Słodko, słodko…
Zbliża się Tłusty Czwartek, czyli pora słodkiego obżarstwa. W naszej rodzinie zaś luty i marzec to pora licznych imienin i urodzin. Często więc spotykamy się przy stole w większym niż zwykle gronie.
Każde zaś takie zgromadzenie kończy słodki deser. Na ogół bywa to tort. Mamy zaś (pisząc w liczbie mnogiej, nieco fałszuję rzeczywistość, bo poza wigilijna kutią nigdy nic słodkiego nie przyrządziłem) kilka rodzajów tortów, które rodzina i przyjaciele uwielbiają, a moja domowa mistrzyni cukiernictwa robi wprost znakomicie.Jednym z takich popisowych tortów jest Pavlova, której smak za każdym razem jest nieco inny, w zależności od dokładanych do bezowych blatów. Bywa więc Pavlowa z truskawkami, malinami (fot. wyżej), z owocami granatu.
Drugi – choć ja bym go postawił na pierwszym miejscu – jest kruchy tort z kwaśnymi konfiturami morelowymi. Konfitury te (też oczywiście domowej roboty) wspaniale kontrastują z niezwykłą słodkością kruchych blatów, których jest zwykle trzy, a w porywach bywa i pięć.
Gdy ilość białek z jajek użytych do różnych innych deserów jest wielka, wówczas pora na cwibak. To ciasto ma tę zaletę, że może być długowieczne. Cwibak w postaci suchara jest jeszcze smaczniejszy niż miękki i świeży. Nieczęsto jednak udaje się mu dostatecznie wyschnąć, bo wcześniej bywa pochłonięty do ostatniego okruszka.Pavlova
5 białek, szczypta soli, szklanka cukru, szklanka oziębionej śmietanki 30-proc., 2 łyżki cukru pudru, szklanka malin lub innych miękkich owoców, łyżeczka masła
1. Ubić bardzo sztywną pianę z białek ze szczyptą soli, pod koniec, kiedy piana jest sztywna, dodać cukier i ubijać dotąd, aż się rozpuści.
2. Krążek od dużej tortownicy lub dużą okrągłą aluminiową foremkę przeznaczoną do pieczenia tart posmarować lekko masłem.
3. Ubitą pianę włożyć do czystego, najlepiej nowego woreczka plastikowego, odciąć koniuszek woreczka i wycisnąć pianę: zaczynając od brzegu, kończąc po środku wyciskać wokół obwodu równy wałeczek formując ślimaka.
4. Wstawić na 15 minut do piekarnika nagrzanego do 160 °C, potem w 100° C piec bezę około 90 minut, gdyby wierzch się rumienił – można uchylić na centymetr drzwiczki piekarnika.
5. Kiedy beza ostygnie, ubić oziębioną śmietankę, pod koniec dodać cukier puder. Jeżeli jest dwa lub trzy placki, posmarować je kremem kawowym i poprzekładać.
6. Na wierzch bezy ułożyć śmietankę, a na niej maliny. Podawać od razu lub po niedługim czasie. Kroić jak tort.Cwibak
6 białek, 15 dag (3/4 szklanki) cukru, 10 łyżek mąki, 10 dag roztopionego masła, 1,5 szklanki różnych bakalii (rodzynki, orzechy, pokrojone suszone śliwki, daktyle i figi), szczypta soli
Łyżka mąki do oprószenia bakalii, łyżeczka masła do wysmarowania formy
1. Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę, pod koniec dodając po trochu cukier, mąkę i w końcu roztopione i ochłodzone masło.
