Nie ćwierć a cała Pani Lucyna
Choć była to kobieta o strasznym charakterze, to niewątpliwie zasłużyła się wielce dla rozwoju i spopularyzowania polskiej kuchni. Była najpopularniejszą autorką książek kucharskich, a wręcz instytucją stała się w połowie XIX w. – Lucyna Ćwierczakiewiczowa. Jej książka, która zdobyła od razu ogromną popularność, „365 obiadów za 5 złotych” ukazała się w Warszawie w 1860 r. Do roku 1911 ukazało się dwadzieścia jeden wydań tego dziełka. Początkowo po dwa tysiące, potem po pięć tysięcy egzemplarzy, przy czym dalsze wydania były stale uzupełniane i rozszerzane. „Obiady” Lucyny Ćwierczakiewiczowej przeznaczone były dla „klasy średniej”, zawierały propozycje na każdy dzień tygodnia, były dostosowane do pór roku i dostępności produktów, dawały specjalne przepisy na święta, posty, uroczystości rodzinne. Doskonałym reklamowo chwytem była podana cena 5 złotych za proponowany obiad składający się z czterech, pięciu potraw wystarczający dla rodziny i jednej dziewki usługującej. Oczywiście, wedle cen na warszawskich targowiskach, niemożliwe było skalkulowanie obiadu za 5 złotych, czyli za 75 kopiejek. Nie przeszkadzało to wszakże nikomu, wszyscy chętnie korzystali z książki nie biorąc pod uwagę tej małej autorskiej nierzetelności.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa była bowiem postacią popularną w Warszawie i poza nią, wszędzie tam, gdzie czytano pisma kobiece: „Bluszcz” i „Tygodnik Mód i Powieści”. Redagowała w nich działy porad gospodarskich. Pani Lucyna umiała też zabiegać o reklamę, była osobą przebojową i w roku 1901 tak pisała do redaktora „Kuriera Warszawskiego” : „Jeśli pan nie napiszesz, że obok Sienkiewicza jestem dziś najpoczytniejszą autorką, bo moje „365 obiadów” rozeszło się dotąd w 90000 egzemplarzy, to pana znać nie chcę”.
Inną równie popularną książką Ćwierczakiewiczowej były „Jedyne praktyczne przepisy”, które do dziś uważane są za skarbnicę XIX-wiecznych receptur i porad kulinarnych. Fachowcy o książkach pani Lucyny wyrażają się w superlatywach. Oto zdanie Małgorzaty Wróblewskiej-Blikle ze słynnej warszawskiej rodziny cukierników: „Znam książki pani Lucyny Ćwierczakiewiczowej: „Jedyne praktyczne przepisy” i „365 obiadów”. Odkąd pamiętam były zawsze w domu mojej mamy, babci i mamy mojego męża. W obu domach gotowano z dużym talentem. Książki pani Lucyny stanowią wspaniałą encyklopedię i bogatą bazę autentycznej kuchni polskiej.Pracując nad wizerunkiem Cafe Blikle często korzystałam z tej wiedzy.”
Teraz firma Blikle wzięła patronat nad kolejnymi wydaniami obu wymienionych książek Ćwierczakiewiczowej. Nowy Świat zaś – wydawca dzieł słynnej autorki – dołożył wszelkich starań, by opracować edycję na nowo pod względem reguł współczesnej pisowni, pięknie ją zilustrować i zaproponować czytelnikom. I teraz oni muszą się namyślać jak zmodyfikować przepisy (a bywa to konieczne), by zachować smak pierwowzoru i równocześnie dostosować je do dzisiejszych reguł zdrowego żywienia. Niełatwe to zadanie ale za to bardzo wdzięczne, zwłaszcza jeśli rezultat na talerzu wzbudza aplauz stołowników.
Polecając te książki obiecuję, że w kolejnych quizach będą one nagrodami i – jak sądzę – bardzo atrakcyjnymi.
Komentarze
A Makłowicz pisze, że dzisiaj te obiady byłyby niejadalne.
Pierwszy.
Makłowicz, najpierw niech się nauczy gotować, i dopiero wypowiada 🙂
Dzień dobry Szampaństwu.
Wzięłam książkę o ósmej wieczorem i …zatrzymałam się na 360-tej stronie 😯
Jeden z kryminałów „Polityki”, Biała Lwica. Wciagnął mnie, bo część dzieje się w RPA, podróżowałam znanymi szlakami. Jeszcze mi zostało dobre ponad 100 stron, ale oczy mi sie zamykają, prawie trzecia.
Kulinariów tam nie ma, ale trup ściele się gęsto 😯
Niejadalne obiady według starych receptur? Kilka razy coś próbowaliśmy zrobić i chyba było całkiem smaczne. Prawda, że nie każdy przepis był możliwy do zrealizowania w obecnych warunkach.
Danuśko, dobrze to ujęłaś. Obiad udał się znakomicie. O 17-tej już kaloryfery zaczęły nabierać ciepła, a nawet je oddawać.
Zupa grzybowa była głównie z zielonek, ale z dodatkiem kozaków i podgrzybków oraz paru kureczek. Była znakomita. Potem zapiekane w kolilkach pieczarki faszerowane – po 3 spore sztuki na łeb. Wreszcie klopsiki w jarzynach z fasolką szparagową. Do tego chianti classico riserva Villa Caffaggio 2004.
Piłem to samo wino (z tego samego zakupu) 1,5 roku temu i niezbyt mi smakowało. Teraz jest znakomite. Dopiero się otwiera. Chyba za rok będzie jeszcze lepsze.
Na deser szarlotka z bitą śmietaną.
Aha, wino udało mi się doprowadzić do temperatury 18 stopni (nie schodowych na zamek tylko Celsjusza) bez gwałtownych zabiegów.
Boziu, Boziu – Pyra chciałaby (dusza do raju) „365 obiadów”, bo drugą pozycję ma – nieco zaczytaną, ale zawsze… Tym samym rośnie moje pożądanie środowych nagród i coś mi się wydaje, że namówię Młodszą do środowych ustępstw komputerowych albo i współuczestnictwa. Z niektórych przepisów pani Lucyny korzystam bez zmian – tylko dzieląc proporcje przez (co najmniej 3) – ona podawała na 6-8 osób, mnie wystarczy na 2-3 osoby. Podobnie, jak w przypadku przepisów z „Kuchni gdańskiej” nigdy nie trzymam się ilości zużywanego do potraw masła – tam byle sos robi się z funta masła! Zgroza i skleroza. Czego jeszcze nie stosuję? Garniturów do jarzyn. Zgodnie z XIX wieczną zasadą, jarzyny nie były po prostu dodatkiem do mięsa, ale stanowiły niejako odrębne danie. Tym sposobem po pieczystym (np zającu z buraczkami) występowała np glazurowana marchewka obkładana kotletami baranimi, albo zasmażana kapusta z kiełbaskami i kotlecikami – w dni postne z ryb. I tak w ogóle – przeciętny zestaw obiadowy z książek p Lucyny albo pani Wincenty, doskonale wystarcza dzisiaj na 2 pełne obiady. Są tam też potrawy, które dzisiaj nie wzbudzają entuzjazmu ale i sporo doskonałych i wcale nie trudnych w wykonaniu.
Witam wszystkich i tradycyjnie życzę dobrego dnia.
Alicjo, moje czytanie książek (tylko „wciągających”), wyglądało tak samo. Często mi się zdarzało. Budzik dzwonił i mi uprzytamniał, że trzeba iść się umyć, przebrać, dzieciątka przysposobić do normalnego 😉 dnia. Dlatego teraz jestem przeogromnie szczęśliwa, że nigdzie się nie muszę spieszyć i mogę czytać (lub grać 🙁 ) do rana a pospać do południa. Wszak rzeczywistość i tak nie ucieknie.
Gospodarzu, 365 obiadów pani Lucyny kupiłam sobie w 1989 roku, dzięki naszym ……zakładowym związkom zawodowym 😉 Jak już nie mogli rozprowadzać wśród załogi czekoladopodobnych wyrobów, to wpadli na (moim zdaniem genialny) pomysł, żeby sprzedawać różne książki, których bez „znajomości” w księgarniach, nie było sposobu zdobyć. Do dziś im jestem wdzięczna za p.Ćwierciakiewiczową i całą masę słowników, historię literatury polskiej i tego typu pozycje.
Ten reprint 365 obiadów ma kartki klejone i po pierwszym przeczytaniu prawie każda karteczka jest osobno. Czytałam to niczym powieść. Oczywiście z gatunku fantastycznych.
Bardzo mi się podoba pomysł wydawców, żeby te przepisy dostosować do naszych czasów, no bo jak przełożyć na „nasze” takie polecenie; „obrane na surowo kartofle, włożyć na 20 minut POD blachę, aby straciły surowiznę”. Mam wrażenie, że p.Lucynie nie chodziło o upieczenie kartofli a jak to przełożyć na nasze obecne piekarniki ?
Pod blachą była duchówka czyli bratrura czyli piekarnik. Ziemniaki stracą surowiznę również w nowoczesnym piekarniku 😉
Tu można wkładać pod blachę:
http://www.pertingerherde.it/oekoalpin-bausatzherde.html
Aszysz w swoim Bullerbyn pewnie ma jeszcze lepsze bratrury.
Alicjo – a zatem Osobisty został szturchnięty i podał
swój przepis na farsz do pstrągów.
A zaczyna się prawie,jak z Ćwierczakiewiczowej :
weź 1/2 funta masła ….
Należy wymieszać 1 kosztkę masła z 3 przeciśniętymi
przez praskę ząbkami czosnku oraz 1 pęczkiem
drobno pokrojonej świeżej pietruszki ; sól,pieprz.
Taka ilość farszu wystarcza do nadziania 3-4 pstrągów.
Namaślone pstrągi wkładamy do szczelnej koperty
zrobionej z folii aluminiowej i zalewamy 2-3 łyżkami
śmietany. Masło + śmietana = zgroza i skleroza.
Troskę o cholesterol i tym podobne zamykamy w
głębokiej szufladzie 🙂
Pieczemy 30-40 min pod blachą,w duchówce,
w piekarniku, na grilu,jak kto woli.
Ten maślany farsz jest przede wszystkim nadzieniem
do ślimaków. Jeśli nie chce Wam się zbierać ,odślimaczać
i nadziewać biednych winniczków, pozostają pstrągi !
