 🙂
Brawo Kapitan 🙂 duża porcja świątecznego indyka się należy 🙂
U nas nadal wiosna…
Alicjo, te ubranka/ocieplacze to bardzo wdzięczne dekoracje, ja gdzieś mam takie ocieplacze na jajka na miękko – coby nie zmarzły w drodze z kuchni na stół. Śmieszne, ale może raz spełniły swoją rolę, muszę odnaleźć…
Tu romantyczny ocieplacz do dzbanka na herbatę, dopasowany do filiżanki 🙂
http://biankowepasje.blogspot.com/2014/02/ocieplacz-na-czajnik.html
Nasz Gospodarz zawsze przypominał o tym rankingu:
http://life.forbes.pl/najlepsze-restauracje-swiata-2016,artykuly,205338,1,1.html
Dziekuje Wszystkim! Napisalem dluga epistole, ale mi wcielo.
Czulem Wasze tsimaie i.pozytywne mysli. Pisze grubym.paluchem w telrfonie. Ufff! Kochani! Jestescie kochani!
Ładny ocieplacz, ale te wełniane chyba cieplejsze 😉
Ja zaparzam ponad litrowy szklany czajnik herbaty i niczym czajnika nie ocieplam – czajnik sobie stoi, a wystygłą herbatę nalewam do szklanki i podgrzewam w mikrofali. Mam filiżanki (Misiu i Ewo C. – dziękuję!, ale używam je z okazji, na co dzień lubię szklanki, nie mam przekonania do przeróżnego rodzaju kubasów, herbata z nich smakuje INACZEJ! Jak dla mnie – gorzej, niż ze szklanki lub porcelany, znacznie gorzej.
Kiedyś nalałam z czajnika tę samą herbatę do szklanki i do kubka kamionkowego, autochtonka przekonywująca mnie, że to wszystko jedno sama się przekonała, że jednak nie wszystko jedno, z czego się pije kawę czy herbatę. No bo jak wszystko jedno, to równie dobrze można pić herbatę z kubka styropianowego czy plastikowego lub papierowego, w jakich to możemy kupić gorący napój na stacjach benzynowych, gdzieś w drodze…
O, Cichalina (jak powiedziałaby Nisia) się odezwał 🙂
Wracaj szybko do formy, żebyśmy się nie stali alkoholikami, pijąc Twoje zdrowie… 😉
Oglądając zdjęcia tych najlepszych na świecie restauracji, chyba niektórzy z Was wyobrażają sobie, co Pyra by rzekła na sposób podania, mocno przesadny…oko ucieszy, ale żołądka nie zapełni.
Święta coraz bliżej, na razie wyciągnęłam obrusy i pilnie badam plamy, co prawda wyprane, ale na białym lnianym (mereżkowanym i wyszywanym bielą) jednak zostały żółtawe zacieki. Ten potraktuję wybielaczem.
Poza tym mam jeszcze jeden biały, pięknie wyszywany i z aplikacjami kolorowymi. Bez plam.
Najładniejszy to lniany nabytek z Cepelii, w naturalnym lnianym kolorze, ręcznie wyszywany, cudo!
W przyszłą sobotę urządzam dla naszych znajomych autochtonów doroczne „świąteczne śniadanie” i już wymyślam, co podam. Po śmierci Bonnie ja przejęłam tę tradycję i wprowadzam akcenty polskie, w każdym razie inaczej, niż to robiła Bonnie, która dysponowała sporą jadalnią ze stołem, przy którym swobodnie mogło zasiąść 8 osób, a lekko ciasno nawet 12. U mnie 6 osób to już ciasno 🙁
Ale najważniejsze jest i tak to, żeby się spotkać!
Hallo Cichalu, czy oni na pewno operowali ci to co należało.
Mam wątpliwości, skoro zaczynasz nadawać bezogonkowo.
Skoro jest aż tak źle to wstrzymaj wszelkie ich czynności oprócz rehabilitacji bo stan może ulec pogorszeniu.
Słynna kopenhaska „Noma” otwiera restaurację w Meksyku, jak czytam na ich stronie…
„The outdoor open-air restaurant will sit nestled between the jungle and the Caribbean Sea in Tulum. Exposed to the climate, it will be hot, steaming and unpredictable. Billowing smoke and the orange glow of flames will define us as all cooking will take place over the fire. It will be wild like the Mexican landscape as we share our interpretation of the tastes from one of the most beautiful countries we’ve come to know.
