Powrót na zgliszcza
W niedzielę przed północą wylądowaliśmy w domu. Właściwie należałoby powiedzieć, że na zgliszczach domu. W łazience spory zaciek pod sufitem, ściana mokra, więc każdorazowa próba włączenia światła wywala główny bezpiecznik w całym mieszkaniu.
Wszystkie urządzenia elektryczne nieczynne i trzeba je na nowo ustawiać. Po kilku godzinach udało się ustawić zegary (i urządzenia ruszyły), ale jednak nie wszystkie.
Komputer stacjonarny – ten dla mnie najważniejszy, bo archiwizujący wszystkie teksty publikowane i przygotowywane oraz fotografie – ani drgnie. Mam nadzieję, że to z powodu strzelających bezpieczników i dzisiejsza wizyta informatyka serwisującego nasze komputery i laptopy wystarczy.
Podobnie z telewizorem, który rozbestwił się i żąda ode mnie jakichś tajnych kodów, o których nie mam pojęcia. Pomoc fachową – wezwano.
Opisuję te perypetie, by usprawiedliwić opóźnienie w zamieszczeniu relacji z Kalabrii. Co to bowiem za sprawozdanie z urlopu, w którym nie ma ilustracji! Mam nadzieję, że większość problemów (poza zaciekami w łazience, które wymagają dłuższego czasu, bo pęknięta rura jest dwa piętra wyżej i chwilowo zamknięto w niej dopływ wody, a solidne prace dopiero nastąpią) będzie w ciągu dzisiejszego dnia rozwiązana.
Wówczas będę normalnie funkcjonował. Dziś zaś przeczytam wszystkie komentarze i ciekawe – jak zdążyłem zauważyć w przelocie – informacje o życiu blogowym.
Do jutra więc.
Komentarze
Dzien dobry,
Weekend w Krakowie minal. Krakusom pewnie polecac nie trzeba, ale wszystkim innym, ktorzy zawitaja w Dolinki Krakowskie-moge polecic bezpretensjonalna kuchnie „Pod Bazantami” w Pradniku Korzkiewskim. Filet z sarny z brusznica, dzik sautee w pomidorach i pstrag, to nasze wczorajsze menu.
Flagowego bazanta na toscie nie probowalismy.
Kelnerzy mlodzi, aczkolwiek szkoleni prżez stara gwardie(„rachunecżek”, „maselko”, „widelczyk” etc)
Jedynym zgrzytem byl fakt, iz podane do sledzia w smietanie i tatara pieczywo i maslo, zostalo dodane do rachunku, bez uprzedniego uprzedzenia.
Bardziej naturalnym wydaje mi sie skalkulowanie ceny przystawki tak, by dodatki byly wliczone.
A tak czlowiek sie nieprzyjemnie dziwi, gdy dwa plastry masla(8 pln)kosztuja polowe ceny tatara(18 pln)
Karta win praktycznie nie istnieje, to miejsce jest skonćentrowane na dobrym jedzeniu, nie napitkach,
Parking wczoraj byl pelen samochodow ii rowerow.
Dla Gospodarza wyrazy ubolewania oraz życzenia szybkiego uporania się z kataklizmami.
Krzychu-w Krakowie była w miniony weekend Parada Jamników,czy ją widziałeś może?
http://wiadomosci.onet.pl/krakow/jamniki-po-raz-20-przemaszerowaly-ulicami-krakowa/etk0l
to przykra sprawa wracać po urlopie a tu tyle pracy czeka … cały humor popsuty … 🙁
Gospodarzowi serdecznie współczuję, przeżyłam parę lat temu potop w kuchni. Z kuchenki gazowo- elektrycznej wodę wybierałam chochlą, z mikrofali po prostu wylewałam przechylając ją. Herbaty, makarony, przyprawy i inne produkty do wyrzucenia. Na szafkach leżały przedłużacze, transformatory do oświetlenia. Sąsiadce pękł wężyk doprowadzający wodę i to w dniu kiedy miałam jechać na wakacje. Po dość długim suszeniu okazało się, że poza żarówką w żyrandolu cała reszta sprzętu przetrwała.