Nemo, ale co ma zrobić kulinarny „ćwok sześćdziesięciosześciowy”, który boi się spiec kartofle w nowoczesnej bratrurze? Jeśli ma to być przewodnik dla XX i XXI wiecznych Pań Domu, to „trza” pomyśleć, że dobrze by było podać temperaturę w jakiej należy tej „surowizny” się pozbyć 😉 A swoją drogą, to bardzo mi się podobają te piecyki. A obok piekarnika, tych dwoje drzwiczek, to od czego? Przepraszam ale ja poza kilkunastoma słowami po niemiecku, żadnego innego języka ni „du,du”. 😳
Bratrura
i inne…
ASzyszu, ale ładne i ile „drzwiczków” 😉
Danuśko, nie wiesz czasem, czy zamiast „zamykania troski o cholesterol”, nie wystarczy połknąć ze 12 (zamiast jednej) kapsułek „omega-3” ? 😀
Aszyszu,
dzięki za pokazanie 😉
Tak w „moich” piecykach jak i w Aszyszowych drzwiczki obok bratrury kryją palenisko i popielnik.
W klasycznej bratrurze temperatura osiąga 150-200 stopni i wyżej. Zależy jak się nahajcuje 😎
Ja bym wstawiła ziemniaki do piekarnika na 200 st. i po jakimś czasie sprawdziła czy jeszcze surowe.
Piękna kolekcja, Aszyszu 🙂 Godna włościanina 🙂
No i co ma robić człowieczek, w którego kuchni stoi tylko taki : http://www.euro.com.pl/kuchnie/dane-techniczne-amica-51ge3-32zprmw.bhtml#content_3c ?????
Zgago,
jak to co? 😯 Używać zgodnie z przeznaczeniem 😎 Bratrura ja się patrzy, nawet z okienkiem i światełkiem.
Nemo, znowu masz rację, tylko większej ilości ślicznych „drzwiczków” żal 😉
Swoistą kolekcję pieców i piecyków ma też mój Brat. Kiedy kupił zabudowania gospodarcze, dom i 3600 m resztówki po gospodarstwie /wszystko podpierane belkami, bo od czasów niemieckich nikt nie remontował/ zastał w kuchni kotlinę na drewno i węgiel. Jest, stoi, pali dobrze. Jednak w lecie? Kupił normalny piecyk gazowy na gaz z butli. Ten kaflowy piec ogrzewa też wodę w c.o.- więc przepala się w nim nawet latem, drewnem, żeby była ciepła woda na kąpiel (do zmywania jest woda z gazowego junkersa) Nie tak dawno doszedł do wniosku, że może mu się przydać i piec elektryczny – kupił małą płytę ceramiczną na dwa garnki. Teraz ma trzy piece.
A ja żyję tutaj na miejscowym zaopatrzeniu i kręcę nosem -n w stosunku do Poznania, Gniezna i innych znanych mi miejsc w Wielkopolsce, tutaj są niejadalne wędliny. Dużo gorsze smakowo i w konsystencji niż w byle którym moim sklepiku, nie mówiąc już o wędlinach z białostockiego czy lubelskiego. Tam jeszcze można kupic naprawdę znakomite wyroby – w Poznaniu tylko przyzwoite, a w Świnoujściu do bani. Pomijam te same paczki z wyrobami Sokołowa, które leżą w każdym sklepie w całej Polsce.
Na razie koniec z moimi bzdurkami, trzeba się wreszcie zabrać do „jakiejkolwiek” roboty, zanim Gospodarz się nie załamie, jak zobaczy, co tu wyprawiam. 😀
Chyba wszyscy się zajęli jakąś robotą, tak tu cicho…
A ja dziś nie robię obiadu i odżywiam się resztkami bolońskiej mortadeli z pistacjami. Za każdym razem kupujemy za mało… 🙁
Pyro,
czy to znaczy, że wyroby Sokołowa polecasz? Znam tylko ichnie kabanosy z dzika. Zjadliwe.
Nemo – godne polecenia są ich wyroby trwałe (i drogie) – kindziuk, szynka dojrzewająca, szwarwaldzka, litewska; nie polecam kiełbas typu śląska itp – pakują w worki po 1 kg z przeznaczeniem na grill; nie podoba mi sie ich konsystencja, są „dmuchane”. Mają świetne pasztety niektóre. To jest tak, że te z najwyższej półki trzymają jakiś standard, te dla publiki są moim zdaniem rodzajem zdrowego oszustwa. Dlaczego zdrowego? A,. bo nie są z zepsutego mięsa czy innej salmonelli, za to mają ok 47% mięsa, + skórki wieprzowe+ cholera wie co+ fosforany żeby się to „kupy” trzymało.
Witam, robie sobie rosol z czasow kiedy nic nie bylo do jedzenia, wzielam dwa rodzaje miesa wolowe i kurczaka, panna juz wytransportowana do Polski, wiec nie musze ogladac kebabow itp.
Włożyć w rondel na 3 funty dużą łyżkę młodego masła,
rozetrzeć go na surowo z łyżką pełną przesianej koniecznie
mąki, wlać kwaterkę młodej kwaśnej śmietany, rozmieszać to
dobrze, rozebrać smakiem od ryby i dobrze zagotować, a na
dogotowaniu wsypać trochę kopru młodego siekanego, bo
wszystko młode lepsze jak stare. Rybę ułożyć i polać sosem,
który powinien być dość gęsty, a będzie wyborna.
To fragment przepisu Pani Lucyny na sandacza w sosie
koperkowym. Już lektura jest smakowita,bo czyż nie są
pyszne komentarze w stylu : wszystko młode lepsze
jak stare ?
Znalazłoby się parę rzeczy lepszych po postarzeniu… 😉
z ust mi wyjęłaś, dosłownie; z ust mi….
Wczoraj czulem sie jabym zdobyl Mont Everest. Teraz Jola robi nalesniki. Troche podkradlem. Powodem mojej dumy jest to, ze bylismy na baszcie zamkowej. Pokonalem 141 stopni drewniianych nawet nie musialem zakladac obozów wypoczynkowych. Robia tam jakas przebudowe. Na samym koncu ostatnie 100 metrów odrobine pod górke po ziemi chodzilem od latarni do latarni obejmujac kazda czule celem wypoczynku. Kiedy wsiadlem do samochodu wstapily we mnie calkiem nowe sily.
Wieczorem Jola zrobila prosta kolacje. Czarna kawa, kawior z biologicznym jajeczkiem, cytrynka i bazylia, nieotwarta butelka koniaku bo pilismy lekkie biale miejscowe wino. Ot taki zwakly prosty chlopski posilek.
Spalem do rana jak susel. Kiedy sie obudzilem Ona jak skowronek pracowala juz w kuchni.
Okazuje sie, ze jednak lubie te proste chlopskie zycie.
Pan Lulek
racje masz Nemo, ja stalam sie po postarzeniu lepsza
Nemo – niewątpliwie !
Tak,jak to chianti z dzisiejszego, porannego
wpisu Stanisława.
A ciekawe,o czym myślał ASzysz ….
Cwierczakiewiczowa wyjmowała z ust na wpół wyssane karmelki i… dawała je wnukowi 🙄
moze nie miala prochnicy
jest takie powiedzonko:
gut, besser, bestens, bestialisch
Czy Mount Everest to ta wieża zamkowa?
Stanisóławie – każdy z nas ma prywatne Himalaje – różne, w różnym wieku. Dla mnie moje 3 ptr – 7x po 8 stopni, to prawie K2
Nemo – jasne !
Jakoś nigdy nie przepadałam za karmelkami.
Pyro, a jaka jest pogoda nad morzem? Czy masz blisko do plaży? Piece w Szwecji bardzo ładne.
Pewnie, że każdy ma swoje. Teraz dojście na Halę Gąsienicowa przez Boczań wydawało się kresem moich możliwości. Stojąc nad Czarnym Stawem Gąsienicowym myślałem sobie, że na Karb z tej strony na pewno bym się nie wdrapał. A potem po słowackiej stronie wdrapywało się nie na takie i to już był prawdziwy Mount Everest. Ale to było 2 lata temu, a możliwoścui kurczą się gwałtownie.
Przeprowadzka. Dwóch ludzi z szafą nie mieszczącą się w windzie musi ją wnieść na 13 piętro. Za nimi podąża szef firmy przewozowej. Dzwoni telefon. Po chwili szef do tragarzy: Panowie mam dwie wiadomości. Dobra – jesteśmy już na 11 piętrze. Zła – to nie ten blok 🙄
Wracając do Himalajów budynkowych, pracuję na I piętrze (bardzo wysokie kondygnacje). Często biegam do radców prawnych w pudynku opodal. Mieszczą się na IV piętrze, ale jak się idzie przez nowszy budynek, to dochodzi jeszcze jedna kondygnacja. Jak czasami trzeba 5 razy w ciągu dnia, to już wydaje się więcej niż K2.
Po górach chodziłam niewiele, zawsze źle znosiłam aklimatyzację, a kiedy już przywykłom, trzeba było wyjeżdżać. Ale w ogóle chodziłam dużo i szybko – w mieście nie korzystałam z masowej komunikacji, jako osoba niecierpliwa (zanim przyjechał tramwaj, ja byłam na połowie dystansu) Mieszkałam na przedmieściu, więc do pracy trzeba yło dojechać, wrócić, po drodze zakupy i dzieciaki (zawieźć, przywieźć) Z dziećmi normalny spacer codzienny to było ok 6 km, taka pętla. Niedzielne i sobotnie wyprawy na grzyby, na rajdy piesze. Widać mój Anioł Stróż doszedł do wniosku, że już się nachodziłam i skrócił mi dystans do 100 m.
Asiu – z Leny mieszkania na plażę idzie się ok 25 minut albo 3 przystanki autobusem trzeba. Poprzednio mieszkała bliżej wody. Zimno i słonecznie, no i wieje.
Zazdrość mnie zżarła na widok Andrzejowych pieców. Chodzę cały czas i kompinuję, jak mawia mój murarz. Niestety mój piec z 1952 roku zaczyna się sypać. Kompinuję jak zrobić dodatkowe zródło ogrzewania do domu. Mam ciepło z sieci miejskiej, ale drogie bardzo. Oglądałem ostatnio w internecie piecokuchnie na drewno i węgiel – bardzo praktyczne ,ale te ze Szwecji są piękne. Idę się napić herbatki…
Dla m,nie to dowcip nad dowcipami a tu podobno rzeczywistosc, mam z tubylcami na pienku, ze trzeba oszczedzac na jedzeniu, mam rowniez na pienku z tymi, ktorzy nie daja dzieciom jesc lub chowaja przed nimi drozsze produkty, a juz kompletnie mam na pienku z tymi, co twierdza, ze jest tak zle i dzieci chodza glodne, wiec wzielam sie za recherch i dyskusje na ten temat i…… wyszlo na to, iz generacja 20/30 i nawet 40 letnia n i e
p o t r a f i gotowac, tak sie przyzwyczaili do wygody i gotowych produktow, ze teraz ich na to nie stac….. dobre co, a co na to trzy KKK
Przecież w niemieckiej telewizji aż się roi od programów o gotowaniu… 🙄
Zajęłam się w końcu tym ryjkiem 😉 Włożyłam go w gar, do towarzystwa dodałam dwie nóżki, ozorek, golonkę i ogonek, który musiałam najpierw ogolić do końca 🙄 Nie bardzo mi szło, ale przypomniałam sobie o palniku spirytusowym i resztę szczeciny osmaliłam nad ogniem 😎 Dorzuciłam ziaren pieprzu, liść laurowy z Sycylii oraz gałązkę lubczyku. Za jakiś czas dołożę marchew, pora i liście selera. Niech sobie bulgocze.
nemo,
Wiesz co to jest tv-dinner?