See you under the canopy,
Best, René Redzepi & Rosio Sanchez
The restaurant will be open for dinner five days a week, Wednesday through Sunday from 12 April to 28 May, 2017. The menu will cost $US600 per person plus tax (16% – podatek) and service (9%- napiwek z góry) and will include the menu, beverage pairing, water and tea/coffee.
Zwróćcie uwagę na cenę ZA OSOBĘ! Już lecę, a co! Gdzieś tych pieniędzy muszę się pozbyć, obiad za ponad 700US$ mnie urządza, a jak Jerzor dołączy, to będzie dwa razy tyle 🙄
Alicjo-mam nadzieję, że tam na chmurce podają też konkrety-na przykład ozory w sosie chrzanowym i Pyra zjada wtedy jeden ze swoich ulubionych obiadów 🙂
http://cdn.doradcasmaku.pl/dynamic/70/93/65/df/87cc7def08c214a28d496c53/20150328_163223_fit-800-600.jpg
Ja natomiast ze swojej strony zapewniam, że gdyby ktoś bardzo chciał mi postawić kolację w jednej z tych rankingowych restauracji, to nie będę stawiała oporu 🙂
Cichal-wiemy, że pielęgniarki w Twoim szpitalu są sympatyczne, ale nie przedłużaj niepotrzebnie pobytu w tym medycznym towarzystwie 😉
I jeszcze o ozorach w barze mlecznym w Gdańsku:
http://jankuron.natemat.pl/50159,ozorek-ozorkowi-nie-rowny
Danuśka,
ja bym też zaproszeniem do którejkolwiek z tych restauracji nie pogardziła, o nie! Byle tylko łącznie z transportem 🙂
Szaraku! Czy masz jais problem ogonkowy? Ja w Twpim wieku nie teoretyzpwalem
Przerabialem mysl na czyn! Nie drwij ze starca o molibdenowych stawach. 🙂
Cichalku jak tylko możesz to uciekaj z miejsca w którym obecnie jesteś. Pierwszy lepszy Schraubenzieher w najbliższym warsztacie samochodowym jest w stanie poprawić twoje ogonki.
Jak będę w twoim wieku to zacznę chodzić na panienki ☺a nie do szpitala.
Czy misie mają ogonki? Misie mają foremki i bawią się cały dzień jak małe dzieci w piasku. Powoli wyłania się pierogarka pięciopozycyjna. Jutro będzie następna i dwie kolejne na małe pierogi i uszka. Czego to się człowiek musi nauczyć by zostać pierogarką . Najtrudniej jest z prototypem i materiałami tak by było tanio i działało jak należy. Był moment kiedy myślałem żę nic z moich konstrukcji nie będzie i prawie się poddałem. Polietylen z którego robię pierogarki bardzo trudno się klei ale użyłem gorącego kleju i trzyma się tak że nie sposób rozerwać sklejonego.
Miś Ku, Wielka szkoda zes na to wcześniej nie wpadł. Kto wie, może i Cichalkowi mógłbyś co nieco tym klejem przykleić
Po co Cichal ma chodzić na panienki, jak panienki chodzą koło niego? Ja podejrzewam, że ta operacja to ściema… 😉
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
dziś do kawy ciasto marchewkowe z patelni …
http://www.marta-gotuje.pl/ciasto-marchewkowe-bez-pieczenia/
Ewo, Nowy, cichal wszystkiego najlepszego z okazji Święta Dziękczynienia … 🙂
moj revir dzis z rana sieje groza 🙁 a napiecie siega apogeum 🙄 http://cabezo.bergfex.at/webcam/include/fullsize.php?wc=cabezo&img=2016/11/24/0711
juz niedlugo sie tam puszcze z Przyjacielem, tym razem. doczekac sie nie moge 🙂 😉
Ameryko, miłego świętowania 🙂
Szczęśliwego Dnia Dziękczynienia! 😀
https://illinoiscollegerambler.files.wordpress.com/2014/11/thanksgiving-gif-4.gif
Jolinku, zrobiłaś to ciasto marchewkowe, jak wyszło? Jestem ciekawa, bo przepis prosty.
