Tonę w winie
Czytam zbiór felietonów Pawła Gąsiorka (wydawcy „Czasu Wina”) i wino przelewa się przez moją głowę jak Wisła w swoim górnym biegu, zanim dotrze do Krakowa.
Podziwiam jego erudycję i smak, ale przede wszystkim zazdroszczę podróży do wszystkich najodleglejszych nawet zakątków świata, byle tam rosła choć mała kępka winorośli.
Nie jeździ tam autor po próżnicy i pisze potem nie tylko o napoju bogów, którym niewątpliwie jest wino. Zajmuje go także ochrona przyrody, np. lasy korkowe, które są naturalnym siedliskiem rysia iberyjskiego. Martwi się też o brak powszechnego dostępu do winnic w Południowej Afryce przez czarnoskórą ludność.
Pokazuje również, do czego może doprowadzić snobizm w połączeniu z nadmiarem gotówki. W Hongkongu butelka markowego wina z Bordeaux kosztuje ponad 150 tys. złotych. Co prawda nie postuluje autor wprowadzenia tu jakichkolwiek ograniczeń ale – jak mi się wydaje – pisze o tym fakcie bez sympatii.
Felietony Gąsiorka, zgromadzone i wydrukowane razem, nabierają zupełnie innej wymowy, niż gdy się je czyta co dwa miesiące pojedynczo. To winna lekcja geografii, historii, a nawet polityki, choć sam autor tego ostatniego tematu unika jak może.
Nie wiem, kiedy książka będzie na rynku księgarskim, ale już zachęcam miłośników wina do naszykowania gotówki na jej zakup. I na pewno nie będzie to cena rodem z Hongkongu.
Komentarze
Mogę o porcelanie, meblach i koronkach uczyć się z książek. Mogę smakować potrawy czytając przepisy. Nie jestem w stanie nauczyć się winiarstwa „o suchym pysku”. Brakuje mi doświadczenia i wyobraźni. Na dodatek bogate opisy nut smakowych, owocowych i glebowych, wprowadzają mnie w niemałe pomieszanie. Dla mnie wystarczy, że przepadam za tokajami i winami reńskimi, że bardzo smakują mi niektóre barolo i inne z Apeninów i jeszcze francuskie takie czy inne. A pijam wszystkie w niewielkich ilościach. Ostatnio wcale.
I to „je problema”. Opisy – opisami, lektura – lekturą, nawet porady nie do końca się sprawdzają. Jak nie posmakujesz, nie wiesz czy przypadnie do gustu smakowego.
Moja koleżanka namawiała mnie od czasu niejakiego na papaję, jaką omijam z daleka. W końcu zachęcona nabyłam wiadomą drogą (nic mnie nie obchodzi kto co myśli o tym sformułowaniu – mnie bawi i basta). I już wiem dlaczego obchodziłam z daleka. Dla niej pychota, mnie po prostu nie odpowiada.
Wracając do tematu – inna sprawa, że lektury tego typu mogą być pasjonujące i wzbogacają wiedzę.
PS
A co Piotrze – czytasz i popijasz ów szlachetny trunek, że aż „toniesz w winie”?
O licho…, coś mi się przycisnęło i wpis czeka w kolejce, bo mi się ksywa głupio zmieniła… 🙄
Kopiuję:
martwi się też o brak powszechnego dostępu do winnic w Południowej Afryce przez czarnoskórą ludność.Alicja-Irena
14 stycznia o godz. 8:21 551220
Jeszcze nie śpię, więc wtrącę trzy grosze…
„(…)martwi się też o brak powszechnego dostępu do winnic w Południowej Afryce przez czarnoskórą ludność”.
Nie bardzo rozumiem, co to znaczy. Nie ma czegoś takiego, jak powszechny dostęp do winnic, bo winnice do kogoś należą i nie każdy może tam sobie ot, tak wejść.
Zatrudnić może się każdy, ale ciemnoskórzy nie są skorzy do pracy. Nie zmyślam, pisałam już o tym podczas podróży po RPA. Gościliśmy w winnicy niezbyt dużej u pewnej pani, trzecie pokolenie Holendrów. Zatrudnia białych nie dlatego, że jest rasistką, tylko dlatego, że ciemnoskórzy nie sprawdzają się w tej pracy, pół dnia przesiedzą pod krzaczkiem, bo taka ich mentalność, nie pali się. Nie była to odosobniona opinia. Winiarnie są w rękach białych, to prawda, z dziada-pradziada. Nikt nie broni Afrykanom zakładać winnic, pytanie, ilu byłoby chętnych.
