Dwa jamniki to… parówka
Wygląda to na niedorzeczność ale to prawda. Chociaż są dwie wersje daty narodzin to miejsce jest ustalone dokładnie: Niemcy. A bliżej: Frankfurt nad Menem. Tam w roku 1487, albo trochę później czyli około roku 1600, pojawił się pierwszy dachshund, czyli „jamnik”. Tak nazwano bowiem cieniutką a dość długą kiełbaskę z mięsa wieprzowego (a potem także i cielęcego) w cienkim jelicie gęsim ( a później i wieprzowym), którą zajadali się mieszkańcy miasta. Rzeźnik, który opanował frankfurcki rynek w tej dziedzinie nazywał się Johann Georghehner.
Owe jamniki, gdy dotarły wreszcie nad Wisłę, bardzo szybko podbiły serca, a właściwie podniebienia, Polaków. Początkowo nazwano je frankfurterki – to ze względu na miejsce pochodzenia. Potem gdy zaczęto sprzedawać owe kiełbaski po dwie sztuki czyli parami, nadano im polską nazwę – parówki.
Parówki mają liczne odmiany i rozległą rodzinę. Grubsze kuzynki cieniutkich paróweczek nazywają się serdelkami. I są równie lubiane, bo też smaczne.
Wiedeńskie śniadanie w kawiarni obok Opery
Był czas, że jadanie parówek łączyło się z pewną dozą ryzyka. Większość niewiele miała wspólnego z wynalazkiem Georghehnera. Zamiast cienkiego jelita miały plastikową powłoczkę, a wnętrze było wypełniane wszystkim tylko nie delikatnym farszem z wieprzowiny czy cielęciny. W dodatku produkowano je nie w małych rzeźniach tylko w zmechanizowanych i zautomatyzowanych molochach.
Ostatnio jednak w sklepach zaczęły się pojawiać prawdziwe pachnące lekkim wędzeniem i zawierające dobre mięso parówki, takie o jakich pisały w swoich książkach pierwsze damy polskiej kuchni: Lucyna Ćwierczakiewiczowa czy Marya Ochorowicz-Monatowa.
Nadal są oczywiście w sprzedaży pseudoparówki w plastiku z farszem z tzw. MOM. A skrót ten oznacza mięso obdzierane mechanicznie. To specjalne urządzenia odzierają kości wieprzowe czy cielęce z resztek mięsa, żył, chrząstek i tłuszczu. I owe resztki stanowią zawartość tych „przysmaków”.
Rozpisałem się dziś o parówka nie bez przyczyny. Zaproszono mnie bowiem na nagranie programu „Dzień Dobry TVN” (emisja w piątek rano), w którym wspaniały kucharz i przesympatyczny facet Andrzej Polan przyrządzał parówki na kilka sposobów. Potem wspólnie je jedliśmy i wyrażaliśmy opinie o ich smaku. Andrzej – obecnie szef kuchni warszawskiego Nowotelu stojącego w pobliżu lotniska Okęcie, zaproponował kilka wersji dania. Ale zanim to nastąpiło przeprowadziłem surową selekcję towaru. Zdecydowanie zaprotestowałem przeciwko wersji plastikowo-resztkowej, niechętnie odniosłem się też do kiełbasek, które zamiast wędzenia spędziły krótki czas w beczce ze sztucznym dymem. Nie miałem także nadmiernej ochoty na parówki drobiowe, które na ogół przeznaczane bywają dla małych dzieci.
Przyrządził więc Polan parówki nadziewane ostrym, żółtym serem i zawijane w wędzony boczek, a także zawijane w specyficzny „makaron” zrobiony z surowych kartofli. Upiekł parówki zawinięte w ciasto francuskie, które wcześniej pokrył musztardą z Dijon. Przyrządził także coś, co było włoską wersją polskiej fasolki po bretońsku. Pokrojone w grube plasterki parówki poddusił w garnku z białą fasolą polaną ostrym keczupem, zwykłym sosem pomidorowym z drobno posiekanym czosnkiem i cebulką. A wszystko to jeszcze doprawił tabasco. Uch! Jakie dobre i ostre.
Najbardziej smakowały mi parówki zawijane w surowe nitki kartoflane. Niemal na równi postawiłbym też ostrą fasolę z parówkami. Brązowy medal przyznaję wytwornym hot dogom czyli tym w cieście francuskim z musztardą. A parówki faszerowane serem i zawijane w boczek uznałem za jadalny banał.
Całe spotkanie z Andrzejem było miłe, bo dawno już nie byliśmy razem ani w kuchni, ani na planie TV. A chciałem mu złożyć gratulacje za piękną książkę, którą wydał wraz z Krzysztofem Wellmanem, świetnym fotografikiem. Księga nosi tytuł mówiący wszystko: „Kuchnia Polana w obiektywie Wellmana”. Brawo!
Komentarze
Skrytym parówkożercom mówimy NIE! 🙂 Dobre parówki nie są złe. Myślałem, że Dzień Dobry TVN Na żywo leci.
Lubię parówki chociaż jadam je bardzo rzadko – nie mam do nich zaufania. Czasem uda się kupić gdzieś w małej miejscowości, z małej wytwórni kiełbaski, które odpowiadają naszemu smakowi. Gospodarz ma rację, że zapiekane w boczku i w paskach z francuskiego ciasta, to banał. Od lat stanowią takie parówki gorącą przystawkę kolacyjną, albo i danie główne kiedy to trzeba szybciutko nakarmić większą liczbę gości (szczególnie młodzieżowych) ale ja i tak najbardziej lubię zwyczajne, dobre parówki z wody. Najbardziej na świecie smakowały mi parówki kiedy byłam dzieckiem, a parówki sprzedawano z ciężarowych samochodów na papierowych tackach z wielkimi bułami po pochodzie 1-Majowym, albo na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Nie wiem na czym to polegało, ale te parówki zapamiętałam, jako wzorzec niedościgniony (wczesne lata 50-te).