To wymyślono dla tych co oglądają programy kulinarne w telewizji…
Szwajcarska specjalność jesienna, to zupa grochowa na świńskim ogonie. Chyba pójdę po groch.
No, właśnie Nemo – przecież to ta grochówka, którą podawano zalotnikom: jeżeli ogonki w zupie wesoło sterczały nad wazą – zaloty były życzliwie przjmowane i epuzer mógł się oświadczyć; jeżeli smętnie tonęły w zupie – idź chłopie, nic tu po tobie.
Mmm… Salisbury steak…
Na Sycylii nauczyłam się przyrządzać polpettine al foglie di limone – kotleciki z mielonej wołowiny pieczone na ruszcie między dwoma listkami cytryny. Jakie to było fantastyczne… Głodna jestem 🙁
Pyro,
o tym zastosowaniu ogonków nie miałam pojęcia 😯
w tv to sie duzo roji, zoo, podroze, nianki, urzadzanie wnetrz, bo byc moze, ze nikt juz nic nie potrafi albo mu sie nie chce, naogol to juz nie sa programy tv tylko jedna wielka roja przerywana mordobiciem
Prawda, że TV coraz trudniej oglądać bez zniecierpliwienia. Chyba, że Gospodarz występuje. Wczoraj bez przerwy V-ce President USA. Jak można tak bredzić. Niby powinno nam być miło, że tak Polsce i Polakom kadził, ale przegiął niemiłosiernie. Nieszczerość aż wyłaziła uszami. Dziękował, że jeszcze jesteśmy w Iraku. Pewnie szybko powinniśmy tam wrócić, żeby nie okazac się niewdzięcznikami
Skoro to rzeczywiscie postepujacy rozwoj socjologiczny, ze ludzie w zyciu codziennym zapominaja sztuki gotowania, to oglaszam, ze Pan Gospodarz to geniusz, poniewaz stworzyl ten blog a blog ten moze przejsc do historii, wiec badzmi swiadomi wazkosci tego przedsiewziecia.
gotować necesse est, ale drugi człon bez sensu, bo przecież po to się żuje, żeby jeść lub odwrotnie – zależnie od postawy życiowej, ale tak czy inaczej nie ma życia bez gotowania.
i tym optymistycznym akcentem żegnam się do jutra, a jak się nie uda to do poniedziałku
Etap nr 3 w produkcji pigwówki zakończony.
Osobisty otrzyma dyplom i złoty medal.Spędził
wczoraj 4 godziny na krojeniu i odpestkowywaniu
2kg tych wdzięcznych owoców.
Opatrzność powierzyła mi w tym czasie inne obowiązki.
Po zakończeniu tychże dostarczyłam do domu stosowne
ilości cukru.
Danuśka – złoty medal należy mu się, jak psu zupa, ale Ty, dziękuj swojej Opatrzności.
Jeszcze o jedzeniu przed telewizorem ( Ćwierciakiewiczowa nie musiała tym się przejmować):
Założę się, że wiele osób ogląda programy telewizyjne o gotowaniu jednocześnie jedząc z papiera albo talerza coś co bardzo odbiega od tego co na ekranie. Może im bardziej smakuje? Mój ojciec czytał był na głos przepisy z książki kucharskiej a gotować umiał jedynie zupę „marchwiankę” na mleku.
Ten TV-dinner pasuje tu jak ulał, nawet zmywać nie trzeba. Wystarczy beknąć, wstać i wyrzucić resztę do śmieci. Można nawet nie wstawać gdy kto grał w koszykówkę.
Inny telewizyjno-kulinarny fenomen opisywałem kiedyś tu. Telewizja stwarza złudzenia na zamówienie.
P.S.
Mnie też czasem zdarzy się jeść przed telewizorem ale jedynie wtedy gdy zostanę w domu sam. Jem z talerza przy użyciu noża i widelca.
a ja stawiam sobie w takiej sytuacji talerz na tacy
Gdzieś wymiotło wszystkich obywateli Wuja Sama? Nie ma geolożki od gazu, Wady TX, Orci, Nowego, Cichala. No, co jest jak pragnę zdrowia?
Moja córka, będąc kilka lat temu na studiach podyplomowych w Reichu, odwiedziła kiedyś kolezankę w tamtejszym akademiku. Przy okazji obejrzała sobie kuchnię przeznaczoną do wspólnego użytku. Na wyposażenia kuchni składały się: zlewoznywak, kuchenka mikrofalowa i kosz na smieci!
Pyro,
Nowy jest, melduje się, ale przed wyjazdem (już za tydzień) tyle do do załatwienia spraw, że tylko Was podczytuje, a i to w pracy, bo w domu nie ma czasu. Ale za to serdecznie pozdrawia cały Blog.
Pyro w Ameryce kryzys.
Może dlatego nikt się nie odzywa.
U nas też się coś dziwnego dzieje, Klientów niedługo będzie trzeba na lasso łapać. Pogoda czy inny diabeł. Nie wiadomo.
Marek – postaw tę saunę, zaoferuj pełen serwis foto i nie opędzisz się od klientek.
Wanda szuka gazu bo zima idzie. Orca odplynela na poludnie. Ja sobie serfuje po sieci i mysle gdzie by tu, jak i kiedy sie tez na pludnie wyrwac. Co sadzicie: $529.00 USD kabina z balkonem, z Los Angeles do Puerto Vallarta a po drodze Mazatlan i Cabo San Lucas. Siedem dni. Listopad. Ktos reflektuje. Zreszta wybor ogromny wiec daty do ustalenia. Ceny tez lepsze mozna dostac 🙂
http://cruises.affordabletours.com/search/itsd/cruises/18755091115/#
Alicja chciala do Meksyku a na statku pewnie bedzie sportowy kacik dla Jerzora
ASzyszu, ja też jem (na talerzu i sztućcami) przed ekranem, ale komputerka 🙂 , wykorzystuję czas jedzenia „codziennego” na czytanie bloga 😉 I tak mam szczęście, że na starość już nie „parskam” śmiechem 😉
Jotka – nie wiem jaką profesję reprezentujesz, a nie chciałabym fachurze podpaść – mam wielką pretensję do psychologów. Mówiąc szczerze traktuję ich jak wrogów społecznych, o i pedagogów – teoretyków, też. Tych wszystkich specjalistów od teorii samorealizacji jednostki, praw człowieka w nowoczesnym wydaniu, poprawności politycznej – jednym słowem wszystkich, którzy są intelektualnie odpowiedzialni za atomizację społeczeństw pod szczytnymi ale szkodliwymi hasłami. Pomyślcie – ludzie nie zakładają rodzin, a zawiązują związki (albo luźne federacje) rodZice nie wychowują dzieci, tylko stwarzają warunki do indywidualnej samorealizacji potomstwa, dziennikarze nie informują o istostnych sprawach, tylko babrzą się w bagnie pod hasłem „ludzie mają prawo wiedzieć”, podczs gdy naprawdę ludzie nie muszą wiedzieć ani z kim sypia tamta pani, ani jakie majtasy nosi tamten pan /albo na odwrót/ Każdy, kto odebrał przyzwoite domowe wychowanie, albo chciał takie uzyskać, wie, jak cementują rodzinę takie głupiutkie zbiorowe zajęcia, jak malowanie jajek, zdobienie pierników, ubieranie choinki i podpijanie tacie odrobinki napitku z barku – wspólne mycie z Ojcem samochodu, obszywanie lalki z Matką czy Babcią i święte przekonanie, że Tata , Mama mówią prawdę i że też tak trzeba (no, może w szkole czasem w samoobronie, ale z silnym przekonaniem, że to nic przyzwoitego) O ileż łatwiej kupić bachorowi nową grę, kolejny telewizor żeby siedział un siebie i głowy nie zawracał itd itp
Po kilku latach on jest zupełnie „u siebie” i z nami i innymi ludźmi ma niewiele wspólnego I tak się ten świat kręci. Jakaś schyłkowość, rozkład jest w tym wszystkim. Czy koniecznie trzeba kolejnej rewol;ucji albo innej durnoty społecznej, żeby oczyścić atmosferę?
tak mi przyszlo do glowy, ze jakby prad odciac, to mogloby sie obyc bez rewolucji 🙂
poza tym Pyro, jak najbardziej podzielam,
Nie pomyslalbym, ze sie z Pyra tak latwo i szybko zgodze i to w stu procentach, a jednak nie mam wyjscia. Tylko widzisz Pyro to jest demokracja, ktora dala glos tym ktorzy nie maja nic do powiedzenia albo bardzo niewiele a teraz narzucaja innym swoje zdanie jak glupie by ono nie bylo a zdanie odmienne jest tepione w mysl politycznie poprawnej tolerancji czyli zamykania ludziom ust. Trzeba im oddac ze sa dobrze zorganizowani i wokalni co przy milczacej wiekszosci odnosi skutek. Oczywiscie to wspolczesne „wychowanie” jest „postepowe” a twoje idee sa nawrotem do sredniowiecza i jestes dewotka i fundamentalistka i napewno moherowym beretem (taka to tolerancja). Politycznie poprawnych idiotow wszedzie pelno i niedaleko trzeba szukac. Co po nich zostanie, zobaczymy ale PRL w porownaniu to byl pikus.
Poniewaz idzie na durnote, to nawet pradu nie trzba bedzie wylaczyc, gdyz tego tez z czasem nie beda mogli wykonac.
Nasz pokoj jadalny mial okna wychodzace na zachod i pora obiadowa w zimie zbiegala sie wraz z zachodem slonca, jest to jedno z moich wspomnien blogostanowych, gdyz wszyscy zbierali sie przy tym stole, jedzenie bylo smaczne, na okres posilku byly zabronione wszelakie zwady, zima przy dobrej pogodzie slonce zachodzilo na czerwono, bylismy az tak „drobnomieszczanscy”, ze na stole palil sie trzyramienny stary, meisenowski swiecznik, zadne swiatlo elektryczne, a za oknem magia natury,wszystko w sumie bylo bardzo relaksujaco odprezajace, tkwilismy w takim wyciszonym, przyjaznym stanie nawet podczas poobiedniej herbaty z odrobina conieco i ja tego nigdy nie zapomne.