Dobranoc 🙂
Echidna – o ile wiem, Piotr jest aktualnie na takim samym etapie winnym, jak Pyra.
A, czyli
Śniadanie z podtopieniami? 😎
rzeczywiscie 🙂 prezentowane we wpisie sumienne podejscie do tematu winna moze nie wszystkich powalac na kolana. ale jest to niewatpliwie jakas tam mala revolucja ktora w przyszlosci moze odniesc sukces. a moze i nie 🙄 wszak klimat jest paskudny.
nie tak dawno widzialem dosyc poteznych rozmiarow plakat wiszacy na scianie. na nim wladimir iljitsch lenin, ktory w dloniach trzyma swoja ukochana … gazete prawde.
pod spodem napis:
ta gazeta to nie tylko propagandzista, lecz rowniez agitator!!!
smialo mozna sparafrazowac podpis pod leninem i klepnac pod felietonami:
te felietony to nie tylko propaganda, lecz rowniez agitacja!!!
🙄
dzień dobry …
Basiu wybierz się na Morawy w czerwcu (a może już byłaś) bo wtedy kwitną maki i widok na czerwone pola jest piękny …
Cena książki z HongKongu?
Jako namiętny zbieracz książek kulinarnych zauważyłem, że większość pięknie wydanych książek które kupiłem we francuskich księgarniach jest drukowana w Cninach. Taki urok globalizacji i poszukiwania taniej siły roboczej. I co pan zrobisz? Nic nie zrobisz. Chyba, że samemu się weźmie do drukowania metodą Gutenberga .
Jolinku, wielokrotnie przejeżdżając przez Morawy w czerwcu i początkiem lipca – kwiecia (w niedopielęgnowanych uprawach zbożowych, nie tylko po miedzach 😛 ) widziałam i zachwycałam się nimi nie mniej, niż ścieżkami rowerowymi. A kwietne łany majowe zanotowałam całkiem niedawno – niespełna 2 lata temu 🙂
(Do tematu podtopień i innych topieli(sk) nawiąże tam… nawiąże tam… chyba podziemna rzeczka Punkwa… albo resztki-niedobitki potopu… krzyżackiego. Nb czy oni coś – gdziekolwiek – warzyli-destylowali, ci krzyżacy? Bodaj cienkie piwo? Bo że miażdżyli, to wiemy 😉 )
W RPA ponad 30 rozlewni win znajduje sie w rekach czarnych wascicieli podobnie jak okolo 70 winnic. ktore sa najwiekszym na swiecie producentem win z etykieta Fair Trade – wiecej niz w Hiszpanii, Francji i Kalifornii razem wzietych. Czlonkowie Fair Trade zobowiazuja sie do zapewnienia godziwych warunkow pracy rolnikom i innym osobom produkujacym zywnosc. Tym niemniej przemysl winiarski RPA zatrudnia wiecej bialycg pracxownikow niz czarnych – poniewaz region winny (okolice Kapsztadu) jest zamieszkaly glwnie przez bialych. Warto tez pamietac, ze czarni mieszkancy RPA zwyczajnie nie maja tradycji hodowli winorosli, bo przez wiele pokolen nie wolno im bylo zajmowac sie winiarstwem.. Wolno natomiast bylo zatrudniac sie w kopalniach, w potwornych warunkach i jakos nikt nie narzekal, ze sa leniwi.
Z innej, nie winnej (niewinnej aby?) beczki, choć też o czytaniu i propagandzie.
Aktualna stała się książka Karpińskiego „Mowa do ludu – szkice o języku polityki”, poświęcona analizie języka propagandy związanej z marcem 68.
http://www.kwadryga.com/product_info.php/karpinski-jakub-mowa-do-ludu-szkice-jezyku-polityki-p-19176
Określenia z tamtych wieców i mów:
Pewne określone grupy, liberałowie, synalkowie rodziców na wysokich stanowiskach, grupa politycznych wichrzycieli, wrogowie Polski Ludowej,
prowokacyjne wystąpienia, demagogia i awanturnictwo polityczne,
mamy do czynienia z cyniczną maskaradą, z czego wszyscy powinni zdać sobie sprawę, wiemy, kto to sprowokował, naród jest przeciw wichrzycielom, cały naród zdecydowanie potępia inspiratorów awanturniczych ekscesów, pełne poparcie dla polityki partii, wiadomo, kto stoi za grupą rozrabiaczy. Itd.
Dzień dobry.
Bejotko, właśnie kupiłam i czytam pojękując.
