Zamiast owijać głowę mokrym ręcznikiem…
Idzie fala upałów. Ludzie się martwią, a ja się cieszę, bo dobrze mi, gdy temperatura wzrasta powyżej 35 st. C.
Z tego powodu jeżdżę na przełomie lipca i sierpnia do Włoch. Nasze władze, wzorem innych krajów Europy, ogłaszają jakieś alerty. A Francuzi radzą wszystkim chodzić z głową owiniętą mokrym ręcznikiem.
Są jednak znacznie lepsze sposoby na złagodzenie niedogodności spowodowanych wysoka temperaturą. I człowiek przy tym nie wygląda jak niespełna rozumu. No bo wyobraźcie sobie tłum na Marszałkowskiej albo Nowym Świecie – a wszyscy w ociekających wodą turbanach frote.
Moje porady są prostsze i… smaczniejsze.
Chłodnik z miętową górką
1 pęczek botwinki, 100 ml śmietanki 30 proc., 300 ml zsiadłego mleka, 300 ml jogurtu naturalnego, 3 łyżki białego serka mielonego, 1 łyżka octu winnego, 8 rzodkiewek, kiełki lucerny, 3 ząbki czosnku, szczypiorek, 2 świeże ogórki, listki świeżej mięty, łyżeczka przyprawy uniwersalnej, sól, pieprz, oliwa z oliwek
1. Botwinkę umyć i pokroić w cienkie paski, sparzyć przez 2 minuty w małej ilości wrzątku z dodatkiem odrobiny przyprawy uniwersalnej i octu. Ostudzić.
2. Posiekać czosnek i szczypiorek, pokroić rzodkiewkę w cienkie półplasterki. Pokroić ogórek wzdłuż, pozbawić nasion i zetrzeć na tarce z dużymi otworami.
3. Jogurt, zsiadłe mleko, śmietankę zmieszać z ostudzoną botwinką, dodać warzywa, doprawić solą i pieprzem, odstawić do lodówki na pół godziny.
4. Serek mielony wymieszać z posiekanymi listkami mięty i doprawić do smaku solą oraz pieprzem.
5. Wlać chłodnik na talerze i na środku każdego uformować górkę z serka miętowego. Udekorować kiełkami lucerny i resztą listków mięty.
Chłodnik rzodkiewkowy
2 pęczki jędrnych rzodkiewek, duża cebula, łyżka masła, 2 łyżki siekanej zielonej pietruszki, 2 szklanki jogurtu, szklanka rosołu warzywnego, szczypta startej gałki muszkatołowej, sól, pieprz, sok cytrynowy do smaku
1. Rzodkiewki pokroić w talarki, cebulę posiekać.
2. Rozgrzać masło, poddusić na nim rzodkiewki z cebulą, po czym wlać rosół warzywny i gotować około 10 minut. Ostudzić.
3. Wymieszać zupę z jogurtem, doprawić solą i pieprzem.
4. Podawać chłodnik oziębiony, w filiżankach posypany siekaną zieloną pietruszką.
Chłodnik migdałowy z kurczakiem
Szklanka bulionu drobiowego, 2 szklanki jogurtu naturalnego, szklanka drobno pokrojonego mięsa pieczonego lub gotowanego kurczaka, liść laurowy, sól, pieprz, ząbek czosnku, 5 dag płatków migdałowych, łyżka masła
1. Wymieszać jogurt z bulionem, dodać mięso kurczaka, przeciśnięty przez praskę czosnek, liść laurowy, pieprz, sól.
2. Na patelni rozpuścić masło, uprażyć na nim migdałowe płatki. Należy mieszać, aby nie przypiekły się zbyt silnie z jednej strony.
3. Połowę migdałów dodać do chłodnika, wstawić do lodówki.
4. Podawać chłodnik w filiżankach, tzw. bulionówkach, posypany pozostałymi uprażonymi migdałami.
Chłodnik migdałowy doskonale nadaje się na piknik. Mięso z kurczaka można zastąpić cielęciną lub pieczonym schabem.
Chłodnik na sposób wiejski
6 szklanek maślanki, szklanka śmietany, 20 dag tłustego białego sera, pęczek rzodkiewek, 2 dymki, 2 jaja ugotowane na twardo, łyżka masła, sól, cukier do smaku
1. Dymki oczyścić, pokroić wraz ze szczypiorem, podsmażyć na maśle, ostudzić.
2. Rzodkiewki oczyścić, zetrzeć na tarce o dużych oczkach.
3. Maślankę wymieszać ze śmietaną przy pomocy trzepaczki do piany, dodać podsmażone cebule starte rzodkiewki, pokrojone na ćwiartki jaja oraz pokrojony w kostkę biały ser, doprawić do smaku solą i cukrem.
Chłodnik gruszkowy z serem rokpol
1 kg dojrzałych gruszek,2 łodygi selera naciowego,15 dag sera rokpol, 3 szklanki bulionu warzywnego lub drobiowego, pól szklanki słodkiej śmietanki 12-proc
Sok cytrynowy do smaku, po 5 ziaren czerwonego i zielonego pieprzu, sól, mielony biały pieprz
1. Gruszki obrać, pokroić na cząstki, usuwając gniazda nasienne.
2. Łodygi selera pokroić na kawałki. Można zieloną nać selera zostawić do przybrania chłodnika.
3. Gruszki z selerem podlać połową szklanki wody i gotować co najmniej 15 minut, aby stały się miękkie. Zmiksować na gładki krem, dodając połowę sera.
4. Do masy serowo-gruszkowej dodać chłodny bulion i śmietankę, doprawić solą i pieprzem. Silnie oziębić.
5. Podawać chłodnik w filiżankach, każdą przybrać selerową nacią i ziarnami pieprzu.
Komentarze
Dwa dni temu wrocilam po tygodniowym pobycie na poludniu Francji. Dzien w dzien temperatura byla 32 C – 35 C i mimo, ze lubie cieplo to bylo ciezko zwiedzac ten piekny kraj^przy tej temperaturze. Przez tydzien jadlam rozne salaty i owoce i na nic innego nie mialam ochoty. Tutaj mamy teraz 26 C i przyjemny wiaterek.
Wczoraj +38, dzisiaj… 🙄 Upały mają trzymać do środy, na południu Niemiec oczekują +40 😯
Chyba nie pojedziemy nad Jezioro Bodeńskie 🙁
Pozwolę sobie wrócić na moment do przedwczorajszego tematu.
„blogowicze to nie klienci tylko pełnoprawni uczestnicy naszej platformy i mogę znimi polemizować czyli wysłuchiwać ich ważnych opinii i wyrażać swoje zdanie”
Myślę, że gospodarskie kwasy na nasze sarkania wynikają z nieporozumienia.