Małgosiu jeszcze nie ale mnie zaciekawił z uwagi, że piec nie trzeba … to taki niby omlet to powinno być łatwo zrobić i będzie smaczny …
Alicja zaczęła już akcję świąteczną a w sklepach towaru rzucili tylko kupować …
pewnie o tym już pisaliśmy ale się trochę pogubiłam jak przygotować fasolę do gotowania bo jedni piszą, żeby wsypać do gotującej wody i gotować 3 minuty a potem odstawić na 2 godziny … następnie odlać wodę, zalać letnią i po 2 godzinach odlać wodę i znowu zalać nową i trzymać całą noc … inni piszą by zalać zimna wodą i trzymać 2 godziny … wodę odlać i wsypać do gotującej wody na 10 minut a potem odlać wodę .. zalać znowu letnią wodą na noc .. nemo a jak Ty robisz? …
Marek jak tam praktyki w cukierni .. będzie z tego chleb? …
Jolinku, zanim nemo się wypowie, to mój sposób jest taki: fasolę płuczę i zalewam świeżą wodą tak żeby jej było znacznie więcej niż fasoli. Zostawiam na noc, a rano gotuję w tej samej wodzie, dodaję tylko cebulkę obraną, w całości i ździebko cukru, a pod koniec gotowania solę do smaku i to wszystko. Podaję przeważnie z samym świeżym masłem. Tak robie w przypadku fasoli suchej, ale jeśli jest jeszcze nie ususzona, pomijam proces moczenia.
Pozazdrościłam Amerykanom świętowania i piekę ciasto z dyni na kruchym spodzie, pachnie pięknie przyprawami 🙂 indyka nie będzie…
Przy pieczeniu ciasta z dynią zawsze wspominam Orkę, bo to właśnie z jej przepisu kompozycja przypraw tak pięknie pachnie. Orko 🙂
Barbaro ja zawsze tak robiłam bo tak w rodzinie gotowali ale teraz czytam, że trzeba inaczej by pozbyć się tych związków, które powodują brzuchowe sensacje ..
Jolinku,
fasolę (groch też) zalewam gorącą, przegotowaną wodą na 1-2 godziny, potem gotuję w tej samej wodzie. Wody dwa razy tyle, co fasoli.
Można zalać letnią wodą na noc i gotować w tej samej wodzie.
Tutaj robi się tak, bo uważa się, że twarda, nieprzegotowana woda wydłuża proces gotowania.
Długość gotowania zależy też od wieku fasoli.
Nie należy tak postępować z soczewicą, bo woda z namaczania jest niesmaczna. Zresztą soczewica ugotuje się bez problemu bez namaczania, wystarczy ją dobrze opłukać.
Kilka dni temu ugotowałam grochówkę na świńskim ogonie.
Palce lizać 😉
Właściwie to ugotowałam razem golonkę, ozór, ogon i ryjek (wszystko peklowane) mojej alpejskiej półświnki, a potem spożytkowałam poszczególne elementy następująco:
Golonka i ozorek zostały zjedzone z kapustą kiszoną, ogonek do grochówki, a ryjek i wywar dały galaretę.
Do grochówki dodałam obrzynki z wędzonej i gotowanej szynki z tejże świnki 😉
Po grochówce nie było żadnych sensacji, ale dodałam sporo majeranku.
Do gotowania fasoli dobrze jest dodać cząbru.
Dzień dobry,
u nas śnieży. Fajne ciasto na patelni – też kusi 🙂
Owszem, myślę o świętach, ale bez paniki, a sklepy dla mnie w grudniu w ogóle nie istnieją. Zniosłam też zwyczaj kupowania sobie wzajemnie prezentów i wymieniania się nimi przy dorocznym świątecznym śniadaniu, którego to zwyczaju pilnowała Bonnie. Bonnie uwielbiała chodzić po sklepach, zwłaszcza po dużym centrum handlowym, to był jej weekendowy relaks. Określaliśmy sumę na 20$ – za to naprawdę trudno znaleźć coś sensownego, ja kupowałam butelkę wina i to o mój prezent wszyscy się bili. To była taka zabawa, wygrywanie prezentów w ciemno, a potem równie w ciemno zamienianie się nimi – prezent otwarty zostawał z tym, kto prezent otworzył. I szczerze mówiąc, tylko Bonnie się przy tym dobrze bawiła, reszta łamała sobie głowę, co tu kupić fajnego w ramach tych marnych 20$…
Młode chwilowo są w kropce i nie wiedzą, czy przyjadą, bo wyrabiają dokumenty amerykańskie i wszystkie kanadyjskie dokumenty mają po urzędach, a urzędy mielą tutaj wszystko wolno… Zobaczymy więc.