Tu gdzie zyje, w takich przypadkach przyklejaja informacje na drzwiach do mieszkania, z ostrzezeniem co sie wydazylo i jakie moga byc dalsze konsekwencje. Po przeczytaniu takiej informacji dochodzi sie do wniosku, ze w zasadzie to jest sie bezradnym i jedynym rozsadnym rozwiazaniem jest przespanie problemu. Jutro bedzie lepiej 🙂
Hiszpanie maja wspaniale powiedzenie w takich przypadkach : manana 🙂
Dobrego tygodnia 🙂 🙂 🙂
„Zgliszcza” Pana Redaktora to pestka wobec braku wiadomości o Radku Pyrowym.
Czy miał wypróżnienie, czy wypił, czy zakąsił…?
Niech Moc będzie z Tobą, Radku!
Piotrze, z serca współczuję – nie dość, że martwiliśmy się paskudną pogodą we Włoszech (kiedy człowiek ma przed sobą tylko tydzień pobytu, każdy dzień z ulewą trzeba traktować, jak kradzież dóbr) to na dodatek powódź w domu. Co to znaczy zablokowany totalnie komputer stacjonarny, to ja doskonale wiem. Dzięki Tobie nie mam teraz tego nieszczęścia na głowie.
Z psem odrobinę lepiej. Śpi na balkonie, nie w koszyku, był na krótkim spacerze na własnych łapkach, zjadł ok połowy tego fileta kurczaczego od wczoraj. Jest b.słaby ale już bez sensacji. Został wytarty mokrym ręcznikiem i przestał rozwiewać paskudne wonie. Może jeszcze wyjdzie z tego, a może nie – zależy od tego, czy trucizna zniszczyła mu jakieś organy wewnętrzne, czy nie. Mamy nadzieję, że wydobrzeje.
Drapię Radzia delikatnie za uszkiem i życzę my szybkiego wydobrzenia.
Tak, Pyro, przy truciznach moga byc dalsze powiklania, ale tymczasem trzytmajmy kciuki za biednego Psa. Moze sie wykaraska. Nie moge przestac o nim myslec.
Azorku z Tworek – jamnik też człowiek i członek rodziny, a w pewnym sensie jest to piesek blogowy – rósł z nami, blogowiczami. I to blogowicze prosili o informacje. Wydaje się, że to już koniec komunikatów jamniczych na jakiś czas.
Pliiiz, Pyro. Azorek z Tworek jest tu nieznanym bytem i osobioscie nie wykluczalbym nawet i tego, ze jest nowym wcieleniem bytu, ktory zmienia nicki jak piasek w kuwecie – porownanie to jest o tyle trafne, moim zdaniem, ze sam ow Byt najbardziej lkubi tematyke skatologiczna.
Ja czekam na biuletyny w sprawie Radka, bo naprawde sie martwie o Psa.
Pyro, na biuletyny o zdrowiu Radka czeka więcej osób. Proszę więc nie rezygnuj z nich. Myślę o Radku i każde podejście do komputera zaczynam od sprawdzenia, czy coś napisałaś. Ostatnie Twoje wpisy dają nadzieję, że Mu się uda pokonać świństwo, chociaż wiem, że za wcześnie na triumfy.
Ja tez zagladam pare razy dziennie aby sprawdzic co z Radkiem.
Jamnior pięknie dziękuje za wsparcie – ludziom, pobratymcom, a nawet pewnemu KOTU.
Właśnie wrócił skonany ze spaceru (2 x 80 m z przystankami). Wrócił i poprosił o jedzenie (na suchą karmę w dwóch odmianach nawet okiem nie rzuci.
Teraz moze lepiej zeby jadl delikatne potrawy i duzo pil. Musi z siebie wszystko dobrez wyplukac.
Kocie (czy raczej Kocico)13:25, jestem zauroczony Twoim sformuowaniem: „Byt, zmieniający nicki, jak piasek w kuwecie”. W mojej rodzinnej miejscowości nikt na to by nie wpadł. Brawo!
Jakie tam biuletyny? Domagam się w imieniu społeczeństwa cogodzinnych relacji na temat zdrowia Wielce Szanownego Radka Pyrowego.
Niech moc będzie z Tobą, Radku!
Azorek. powiem Ci po krakowsku – dej se siana klarnecie bosyyy… 🙂
Abo – bajoku złomanyy… 🙂
Pyro – dzięki za komunikaty o zdrowiu Radzia. Myślę, że chęć na jedzenie dobrze rokuje.
By odciazyc Pyre od cogodzinnych lub jeszcze czestszych relacji proponuje by pyra zalozyla webcam i ja zalinkowala dla chetnych. Niech se ludzina klika na linka i przesyla fluidy kosmosem
👿
Pyra,
Ciesze sie, ze Twoj piesek czuje sie lepiej.