2. Bakalie oprószyć mąką, dodać do ciasta, wymieszać.
3. Po wysmarowaniu formy wlać do niej ciasto i piec w temperaturze 180 st. C do momentu, kiedy ciasto się zrumieni, a patyczek w nie wkłuty będzie suchy.Tort morelowy
Na ciasto: 25 dag (1,5 szklanki) mąki, 170 g masła, 10 dag mielonych lub bardzo drobno posiekanych migdałów, 1/2 szklanki cukru pudru, 4 żółtka, ew. zapach np. wanilia
Krem: ok. 1/2 słoiczka dobrej, kwaśnej marmolady morelowej (od biedy można ją zastąpić powidłami śliwkowymi), 4 białka, 1/2 szklanki cukru pudru
Na lukier: ok. 1/2 szklanki cukru pudru, ćwierć słoiczka powideł lub marmolady morelowej, łyżka soku cytrynowego
1. Wykonanie ciasta: mąkę posiekać z cukrem pudrem i masłem, dodać migdały oraz żółtka i zagnieść ciasto. Rozwałkować na 5 jednakowych placków (tortownica o średnicy 22-25 cm). Kolejno piec na złocisto. Uwaga: placki dopóki zupełnie nie wystygną, są bardzo kruche.
2. Wykonanie kremu: ubić sztywną pianę z białek, dodając pod koniec cukier i zmiksowaną marmoladę. Przełożyć kremem placki.
3. Wykonanie lukru: utrzeć składniki lukru i rozsmarować go na wierzchu tortu. Przybrać połówkami orzechów włoskich i siekanymi migdałami.
Tort powinien postać w lodówce lub chłodnym miejscu co najmniej 3-4 dni.
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
dzień dobry …
ten tort morelowy też jest dla mnie faworytem … no i zdrowy jest bo ma orzechy … 😉
Dooobre! Nieco inaczej robię pavlową (przepis Nemo) a mistrzynią hurtową cwibaków jest Żaba. To ona kiedyś zgubiła jeden cwibak, który znalazł się gdzieś po 3 latach, bo zawinięty w pergamin zsunął się za półki w spiżarni. Został zjedzony z wielkim ukontentowaniem. Żaba kroi cwibak na cieniuteńkie kromki do jedzenia i są pyszne. Często dostają je jeźdźcy jako suchy „obrok na drogę”.
Tort morelowy uśmiecha się do mnie z przepisu i fotografii – może upiekę taki jesienią, kiedy będę miała marmeladę morelową, bo teraz mam ostatni słoik konfitury morelowej, ale to za słodkie nadzienie.
Nie jestem zwolenniczka tortow, ale morelowy chetnie bym sprobowala.
Tort urodzinowy: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/181224/713bd24ded566f6bfc2f7da778e55064/
Nie wiadomo co bardziej apetyczne – Shirley’ka, czy tort. Moja Mama miała bzika na jej punkcie.
Wczoraj upiekłam coś. No, właśnie coś, Do klasycznej puchatki dałam dwa razy tyle mąki i rozczyn drożdżowy (1,5 dkg drożdży nie pierwszej świeżości w 200 ml mleka + szczypta soli i łyżka cukru i kopiata łyżka mąki). Upiekło się bardzo ładnie na dużej blasze, posmarowałam powidłem śliwkowym i starałam się zwinąć. Rzecz w tym, że chodził za mną powidlak (to samo co makowiec, tylko z powidłami a nie z makiem), a jeszcze do ciasta dodałam dwie kopiate łyżki zmielonej i usmażonej skórki pomarańczowej. Chyba nad ciastem trzeba będzie jeszcze popracować, Eska wyraziła swoje wątpliwości. Może trzeba dać więcej drożdzy, upiec na mniejszej blasze, przekroić w poziomie i przełożyć. Mogę ekperymentować, zawsze wnuki zjedzą 🙂 Rzecz w tym, że jest to szybkie ciasto, jak na drożdżowe.
Podobna do tortu morelowego jest legumina morelowa (wg. Disslowej) – piecze się pięć mozliwie cieńkich placków z kruchego ciasta (z 4 gotowanych żółtek – podwójna porcja) i przekłada masą morelową, czyli ubite białka i dżem morelowy. Moja Mama w upały dodawala łyżeczkę żelfiksu (zgroza!), żeby masa się nie rozpływała i nawet to było skuteczne. Z kolei moja siostrzenica zamawia ten torcik (leguminę?) z konfiturą z róży zamiast moreli. Słodkie do obrzydliwosci, ale też pyszne.