Kto pamięta Plastusia? 🙂
https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/kownacka
Osobisty Wędkarz pojechał na ryby na nadbużańskie włości. Oczywiście nie wiadomo, czy cokolwiek złapie, ale tuż przed zmrokiem złapał poniższe okoliczności czworonożnej przyrody: https://scontent.fwaw3-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/15179047_1833609470256351_8092131989673664787_n.jpg?oh=1250efbfbf444aec296862d223f4d18a&oe=58B0A7D3
Zdjęcie nie jest niestety najlepszej jakości, ale nie dało się inaczej.
Względem rozgrzewających grochówek, czy fasolówek polecam firmę „Florpak”. Mają mnóstwo suszonych, strączkowych propozycji, również w całkiem nieźle wymyślonych mieszankach: https://oliwka24.pl/produkt/zupa-polska-florpak-400g/
Nasza, domowa fasolowa jest z marchewką, pietruszką, ziemniakami, kapustą (białą), przecierem pomidorowym i oczywiście fasolą, dużą ilością fasoli, ugotowana na jakimś chudym kawałku mięsa. Musi być gorąca!
Co do świątecznych tudzież imieninowo-urodzinowych prezentów to rzeczywiście sprawa nie jest łatwa, szczególnie po 30, czy 40 latach wspólnego życia, albo tyluż starej, dobrej przyjaźni. W zasadzie bardzo dobrze wiemy, co ta druga osoba lubi i czym jej sprawić przyjemność, ale nie zawsze chcemy się powtarzać, bo przecież znowu perfumy lub znowu dobry alkohol….Chociaż, skoro lubi i chętnie przyjmuje, to dlaczego nie 😉 Zatem wydaje mi się, że dobrym rozwiązaniem są książki, płyty albo bilety do teatru, czy na koncert. Zawsze inna książka, zawsze inny koncert 🙂
To zresztą ciekawy przedświąteczny temat….
Bardzo też lubię prezenty, choćby drobne, ale własnej roboty. Do dzisiaj pamiętam pierniczki Salsy i Krysiade, mini obrazek kuzynki Magdy i ocet malinowy Jolinka, że nie wspomnę o tych wszystkich blogowych przetworach i nalewkach!!!
Aha, są jeszcze prezenty-laurki od przedszkolaków, ale to temat na osobne opowiadanie 🙂
nemo to potwierdzasz znane nam metody … majeranek konieczny u mnie i przy fasoli i do bigosu .. te nowe sposoby przygotowania strączkowych najczęściej są od osób wege bo jedzą je pod różną postacią i chyba dlatego taka troska o brzuchy …
Asiu „Plastuś” to jedna z bardziej ulubionych książek z dzieciństwa i mieszkał w moim piórniku …. 😉
Jolinku – w moim też 🙂 Sama go ulepiłam z plasteliny!
Asiu też sobie sama zrobiłam … 🙂
Alicjo bardzo rozsądnie z tymi prezentami … my w tamtym roku postanowiliśmy, że prezenty pod choinkę dostają tylko dzieci i próbujemy im też skumulować podarki bo dostają ich za dużo i radość się rozmywa …..
Danuśka polowanie Alana udane … 🙂
Dzień dobry,
Dziękuję za życzenia. Jestem w domu, najwyżej później pojadę nad wodę, może jeszcze coś da się złapać, chociaż od kilku dni nic.
Danuśka – ja mam takie widoki z okna mojego mieszkania.
https://photos.google.com/share/AF1QipPIRIQwr1OcWMw1sBxKB8aeBHo_9bPRVT4Ab26un9_eZKhoN2JsoudkkN52KzB_mw?key=ZC1aVTdOVXlFbjN4Qnd2ZUdOZkd6dThObDZhN3h3
Nowy-nie kuś, bo za chwilę zjawimy się w Twoich progach 🙂
Jolinku-nie masz pojęcia, jaką przyjemność mu te sarny sprawiły. Wiem dobrze, że również z tego powodu Alain pokochał polskie klimaty.