Szaraku – 4 komunikaty na 3,5 doby, to nie jest kampania prasowa; i teraz możesz odpocząć od tematu.
Nastukam teraz kilka przepisów na przetwory z krajowymi winogronami – wszystkie ze świeżo pozyskanej książki Kazimiery Pyszkowskiej „Z działki na stół i do spiżarni” (Biblioteka działkowa, zeszyt 59, r 1989.) Będę stukała po jednym przepisie, żeby nie zgubić całości.
Winogrona z jabłkami i gruszkami na ostro
Proporcja – po 1 kg owoców ( jabłka + gruszki – razem 1 kg,, tyle samo winogron) 40 dkg cukru, płaska łyżeczka kwasku cytrynowego, 2-3 goździki, 2-3 ziarna ziela angielskiego, mielony imbir.
Umyte winogrona lekko pognieść, zagotować, gorące przetrzeć przez sito. Przecier ogrzewać w płaskim, szerokim naczyniu aż do wrzenia. Dodać kwas i cukier. Do powolnie wrzącego przecieru wkładać pokrojone w cienkie plasterki oczyszczone ćwiartki jabłek i gruszek. Gotować aż płynna część dżemu się zagęści, a kawałki owoców będą szkliste. Wtedy dodać zmielone przyprawy, jeszcze zagotować i włożyć do słoików. Słoiki po zamknięciu pasteryzować 15 minut (0,5 l) większe o 5 minut dłużej. Jest to znakomity dodatek do mięs i pasztetu.
Dynia w przecierze z winogron na ostro
Proporcja – 1 kg dojrzałej, obranej dyni ładnie pokrojonej w kostki, słupki, kulki, 75 dkg winogron, 40 dkg cukru, łyżeczka skórki pomarańczowej albo cytrynowej, 2-3 ziarna ziela angielskiego, szczypta cynamonu, 3 goździki.
Dynię blanszować we wrzątku 2 minuty i od razu odcedzić. Winogrona zagotować, zaraz przetrzeć przez sito, dodać cukier i przyprawy, zagotować. Dynię ułożyć w słoikach i zalać gorącym przecierem. Słoiki0,5l pasteryzować 20 minut, większe nieco dłużej. Jeść po 3 tygodniach od sporządzenia, bo dopiero wtedy jest dobra.
Powroce jeszcze do tematu glownego.
Nie daje mnie to spokoju, ten zaciek w jednym z pomieszczen Gospodarz.
Czy pekla rura doprowadzajaca wode, czy spuszczajaca wode + oczywiscie to co znakomicie wyszlo, jak to bardzo czesto podkreslaja blogowicze?
Bo o zupelnie zmienia punkt powonienia 🙂
Winogrona marynowane
Proporcja – 1 kg winogron, 40 dkg cukru, 04 l wody, 1/4 szklanki octu 10% lub pełna łyżka kwasku cytrynowego, goździki, cynamon, skórka cytrynowa, szczypta soli
Obrane z szypułek, umyte winogrona ułożyć w słoikach. Zagotować wodę z cukrem i solą, dodać ocet lub kwasek cytrynowy. Do każdego słoika włożyć p małym kawałku cynamonu, po goździku i malutkim skrawku skórki cytrynowej (samej żółtej części). Zalać ciepłą, nie gorącą zalewą. Pasteryzować w temp ok 80% po 15 minut.
Więcej mi się nie chce. A są tu przeróżne przetwory – także z dzikich owoców.
Szaraku, a jesli to byla rura spuszczajaca wode to juz zaznasz spokoju?
Jestes zwykla kanalia, nie bojmy sie uzyc tego slowa.
Pyro, nie wyobrazam sobie, aby nasza Yorky moglo cos takiego spotkac.
Przezylysmy juz odejscie dwoch jamnikow. Pierwszy od 10 lat, wciaz kreci sie wokol moich nog….
Codziennie otwieralam bloga na wstrzmanym oddechu.
Pisz prosze co dalej.
Teraz, kiedy biega po ogrodzie nie spuszczmy jej z oka, bo moze ja porwac orzel, ktorych tutaj jest bezliku.
Chyba Krysiade ma tez Yorka. Trzeba o tym pamietac!
W Lidlu reklamują azjatycki tydzień – myślę, że ramen można nabyć bez kłopotu.