Sama myśl o jedzeniu surowych jaj albo surowego białka zniechęca mnie do wszelkich deserów je zawierających, brrr… Nawet tiramisu ani mousse au chocolat nie przełknę, gdy zawierają surową pianę z białek. Za krótko zapiekane ciasta np. szarlotka z warstwą piany na wierzchu (swego czasu w Polsce wszyscy mnie tym usiłowali częstować) też przyprawiają o dreszcze, zwłaszcza gdy są z poprzedniego dnia i pianka pokrywa się żółtymi perełkami wilgoci i robi ciągliwa… uhhh 🙄
Jaja do tiramisu ubijam z cukrem na parze aż do zgęstnienia, do wystudzonych dodaję mascarpone i nie muszę się obawiać, że na drugi dzień może już być niejadalne lub zrobi się nieapetycznie wodniste.
Jako dziecko nie jadłam też kogla-mogla z pianką, zawsze musiał być z samego żółtka z cukrem, a jajo – świeżo zniesione.
Mam tak samo jak Nemo – surowe jajka nie dla mnie. Dlatego do tortu morelowego podchodzę z nieufnością z powodu piany z białek. Ale pavlova jak najbardziej, z tym że sama nie piekę, ale czasami jem w kawiarni. Pieką takie małe jednoosobowe.
Do tortów nie mam specjalnego talentu; piekę tylko jeden – ale to jest zgroza dla fachowców – bo do masy używam śnieżki i galaretki, za to biszkopt jest mojego wypieku. Nie mam więc czym się chwalić, ale ten torcik jest tak smaczny i lekki, że rodzina i znajomi bardzo go lubią.
Z biszkoptem nie mam w zasadzie nigdy problemu. ale ostatni upiekł mi sie dość dziwnie. Mianowicie na środku wyrósł niewielki kopczyk, który musiałam ściąć. Może dałam zbyt dużo proszku do pieczenia, ale wtedy ciasto mogłoby wyrosnąć bardziej, ale równomiernie, a nie tak złośliwie.
Faworki smażyłam w ubiegłym tygodniu, więc w Tłusty Czwartek pewnie zjem pączka.
Biszkopt, taki klasyczny, piekę zawsze bez dodatku proszku i zawsze jest równy. Piana z białek jest dostatecznym spulchniaczem.
Bardzo dobrze wychodzi biszkopt z jaj ubitych z cukrem w gorącej, ale nie wrzącej kąpieli. Mąkę należy dodawać ostrożnie i delikatnie mieszać. Najlepiej jest mieć takie sitko-przesiewak Obsługuje się jedną ręką.
Wyrastanie górki na środku może oznaczać zbyt wysoką temperaturę pieczenia. Ciasto jest wówczas suche i „słomowate”. W zbyt niskiej temperaturze – serowate, zakalcowate.
Ciasto biszkoptowe z masłem jest szczególnie delikatne, ale masło musi być płynne i ostudzone.
Na 5 jaj – 160 g cukru, otarta skórka z cytryny (lub łyżka likieru), 80 g mąki pszennej, 60 g mąki ziemniaczanej
60-100 g stopionego świeżego masła
Kolejną zupą z gwoździa miała być kartoflanka z podsmażoną cebulą. Wyszła wręcz cebulowa, bo przesadziłam z cebulą. Odgrzewam więc ją posypaną tartym serem, tylko po kiego grzyba ja do niej wrzuciłam zielony koperek? No, w końcu zupa z gwoździa 🙂
Widać pora kartoflanek. Ja jutro nagotuję austriacką kartoflankę z grzybami, wg przepisu Magdaleny. U mnie też będzie to zupa z gwoździa, ponieważ muszę wykorzystać ok 2/3 puszki fasoli (Dziecko zużyło trochę, Mama ma wykończyć). Ponadto będę ją gotowała na żeberku wieprzowym, bo takie czeka w lodówce na swoją godzinę w garnku.
