Główna ulica w mojej dzielnicy
Moim zdaniem główną ulicą Mokotowa wcale nie jest aleja Niepodległości tylko Puławska. Zwłaszcza dla smakoszy.
To tu bowiem w ostatnim czasie pojawiły się sympatyczne restauracje i – co dla mnie najważniejsze – świetne sklepy spożywcze. Przed paroma tygodniami pisałem o bazarze przy Olkuskiej (przy roku Puławskiej), który z każdym dniem staje się bogatszy o stoiska i smakowite produkty.
Sam spacer po tym przybytku pełnym smakołyków sprawia przyjemność i dodaje apetytu. Tuż za rogiem Wiktorskiej funkcjonuje sklep z dużym szyldem RYBY, w którym często bywam, bo ilekroć tamtędy przechodzę, zapach charakterystyczny dla portu rybackiego ściąga mnie z siłą magnesu. Na ogół też nie wychodzę z pustymi rękami. Świeże, czyli szare, bo niegotowane krewetki, wielgachna ośmiornica czy pudło ostryg (25 sztuk za 100 zł to nie jest nadmierny wydatek) powodują, że mogę wieczór spędzić w bliskim mi gronie z większą niż zwykle przyjemnością.
Nieco dalej na południe zlokalizowany jest najsłynniejszy chyba w Warszawie sklep mięsny – Befsztyk. Wprawdzie ceny są tu znacznie wyższe niż w innych sklepach, ale i mięso, i wędliny są naprawdę najwyższej jakości. No i ten wybór…
Tuż obok pojawiło się Złoto Hiszpanii. Właściciel tych delikatesów słusznie wykoncypował, że zamożna klientela Befsztyka będzie do niego zaglądać. I tak się stało. Wprawdzie taka wizyta może poważnie nadwątlić stan konta smakosza, ale świeże ryby z hiszpańskiej Galicji czy Andaluzji są wabikiem wprost nieodpartym.
Niedysponujący nieograniczonymi możliwościami finansowymi – jak, nie przymierzając, ja – przychodzą tu nieco rzadziej, ale przy ważnych okazjach pamiętają o tym adresie. Tylko tu bowiem można kupić moje ulubione percebes (czyli po polsku pąkle), świeże sardynki do grillowania lub usmażenia w głębokiej oliwie, także świeże boquerones, tj. malutkie sardele, a także nigdzie indziej niewidziane jeżowce, angulas – węgorze kilkucentymetrowe będą przysmakiem w Kraju Basków, elitę wśród ryb – turboty i piotrosze.
Cała ta menażeria dojeżdża z Hiszpanii na Puławską co tydzień w środę późnym wieczorem, by w czwartek leżeć pośród kostek lodu na ladzie i czekać na łakomych klientów. Znając swój slaby charakter, omijam ten odcinek Puławskiej i pozwalam sobie na odwiedziny tego rybnego raju nie częściej niż raz na miesiąc (albo i rzadziej). Zwłaszcza że kupując morskie żyjątka, należy pamiętać i o winie. Także oczywiście hiszpańskim.
A po przeciwnej stronie głównej ulicy, tuż przy stacji metra Wilanowska, blaszany pawilon filii słynnego stołecznego Supersamu. I tu można kupić wiele dobrych produktów. Jedne tańsze – jak świetne warzywa czy sery, inne droższe (ale nieprzesadnie) – jak dziczyzna czy prawdziwe trufle.
Puławska to smaczna ulica!
Komentarze
dzień dobry ….
bardzo dawno byłam w tej okolicy tak by się przejść i zobaczyć … trzeba jakąś wycieczkę zaplanować ….