Towarzysz pikuś.
Pyro, mam tylko średnie wykształcenie, ale napisałaś to o czym ja myślę już od zgoła 1980 roku, tzn. od kiedy dostałam mieszkanie w wielkim blokowisku. Ile razy mnie wściekało, że 4 letnie dzieci latają jeszcze po placach zabaw o godz. ….22,oo. A też i to, że nie było jednej nocy, żeby moje dzieci się nie budziły z potwornym strachem, bo któryś z sąsiadów (35 mieszkań) „musiał” swoją żonę i dzieci „wychować” – oczywiście po pijaku. Ja sama interweniowałam co trochę. Na 2 dni starczało a potem znowu.
Teraz wreszcie to zalane wódą towarzystwo już jest stare i schorowane, więc jest spokój. Na tych 35 mieszkań tylko w 5 był spokój, możesz to sobie wyobrazić ? Gdy myślałam dlaczego w mojej 5 piętrowej kamienicy, gdzie mieszkałam przez 27 lat był tylko jeden skurczysyn (pułkownik KWMO ), który też chlał bez umiaru a potem tłukł niemiłosiernie swoją żonę. Mieszkał pod nami, więc zawsze Mama brała miotłę i waliła w podłogę a wtedy nagle wszystko cichło. Poza moją Mamą nikt nie miał odwagi zareagować. I tu leży problem. W molochach miejskich ludzie się nawet nie znają i nie ludzie wręcz ochrzaniają za zwrócenie uwagi np.ich dzieciom, na złe zachowanie. Nauczycielom niczego nie wolno, więc muszą „grzecznie” znosić chamskie wybryki uczniów. Dzieci się już od powojnia hoduje a nie wychowuje, dlatego jednym sposobem odciąć prąd, jak napisał Sławek.
Zgago – a co do licha ma do rzeczy Twoja matura albo inny papierek? Przecież nie po papierkach siebie oceniamy. Tu jest więcej osób z takim papierem, a są artystami, albo kupcami albo po prostu mądrymi i porządnymi ludźmi. Też mieszkam w blokowisku i to w desce – 48 mieszkań w jednym pionie, a pionów 12. Całkiem sympatyczne miasteczko można zasiedlić. I wiesz – w domu panuje spokój. Owszem zdarzają sie rodziny imprezowe, było 4 pijaczków ale ani jednego awanturnika. Słowo daję – dobrze mi się mieszka. Moi sąsiedzi jedni należą do imprezowych i w dni przyjęć bywają uciążliwi. Przepraszają potem usilnie. Za 2 tygodnie od nowa ta sama sprawa
yyc, nie zgodzę się z tym, że PRL to był „pikuś”, to była praprzyczyna tego, że póki się nie było w opozycji, to można było rodzinę dręczyć, dzieci puszczać samopas, chlać bez umiaru i być przy tym nietykalnym.
Pyro,
no i co ja mam Ci na to odpowiedzieć? 🙁
Przyznać się, że jestem „wrogiem społecznym” i złożyć samokrytykę? 🙁
Może po kolei. Zgadzam się ze wszystkim co piszesz na temat zalet tradycyjnego wychowania. Aczkolwiek nie należy zapominać, że tak zwana tradycyjna rodzina to nie tylko zalety, ale i wady. Wszystko co ludzkie jest nimi obarczone.
Co do intelektualnej odpowiedzialności psychologów za atomizację społeczeństwa, to sprawa nie jest taka prosta.
Należałoby zapytać których konkretnie psychologów i jakie ich poglady masz na myśli?
Może tak z marszu albo inaczej z kapelusza. Czy obciążysz odpowiedzialnością E. Fromma, którego twórczość należy do bardziej znanych, więc nie będę przyponinała jego głównych tez związanych z etyką i odpowiedzialnością? Czy moze należącego do nurtu psychologii egzystencjonalnej Rollo May’a autora słynnej książki „Miłość i wola”, w której tak wspaniale pokazuje, że miłość absolutnie nie jest tym, co nam w charakterze miłości prezentują media?
Mozna by wymieniać bardzo długo psychologów, którzy rzetelnie i odpowiedzialnie opisują mechanizmy ludzkiego zachowania. Jak chociażby Asha, który badał mechanizmy konformizmu, Millgrama i jego badania nad posłuszeństwem, które powojennemu swiatu powiedziały bardzo wiele na temat pokładów ludzkiego okrucieństwa. Z naszego podwórka warto byłoby przywołać nazwisko Janusza Czapińskiego. Błyskotliwy umysł, rzetelny warsztat i godna podziwu etyka zawodowa.
Kto tak naprawdę odpowiada za atomizację społeczeństwa? H.Arendt, pisząc a kryzysie edukacji w Ameryce, wprost zarzuciła dorosłym zdradę wobec dzieci. Pozostawienie dzieci, pod pozorem poszanowania ich wolności, samym sobie. Ucieczkę od odpowiedzialności.
Myślę, że aktualny stan rzeczy jest wypadkową bardzo wielu czynników. Zaczynając od wielkiej traumy po systemach totalitarnych (przeczulenie na punkcie posłuszeństwa wobec autorytetów), zmiany technologiczne (inny rodzaj zatrudnienia, zwiększona mobilność a co za tym idzie rozchwianie tradycyjnych norm i wzorców) i wreszcie globalizacja, rynek i pozostajace na ich usługach mass media.
Mass media posługują się starszym i łatwiejszym, bardziej naturalnym, emocjonalnym kodem komunikacji. Są w stanie skutecznie zagospodarować czas, wyobraźnię, etc. a tym samym sprytnie „sprzedać” to co chcą.
Bauman pisze o postawie konsumenckiej. Wbrew pozorom, nie jest to stosunek do konsumpcji, ale do życia. A oznacza ni mniej ni więcej, tylko rezygnację z wysiłku na rzecz kształtowania własnej tożsamości (samorealizacji !? 🙂 ). W zamian za to na rynek oferuje usługi i towary z „dołączoną tozsamością”. Stąd tak horendalne ceny za „markę” bo ona określa tozsamość. Bauman twierdzi, że aby reklama osiagnęła efekt perswazyjny, osiągnęła zamierzony cel, najpierw musi zostać wykształcona postawa konsumencka. Na tę postawę składają się dwa czynniki: przywatyzacja i fragmentaryzacja życia ludzkiego. Prywatyzację osiaga się własnie poprzez zatomizowanie życia społecznego. Pracują nad tym sztaby profesjonalistów. Owszem wykorzystując również wiedzę psychologiczną.
Generalnie mozna przytoczyć stare porzekadło: jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Psychologia wniosła bardzo duży wkład do poprawy jakości życia. Odkrycia Freuda zwiazane ze strukturą osobowości i istotą dzieciństwa miały, dla nauk społecznych, tę samą wagę co przewrót Kopernikański dla astronomii.
Jako sposób przeciwdziałania atomizacji społeczeństwa widzę wszelkie działania o charakterze wspólnotowym, z prowadzeniem tego bloga włącznie. Budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Szeroki rozwój edukacji. W tym edukacji medialnej W Niemczech prowadzona jest ona na etapie przedszkolnym. Dzieci uczą się „czytania” komunikatów medialnych. Ma to na celu doprowadzenie do „emancypacji od rzeczywistosci upozorowanej”. Inna rzecz, że obserwując społeczeństwo niemieckie, należy zapytać o jakość tej edukacji. I nie mówię absolutnie o mnożeniu wyzszych uczelni, których stanu chyba nie muszę opisywać.
Generalnie Pyro, jestem absolutna zwolenniczką tezy, że naprawę świata należy zawsze zaczynać od siebie 🙂
A czy mi to wychodzi w praktyce? To juz całkiem inna bajka 🙂
Pyreczko, ja to nadmieniłam tylko, żeby poinformować, że nie jestem psychologiem ani socjologiem XX wiecznym 😉
Jeśli chodzi o Twoje mieszkaniowe doświadczenia, to dadzą się one bardzo łatwo wyjaśnić; Wielkopolska miała szczęście, że nie miała kopalń ani hut, do których (celem wykonania planów 5-letnich) trzeba było werbować młodych ludzi z najdalszych stron Kraju. Taki młody człowiek wyrwany ze swojego (zwykle ubogiego) środowiska, nagle dostawał wielkie pieniądze, pokój w hotelu robotniczym, za które płacił grosiki, to przecież w większości, dostawali „małpiego rozumu” i na co mieli te pieniądze wydawać ? Tylko na wódę, ciuchy i radio-magnetofony. I jak mieli nie ulegać deprawacji ?
Jotko, czy dobrze zrozumiałam, że praprzyczyną upadku więzi społecznych i rodzinnych są XX wieczne totalitaryzmy ? Przecież, to one w swojej ideologii miały oderwanie młodych ludzi od rodzin i poddanie ich państwu. Tak mi się w każdym razie wydaje.
Witam ,
Dziś od rana zajmowałam się pracą fizyczną, a konkretnie myciem okien po malarzach.Teraz sobie odoczywam i czytam co napisaliście. Warto czasami porozmawiać na takie tematy. Czytam z wielką uwagą to, co napisała Pyra ,Zgaga i Jotka – bardzo mądre refleksje.
Jotka – z pewnością poszłam na skróty – nie wielbię tradycyjnego wychowania; dobijam się natomiast o jakiekolwiek spójne i konsekwentne wychowanie. I o odpowiedzialność za dobrowolnie na siebie przyjęte role rodzica, nauczyciela, wychowawcy. Tu, w tym jednym punkcie absolutnie popieram dekret Keisera Fryderyka Wilhelma, że rodzice ponoszą odpowiedzialność za wychowanie swoich dzieci. Także karną i finansową (nb z tego dekretu karani byli rodzice uczniów z Wrześni i Strassburga – nie za opór szkolny, tylko za niezrealizowany obowiązek nauki). I masz świętą rację, że psychologia wniosła sporo wiedzy do nowoczesnej humanistyki; tylko wiedza ta strywializowana została w praktyce w sposób okrutny. Możesz powiedzieć, że noż może kroić chleb albo służyć zabójstwu i rzecz jest w wykorzystywaniu wiedzy, a nie w jej istocie. Niby prawda. Ja już nie pracuję, ale Bliniaczki obydwie uczą i to niby w dobrych szkołach. Szkołach na tyle nowoczesnych, że mają na etatach i pedagoga szkolnego i psychologa. Jak zgodnie twierdzą, uczeń sprawiający kłopoty wychowawcze, jeżeli trafi w ręce owych specjalistów od „rozumienia człowieka” – to dopiero może budzić obawy…albo chce studiować psychologię.
