Wieczór z Joanną
Sporą część wtorkowego wieczoru spędziłem na rozmowie z piękną i błyskotliwą Joanną Brodzik. Przygotowuje ona całą serię widowisk telewizyjnych zatytułowanych „Dookoła siebie” a każde ma dotyczyć innego tematu. Odcinek pilotażowy był o porozumiewaniu ze zwierzętami, inny – o nauce szybkiego czytania, a ten w którym uczestniczyłem dotyczył wina i jadła. Gośćmi Joanny byli także: Marek Kondrat (jako winiarz i handlowiec), Tomasz Prange-Barczyński – krytyk, sommellier i redaktor Magazynu Wino, Roman Myśliwiec – polski producent win i inni, o których jeszcze nie wiem. Na szczęście dla mnie każdy siedział na krzesełku vis a vis Joanny o innej porze. Mogłem więc swój pawi ogon rozpościerać przed nią samodzielnie i nie dbać o konkurentów. Co z tego wynikło będą mogli Państwo zobaczyć dopiero w maju, w TVP2 w niedzielne przedpołudnie. Mam nadzieję, że Was rozbawi a może i czegoś nauczy. Joanna bowiem prowadziła rozmowę ze znawstwem, sporą dawką inteligentnego humoru oraz starała się wydusić z interlokutora jak najwięcej ciekawych informacji.
Wydaje mi się, że sprostałem jej wymaganiom a cieszę się, że ostatnia anegdotą doprowadziłem bądź co bądź zawodową aktorkę do paroksyzmu śmiechu i żądania wyłączenia kamery. Mimo to mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie zaprosi. (Tu odezwała się moja męska próżność – przyznaję!)
Ten winny wieczór przypomniał mi (prawdę mówiąc o tej statystyce powiedziała moja rozmówczyni), że w ubiegłym roku Europejczycy wydali na wino aż 86 mld euro i wypili za tę sumę 13,5 mld litrów ulubionego trunku. Na każdego statystycznego Francuza przypadło 48,5 litra. Włoch wypił o litr mniej. Znacznie mniej (i to było zaskakujące), bo tylko 29,1 l, przypadło na statystycznego Hiszpana. Niemcy miłujące inne trunki – wypili w tym czasie 27,4 l na osobę. Tymczasem my Polacy, mimo pewnej zmiany obyczajów, wypijamy zaledwie około 10 litrów rocznie. A jeśli zważyć, że ja sam „trąbię” co drugi dzień jedną butelkę, co stanowi rocznie (o Boże!) 135 litrów! W ten sposób zawyżam statystykę i pozwalam rodakom pozostawać przy znacznie mniej zdrowej wódce.
Jak to zmienić? I to radykalnie! Myślę, że po pierwsze propagować umiar i elegancję przy stole, co przy konsumpcji wódki a nie wina wydaje się bardzo trudne. Po drugie starać się o to by wino nie było tak zastraszająco drogie. Pierwsze kroki w tej mierze już są zrobione. Wykonał je Marek Kondrat sprowadzając do Polski wina bez pośrednictwa handlowców co znakomicie obniża ceny. Sam jeździ po świecie, od winnicy do winnicy, degustuje, zamawia, sprowadza i nam – smakoszom sprzedaje. Wygląda na to, że i inni zaczynają go naśladować. Choć niektórzy zgrzytają przy tym zębami i o Marku wyrażają się jak najgorzej. Ale to zawistnicy.
Wino, jakże często zalecane także przez lekarzy, dobrze oddziałuje i na nasze serca. Francuzi znacznie rzadziej niż inni Europejczycy chorują na układ krążenia, umierają na zawały i po prostu żyją dłużej. A wszystko to za sprawą rubinowego płynu o zapachu świeżych porzeczek lub aromacie trufli, z lekka goryczką taniny ale i nutką słodyczy uzyskaną dzięki słońcu.
Poprawienie miejsca Polaków tej statystyce powinni zalecać i duchowni. Jestem tego absolutnie pewien. Uczeni już wiele lat temu dowiedli, że w IX wieku francuscy mnisi wypijali 1132 litry wina każdy. Po prostym przeliczeniu wynika, że zakonnik żłopał dziennie 3,1 litra. Mój komentarz do tego jest następujący: robili to bo byli nad wyraz bogobojni i wystrzegali się grzechu nieczystości. Wino jak wiadomo w małych dawkach wzmaga apetyt seksualny. W dużych zaś – całkiem go uniemożliwia. No i wiemy już dlaczego we francuskich klasztorach męskich wino szło jak woda!