Kod f1f1 bierze sie stad, ze aktualnie parówki maja dwie nazwy. W Austrii a szczególnie w Wiedniu nazywaja sie Frankfurterki a we Frankfurcie Wienerinen. Serwowane sa przy kazdej okazji najczesciej na jarmarkach ale i w lokalach zwanych Würstelbude i popijane miejscowym piwem.
Zjadane sa na ogól z reki i podaje sie ze swiezym tartym chrzanem i musztarda.
Oj lubie, lubie w kazdej odmianie.
Pan Lulek
Moja przyjaciółka ( technolog żywności – pracowała w labolatorium w Zakładach Mięsnych) zawsze mówiła że parówki są najdroższym produktem wędliniarskim. Stosunek ceny do wartości odżywczych jest najwyższy ze wszystkich produktów. 75% w parówce to woda reszta to tłuszcz , wypełniacz sojowy, resztki mięsa nie nadające się do pozostałych wyrobów. Dlatego też skład parówek jest największą tajemnicą w przemyśle mięsnym, bo parówki są królową wedlin i stanowią produkt sprzedawany w największej ilości. Ile się sprzedaje to też tajemnica. Vivat Królowa, Vivat !!!
Co kraj to inna nazwa nadawana parowkom. W Alzacji nazywane sa „saucisses de Strasbourg” i stanowia niezbedny skladnik tamtejszego bigosu t.zn. choucroute. Jolinek pewnie pamieta z ubieglorocznej wycieczki.
Oczywiście, że Dzień Dobry TVN jest na żywo. Ma jednak wstawki nagrywane wcześniej, co jest zwykle anonsowane. Tak ma być i z parówkami przygotowanymi przez Andrzeja Polana.
Misiu, kupuj parówki z małych wytwórni rodzinnych, bo te są prawdziwe. Omijaj produkty molochów czyli tzw. zakładów mięsnych i będziesz zadowolony. Zwłaszcza w porze śniadania.
Mięso krzepi !!!
Parówka lepiej…
Ja kupuję dobre wędliny w małym sklepie mięsnym. Mają bardzo dobre wędliny podsuszane. Krakowska sucha czy kabanosy są jednymi z najlepszych jakie można dostać w Polsce. Paryż i Wiedeń mi świadkiem!
Frankfurterki też mają rewelacyjne bo robione z normalnego mięsa w baranim jelicie. Cena 25 złotych za kilo , parówki w innych sklepach 6.99.
http://www.portalspozywczy.pl/mieso/wiadomosci/parowki-wciaz-sa-liderem,27114.html
http://www.portalspozywczy.pl/mieso/wiadomosci/branza-miesna-bedzie-promowac-jedzenie-kielbasy-wegetarianie-zapowiadaja-protesty,27483.html?did=40
Mięso Krzepi –
WEGETARIUSZE WSZYSTKICH KRAJÓW – MĄDRZCIE SIĘ !!!
i spiewajcie
hot dog song
Dobra parówka nie jest zła. Witam, letko złamany przeziąbem, po parodniowej nieobecności i serdelecznie pozdrawiam.
Pana Lulka na dziedzica pruskiego!
Niektóre polskie parówki zawierają podobno tak znikomą ilość mięsa, że nie trzeba się spowiadać z jedzenia ich w piątek 😎
Nemo – 5 pkt na Oscara!
Pyra dzisiaj na obiad robi zupę gulaszową. Kto wpadnie?
Nemo 🙂
O zawartości cukru w cukrze powstał film . Ciekawe czy powstanie o zawartości mięsa w parówkach.
Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy RP zamiast wydawać spore pieniądze na promocję jedzenia kiełbasy powinno zająć się tym co jest produkowane w ich zakładach.
Dobra kiełbasa obroni się sama.
Cena żywca wieprzowego 3.65 zł za kilogram.
Najtańsze mięso 12 zł (łopatka) , żeberka 10 zł. Słonina wyszła. Podobno zjadły sikorki 😉
Pyro,
ja właśnie nastawiłam mięso na gulasz 🙂 Podlałam resztką sycylijskiego Nero d’Avola.
W Szwajcarii parówki noszą nazwę Frankfurterli albo (częściej) Wienerli, a to ze względu na ich pochodzenie. W 1805 roku w Wiedniu pochodzący z Frankfurtu rzeźnik Georg Lahner wylansował nowy rodzaj kiełbasek na gorąco, który nazwał „Wiener Frankfurter”. Kiełbaski zrobiły taką furorę, że ich kariera trwa do dziś.
„Handbuch für die Brühwurstherstellung” – „biblia” helweckich masarzy i kiełbasiarzy podaje dokładny przepis, jak ma taka parówka wyglądać i co zawierać, i w jakiej osłonce (jelito kozie lub baranie) występować. Dzisiejsze kiełbaski zawierają wszystko według przepisu (oprócz cielęciny, która już w nich nie występuje), ale i tak smakują różnie w zależności od producenta. Wszystkie zawierają ponad 50 procent mięsa (wołowina i wieprzowina w różnych proporcjach), boczek, skóry, wodę (lód), fosforany, saletrę i kwas askorbinowy. W skład przypraw (tajemnica smaku) wchodzą: sól, pieprz, gałka muszkatołowa, kwiat muszkatołowy, słodka papryka, cebula, mielony kminek.
Na każdym opakowaniu podany jest procentowy udział mięsa każdego rodzaju oraz wartości odżywcze. Parówki zawierają 20-23 proc. tłuszczu, więc raczej nie tak dużo jak kiełbasy.
Po tygodniu nieobecności zgłaszam się ponownie z przytulnego domu i z domowego kompa życzę wszystkim uczestnikom dobrego dnia.