Pauperyzaja spoleczenstwa po wojnie w krajach tzw. socjalistycznych to jedna sprawa, poniewaz jednak wyksztalcenie a nie pieniadze bylo droga do awansu spolecznego to czesc ludzi sie z tego dna wyrwala, ale jak tutaj w ramach wartosci demokratycznych o moim zyciu decyduje wiekszasc spoleczenstwa to ja to dopiero odbieram jako pauperyzacje mojego jestestwa. Wiekszasc decyduje, wiekszosc demokratycznego spoleczenstwa wrecz juz tradycyjnie niewyksztalconego, tutejsi rodzice ( i to nie niezamozni) wypychali dzieci z domu w wieku lat 16-tu na ulice, bo wiadomo bylo, ze zajmie sie nimi panstwo socjalne, a dziecko, ktore chcialo sie ksztalcic to mialo prawo do stypendium, wiec jak chcialo to moglo samo o sobie zadecydowac, a rodzice chcieli miec pieniadze na swoje potrzeby albo pobudowac sobie np. dom.
Zgago,
pytasz czy według mnie: „praprzyczyną upadku więzi społecznych i rodzinnych są XX wieczne totalitaryzmy ? ”
Nie. Ja tak nie uważam. Piszę o roli, jaką odegrały systemy totalitarne w osłabieniu zaufania do autorytetów. Miliony ludzi zaufało przywódcom systemów totalitarnych. To były dla nich autorytety przez wielkie A. Te autorytety zawiodły. Okazały się toksyczne. Następne pokolenia były dużo ostrozniejsze w podejściu do autorytetów. Szczególnie zaznaczyło się to w Niemczech, gdzie pokolenia powojenne musiały uporać się z przeszłością swoich rodziców. Nie było im łatwo zaufać rodzicom. Kwestionowali sens posłuszeństwa i dyscypliny, które w Niemczech faszystowskich zostały doprowadzone do absurdu skutkujacego potwornymi zbrodniami. Nie bez powodu antypedagogika czyli to co potocznie nazywamy „wychowaniem bezstresowym”, to wynalazek niemiecki z lat siedemdziesiatych ubiegłego wieku.
Oczywiście trauma po systemach totalitarnych nie jest jedyną przyczyną spadku zaufania do autorytetów. Niemniej jest jedną z wazniejszych.
Bez autorytetów, przekazujących wzorce i normy postępowania, bardzo trudno jest budować dobre więzi społeczne.
Ponadto, ja nie podpisałabym się pod sformułowaniem „upadek więzi społecznych”. W moim najgłębszym przekonaniu jesteśmy na etapie przechodzenia od poprzedniego sposobu ich budowania do tworzenia nowych. A to zawsze jest stan pewnego chaosu. Podobnie jak dom w czasie remontu. Przypomina pobojowisko, z którego z czasem ma szansę wyłonić się coś ładnego.
Podpisuję się rekoma i nogami pod tezą Fromma, mówiącą, że „natury, jakkolwiek by jej nie definiować, nie da się zgwałcić”. Człowiek „z natury” jest istotą społeczną. Wcześniej czy później skazany jest na wypracowanie nowych, satysfakcjonujących form budowania więzi społecznych. Oczywiście patrząc na to z perspektywy jednego życia ludzkiego chcielibysmy zeby to było wczesniej. Najlepiej jeszcze dzisiaj 🙂
Morąg,
jeszcze trochę, a zacznę słać paczki głodującym niemieckim dzieciom 🙁 Gdzieś tam w Brytanii odbierają rodzicom bachory w obawie przed zatuczeniem… 🙄 Straszne rzeczy się dzieją 😯
Jak kto nie wyniósł z domu kindersztuby, to i swoim dzieciom jej nie przekaże. A w Polsce najbardziej mnie zastanawia znikoma rola kościoła w wytwarzaniu postaw prospołecznych, a i brak chrześcijan wśród tych tak licznych katolików 🙄
Pyro,
to powszechnie znana prawda, że na studia psychologiczne wybierają się w przeważajacej mierze ludzi, którzy maja powazne problemy z własna psychiką. Mają nadzieje, że te studia pomoga im rozwiązac problemy. Jest to oczywiscie niemozliwe. Studia psychologiczne nie rozwiązuja problemów natury psychologicznej. Nie przygotowuja nawet do wykonywania zawodu psychologa. One jedynie zapoznają, lepiej lub gorzej z wiedzą z zakresu psychologii.
Dalsza droga moze byc dwojaka. Absolwent moze uznać, że wszystko wie. I istotnie posiada dostatecznie dużo wiedzy zeby zracjonalizować własne problemy a otoczeniem skutecznie manipulować. Tacy psycholodzy sa niebezpieczni. Druga droga jest taka, że studia psychologiczne staną się początkiem rzetelnej pracy nad sobą. W efekcie może to zaowocować prawdziwą dojrzałością połączoną ze zdolnością rozumienia cudzych problemów. Takich psychologów nalezy szukać, jeżeli jest nam potrzebny psycholog.
Jeżeli chodzi o „Wilusiowe” porządki, to wiesz dobrze, że nie da się „zawrócić rzeki kijem”. I nie było też tak, że za dzieci odpowiadali tylko rodzice. Całe otoczenie dziecka prezentowało podobne, spójne wzorce i zasady. Dom, kosciół i szkoła, sąsiedztwo mówiły praktycznie jednym głosem. Rodzice mieli wsparcie. Nie było mass mediów, tempo zycia było inne. Społeczeństwa były „zamkniete”, powielały i udoskonalały te same wzorce przez lata. Ale „to se juz nie vrati pane Havranek”. Trzeba szukać innych rozwiązań. I trzeba zacząć od prawdziwej debaty społecznej na ten temat. Ja mam ciągle nadzieję, że jest to mozliwe. I że moze w tym pomóc internet.
Byłam nad jeziorem, obejrzałam zachód słońca i zebrałam wiaderko żwirku na dno donic dla moich palemek. Teraz będę miksować dla nich ziemię. Wsypałam więc do dużej miski resztkę ziemi kompostowej z worka na balkonie. W ca 3 litrach pięknego humusu wiło się 12 tłustych pędraków 😯 Gdyby to było jadalne… Wyrzuciłam na trawnik z nadzieją, że jakieś ptaki je znajdą, zanim się toto zakopie w ziemi 🙄
Nemo,
nie prowokuj mnie proszę, na temat roli koscioła to mozna tomy całe napisać 🙁
Nemo,
nad jakim jeziorem mieszkasz?
Orca czasami podplywa do Kuchni w poszukiwaniu lososia.
Kilka dni temu byl tu artykul o tlustym chodniku w W-wie. Moze was zainteresuje, co w Seattle robi sie z guma do zucia. Na zalaczonym filmie jest sciana przy wejsciu do ‚The Market Theater” obok Pike Place Market. Problem zaczal sie na poczatku lat 90 kiedy osoby udajace sie do teatru przyklejaly do sciany zzuta gume. Pracownicy teatru codziennie musieli te sciany czyscic. Az w koncu przestali.
Teraz ‚The Wall of Gum’ rowniez nazywana ‚The Gum Wall’ jest atrakcja turystyczna. Miejsce jest rowniez wysoko na liscie ‚the grossest place on earth’. Ekspozycja jest w ciaglym rozwoju.
http://www.youtube.com/watch?v=njPj6s5TbWU&feature=channel
HQ recommended
Jotko,
ja mieszkam między dwoma jeziorami, a byłam nad tym:
http://picasaweb.google.com/don.alfredo.almaviva/JesienWMojejOkolicy#5126473825102433986
To jest jezioro Thunersee, a widok był znowu dokładnie taki sam. Bardzo przewidywalna okolica 😎 Polecam resztę obrazków na ukojenie nerwów. W dyskusje nie będę się wdawać, bo muszę zrobić kolację. Będzie ozór z chrzanem, ziemniaki, sałata. Może przedtem zupa z dyni, bo mam ugotowaną dynię potimarron.
jOTKO – kiedy zaczynałam pracę w 1962r, dyrektor, prof J.Marżysz (był z nim kłopot – miał autentyczny dyplom profesora gimnazjalnego nadany przez U,Lwowski. Nigdy nie zgodził się na zmianę statusu na magistra) otóż ternże dyrektor wręczył mi, jak każdemu innemu nowicjuszowi, książeczkę malutką, wyd we Lwowie w 1911r ” O powołaniu nauczycielskim” Mniej więcej po upływie tygodnia Jasio zapraszał na rozmowę i było to nader trudne kollokwium. Przeszłam pod jego kierunkiem taką szkołę, że ha. Tymczasem już na studiach ważne było studium Nowaka o wychowaniu poprzez pracę, a potem dynastia (poznańska zresztą) prof M. z córką, zaczęła moim zdaniem okres szkolnego chaosu, który trwa do dzisiaj
nemo, Ty sie ze mnie nie nabijaj i owszem wyslij pare paczek zywnosciowych do redakcji co robia takie audycje o dzieciach glodzonych lub zbierajacych butelki, biednych matkach co cale przdpoludnie spedzaja na placu zabaw z dzieckiem, w poludnie ida do caritasu po zywnosc, ida znowu na plac zabaw do podobnych psiapsiulek i wracja do domu „oswietlonego jedna zarowka”, bo na pradzie tez oszczedzaja gdyz „nie stac ich” ale telewizor i komputer leci potem godzinami. Przeciez taka baba ma super zycie, popycha ten wozek z tym dzieckiem, zakupow nie musi robic bo wloza jej do torby, do garnka nie moga wlozyc co prawda ale ona i tak nie gotuje bo nie ma czasu. Ci co robia takie audycje maja chyba jakies traumatyczne przezycia lub wytyczne aby korzystajac ze sloganu kryzys kompletnie ubezwlasnowolnic mentalnie spolenczenstwo. Ciagle powtarzanie takiej tematyki spowoduje, ze ludzie zaczna powielac takie wzorce postepowania i stanie sie normalka, ze jak dziecko chce zjesc to musi pojsc do caritasu albo nazbierac butelek. Sama jako dziecko odwozilam butelki z piwnicy do skupu i zbieralam makulature i nie z powodu uwiklania w skrajna biede rodziny.