Alicjo dwa dni z bólem złamanej ręki wytrzymać to podziwiam … zdrowiej …
Nowy będziemy z Tobą nic się nie bój …. 🙂
jolinku,
najsampierw myslalam, ze stluczona i to takie miejsce…bez lewej reki da sie rade na chwile.
pod wieczor w sobote na tej mrusinej zabawce sie przelecialam, a w szpitalu bylam juz o 11-tej rano w niedziele, wiec zadne tam 2 dni, bym nie strzymala, bo dopiero rano powaznie to wygladalo. reka zrobila sie puchata mocno oraz sino-granatowa-w kropki bordo.
nowy,
ja tam kulinarnie chrzanie seksistowskosc w takich okolicznosciach – robi sie wszystko, zeby pacjent czul sie dobrze, tu nie ma miejsca na polityczna poprawnosc, tylko lekarze ‚ida’ za pacjentem i wola chyba pacjentow niepowaznych niby, ale skupionych na tym, co sie do nich mowi, niz smiertelnie powaznych i histeryzujacych. w koncu to tylko zlamana reka, do wesela sie zagoi 😉
zartowalam z „chlopakami” i niczego sie nie balam, podziekowali mi, ze taka dzielna bylam – ale ja serio nic nie czulam po tych ichnich znieczuleniach.
po szpitalu przespalam sie snem drwala, teraz noc glucha, a ja nie spie. pada snieg od 2 dni.
jestem jednoreka i mniej wiecej na zwolnieniu przez 4-6 tygodni.
Dzien dobry Jolinku 🙂 i pozostalym dwunoznym 🙂 🙂 🙂
Wiem dobrze, ze sa tutaj zawodowcy w spozywaniu miesa, a zatem befsztyk omijam. Ja nawet nie moge zazwac sie amatorem miesa 🙁 . 🙂
Poklepie conieco o tym, co rusza sie w wodzie.
Z tego co czytam we wpisie, pulawska nie jest taka zla. Mimo wszystko bardziej odpowiada mi kawalek oceanu ze skalistym ukszatowaniem terenu. Nie ma nic wspanialszego, podczas porannego odplywu spacerowac z nozem, i dzikie ostrygi na miejscu poddac pod ocene wlasnym kubeczka smakowym. Smak oceanu. Wspanialosc.
No coz, nie kazdy weekend spedzac mozna na kanarach. Znacznie szybciej mozna znalezs sie na zaprzyjaznionej kei. Tak bylo w ostatni weekend.
Spotykam tam ludz, ktorzy z duma mowia, ze dotychczas w zyciu nie kupowali rowniez i w sklepie ryb 🙄
Stoja tam i tacy artysci, ktorzy uwazaja ze ich wrodzonym prawem jest lowienie w kei. A to co wyciagna z wody da sie przetworzyc w posilek.
Sa tam i tacy wyrafinowani, co nie kupuja jednej ryby. Po podliczeniu kosztow, mgloby wynikac, z jest drozsza od jednej w w-awie na pulawskiej.
Kiedy placilem szyperowi na kutrze, uslyszalem z boku, za za ta cene mozna by wejsc w posiadanie dwoch swin. A dla nas zapach i smak morza nie posiada zadnej ceny 🙂 tymbardziej, ze wsrod pozyskanych ryb znajdowaly sie dwie elitarne, czterokilogramowe turboty.
Czesc darow morza zostala juz przetworzona o czym wspominalem. W kazdym razie wchodzily, a nawet i wplywaly wspaniale.
Klepanie o tym jak wychodzi posilek, pozostawiam znacznie wiekszym orlom 🙂 🙂 🙂
Alicjo, slucznie ze leczysz skutki tej nieprzyjemnej zaistnialej sytuacji. Masz teraz troche wiecej wolnego czasu, a zatem mozesz sie zastanowic nad przyczynami tego nieszczescia.
Czas najwyzszy pogonic kota kotu. To falszywe i zaborcze zwierze. Jerzora stawia kocisko na pierwszym miejscu a Alicja dla kocicy bedzie zawsze rywalka.
