Obiad w Radomiu, kolacja w Lublinie
Kulinarna mapa Polski jest coraz bogatsza. Już nie tylko duże miasta słynące od dawna z dobrych lokali i świetnej kuchni wabią smakoszy. Podróżując po kraju w każdym niemal zakątku i regionie można znaleźć restaurację, o której się długo pamięta ze względu i na jej atmosferę, i na obsługę, i – co najważniejsze – na świetne jedzenie. Podobnie było i na początku XX wieku czyli w tzw. dwudziestoleciu międzywojennym.
„W poszukiwaniu kulinarnych przygód wybierano się na prowincję. Z dobrej kuchni znane były restauracje Radzymińskiego w Lublinie, Berensa w Kazimierzu nad Wisłą, Ratajskiego w Krasnymstawie i Wierzbickiego w Radomiu. „Tam, bracie, zamawiasz nie z karty, ale z głowy: kaczka faszerowana gęsią, gęś faszerowana kaczką. Kartofle nadziewane szpinakiem, szczupak w rosole… a potem jak już zjadłeś, to jeszcze się do <złotej księgi> wpisujesz, że raczyłeś zaszczycić” – powiadał Władysław Walter.
Kaczka faszerowana kaczką Fot. P. Adamczewski
U Wierzbickiego bywało wielu popularnych aktorów dwudziestolecia: Loda Halama, Kazimierz Krukowski, Stefan Jaracz, Ludwik Solski, Ludwik Sempoliński, Tola Mankiewiczówna. W soboty i niedziele przed radomską restauracją parkowały eleganckie limuzyny gwiazd ciekawych nowych smakowych wrażeń obiecywanych w menu. Kusiła galantyna z drobiu i pasztet z dziczyzny, ozór peklowany z chrzanem, gulasz po węgiersku i pularda w białym winie z selerami… „Czy wiecie, jaka restauracja w Polsce zdobyła obecnie największe uznanie naszych gastronomów? Stolica sromotnie zdystansowana. Tak samo Poznań ze swym Bazarem, Kraków z Grand Hotelem, Lwów z Żorżem. Tryumfuje jedno ze skromniejszych miast prowincjonalnych. Radom!” – donosił tygodnik „Świat” w 1933 roku. „Karta potraw nęci doborem wykwintnych tajemnic kulinarnych. Obsługa wyborna. Sam właściciel śpieszy z radą i wskazówkami. Wino smaczne i tanie. Żyć nie umierać, taki obiad w Radomiu”.” – czytam w książce Mai Łozińskiej wydanej przez PWN.
Dziś, np. w drodze do Krakowa czy Zakopanego, też warto zatrzymać się na posiłek w Radomiu albo przejechać kawałek w bok i wpaść do Lublina.
Komentarze
Prawie wszędzie można już spotkać doskonale karmiące restauracje i rzeczywiście warto zatrzymać się w mniejszych miejscowościach na posiłek. Trzeba tylko unikać barów nie prowadzących własnej kuchni, w których podstawowym sprzętem jest kuchenka mikrofalowa. I Gospodarz i wszyscy Blogowicze piszą o swoich odkryciach kulinarnych z podróży po kraju i właściwie najważniejszą sprawą jawi się pomaleńku zachowanie wysokich standardów kuchni i obsługi przez lokale o dobrej opinii. Tego jednak jeszcze nasze restauracje nie potrafią i po kilku latach następuje obniżenie klasy. A renomę buduje się długo.
Dzień dobry,
u Wierzbickiego: http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/19964,radom-restauracja-pod-mosieznym-rakiem.html
http://radom.gazeta.pl/radom/56,35219,11962883,Na_obiad_do_Wierzbickiego,,5.html
I taka ciekawostka: „Część radomian dzieje Wierzbickiego i jego restauracji przy ul. Lubelskiej 51 mogła poznać jesienią ubiegłego roku ? film przygotowała Resursa Obywatelska na kulinarną Uliczkę Tradycji. ?W jak Wierzbicki? to druga produkcja poświęcona właścicielowi znanej nie tylko w Polsce restauracji. Fabularyzowany dokument nakręcili uczniowie I LO pod kierunkiem Anny Równy.”
http://www.cozadzien.pl/kultura/filmoteka/20237.html
Szkoda, że tego filmu nie można zobaczyć w sieci.