Znam książkę Karpińskiego, ale nie cenię jej wysoko. A to z powodu lenistwa autora. Owszem – język marcowy analizuje, ale słowem się nie zająknie, że tego typu agitki zagościły w polszczyźnie w latach 20-tych (a w innych krajach wcześniej). PRL po prostu wykorzystała istniejące kalki i tylko nadała im polor aktualności.
Jakub Karpinski, moj s.p. bliski przyjaciel i sasiad z kamienicy, maz przyjaciolki, nie byl „leniwym pisarzem”. Byl bardz pracowitym pisarzem i dzialaczem opozycji, ktory w didatku przez wiele lat zmagajacym sie z rakiem. Mowa do lubu jest BROSZURA pisana dla drugiego obiegu, kiedy kazdy arkusz papieru byl na wage zlota i musiual byc przemycony. .
Pyreńko, wszystko już było. Pojękuję, bo nie chce zdechnąć i wraca.
Heleno – moja uwaga odnosi się do rzetelności źródła. I nadal uważam, że jest to źródło „połówkowe” nieco tendencyjne. Gdyby tak ktoś przeanalizował język współczesnych, polskich kampanii wyborczych, to agitki PRL straciły by wiele ze swej demonicznej siły.
Bez sensu ta wymiana, wiec sie wycofuje.
Poznań funduje pomnik Sprawiedliwym wśród narodów Świata. Wreszcie. Projekt jest dorzeczny – stela albo obelisk z powiększeniem Medalu. Stanie na placu z boku multikina przy ul.Królowej Jadwigi.
tak jest a nie inaczej Helenko!!!
w normalnym sieciowym srodowisku dzisiejsza poranna wypowiedz Alicja-Irena zostala by uznana od razu za wypowiedz rasistowska 🙁 .
i jezeli nie bylaby od razu z blogu usunieta autorka oszczerczych slow, to przynajmniej zawieszona na jakis czas.
nie wiem dlaczego Alicja-Irena podaje zaslyczane uwagi od bialych osadnikow w rpa, ktorzy przez kolejne pare pokolen nie potrafili zintegrowac sie z etniczna ludnoscia. toz jest o tylko zwykle i pospolite plotkarstwo 😛
W Hongkonku w 2008 roku zniesiono cło importowe na wino i teraz jest tam stolica światowego importu wina. Dziesiątki tysięcy bardzo bogatych Chińczyków gustujących w winie (a spożycie wina na głowę jest w Chinach wyższe niż we Francji czy Włoszech, nie wiem tylko, czy i jakie miejsce w statystykach chińskich zajmuje sake o mocy np. 14%). mają w Hongkongu najlepsze źródło zaopatrzenia w najdroższe wina świata.
Czy warto kupować drogie wina? Do picia na zwykłe okazje, nawet średnio uroczyste moim zdaniem nie warto. Cena wina w miarę wzrostu jakości rośnie bardzo progresywnie. Różnice jakości pomiędzy sąsiednimi półkami są niewielkie, a dobrze szukając można na bezpośrednio niższej półce wybrać coś lepszego niż większość na bezpośrednio wyższej. Ale przy różnicy 4-5 półek będziemy mieli już zupełnie różne wina. Są w życiu okazje, kiedy nie wolno dopuścić do zgrzytu i trzeba być pewnym, że wino będzie bardzo dobre. Nie szukam na najwyższych półkach, ale np. Chateau Malescot St Exupery 2009 można dostać w Anglii, Francji czy Hongkongu za równowartość 226 zł na aukcjach kupując znaczną ilość butelek. Za pojedynczą w sklepie wychodzi ponad 300. Piłem to wino zakupione w angielskim sklepie M&S przez wuja i wiem, że nie zawiedzie. Ornellaia 2006 w SmaczejJamie około 1500 zł, ale na lotnisku w Kopenhadze 200 EUR. Piłem (prezent od brata za dużą przysługę) i było to chyba najlepsze wino, jakie piłem w życiu, chyba lepsze niż Vega Sicilia Unico. Może po VS spodziewałem się zbyt wiele, bo było to pierwsze wino z wysokiej półki, jakie piłem, i myślałem że jego walory mnie powalą. Nie wspominam tych win jako czegoś wyjątkowego, wartego wydania tylu pieniędzy dla wina samego w sobie. Ale dla uświetnienia wielkiego wydarzenia są warte swojej ceny. Ornellaia czekała 2 lata w piwnicy na 40 rocznicę ślubu. Mieliśmy większe przyjęcie dla bliskich, ale to wino piliśmy w trójkę z Córeńką do kaczych piersi w pomarańczach przyrządzonych wg francuskiego przepisu przez Ukochaną. Nie kupiłbym tego wina i na taką okazję, ale skoro już było…
Ważne, żeby dobrego wina nie zmarnować. To prawda, że wino poprawia nastrój. Można świetnie poprawić nastrój dobrym cydrem przy naleśnikach. Ale do dobrego wina potrzebny też dobry nastrój już przed posiłkiem. Siadając w kiepskim nastroju nie odbierze się walorów wina.