Na Puławską nie mam daleko,ale sklepy w mojej dzielnicy też bardzo dobre zatem zakupy praktycznie zawsze robimy w najbliższej okolicy.W sobotę byliśmy jednak nie w sklepie na Ursynowie,ale w Aix les Bains.Pan domu podejmujący nas gościną postanowił pochwalić się swoim popisowym daniem-żabimi udkami w sosie pietruszkowo-czosnkowym.Chłe,chłe,a czym miał się popisać rasowy Francuz?Chociaż on taki do końca rasowy nie był,bo ojciec Sycylijczyk,a mama Francuzka,onże urodzony i wychowany nad Loarą.Dla pięciu osób,które miały zasiąść do tej żabiej kolacji kupiliśmy circa about 100 sztuk rzeczonych udek.Najpierw zostały namoczone w mleku,potem dokładnie osuszone,następnie obtoczone w mące i w końcu wylądowały na patelni z dobrze rozgrzanym masłem.Tu raz z lewej,raz z prawej na lekko rumiano.Po ponad godzinie smażenia kolejnych partii tego,zapewniam Was,nadzwyczaj delikatnego mięska
przerzuciliśmy całość towaru do wielkiego rondla i oblekliśmy w zielone szaty pietruszkowo-czosnkowego pesto.Rondel wylądował na stole,a biesiadnicy oblizując udka oraz palce pochłonęli z wielkim ukontentowaniem żabine cuisses do ostatniej kosteczki. Dzisiaj na obiad mielone.Też lubimy 😀
Fotoreportaż z podróży oraz z wieczoru pod hasłem”Dziś na kolację żabie udka”
w przygotowaniu.
Tu serdeczne ukłony dla naszej Żaby 😉
A także wyrazy ubolewania dla Alicji 🙁
Na Puławską nie mam daleko,ale sklepy w mojej dzielnicy też bardzo dobre zatem zakupy praktycznie zawsze robimy w najbliższej okolicy.W sobotę byliśmy jednak nie w sklepie na Ursynowie,ale w Aix les Bains.Pan domu podejmujący nas gościną postanowił pochwalić się swoim popisowym daniem-żabimi udkami w sosie pietruszkowo-czosnkowym.Chłe,chłe,a czym miał się popisać rasowy Francuz?Chociaż on taki do końca rasowy nie był,bo ojciec Sycylijczyk,a mama Francuzka,onże urodzony i wychowany nad Loarą.Dla pięciu osób,które miały zasiąść do tej żabiej kolacji kupiliśmy circa about 100 sztuk rzeczonych udek.Najpierw zostały namoczone w mleku,potem dokładnie osuszone,następnie obtoczone w mące i w końcu wylądowały na patelni z dobrze rozgrzanym masłem.Tu raz z lewej,raz z prawej na lekko rumiano.Po ponad godzinie smażenia kolejnych partii tego,zapewniam Was,nadzwyczaj delikatnego mięska
przerzuciliśmy całość towaru do wielkiego rondla i oblekliśmy w zielone szaty pietruszkowo-czosnkowego pesto.Rondel wylądował na stole,a biesiadnicy oblizując udka oraz palce pochłonęli z wielkim ukontentowaniem żabine cuisses do ostatniej kosteczki. Dzisiaj na obiad mielone.Też lubimy 😀
Fotoreportaż z podróży oraz z wieczoru pod hasłem”Dziś na kolację żabie udka”
w przygotowaniu.
Tu serdeczne ukłony dla naszej Żaby 😉
A także wyrazy ubolewania dla Alicji 🙁
Komentarz zamieszczam po raz kolejny,bo zamiast pod moim nickiem poszedł w świat
pod nickiem Alusia05.Ki diabeł ???
A Pyra – matołka wpisywała się pod wczorajszym. Zaraz przeniosę wpis
17 listopada o godz. 10:07
Yurek = dzięki za linkę. Bata robi popularne buty i nawet ceny pierwotne są ?dla zwykłych ludzi? ? ja pisałam o tych ?butikowych?
Alicja, Nowy ? nie wiem, czy wiecie, że 40% Blogowiczów zaliczyło w tym roku usługi chirurgiczne ? niektóre b. poważne. Żyją. Coś mi się plącze po głowie, że Sikorowski z zespołem ?Pod budą? śpiewał o takich atrakcjach.