Po 32 dniach awarii Telekom.de uznala wreszcie za stosowne kogoś tu przysłać, by zajął się tą sprawą. A obstawałem od trzech tygodni na tym, by wreszcie ktoś od nich ruszył d… i zajrzał tu u mnie, co jest grane na łączach. Technik mnie właśnie usatysfakcjonował stwierdzeniem, że tą awarię można było stwierdzić i usunąć tylko wtedy, jeśli się dysponowało tym instrumentarium, w jakie jest wyposażony autoryzowany przez operatora sieci technik. Wypowiedzenie umowy poszło już drogą pocztową przedwczoraj. Umową jestem jeszcze związany do marca 2011, ale argumentuje, że tamta strona nie wywiązała z umowy. Wcale nie muszę z nimi kończyć, wystarczyłaby mi umowa na nowych warunkach.
Poza tym, siedzę w domu i cierpię przed siebie. Teraz przynajmniej z internetem. Mam potłuczone żebra i ból przy każdym ruchu. Najgorzej ale jest to, że doszlo do tego zapalenie oskrzeli /po skaleczonej stronie/ i nie kończąca się konieczność kaszlu. Ani spania, ani swobodnego oddychania, ani możliwości jakiegoś sensownego działania. Wygląda więc na to, że będę jeszcze na chorobowym i w przyszłym tygodniu.
Co do kiełbasek i nazewnictwa nawiązującego do miejsca ich domniemanego powstania to pamiętam kogoś, kto powiedział coś w tym sensie: Gdyby na całym świecie pobierano jeden grosz tantiemy od każdej kiełbaski o nazwie krakowska, to Kraków moznaby od razu odbudować.
pepegor
O, Pepegor!
Przynajmniej masz już łączność ze światem 🙂 Dobrzej sobie w ciepełku i wypoczywaj.
Parówek nie kupuję z powodów opisanych powyżej,
ale zdarza mi się,może raz w roku, zjeść hot doga.
Jem,bo mi smakuje i staram nie zastanawiać się
nad zawartością !
Pyro- ja to chętnie wpadnę,jale jak odmrozisz kolejną
partię pierogów 🙂
Pyro i Żabo-kwietniowy termin mini zjazdu w Żabich Błotach
skrzętnie odnotowany. Póki co żadnych planów około
wielkanocnych nie robiliśmy,ale propozycja bardzo kusząca 🙂
Trzeba przedyskutować sprawę z Osobistym.
Parówki w cieście francuskim to jedna z pierwszych potraw opanowywanych przez szwajcarskie dzieci na szkolnych lekcjach gotowania. Umie to chyba każdy 🙄
Dobra gorąca parówka (taka jak na obrazku powyżej) przy próbie zgięcia powinna się przełamać z trzaskiem, ale nie ochlapać jedzącego i jego towarzystwa nadmiarem soku 😎
ja to bym chętnie wyśledził dobre parówki, ale one chyba raczej poza Polską występują…
Misiu,
film o zawartości cukru w cukrze to była komedia, o zawartości mięsa w parówkach musiałby być thrillerem szpiegowskim albo czymś w rodzaju CSI 😎
Pepegor – bardzo Ci współczuję i życzę zdrowia !
Pepegor ,dobrze ,że już jesteś z nami .
Pyro ,ja gotowałam zupę gulaszową wczoraj .Udała się świetnie ,problem miała tylka znajoma ,która gotuje jak dla małych dzieci – prawie bez przypraw i dla niej zupa była za ostra .Wszystkim pozostałym bardzo smakowała .Zostało trochę dla męża na dzisiaj ,a ja dla siebie ugotuję białą kaszę gryczaną .
Nigdy nie zastanawiałam się nad pochodzeniem nazwy parówek ,a tu proszę ,parówka ,bo sprzedawana w parach .
Frankfuterki w Polsce to nie parówki ,tylko cienkie kiełbaski z surowego wędzonego mięsa ,podobne do kiełbasy surowej polskiej .Od jakiegoś czasu znane są w całej Polsce ,ale przed laty jadłam je tylko na Śląsku .
Krystyno,
te śląskie frankfurterki są smaczne na gorąco. Moja śląska przyjaciółka podaje je nam zawsze na śniadanie. Są dobre z chrzanem. W smaku wyczuwam kminek, tak jak w kabanosach.
Żeberka z grila bohaterem serialu „Kości” …
… żeberka tego szpiega od parówek? 😯
Pepegor, biedaku 🙁
Kabanosy z mojego sklepu i tak są najlepsze.
30 za kilo. Krakusy mogą się schować w plastiku.
Masz rację ,Nemo .Frankfuterki najlepsze są na gorąco .Ich cena też wskazuje ,że są dobrej jakości .I jak ładnie pachną .
A frankfurterki z grila, jakie dobre ! Z musztardą z Dijon !
Głodna się zrobiłam 🙁
Tak się robi parówki w fabryce
Włoskie parówki są paskudne 🙁
Kochani!
Dziękuję za pamięć, a już zwłaszcza Gospodarzowi za lekturę. Cieszę się bardzo, bo w konkursie raczej nie mam szans. Za wolny jestem na googlu, na wiki, na innych wyszukarkach. Dziekuję jeszcze raz. A teraz mi znacznie lepiej i czytam do tyłu. Mam po południu termin u lekarki i zaproponuję dawkę cortisonu może. Wiem jakie to świństwo, ale gdy zastosować doraźnie? Aby na tych parę dni zbić zapalenie i przynajmniej uspokoić te oskrzela? Od takich spraw ten preperat właściwie jest. Pasmatrim.
Aby sobie ponadto ulżyć zastosowałem tkiego oto wynalazku. Otóż, zamiast piętnastu metrów bandażu na żebrach założyłem sobie na podkoszulkę trzy paski od spodni. Te mogę sobie w miarę potrzeb bez problemów poprawiać, albo całkiem zdjąć, jak chcę pod natrysk. I nie muszę tego robić w cztery ręce. A skutek ten sam, albo nawet lepiej, bo łatwiej mi regulować nacisk.
Idę doczytać,
pepegor
Biedny chorutki Pepegorze! Bardzo Ci współczuję. Ale sterydów na krótką metę nie trzeba się bać, stara astmatyczka Ci to mówi. Działają bardzo dobrze. Dopiero kiedy się je bierze przewlekle, robią krzywdę i to sporą.