Zakup dobrego wina tez nie jest sprawą prostą. Wymienione przeze mnie nie wymagają umiejętności poza wyszukiwaniem najlepszej ceny. Ale kupując dobre wina na okazje nie całkiem wyjątkowe poruszamy się wśród setek butelek na wybranej półce i nie wiemy, który wybór będzie właściwy. W tej chwili polegam tylko na sobie, nie wierzę sklepowym sommelierom. Pod koniec lat 80-tych w Dijon w popularnej sieci Nicolas trafiliśmy na sprzedawcę sommeliera, który wybrał dla nas wina z 3 przedziałów cenowych po szczegółowym wypytaniu o preferencje. Najtańsze – Croz-Herrmitage z Doliny Rodanu – okazało się rzeczywiście najlepszym Croz-Hermitage kiedykolwiek pitym. Gevrey-Chambertain pomimo braku „1er cru” na etykiecie było po prostu cudowne, a czerwone Montrachet zupełnie wyjątkowe. To był jedyny raz, kiedy po zakupie mogłem bez zastrzeżeń chwalić sprzedawcę. Najbardziej na zaufanie poza tamtym przypadkiem zasługuje pani ze sklepu winiarskiego w Gdyni przy Legionów 107 G. Na pewno nie posiada wiedzy sommelierskiej pana z Dijon, ale jest szczera i potrafi opisać walory poszczególnych win przez siebie oferowanych. Bardzo rzadko tam kupuję, bo mi nie po drodze, ale polecam. Wracając do pana z Dijon, widywałem go potem w TV jako wybitną postać z l’Association des Sommeliers Bourgogne i radnego Dijon. Stowarzyszenie, którego Prezydentem obecnie jest pan Michel Smolarek stanowi oddział regionalny l’Union de la Sommellerie Francaise, w której Wiceskarbnikiem jest pan Jean-Luc Jamrozik.
Tak, rasizm wyziera z postu Alicji. Co innego, wywód naukowy. W genach osadników burskich aktywność genu pracowitości rozwija się z pokolenia na pokolenie. W genach ludności miejscowej sięgającej po pożywienie do dziko rosnących drzew i krzewów od pradawnych czasów, gdy przyroda zaczęła sama zaspokajać życiowe potrzeby, gen pracowitości kurczył się z pokolenia na pokolenie. Pytanie brzmi więc nie „jak dopuścić ludność rodzimą do winnic” lecz „jak pracować nad genami rodzimej ludności, aby rozwinąć gen pracowitości do poziomu, jakim się cieszą biali osadnicy”. Warto przedtem zapytać ludność rodzimą, czy sobie takiej pracy nad jej genami życzy. Alternatywą zawsze może być rozwiązanie problemu znane z byłej Rodezji, gdzie ludność rodzima sama znalazła dostęp do ziem uprawianych przez białych osadników, którzy z kolei ten dostęp utracili. Co kraj to obyczaj. Wydaje się, że rozwiązania południowoafrykańskie były stosunkowo akceptowalne.
A propos pracowitości nasuwa mi się refleksja dotycząca pracowitości ludności zamieszkującej obszar pomiędzy Bałtykiem a Karpatami i między Bugiem a Odrą. W czasach realnego socjalizmu wydajność pracy była wyjątkowo niska, a po wiedzenie „czy się stoi czy się leży” było powszechnie akceptowane. Ta sama ludność rzucona poza Łabę czy na kontynent północnoamerykański wykazywała się wydajnością pracy wyjątkowo wysoką. Z aktualniejszych doświadczeń: ludność wykształcona magistersko w dziedzinie informatyki w Indiach wykazywała się wydajnością pracy bliską 0, a ci sami przedstawiciele tej ludności rzuceni do Finlandii czy USA wykazywali się wydajnością całkiem wysoką. Zdaje się to nie zgadzać z teorią genów pracowitości. Ale opracowania naukowe są pisane po to, aby coś wykazać 🙂
At, pleciesz. Szaraku/ Znamy Alicję i w żaden sposób rasistką nazwać jej nie można. Powtarza opinie niepoprawne? To my, czytelnicy próbujemy do każdej społeczności przypiąć nasz standard – a tak się nie da. Owszem, ludzie są równi, ale nie tożsami.