Jeszcze jedne artysta wykończony przez fiskusa?
Przeglądam papierówkę „Polityki”, bo to dzisiaj środa (Gospodarz pisał w poprzednim numerze zabawny tekst o straszeniu konsumentów truciznami w garnkach i opakowaniach). Aktualnie zwiedzam Bydgoszcz i Toruń; podoba mi się cykl o naszych miastach.
Obiad dla Młodszej mam gotowy , bo został od wczoraj wielki nabój bałaganu z patelni, Pyra aktualnie nie jada, bo jej się nieco to i owo zbuntowało.
Jutro Młodsza pracuje do wieczora nad przygotowaniem do targów edukacyjnych, a ja dla siebie ugotuję wreszcie wymarzone flaki. Zupa albo potrawka da się przełknąć.
-15C, spadło z 5 cm świeżego śniegu.
6:00 rano. Sąsiad naprzeciwko niestety, zawsze ma włączone te lampy przy domu i psuje kompozycję 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2289.JPG
Tekst Gospodarza dobry 🙂 , ale jest i dość dziwny artykuł prof. fizyka, który w całości przeczytałam w papierowym wydaniu. Parę znajomych osób chciało go skomentować, bo kontrowersyjny jest mocno, ale nie ma chyba takiej możliwości. I nie wiadomo czy już się nie komentuje artykułów, czy trzeba wykupić dostęp, żeby komentarz zamieścić – co jest bez sensu.
Trzeba za to pochwalić profil Polityki prowadzony na facebooku zachęca do czytania, jest na bieżąco.
Alicjo.
To wszyscy tak maja z sasiadami.
Tylko temperatura nie ta.
+ 10 bezwietrznie.
W Pensylwani u rodziny 30cm sniegu – 10°
W Radomiu nie ma już restauracji Wierzbickiego,ale na trasie Warszawa-Radom jest ciekawa „Grzybowa chata” http://www.grzybowachata.pl/index.php
Jedliśmy tam obiad już dobrych parę lat temu,ale nadal miło wspominamy to miejsce.
Natomiast kilka dni temu Nisia wróciła ze swojej eskapady do Krakowa.Jakoś jednak do tej pory nam nie opowiadała o swoich kulinarnych przeżyciach 🙁
Wzeszło o 7-mej.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2295.JPG
Rzadko bywam w restauracjach w Polsce, jak bywam, zamawiam nieśmiertelnego tatara, po którym wg. Jerzora natychmiast padnę trupem. Tatara różne knajpy różnie podają, niedawno szukałam w zdjęciach z podróży czegoś i natknęłam się na zdjęcia tatarów, które jadłam w różnych miejscach. Zapomniałam je przełożyć do kulinariów.
Zazwyczaj wszystko jest pięknie podane.
Alicjo.
Teraz sasiada iluminacji juz mie widac.
Piekne zdjecie .
Nie opowiadałam o kulinarnych przeżyciach w Krakowie, bo tym razem ich nie było. Kuchnia hotelu Wyspiański nie otruje, ale doznań specjalnych nie dostarczy. A ja kursowałam między hotelem a Rotundą. Raz zjadłam obiad w restauracji Pod Wawelem – to coś dla miłośników dobrego wojaka Szwejka. Mnóstwo ludzi i hałas. Moi przyjaciele byli zadowoleni, moja kaszanka ohydna. Ale podziwiałam kelnerów, a zwłaszcza kelnerki, poruszające się swobodnie z wielkimi tacami pełnymi wielkich talerzy.
Piwo w Rotundzie pod szanty było doskonałe.
Przywiozłam natomiast z Krakowa – panowie, możecie tego kawałka nie czytać! – piękną biżutkę. Po prostu musiałam ją kupić, a dlaczego – wyjaśnię.
Moim ukochanym kamieniem jest kwarc dymny. Dwa lata temu w hotelowym (a więc cholernie drogim) sklepiku z pamiątkami, który chciałam sobie zwiedzić, pośród mnóstwa innych kamieni leżał przepiękny wisiorek z kwarcem dymnym. Jedyny kwarc dymny w sklepiku, podkreślam. Rzucił się na mnie i chwycił mnie za gardło. Kupiłam.