Otóż my się wypowiadamy jak najbardziej jako konsumenci i co najmniej potencjalni klienci sklepów, do których trafiają dziaduniowe towary. Nie oglądamy sprawy z punktu widzenia producenta czy sprzedawcy i nie próbujemy być ich rzecznikami.
I dobrze by było, aby producenci wzięli sobie do serca hasło „Klient nasz pan”, zamiast marketingowo mydlić nam oczy złudzeniem, że paleta z ponad 700 słoiczkami marynaty pochodzi z dziaduniowego ogródka 😉
Ja jestem w pełni usatysfakcjonowana paletą chłodników w dzisiejszym wpisie Gospodarza. Właśnie w planie na niedzielę mam jagodowy chłodnik z miętą, a lato jeszcze potrwa, jeszcze niejeden chłodnik będzie na stole.
Temperatura szybuje – o 8.00 było już 22 stopnie. W taką pogodę ja wychodzę tylko rano, między ósmą, a dziewiątą, szykuję dzban wody z cytryną, świeżą miętą i lodem i nie wysuwam nosa z mieszkania do zachodu słońca. Dobrze, że ma kto wyprowadzać psa, a on też upału nie lubi.
No i lato—-bedzie okolo 30 C, rzadkie to w Skandynawii (osobiscie nie znosze wysokich temperatur) ale tylko do niedzieli.
Jeszcze tydzien w pracy a pozniej trzy tygodnie: kolejna tura urlopowa ( w sumiie 5 tygodni ustawowych). W pracy mam 22 C a i w domu tez podobnie. Niedaleko mego domu pare malych jezior. W popoludnie mozna pod parasolem w domu na tarasie albo w ogrodzie – woda mineralna i lekkie piwo (max 2.8 alk.) jakas salatka feta-truskawkowa albo lody (Szecja jest potentatem w konsumpcji lodow – all aroud the year).
Krotko mowiac: nie znosze upalow i pociecha jest to, ze niebawem sie koncza.
Rozmaitośc chłodników, w sam raz na takie upały. Nęci mnie ten gruszkowy, chyba już kiedyś robiłam, ale najczęściej taki tradycyjny, z botwinką, jajkiem, jogurtem i resztą dodatków, z koperkiem na czele.
Dla ochłody, na deser, mam lody jogurtowo wiśniowe i sorbet z mango, ze sklepu, od Grycana, choc w różnych miejscach czytam, że nie ma to jak domowe lody.
Dzisiejszy obiad z babcią:
Zielona sałata z plastrem wędzonego łososia i krótko smażonymi kurkami, żabnica z zielonym pieprzem i koniakiem, malutkie ziemniaczki zrumienione na oliwie i uduszone do miękkości w żeliwnym garnku, groszek cukrowy duszony na maśle, pierś kaczki w czerwonym winie.
Do picia woda z lodem, miętą i cytryną, szampan.
Na deser pokruszona beza+bita śmietana+poziomki+sorbet z mrożonych truskawek i soku z pomarańczy
Ozzy,
pamiętam lato 2003 w Skandynawii, nad wyraz upalne i suche. W całej Europie było gorąco, ale +32 powyżej koła polarnego i kąpiele w fiordzie koło Bergen pozostaną mi na długo w pamięci. Po powrocie czekał nas jeszcze bardzo upalny sierpień w Szwajcarii…
Wina z tego rocznika wyszły całkiem niezłe 😉
Nemo
Jeszcze raz przejrzałem przedwczorajszy wpis i nasze komentarze. Niestety odnoszę wrażenie , że właścicieli firmy to co napisaliśmy nie bardzo obchodzi albo się obrazili. Na blog może wejść każdy i jeśli dotyczy jego lub jego działaności można skomentować, podziękować za uwagę i poświęcony czas, lub się nie zgodzić i uzasadnić dlaczego. Nie jesteśmy bandą złośliwych małp pragnącymi dowalić komuś za wszelką cenę obrazić. Sama napisałąc, że nasze uwagi mogą być cenne bo „nie oglądamy sprawy z punktu widzenia producenta czy sprzedawcy i nie próbujemy być ich rzecznikami”
Problem niestety leży w uczuciowym stosunku właścicieli do swojej firmy. Tam gdzie pojawiają się uczucia kończy się biznes. Wielokrotnie byłem świadkiem rozmów właścicieli firm rodzinnych którzy przez wiele lat dawali radę, budowali, inwestowali,produkowali, z dobrym skutkiem sprzedawli swoje produkty i nie zdążyli zauważyć zmieniającego się świata. Efekt: bardzo poważne problemy, czasem upadłość, czasem drastyczne ograniczenie produkcji i zwalnianie ludzi od lat związanych z firmą. W małej miejscowości to prawdziwy dramat i kataklizm. Sam to przeżyłem i wiem jak boli.
Na koniec zacytuję piękne motto wiszące w gabinecie wielkiego biznesmena:
Jeśli coś przychodzi ci łatwo i sprawia przyjemność, stwarza to kiepskie perspektywy na przyszłość…
W skrzynce pocztowej leżała sobie kartka od Danuśki i Alaina, a na kartce, prócz pozdrowień, informacja, że wędrują po kolorowych miasteczkach Alzacji, popijając białe wina i smakując lokalne przysmaki. Mam nadzieję, że wrócą w doskonałych nastrojach
Misiu,
jak dla kogo to motto jest piękne. Co do mnie, jeśli coś przychodziłoby mi z trudnością i nie sprawiałoby przyjemności, rokowania na przyszłość byłyby kiepskie, oj kiepskie!
A z konieczności robiłam w życiu (chodzi o pracę) różne rzeczy, które wcale nie sprawiały mi przyjemności i które zwyczajnie były ciężkie fizycznie lub potwornie nudne. Na dłuższą metę nic, ino sobie w łeb z łuku strzelić 🙄
Zgoda z Alicją. Urodę życia docenia się wtedy, kiedy zarabia się na życie czymś, co przynosi radość. Całe życie tyrałam w telewizji i robiłam to z przyjemnością i satysfakcją. Wyniki były zupełnie niezłe.
Jest jakieś takie powiedzonko: jeśli lubisz swoją pracę, to właściwie nie pracujesz.
Zgoda; pracowałam ciężko z przekonaniem, że to wspaniała impreza i chyba nie ma nic gorszego, jak zła atmosfera w pracy. Potrafi rozwalić wszystko.
Nie będzie gości w niedzielę. Za gorąco dla szwagra, chorego na astmę odcukrzycową i dla bratowej też nie najzdrowszej. Niby nie daleko – 160 km, ale w tej temperaturze…jesteśmy po prostu za starzy na saharyjskie wyprawy. Za to zrobię w niedzielę taki deser, jak Nemo dzisiaj, tylko dołożę prażonych płatków migdałowych.