Na koniec informacje praktyczne, kilka niedrogich win, które ostatnio piłem i nie żałowałem:
Włochy – Settesoli Valdorato Rosso za 23 zł, Valgreve 2005 za 18 zł, Antica Osteria Rosso lub Bianco za 19 zł;
Hiszpania – Pedrera Monastrell Shiraz za 19 zł. Vermador Syrah za 24 zł;
Chile – L’Arista Chardonnay za 18 zł;
Argentyna – Malbec 2005 za 29 zł.
Zdjęcia www.winarium.pl
Komentarze
Panie Piotrze,
z tymi winami to prawda.Od czasu jak mieszkam poza granicami Polski nie mialam w ustach wodki! Za to wino i dobre piwo czesto goszcza na naszym stole.
Pozwalam sobie dorzucic pare nazw dobrych,a niedrogich win:
-biale wino Castel-Chardonney Cuvee Reservee 20005
-rozowe wino Chateau Saint Esteve Prestige 2005,
oraz Cote de Vivarais 2005
-wino czerwone Chateau Bouscasse 2001,Madiran 😀
Dzień dobry w moje południe!
Aaaaaaa….. mój ulubiony temat! Wino, bo jam winna!
Tylko 10 l statystyczny Polak wypija rocznie???
Nie będę podawać, jak bardzo ja zawyżam statystykę Kanadyjczyków, bo oni i owszem, piją wino, ale ostatnio ze zdumieniem wyczytałam w statystykach, że wino i wszelkie mocniejsze alkohole to zaledwie 19% ogólnego zakupu napojów alkoholowych, reszta to piwo! Ja się muszę jeszcze o te statystyki dowiedzieć, bo wydaje mi sie to nieprawdopodobne, ale z drugiej strony w każdej mieścinie jest „Beer Store”, a nie w każdej „Liquor Store” z cięższymi alkoholami i dużym wyborem piwa importowanego. Dla wyjasnienia dodaję, że tutaj nie sprzedaje się alkoholu w sklepach innych, niż do tego przeznaczonych tylko i wyłącznie (monopol!!!), poza prowincją Quebec, gdzie można wino kupić w sklepie za rogiem w jakim takim wyborze.
Wracając do Polski trzeba przyznać, że w Polsce nie było tradycji picia wina w moich czasach, co najwyżej pojawił sie egri bikaver tu i tam, gamza, parę innych nie pamiętam już z nazwy, było troche wermuthów włoskich, a poza tym wszechobecne wino marki wino, w tym słynny J-23.
Jak wiemy, wino marki wino winem nie było. Ale się pijało w określonych czasach, bo człowiek myślał, że jest długowieczny, a ta siarka i wszelkie inne, ehum, że się nie wyrażę co, nam nie zaszkodzi. Poza tym w „określonych czasach” człowiek pobierał nauki i miał permanentną dziurę w kieszeni. Najpopularniejszą formą picia tego „wina” był grzaniec.
My się dopiero uczymy o winach, jako naród! A chyba historycznie, pomijając już tradycję miodów pitnych, to pijaliśmy sporo węgrzyna, nie tylko gorzałki?
P.S.
Bardzo ładna strona p.Marka Kondrata, zajrzałam, ale na razie tylko Hiszpanię przepodróżowałam, bo czasu mało. Ale sobie zakładkę dałam i będę wracać!
Panie PIotrze ! Napewno pan zwrócił uwagę na komentarze .
Dużo o winie a tak nie wiele o pięknej i błyskotliwej,o sporej dawce humoru ……. Starzejemy sie !
no to program bedie ciakawy ! a co do win – Pedrera Monastrell Shiraz – jedno z lepszych win jakie udalo mi sie pic -ale ja chyb a przplacilem bo zaplacilem 2 razy wiecej niz Pan – chyba trzba zmienic miejsce zaoptrywania sie 🙂
Tak jest. Pijaliśmy węgrzyna zwożąc go z Węgier. Polska szlachta kupowała całą produkcję tokaju na pniu, bojąc się, jakże słusznie, że z upływem czasu węgierscy winiarze będą dolewać do beczek wody i sprzedawać rozwodniony trunek. Na to Madziarzy odpowiedzieli przepisami restrykcyjnymi czyli zwiększyli cło na granicy i nie dawali wywozić Lachom wszystkiego za jednym zamachem. Tacy byli ci bratankowie.