Ach, paróweczki, zjadłoby się. A nie mam w domu ani jednej! Miałam kaszankę, ale była ohydna. Dlaczego tak trudno dostać dobre parówki, salcesonik, kaszankę i te rzeczy? Mogłyby być takie pyszne!
Mam szynkę, ale boję się, że jak otworzę paczuszkę, to siknie. Cóż, ostatnio robiłam szybkie zakupy w zwykłym realu…
Austriackie parówki od rzeźnika
Prawda, że apetyczne?
Danuśka – przecież nie ma lepszych pierogów, jak z tego GS-u u Starej Żaby. Te serowo -szpinakowe są na złoty medal. Trzeba sobie parę kilo zamówić, oni to znakomicie pakują w foremki styropianowe i do zamrażarki
Dzień dobry Szampaństwu.
Lazaret się zrobił, czy co?
Pepegor,
jest świetne ustrojstwo dla pacjentów po operachach, kupuje się w szpitalnej aptece przy oddziałach chirurgicznych i z tego co pamiętam, dosyć tanie, coś około 40 zł (parę lat temu. Jest to bardzo szeroki pas, zamykany na velcro i tym możesz regulować „moc” ucisku. Jak masz możliwość to dostać – to chyba byłoby najlepsze rozwiązanie.
Co do mnie, zwlokłam się z trudem, a i pewnie udam się z powrotem do wyrka, strasznie mnie wczorajszy dzień wymęczył. Owszem, trzeba dużo pić, a tu organizm nawet wody nie chce przyjmować i jak to popić tabletki? 🙄
O jedzeniu to nawet myśleć mi się nie chce.
-13C , będzie chyba słońce. Byle do wiosny.
Na dworze słoneczko i odwilż. Wsiadam na rower i jadę po świeży chleb i parówki na kolację. Narobiłam sobie apetytu 😉 Dawno już nie kupowałam żadnych kiełbas poza suchymi w Polsce.
Na podwieczorek będzie ciasto z mrożonymi porzeczkami.
Alicjo – nieźle Cię ta Basia urządziła. Lykaj aspirynę i siedź w łóżku jeszcze jedną dobę, bo będziesz słabiutka, jak kociak. Pamiętasz, jak Krystyny Syn zaraził sie w święta? O, zganił na Teściową, że mu coś zaszkodziło.
Przykłady fałszowania produktów mięsnych:
– zaniżanie udziału mięsa wysokiej jakości przy jednocześnie zwiększonej ilości tłuszczu, skrobi lub wody, a także zawyżanie zawartości wody w kiełbasach suchych przy zachowaniu nazwy właściwej dla wyrobu suszonego.
– podawanie nazwy niezgodnej ze stanem rzeczywistym, np. „parówki cielęce? na produktach, które w swoim składzie nie zawierają tego gatunku mięsa 😯
Zawsze mnie zastanawiała możliwość zakupu parówek „cielęcych” wobec kompletnej nieobecności cielęciny w normalnej sprzedaży 🙄
Nemo -cielęcina w sklepach jest, ale jest b. droga i nie wszystkie sklepy ją prowadzą. W moim, osiedlowym np muszę sobie parę dni wcześniej zamówić i nie ma mowy o zamówieniu np 1 giczy, 0,5 kg żeberek i 0,5 kg górki. Zamówienie obejmuje co naj,mniej 1 kg w asortymencie.
Pyro i inni wielbiciele cielęcia – Selgrosy w Polsce mają cielęcinę zawsze, tylko w dziwnych kawałkach. Czasem przyzwoite, a czasem lepiej nie mówić. Można to traktować jak rodzaj totka: trafi nie trafi…
Pyro,
cielęcina może jest, teraz. Ale parówki „cielęce” można było kupić od lat, kiedy nie było nawet mowy o cielęcinie choćby na zamówienie.
W Helwecji nie dodaje się cielęciny do parówek, ale są specjalne kiełbaski do smażenia lub na grill tzw. Kalbsbratwurst, które muszą zawierać co najmniej 50 proc. cielęciny.
Pepegor aby Ci poprawić nastrój i wysłać książki muszę znać adres. Czekam na maila z adresem pocztowym.
Nemo – kiedyś już się chwaliłam, że mam „Domowe wyroby mięsne”. Korzstam z niej kilka razy w roku – oczywiście tylko z części przepisów, a nie „technicznej” dot uboju i rozbioru mięsa. Przepisy są naprawdę świetne – i historyczne i z lat 60-tych. Jednym z przepisów jest przepis na „najlepsze parówki” – otóż tam w grę wchodzi chude mięso wieprzowe i królicze, przy czym tego ostatniego co najmniej 40%. Nigdy nie robiłam, ale kto wie, czy to nie jest dobry pomysł
O, z królika może być dobre.
Myślę, że uczciwie zrobione parówki mogą być dobre prawie z każdego świeżego mięsa. Tyle, że wiąże się to z dużym nakładem pracy, staranności i higieny, a to są czasem problemy nie do przeskoczenia dla producenta, który liczy tylko na szybki zysk 🙄
Gdzieś w pamięci kołacze mi się wspomnienie przeróżnych polskich parówek o szarej konsystencji i mysim posmaku… 🙁
Ale to dawno było…
Nemo – najobrzydliwsza była w latach 80-tych kiełbasa serdelowa = dosyć gruba, wewnątrz czerwonawa od saletry i z wyjątkowo obrzydliwą jakąś przyprawą. Nie wiem, czy nie była ona mieszana z krylem i potem scalana fosforanami (mięso krewetkowe tak samo jak drobiowe nie „klei” się, dlatego ładują fosforany, które dodatkowo wiążą wodę.
A może rzucić to wszystko i zacząć robić kiełbasę?
Ojciec robił , dziadek robił , matka robiła.
Miejsce na wędzarnię jest , klientów co chcą dobrze zjeść też można znależć. Czy kiełbasę muszą robić fabryki?
http://mattikaarts.com/blog/category/charcuterie/
Panie Lulku- czy dzisiaj będzie zatem toast za
chorych i kwękających,żeby szybko zdrowieli
i za parówki,żeby były mięsne ?