tak Stanislawie, rodezja to smutna historia w kazdym jednym punkcie. moj znajomy zdecydowal rozstac sie z tym pieknym krajem w ciagu jednej sekundy. w takich przypadkach pozostawia sie wszystko, doslownie wszystko. a mial co zostawic. przez ponad trzydziesci lat pracowal jako doktor nauk medycznych, rowniez na tamtejszym uniwersytecie. jak znalazl sie w europie to nie mial kompletnie nic, ale cieszyl jak dziecko ze ZYJE 🙂 do dzis jak go tylko spotkam, to widze ze zawsze usmiechniety i powtarza ze jest zadowolony z tamtej decyzji 🙄
Pyrapyra –> i sa ludzie wolni od uprzedzen do ktorych zdaje sie nie mozna ciebie zaliczyc 🙁
popatrz na wypowiedz Stanislawa z 14 stycznia o godz. 13:02 551239
Szaraku – to Ty widzisz to, co chcesz widzieć. Świat jest bardziej różnorodny
Nie wiem, czy zastrzeżenia do Karpińskiego są słuszne. Jak przed chwilą napisałem, prace naukowe piszę się po to, aby coś wykazać. Niektórzy piszą dla rozwoju nauki, ale to wyjątkowa rzadkość. Moja złośliwość tutaj jest trochę nie na miejscu. Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogę się powstrzymać. Ale ad rem. Karpiński pisał w określonych okolicznościach i miał konkretny cel dołożenia władzy. Przypominanie wówczas uchybień okresu międzywojennego, idealizowanego wówczas przez opozycję, nie wchodziło chyba w rachubę. Teraz ten sam język używany przez rządzących jest jakoś przyjmowany łatwiej niż za komuny. I jakoś opozycja nie bardzo potrafi się bronić porażona bezczelnością.
Pyro – to był żart skojarzeniowy i mam nadzieję iż Piotr tak to odebrał.
Ciekawostka klimatyczna – wczoraj człek ledwo dychał – nachalny błękit w połączeniu z rozżarzonym do granic niewytrzymałości powietrzem nie zachęcał do wytknięcia nosa poza próg.* Dla urozmaicenia, dzisiejszy ranek powitał nas deszczem (dobrze) i temperaturą 18stu stopni (oj niedobrze panowie, niedobrze).
* bo to wicie panocku są trzy rodzaje górącki
– ciepło
– bardzo ciepło
– upał
Wczoraj był ten ostatni. Nie dość, że słońce grzało nieprzytomnie, to jeszcze gorący wietrzyk z głębi lądu. Przy takiej zbitce nie tylko jest upalnie lecz powietrze wprost parzy.
Oj, Pyra jako osoba pełna uprzedzeń to chyba sprzeczność sama w sobie. Ma swoje zasady, ale to zupełnie inna sprawa. Jeżeli Pyra spiera się z Heleną, nie jest to spór uprzedzeń. Obie mają rację. W przypadku Karpińskiego Pyra teoretyczną, Helena praktyczną. Na marginesie myślę, że obecna propaganda silniej niż realny socjalizm czerpie z roku 1984 Orwella. Zasada odwrotności znaczeń jest teraz stosowana w czystej formie. Gdy Prezydent tłumaczy motywy swoich działań, jest pod tym względem doskonały. Premierze wychodzi to nieco gorzej, ale to nie z braku chęci.
A gdyby tak usiąść przy lampce dobrego wina i pomyśleć, co można razem zrobić dobrego dla kraju. Oj, marzenia niespełnialne.
Szaraku i Stanisławie,
byliście w RPA? Ja, chociaż krótko, byłam i trochę z ludźmi rozmawiałam. Najczęściej z Polakami, którzy dopiero ale są rasistami! Ja powtarzam, co od nich usłyszałam i nie tylko od nich. Owszem, piszę o okolicach Kapsztadu, jeśli chodzi o winnice.
Jeśli chodzi o mentalność Afrykanczyków, opisywał to w „Hebanie” Kapuściński. Generalnie – Afrykańczyk nie myśli o jutrze, więc nie musi się starać na wyprzódki o tak zwaną przyszłość. Ważne jest, żeby dzisiaj przeżyć. Od lat już nie ma apartheidu, formalnie, ale praktycznie to on jest. Pisałam o osiedlach ogrodzonych drutem, nawet pod napięciem, ze strażnikami pod bronią. Mieszkają tam biali, ale też czarni, ta lepsza kasta, po studiach i z dobrą pracą w ręku. Apartheid jest, niewidzialny, i długo jeszcze będzie, w mentalności tak białych, jak i czarnych.