Dzisiaj dzien byl pracowity i pelen nowych przezyc. Po wspanialym drugim sniadaniu ruszylismy gdzie oczy poniosa. Ponioslo nas do miesteczka Köseg juz znakomicie odnowionego za pieniadze Unii Europejskiej. Czuje sie jesien i u nich czyli bratanków. Znalezlismy sympatyczna rerstauracje i Jolka wybrala dla siebie cesarskie knedle z twarogiem w srodku a ja cos co nazywa sie kaiserschmarren. Dalismy rade chociaz porcje byly wyzywajaco duze. Wracalismy inna droga czyli zrobilismy spora runde a ja jako tubylec pokazywalem jej rózne miejsca. Czasami trudne do znalezienia gdzie wycieczki juz nie docieraja. W domu niespodzianka bo przyszedl sasiad który udziela zezwolen na staly pobyt i przyniósl nam biale i czarne szlachetne winogrona.
Teraz, przed chwila byla pierwsza kolacja. Druga bedziemy jesc jako tak zwany po pólnocy podkurek.
Piekne pozdrowienia i zyczenia spokojnych snów przesyla dzis nie himalista
Pan Lulek
Orca 😯
Gross, indeed! Z przykrością zauważyłam tam małą flagę kanadyjską… Ale gdyby nie było wiadomo, co to jest, te przyklejone gumy, to nawet wyglada to jak awangardowa nieco sztuka 😉
Ja sprzedawałam butelki „szmaciarzowi” za nową piłkę albo jojo.
Postawy konsumenckie i roszczeniowe wytwarzają się same w sprzyjających warunkach. Do kupowania gotowego skłania wygoda, reklamy i wyniesione z domu tradycje. Kiedyś wspominałam o gościach z Niemiec (przesiedlonych Slązakach), zaledwie o kilka lat młodszych od nas, a kompletnie zaskoczonych, jak wiele można samemu zrobić w domu. Gość był zachwycony chałką i domowym ciastem i ciągle wykrzykiwał w kierunku żony: patrz, to jest własnej roboty! Ta zaś (coraz bardziej mnie chyba nie lubiąc) tłumaczyła, że kupuje gotowe, bo nie ma czasu na takie zajęcia. Była osobą niepracującą, zajętą wychowaniem jednego dziecka, a jej dzień wyglądał tak, że rano szła na zakupy, potem spotykała się z koleżankami na kawie itp. no to kiedy miała potem pichcić, piec czy smażyć konfitury 🙄 Moja Mama godziła pracę zawodową z wychowaniem trzech córek, wielkim ogrodem i domem, a jeszcze skądś brała czas na czytanie Przekroju i książek 😯 Coraz bardziej mi to imponuje. Faktem jest, że udział dzieci w pracach domowych i ogrodowych był oczywisty.
Jotko, czyli w swoim tekście (18,59) opisujesz de facto skutki obydwu totalitaryzmów. Swoje zdanie na ten temat opieram na tym, o czym mi opowiadała moja Mama o systemie hitlerowskim, który prawnie zakazywał rodzicom w jakikolwiek sposób karcić dziecko. Gdy sąsiad doniósł na policję, że (przykładowo) jego sąsiad (ka) krzyczał na swoje dziecko, to zaraz wkraczał system tzn.policja, sąd, kara. Gdy to był klaps, to kończyło się nie karą finansową a wręcz więzieniem. A dziecko trafiało do hitlerowskich domów dziecka i już mogli kształtować jak chcieli. W stalinowskim ZSRR też są ogólnie znane przykłady nakłaniania dzieci do donosicielstwa. Rodzice na Sybir a dziecko ? Oczywiście do „przerobienia” w domu dziecka.
A po wojnie, poprzez największą w dziejach migrację milionów ludzi z całych obszarów (zachodnia Ukraina,Białoruś,Litwa,Śląsk Dolny i Górny, Pomorze), siłą rzeczy urywały się wszelkie więzy z dotychczasowymi wartościami i tradycjami. Dlatego upieram się (niczym oślica), że praprzyczyną były jednak obydwa totalitaryzmy.
A jeśli chodzi o wypracowanie zmodyfikowanych wartości moralnych przez przyszłe pokolenia, to jestem (wyjątkowo) pesymistką. No chyba, że za dziesiątki tysięcy lat, gdy na Ziemi zacznie od nowa powstawać życie.
Na tym kończę ten ponury i dołujący temat.
Ojciec za danie klapsa synowi na ulicy stanal przed sadem i o malo nie poszedl do ciurmy na 30 dni za znecanie sie nad dzieckiem i narazaniem jego zdrowia. Zaplacil jednak slona grzywne. Wiemy teraz ile wart jest klaps. Cala prasa pisala tygodniami.
Inny ojciec zabral trojke dzieci do Afganistanu. Jeden zginal, jeden siedzi w Gitmo a trzeci na wozku inwalidzkim jezdzi po Toronto. Temu ojcu nic nie grozi. Zdrowie jego dzieci wyraznie nikogo nie interesuje. Prasa wspomniala i zamilkla.
Obywatele tego samego kraju w ktorym ponoc obowiazuja te same przepisy i regoly gry. Jeden urodzony tutaj, drugi emigrant z Pakistanu. Jeden anglikanin drugi muzulmanin.
Psycholodzy jednoznacznie potepili pierwszego (dramat dziecka, uraz psychiczny zostanie na cale zycie, etc). Z drugim juz nie bylo tak latwo a to: inna kultura, religia, zagubienie, niemoc a w ogole sami jestesmy sobie winni. My spoleczenstwo. On jest niewinny i wlasciwie sam jest ofiara. Dziecko jezdzi na wozku, drugie w ciurmie, trzecie nie zyje. I nic.
Fromm i Hannah Arendt moga sobie pisac rozne rzeczy ale to nie oni ksztaltuja rzeczywistosc te na codzien, na dole i nie oni decyduja czego i jak sie w szkolach uczy czy raczej nie uczy.
Zgago,
nie kasandruj, wcale nie jest tak beznadziejnie. Przesiedlenia z kresów na Ziemie Zachodnie nie były wcale tak chaotyczne i zrywające więzi społeczne. Wyrastałam w środowisku przeniesionym o 1000 km na zachód, ale ludzie znali się od przedwojny, „obcy” byli raczej przybysze dobrowolni z Podkarpacia i innych rdzennie polskich ale biednych regionów. Tacy lądowali często w powstających w poniemieckich majątkach PGR-ach i albo emancypowali się i osiągali coś w życiu lub przekazywali bezradność, a po upadku PGR-ów biedę i postawy roszczeniowe swoim dzieciom.
Temat może jest ponury i dołujący, ale ciekawy i wszystkie głosy w sprawie – ciekawe. Przeczytałam z zainteresowaniem.
Zgago,
ja bym taką pesymistką nie była – bo jednak od tysięcy lat się kręci, a przecież z każdym pokoleniem przychodzą nowe wyzwania. Damy radę – nie takie my już…!
Danuśka,
dzięki za szturchnięcie Alaina, zaraz wciągam pstrągi do kartoteki, są zainteresowani przepisem 😉
Melduję, że przypaliłam powidło i garnek. Powidło skoro świt wyniosę ptakom, a rondel będę gotowała z solą – do skutku. Tak to jest, kiedy człek spiera się z psiapsiołkami na blogu, a 1,5 kg śliwek ma za mało soku
O kurczak, ale kod ! 8cba 🙁
Zapomniałam się pochwalić (przez tę awarię sieci), że dostałam na rozpoczęcie roku …. prawie-tytę. Moja kochana chrześnico-siostrzenica kupiła mi na rozpoczęcie „nauki” „1 meter Lebkuchen” 😯
Zostało puste opakowanie 🙁 Jak przyjedzie córa z osobistym, to poproszę żeby zrobili zdjęcie tego cuda. Morąg pewnikiem to zna, jako, że to „import” z Niemiec 😉
O, biedna Pyro ! Naprawdę mi żal Twojego wysiłku, który się zmarnował. Tylko zupełnie nie rozumiem, dlaczego się spłakałam ze śmiechu 😳
Jedyne przyszłe pokolenie jakie nieźle znam to moi synowie i (w niewiwlkim stopniu) bratanica.
Nie zauważyłem u nich niczego o czym tu tak gorąco dyskutujecie. Samodzielni, odpowiedzialni, z inicjatywą i fantazją. Świat traktują jak własne podwórko, pracują ciężko, gotują tak, że daj Boże każdemu. Tworzą i mają własne poglądy oraz silne osobowości. Przywiązani do tradycji rodzinnej i zapewne przekażą ją dalej.
Amen
P.S.
Dostałem dzisiaj kwit za żwir. Było tego pięćdziesiąt trzy przecinek siedem tony. Pięćdziesiąt trzy tysiące siedemset kilo.
Pyro,
najlepsze są obierki z pyr plus sól na przypalony garnek.
Niedawno spaliłam 6 jajek (na super-twardo!), to wiem, co znaczy szorowanie przypalonego garnka 🙄
Za oknem ptaszki zra co im dalem i maja wszystko gdzies…
Slonce ladnie wyszlo zza chmur co tez dobrze wrozy. Moze jakis gril na weekend sie zrobi.
Alicjo, moje problemy z notorycznym przypalaniem garnków spowodowały, że gdy tylko się pokazały garnce z podwójnym dnem, to sobie systematycznie wymieniłam te „po przejściach”, na te nie rokujące „przejść”.
Aszyszu – co Ty robisz z tym żwirem? Betony? filtry wodne czy budujesz drogi i dróżki?
Zgago,
moje garnki mają tzw. grube dno, nie wiem, czy to test to samo, co podwójne – no ale jak się 6 jajec gotuje w małym garnku na cały regulator ciepła i rozmawia ponad godzine przez telefon w drugim końcu pokoju…
yyc,
u mnie leje, ale ciepło, jakieś 15C znowu.
ASzyszu,
po co Ci tyle żwiru?! I ile za te kilogramy sobie liczą?
Alicjo, to są z pewnością garnki tego samego typu. I coś mi mówi, że dzięki temu nie miałaś tych 6 jaj na … suficie, jak moja psiapsiółka. Ona je gotowała w emaliowanym (wtedy jeszcze nie było tych z grubym dnem).
Szkoda, ze ludzie dowiaduja sie o tym, iz Zbyszek Rybczynski zdobyl kiedys Oskara, teraz z okazji zlapania go pod wplywem alkoholu za kierownica, (fakt, ze Big Zbig jak go nazywano w Stanach gustuje nadmiernie w Whisky) no ale przynajmniej dobrze wyglada na tym zdjeciu
http://www.plotek.pl/plotek/1,78649,7174078,Polski_zdobywca_Oscara_zatrzymany_za_jazde_po_alkoholu.html
Nemo,
dziękuję za przepiękne zdjęcia 🙂 bardzo Ci zazdroszczę tych pieknych widoków. Nad jeziorem Thun byłam dwa razy. Kilkanascie lat temu zimą i dwa lata temu w lipcu. Widzę, że jesienią wyglada równie pieknie. A może masz zdjęcia wiosenne?