Trzymajcie się pionu, a my za Was kciuki!
Przy przenoszeniu wpisu wszystkie cudzysłowy zostały zmienione na pytajniki? Dziwne
Bardzo ciekawy problem. Punkt widzenia i td. Siedząc za stołem jadalnym Puławska wydaje się zdecydowanym faworytem. Ale można siedzieć gdzie indziej i wtedy oprócz Puławskiej i Alei Niepodległości pojawia się jeszcze Rakowiecka. Rakowiecka oprócz siedzących może być atrakcyjna także dla klęczących – choćby u św. Andrzeja Boboli. Dla siedzących za stołem bibliotecznym Al. Niepodległości ma wielką przewagę nad Puławską – SGH (choć można tam chyba dotrzeć i od Rakowieckiej), Biblioteka Narodowa, GUS. A był czas, że Puławska o pierwszeństwo współzawodniczyła nie z Al. Niepodległości tylko z Natolinem, a w tym współzawodnictwie Rakowiecka też coś miała do powiedzenia. Kiedyś w kwestii zaopatrzenia spożywczego niewątpliwie bliżej było z Al. Niepodległości, gdy chodziło się po zaopatrzenia na Koszyki. A Koszykowa też rywalizowała z Rakowiecką w pewnych kwestiach. Quam cito transit gloria mundi
Z ciekawością przeczytałam wpis Gospodarza i komentarz Danuśki. Odruchowo porównywałam z Poznaniem – takie sklepy tutaj nie miałyby szans. Przyczyny są dwie: płytki rynek (4 krotnie mniej mieszkańców i proporcjonalnie mniej ludzi zamożnych, o rozbudzonych apetytach na delikatesy) po drugie obyczaje miejscowe nieco anachroniczne, gastronomicznie konserwatywne.
Poznaniacy nie prowadzą bujnego życia towarzyskiego – nawet ci, których na to stać. Wizyty rodzinne najczęściej ograniczają się o kawy z deserem, albo lekkiej, „zwykłej” kolacji.Latem popularne spotkania przy grillu. Przyjęcia okolicznościowe planuje się na tygodnie wcześniej gromadząc i zamawiając produkty. To zamawianie to nasza specyfika – w zaprzyjaźnionym sklepie można dać kartkę z zamówieniem i za kilka dni odebrać – od ozorów i podrobów, po szynkę hiszpańską, czy parmeńską. Każda pani domu ma w notesie „swoje” hurtownie – dziczyzny, dostawcę wołowiny, wędlin wiejskich, chleba itd. Też zamówienie z dostawą. Produkty – prócz krajowych i lokalnych) przylecą awionetką z Warszawy czy Berlina – to dla specjalnie wymagających i z dużym budżetem. A jak kto nie ma zamiaru obierać krewetek i siekać cebuli, zamawia katering w dobrym hotelu – przywiozą razem z zastawą i kelnerem.
Nie na Puławskiej, ale w kawiarni:
kupiliśmy czarny czosnek, niedrogo, niecałe 10 dolarów za 250g, co dało jakieś 10 główek.
Fantastycznie się rozsmarowuje na chlebie, niezły jest też z duszonymi warzywami.
Zwykle kojarzył mi się z ekskluzywnością i drożyzną, nie wiem dlaczego.
Macie jakieś doświadczenia, pomysły?
Wybaczcie flooding, ale nie mogę się oprzeć. Nie tak daleko ważnych niegdyś obiektów przy Koszykowej przebiega ul. Mokotowska tak nazwana, gdyż prowadziła do wsi Mokotowo. Na Placu Zbawiciela tuż przy Mokotowskiej, a jeszcze chyba bliżej Al. Wyzwolenia mieścił się w latach 70-tych sklep Centrali Rybnej, nad którym urządzono restaurację. W restauracji tej można było wówczas zamówić dania z różnych owoców morza, a także ze ślimaków winniczków i wtedy to działało jak magnes dla smakoszy, którzy mając ochotę na wymyślne dania nie chcieli wydać zbyt dużych pieniędzy. Sam do takich należałem i dlatego lokal ten pamiętam. Ale to już Śródmieście nie Mokotów.