Rok temu w tym samym kiosku wśród mnóstwa ładnych rzeczy leżał jeden, jedyny kwarc dymny – w bransoletce. Nie mogłam go zostawić.
W tym roku dla zasady zapytałam panią, czy nie ma czegoś z kwarcem dymnym. Miała. Jeden, jedyny pierścionek.
Wszystkie trzy moje kwarce mają ten sam odcień i są doskonale przezroczyste.
W przyszłym roku powinnam wyjechać z Szant z kolczykami, tak myślę…
Nisiu-zatem na przyszły rok życzymy Ci tego zakupu 🙂
😉
Właściwości:
Kwarc Dymny jest kamieniem wskazanym dla osób, którym szczególnie trudno jest dokonywać zmian w życiu z obawy przed nieznanym. Takiego typu ludzie, mimo iż nie są zadowoleni z obecnego stanu rzeczy, nie potrafią znaleźć odwagi, aby oderwać się od niezdrowych relacji, przyzwyczajeń, nałogów czy własnej bierności. Po prostu nie wierzą w swoje możliwości i dlatego nie robią nic, co mogłoby zmienić ich trudne położenie.
Energia Kwarcu Dymnego pozwala przezwyciężyć własną nieśmiałość i lęk przed zmianą, gdyż buduje odwagę i poczucie własnej wartości.
Dodatkowo Kwarc Dymny nazywany jest neutralizatorem pola elektromagnetycznego wytwarzanego przez niektóre urządzenia codziennego użytku (komputery, telefony komórkowe, telewizory, kserokopiarkę, mikrofalę, lodówkę itp.) oraz zanieczyszczenie środowiska, które długofalowo wpływa bardzo niekorzystnie na zdrowie (objawami są bóle i zawroty głowy, oczu, migreny, nudności, złe samopoczucie).
Kwarc Dymny wg medycyny niekonwencjonalnej:
? Działa zbawiennie na dolegliwości jelitowe, zaburzenia czynności nerek i organów płciowych.
? Wspomaga pracę nadnerczy.
? Stosowany przy leczeniu bezpłodności zarówno u kobiet jak i mężczyzn.
? Przynosi ulgę w schorzeniach serca, zaburzeniach neurologicznych, infekcjach i nowotworach.
? Przeciwdziała depresji i melancholii.
Dla Kogo:
Perfekcjonista, Wykonawca, Szef, Mediator
Kupiłam sobie przed laty we Florencji pierścionek z dużym kamieniem, który wygląda, jak kwarc dymny, ale mocno podświetlony ma odcień fioletowy. Nie wiem czy to może być kwarc dymny. Niestety oczko jest ciężkie i odpadło 🙁
Ale chyba zaniosę do naprawy skoro ten kwarc ma tak wielką moc maciczną 😉
Kwarc dymny dobry jest na wszystko i działa znakomicie, zwłaszcza na organy płciowe, tylko trzeba umieć go właściwie zaaplikować.
Najlepiej w formie Ben Wa balls 😎
Dla zainteresowanych 🙂 http://www.frankofonia-polska.pl/
maciczną? 😯
miało być magiczną 😎
Toteż mówię Ben Wa… 😉
Zjadłyśmy pączki dzisiaj, bo jutro Młodsza pracuje cały dzień. Kupiła je w kawiarni „Elite” – niezmiennie wysoko ocenianej za ciasta okolicznościowe. Pączki prawie jak domowe i nadziewane powidłem śliwkowym, wykończone lekkim lukrem i siekaną skórką. Ja wolę posypane zwykłym, drobnym kryształem, ale wybrzydzać nie będę – są smaczne, lekkie ale nie gumowe.
Nasz Marek zabierał się za robienie pączków kiedy z nim rozmawiałam – jestem ciekawa, jak się udały
Co roku piszecie o Tlustym Czwartku I co roku chcialam zapytac skad wziela sie ta nazwa. W Nowym Orleanie w najblizszy wtorek jest obchodzone Mardi Gras, Tlusty Wtorek. Google mowi, ze w Polsce swieto we wtorek nazywa sie Ostatki.
Tak wiec w Polsce jest Tlusty Czwartek, a w Nowym Orleanie jest Tlusty Wtorek. Zgadza sie?