Wyrazy współczucia Gospodarstwu – też nam się tak zdarzyło dość dawno temu, kiedy mieszkaliśmy w bloku. dwa piętra nad nami pękła rura, a my…na wakacjach 😯
Gospodarz domu nie dopukał się nas, komisyjnie z sąsiadami otworzyli mieszkanie i zebrali wodę, przepraszając, że użyli do tego ręczników. Furda ręczniki – ja byłam zadowolona, bo miałam już posprzątane 🙂
A nadmiar wody trzeba było zebrać, bo pod nami były jeszcze dwa mieszkaniai to na nich leciało.
A propos trutek – zdarzyło się kilka razy w Toronto, że w parkach podkładano trutki w jakichś smakołykach dla psów. Takiej kanalii raczej nie da się złapać za rękę, a wizytówki nie zostawi.
Psy w parkach nie biegają luzem, ale nawet te na smyczy – nie zauważy się, jak coś złapie w zęby.
Paskudne to z tą wodą z sufitu.
Może straty na compie jednak nie takie? Tak, czy tak – nie wiem jak to wyrazić – ale współczuję.
Nie żałuję natomiast Azorka po tym, jak go Kot potraktował z dupeltówki. I tu można by powiedzieć: z buta i tak trzymać!
Tu i tak już prawdziwej życzliwości nie będzie.
Z psem jest znacznie lepiej, ale jeszcze daleko do normalnego stanu. Mamy nadzieję.
Pepe – nie jest tak źle, a ludzie są różni. Mam tu przyjaciół i tego się trzymam.
Pepegor, o jakim Ty Azorku tutaj?
Azorka doczytalam. No commecnt.
Urodzaj na paprykę (i brzoskwinie!), toteż dzisiaj zrobiłam coś w rodzaju leczo –
2 duże cebule
4 kolorowe papryki (typu „bell”)
1 ostra jalapeno
1litrowa puszka pomidorów w cząstkach
opcjonalnie – trochę kiełbasy
koniecznie – osobno ugotowany jasiek
kilka ząbków czosnku.
Zeszklić grubo pokrajaną cebulę, na to paprykę pokrokoną w spore cząstki, podlać pół szklanki wody i niedługo dusić, papryka ma być twardawa! Posolić, popieprzyć, wlać pomidory z sokiem, wymieszać, zagotować.
Na koniec odcisnąć w prasce czosnek (ja daję 4-5 ząbków), zamieszać i gotowe. Szybko się robi, najwięcej pracy to krojenie cebuli i papryki 🙂
A teraz deser – brzoskwinie!
Strasznie żal mi Piotra. Powrót z wakacji – awaria. I widać, że nie z wszystkim się uporali do dzisiejszego wieczora, a więc zakres tej awarii musi być niemały. I co tu dużo gadać – w każdym naszym mieszkaniu tkwi kawał życiowego dorobku, a wszelkie remonty, innowacje itd wymagają wyprzedzającego planowania i gromadzenia oszczędności. Nikt z nas wielkim posesjonatem nie jest. Oby udało się wszystko załatać niewielkim kosztem.
Troszkę mi się Łysy omsknął, ale zdążyłam złapać , tak wygląda dzisiaj super księżyc (20:30).
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4893.JPG
dzień dobry …
ale piękny księżyc namalowałaś Alicjo …. 🙂 … u nas też pełnia …
Jolinek51
9 września o godz. 7:13
dzień dobry ?
ale piękny księżyc namalowałaś Alicjo ?. ? u nas też pełnia
Czy ja wiem?
Nawet w tak banalnym ujęciu udało się Alicji obciąć tarczę Księżyca u góry i po prawej.
To specjalnie dla Ciebie, Azorku – wiedziałam, że zaszczekasz 😉
<
Mglisto, spore zachmurzenie, słońce przez chmury przebija się z trudem. Mnie się księżyc podoba; żadne marginesy mnie wrażenia nie psują – wiem, jak wygląda cała tarcza.