Pyro,
czasami odnoszę wrażenie, że lubisz przedobrzyć 😉
W upały niezdrowo jest przebywać na dworze, bo nie tylko wysokie temperatury są niebezpieczne, ale i w powietrzu wzrasta ilość ozonu (z tlenków azotu w spalinach), który drażni oskrzela i spojówki nie tylko astmatyków 🙁
Nemo – nie przedobrzę, bo nie stosuję sosów do lodów – 2 kulki lodów kilka pokrojonych truskawek i garść malin, 2 łyżki bitej śmietany, 1 pokruszona beza i nieco płatków – przecież to nie barok.
Jak zaczęłam pracować po studiach w PGRze to latałam po podwórzu (oj, duże bardzo było i zawiłe) z zachwytem na gębie: nie dość, że robię to co lubię, to jeszcze mi za to płacą…
No, to jednak będzie trochę inaczej niż mój deser, bardziej autorsko 😉
Żabo,
po studiach w PGRze latanie po podwórzu na pewno jest jakąś odmianą 😉
Barok! Bo te kilka pokrojonych truskawek i garść malin, a do tego 2 łyżki bitej śmietany, beza – gdzie te lody, ja się pytam, gdzie te 2 kulki? Przecież one zginą pod tymi dodatkami 🙄
Chociaż ja bym akurat zjadła taki zestaw, wyjąwszy bitą śmietanę i bezę 😉
Kulka lodów rozumiem jako kulkę taką zwyczajną, starodawną?
Danuśka myśli o nas podróżując po pięknej Alzacji, a ja znalazłam taką miłą ciekawostkę z tamtych okolic
http://www.bretonissime.com/2015/05/w-podrozy-alzackie-szyldy-en-voyage-les.html mały przedsmak wrażeń, które przywiezie nam Danuśka 🙂
PS.
W moim deserze była jedna beza (17 g) podzielona na 4 porcje. Śmietany było 2 dl, też na czworo. Mrożone truskawki (ca. 200 g) zmiksowałam z sokiem z jednej pomarańczy. Wyszło po dużej kulce sorbetu na porcję.
Z tego, co Blogowicze pokazywali, to i Bawaria i Hesja i Palatynat ma piękne szyldy. Jak ja im zazdroszczę.
Ja po kilku raczej koniecznościach życiowych, bo głupio nie pracować, wynalazłam sobie sama zawód.
No i u Helenki parę dobrych lat… chociaż nie lubię szyć, to jednak praca u Helenki mi się podobała i przydała, bo przy Marie nauczyłam się dużo, jeśli chodzi o szycie. Atmosfera była świetna i częste szampanowanie na zapleczu (na koszt szefowej) urozmaicało dość nudny proces szycia kiecy. Jeszcze gorsze było robienie wszelkiego rodzaju poprawek i przeróbek, przynoszonych przez wiernych klientów – tu poszerzyć, tam zwęzić, ówdzie skrócić 🙄
Ale na szczęście pracowałam tam z doskoku, a nie codziennie „od-do”.
p.s.Szampanowanie absolutnie nie wpływało na idealnie prosty szew, wychodzący spod igły mojej maszyny, w końcu szampan na trzy, a czasem na cztery w ogóle się nie liczy. I miło się wspomina 🙂
Ja przewidziałam jedną małą, połupaną bezę na nas dwoje; pomieszane okruszki bezowe i prazonymi płatkami, to taki akcent kończący. Czasem zamiast bezy i płatków Ania rozgniata 1-2 ciasteczka amaretto. Teraz nie mam w domu ciasteczek.
Na dworze ciągle jeszcze +32 w cieniu, Osobisty od godziny podlewa ogród, ja wydrylowałam 2 kg czereśni. Porzeczki zebrane rano zabrała babcia, maliny – dziecko, mogę trochę odetchnąć.
Pomidory rosną i kwitną jak zwariowane, owoce już spore – klimat dla pomidorów w sam raz, gorzej z sałatą. Ni z tego, ni z owego wystrzeliła w górę i też ma ochotę zakwitnąć 🙄 Rozdaję kolejne dwa tuziny…
Oj Pyro,
przygniatają Cię do muru z tym Twoim skromnym deserze – a feee!
Ja też dziś trzymałem się scenariusza, który do objadu wymyśliłem sobie tydzień temu, bo tak dyktowała promocja, a zaproszony gość już się był nastawił. Była więc na piątek ryba, a takiej oferty ten gość nigdy nie odrzuca. Byłem więc we słowie i mieliśmy po jednej sporej płastudze z blachy, do młodych kartofli i fasolki szparagowej. Wypada zaznaczyć, że fasolka z polskiego sklepu była droższa od ryby.
Upał do wykitowania. Na balkonie w tej chwili 32,5 C a my jutro musimy na jubileusz dobre 200 km z tąd. Moja LP przymierza się garderobiannie i przeklina, bo nic nie pasuje. Złorzeczy, że tak ją upasłem.
Co tu zrobisz?
Na kolację sałata z bałkańskim serem ze słonej zalewy, chleb, tuńczyk w oliwie, piwo.
Osobisty kombinuje coś z wizytą w lokomotywowni, w ten upał 🙄
Mam cichą nadzieję, że po drodze (jedziemy przez przełęcz o wysokości ponad 2200mnpm) utkniemy w jakichś płatach śniegu przy lodowcu i nie pojedziemy dalej…
Ten gorąc wytrzymać można tylko w pobliżu śniegu lub na wodzie 🙄
Wczoraj zażyliśmy prawdziwego luksusu – klimatyzowanym pociągiem do Genewy, tam godzinna przejażdżka statkiem po części jeziora najbliżej miasta. Potem pociąg do Lozanny, metro do portu w Ouchy, statkiem do Evian i z powrotem, przesiadka na 105-letni parowiec La Suisse i prawie 2-godzinny rejs do Montreux. Stamtąd pociągiem do domu. I wszystko 1. klasą. Można się przyzwyczaić 😉
Pepegorze,
ja „przygniatam” tylko za powoływanie się na „taki deser, jak Nemo dzisiaj”, skoro ma być zupełnie co innego 😉
Mój deser, to taka pavlova z sorbetem truskawkowym i nic ponadto.
Ha, a ja drobnostkowa nie jestem, nie musi być kropka w kropkę. Te lody niedzielne mają być pewną premią dla Młodego, a że ominie go „gościowa” pavlowa (nie chce mi się nagrzewać piekarnika w ten żar) dostanie lody jak z dawnego Hortexu. Przykazałam rano i wieczorem po pół godziny przeznaczyć na j. angielski i matematykę i widzę, że zngielski odrabia. Jak z matmą to nie wiem; zapytam za kilka dni.