Wschod slonca w Gig Harbor z widokiem na wulkan Mount Rainier.
http://www.sunsetyachtsalesltd.com/Gig%20Harbor%20Cam.html
Tobermory,
i podlane stosownym trunkiem 😆
wybierać, przebierać 😉
https://www.google.pl/search?q=tobermory+whisky&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=ZBAOU-zJCu-g7Ab69YDwCQ&ved=0CDkQsAQ&biw=1280&bih=603
Gdzie nie może sam pan, tam pomoże szampan. Jagodo 😉
Orca 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/T%C5%82usty_czwartek
Coś nie tak z tą definicją kwarcu dymnego, bo zmiany to mój żywioł. W życiu nie byłam bierna ani mało odważna.
Tobermory,
może być i szampan, byle w stosownych ilościach 😉
Orco, bo to ostatni czwartek przed wielkim postem. W ten dzień można się objadać do woli. I słodko, i tłusto.
Jak zadymiać, to zadymiać, mój jest taki:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2328.JPG
Do noszenia w gorące letnie dni, chłodzi dekoltowe okoliczności! Odjęłam 2 kulki na stosowne uszne wisiorki.
Naszyjnik wypatrzyłam u znanej amatorki bizuterii (mogła go nie wystawiać na widok publiczny!), a ona mi go sprezentowała 😎
Panowie,
owszem, podglądajcie, co lubią tygrysice 🙂
Co roku chcieć pytać, co to Tłusty Czwartek, zamiast sobie wyguglać – to jest dopiero cierpliwość 😎
A to jest tak, że jedni czekają z obżarstwem i hulanką do Ostatków, a inni startują tydzień wcześniej. Czy potem obficiej posypują głowy popiołem? Różnie bywa 😉
Zapatrzylam sie na zdjecia paczkow I faworkow.
Objadac sie do woli! Przeczytalam informacje na wiki. Podaja, ze to jest swieto ruchome. Po objedzeniu sie, powinno byc ruchome. 🙂
Potem nastepuje okres umartwiania. Najlepiej wyrzucic wage do smietnika I nie bedzie umartwiania. 🙂
Czy ktos robi paczki nadziewane slonina I popija wodka? Wtedy to swieto jest bardziej ruchome.
Jesli w tlusty czwartek nie zjem paczka, bede szla pieszo pod gore. Ten przesad spelni sie w ten weekend!
Tyle zrozumialam.
Dzien dobry. 🙂
Dzien dobry, Tobermory 🙂
Pączki jadam raz do roku w Tłusty Czwartek, zakupione wiadomo, gdzie. Kupujemy dwa, bo to są takie mega-pączki.
Dawno temu były z konfiturą z róży, lekko posypane cukrem pudrem. Te lubiłam najbardziej. Niestety, już nie ma tych z różaną konfiturą, są z powidłami śliwkowymi, też znakomite.
Kiedyś w tutejszym ontaryjskim supermarkecie sieciowym kupiliśmy „paczki” w paczce (6 sztuk, nieduże te „paczki”), ktoś widocznie doszedł do wniosku, że jak jest tradycja, to czemu by nie sprzedawać pączków przed Tłustym Czwartkiem.
Firma kanadyjska je produkowała, ale nie było napisane „doughnuts”, tylko „polish paczki”, albo nawet „polskie paczki”, nie pamiętam. Ciekawi byliśmy…otóż gumowe, ciężkawe, zbite ciasto z nadzieniem budyniopodobnym, nie mówiąc o tym, że ogonka w pisowni brakowało 😉
Koniec czytania, jade do sklepu „Kmicic”, aby kupic sobie paczki i faworki, bo jutro nie bede mial czasu, ale najpierw krotki wpis:
Jesli chodzi o artykul Gospodarza, to z prowincjonalnych restauracji mam bardzo udane doswiadczenia z az trzema lokalami w Ustce: „7 Niebo”, „Dym na Wodzie” oraz restauracja w hotelu Lubicz. Jade tam znowuz w czerwcu to sprawdze czy nadal utrzymuja wysoki standard. W grudniu bylem ponownie w „Le Palais d Jardin” w Poznaniu i tam tez bylo swietnie.
Alicjo, ja tez w Polsce zajadam tatary (w Warszawie najbardzie lubie w C.K. Oberzy na tylach Sciany Wschodniej, chyba na Chmielnej) ale tez i sandacze.