Mieszkanie posprzątane na błysk – p.Ola była i poszła.
A ja byłam wczoraj zmuszona do zmiany planów jedzeniowo-przyjątkowych, bo Tesco przywiozło niezupełnie to, co zamawiałam. Zamiast solidnego kawałka schabu, z którego chciałam zrobić pieczeń w ziołach, przysłali trzy pudełka pokrojonych kotletów schabowych. Rozklapałam je, dołożyłam szynkę parmeńską albo paski boczku, ogórek, paprykę, cebulkę i szałwię, pozawijałam toto, podsmażyłam, dodałam resztę cebuli i sporo grzybów suszonych. Po jakimś czasie przypomniało mi się powiedzonko jednego z moich wujciów (wujcio był szypiaszczy): mięszko jak mięszko, ale to polunie… Sosik powalający. Grzyby tak mają, bez łaski.
Podałam też kacze nogi confit, pieczone warzywa, śledzia w rodzinnym sosie tatarskim (majonez, musztarda, śmietana, groszek, ogórek, dokroiłam paprykę, która mi została z roladek), jajka faszerowane tuńczykiem (plus anchois, pietruszka i majonez) oraz łososiem (majonez i koperek). Szwarcwaldzki tort lodowy polany cointreau na deser.
Jedna gośćka przyniosła michę ryżu – jak nie przepadam za ryżem, tak zostawiłam wszystko moje i rąbałam ten ryż. Były w nim szczątki marchewki, pietruszki, groszek i mnóstwo czosnku. No i ta rąsia kucharki. Zostało go sporo, bo micha była godna: zawinę go w liście kapusty pekińskiej i zrobię takie maciupkie gołąbeczki.
A jak już wszyscy sobie poszli w ciemną noc, to do piątej rano czytałam blog drugiej gośćki, która ma córkę z zespołem Downa. Mąż, strasznie fajny człowiek, pływa na żaglowcach, a ona stale z dziewczynką (już osiemnastoletnią). Blog w ogóle nie jest płaczliwy, ale ja się zbeczałam jak dawno nie…
Znowu dostałam naukę, że wszystkie moje zmartwienia i choroby to pikuś mały i trzeba naprawdę cieszyć się tym, co nam daje los.
Pyro, proszę, rzuć tym przepisem na kartoflankę! Chętnie coś takiego zrobię.
https://www.youtube.com/watch?v=q6qUEHYM6BY 🙂
No i rozwiązane, co gotować w te mroźne, zimowe dni.
Mnie skręca w kierunku fasolówki z jaśkiem…
Nisiu, przepis na kartoflankę podawała 4 lutego Magdalena
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/02/04/podobno-tu-dunaj-bywa-modry/#comment-536221
O właśnie. Dziękuję, Małgosiu. Ja to – to wzbogacę o owo żeberko i ugotowaną fasolę. Nijakiej śmietany nie doleję do nagotowanej na żeberku zupy.
Nemo,
dziękuję za podpowiedzi w sprawie biszkoptów. Skorzystam.
Ten ryż opisany przez Nisię też wydaje mi się ciekawy. Robię czasami podobny, choć z bardzo małą ilością czosnku. A jednak następnym razem nie pożałuję go, bo to chyba on nadaje głównie smak potrawie.
dzisiaj była awaria wody w szkole i miałam miły dzień z Amelką …
a ja jutro robię takie kotlety …
http://dobrakuchniamamy.blogspot.com/2015/02/kotlety-drobiowe-z-selerem-naciowym.html
Dzięki za kartoflankę.
Czosnek w ryżu był dominujący i pozytywny. Bez niego to by nie było to. Sama też bym na to nie wpadła, a tak – efekt był świetny.