Młodsza idzie na cały dzień do pracy – dzisiaj pozna rodziców swoich nowych wychowanków, to zawsze moment stresujący. Nie są problemem rodzice wymagający, tylko roszczeniowi, a prawie zawsze ktoś taki się trafia. Dobrze, jeżeli tylko jeden i jeżeli reszta potrafi go hm… ustawić do pionu. Ma w tym roku chłopaczka bardzo ciężko chorego, który powinien mieć indywidualny tok nauczania i taki ma przyznany, ale on CHCE chodzić do szkoły i dopokąd po raz kolejny nie trafi do szpitala, mama będzie go przywoziła na zajęcia – także z tych indywidualnych. Dziwna sprawa – niby do poczęcia dziecka potrzebnych jest dwoje ludzi różnej płci, ale kiedy trafia się potomek ciężko dotknięty chorobą, tatusiowie gdzieś znikają w siwej mgle, a pozostaje matka
do całodobowej opieki, do latania po szpitalach i do zarobienia na to swoje szczęście – nieszczęście. Mama tego chłopca to bardzo dzielna i sensowna osoba, a chłopaczek cudnie entuzjastycznie nastawiony do życia, leczenia i nauki. Serce rośnie i oczy wilgotnieją.
I uśmiech poproszę:
http://poznan.gazeta.pl/poznan/56,36001,16590384,Malpozwierze_i_niedoperze,,4.html
robię taki sok na zimę dla Amelki bo lubi…
http://wypiekizpasja.blox.pl/2014/08/Sok-malinowy-na-zime.html
Mam dwa krzaki malin i owoce zjadam na pniu. Pewnie nigdy nie bede miala na tyle aby zrobic sok. Przykro mi , ze Gospodarzowi zalalo mieszkanie. Podobna przykra niespodzianke miala moja corka i do dzisiaj widac plamy na suficie. Pyro, ciesze sie, ze pieskowi jest nieco lepiej. Sama nie mam zwierzat, tylko ptaszki w ogrodzie.
Jolinku-ja z kolei w minioną niedzielę zrobiłam kilka słoików dżemu z mieszanych owoców: aronii,jagody amerykańskiej i gruszek.
Martwi mnie inwazja szrotówka kasztanowcowiaczka i los pięknych drzew w naszej okolicy. Kasztanowce mamy historyczne,pamiętające jeszcze czasy cara Aleksandra I.
Niestety już o tej porze roku mają zniszczone,zrudziałe liście,bo szrotówek zrobił swoją czarną robotę.W niektórych miastach Polski i Europy chorujące kasztanowce wycięto uznając,że już nie rokują żadnej nadziei.Szkoda tak wspaniałych drzew 🙁
http://www.pomozmykasztanowcom.pl/index.php//news/archive/
Elap – bardzo długo nie miałam zwierząt, miała cała plejadę chorych. Potem na tego uratowanego szczeniaczka namówił nas Andrzej Jerzy -kolega z Blogu, bo szczeniak był do wzięcia w Poznaniu. Podbił nas już pierwszego dnia. A jeżeli się człek zobowiązał do opieki – to nie ma zmiłuj; ma te same prawa co każdy członek rodziny. Z jednym zastrzeżeniem : gdyby (i kiedy) nasz jamnik zakończy żywot – nie chcemy już drugiego psa. To są dodatkowe i wcale niemałe obowiązki, ograniczenia i koszty. Co innego mieszkanie w domu z dużym ogrodem, a co innego wyprowadzanie 4 razy na dobę – grypa, nie grypa, gorączka nie gorączka – konieczność.
Pyro , wiem jak bardzo ludzie sie przywiazuja do domowych zwierzat , bo mam takich w rodzinie. Natomiast nie popieram corki, ktora sobie zafundowala kotka ( kolezanka jej dala ) mieszkajac na czwartym pietrze. Oboje pracuja i caly dzien ich nie ma w domu.
Gospodarzowi – współczucie z powodu zalania mieszkania.
Niunia – dzięki. Guciuś chodzi w czerwonej uprzęży. Mam nadzieję, że odstrasza i chyba w mojej wsi drapieżniki wolą kury.
Gucio pozdrawia Radzia.
Elap-rozwiązaniem dla Twojej córki byłby drugi kot 🙂 bo dwóm kotom jest zdecydowanie raźniej i weselej podczas nieobecności właścicieli.Ta opcja została już przećwiczona w innych około blogowych domach 😉
Danuska, dwa koty mowisz ! Ciekawe jak zareaguje po pierwszej wizycie u weterynarza . Ceny w Paryzu sa dosyc wysoki i kasa chorych jej nie zwroci pieniedzy.
A to ciekawe, bo wszystkie rodzaje orzechów opisują
http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/56,101460,11196411,Orzechy_laskowe__zrodlo_mlodosci,,3.html
O, w Gazecie jest, a w adresie nie ma? Ktoś potrafi to naprawić?