Mam nadzieje, ze ta lista lokali nie bedzie traktowana jako reklama; po prostu dziele sie wrazeniami.
My też jedliśmy pączki już dzisiaj.To były takie pączki prywatno-służbowe 🙂
W wigilię Tłustego Czwartku nasz szef został szczęśliwym dziadkiem i z tej radości postawił pączki swojej całej,świetnej 😉 ale dosyć skromnej liczbowo ekipie.
Kupił je w bardzo znanej cukierni na Saskiej Kępie:
http://www.cukierniairena.pl/cukiernia/
Jeszcze trochę mamy na jutro 😀
Opolska „Starka” znakomita.
„U Mariaszka” pod Ostródą – pycha.
„Stary młyn” w Ustrzykach Dolnych bardzo przyjemnie karmią.
„Pod Semaforem” w Dynowie na Podkarpaciu – już kiedyś się na temat tej knajpki z kimś sprzeczałam, ale podtrzymuję, że fajna.
Generalna zasada jest taka, że trzeba patrzeć, czy przed knajpą stoją samochody. Jeśli jest pusto, nie ma co ryzykować.
Nie bądź czepialski, Tobermory. Ja też czasem wolę zapytać kogoś sympatycznego na blogu niż bezosobowego wujcia Gugla.
Chciałam zrobić uwagę podobną do nisinej:
gdybyśmy rozmawiali tylko z wujem Guglem,to by nam kompletnie wymarły stosunki międzyludzkie 🙂
Czy ktoś wie może, jaki jest kamień na pracowitość???
Tylko nie mówcie, że kamień do szyi albo u nogi… Ma sprawić, że runę do roboty jak burza.
Lapis Lazuli
Na przykład taki
albo taki
Nie nosić w sypialni
Dobry wieczór 🙂
Nisiu, na pracowitość tylko diament. On wie co to wypracować się z torfu 😈
Kolacja w Lublinie. Ależ tak. Szybki przegląd. ” 16 stołów” – świetna jagnięcina; ” Stół i wół” – wiadomo wołowina; ” The olive” – gęsina i wołowina. ” Hades – Szeroka” – tatary rżnięte z kaparami; ” Al Nero” – prawdziwa włoska pizza;” Między słowami” – najlepsza kawa; ” Whisky cafe” – wiadomo; niestety znana na tym blogu ” Mała Restauracja” – lin w śmietanie – padła.
Tobermory, mam lapis, ale nie chce działać.
Ten pierwszy biżutek, który pokazałeś – cuuuudny.
Irku – możliwe. Nie mam jeszcze diamentu, więc dopuszczam, że masz rację. 😆
Hmm… Jedyną dotąd napotkaną pracowitą osobą z diamentem był szklarz 🙄 😉
Ja miałam kiedyś diament (dostałam od znawcy-geologa, przywiózł go z RPA), maleńki ci on był i nieoszlifowany.
Wziął i wsiąkł, chociaż miałam go w pudełeczku. Do oszlifowania nie nadawał się, ale pracowitość wspierać powinien…
http://srebrnaagrafka.pl/artykuly/bizuteria-dla-znakow-zodiaku
Dobrze mieć trochę kamoli 😉
… ci z diamentami zawsze pracują
Chce tylko nadmienic, ze miedzy Radomiem a Lublinem jest jeszcze Naleczow. Mozna tam wstapic np. na podwieczorek. 🙂 Atmosfery Alei Lipowej nie da sie podrobic, tam wciaz duch prusowo-zeromskich czasow krazy….
A kawiarenke z dobrym ciastem I herbata latwo mozna znalezc.
Pracowite diamenty
Jako, że Pyrą nieco telepie i co i raz chwyta się za inny szczegół anatomii, zażądała od Młodszej resztek leków na zakażenia bakteryjne, czyli antybiotyków i sulfamidów. W niektórych opakowaniach została ostatnia sierota, a w niektórych całkiem sporo (przy dawkowaniu 1x/12 h) Każdy lek sprawdzałam na ulotce i u Wujka Google. Jak znam siebie potrzebuję 6 tabletek – na 3 dni ze stosowną osłoną. Osłona jest – prolactiv całe opakowanie. Jedne tabletki zwróciły moją uwagę, bo nieznana nazwa i wielkie. No i co? I okazuje się, że wyłącznie dla bydła, psów i kotów. Dlaczego w „ludzkiej ” apteczce? Nie wiadomo. Chyba mi jeszcze dużo do śmierci zostało, bo wpadłam w głupawkę.
