Majowe zapowiedzi
Maj łączy się w mojej pamięci ze świętem książek. I w tym roku zapowiadają się w Warszawie różne wydarzenia kulturalne z książką w roli głównej. Także książką kulinarną.
10 maja, czyli w dzień wyborów prezydenckich, pod warszawskim Pałacem Kultury ma się odbyć wielka impreza przy stole rozstawionym na świeżym powietrzu, podczas której uczestnicy będą rozmawiać i tym, jak ograniczyć marnowanie jedzenia, i jak wykorzystać pozostałości po nadmiernych zakupach spożywczych.
Podczas tego śniadania – czy raczej drugiego śniadania, bo wydarzenie rozpoczyna się w południe – będzie i pokaz kulinarny. Wraz z Barbarą wykonamy jeden z naszych ulubionych tortów, którego podstawą są pozostałości po chlebie razowym. Ten tort jest prosty w robocie i wręcz przepyszny. Na dowód dołączam przepis i fotografię tortu zrobionego w miniony weekend na rodzinne zgromadzenie. Tort zniknął ze stołu w parę minut i wszyscy narzekali, że był zbyt mały.
Tort chlebowy
7 jaj, 7 łyżek cukru, 7 łyżek utartego czerstwego chleba razowego, 1 łyżka masła do wysmarowania tortownicy
1. Żółtka utrzeć do białości z cukrem.
2. Wsypać utarty chleb razowy.
3. Ubić sztywną pianę z białek.
4. Wszystko razem połączyć, delikatnie mieszając.
5. Piec ok. 40 min. w średnio nagrzanym piekarniku, w wysmarowanej masłem tortownicy (średnicy ok. 25 cm), aż tort ozłoci się z wierzchu, a sprawdzony patyczkiem będzie suchy w środku. Tort chlebowy po przekrojeniu na 3 placki skrapla się wodą z rumem i cukrem, po czym przekłada się kremem orzechowym do i kremem kawowym – wyśmienitym.
Krem kawowy do tortu – wyśmienity
2 niepełne szklanki cukru, 1 szklanka mleka, 4 żółtka, 1 kostka masła, 1/3 szklanki mocnej kawy lub 3 łyżeczki kawy sproszkowanej
1. Cukier zalać w garnku mlekiem i gotować do gęstości na małym ogniu, dość często mieszając. Nabiera wówczas lekko beżowego koloru ze względu na karmelizowanie się cukru. Wystudzić, często rozcierając drewnianą łyżką.
2. Utrzeć dokładnie masło z 4 żółtkami.
3. Dodając, po trochu ugotowany z mlekiem cukier, ucierać masę dość energicznie – najlepiej mikserem lub w malakserze.
4. Pod koniec ucierania dodawać po kilka kropel esencji kawowej lub po trochu 3 łyżeczki kawy sproszkowanej.
Gotując cukier z mlekiem, należy uważać, aby zbyt nie zgęstniał. Jest to zresztą największa trudność przy przyrządzaniu tego kremu: zakończenie gotowania we właściwym momencie.
Krem orzechowy do tortu
1 szklanka łuskanych orzechów laskowych, 2 kopiaste łyżki cukru pudru, mniej niż 1/2 kostki masła, 2 żółtka, 1/2 szklanki świeżej śmietanki, 1/2 laski wanilii.
1. Orzechy zemleć, wymieszać z cukrem i śmietanką, silnie podgrzać.
2. Dodać masło.
3. Do gorącej masy dodawać mieszając po jednym żółtku. Ucierać na ogniu.
4. Kiedy zaczyna gęstnieć, zestawić z ognia i ostudzić.
Zamiast orzechów laskowych można użyć wiórków kokosowych, jednak orzechy nadają kremowi znakomity smak – a kokos to jednak nie to…Druga majową impreza to oczywiście Targi Książki, podczas których będę dyżurował (w niedzielę, 17 maja) w stoisku Firmy Olesiejuk od godz. 13 do 14. Wystawiona do sprzedaży z autografem będzie książka z ubiegłego roku wydana przez oficynę Przybylik, czyli „Jak smakuje pępek Wenus”.W Targach weźmie też udział Wydawnictwo Bernardinum, przywożąc świeże egzemplarze ostatniej mojej książki „Jest ser!”.Tam też będę czekał na czytelników.
Przy okazji miłośnicy książek mają okazję zwiedzić Stadion Narodowy, co też jest sporą atrakcją.
Komentarze
dzień dobry …
to w maju praca będzie ale miła …. może mi się uda być na którymś spotkaniu …
dla podglądaczy świata ….
http://wiedzoholik.pl/ogladaj-obraz-ziemi-z-kosmosu-na-zywo-247/
pepegorze bardzo Wam współczuje … przytul LP ode mnie …
Tortu razowego nigdy nie robiłam, choć znam teoretycznie z jakiegoś przedwojennego przepisu. Dzisiejszy przepis przypomniał mi i zainspirował do zrobienia jego wersji wytrawnej.