W Starych Błotach pomimo wysokiej temperatury jest znośnie. Cały czas hula wiatr po pastwiskach. Lody u Żaby to poemat. Ciągle są zmieniane dodatki. Na stole zawsze są daktyle, żurawina i orzechy. A Żaba co rusz otwiera magiczne słoiczki. A to wiśnie (alkoholizowane) a to borówki, a to maleńkie kiwi (od Inki) czy morele w syropie.
Ja też miałem to szczęście, że zawsze robiłem to co lubiłem. Pracowałem z radością i pasją i nie za darmo…
Europa jest „kompaktowa”, ścieśniona. Na mnie europejskie odległości nie robią wrażenia, odmienne widoki i owszem, zawsze mi się to podobało.
Tutaj trzeba się najeździć za innymi okolicznościami przyrody! Ma to swój urok, ale też wymagania czasowe.
Wyłączę już maszynę. Pa.
Te wasze desery miłe Panie przypominają coś co nazywa się eton mess 🙂
Eton mess to raczej mieszanina pokruszonych bezów z bitą śmietaną i truskawkami.
Robię czasami.
Oryginalnie była to mieszanka śmietany lub lodów z truskawkami, bezy doszły później.
Tym razem jednak składników nie mieszałam, ale ułożyłam warstwami, jak w pavlovej. Tyle że beza pokruszona, a nie cała. Nie zdążyła też rozmięknąć. I na to sorbet plus listki mięty.
Na dworze +25
Przed spaniem – zimny prysznic.
Z Pyrą urwało mi się połączenie skypowe, a potem był był obiad i takietam.
Wygooglałam Małgosiną podpowiedź:
https://en.wikipedia.org/wiki/Eton_mess
Doceniam desery widokowo, nawet jak to jest nieporządek w misce 🙂
Krótko byłam (Japonia), ale rzuciło mi się w oczy, że to jest kraj „słodkiego” i słodkich deserów. Po mieszkańcach nie widać, żeby nadużywali.
Ja nadużywałam suszi i na nic innego nie miałam miejsca.
http://bartniki.noip.me/news/00-JAPONIA-P/
Dla wytrwałych – ani moja galeria, ani wspaniała podobno (do czasu, przynajmniej jak dla mnie) działa na pół gwizdka, albo na ćwierć.
Komu to przeszkadzało, pytam?
p.s.Galeria fotek, znaczy się 🙁
God bless America, 4th of July
______________
wszystkim fanom bloga z USA
https://www.youtube.com/watch?v=pa3xOakbGTo „America”, First Aid Kit (Sztokholm)
ozzy,
Jak to milo z Twojej strony! Dziekuje!
Marvin Gaye wykonuje hymn narodowy „The Star Spangled Banner”
https://vimeo.com/34606761
4th of July
Ain´t Got Nothing But the Blues
___________
a Ameryka to dla mnie BLUES i moj faworyt, niezyjacy bluesman MICHAEL BLOOMFIELD, ktorego plyt i innych gadzetow jestem kolekcjonerem od wielu lat. Oczywiscie moglbym wymieniac tu pare setek moich ulubionych muzykow amer. i to z roznych stylow: jazz, country, rock, rockabilly etc etc.
https://www.youtube.com/watch?v=nuEacyBE29E
( w powyzszym fragmencie YT—-o muzyka mowia m.in. Bob Dylan, Carlos Santana….)
Przykre – zmarła Krystyna Siesicka, łączniczka i sanitariuszka ZHP w Powstaniu Warszawskim i autorka popularnych książek dla młodzieży. Panowie może i nie, ale dziewczyny z pewnością czytały „Zapałkę na zakręcie”. RIP
No tak, a Pyra urządziła Młodemu małą awanturkę – o wstawanie. Co to jest, żeby 15-latek spał do 11.00, wstawał po trzecim budzeniu, zaspany, jak łamaga obozowa ostatniego sortu? Na miejscu Matki dałabym go przebadać endokrynologom i neurologom. Jest w nim jakaś miękkość, powiedziałabym – ciastowatość. Schludny; prasuje sobie koszulki i spodnie, codziennie. Rano i wieczorem półgodzinny prysznic, na miasto wychodzi wypachniony. Może to stąd, że się chował z kobietami (matka, siostra) bez ojca?
http://ksiazki.onet.pl/zmarla-krystyna-siesicka-przede-wszystkim-mama-dopiero-potem-pisarka/t0qj0
Kto nie czytał „Zapałki na zakręcie”, „Jeziora osobliwości” i tak dalej?
Aleśmy się Pyro łajza…
hmmmmm….laurki bym może nie napisała, wiedząc o K.S. tyle, ile wiem teraz, po przeczytaniu artykułu, do którego sama sznureczek podałam wyżej (sznurek podałam po przeczytaniu nagłówka) ale…może lepiej nie pisać nic dzień po śmierci, niż taką wyliczankę na minus.
Jakoś mi to nie pasuje. Dla mnie na po pierwsze i ostatnie była autorką ulubionych książek dla młodzieży dziewczyńskiej.
Autorka wspomnieniowego artykułu – Agnieszka Groza.
Alicjo – Polacy to wyrozumiały naród; wybaczą zbrodnię i kłamstwo i grzech, ale sukcesu nie wybaczą nigdy. Spytaj Nisię.
P.S.
„Krytyk Jan Walc miał jednak odmienne zdanie. Uważał, że realizują założenia literatury propagandowej, gdyż mówią wyłącznie o rzeczach pozytywnych. Bohaterowie są życzliwi, dobrzy, a ich światy pełne ciepła, optymizmu i miłości. Nie sprzeciwiają się peerelowskiej rzeczywistości, nie mają ? jak pisał Walc ? żadnych „prawdziwych” problemów ani autentycznych zainteresowań.”
Znakomite. Mając 14-16 lat akurat ważne były dla mnie problemy światowe, przeżywając osobisty dramat, że obiekt moich wzdychań (niejaki Stelianos) i ukradkiem pisanych wierszy patrzy raczej na Kryśkę (w moim wypadku na Piękną Helenę), niż na mnie 🙄
Dla takich idiotek jak ja Krystyna Siesicka pisała te książki. Już sobie wyobrażam oczyma duszy mojej, jak Krystyna S. pisze książki według „założeń antypropagandowych” Jana Walca. Młodzież, walona na lekcjach j. polskiego literaturą wysoką (za moich czasów tak było) i niejednokrotnie bardzo poważnie propagandową też potrzebowała „literatury lekkiej, łatwej i przyjemnej”, że sparafrazuję Lucjana Kydryńskiego. Bo świat i życie na codzień wcale taki wesoły nie jest, bez względu na ustrój, wiek i tak dalej –
i potrzebne nam są książki, które nam ducha podnoszą, o!
p.s.
Za moich czasów jeszcze czytało się książki, powinnam dodać, podobno teraz czytanie jest w zaniku.