Danuśka,
przy okazji świateczne pozdrowienia dla Zdzicha-sąsiada z rubieży nadnarewskich oraz koniecznie dla Gastona 😉
Ryb nie ma bo kilka dni temu pojawiły się foki. Wiadomo – przepłoszą lub zjedzą wszystko co wędkarz lubi złapać. Na zdjęciach trudne do zauważenia, robiłem komórką.
https://photos.google.com/share/AF1QipOU51f_w5pQdokCpAgFuYgy8sAqIZn2WiMYrXgggKG_CIfEmM7rrOSi_x1JufeOWw?key=Vi1qWHRFMWpLZms0LTdOZHJJXzBVbm5SWHFZSWpR
Dziekuje za zyczenia. Thanksgiving to nasze ulubione swieto. Zadnych zakupow, prezentow tylko czas spedzony razem na refleksji o wszystkim, za co jestesmy wdzieczni w tym roku. Za rodzine, przyjaciol, deszcz, slonce, piekne miejsca, za kota imieniem Amber, ktory sie do nas wprowadzil na stale i obserwuje przez szybe kolibry. Amber dziekuje za nowy dom, a kolibry dziekuja, za swiezy nektar w pojemniku i za to, ze Amber jest tylko przez szybe. Lista wdziecznosci jest zawsze dluga.
Menu przy dzisiejszym stole bedzie jednym z najlepszych w roku – pieczony indyk, do tego ziemniaki puree, sos z indyka i sos zurawinowy. To wszystko razem wymieszane na talerzu wchodzi do zaladka bez zadnych problemow.
Na deser pumpkin pie.
Salsa, ciesze sie, ze przepis Tobie smakuje.
Asia, uwierz lub nie, ale w tej chwili pije kawe i podjadam ze sloika powidla ze sliwek wedlug Twojego przepisu. Za kazdym razem mysle o Tobie, kiedy otwieram kolejny sloik. Oznacza to, ze czesto o Tobie mysle.
Kilka zdjec ze zbiorow zurawiny (wet pick) na farmie niedaleko Ilwaco, WA
http://komonews.com/news/local/gallery/photos-vibrant-wash-state-cranberries-harvested-before-thanksgiving#photo-1
Happy Thanksgiving
Jeszcze raz wszystkiego dobrego Jankesom, a Cichal, jak już spożyje swoją porcję indyka i odpocznie, niech coś nada ze szpitala 🙂
U mnie dzisiaj kalafiorowa na udkach kurczaczych, bez przepychu, jak mawiała Maria Czubaszek. Do kalafiorowej dodaję wszystkie możliwe warzywa, ziemniaki, zabielam kwaśną śmietaną.
Wracając do prezentów, najwdzięczniejsi do obdarowywania są hobbyści (tylko nie ci, co zbieraja sportowe czy stare samochody!) oraz mole książkowe. W grupie, którą wyżej wymieniłam, nie ma takich. Co prawda Carol zbiera antyki (i handluje nimi, bo w domu nie ma miejsca na wszystko…), ale to też jest hobby wiele-o-wiele przekraczajace 20$.
Perfumy to też ryzykowna (i kosztowna!) rzecz, zwykłe „duchi” nie wchodzą w grę, a co lepsze, ze stówą najmniej trzeba się liczyć. Ryzykowna sprawa, bo nie każdemu pasuja perfumy „dostane”. Ja na przykład dostałam „Chance” Chanel – na szczęście od forsiastego faceta, bez okazji, nie czułam się zobowiązana 😉
Mnie ten zapach ani ziębił, ani go na sobie nie czułam, natomiast Jerzor nie mógł go znieść.
Z kłopotu – co z tym zrobić? – wybawiła mnie Tereska Pomorska, której ten zapach akurat leżał i pasował do niej.
Perfumy lubię kupować sobie sama – nie tylko zapach jest ważny, ale i piękne opakowania 🙂
Znakomite są konfitury z żurawiny, tym bardziej, że robią się bardzo szybko.