A od wina odzwyczajono nas po wojnie. Były wina węgierskie (te były najlepsze jak wspomniany egri bikawer), nienajgorsze bułgarskie oraz trochę tunezyjskich i marokańskich. No i oczywiście wino marki wino czyli czar PGR.
Ale dziś jest wszystko czego dusza zapragnie. Nawet Chateaux Petrus za 8 tys. butelka. (Jeszcze nie piłem choć jestem wariat , ale są granice szaleństwa). Do ilu złotych za flaszę rozum mi pozwala pić nie podam, bo się wstydzę, że uznacie mnie za zbytniego rozrzutnika. Dziś mam napoczętą już butelkę Valpolicella Classico z Villa Girardi za niewielką kwotę 36 zł. No to na zdrowie.
A ja Cono Sur sauvignon/merlot Tocornal otworzyłam, bo Owczarka Podhalańskiego urodziny i toast trzeba wypić, kapkę za wcześnie u mnie na toasty, pooddycha do obiadu.
„Czar PGR” – zapomniałam o tej nazwie!
A propos tego, do ilu złotych rozum mi pozwala pić –
tego się nie wypija ot, tak, tylko z należytym nabożeństwem, to jasne! W końcu można pozwolić sobie na drobne szaleństwa tu i ówdzie, a bo to mamy pewność, że na tamtym świecie będzie taka możliwość? No właśnie!
A ja na stare lata zaczelam doceniac wina gruzinskie – w moim sklepie na rogu – rosyjsko-litewskim (wlasciciem jest Afganczykiem, byly ambasador w Kuwejcie) maja calkiem niezly wybor. A takze zdarzaja sie ormianskie – nie probowalam jeszcze.
A najwieksza moja slaboscia, trudno niestety dostepna w Londynie , sa cidre’y bretonskie, serwowane tradycyjnie w filizankakch z szarej kamionki, pokrytej szronem i rosa. Latwo jest zdobyc cidre’y miejscowe – angielskie i irlandzkie, ale nie umywaja sie one do bretonskich. Musze wiec chodzic do drogiej restauracji w Richmond „Chez Lindsey” ktora to Lindsey, frankofilka robi fenomenalne crepy z andouillette, a do tego mrozony bretonski cidre. (Kiedys wyzebralam u niej dwie litrowe butelki cidre’u do domu – bo ona nie sprzedaje na wynos. Jedna zostala wypita z goscmi – w chwili slabosci, bo miala byc dla mnie, druga schomikowana gleboko – otworze, jakj kaczki zostana obalone, amen!)
A na deser cos czekoladowego z creme patissiere, o Boze…
Jakie stare lata, Heleno?
Zycie zaczyna się z poczatkiem nastepnej dekady!
A propos, cider tutaj to osobna sprawa, wytłoczony sok z jabłek i tyle, niealkoholowy, przynajmniej u nas, dostępny jedynie jesienią .
Ja tam winna…
Drogi Panie Piotrze,
Podziekowania za rekomendacje win:
* Aglianico del Vulture 2003 (Tenuta del Portale) – wysmienite, srednio pelne, i co za koncowka.
* Zaskakujace jest tez chilijskie Marques de Casa Concha Cab/Sav.
Ze swojej strony polecam:
* Lirica Primitivo di Manduria z Apulii … a z chilijskich …
* Errazuriz Estate Carmenere – w moim przekonaniu doskonaly zakup, calkiem efektowne, dosc pelne, sliwka i jezyna.
U nas w ontaryjskim LCBO pokazalo sie Rasteau Prestige 2003, ale trudne do dostania. Brytyjski ‚Decanter’ wysoko je ceni. Musze sprobowac.
Wszystkie te wine sa zapewne w grupie cenowej 40-50 zl za butelke. A jesli pomarzyc to mam na oku Tignanello, albo ktores Barolo, czy jeszcze jedno Amarone.
Wogole podzielam Pana orientacje: Sangiovese etc.
Uklony
T.O.
Dzięki za wymianę opinii i podpowiedzi.