Pyro, widzę, że rynek jest płytki także w zaoceanicznych kawiarniach, gdzie można czarny czosnek dostać po 10$ ca ćwierć kilo. U nas też jest oferta:
https://luxfood.pl/p/30930/nowosc-czarny-czosnek-sfermentowany-obrany-250-g
Widać tutaj rynek głębszy.
Stanisławie, czarny czosnek m.in z Korei sie wywodzi, może stąd ta cenowa płytkość.
Tutejsze maszynki do gotowania ryżu miewają wiele zastosowań, jednym z nich jest możliwość skarmelizowania czosnku, trwa to jakiś tydzień.
Potrzebny jest rice cooker z funkcją Keep Warm i balkon, bo aromat jest przejmujący.
Krzych zaciekawił mnie tym czarnym czosnkiem. Na ciekawości się chyba jednak skończy. Myślałam, że to odmiana czosnku, a to czosnek skarmelizowany. Przeczytałam o domowej metodzie jego uzyskania, jednak praktycznie nierealnej : główki czosnku w naczyniu owiniętym w folię aluminiową ogrzewa się / piecze ?/ w temp. 60 st. C przez 40 dni / tak ! / w piekarniku. Oczywiście bez przerwy. Muszę obejść się smakiem.
danuska,
i tak cie poznalam po pismie – a ksywa moze ostala sie po twojej alusi?
troche jeszcze jestem maloliterowa i bezogonkowa, cwicze sprawnosc palcow lewej dloni, bo ma byc krążenie, powiedział pan dochtor.
Ja robiłam żabie udka na czuja, czosnkowo-sojowe + dyzurne i pieprz, i jerzor sobie chwalił – ja nie tknęłam, bo nie usmiechaly sie do mnie. No, usprawniam te lewe paluchy…
Krystyno, Krzych trochę wyżej proponuje zastosować maszynkę do gotowania ryżu. Dłużej niż 40 godzin, bo aż tydzień, ale może łatwiej. Tylko potrzebny jeszcze balkon 🙂
Są już wyniki wyborów. Prezydent 79% z ogonkiem, ale w radzie miasta stracił 4 mandaty na rzecz PiS, które ma teraz 6. PO zachowała 5, ale już nie jest najsilniejszą partią opozycyjną. Prezydent ma w radzie 17 miejsc na 28, więc nie musi się martwić.
ale kolejka była ….
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,16975840,Ogromna_kolejka_na_pl__Defilad___15_lat_takiej_nie.html#TRNajCzytSST
Stanisławie a jak Twój wynik? …
Najpierw było mi smętnie, szczególnie na wieść, że młodzi głosowali na konkurencję z prawa. Teraz uważam, że krótkie doświadczenie z władzą typu bolszewickiego im się przyda
A po odstaniu w tej kolejce można było obejrzeć takie słodkości :http://wiadomosci.wp.pl/gid,17034841,gpage,2,img,17034874,kat,1698,title,Festiwal-czekolady-i-slodyczy-w-Warszawie,galeria.html
Latorośl zeznaje,że Festiwal Czekolady obejrzała w piątek bez kolejki,praktycznie zaraz po otwarciu.Powiedziała,że w sumie było więcej ciast,ciasteczek i innych słodkości niż samej czekolady.Jej zdaniem ta słodka wystawa była atrakcyjna głównie dla dzieci.
W warszawskim Pałacu Kultury parady modelek w czekoladowych kreacjach nie było:
https://www.youtube.com/watch?v=fUecZhOihfI
Danuśka – czekoladowe rozpasanie z pralinami w roli biżuterii. Ciekawość mnie zżera – jak oni utwardzili tworzywo, że nie topi się w cieple ciała i jupiterów? A rzemiosło znakomite.