Pyro,
właśnie miałam napisać „nagłówek” do poprzedniego p.s. „Uważaj, Nisiu!”
Bo Nisi książki niestety, zawsze się dobrze kończą i po przeczytaniu słońce jaśniej świeci. Zgroza!
Kiedy p.Siesicka całkiem udanie odtwarzała polskie rodziny inteligenckie w owych czasach. Każda z nas znała takie rodziny i mogła czuć się częścią tamtego świata. Nb. paniom Chmielewskiej i Musierowicz też raczej późno przypomniało się, że one były przeciw.
Była jeszcze jedna bardzo popularna naonczas autorka książek dla młodzieży dziewczyńskiej (bo chłopak by się nigdy nie przyznał, że „coś” takiego czytuje), Halina Snopkiewicz. Jej „Tabliczkę marzenia” zapamiętałam na całe życie, a dzięki mt7 mam dzisiaj na półce mojej księgarskiej 🙂
No przepraszam, ale oprócz „Zbrodni i kary” i tym podobnych musieliśmy mieć jakiś kilogram radości w bibliotece 🙄
O cholera! „Słoneczniki”!!! To też był przebój literacki Haliny Snopkiewicz!
Nie pamiętam, w kim się wtedy kochałam na zabój, a ten znowu na mnie nie patrzył, tylko na Kryśkę. 👿
Siesickiej nie znam, natomiast Jana Walca spotkalem in illo tempore
w Podkowie Lesnej Facet o niesamowitym poczuciu humoru i
gawedziarz. Wielki znawca pol. lit.
Autor wielu felietonow m.in. w biuletynie KOR.
@ozzy. Dziekuje za zyczenia okazji 4th of July. To naprawde mile swieto nie tylko z powodu rzadkiego w USA przypadku wydluzonego, czy pomostowego weekendu.
Wiem, ze to blog niepolityczny, ale musze napisac, ze ogromnie sie ciesze, ze moj ulubiony prezydent ma ostatnio b.dobra passe ( i prase), nawet mimo konserwatywnych zakusow panow z Sadu Najwyzszego i innych. A na nowy tydzien zapowiada sie jego kolejne radykalne posuniecie, oby sie chociaz troche udalo.
Miałam swoich ulubionych „polonistów” – Sandauer, Treugutt, Wittlin. Styl Walca mi nie odpowiadał. Poza wszystkim nigdy nie mieszam poglądów pisarza z jego dziełem. Inaczej nie mogłabym Gałczyńskiego, bo faszyzujący, Broniewskiego, bo komunizujścy, Nowaczyńskiego, bo kato-narodowiec itp. A mnie ich prywatna działalność polityczna zwisa i powiewa.
Zyta – święto i życzenia dopiero jutro.
@Pyro, nie mam prawa, ale im jestem starsza, tym bardziej stoje po stronie mlodych ludzi, a mialam i mam w polu widzenia spora ich ilosc jako kochajaca, tolerancyjna i zyczliwa osoba. Wiec staje w obronie mlodego czlowieka.
90% 15-latkow ( i starszych) chce spac do 11-tej i dluzej. Zwlaszcza jak ma wakacje, a pol nocy przegralo pod koldra. My starsi i starzy chwalimy sie jak to sie czytalo pod koldra, a moja corka majaca dzieci w wieku niespania cala noc chwali sie jak to zaspala w akademiku na wazne zajecia na druga popol. Chyba nie musze dodawac jak teraz wstaje.
A brak ojca w wychowaniu. Moze nalezalo dodac jakiego ojca? A moze ojciec zakazujacy nadmiernej dbalosci i ubolewajacy nad brakiem zainteresowania pilka noznej i sportami ekstremalnymi nie wnosilby az tyle dobrego? Geny, lub ich brak sa decydujace. Coraz wiecej dzieci wychowywanych jest przez kobiety, bez mezczyzn lub z nimi z doskoku. I co?
A kto powiedzial, ze mezczyzna ma byc macho, albo odwrotnie wygladac jak Forest Gump? Wszyscy w koncy jakos „wygladaja” i znajduja swoje miejsce. Dodam zreszta, ze macho wsrod troszeczke bardziej madrych dziewczat nie sa od dawna w modzie.
A tak naogol te nastolatki jakos wyrastaja i pozniej tez mowia: ja w twoim wieku. W mojej rodzinie akurat nie mowia, wyuczylam.
Zyto – przede wszystkim jednak te życzenia świąteczne – dzisiaj! Mea culpa – myszy zżarły kalendarz, data uciekła. Więc najlepszego i świętujcie pełni nadziei.
Co do Młodego – też nienajgorzej wychowałam trójkę swoich i kilka setek obcych. I to doświadczenie podpowiada mi, że młodzian wykazuje typowy syndrom „ucieczki w sen”. To nie jest odsypianie kolejnego turnieju gry, to szukanie miejsca „gdzie nikt niczego od nikogo nie chce”.
Zyta – jeszcze anachronizm. W moim dzieciństwie tysiące matek – wdów wojennych wychowywało samotnie dzieci (czasem kilkoro w nader ciężkich warunkach). Jednak wychowały twarde i zaradne pokolenie, więc nie tylko w braku ojca problem, ale i w oczekiwaniu matki i rodziny na pewien typ męskiego potomka. To, że będzie umiał czytać i pisać, nie powinno jednak przeszkadzać wyprawie na mamuty.
Dzien dobry,
Ozzy – tez dziekuje za zyczenia z okazji 4 lipca. Mieszkam we wshodnie czesci Long Island od wielu, wielu lat, z kilkuletnia przerwa na pobt w Polasce, zeby znowu powrocic tutaj. 4 lipca obchodzi sie tutaj radosnie, bez pochodow zwalczajacych sie grup politycznych.
Pyro – zgadzam sie w 100% z tym co napisala Zyta. Dlaczego kazdy ma zachowywac sie wedlug jakis wzorcow. W jego wieku, w czasie wakacji, spalem do ktorej chcialem, czesto bylo to wczesne popoludnie i jakos do dzisiaj zyje i nic zlego (odpukac) mi sie nie stalo. Tez prasowalem spodnie i koszule, chociaz nie codziennie.
Kazdy moze byc inny i dopoki ten mlody czlowiek nie robi nikomu krzywdy to dlaczego nie moze byc taki jakim chce? Zwlaszcza w czasie wakacji! A moze ma jakies swoje problemy, ktore nie daja mu spac, a o ktorych nie chce nikomu mowic?
Akurat dwa dni temu ukazala sie straszna wiadomosc o Dominiku.