Najlepszego, Orca 🙂
Za chwilę zaczynam robić pierogi formierką pięciopozycyjną własnego pomysłu i autorstwa. Bardziej jestem dumny niż blady bo jakoś się udało zrobić ślepemu cuś.
Teraz mogę robić nie tylko pierogi ale pierogarki. Pierwszy egzemlarz będzie dla Alicji by rączek nie musiała wysilać a wiem, że pierogi lubi a bardziej nawet to Jerzor. Jak policzyłem ile kosztuje wynalazczość i modernizacja w domu i zagrodzie to bym dołożył trzy stówki i miał formierkę metalową ale dzięki racjonalizacji będę miał cztery różne. Problem też w tym , że pierogi z gotowej pierogarki małe są 8 centymetrowe, a mówią że 2 cm robi różnicę. Poza tym przyzwyczajony jestem do formy i wielkości moich pierogów , i nawet po zrobieniu falbanki jest co do ust włożyć, nie takie maleństwa jak prosto ze sklepu . Nie mówiąc o smaku bo o nim niech mówią szczęśliwi konsumenci. Potem wrzucę zdjęcia, żeby nie było że jestem chwalipięta.
Robiąc pierwszy raz na mojej formierce zrobiłem w ciagu 50 minut 50 pierogów. Zdążyłem zawinąć też falbanki ale pierogi są na tyle mocno sklejone że można gotowac bez. Ale ręcznej roboty nie widać 🙁
https://photos.google.com/share/AF1QipPNoQSl1IRzNZydgby4EL3WJTXdnXrQ7R7JWP_w34VIveQ1Fiq7QbG00Ef2pqFa-w/photo/AF1QipObuUAcRcYY67q65eZC3MCyeSS-feYGQARV3luw?key=cjhjUU45WktiSFZoeFZhSE1qaDhKU3FON0lFOC13
Misio mistrzem świata w robieniu pierogów jest 🙂
Ja chwilowo odczuwam wzmożenie świąteczne a propos jedzenia, zawsze robię bigos na święta i już go mogę zacząć robić, bo moi autochtoni lubią bigos, a w porcjach mogę trochę zamrozić na święta.
Jak znam zycie, wzmożenie mi przejdzie, więc nie wadzi wykorzystać chwilę.
Misiu-ręczna robota najważniejsza na podniebieniu, a Twoją niezawodną rękę wyczuwamy na odległość 🙂
Toast za tych, co świętują dzisiaj przy indyku. Mam nadzieję, że ptaszysko godnie się prezentuje http://thebostonians.blox.pl/resource/zgfoggymorntrio.jpg
Alicjo-pozdrowienia dla nadbużańskiego Zdzicha przekazane. Chłopaki będą wspólnie na rybach jutro od świtu. Gaston już niestety od paru dobrych miesięcy nas nie odwiedza 🙁
Misiu,
wyrazy uznania za pomysły i ich wykonanie.
Jolinku,
jak przeczytałam ten skomplikowany przepis na gotowanie fasoli, to pomyślałam, że bez szczegółowych instrukcji pogubiłabym się. Tak jak koleżanki zalewam fasolę na noc wodą i następnego dnia gotuję w tej samej wodzie.
Asiu,
bardzo ciekawa książka o Marii Kownackiej. ” Plastusiowy pamiętnik” czytała w Polskim Radiu Irena Kwiatkowska. Bardzo lubiłam tę audycję.
Orca,
wspaniałe zdjęcia ze zbiorów żurawiny. Wygląda to bardzo malowniczo, ale praca chyba nie jest taka łatwa.
Za Twoją sugestią kupiłam olej z awokado. Dziękuję 🙂
Danuśka,
lisy może pojawią się za jakiś czas. Zwierzęta lubią wędrować. Przez kilka miesięcy nie pojawiały się u mnie sarny, kilka dni temu zobaczyłam jedną tuż za płotem obgryzającą bluszcz. Bluszczu mi nie szkoda, bo rozrasta się mocno. U Nowego sarny też nie narobią większych szkód, ale przypomniała mi się ” sarnia banda” grasująca w ogrodzie u Nemo. To nie było miłe.
Oj, mam złe przeczucia co do Gastona…myśliwi?