Pepegorze, doczytałam o Waszej stracie, bardzo współczuję. I ja traciłam nieraz kogoś czworonożnego, mimo, że są teraz w domu inne kochane zwierzaki, zawsze zostaje pamięć i o tych, których już nie ma.
Koniec lata. Pada i chociaż deszcz jest bardzo potrzebny, to szkoda słońca, a i ochłodziło się bardzo. Coś niepokojącego dzieje się i z naszym jamnikiem, trzeba będzie do pana weta – nie jest to sprawa nagląca, ale przebadać trzeba. Zapiszę go w kolejkę na wizytę.
Przepisy Gospodarza przydadzą się bardzo w nadchodzące święta i tort chlebowy wykorzystam z pewnością, a i krem włączę do mojej kolekcji kremów tortowych.
Już nie bywam na targach, prezentacjach i innych imprezach, ale dzięki życzliwości Przyjaciół – w tym i Gospodarza – mam dostęp do wielu książek. Wczoraj, np, Haneczka we własnych rękach przydźwigała mi nielichą porcję lektur od Żaby. Jest wśród nich „Notatnik z twierdzy Przemyśl 1914 – 1915′ PROF. JANA JAKUBA STOCKA (nb czytając kolejne pozycje sagi rodzinnej Żaby utwierdzam się w przekonaniu, że wszyscy przedstawiciele inteligencji galicyjskiej byli ze sobą jakoś tam spokrewnieni). Dostałam też Renaty Gorczyńskiej „Szkice portugalskie” i solidną kobyłę (3 wielkie tomy) prof. dr Witolda Pruskiego „Hodowla zwierząt gospodarskich w Królestwie Polskim 1815 – 1918” Żaba wie, że interesuje mnie historia gospodarcza (i historia obyczaju) znacznie bardziej niż historia polityczna. Nie twierdzę, że przeczytam tę pozycję solidnie, jak student do egzaminu, ale pewne ciekawostki i uogólnienia z pewnością z tego wyciągnę.
Nie widziałam dotąd książki Gospodarza o serach, ale „Pępek Wenus” podoba mi się i jest w kuchni nader przydatny.
pepegorze – bardzo ubolewam nad Waszą stratą.
Przykro mi z powodu psiny Pepegorostwa.Mieliśmy okazję poznać wesołą Sunny cztery lata temu podczas śniadaniowego mini zjazdu warszawskiego.
Widzę,że moja obecność na Targach Książki będzie w tym roku obowiązkowa również ze względu gościa honorowego 🙂 Zapowiada się też ciekawy francuski tydzień około targowy: http://www.targi-ksiazki.waw.pl/francja-gosc-honorowy/
I tak oto miłe wiadomości splatają się z przykrymi.
Ince bardzo współczuję, choć muszę przyznać, że sama jest sobie winna. A własna wina w takich wypadkach jeszcze pogarsza samopoczucie. Mam nadzieję, że szybko wydobrzeje, choć jak znam Inkę, zawsze pełną energii, będzie jej trudno wytrzymać ten czas.
Danuśka,
z przyjemnością obejrzałam zdjęcia w podróży w Lubuskie.
” Pępek Wenus” z autografem Autora stoi u mnie na półce , przypominając ubiegłoroczne miłe spotkanie w Gdyni.
strona warsawrising.eu NAJLEPSZYM serwisem internetowym instytucji kultury na ŚWIECIE w konkursie The Webby Awards ….
Wieje, zimno, co chwilkę pada, ale to nie jest porządny, obfity deszcz – to takie pokapywanie. Młodsza obkupiła siebie w kilka bluzek letnich, a matkę w dwu częściową sukienkę (miękki, nobliwy granat w tureckie białe wzory). Przyda się na rodzinną imprezę, a i później kiecka absolutnie do noszenia, a nie do wiszenia w szafie. Poczytałam bieżącą „P”(w każdej gazecie pożegnalne materiały o prof. Bartoszewskim).
Nade mną właśnie burza, zrobiło się ciemno.
Umnie za to ma się ku wiośnie i nawet przeszłam się na pocztę w spodniach i bluzie dresowej. W głębi lądu cieplej, ale tu od jeziora wieje zimny wiatr.
Pan mechanik wymienił wiatraczek w kominku, więc Mrusia zadowolona.
Na obiad będzie zupa miso, kupiłam co było – w proszku, a nie w paście. Z wczoraj została mi miseczka ryżu do sushi, to akurat wrzucę do zupy, zapas yaki nori też mam, suszone, sprasowane algi. W Japonii podawali algi zielone świeże.