Mamy czas na dokładne ustalenia do 20.00
Alicjo,Jolinku- o imbirze,cytrynie,rumie i miodzie pamiętajcie !
Jolka zrobila kilka pojemników wspanialego bigosu ale to co ja z niego zrobilem nie przyszloby Jej do glowy. Rozmrozilem pojemnik, dodalem rodzynek i zagotowalem a na zakonczenie domieszalem lyche miodowego kremu. Smakowalo wspaniale.
Teraz laduje sie pod pierzynke zeby wciagnac zótko i wypoczac po trudach przedpoludnia.
Pan Lulek
Panie Lulku ten bigos to Ania zrobiła … 🙂
oglądam dzisiaj premiera i nie mam czasu na nic … 🙂
Najlepsze parówki (serdelki) cielęce są od Mazura z Manhattan Ave na Greenpoincie (Nowy zaświadczy) W stu wariantach w marketach pod nazwą Frank’s. Paczka 8szt. od 1.25 – 5,6.00 dol. Ciekawostką jest zawartośc takiej paczki w Wallmarcie – 87 centów!
A u mnie dziś na obiad prawdziwy szkocki Haggis.
http://picasaweb.google.pl/Malpiszka/Haggis#5434383362293865650
Przepraszam za jakość zdjęcia, a powtórzyć się nie da, bo już siedzi w garze bez etykiety.
Małgosiu – wierzę, że wielu ludziom to smakuje i to bardzo. Mnie odstraszyła zawartość tego specjału. Mają Polacy swoje zimne nóżki (obrzydliwe dla Anglosasów i ich sąsiadów), mają i Szkoci baranie żołądki napychane różnościami. Niech tam. Sprawozdaj potem
Wpis Małgosi W. przypomniał mi naszą wyprawę do Edynburga i smak cudownego haggisa. Sięgnąłem więc po autocytat: „Na pierwszy ogień poszedł lokal o szkockiej nazwie Dubh Prais, czego nie potrafię do dziś prawidłowo wymówić, ale wiem, że te dwa słowa oznaczają po prostu ?kociołek?. Symbol ten wisi na głównej ścianie restauracyjki. Napisałem zdrobniale, bo lokal ma zaledwie 10 stolików. W dodatku nie łatwo tu trafić. Obok sporej i oświetlonej restauracji, której nazwy już nie pomnę, są malutkie drzwiczki z napisem Dubh Prais, za którymi znajdują się schody prowadzące stromo w dół. W piwnicy zaś raj gastronomiczny. Szef sali uroczy, wygadany i znający się na rzeczy Szkot ma do pomocy dwie młode panienki troskliwie zajmujące się gośćmi. Gdy wyłuszczyliśmy mu powód przybycia czyli studia nad szkocką kuchnią zadysponował dla nas obojga na przekąskę haggis w sosie śmietanowym z ziołami i whisky (6,5 funta). To był poemat. A przecież haggis to po prostu to samo, co polska krwawa kiszka. Ten był o konsystencji kremu brule i podpieczony na chrupko. Sos zaś dodawał mu aromatu i pikanterii.” Oj powtórzył bym ten wieczór. Małgosiu – zazdroszczę!
No właśnie sos, z tym mam problem, bo robię osobiście haggis pierwszy raz.
Będę eksperymentować 🙂
Co Tu taka cisza?
Haggis już zjedzony (prawie), wszystkim smakował. Korzystając z podpowiedzi Gospodarza zrobiłam sos korzystając z resztki sosu od wczorajszej pieczeni cielęcej, 2 łyżeczek angielskiego gravy, kieliszka whisky i 3 łyżek śmietany. Za mało go było, szybciutko zniknął.
A ja ugotowałam dzis kaszę gryczaną niepaloną .Ponieważ lubię wszystkie kasze ,więc i ta smakowała mi ,ale nie ma takiego charakterystycznego smaku jak ta palona .Wyglądem przypomina pęczak .Tak więc opinia Żaby o tej kaszy ,że jest trochę nijaka ,potwierdziła się .
Kupowałam od czasu do czasu parówki zwane cielęcymi ,ale po pewnym czasie nazwę zmieniono i od tej pory są to po prostu paróweczki .Myślę ,że nie było w nich od początku żadnej cielęciny ,ale jako cielęce miały większe powodzenie .
Haneczka zarobiona po pachy kolejną korektą, Żaba bez komputera, Alicja w łóżeczku, a reszta pewnie obiadowo czynna. Nemo o ile się nie mylę ma randkę z drugim agentem – i kto ma pisać? Sama nie będę hałasowała.
Obecna ! Jeszcze jestem,chociaż za chwilę wybywam do
fryzjera. Jutro wyjeżdżam na wakacje,a zatem same
rozumiecie…muszę jakoś wyglądać 🙂
Agent przyjdzie za kwadrans 😎
Krystyno,
te „cielęce” przestały być cielęce w chwili wprowadzenia ostrzejszych przepisów i kontroli grożących wysokimi karami. To samo jest z oscypkiem, który nie zmienił wyglądu ani smaku, ale stał się „serkiem góralskim” 😉
Wracając z zakupów (na przednim bagażniku 24 rolki papieru toaletowego), na zadnim – garnek ze szklaną pokrywką, chleb, parówki etc.) zostałam zagadnięta przez grupkę młodych ludzi – Turków i Istambułu, którzy przyjechali na dzień z Genewy, aby pospacerować po naszej okolicy i biorąc mnie za miejscową (ten papier 🙄 ) pytali, gdzie tu jest najładniej: „East or West?” 😯
Przeszłam z nimi kawałek nad rzeką, pokazałam, gdzie mają dalej iść (do East i wrócić stamtąd do West), pożegnali się bardzo serdecznie i poszli wskazaną drogą, a stojący na moście staruszek kiwał z sympatią głową, a potem rzekł: Języki trzeba znać 🙄
Turków z…
tez obecna ale zajętą, tłumaczę nie „się” ale niejakiego Pana Bolko, 5 bitych stron maczkiem
By łam dziś nieco zalatana, dopiero teraz poczytuję sobie. Bardzo mi przykro i współczuję obolałamu Pepegorowi i złożonej chorobą Alicji. Przyłączam się do wszystkich napisanych tu życzeń szybkiego powrotu do zdrowia!