Witam.
http://tematy.zdrowie.gazeta.pl/temat/zdrowie/orzechy+laskowe
Koty nie potrzebują całodziennego towarzystwa, a psy nie załatwiają się we własnym ogrodzie ( przynajmniej nie powinny) Opowieści, że psu potrzebny jest dom z ogrodem to „miejska legenda”. To zależny od psa, bo np. husky musi dużo codziennie chodzić inaczej lubi uciekać.
Ale obowiązków faktycznie więcej.
Jurku – dziękuję.
DużeM. – masz rację, ale nie całkiem. Ogród (duży) służy przede wszystkim aby zwierzak się wybiegał. Teren „znaczy” zawsze i każdy, natomiast wtedy wystarczą dwa spacery, aby też poważniejsze sprawy mógł załatwić. Miałam kiedyś duże psy (owczarki niemieckie; dwa – jednego po drugim) ale i duży ogród wtedy do dyspozycji, i dużą łąkę tuż za płotem – stąd wiem, jak to działało. Wystarczał nawet jeden długi, intensywny spacer (chadzał Ślubny albo Synuś). W bloku to są cztery spacery przy małym psie – dwa krótkie i dwa długie. No i nieoceniony mój balkon, na którym pies spędza prawie cały dzień obserwując inne zwierzaki, ludzi i ptaki. Dopiero ulewy albo mrozy wygonią go z tego balkonu.
Jak sie ma Radek?
Radzio dobrze był utrzymany i zdrowo odżywiany a to może zadecydować jak mu się uda zdrowienie …
martwię się o Piotra i Basię bo taki kataklizm w domu po miłym urlopie to szok okropny …
Też się o nich martwię, tym bardziej, że widać zakres awarii i robót jest nawet poważniejszy, niż się wczoraj zanosiło.
Dziękuję, z Radziem znacznie lepiej , jest stale okropnie głodny i pierwszy raz w swoim życiu dostaje racjonowane posiłki. Ne mogę pozwolić żeby po 3-dniowej, kompletnej głodówce teraz najadł się, jak prosiak. To nigdy nie był żarłoczny pies, dlatego suchą karmę miał cały czas do dyspozycji (teraz też ma, ale mu jakoś nie smakuje).
-Byłam na diecie od 28 dni.
-I co ?
-I straciłam cztery tygodnie.
-Opowiedz,co Cię łączy z Twoim mężem?
-Data ślubu i myślę,że to wszystko.
Żona proponuje mężowi:
-Kochanie,sprawmy sobie niezapomniany weekend.
-Cudowny pomysł moja droga,do zobaczenia w poniedziałek.
Wieści o Radku coraz bardziej optymistyczne 🙂
Obyśmy też takie otrzymali już wkrótce od Gospodarza.
Mam wieści od Gospodarza. Chyba się dzisiaj uporają ze skutkami awarii. Jedynym trwale poszkodowanym okazuje się komputer Gospodarza – chyba pójdzie na straty. Piotr planuje powrót na blog od jutra. Oby – i – powodzenia.
Eska obrosła we wnuka (4,5 kg) Cyprian urodził się w Irlandii, gdzie mieszkają młodzi rodzice. Tak więc Wujek Leszek został wreszcie dziadkiem, bo jak dotąd miał tylko dwie wnuczki.
Sądzę, że cne Blogowisko może dzisiaj uczcić toastem nowe dziecię okołoblogowe.
A drugi łyk z tego kieliszka oczywiście tak, jak wczoraj za naszego Gospodarza. Ja opiję bardzo dobrą wiśniówką.
Gratulacje dla Eski i Leszka, a przede wszystkim dla Rodziców!
Gratulacje dla Dziadków. Niech się Młodzian zdrowo chowa.
Radzio głodny- znaczy zdrowy!!!
Serdeczności Esce, Wujkowi Leszkowi oraz Rodzicom Wnuka 🙂
Gospodarzu,
jednak chyba lepiej wrócić z urlopu po powodzi, niż jak mówi tytuł Gospodarskiego wpisu „Powrót na zgliszcza”. Ogień jest nieubłagany (odpukać w niemalowane oraz splunąć trzy razy przez lewe ramię!).
W sklepach już pojawiły się dynie, znak zbliżającej się jesieni. Piękny, słoneczny dzień, ale powietrze już podszyte jesiennym chłodkiem.
Ja jeszcze letnio – rroszek zielony też obrodził w tym roku, więc co drugi dzień kupuję i zjadam żywcem.