Ja również wychowałam się na Dolnym Śląsku i bardzo to sobie chwalę. Po pierwsze praktycznie całe grono nauczycielskie pochodziło ze Lwowa i byli to tak zwani nauczyciele „z prawdziwego powołania”. Po drugie mieszkali tam ludzie z różnych stron Polski, reemigranci z Belgii i Francji, trochę Niemców, przewaznie z mieszanych małżeństw. Żydzi, protestanci i katolicy. To były bardzo wazne i ciekaw doswiadczenia. Doceniłam ich wartość dopiero z czasem, kiedy zaczęłam pomieszkiwać w środowiskach bardziej zamknietych.
Zgago
nic nie wiem na temat przepisów, o których piszesz więc trudno mi się na ten temat wypowiadać.
Pyro,
nie wiem, jakiego prof. M. masz na mysli. Jeżeli tego od słynnej reformy wychowania, to on wprawdzie ma córkę, ale ona jest anglistka i nigdy nie zajmowała się pedagogiką.
No cóz, ja jestem optymistka. Widzę absurdy i patologie. Nie jestem na nie slepa, ale generalnie uwazam, świat per saldo, staje się coraz lepszy.
Ja pamiętam, jak odbierał Oscara… troszkę pod wpływem chyba, w eleganckim garniturze i… białych adidasach 😉
I owszem, w polskiej prasie wtedy też o nim pisali – i o zdobyciu Oscara.
Kopie się rów wzdłóż budynku. Na dno rowu idzie wąż melioracyjny czterocalowy z plastyku z dziurkami. Wraz z odpływem do rowu jest tego węża dobrze ponad sto metrów. Rów z wężem zasypuje się żwirem.
Woda (deszczówka na przykład) cieknie z dachu (około tysiąca metrów kwadratowych z każdej strony) wprost na ten żwir i wsiąka a potem tym wężem spływa przy pomocy przyciagania ziemskiego precz spod nóg.
Z pozostałej części posiadłości między domami (stoją wyżej) a stajnią ta woda też tam spływa. W założeniu ma nie być błotniście tylko względnie sucho, tak żeby można było w gumiakach przejść sucha nogą tam i spowrotem.
M E L I O R A C J A jednym słowem.
Ile mam za to zapłacić? Nie chce mi się myśleć. Przyjdzie rachunek to się zapłaci. Całe szczęście, że kamieniołom/żwirownia zaledwie o parę kilometrów stąd. Żwir jest tani, transport już niekoniecznie.
A jak trzeba będzie zrobić ujeżdżalnię to pójdzie tego żwiru chyba z dziesięć razy tyle. Eeech, raz się żyje!
Jotko,
drugie, trzecie i dwa ostatnie
http://picasaweb.google.com/don.alfredo.almaviva/WiosnaWAlpach#
O, to wielkie przedsięwzięcie! Powodzenia i taniego transportu życzę!
Alicjo, garnitur byl wypozyczony a po odebraniu nagrody wyszedl na papierosa i chcial wrocic, na co goryle widzac jego szaty i dodatki nie chcieli go wpuscic, nagrodzony probowal argumetowac niewyraznie w stylu „I have Oscar” aoni go za klapy i won. Zbig wtedy jeszcze nie taki Big ale krzepki strasznie sie zdenerwowal i tak ich natluk, ze wyladowal w areszcie i tak rownolegle do Oscara zaczela sie jego kariera w Stanach, gdyz wstawil sie za nim jakis bogaty milosnik kina, duzo pomogla wspaniala, niezyjaca juz poprzednia zona, na marginesie psycholozka, ktora mu zalatwiala relacje z klientami, brat, ktory jest jednym z naslynnieszych nowojorskich urbanistow. Rybczynski nie jest czlowiekiem przyziemnego show buisnessu, wniosl naprawde powazny wklad w rozwoj ujec digitalnych, szkoda, bardzo szkoda, ze daje sie ponosic nalogowi i nie liczy sie z tym, ze moze zagrazac innym.
Mnie zawsze wzruszają u Nemo fotki kwiatków alpejskich. Wiem, że one drobne i niewielkie i Nemo robi im portrety ze zbliżeniem – ale są takie śliczne, kruche i delikatne.
Jotko – tak, tego od reformy oświaty. Pani, która pisywała w kilka lat po nim, nosiła to samo nazwisko i nasłuchałam się w kuratorium wiele niepochlebnych zdań (wtedy już nie pracowałam w szkole, chociaż dalej w oświacie)
Pyro,
dzięki 🙂 ale te kwiatki są nawet większe od trzmiela (nie wszystkie) 😉
Z zupy nic nie wyszło, bo wpadł znajomy młody grotołaz (był już po kolacji) i się zagadaliśmy. W końcu zaserwowałam ozorek z chrzanem, sałatką z fasolki szparagowej i zieloną, świeży chleb i tyskie. Zupa jutro albo pojutrze, bo nabyłam groch, i ten ogonek – już ugotowany…
Nemo, dziękuję, naprawdę piękne 🙂
Pyro, być moze chodzi o jego drugą żonę, młodszą o blisko 20. lat.
Aszyszu, dołączam się do życzeń Alicji.
Zgago, PRL byl pikus bo byl system narzuconym sila i u wiekszosci budzil odraze, sprzeciw i zostal jakze szybko odrzucony. To co sie teraz dzieje na zachodzie jest przyjmowane dobrowolnie a spoleczensta zniewalane na wlasna prosbe. Przeciez najprosciej jest rozbic rodzine, ksztalcic srednio albo wcale czyli wysylac ludzi do szkoly indoktrynujac milymi haselkami i uzaleznic od panstwa ktore o wszystko ma zadbac i zapewnic. Jak zawsze wszystko to w jak najszczytniejszych celach i jak historia uczy spoleczenstwa za to slono zaplaca. Zawsze ci co najwiecej gardlowali o postepie i wolnosci najwiecej ten postep hamowali a wolnosc ograniczali.
zgadzam sie yyc ale gdzie wywiac????????????????????
To, to, to! yyc absolutna racja. Stany od 200 lat z górą istnieją w systemie demokratycznym, totalitaryzmów nie zaznali (choc wielu twierdzi inaczej) a postawy konsumpcyjno-roszczeniowe biją rekordy świata! Rośnie już czwarte pokolenie ludzi, którzy żyją z pieniędzy podatników, dzięki kretyński ustawom! Tabuny poprawnych politycznie ustaliło, że pracowac ma pewna częśc społeczeństwa a inna z tego korzystac. Nie mogę napisac o kolorach skóry czy preferencjach kulturowych bo za to można pójśc na „odpoczynek” do zakladów odosobnienia. Wszystko psieje zaczynając od języka a kończąc na wychowaniu. Chociaż już Platon narzekał na rozbestwienie młodzieży…
Znajomi zrobili rundę dookoła świata prawie, żeby znaleźc jakieś miejsce. Może Azory? Może Bermudy?
gdybym sie nie trzymala „przesadu”, ze dziecko musi jakies szkoly skonczyc to wyjechalabym na costa rica, avocado w ogrodku, nareszcie dojazale a nie jak tutaj kamien czarny w srodku bo poobijany w samolocie
Costa Rica nie! Też mieliśmy taką opinię. Byliśmy tam. Okropne złodziejstwo. Znajomy kupił ziemię. Wybudował dom. Wyposażył pięknie i poleciał po rodzinę. Jak wrócił to dom wygladał jak koszary po wyjeździe Rosjan! Spotkałem się z wieloma takimi opowiadaniami
yyc, stąd mój pesymizm, przecież nie trzeba brać nauki z historii starożytnej aby wiedzieć, że społeczeństwa same przyzwalają na destrukcję, jak w Niemczech przed niespełna stu laty; NSDAP z Hitlerem zostali wybrani w demokratycznych wyborach. Ludzi do takich wyborów (wg moich przemyśleń, może niesłusznych, choć mnie się wydają zimno-logiczne) pcha totalna bieda i brak „światełka w tunelu”. Przecież w Rosji też nie byłoby rewolucji, gdyby nie tak totalna bieda. Tak nawiasem a u nas ? Rok 1956 – rewolta w Poznaniu z jakiego powodu? Pamiętacie? A Radom ? A Gdańsk ? Wszystkie były spowodowane zapowiedziami podwyżek i ludzie się bali o swoją egzystencję. A było ich za dużo, żeby się mogło obyć bez rozgłosu.
To jest najzwyklejszy ludzki odruch, w razie zagrożenia walczyć.
Pozostają Wyspy Hula-Gula 🙄
Dzwoniły Dziecka – Paryż mają w nogach, marzą tylko o spaniu. Ryba powiedziała, że robi sobie dzień dziecka – czyli nie myje się, bo zaśnie pod prysznicem. Narzekają na jedzenie z kiosków, mówią, że jeszcze gorsze, niż w Polsce.
Morągu, mój znajomy (podróżnik-obieżyświat), powiedział, że Wyspy Wielkanocne są istnym rajem. Jedzonko (i to pyszne) samo wyłazi z morza, spada z drzew i nawet domu nie trzeba, bo temperatura cesarska, calutki rok. Miał ktoś z Was okazję być chwilkę na Wyspach Wielkanocnych? Prawda to była? Jeśli ktokolwiek potwierdzi, to masz problem rozwiązany 😀
Nic z tego Zgago – wyspy są pod szczególna ochroną i wszelki ruch „człowieczy” jest ściśle reglamentowany, nawet wycieczki turystyczne.
Zgago poczytam sobie o Wyspach Wielkanocnych, ale sie pewnie nigdzie nie rusza bo i tak juz narzekaja wszyscy na stan szkolnictwa w Europie West i Ost, wiec co dopiero na jakich wyspach.
Costa rica ma za duza wilgotnosc powietrza.
Zgago ta destrukcja nie jest spowodowana bieda wrecz odwrotnie, oni sie zaniedbali sami przez dobrobyt.
no i zaczyna sie, a gdzie ja sie udam z koszykiem swieconki na Wyspach Wielkanocnych?
Proponuję Christmas Island. Kłopot w tym, że tam już jest Poland i nie wiadomo, jaka ona…
Pogooglajcie sobie Earth, ja coś schrzaniłam i nie mogę zrobić zrzuty z ekranu 🙁
Na Wyspie Wielkanocnej (Rapa-Nui?), bo jest jedna, z drzew pewnie nic nie spada bo tam drzew nie ma za wiele. Wycieli i miedzy innymi dlatego padla cywilizacja. Slynne tiki – stojace glowy – tez dopiero niedawno ustawiono ponownie. Klimat moze byc zimy i wietrzny. Hmm nie wiem czy bym chcial na stale bo na wakcje tam wpasc to napewno.