Cokolwiek by się nie mówiło, gdyby nie biali, RPA wyglądałaby jak cała reszta kontynentu, a zwierzęta można by było obejrzeć na obrazkach lub starych zdjęciach. A tak – można pooglądać w Kruger Parku, gdzie jest kawał dzikiej Afryki.
Zarzucanie mi rasizmu jest niesprawiedliwe. Jak mam pisać o tym, co widzę i słyszę?
Cokolwiek by się nie mówiło, wypowiedź Alicji wydaje mi się bardzo zdrowo-rozsądkowa.
Ja nie byłam na południowym krańcu Afryki, ale wydaje mi się, że:
-na jednym biegunie mamy poprawność polityczną,
-a na drugim szarą rzeczywistość.
Skłaniam się raczej ku poglądom, które wynikają z obserwacji tej ostatniej.
I to jest zasadnicza przyczyna dla której nienawidzę poprawności politycznej. Nie wypada, nie uchodzi powiedzieć tego, co miliony widzą gołym okiem. Bo się skrzywdzi, obrazi, wywoła niepotrzebne napięcia. A to nie tak. Biedę i zacofanie trzeba zdiagnozować, opracować plany pomocy (a nie tylko żywić nędzarzy) Określić jasno – w tym pomożemy, to zależy tylko od was. Układy międzynarodowe pod międzynarodową kontrolą A potem przychodzi do Europy Erytrejczyk, ciągnąc za sobą żonę, rodziców i sześcioro dzieci i na wejściu deklaruje – musicie mi dać dobry dom, dobre życie, potem dobrą pracę. Nie przychodzi mu do głowy, że nie musimy; że Europejczyk musi zarobić sobie na dom, utrzymanie rodziny i zdobyć kwalifikacje do dobrej roboty. Nie. On przyszedł, to mu się należy. Przerysowane „prawa człowieka” i poprawność polityczna leżą u podstaw moralnej degrengolady ctwilizacji.
Ja dzisiaj wcale nie tonę w winie, powiedziałabym raczej, że tonę w nalewkach. Ciekawa jestem, co jest przyjemniejsze? Chłe, chłe, nie ma dobrej odpowiedzi 😉
Dzisiejsze popołudnie oraz wieczór poświęcam na odlewanie, filtrowanie i degustowanie 😀
Latoroślowa młodzież zgłosiła tak jakoś cudownie do pomocy….
Brzoskwiniówka bardzo dobrze rokuje, malinówką cieszymy się na bieżaco, a jeżynówka,
póki co, jakaś taka bez wyrazu 🙁
Ja mam do zlania nalewkę na owocach dzikiej róży i tarninówkę, przy czym tarninówką będzie musiała tydzień – dwa poczekać, aż się rozpuści cukier. Różana pójdzie od razu w butelki. Czekam na przypływ sił, może już w przyszłym tygodniu. Z tegorocznych najlepsza jest morelówka (dojrzewa, jeszcze długo, będzie na zjazd) i jak zwykle nie zawiodły wiśniówki.
Dzien dobry,
Nadaje z Nairobi, czyli z serca tematu. To druga moja wizyta w Kenii. Nie wiem czy ktos z blogowiczow mial okazje byc w domu Kenijczykow, domu nie naslanego przez biuro podrozy, ale w autentycznym domu dzisiejszych mieszkancow tego kraju?
Ja bylem, ale wrazenia postaram sie opisac po powrocie do Stanow.
Wydaje mi sie, ze jedynym ekspertem w sprawach Afryki jest Alinka.
Moj pobyt szybko dobiega konca, bylem w poblizu Kilimadzaro. Pobyt udany ale juz nie tak jak poprzedni.
Wrazenia opisze po powrocie.
Do wkrotce 🙂
PS O strzezonych osiedlach moglaby tez napisac od lat nie widziana tutaj Nimrod.
Nie bylem w rpa wiec nie wiem jak tam jest, ale jesli najwazniejsza rzecza jaka po sobie zostawili biali sa parki ze zwierzetami to nie umiem sie z tym zgodzic. A gdzie setki, tysiace hektarow slamsow, gdzie glod i nedza, gdzie wyeksploatowane kopanie. W wolnej dzisiaj namibii najwazniejsze kopalnie diamentow sa oczywiscie wciaz w rekach niemcow. Podobnie just wszedzie, gdziekolwiek mozna jeszcze cos wydusic to sie dusi.
A zwierzat w Kenijskich parkach chronia Czarni straznicy przed bialymi klusownikami.