Berens w Kazimierzu słynął ze znakomitych dań rybnych: lina zapiekanego w śmietanie, łososia po polsku, szczupaka w galarecie.
Szczegóły i ciekawostki dotyczące hotelu Berensa:
http://www.brulion-kazimierski.pl/index.php?s=1035&t=47
Pan Stasio – kelner w hotelu Berensa 🙂 :
http://wkazimierzudolnym.pl/pan-stasio-stachyra.html
Ależ Nowy, w Nałęczowie oczywiście przepiórki, meduza nałęczowska oraz kajmak w ” Jaśminowej”.
Mam w domu tarcze diamentowe, sztuk kilka. Liczy się?
Alicjo, liczy się 😀
Możemy tak wędrować po kulinarnej Lubelszczyźnie. Najważniejsze, że coraz bardziej pod przysłowiowe strzechy dociera wartość kulinarna ” małej ojczyzny”.
„Odkąd popularny nestor lubelskiego kupiectwa p. J. Radzymiński zdecydował się otwierać swój zakład restauracyjny również w niedzielę – coraz powszechniejszym wśród panów z najlepszego lubelskiego towarzystwa zwyczajem staje się niedzielne, wykwintne śniadanko w firmie J. Radzymiński. Doskonale zaopatrzone w zimne i gorące, znakomicie przyrządzone zakąski, bufet firmy J. Radzymiński ma od dawna ustaloną w Lublinie opinię. Na śniadanko niedzielne stale przygotowywane są potrawy sezonowe. Ci co w jedną z ostatnich niedziel odwiedzili tę firmę zajadali się znakomitemi flaczkami, wolewanikami, rakami, móżdżkiem lub pulardą, bażantami i zającami. W miarę rozpoczynania się chłodów coraz większym powodzeniem cieszy się aromatyczny krupnik litewski i wino grzane z korzeniami”
Teatr NN: http://teatrnn.pl/leksykon/node/2271/%E2%80%9Epoemat_o_mie%C5%9Bcie_lublinie%E2%80%9D_krakowskie_przedmie%C5%9Bcie
Zastanawiałam się co to są te wolewaniki? A to chyba chodzi o vol-au-vent 🙂
Młodsi członkowie rodziny zgodnie twierdzą, że tak, jak na „Scianie wschodniej” – nigdzie indziej, Dawne, zapamiętane smaki i pomierne ceny.
Asiu, oczywiście vol-au-vent. Móżdżek cielęcy w ” Europie” rewelacja. Jeszcze rok temu była animelka w ” 16 Stołach”. A teraz cisza. Wszyscy rzucili się na mięso. Chociaż w restauracji ” Przystań” nereczki cielęce są
Melduję posłusznie, ze wykonałem 100% normy czyli usmażyłem po raz pierwszy w życiu 56 pączków. Kompletna samowolka i samoróbka. Jak przeczytałem kilkanaście przepisów w internecie dotyczących pączkowego ciasta, to zdenerwowaszy się postanowiłem ciasto zrobić na oko. Kolejny raz dochodzę do wniosku, że wszyscy korzystają z narzędzia copy & paste. Nikomu nie chce się sprawdzić i pomyśleć. Składniki na ciasto pączkowe: kilo mąki i dziesięć deko drożdży…. W każdym przepisie!!! Dałem ze dwa deko na półtora kilograma mąki i ciasto wyszło doskonałe, mimo czterech całych jajek , które dodałem na początku przygotowania ciasta. Potem dołożyłem trzy żółtka. Specjaliści pączkowi piszą o siedmiu żółtkach na kilo mąki i jednym białku. Pączki i tak wyszły bardzo dobre. Ciasto rosło i dojrzewało przez osiem godzin. Dwa deko drożdzy w zupełności wystarczy, a pączki pozbawione są gorzkawego drożdżowego posmaku.