Krystyno,
Banda Dziesięciorga już zdążyła zdemolować mi ogród – rozdeptać grządki z cebulą i czosnkiem zimowym, zeżreć głowy wszystkich 12 sałat cukrowych i powyżerać serca botwinie, a zimy jeszcze nie ma.
Kiedy widzę te słodkie sarenki, jak sobie leżą na rozległej zielonej łące za płotem i zezują w stronę ogrodu, to ręka się rwie nie do fotoaparatu, a po flintę 🙄 Z braku takowej obmyślam wnyki 👿
Orco – cieszę się, wprawdzie to nie mój przepis, ale ze starej książki kucharskiej, ale najważniejsze, że powidła są pyszne 🙂 pozdrawiam
Dzisiaj czytałam, że rozkładana jest jakaś trucizna dla lisów, przez co w tym roku zginęło bardzo dużo bielików 🙁 http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21018299,mysliwi-zostawiaja-trutki-dla-lisow-a-gina-bieliki-tak-dramatycznego.html
Krystyno – przeczytałam recenzję książki i myślę, że warto ją przeczytać bo życie pani Kownackiej było barwne i skomplikowane. http://www.polskieradio.pl/8/404/Artykul/1695942,Maria-Kownacka-okropny-Plastus-i-nieznana-tragedia
Marku – dzisiaj jaki farsz wymyśliłeś? Pierogi wyglądają świetnie.
Misiu!
Ja nadal nie wiem, jak się robi falbanki 🙁
Pierogi super eleganckie!
Falbankę robi się przy pomocy lewej ręki która trzyma pieróg i trzech palców prawej ręki 🙂
Jak zrobić falbankę :
https://www.youtube.com/watch?v=vJrn2JOTsPQ
Ja robię w drugą stronę …
Moje pierogi są dość płaskie. Sama forma wymusza taki sposób robienia. Tak zrobione pierogi mają tą zaletę, że podczas odsmażania każda ze stron jest taka sama.
Dziś z serem, w sobotę bedą z mięsem i ruskie, których nigdy nie robiłem 🙁
Chodzą za mną pierogi z kapustą i pieczarkami. Dobrych suszonych grzybów od dwóch lat jest jak na lekarstwo i z byle czego nie chce mi się robić. Jak człowiek sam nazbiera i ususzy to wie co je. Najlepsze pierogi z grzybami robiła moja mama. farsz z grzybów które nazywają się krowie mordy jest najlepszy na świecie .
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sarniak_dach%C3%B3wkowaty#/media/File:Sarcodon_imbricatus_T64.jpg
Nemo,
Z sarnami walczę tutaj od lat ponad dwudziestu, jest ich tysiące, a terenu i żywności coraz mniej. By ratować rośliny, którymi się opiekowałem, pryskałem je preparatami odstraszającymi. Można je kupić w każdym sklepie ogrodniczym. Jeśli u Ciebie takich nie ma to spróbuj zrobić sama – po prostu silny wywar z mięty i opryskaj nim rośliny. Nie sądzę, żeby zapach został w warzywach, będzie tylko na zewnątrz i to krótko, najwyżej kilka bezdeszczowych dni. Po każdym silnym deszczu trzeba pryskać ponownie.
Sarny mięty nie znoszą pod żadną postacią i prędzej padną z głodu niż ruszą pachnące nią rośliny. Nigdy się nie zdarzyło, żeby zniszczyły moje kwiatki jeśli tylko poczuły miętę.
Misiu – świetnie!
Pozostała Ci tylko matematyka, podliczenie kosztów i zysku i jeżeli stawka godzinowa, dzienna czy tygodniowa wychodzi przyzwoita, to zabieraj się za dużą produkcję i reklamę. Wszystko będzie dobrze!
Nowy,
ja z nimi nie walczę, bo zawsze już jest za późno 😉 Wygrażam im tylko zza płotu 🙄
Nie ruszają jednak (dotąd) kalafiorów, brukselki, porów ani jarmużu.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
jest nowy wpis …
Bary Mleczne robią furorę nie tylko w Warszawie, ale także we Wrocławiu. Smaczne jedzenie i dobra cena sprawia,że z przyjemnością się w nich stołuję.
Bar „Miś” we Wrocławiu 🙂
Bar „Miś” to już, jak to teraz mawiają „kultowy”, ja go pamiętam z lat 70-tych, mniej więcej połowa tych lat.