Przy okazji przypomniała mi się piosenka, trochę melancholijna, ale groszkowa.
https://www.youtube.com/watch?v=3sLyftMUgr8
*groszek 😳
Nic mi się nie chce. Przez cały dzień, po kawałeczku zjadałam śledzie w oliwie z ogórkiem i cebulą, pieprzem, szczyptą cukru i 2 ziarenkami ziela angielskiego. Wiedząc, że Młodszej nie będzie i nie będzie marudziła, że „śledzie śmierdzą”, kupiłam wczoraj 3 ładne, grube filety a’la matias, pomoczyłam trochę, każdy pokroiłam na 4 części, zalałam zalewą i dzisiaj zjadałam z chlebem żytnim. Dobre były, ale teraz jakoś już zgłodniałam – na zdrowy rozum było to 1,5 śledzia + dodatki, mam prawo być głodna. Z drugiej strony już za późno na solidną kolację – zjem dwa tosty z powidłami i do rana wytrzymam.
maluszek niech zdrowo rośnie … 🙂
dobry pomysł ….
http://www.farmer.pl/fakty/polska/arr-szkoly-i-domy-dziecka-moga-korzystac-z-darmowych-owocow,52878.html#.VA769RLY9gI.twitter
Jolinku – w poznańskich urzędach i w pociągach lokalnych stoją skrzynie z jabłkami dla chętnych – urzędników, interesantów, podróżnych.
Porobiło się u Gospodarzy, porobiło. Nie wiem jak, mówiąc szczerze, bo jak komp wyłączony to co mu zrobi zwarcie w sieci? Czyżby „kop” był taki jak przy piorunie? Albo czuwały jakieś „stendbaje” i stworzyly kontakt?
Zgliszcza, zo zgliszcza!
A tak, to psy przeważnie są zdane na przydomowe ogródki. Z wieloletniego doświadczenia wiem, że na niektóre przydomowe areały nie można było wejść, nie patrząc skupulatnie pod nogi, gdy w domu było wielkie psisko, a jeszcze gorzej, jak było więcej, nawet małych. Wiele lat musiałem obchodzić wszelakie budynki.
Muszę wyjść z pieskiem wielkości kota. Zabieram z sobą latarkę i serwetkę.
Pyro,
piszesz ze ” wujek Leszek zostal wreszcie dziadkiem, bo jak dotad mial tylko dwie wnuczki”? Nie chce sie czepiac, ale nie rozumiem. Wnuczki sie nie licza?
Ewo – liczą się i jak jeszcze. To jest takie powiedzenie, że mężczyzna zostaje dziadkiem wtedy, kiedy się w rodzinie rodzi chłopiec, a kobieta babką wtedy, kiedy rodzi się dziewczynka. A tak w ogóle zapytaj Pepegora, co malutka wnuczka potrafi zrobić z wielkiego faceta – podnóżek i niewolnika; ot co! Mój szef twierdził, że w pełni sił jest zmuszony sypiać z babcią (syn miał córeczkę).
Takie raczej średnie te żarty.
Tosik – za poziom folkloru nie odpowiadam.
Tosik, nie czepiaj się (czep się dyszla – Alicja) To nawet nie folkolor. To szczyro prowda!
Sam to przeżywam…
No właśnie:
Esko kochana, babciu kolejna, pogratuluj ode mnie Leszkowi nareszciejszego DZIADKA!
Gdyby nie wpadł na to od kogo, to mu przypomnij.
Zdrowie malucha!
Powrót z urlopu do zniszczonego mieszkania to niezbyt miła niespodzianka. Najważniejsze, że większość sprzętów jest cała.
Na poprawę humoru:
„100.000 żartów, figlów, dowcipów, anegdod, monologów.” 1920 r.
„Mądra służba.
Pewien oficer opowiada swoim kolegom co za głupiego ma służącego. inny oficer zakłada się z nim, że jego służący jest jeszcze głupszy. Zakład stanął i oficer pierwszy woła swego służącego: Mikołaj, pójdziesz do kawiarni Sauera i zobaczysz, czy mnie tam nie ma?
Żołnierz odchodzi i wraca po jakimś czasie z następującym raportem: melduję uprzejmie panie lejtman, że szukałem pana po całej kawiarni, ale pana tam nie było!
Teraz drugi oficer woła swojego ordynansa.