Dodatkiem do wszystkiego jest sposób mieszania ciasta. Zepsułem robota kuchennego i w zastępstwie używam mocnej wiertarki i mieszadła do betonu ( kupiłem zupełnie nowe w sklepie budowlanym 🙂 )
Niby stary skład ciast drożdżowych jakie robię, ale jakość dzięki nowemu narzędziu jest nadzwyczajna. Zauważyli to nawet moi sąsiedzi, którym od czasu do czasu robię placki na pizzę 🙂 Pączki też im bardzo smakowały .
Misiu, chapeau bas
Irek, oczywiście – przepiórki, meduza nałęczowska oraz kajmak w ? Jaśminowej?.
Prawdą jest natomiast, że jedną z najlepszych rzeczy z Nałęczowa to – Nowy!
Pisałem o tym rok, dwa temu!
Kiedyś (lata 70te) wiele pracowałem w Polsce wschodniej.
Jedzenie w restauracjach było o conajmniej 30% tańsze a jakościowo o 80% lepsze niż w W-wie. Od Białegostoku po Przemyśl. W Lublinie w hotelu (nie pomnę nazwy) mogłem rano dostać szklankę mleka! Rzecz nieznana w Polsce centralnej i zachodniej! Niby mała rzecz, a jak cieszyła!
Niczego procentowego od imienin Małgosi nie piłam, a mam sensacje nieznośne. Ja się kładę – może mi przejdzie…?
Pyro,
może w tym przyczyna? 😯
Misiu, podrzuć ze dwa!
😎
Tobermory ma szrubkę, Alicja tarcze diamentowe – można by z tego coś zrobić. Jest taki styl biżuteryjny steampunk – noszę czasami, bo dowcipny.
https://www.google.pl/search?q=steampunk+bi%C5%BCuteria&client=firefox-a&hs=fYo&rls=org.mozilla:pl:official&channel=sb&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=fGkOU6iCPaWm4ASTloGwDA&sqi=2&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1152&bih=566
Zima zimowa. Dzisiaj nieco odpuscilo, ale na weekend -20*C (w nocy -30*C). Jesli wierzyc w dlugotrerminowa prognoze to 11 marca ma byc cale +11*C 🙂
Wakacje za pasem. Zaproszenie do Wiednia do ROMka wiec pewnie bedzie smacznie i wesolo przy Gruner Veltliner’ze na Grinzing’u 🙂
Nie wspominajac o prawdziwym wiedenskim sniadaniu 🙂
Poza tym na Sopot mamy nadzieje, pogoda ma byc i woda krysztalowa w Zatoce. Poza tym zjazd i znajomi. Dolacze wiec do urlopowiczow i juz sie ciesze 🙂
Szkoda tylko, ze trzeba bedzie z urlopu wrocic.
Na szyji, w uszach, nosie i gdziekolwiek indziej nic nie wieszam a na palcach kamieni zadnych szlachetnych nie nosze. Palcami czasem sie pozywiam, szyja krece i nie dbam o moj czerwony nos a glowa mi sie kiwa 🙂
Cichal 22:04
🙂 🙂
Kupiłem dzisiaj Egri Bikaver – mój studancki i nieco późniejszy sentyment i powiedzmy sobie szczerze – po argentyńkich (malbec), włoskich, których teraz się intensywnie uczę, portugalskich, które bardzo lubię, hiszpańskich, które niedawno doceniłem, francuskich i południowo-afrykańskich Egri Bikaver to nie jest dobre wino!
„Life’s Too Short to Drink Bad Wine….” powiadają. I mają rację!
Pyra – przypuszczająca i samokrytyczna: „Chyba mi jeszcze dużo do śmierci zostało, bo wpadłam w głupawkę.”
Cichal (22:04) – zgodny.
Nowy – odkrywczy : ?Life?s Too Short to Drink Bad Wine?.?
Co się dzieje?
Alicja (22:55) – stała w swoich przyzwyczajeniach.
I jak tu Was nie lubić?
Nowy. Kiedyś też zrobiliśmy ten błąd sentymentalny. Coś się zmieniło. Albo wino, albo my…
Nic to. Zabieram się za kolejny chleb czosnkowy. Świetny wynalazek! A potem faworki. No cóż, hasło Bartka zobowiązuje.
Zapraszamy do Lublina. Chętnie pokażemy smaczne miejsca.