Kiedys sie zaczytywalem podrozami po poludniowym Pacyfiku. Roggeven (czy jakos tak) pierwszy tam dotarl zdaje sie w 1722 +\- 10 lat 🙂 . Zrobilem dwokrotnie podroze po Morzach Poludniowych ale na Wyspe Wielkanocna nie dalo sie. Moze za dwa lata bo planujemy Peru, Ekwador i Chile a stad na wyspe. Moze sie uda. Na dzisiaj lataja komercyjnie raz w tygodniu wiec trzeba na tydzien leciec a to moze byc za dlugo z 4-5 tyg. urlopu. Chyba ze cichal sie stateczkiem swoim wybierze i zabierze dwojke autostopowiczow (jachtostopowiczow?) 🙂
Wilgotnośc może byc uciążliwa tylko w lecie w porze deszczowej. W zimie lepiej niż w Nowym Jorku
…a, zapomniałam powiedzieć, że to nie ta Christmas Island na Oceanie indyjskim, tylko na Pacyfiku, Kiribati (christmas ) Island
Jednak te przyzwyczajenia… moj kolega na studiach, pochodzacy z Polski przeciagal i przeciagal zakonczenie tych studiow i byl bardzo zrozpaczony jak rodzice zarzadali aby narescie je skonczyl. Przez wyjazd rodzicow do Izraela stal sie obywatelem tego kraju, studiujac w Niemczech mial pozwolenie na pobyt ale po skonczeniu studiow musial Niemcy opuscic. Zapytalam sie go dlaczego tak rozpacza, przeciez jedzie do rodziny, do domu a on wyrzucil z siebie: „Sluchaj, tam nawet nie ma choinki na Boze Narodzenie, nawet galezi”. Przyznam sie, ze zbaranialam wtedy kompletnie. Tak to w zyciu jest.
Ale na wakacje Costa Rica moze byc OK mysle. Wulkany, na zachodnim wybrzezu jungla i piekne plaze. I w sumie chyba spokojniej niz w sasiednich krajach czy nie?
Jeżeli chodzi o klimat, widoki i świeże powietrze to raj. Wakacje w odpowiednich ośrodkach są cudowne, ale nudne jak diabli. Na wybrzeżu niezbyt bezpiecznie, ale byłem, przeżyłem, nie okradli.
Pyro to niech sobie kupia bulke paryska i jakas wedline, zielenine i owoce oraz flaszkie wina to najlepsza metoda na skromne podrozowanie, gdzie tam po kioskach moze jeszcze z kebabem
Oj, oj, chyba Morfeusz na mnie groźnie patrzy. Dziękuję Wszystkim za wspaniały, ciekawy dzionek i życzę dobrej nocki oraz snów o pięknych, ciepłych wyspach, gdzie jedzonko „spada” z drzewa, i wyłazi z morza – na dodatek już gotowe wg najlepszych przepisów dzisiejszej Patronki 😀
I dokąd, Wy, niebogi? Kanada i Stany mają tyle przybrzeżnych wysepek
Pyro, w bylych Halach, czyli Dwojce, jest kupa stoisk z owocami i warzywami, stoja beczki z oliwkami do wyboru i koloru a poza tym przeurocze prostytutki w nobliwych bialych spodniczkach po to aby sie odrozniac od reszty spoleczenstwa
Morąg – młode Pyry, to nie pierwsze naiwne. Rzecz w tym, że wycieczka ma program i panie opiekunki muszą się ściśle trzymać. Jak trafią przypadkiem na coś do jedzenia, to kupują. Wieczorem kierowca może się zatrzymać przy centrum handlowym, ale oni już wtedy sił nie mają.
zaczela sie noc, sasiedzi zaczynaja trzaskac drzwiami i wlaczaja muzyke wiec chyba zabiore sie za robote, musze napisac elaborat o Heinrich´u Heine
Pyro,
Kanada ma nie taki znowu wspaniały klimat na tych wyspach, a Stany …kto by się tam pchał, poszukujac spokoju i ucieczki od tak zwanej cywilizacji 😉
Nie zwiedzałam Paryża, ale też mam dosyć – idę spać. Rankiem trzeba w kuchni zmyć podłogę, bo po kucharzeniu i szorowaniu garnków trochę nachlapane, a chcę to zrobić zanim jak codziennie raniutko Teściowa Ryby przyjdzie po psa. Jest cudowną, życzliwą osobą, ale ja i Lena z naszymi książkami, to nieco inna bajka i stale mi się wydaje, że ona się o nas martwi – tak po prostu i po ludzku – jakieś takie dziwne ludziki w tej Pyrlandii.
Też nie zwiedzałam Paryża, za to Szwecję i RPA. Przeczytałam drugi juz kryminał Henninga Mannkella i stwierdziłam, ze chętnie sięgnę po następne książki, kryminały czy inne tego autora. Ma dobre pióro – a te kryminały trzymają w napięciu do końca, i ku mojemu zadowoleniu, są dłuuugie, jest co czytać.
Natomiast mam pretensje do Chmielewskiej – przeczytałam jej „Traktat o odchudzaniu” i „Okropnosci” (z serii autobiograficznej) i stwierdziłam, że to rzeczywiscie są okropności za całe 26 i 36 zł. Nie warto tego targać przez ocean, to inna sprawa.
Pisane z rozpedu, miałkie takie, chaotyczne, no i gdzie ten potoczysty humor, gwarantowany w książkach Chmielewskiej? Się wypalił czy co? Czasami człowiek chciałby poczytać jakieś głupotki, no ale to już nie głupotki, tylko… no właśnie.
Nowy,
a na jak długo lecisz do Ojczyzny? Trochę Ci zazdroszczę (juz bym poleciała na jakiś tydzień), mam nadzieję, ze będziesz miał niezłą pogodę, mimo listopada.
A nocna zmiana co robi? Pracuje, leniuchuje?
Alicjo,
Teraz lecę tylko na dwa tygodnie, czasu więc bardzo mało, może na Boże Narodzenie znowu na krótko polecę, jeśli nic się nie zmieni.
Listopad podyktowany jest głównie rodzinnymi uroczystościami i prosbą mojego Michałka bym był z nim właśnie na jego święto.
A to nie na długo, faktycznie, ale dobre i to. Ja nigdy nie jeżdżę na święta, nauczyliśmy się obchodzić je tutaj i tak już pozostało.
Nie lubię podróżować w sezonie i światecznych „szczytach”, to musi być horror, wakacje też odpadają.
A o cenach też nie wspominam, sezonowo wysokich.
Z powodu cen, jeśli jadę w okresie Bożego Narodzenia, wylatuję dopiero w pierwszy dzień Swiąt – ceny duuuużo niższe.
Nocna zmiana z tej strony Kałuży właśnie wróciła do domu, otworzyła argentyński Malbec i zajrzała co się na Blogu dzieje. Wyjątkowo ciekawy dzień z Pyrą, Jotką i Zgagą w rolach głównych.
Ano… i morąg dorzucił swe trzy grosze tyż. Ja tam się cieszę, ze ominęły mnie bóle wychowawcze i mam to za sobą – nie wiem, czy taka mądra byłam matka, czy dziecko łatwe do wychowywania. A i kolesi miał nienajgorszych, sympatyczna młodzież. Dlatego szat bym nie rozdzierała.
No a Ty masz malucha, można powiedzieć – przed Toba jeszcze sporo 🙂
Nawet bardzo dużo. Urodził się, gdy byłem już naprawdę „dorosłym” facetem. Ale ta mała istotka zmieniła wszystko w moim, naszym życiu, dodała kłopotów co niemiara, ale też dodała skrzydeł. Teraz tych swoich trudów, harówy i zmartwień nie zamieniłbym na żadne inne, łatwe życie.
Alicja pisze:
2009-10-22 o godz. 19:28
Nie traktuj tego w ten sposob. To jest popularne miejsce. Ktos, prawdopodobnie z Kanady, poswiecil troche czasu, aby umiescic kanadyjska flage. 🙂
Co do wychowania Waszego dziecka już kiedys wygłaszałem tutaj swoje zdanie – po prostu bądź dumna. Jabłko daleko od jabłoni nie spada.
Orca,
ja myślałam, że to przykład wandalizmu i aż się zaczerwieniłam, jak tem maple leaf 😳
Przytulić się do takiej ściany, hm… przykleić raczej, nie chciałabym 🙂
Orca,
Kilka wieków temu zamieściłaś na Blogu bardzo ciekawy film z połowu krabów. Ja, nowy, więc i naiwny, myślałem, że takich filmów będzie dużo, bardzo dużo. A tu nic…. Orca zniknęła na długo.
Orca, to było naprawdę ciekawe.
Alicja,
Wprost przeciwnie. To nie jest wandalizm. Maple Leaf jest tam dumnie umieszczony zaraz pod ‚box office’ do teatru.
Nowy,
Dzieki. Moze zainteresuje Ciebie film ponizej. Kilka tygodni temu w Shelton, WA odbyl sie West Coast Oyster Shucking Championship. Byly dwa rodzaje konkursow. Jeden to tylko otwieranie 24 ostryg, a drugi otwieranie i ulozenie 24 ostryg na talerzu. Film jest z drugiego konkursu. Trudnosc polega na tym, ze nie tylko trzeba szybko otworzyc ostrygi i poukladac na talerzu. Ostrygi nie moga byc naciete i nie moze w nich byc zadnych kawalkow muszli. Tak wiec najszybszy ‚shucker’ niekoniecznie wygrywa.
Na zakonczenie wszyscy zjedlismy swiezo otwarte ostrygi.
http://www.youtube.com/watch?v=eo3QswOqD7w&feature=channel
Było tego… u nas w sklepie jak są, to jakieś mikre te ostrygi, a tu wygladają na spore.
Orca,
Dziękuję. Nigdy nie byłem w stanie Washington ani Oregon, dlatego cokolwiek stamtąd, jest wyjatkowo cenne. Nadawaj, please!
Pozdrawiam z innego wybrzeża.
1c1c – taki kod, chyba trzeba iść spać.
Dobranoc.
Dzięki za wspólny wieczór.
Dobranoc Nowy i Orca,
ja już też odpływam, niedługo północ.
Zawody byly czescia co-rocznego OysterFest w Shelton. Serwuja tam ostrygi na wszystkie mozliwe sposoby. Najlepsze sa surowe! Na plazach sa niezliczone ilosci.
Pozdrawiam.