Asia przypomniała Shirley’kę – a to dzisiaj rocznica jej śmierci
http://film.wp.pl/idGallery,15709,idPhoto,416326,galeria.html
Dobry wieczór 🙂
Dzisiaj zwykły gulasz wołowy, jutro Żabi łosoś, pojutrze fasolówka z drobnej fasolki z kiełbachą i boczkiem 🙂
Desery odpadają. Coś ostatnio utyłam 🙁 Nadszedł smutny czas dbania o linię 🙁
Haneczka! Mój Boże i najmędrsze baby głupieją kiedy w lustro w stronę wagi patrzą.
Nisiu,
tych szczątków warzyw do ryżu to tak z garść, czy raczej ze dwie?
Alicjo, na oko, żeby nie zdominowało, a było widoczne. I pieczarki dołóż, właśnie je tam znalazłam…
Nie wiem, czy odrobina cebulki nie była obecna?
Ryż był pyszny wczoraj jako dodatak jelima, i dzisiaj, jako nadzianko do gołąbków z kapusty pekińskiej.
Haneczko,
nie rozśmieszaj mnie, Ty i tycie 🙄
Jutro jaśkowa fasolowa ze wszystkim, co mi w rękę wpadnie.
Alicjo – widziałam Haneczkę tydzień temu. Prawda, że lekko zaokrągliła jej się twarz i ogólnie przestała przypominać eksponat anatomiczny, ale o tyciu…? Chyba, że tycie tycie.
Zawsze zaczyna się od tyciego 🙄
Widać z wodą wszędzie nietęgo. W sobotę ze dwie godziny nie było prądu, to i wody też. Jak już przygotowałam przed zmierzchem świeczki, zapałki, latarkę, napiłam się kawy z wody z zapasów na takie okazje, zagotowanej na gazie w nowym czajniku kupionym przez moją siostrę też na takie okazje, nakarmiłam nieco wczesniej czworonogi (co by za dnia), to akurat światło się pokazało i woda też. Za to w niedzielę rano nie było wody, chociaż byl prąd. Pokazała się koło południa. W poniedziałek też rano nie było wody, wkurzyłam się nieco i zadzwoniłam do wodociągów, bardzo się zdziwili, ale cos tam zadziałali i w końcu z kranu pociekło. Być może jest to stan normalny, że raz jest a raz nie, ale ja dotąd (no, do ubiegłego roku) miałam hydrofor, który łagodził niedobory i nie bardzo wiedziałam, czy są jakieś przestoje w temacie woda magistracka. Żeby wstawić nowy hydrofor trzeba było wyciąć stary (miał bardo solidnie zabetonowane nóżki) i wyciągnąć go z piwnicy przez drzwi, które były nieco wąskie. Do piwnicy był włożony przez inne drzwi, których już nie ma. W końcu namówiłam panów złomiarzy, przyjechali z butlami, odpalili nóżki i wyciągnęli zbiornik z niejakim trudem. Teraz muszę znaleźć taki, który przez te nowe drzwi się da przecisnąć. Poprzedni wytrzymał 35 lat i kilka miesięcy, jak nowy wytrzyma tyle samo, a nawet nieco mniej to ja już się nie będę nim martwić.
Są pewne korzyści z wieku – jak teraz zrobię pewne remonty, to już więcej nie będę sobie głowy zawracać. To jest niewątpliwie pozytywne 🙂
Nowy, zgaś światło, proszę 😉
Wam już można zgasić światłó i powiedzieć dobranoc, u nas wczesny wieczór.
No to dobranoc, śpiochy 🙂
Jakie śpiochy, jakie???
Te, które poszły spać – Ty należysz do nocnych marków 😉
Poszedł Marek na jarmarek,
kupił sobie oś,
postawił ją za stodołą –
ukradł mu ją ktoś.