Pyro-oglądałam swego czasu reportaż o tym,jak przygotowuje się te czekoladowe suknie.
Oczywiście nie jest to czekolada z tych,co to ją kupujemy w tabliczkach czy bombonierkach Niestety sklerozę mam potężną i rozumek zupełnie nietechniczny zatem nie jestem w stanie przypomnieć sobie szczegółów tej specyficznej czekoladowej technologii.
Danuśko – uprzejmie proszę nie ubliżać zaprzyjaźnionym z Pyrą osobom? Jase? No!
piękne te czekoladowe kreacje, chciałoby sie obejrzeć z bliska. i może popróbować.
jak na razie opanowałam ogonki – mam najzwyklejszą klawiaturę i do ogonków oraz kreseczek potrzebuję palców obu rąk. Tę lewą nawet wskazane jest, żeby cyrkulacja była, ale to dosyć męczące. od czasu do czasu wskazane.
troche boli.
Alicja – a jak zbrodniarka?
wyleguje się przed kominkiem, smaży brzucho po obiadku.
Krzych,
Zwroce uwage na czarny czosnek w sklepie Koreanskim. Bardzo jestem ciekawa smaku.
Teraz przejdzmy do tematu dzikich swin I orzechow macadamia.
Na Hawajskiej wyspie o nazwie Big Island, gdzie mieszka Pele jest rowniez duzo dzikich swin. Podobno dzikich swin jest wiecej niz ludzi. Dzikie swinie byly sprowadzone na Hawaje na lodziach przez osadnikow z poludniowo zachodniego Pacyfiku. Na Big Island i wszystkich wyspach Hawajskich, swinie nie maja zadnych naturalnych wrogow i jest ich coraz wiecej.
Rowniez na Big Island sa duze plantacje orzechow macadamia. Zbior orzechow polega na tym, ze specjalne maszyny trzesa drzewami i orzechy opadaja na siatke umieszczona pod kazdym drzewem. Zbiory odbywaja sie w ten sposob we wschodniej czesci Big Island, szczegolnie na slynnej plantacji Mauna Loa niedaleko Hilo. Wschodnia czesc wyspy, Hilo, jest zielona i drzewa sa gleboko ukorzenione dlatego mozna nimi trzesc bez ryzyka uszkodzenia korzeni.
Po zachodniej stronie wyspy, Kona, nie ma ziemi uprawnej tylko jest lawa wulkaniczna. Aby cos posadzic, trzeba przywiezc ziemie. W Kona sa rowniez plantacje macadamia na terenach, gdzie lawe zasypano ziemia uprawna. Zbior orzechow macadamia odbywa sie inaczej niz w Hilo. Plantatorzy w Kona nie trzesa drzewami. Drzewa macadamia w Kona nie sa gleboko ukorzenione i trzesienie drzewem mogloby zniszczyc to drzewo. Zamiast potrzasac drzewami plantatorzy czekaja, az orzechy same spadna na ziemie. Wtedy wszyscy ruszaja do pracy i zbieraja orzechy z ziemi.
Problem jest w tym, ze orzechy nalezy zebrac jak najszybciej. W przeciwnym razie dzikie swinie w blyskawicznym tempie zjedza wszystkie orzechy macadamia. Tak wiec jest to wyscig dzikich swin i plantatorow.
Podobno mieso ze swin, ktore zywia sie orzechami macadamia jest bardzo smaczne.
Moj komentarz czeka na moderacje. Nie znam przyczyny. Jest to prawie ten sam tekst, ktory opublikowalam u Owczarka. Dodatkowo napisalam komentarz do Krzycha o czarnym czosnku.
http://owczarek.blog.polityka.pl/2014/11/15/pon-profesor-narebski-i-lawy-pukliste/#comment-181841
dla smakoszy jak najbardziej główna ulicy, jak dla mnie przede wszystkim ze względu na sklepik befsztyk.pl, wyjątkowe miejsce, kupuję u nich dziczyznę i jagnięcinę dość regularnie, wyjątkowy sklepik!