Obiad u mnie dziś jednodaniowy, talerz rosołu z lanymi kluseczkami. Dojemy w ramach wcześniejszej kolacji 🙂
Parówki tylko w awaryjnych sytuacjach i to raczej z indyka, czasem kupowałam te niby cielęce, ale nie byliśmy zachwyceni. A moje doświadczenie z haggis, to głównie zapamiętane z lekcji angielskiego, których udzielał nam Szkot, biedny usiłował nam wytłumaczyć na czym polega ta ich potrawa, oj sporo czasu to zabrało, grupa była na średnim poziomie zaawansowania w znajomości tego języka 😀
Ja też zarobiona jestem, to znaczy głównie odsypiałam zarwaną nockę i robiłam sobie obiadzik jednoosobowy – pomidorówka (będzie na zaś, a może i dziecko się załapie), ale taka profańska wręcz: kostki rosołowe, przecier i śmietana plus ziółka i makaron. Na drugie zgrillowałam sobie na patelni grillowej kawałek dorsza i jedną cykorię, ugotowałam dwa ziemniaczki i nie chciało mi się kombinować sosu, więc się zatkałam. Zrobiłam herbatę z sokiem malinowym i idę pracować. Nie powiem, żeby mi się chciało.
Nemo, a mnie kiedyś w pasażu w Hanowerze jeden Turek powiedział: teraz wszyscy mówią po polsku, polski jest język internacjonalnyj. Z piętnaście lat temu to było.
Dyskusja zeslizgnela sie z parówek na kaszanke u nas nazywa sie to Blunzen czyli krwawa kiszka. Znakomicie komponuje sie z potrawami z dyni i winami typu Blau Frankisch, Zweigeld i Eggri Burgundi.
Ten rodzaj posilku jest preferowamy w wytwornych lokalach typu Beisel i Würstelbude. Bywa i gdzie indziej ale to juz nie ta klasa.
Smacznego
Pan Lulek
Poprawiłam sobie humor na chwilę, dostałam od znajomego bardzo smieszny filmik – reklamę. Dla dzieci to nie jest, ale dla młodzieży i dorosłych jak najbardziej. Spłakałam się ze śmiechu.
Poza tym słońce, mimo, że mroźno, znacznie przyspiesza kurację.
http://www.lesoir.be/la_vie_du_net/actunet/2010-01-22/le-buzz-du-zizi-en-graffiti-749978.shtml
Mam wieści z Iżykówki
1. Iżyk od dwóch dni jest tatą Zosi, damy jeszcze nie wróciły z kliniki
2. w związku z powyższym Iżykówka zostaje wystawiona na sprzedaż (jak ktoś ma luźne 2 mln, to może kupić. Gdybym miała, to bym kupiła, ale tylko razem z Iżykiem. Bo jakże – bez myśliwego, kucharza i kierowcy w jednej osobie? Nie dałabym rady
Tyle roboty, starań i teraz w obce ręce…
A w ogóle tak sobie myślę: czy ta Zosia to mazurska, z wallijska?
Rodzicom wszystkiego najlepszego, Zosi fajnych rodziców.
Pyro, przepraszam, ale nie rozumiem związku, w czym przeszkadza małej Zosi Iżykówka?
Rodzicom i małej Zosi oczywiście wszystkiego dobrego! Gratulacje!
Następna Zosia, no to imieniny panien Zoś będą obchodzone na blogu hucznie. Gratulacje dla Rodziców i szczęścia dla Zosi
Danusko, moze zajrzysz jeszcze do blogu przed wyjazdem, wiec zycze wspanialego urlopu a gdybyscie byli w moich okolicach, daj koniecznie znac.
Dziekuje za wyjasnienia, sprobuje.
Danusiu, wspaniałych wakacji!
Gratulacje dla Iżyka i Kierownictwa i najlepsze życzenia dla kolejnej Zosi 😀
Agent poszedł przed chwilą. Przystojny i ładnie ubrany, rocznik 1964. Były sportowiec, bywał w Polsce w czasie „wojny” tj. stanu wojennego i spontanicznie wyrecytował, co zapamiętał po polsku: bardzo gorąco i bardzo zimno 😯
Małgosiu – gdybyś zajrzała fdo archiwum blogu tak sprzed 1,5 roku, 2 lat, to klikając w nick Iżyka weszłabyś na stronę Iżykówki. Budynek dawnej pruskiej szkoły stojący nad samym jeziorem, skąd 1,5 km do wielkich jezior mazurskich, las i szczątki wsi (pozostały 2-3 gospodarstwa i to rozrzucone) W tych kupionych dawno już budynkach oni urządzili pensjonat (cały czas jeszcze na dorobku) i budynek mieszkalny dla siebie.
Z nastolatkiem z jednego boku, a naworodkiem z drugiego bardzo trudno zadbać o rozwój dzieciaków, kiedy do Pisza 15 km do lekarza tyle samo, a dochód z wynajmowanych pokojów nie pokrywa kosztów i pracować trzeba.
Z naszego Blogowiska bywa tam Brzucho i kilka dni spędziła Echidna z Wombatem. Byli bardzo zadowoleni.
Sprzedaż tych budynków pozwoli im kupić coś innego w mieście, spłacić resztę kredytu i odetchnąć nieco.
Alicjo, a to tez moze Cie rozsmieszy, przyslane prze przyjaciol z Kitchiner 😉
http://www.youtube.com/watch?v=EjtVDG0drG0
Danuśko, dopiero teraz przeczytałam Twój wpis, a zatem udanego fryzjera (dla mnie to zawsze przeżycie, nie cierpię) i pięknych wakacji, wspaniałych wrażeń i wypoczynku 😀
Witam maleńką Zosię i serdecznie gratuluję Rodzicom!