@Pyro,
oczywiscie kazdy z nas ma swoich ulubionych czy to pisarzy czy tez „polonistow”; podobnie jest ze stylami, chociaz Jan Walc byl daleki od takiej selekcji krytycznoliterackiej. Sztuki czytania uczyli mnie tacy moi ulubieni mistrzowie ( a zaczelo sie to gdzies w koncu lat 60)jak Ryszard Matuszewski, Henryk Bereza, Tadeusz Drewnowski ( duma „Polityki” ), Jan Blonski, Andrzej Kijowski czy tez Szanowne Damy historyczki lit. Maria Janion i Alicja Lisiecka.
Z moich polek spozieraja pozolokle grzbiety ksiazek krytczno literackich. Ot pare tytulow:”Zmiana warty” Blonskiego, „Miniatury krytyczne” Kijowskiego, „Doswiadczenia i mity” Matuszewskiego (to czesc tylko z lat 60).
Wymienionych przez Ciebie tworcow nigdy nie czytalem przez pryzmat ich „Nowej Wiary” podobnie jak bylo w TS Eliotem ,Ezra Poundem czy tez Ferdinanda Céline, zoologicznemu antysemicie, ktoremu Sartre domagal sie kary smierci.
@Zyta
podobnie jak Tobie tak i mnie podoba sie postawa prez. USA Baraka Obamy. Tak, prawda, notowania jego rosna. Sprawa zwiazkow partnerskich w St.Zjednoczonych jest znakomitym przykladem na rozwiazanie tego problemu, o ltorym tak wiele halasu w Kraju (nie mowie juz o in vitro).
Swieto niepodleglosci Stanow Zjednoczonych to wielka manifestacja Amerykanow i ich przynaleznosci wspolnotowej. 280 milionow Amerykanow, pomimo etnicznych i religijnych roznic, potrafia dzielic te wartosci, ktore powstaly w USA. E pluribus unum, to nie tylko slogan na banknocie dolarowym.
U nas w Szwecji niebawem obejmuje stanowisko ambasadora USA pani Azita Raij, pierwsza kobieta – ambasador USA w Sztokholmie. Pan Mark Brzezinski ( syn Zbigniewa Brzezinskiego i Emilie Benes) poprzedni ambasador USA konczy swa misje w Szwecji i wraca do rodzinnej Alexandrii, Virginia.
Dobra, dobra – niech pisze wiersze, śpiewa przy ognisku i bawi się w teatr. Może kochać się w koleżance, koledze albo samolotach – tylko niech coś ROBI.
W porządku – ja nie mam cierpliwości do takiej męskiej larwy. Nie będę się czepiać. Nie mój problem. Ja się po prostu martwię, bo poza tym, że jest rozlazła łajza, to jest miły dzieciak.
hej @Nowy
🙂 wszystkiego najlepszego….Long Island, piekne miejsce, kiedys pobywalem sobie w Mount Sinai, ach, te piekne biblijne nazwy i plaza Cedar Beach
Obchodzącym 4 lipca – miłego, radosnego świętowania!
Małg
Pyro, zdumiewasz mnie. Larwa?
Ja zdumiony nie jestem:
Larwa (łac. larva ? maska, widmo, lm larvae) ? postać i stadium rozwoju postembrionalnego (młodocianego) zwierzęcia, charakteryzujące się możliwością wzrostu, często różniące się anatomicznie, fizjologicznie i ekologicznie od postaci dojrzałej osobników tego samego gatunku. Występuje powszechnie w rozwoju bezkręgowców, ryb i płazów.
Coś mi się samo wysłało.
Cebulka pod pierogi (Żabine) się mi spaliła, bo miałem tel od syna. Chciałem odpisać Małgosi. ale chyba nie ma sensu, bom nie Amerykanin, tylko Polak przebywający w US. Wieczorem jedziemy z Żabą na koncert Wójcickiego z Piwnicy.
Dla ozzy i wszystkich lubiacych bluesa
W Bialym Domu odbywaja sie koncerty muzyczne pod tytulem „In Performance at the White House”. Kazdy koncert ma inny styl muzyczny. W 2012 roku odbyl sie koncert pod nazwa „Red, White and Blues”. Wielu znanych artystow bluesowych wystepuje w tym koncercie. Chetni znajda caly koncert na youtube. Ja przedstawie tylko fragment. Koncert konczy sie piosenka „Sweet Home Chicago”. Buddy Guy zaprasza prezydenta Obame do zaspiewania fragmentu piosenki.
Tu jest zakonczenie koncertu „Red, White and Blues”
https://www.youtube.com/watch?v=wpkx0tO_99g
Tablecik, smartfonik, konsola, imprezka…
Luzik…
Poza tym mamy czas, Się zobaczy, się poczeka. Po co się wysilać przed wyjazdem do Anglii. Tam będzie hardcor. Teraz nic nie musimy.
„ozzy
4 lipca o godz. 13:36
Siesickiej nie znam, natomiast Jana Walca spotkalem in illo tempore w Podkowie Lesnej Facet o niesamowitym poczuciu humoru i gawedziarz. Wielki znawca pol. lit.”
W życiu nie słyszałam o tym wielkim znawcy polskiej literatury. Bardzo możliwe, że on też nie znał i nie czytał książek Krystyny Siesickiej, ale tak zwane swoje wiedział. Ciekawe, skąd 😯
Ameryko – radosnego świętowania!
Pyro, przecież są wakacje, niechże sobie dzieciak pośpi. Niech odpocznie od budzika i wymuszanego obowiązkami pośpiechu 🙂
Alicjo, miło, że wspomniałaś te sympatyczne, dziewczyńskie książki. Oj, człowiek był wtedy taki młody…
Orca – świetna piosenka, dziękuję. Swoją drogą Amerykanie mają szczęście – B.Clinton potrafił w czeskiej knajpie zabrać muzykowi trąbkę albo saksofon i zagrać z zespołem, Obama śpiewa – to się nazywa, że mają autorytet niezależny od min i zadęć.
Misiu,
„Tablecik, smartfonik, konsola, imprezka?
Luzik?” ?
Pyra,
Chyba piszesz o wizycie w klubie jazzowym w Pradze. Prezydent Vaclav Havel dal w prezencie prezydentowi Clintonowi „Czech made” saksofon.
Bill Clinton zagral „Summertime”
https://www.youtube.com/watch?v=Z9DLFi85B34
Przyjemnego swietowania swietujacym.
Wszystkiego NAJLEPSZEGO sąsiadom z mojego południa 🙂
Orca,
wielkie dzięki za ten sznureczek 🙂
Pyro,
oni przede wszystkim są muzykalni i coś potrafią.
W odróżnieniu od większości polskich polityków, którzy nawet hymnu nie potrafią zaśpiewać bez fałszowania i mylenia tekstu 🙄
Wróciliśmy z chłodnych wysokości, pełnych szumiących potoków, pachnących ziołami i białą koniczyną łąk alpejskich, płatów śniegu i świszczących na wszystko świstaków.