Dobranoc 🙂
Nowy 2 – ale ktoś te kopalnie zbudował? Zatrudnia fachowy personel, płaci haracz właścicielom, utrzymuje robotnicze obozy? A że wszelkie zyski wpadają w łapy miejscowych kacyków i wodzów wojennych, to już nie wina okupantów Przecież ktoś te wieczne wojenki i rewolty finansuje? Chyba, że świetlanym przykładem ma być Somalia. Mam zaufanie do patrzenia trzeźwym okiem R.Kapuścińskiego. Jak się nie nauczą, że państwo jest po to, żeby chronić interesy ludności miejscowej, to będzie cały szereg upadłych państw.
yurek pewnie wiesz o tym …
http://www.wroclaw.pl/otwarcie-esk-wroclaw-2016-jak-dolaczyc
Nowy2,
opowiadam o tym, co widziałam i co zasłyszałam. Jeżeli to mnie robi rasistką, widocznie mamy inną definicję rasizmu. Mnie zaprosiła kumpelka z mężem, który jest szychą w tej kopalni (po Politech.Wrocławskiej – górnictwo), główny manager od czegoś tam. Byłam w innych polskich domach i sporo Polonii spotkałam.
Gdybym była zaproszona do domu(ów) ciemnoskórych obywateli, też bym nie pogardziła, ale nie mam takich znajomych, niestety. Inne kraje, inne okoliczności pobytu, że tak powiem.
http://aalicja.dyns.cx/news/Inspekcja_kopalni.14.03/
Można dywagować, ale RPA miała to nieszczęście, że biali przybyli i się ostali, przy okazji budując piękne miasta, drogi, kopalnie i przeróżne zakłady przemysłowe, dlatego Afryka Południowa wygląda, jak wygląda. To temat na dłuższą dyskusję.
Nie tylko Kruger Park. Nie tylko piękny Cape Town, Pretoria, Johannesburg (Joburg), Messina, Kimberley, Port Elizabeth, George, Durban – to są miasteczka jak z obrazka. I jak wspomniałam, są czarnoskórzy, których dżungla i pustynia, z ich wolnością i przestrzenią ich nie zadowala, dołączyli do tak zwanego cywilizowanego świata. W tej kopalni wydobywają węgiel dla siebie i w ogóle pracują dla siebie. Nie jest to praca niewolnicza za byle co.
Nie byłam w innych krajach Afryki, ale Jerzor był pół roku w Nigerii. Też ma swoje uwagi o Afryce.
A kto chce sobie RPA obejrzeć moim okiem, może sobie obejrzeć, ale niestety, nie mam galerii do wygodnego klikania i nie ma też opisów – porządnie zrobiona galeria w picasie mi wsiąkła przy jakiejś zmianie picasy. Podpisy tylko „terenowe”.
http://aalicja.dyns.cx/news/RPA-03.2009/
Jeszcze inna sprawa, o której mało się mówi. Ludy afrykańskie mają swoją odwieczną kulturę i większość mieszkańców chce nadal żyć, jak praaojce nauczyli. I dobrze. Niespieszny, naturalny bieg spraw ludów pastersko – rolniczych nieźle sprawdzał się w historii. I nadal sprawdza się w wiejskich społecznościach. Tylko niech nikomu nie wydaje się, że tak zarobią na infrastrukturę, oświatę i jakość życia białej cywilizacji. Coś, za coś – albo dyscyplina pracy i wydatków, albo odwieczny rytm.
Alicjo, mój wpis potwierdzający Twój rasizm był przecież wyraźnym żartem. Taki Twój rasizm jaka moja naukowość. To samo powiedziane językiem pseudonaukowym.
To wszystko nie jest takie proste, a i Kapuściński tak bardzo nie upraszczał. Zamiast dyskusji warto obejrzeć „Wiernego ogrodnika”. Ale w różnych krajach jest różnie i Południowa Afryka akurat wydaje się nie taka najgorsza. Szarak potwierdza sprawę Rodezji. To jeden ze skrajnych przypadków, ale i inne skrajne można by przytoczyć.
Ja też nie nawidzę poprawności politycznej czy prawie równoznacznego mainstreamu. One padają na mózgi i wypruwają z myślenia
Polityczna poprawność to siostra hipokryzji. Przed chwilą napisałam coś, ale wpis wcięło. Okazało się, że łotr jest politycznie poprawny, wiem, dlaczego wcięło – ponieważ użyłam „słowa „n”, jak się teraz politycznie poprawnie mówi na moim kontynencie, jeżeli się chce powiedzieć, że takiego słowa ktoś użył. Łotr na mnie nawrzeszczał po swojemu – tego komentarza nie wolno komentować (cytuję dosłownie).