Fajne miejsce ta Iżykówka 🙂
Danuśka – dobrego wypoczynku, smacznego pobytu we Francji.
Sprawozdawaj.
Pyro dzięki, zaczynam rozumieć.
Wszystkiego mozna bylo sie spodziewac tylko nie tego. Druga Zosia w tak krótkim odstepie. Znowu klania sie „Pan Tadeusz”. Obie panny Blogowianki jak sie patrzy. Teraz chyba rola Gospodarzostwa zasugerowanie terminu imienin. Moze by tak majowa Zimna Zoska a potem wiosna i lato na calego. Obchodzic bedzie caly blog i okolice.
Toast niewatpliwie podwójny
Pan Lulek
Zdążyłam wrócić na toast i przeczytać wiadomości o kolejnej
Zosi. Gratulacje !
Dziękuję wszystkim za miłe wakacyjne życzenia.
Po powrocie oczywiście sprawozdam.
Alino- na wszelki wypadek biorę ze sobą Twoje namiary,
bo nie wiadomo tak do końca,gdzie nas oczy poniosą.
Tym razem mamy w planie wielką improwizację 🙂
Wznoszę herbatką owocową na miodzie,
za małą Zośkę i rodziców, aby żyli razem długo w zdrowiu i szczęściu i żeby im niczego potrzebnego nigdy nie zabrakło.
Z lepszymi trunkami muszę się na nieokreślony czas pożegnać, bo dostałem od lekarki cortison pod pod jakiś betabloker na kodeinie, aby, broń Boże tylko nie kaszleć. I faktycznie, dobrych dowcipów też muszę unikać, jak przedtem wnikliwie zauważyła Nemo.
pepegor
Ludziom kojarzy sie Berlin z Placem Poczdamskim itd. a ja przezywam tutaj takie historie – tu moja korespondencja ze skype
[20:13:24] Dorota1A: Rozmawiam z Wolframem i mowie mu, ze bylismy w archiwum i mam tylko zdjęcie Kohlenhandel Kowalski, Wolfram: co ty chcesz od Kowalskiego, Kowalski to stare niemieckie nazwisko, a poza tym to przez cale moje dzieciństwo mówiło się „idź do Kowalskiego bo brakuje nam brykiet”, oni wszyscy znali Kowalskiego, kupowali u niego węgiel i brykiety a jak ktoś w dzielnicy się przeprowadzał to pożyczał u Kowalskiego wóz i konie do przeprowadzki.
I teraz moj kolega Wolfram zasiadl do komba aby napisac historyjke o rodzinie Kowalskich, ktorzy przybyli w 1902 do Berlina i do 1999 roku posiadali tu kamienice, ktorej dorobili sie na handlu weglem. W Berlinie jeszcze do 1989 w wielu kamienicach taszczylo sie wegiel w wiaderku i palilo w piecach.
DOROTOL – ZOSTAW MOJE NAZWISKO RODOWE W SPOKOJU. CO CI KOWALSCY WINNI?
Moja Droga Pyro, Kowalscy ze swoja historia beda grali pierwsze skrzypce, po nich nastapia Andrzejewscy, na wystawie o sladach Polakow w Charlottenburgu
tylko nie wiedziala, ze jest to stare niemieckie nazwisko w Berlinie
…-lam
dla wyjasnienia, to nie sa jakies akcenty antyniemieckie i antykowalskie, ja sie poprostu ciesze, ze tutaj panuje taki kult historii tej dzielnicy, na ktora (historie) skladaja sie takie normalne zycia i powiazania ludzkie
Pyro, ta kamienica Kowalskich stoi dokladnie w tym miejscu, gdzie Ty stalas jak doladowywalismy samochod Wlodka, stalismy na wjezdzie do tego bylego skladu weglowego, moze to byl jakis nomen omen …
Kowalscy w Berlinie nie rządzą, jest ich tylko 125 🙄
8 – Leszczyńskich
56 – Wischnewskich
377 – Nowaków
1 – Mickiewicz
71 Dorot, 21 Arkadiuszy i 24 Zdzichów 😎 😉
No, wreszcie Dorotolu. Współczesne miasta i społeczeństwa nie powstawały w gettach . W moim mieście jest pamięć ludzi i są kamienie, mury, związane z historią Niemiec. I w Nieczech są ślady polskie. Pomijając siupryzy niełatwej historii, cała Europa środkowa rozwijała się podobnie i dość spójnie. Strasznie śmieszą mnie hasła typu „Polska dla Polakó”. Bo jak? Wyrzucimy Stwosza, Kopernika, Mickiewicza, Chopina, Matejkę (o królach już nie wspominając)? Zapomnimy kto budował nasze zamki, ratusze, świątynie? Canaletto wyrzucić z Warszawy? I nasi ludzie budowali świewtność innych ziem. Bo Europa jest jedna, tylko śmiesznie podzielona plemiennie.
Ale Kowalski w Charlottenburgu jest do dzisiaj wspominany i tak wrosl w obraz tej dzielnicy, ze nikt nie kojarzy, iz byl przybyszem
Nemo ale Dorota-Daisy jest jedna jedyna w Berlinie!
Na lunch miałem zgodnie z instrukcją parówki. Na opakowaniu było: kura, krowa i świnia. Nic nie pisali o papierze toaletowym i psie razem z budą i łańcuchem. Oram (orzę)? na łódce, żebym godnie się pokazał na mini zjeździe! Właśnie złamałem wiertło!! Mnie trafia!!! Z innej beczki: mam ukochanego mechanika Kowalskiego z Greenpointu, w dodatku Kazimierz, po krakowsku Kaźmirz. Alicjo Jerzorze! Ten trud i pot to dla Was!!!
Niech nam żyje nowa Zosia!