Zakup gara do gotowania ryżu okazał się jak najbardziej celny, oprócz ryżu można ten ryż obłożyć rożyczkami brokułów, kalafiorów, kawałki marchewki, pora czy czego tam – i mamy ryżowy eintopf 🙂
Drzwi się u nas dzisiaj nie zamykają; co i raz ktoś wpada. Bywają takie dni, a potem posucha i rodzinna i towarzyska przez dwa tygodnie. Do następnego wzmożenia.
Oj, Wiedźmy moje! Kiepsko zapowiada się w tym roku Noc Walpurgii. Kto by tam na miotle w taki ziąb i deszcz i grad…?
Urządziłam próbę kostiumową : przymierzyłam nową kieckę, bardzo zgrabne nowe sandałki na koturnie w kolorze ecru, torebkę Młodszej w tej samej barwie i doszłam do wniosku, że brakuje mi tylko kapelutka z lakierowanej słomki z.asymetrycznym rondkiem i granatową wstążką (granatowy prochowiec mam, typu słodka babunia – na okrągłym karczku) Kapelutek raczej nieosiągalny ale kolor (średni brąz) na steraną głowę rzucę, a nawet dyskretny malunek wykonam – jak to mówi Alicja? Wrzucę urodę na twarz
Jolinku, właśnie uścisnąłem LP i pocieszyłem ją od Ciebie. Miło mi ponadto, że pamiętacie o futrzaku, albo i współczujecie po prostu, aczkolwiek to sprawa w zasadzie błacha. Obawiam się tylko, że się tu pcham z tym tematem.
Mamy wyrzuty w związku z tym, bo naszą nadaktywnością chyba, doprowadziliśmy do tego, że biedna skonała na naszych rękach o północy, aczkolwiek w południe jeszcze i wieczorem chodziłem z nią normalnie na zewnątrz. Owszem, widać było od tygodni, że jakaś powolniejsza się stawała ale, myślałem , że to może artroza, bo dwunasty rok jej dochodził, ale jedna vet., przypadkowo zajmująca się kotką wnuczki, a mająca obciąć naszej tylko pazury przyłożyła słuchawkę i stwierdziła niepokojąco szybkie tętno i zaleciła EKG, aby ew. zadecydować o odpowiedniej terapi. To był piątek więc LP zrobiła termin na poniedziałek. W sobotę nic się nie stało aż do wieczora, kiedy sunia zaczęła charcząco dyszeć. I wtedy zaczęła się karuzela wizyt u stacji pogotowia nocnego, w której efekcie, zwierzątko umarło na rękach mojej LP.
Ocenę tych wizyt zaserwuję później. Nie mógłbym zalecić.
Pyro – a dokąd się tak szykujesz w tej wystrzałowej elegancji?
pepegorze – odejście kochanego zwierzaczka to nie jest błaha sprawa. Cierpi przecież cała rodzina.
Pepe – źle nas oceniasz, jeżeli myślisz, że dla nas życie zwierzaka to błaha sprawa. Przeciwnie – stworzonko serdecznie wrosłe w rodzinę, a nie potrafiące wyatrykułować swojej niedoli, jest bardziej od nas zależne i z tym się wszyscy kołatamy. Pamiętacie, jak Nemo z Peterem dwie doby siedzieli ze starym, odchodzącym kocurem na rękach, do samego końca”? Albo kiedy Haneczka woziła biednego Szarego na kolejne operacje? Albo kiedy Krysiade straciła swojego jamnika? To wszystko były nader bolesne straty rodzin.
Oj, Pepegoru…właśnie ja nie chciałam mieć domowych zwierząt dlatego, że jako dziecko byłam swiadkiem umierania naszego ukochanego Tygrysa i nie chciałabym już nigdy byś świadkiem śmierci mojego zwierzątka.
Może to jest nienormalne, ale ja już się boję co to będzie, jak Mrusia się zestarzeje całkiem i przyjdzie jej umierać?
Niech się nie waży!!!
Dzięki Pyro – właśnie zbliża się czwarta rocznica odejścia Oskara. To też była śmierć gwałtowna.
Krysiade – to nie ja. To moja wnuczka urządza przyjęcie Igorowi, bo posyła go do I Komunii (tu będę wredną babcią i spytam „po co?” bo pobożni nie są w najmniejszym stopniu) No dobra. Mam prezentować dostojnie seniorkę rodu. Raz na 10 lat mogę.
Ło ludzie…
Co tam w tym półfinale się działo!
Dobrej nocy.
Witam, pepe dziś było 259 półfinałów na świecie, bliżej coś?
Pepegorze, umieranie nigdy nie jest błahe. Nie pocieszam, bo pocieszyć się nie da.