Stanisławie, dobrze że wyjaśniłeś, bo się zmartwiłam, że tak mnie postrzegasz. Piszesz tak poważnie, że wzięłam to poważnie.
Alicjo, przecież ten wywód o genach to kompletny absurd, chociaż fakt, że natura pozwalająca nie pracować służyuła długo mieszkańcom kontynentu. Ale w slumsach wokół miast to już nie ma zastosowania.
Przepraszam, że nie doczytałem do końca ale zakładam, że temat wino, stale jeszcze jest przewodni.
W SPIEGLU przeczytałem w zeszłym tygodniu też coś o winie. Przeczytałem, że nad Renem i nie tylko, produkuje się doskonałe wina przy pomocy ostatnich, nowych uwarunkowań. Pierwszy czynnik i obiektywny, to zmiana klimatu. Wina niemieckie mają więcej słońca, to fakt.
Wg wywodu, to pierwotny czynnik tak, jak gleba, nasłonecznienie – to rozumię. Potem wtórne, jak np, jaka beczka – jasne, że dębowa , tyle też wiedziałem, ale teraz, uwaga – trzeciorzędne! Te ostatnie mogą spowodować, że wino może w pewnym momencie trącic nawet olejem napędowym. Otóż, przy pomocy skrupulatnie wychodowanych drożdży, można w temperaturze ok 10° tak pokierować fermentacją, że moszcz nabierze całkiem ciekawych niuansów smakowych. Podobno, działa się w tym kierunku całkiem planowo. Stare szczepy zaskakują nagle nowymi aromatami.
Marketingowo wychodzi się natomiast z założenia, że takie wino powinno być wypite w ciągu jednego roku. Jeżeli flaszka poleży, czy to z nielażnego jej nabożeństwa, lub na wskutek zwykłej nieuwagi, może się stać, że trzeciorzędne czynniki nadają jej właściwości, że stanie się w krótkim czasie niewypitna i trąci dieslem.
Na to, co w Polsce nazywa sie „polityczna popranoscia” sklada sie bardzo wiele cech, glownie nabytych, nie wroidzonych: staranne wychowanie , dobre maniery, oczytanie, oglada towrzyska, umiejetnosc patrzenia na swiat otwartymi oczami i glowa wolna od uprzedzen, mitow, stereotypow, sieczki. – to wszusyko daje nieraz wyksztalcenie. Czae nawet przekonania religijne. Doswiadczenie podrozy po swiecie tez sie przydaje, choc nie jest zadna gwarancja. Czaami podroze nie ksztalca, tylko utwierdzaja w wlasnej zasciankowosci.
https://photos.google.com/photo/AF1QipP3N5p6XxT42t-b7cRbbGwiy37XQRm6IunkWxai
Hm…od tego śniadania (w motelu po drodze) zaczyna się zbiór z Afryki, zamieszczony w tej połamanej picasie. klikając w prawo, przeleci się całe, ale chyba bez napisów, zaraz sprawdzę, czy to działa.
Toteż wywaliłam oczy na te geny, Stachu.
Helena z kolei jest skrajnie politycznie poprawna. Co prawda nie lubię tego, ale Helena ma prawo być, jaka jest.
Dlaczego nie lubię? Bo trąci mi to hipokryzją, nic na to nie poradzę.
Hipokryzj yo jst wtedy gdy w duchu nie zgadzam sie z pogladami, kyore glosze. Ale postepuje wbrew gloszonym pogladom.
Jesli natomiast glosze to w co gleboko wierze to nazywa sie to uczciwoscia.
Ergo; Stalin i Hitler byli uczciwemi ludźmi…
Chyba uczciwymi, prawda?
Heleno,
pisząc o Twojej skrajnej poprawności politycznej miałam na myśli to, że to jest niejako wypisane na Twoim sztandarze i nie jest to zarzut. Poza tym „znam Ciebie i Twoje poglądy od prawie 10 lat, bo niemal tyle czasu czytam Twoje wypowiedzi.
Ja jestem cyniczna i podchodzę do ludzi z ostrożnością. To samo uczucie mam w stosunku do gorliwych i nadgorliwych polskich katolików (tutejsi są „normalni” i nie obnoszą się ze swoją wiarą, a już w polityce szczególnie).
Polska to kraj aniołów, co widać i słychać, a także czuć ostatnio.
Cichal-Twój komentarz wydaje mi się bardzo niestosowny. Myślę, że nie chciałeś urazić Heleny, ale wyszło mocno niezręcznie.