Co te niże robią człowiekowi z głową: zabrałam się do przyrządzania kawy – rozpuszczalnej, bo mój ekspres chwilowo ciężko chory. Wrzuciłam do filiżanki kostkę cukru trzcinowego, a potem wsypałam łyżeczkę białego i już startowałam z wodą, tylko mi kolor jakoś nie pasował. Przyjrzałam się. Zorientowałam się zanim zalałam.
Wiooooooosny!!!
Nisiu! Zimy. Bo ten czas najlepszy ma Karaibach. Moze by Ci się podobało? Jestem!!!
Ach, Cichalu, toż byłam w zimie na Karaibach! U Jacka na katamaranie. Pięknie było jak nie wiem co.
Ale prawdę mówiąc, ja jestem umiarkowana. I tropik, i Syberia mi szkodzą. Wiosnę lubię najbardziej.
Ale jak będziesz w najbliższym czasie nóżkami chlapał w tej lazurowej wodzie, to pomyśl sobie, że Cię pozdrawiam!
Zrobiłam likier anty-grypowy : czyli miód, cytryna, świeży imbir, cukier i spirytus. Spirytusu niedużo, bo tylko 0,5 l na 1,5 l napitku (czyli moc gotowca ok 20-22%). Każdy taki likier robię o niewielkiej mocy, bo nie ma on pełnić roli obucha, tylko napoju rozgrzewającego. Tym razem jednak przedobrzyłam z miodem; tak samo, jak Pan Lulek z pigwówką, tą ze Zjazdu. Miód jest dość agresywny w kombinacjach i teraz wódeczka smakuje, jak miodzik z cytryną- imbir prawie niewyczuwalny. To jest tak, jak ktoś nie uznaje receptur i robi „na oko’
„
Ja tego nie robię zarobkowo. Zapraszam ciekawych ludzi. Pogadac. Pomyślec. Nawet się (a zwłaszcza) powygłupiawc….
Wita Wszystkich „latawiec”, żeby się brzydko nie kojarzyło, wolę formę męską 😉
Musiałam dziś trochę posprawdzać, czy znajomi mnie jeszcze pamiętają i tyle co wróciłam, przeczytałam, pooglądałam i pośmiałam się !!!
Hi, hi ! A ja pamiętałam i wzniosłam dziś toast za zdrowie i szczęście dzisiejszej solenizantki !!!!!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Tylko wówczas nie wiedziałam o malutkiej Zosi, ale uzupełnienie toastu zostawię na jutro.
Pepegor, Alicjo ; kurujcie się szybko. Co ta zima narobiła, tyle kontuzjowanych blogowisko, chyba jeszcze nie widziało.
Dziś na termometrze było u mnie +25 st.C. i piękna „Klarcia” 😯
Może to już wiosna ????
Krystyno, życzę Ci wszystkiego co najlepsze; zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń 😆
Głucho wszędzie, ciemno wszędzie, śpiąco będzie 😀
No to ja też pójdę pospać. Dobrej, zdrowej nocy życzę i ozdrowieńczych snów życzę. 😀
Alicjo, jesteś? Myję coś dla Ciebie! Muszelkę!
Niech zgadnę: Alicja dostanie muszelkę wielkości średniej szynki, że tak blogowo-kulinarnie porównam!
Cichalu, rzuć okiem:
http://monikaszwaja.pl/index.php?k=16&id=3&lang=pl
Tęsknię za takim beztroskim pływaniem, chciałabym jeszcze zobaczyć to morze i te wyspy, tylko że lekarz brutal mi nie pozwala tak daleko lecieć. Lepiej jest być zdrowym… itd.
Ale zawsze mi zostają zdjęcia i muszelka.
😆
No to w piatek na dobry poczatek !
Pan Lulek
Kapitanie,
właśnie odpisałam. Dopiero „podeszłam do płota” i przeczytałam maile.
Wszystko, jak planowane i napisane, no i pozbywam się resztek przeziębienia.
Trzeba być w formie na czas!
Nisia,
będą zdjęcia i muszelki owszem, może nie wielkości szynki, ale coś przemycę 😉
A ta muszelka to wybaczyc prosze prozę życia, to poprostu jachtowy sraczyk, który musiałem przygotowac dla Alicji i Jerzora…
Kapitanie… 😯
Ja tam się nie znam, jeszcze nie pływałam na jachcie, myślałam, że takie ustrojstwo to normalka 😉
Alicja, uważaj! Od takiego sraczyka czyli kingstonika dostałam odcisków na łapkach przednich. Tam trzeba pompować…
Swoją drogą ależ te facety prozaiczne!!!
Dzień dobry, dobry, dobry…
Ostatnie dwa dni wykopuję się spod śniegu. Jak nie będzie znowu padać to może znajdę w sobie siły na przeczytanie zaległości. Na razie udało mi się dokopać do Internetu.
Pepegor, ja Cię rozumiem z tymi żebrami! Wyobraź sobie, że polski rolnik, żeby dostać płatne zwolnienie musi być chory więcej niż 30 dni i mieć złamane przynajmniej trzy żebra. Za dwa nic nie dają.
Wasza skóra z Żaby
Niestety, Żabo, obejrzałam jakieś prognozy – pada i pada.
Masakra, panowie.
Dobrej nocy, ile tam jej u nas zostało.
Nie Żabo, nie mogę sobie wyobrazić.
A mam niby tylko jedno złamane. Spać nie moge, więc wstałem i siedzę. Najgorszy ten wymuszony kaszel. Przy każdym ataku czuję sie jakby mnie ktoś traktował bronami. Dziś jestem umówiony u lekarki i zadbam, aby mnie wyposażyła w taką ilość prochów, aby się w razie czego skutecznie zamglić do poniedziałku.
Czuwa tam jeszcze ktoś po drugiej stronie?
A, Nisia tez jeszcze byla godzine temu. Dziekuje z dobra slowo!
Dzień dobry … 🙂
… Krystyno sto lat … 🙂
… pepegor zdrówka życzę …. 🙂
… Zosia niech duża rośnie … 🙂
… Danuśka miłego bimbania na urlopie … 🙂
dzień się zapowiada słoneczkowy … 😆