Oficer: tu masz koronę, za nią przyniesiesz mi szynki od Grabowskiego na Szewskiej, bo tam najlepsze i najświeższe wędliny – a tu masz druga koronę i za nią kupisz mi sera!
Służący – wedle rozkazu panie poruczniku! – i odchodzi.
Po kwadransie wraca jednak i skrobiąc się w głowę mówi zaambarasowany: panie poruczniku, niech pan się nie gniewa, ale na śmierć zapomniałem, za którą koronę mam kupić szynki, a za którą sera?” 😉
Czytałam kiedyś taki dowcip w IKC-u:
rozmawiają dwaj panowie przy jakiejś wódeczności i jeden z nich mówi: mieszkanie wygodne, dwa duże pokoje, jeden mniejszy, służbówka, kuchnia – komorne 10 złp; światło 2,50 ale stróża opłacić trzeba za opalanie w piecach 3,zł.
Drugi z panów – gdzieś ty takie mieszkanie prawie a frico znalazł?
– Nigdzie, ale jak tanio..
Podobny, z tej samej książki:
„Gospodarz: kuchnia, dwa pokoje i strych, tysiąc reńskich rocznie!
Lokator: No, a gdzie stajnia?
Gospodarz: stajnia? A to na co?
Lokator: No, dla tego osła, co za tę cenę mieszkanie to weźmie!”
Tak, jestem jeno mężem babki (ale jakiej!) i erzacem dziadka dla dwóch dziewczynek.
Chodziłem dziś z maleństwem całe popołudnie a, jak o w pół do siódmej wsiadałem w samochód, protesty były bardzo rzewne. Jak wróciłem jeszcze raz po godzinie, bo wyskoczyłem tylko na grzyby, maleńka uwiesiła mi się na szyji i wymogła odwiedziny jutro. Przemiłe zniewolenie.
U córasa też zgliszcza, lecz na szczęście też tylko mokrej natury.
Pepe, a grzyby były?
Dziękuję za miłe słowa.
Dzień dobry,
Ale się narobiło!!!
Gospodarz i Pani Basia zastali zalane mieszkanie, Radyjko chory, ale życie toczy się dalej, dzieci się rodzą – gratulacje!!!!
Podczytałem do tyłu, podobno orły na Long Island polują na małe pieski, cytuję:
„Teraz, kiedy biega po ogrodzie nie spuszczmy jej z oka, bo moze ja porwac orzel, ktorych tutaj jest bezliku.” 🙂 🙂 🙂
Mieszkam na Long Island już od 30 chyba lat i nie widziałem tu żadnego orła, po prostu ich tu nie ma. Ale pilnowanie pieska nigdy nie zaszkodzi, przynajmniej zajmuje czas….
Może przecież zawsze jakiś orzeł się zabłąkać, np. z niezbyt odległego Manhattanu, albo orły, w ilościach „bez liku”, pisane razem, jak to u polonistów bywa…..
Dobranoc 🙂
Dzisiaj dwie sarny (deer) postanowily przejsc w godzinach najwiekszego ruchu przez Golden Gate Bridge w San Francisco. Kierowcy cierpliwie czekali az sarenki z duzym wdziekiem w podskokach pokonaja prawie 3 kilometrowy most.
http://instagram.com/p/slYqLLOJMi?utm_source=partner&utm_medium=embed&utm_campaign=video
Witam. Nie tylko na Long Island, w Ostrudzie nad jeziorem orzeł porwał małego yorka imieniem Albercik. Przeczytane z Faktów. Orły, jastrzębie latające nad Phila widziałem nie raz, sarna rozjechana na estakadzie autostradowej, gdzie jej nie powinno być też nie rzadki widok. Specjalne kubły na odpadki wprowadzono w okolicach NY co, by łakomym niedźwiadkom uprzykrzyć życie. Wiewiórki przechodzące na drugą stronę jezdni po przewodach elektrycznych, normalka. „Bez liku” mógłbym przytaczać przykłady, które świadczą tylko o tym, że dbałość o środowisko naturalne w stanach jest na bardzo wys. poziomie i społeczeństwo świadome jest tego.
Tak jak osiol nie jest koniem, tak jastrzab nie jest orlem.
Dobranoc 🙂
Widzę, że kwaśne ciotki i kwaśni wujowie po to samo wchodzą na blog – w kwaśności siła. Wejść, hejtem pojechać, poczuć zadowolenie że się komuś dołożyło to jest to. czyżby niedobór hormonów?