Więc sąsiady na narady,
uradzili coś:
Idź ty, Marek
na jarmarek,
kup se nową oś.
Poszedł Marek na jarmarek,
kupił sobie oś,
postawił ją za stodołą,
ukradł mu ją ktoś.
Więc sąsiady…
I tak śpiewała babcia dziecku, póki nie zasnęło.
Jest to pieśń niemal równa wdziękiem Smutnej Pieśni o Dwóch Pogrzebaczach.
Nisiu! Czy to było tak: Jeden pogrzebacz, to smutek i żal, drugi pogrzebacz to… (?)
Żabo. Dyskretnie podrzuciłaś temat co się JESZCZE opłaca zrobić. Czy się doczeka wyniku? Czy zstępni nie spieprzą dobrego pomysłu?
No to gaszę za Nowego. Dobranoc!
Dzień dobry,
Nie powinno się gasić za Nowego, zwłaszcza, jeśli tutaj dopiero ósma była. Jak wiadomo, dla Nowego to środek dnia. 🙂
Jutro co prawda muszę wstać o trzeciej, bo o czwartej z minutami mam autobus do Niujorka. Mam nadzieję, że załatwię sprawę swojego gapiostwa – Alicja, napiszę jutro na skrzynkę, bo byłaś ciekawa co się stało.
W każdym razie, Niemiec na A. jak go kiedyś Nisia nazwała, zadomowił się u mnie na dobre i żądzić zaczyna. Najgorsze, że każde próby obrony z mojej strony kończą się niczym.
Nogi można uchodzić, a on, taki jeden, nic sobie z tego nie robi.
Gospodarz przypomniał mi dzisiaj o Tłustym Czwartku, bo przecież też bym zapomniał kompletnie. Ale i tak tutaj to żaden tłusty czwartek, odbiję sobie u Bliklego, jak już zajadę do Polski. Smaku pączków z tej cukierni z czasów komuny nigdy nie zapomnę. I jeszce od Wróbla z Noakowskiego. Ale to było dobre!!!! Wróbla już chyba nie ma, a u Bliklego z cukierni zrobiła się fabryka, a wiadomo, że masowa produkcja nigdy nie będzie taka, jak mała, niemal ręczna robota.
No dobra, na dzisiaj już kończę, zostało około 5 godzin na spanie. Musi wystarczyć. Nie będę zbyt dużo życia na sen marnował.
Dobranoc, chociaż ze mną nigdy nie wiadomo, czy jeszcze nie wrócę.
🙂
A Cichale chodzą spać z kurami 🙂
Oczywiście: żądzić = rządzić ! 🙂
Ostatnio Nowy się absentował, to myślałem, że Go zastąpię. Okazało się, że zrobiłem nie tyle na rękę , ile na w brew! 🙂 Sądziliśmy, żeś już w przestworzach!
Z kurami? Tak, ale w postaci przepięknie usmażonych udek. Białe niestety wyszło, ale mamy tequilę w różnych wariantach!
Hej Cichal 🙂
Chodzimy podobnymi ścieżkami.
Też ostatnio kupiłem tequila i dosyć szyblo „wyszła”, bo zrobiłem udka po meksykańsku, bardzo ostre. Jednak ci południowcy wiedzą co dobre 🙂
Do Polski lecę dopiero w przyszły piątek.
Kłaniaj się Ewie.
Dobranoc 🙂
Cichalu, niezupełnie. Ty cytujesz pieśń o jednym pogrzebaczu, moja była o dwóch:
Dwa pogrzebacze, to smutne, to smutne,
trzy pogrzebacze to jeszcze smutniejsze.
Cztery pogrzebacze to smutne, to smutne,
pięć pogrzebaczy to jeszcze smutniejsze…
Sześć… itd. do nieskończoności albo do smierci klinicznej.
Ale wyraźnie nasze pieśni wykazują pokrewieństwo. Dusz komunia, ot co.
Idę lulu. Dobrej nocki na wszystkich kontynentach.