Od oglądania lokomotyw w tym gorącu uratowało nas przeznaczenie, a właściwie to gapiostwo, bo tam należało się zameldować telefonicznie lub online do… wczoraj 😉
Pyro,
młodzi potrafią jeszcze spać i tego im zazdrościmy my, cierpiący na starczą ucieczkę z łóżka 🙄
Nie pomyślałaś, że ten młody człowiek ucieka w sen przed kontrolującą go i żądającą aktywności Pyrą?
Co niby miałby robić wstając o świcie?
Nemo – nie o świcie, a powiedzmy o 10-tej. To się wydaje rozsądną, wakacyjną godziną. Poza tym nie kontroluję. Wierzę na słowo. Tylko mi trudno patrzeć na tę rozlazłość. Przecież w dzień też kilka godzin przedrzemie. Eh, ja jestem starej daty człowiek.
Dobrze pamiętam, jak światło w pokoju na Górce gasło około godziny 3-ciej nad ranem, małolat kończył swoje aktywności na internecie, o 7-mej rano był na nogach i leciał do szkoły.
Wychodziłam z założenia „a niech ta…” i gdyby wyniki w szkole obniżyłyby się albo coś tam, to „zaweteryniowałabym”. Myślę, a nawet pewna jestem, że Młodemu na dobre wyszło, co wyszło, natomiast nie czepiałabym się Pyry, że ze zdziwieniem obserwuje inne pokolenie, inny świat. Wszyscy z wiekiem tak mamy 😉
Z moich wspominek nastoletnich i przed – żal mi było czasu na spanie, żeby nie wiem, jak mój organizm się tego domagał 🙄
Alicjo, nie slyszalas o Janie Walcu, co mnie jakos nie dziwi, znajac Twoje gusty literackie.. Jan Walc zmarl bardzo mlodo. Byl czlwiekiem niepospolitej odwagi i szlachetnosci. Podpisywal swoim nazwuskiem materialy, za ktore sie szlo siedziec, tracilo sie prace i narazalo na wiele nieprzyjemnosci. Raz, 7 wrzesnia 1979 roku zdarzylo mi sie byc na zebraniu redakcji Biuletynu Informacyjnego. Omawiano nie tylko nowy numer BI , ale takze „Jak nie pozowolic Jankowi, aby podpisal swoim nazwiskiem reportaz, za ktory z pewnoscia zostanie aresztowany”. Skonczylo sie na tym, ze zostal podpisany jako Redakcja BI.
@Orca
znam, jak najbardziej te imprezy w Bialym Domu. Václav Havel byl fanem muzyki Franka Zappy i Lou Reeda. Jesli idzie o Franka Zappe, to jego zainteresowanie sie czeskim undergroundem zaczelo sie od grupy praskiej Plastic People (nazwa od komp.Franka Zappy) of the Universe, zreszta podobnie bylo z Lou Reedem (wowczas z grupa The Velvet Underground). Plastic People zostal poddany represjom w latach 70 i zostal zakazany w Pradze. Po koncertach „An Hommage to Andy Warhol” i w 1972 w klubie robotniczym praktycznie muzycy byli skazani na banicje. Pozostaly jedynie nieformalne wystepy i oskarzenia o antyspoleczne i wulgarne teksty i prooagowanie nihilistycznych postaw wsrod mlodziezy.
PS bardzo ciekawa prace na temat muzyki rockowej w bloku wschodnim napisal niegdys
prof.Timothy W.Ryback „Rock Around the Block”, NY Oxford 1990, Univ Press
https://www.youtube.com/watch?v=wFcmJoNed9M Plastic People, Frank Zappa/Mothers of Invention
https://en.wikipedia.org/wiki/Jan_Walc
Heleno,
co złego w moich gustach literackich? Bo jakoś tak odczytuję Twoją wypowiedź…
@Helena,
w latach 70-tych nie wszystko było jawne. Ani ja taka dociekliwa, żeby szukać drugiego dna, a nawet czwartego.
Miałam inne rzeczy na głowie i wcale się nie wstydzę za moje młode lata takie, a nie inne.
Alicjo – dla Heleny sam fakt, że krytyk literacki był czynnym działaczem opozycji, nobilituje go. W moim pojęciu jego działalność społeczno – polityczna ma się nijak do działalności zawodowej. No i tu się z Heleną różnimy w sposób zasadniczy.
http://wiadomosci.onet.pl/biznes-kukiza/hgwlcg
Absolutnie nic zlego w Twoich gustach literackich, Alijo.. Ale nie zaprowadzuly Cie one do wielu waznych nazwisk. Jak moje gusty nie zaprowadzily mnie do literatury dziewczynskiej. Dlatego nie wypowiadam sie o Siesickiej, Snopkiewicz i kogo tam jeszcze.
Helno,
bywa 🙂
No przecież wszystkiego nie da się przeżyć i być wszędzie, jak to moja Mama mówiła „z d… na wszystkich jarmarkach”, podobno kieleckie powiedzenie.
Nobilituje, owszem. Tak jak nobilituje Czernyszewskiego, Hercena, Konwickiego, Baranczaka i wielu innych tworcow, ktorzy pomagali swoim czytelnikom i swoim rodakom pozbywac sie pet niewoli. A ze byli przy okazji ludzmi bardzo utalentowanymi, to wychodzilo im to latwiej niz innym. Jan Walc nalezal do tego grona.
Heleno,
Konwickiego znam na pamięć i mam wszystkie jego książki, do których chętnie wracam i nic mi tak dobrze na duszę nie robi, jak „konwickość”.
Miłość do Tadźka zaczęła się jeszcze w latach 60-tych od „Sennika współczesnego” bodajże. I trwa.
Tak samo Ty jak i ja, i wszyscy dookoła, niekoniecznie trafimy do jednego i jedynego źródła.
„Nie ma się co siepać”, jak mawiał Kisiel.
Dobry wieczór,
Znowu nas poniosło:
http://www.eryniawtrasie.eu/16307
Helena eksponuje wiele pogardy dla ludzi mających inny sposób na życie i inne priorytety niż ona sama. Towarzyszy temu swoisty rodzaj popisywactwa: JA czytam wyłącznie wybitną literaturę, obracam się kręgu wybitnych ludzi, etc.
Moja mamusia uczyła mnie, kiedy byłam mała dzieweczką, że to nieładnie.
Nieładnie.
I tyle.
Zatem od wtorku jesteśmy w Polsce.
Dzisiaj rano wystartowaliśmy w kierunku Białowieży. Wreszcie Wombat zobaczy żubra na „żywo”. Bo żubrówkę już widział. Niejednokrotnie.
I tu pytanie do Was miłe dziatki. Jakiś czas temu dzieliliście się opiniami i wspomnieniami smakowymi z miejscowych restauracji. Poradzicie, do której warto wstąpić by poznać smaki tutejszej kuchni.
Teraz szykujemy się na obchody Kupały. Zatem do „poczytania”.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Nie wiesz, Heleno, do jakich nazwisk zaprowadziły mnie moje gusty literackie.
Ja też nie wiem, kto mnie za rączkę prowadził, po prostu czytałam wszystko, co w ręce wpadło, i niekoniecznie bez refleksji.
Czy to były dobre, czy złe drogi, pojęcia nie mam. Myślę, że nie jestem wredna do szpiku kości, myślę, że dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na blogu nikomu nie szkodzę. Opisuję świat, jaki widzę.
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_7281.JPG
Chłe chłe…
obok Konwickiego Grochola, a już nie powiem, kto za Grocholą 😉
A propos Grocholi, „Zielone drzwi” to nie jest literatura lekka, łatwa i przyjemna.
Wszystko sprowadza się do jednego – najpierw przeczytać, a potem się wymądrzać 🙄
Alicjo – Łotr twierdzi, że w obrazku są błędy, więc nie pokazuje.
Hop Hop – Irku, Krysiade, JollyR – podpowiedzcie Echidnie. Ja tylko pamiętam, że bardzo chwalona była restauracja w nieczynnej stacyjce kolejowej i hotelik w wagonach. Ulubiona ponoć knajpka sen Cimoszewicza.
Pyro,
nie może być.
Łotr nie ma nic w związku z moim serwerem.
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_7281.JPG
To była chyba restauracja Carska
http://www.carska.pl/
Alicjo, u mnie także się nie otwiera.
Masz rację, Barbaro – Carska.
Chwila… Jerzor naprawi, co zepsuł 😉
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7281.JPG
Sprawdźcie, czy działa. Sznureczek, znaczy się.
No i w porządku, Alicjo. Czytamy, co nam sprawia radość – Konwicki, Myśliwski inni. I na pewnym etapie Siesicka, Snopkiewicz, Fleszarowa. A np wielki antykomunista, Najder był fatalnym politykiem, ale przeciez ceniony jest za wybitną znajomość Conrada, nie za działania polityczne.
Nie po raz pierwszy, Nisiu, poraza mnie do glebi jestestwa Twoja przenikliwosc psychologiczna. Zagladasz w serce i WIESZ. No, istny Dostojewski w spodnicy. 🙄
O tej porze roku mam miłość do zielonego groszku.
Oj, Heleno, Ty też wszystko wiesz! Zawsze masz pretensje, że nikt Ciebie nie rozumie, że nikt nie wie i tak dalej. Moim zdaniem – mogłabyś przestać z tym wymaganiem, że Ty jesteś jakiś wyjątkowy przypadek i coś się Tobie od nas, blogowiczów, należy.
A ja zawsze wiem, że nic nie wiem. Tyle.
Za chwilę Helena napisze, że jestem wredną antysemitką i tak dalej. Heleno, uczulona jesteś na to bardzo (antysemityzm) i ciągle podsuwasz ten temat na nie tylko tym blogu. Może wystarczy?
Heleno. Nie zaglądam w Twoje serce. Wyciągam wnioski z tego, co czytam. Nie napisałam że żywisz pogardę. Napisałam, że ją eksponujesz. Być może w sercu swoim hodujesz miłość i tolerancję. Jeśli tak jest – głęboko je ukrywasz.
Dla Echidny, polecam Stoczek i ” Carską”. ” Żubrówka” nie jest zła, chociaż bez klimatu na sali. Są też ciekawe restauracje w Budach
Dobrą i tanią kuchnię ma też ” Unikat”.
Karczma przy Parku Pałacowym ma kuchnię domową, ale w sezonie są tam tłumy.
Na przeciwko ” Żubrówki” jest też „Pokusa”, ale to kuchnia dla koneserów sało po białorusku 😉
Pyro,
Myśliwski też na mojej wysokiej półce! Szkoda, że tak rzadko pisze 🙁
Słowo daję, w latach kiedy czytałam książki (teraz też czytam) nigdy nie obchodziły mnie opinie krytyków i słowo daję, nigdy ich nigdy nie czytałam, nie było na to czasu i nawet nie wiedziałam, gdzie one są. To były czasy, kiedy wszystko było na piechotę, a o internecie nikomu się nie śniło.
@Alicja
nigdy nie bedzie „wystarczy” w sprawie antysemityzmu a zarzut pod adresem pani Heleny jest absurdalny.
pani @Nisia
odwraca kota ogonem z ta „ekspozycja” i meczarnie w 4. wymiarze
___________________
PS 1 staram sie byc realista nad – nad polskim absurdem
PS 2 na dyskusje jeszcze za wczesnie
PS 2 zjadlbym mazurka pomaranczowego wedlug recepty Neli Rubinstein
Też pomyślałam o „Stoczku”, bo pamiętałam recenzję Irka.
Ewo,
w skansenie wdzydzkim byłam dawno temu/ pora znów się tam wybrać/, ale wydaje mi się, że przy domach były ogródki z warzywami i kwiatami.
Kamienne kręgi zwiedzałam w Odrach/ to chyba nie tak daleko od Leśna/ i w Węsiorach/ bliżej Kartuz/. Ale nie zawsze da się wszystko zobaczyć. Na mnie duże wrażenie zrobiła pierwsza wizyta w Węsiorach, kolejnym razem już nie było tego nastroju, a duże skupisko kurhanów w Odrach też nie zrobiło już specjalnego wrażenia. Ale są to miejsca warte odwiedzenia, bo znajdują się jedne z najstarszych śladów życia na tych terenach.
Doświadczenia z piecem może nie przydadzą się wam w przyszłości, ale na pewno będą wspominane.
Tak a propos, w Polsce jest wielu bardzo dobrych pisarzy. Na przykład Dehnal albo Twardoch. Albo Stasiuk.
O Nisi nie wspominam, bo Nisia to kuma moja i po prostu ją kocham, Jerzozwierz też 🙂
Wspomnę. Taka literatura jest nam, czytającym, niezbędna!
ozzy,
przemyśl to, co napisałeś.
NIGDY NIE WYSTARCZY
Czyli co?
„Zarzut” w sprawie Heleny nie jest absurdalny, bo ja jej nic nie zarzucam oprócz tego, że ciagle, od prawie 10 lat wyciąga na blogu to, że jest Żydówką i ciągle oczekuje ataków od „prawdziwych Polaków”, sama prowokuje do odpowiedzi na takie wpisy. Tak ja to widzę.
p.s. ja bynajmniej nie jestem „prawdziwą Polką” i nikogo nie wyzwałam od „ty Żydzie”, do głowy mi nie przyszło takie określenie. A Helenie przyszło i wykrzyczała pod adresem.
Trzeba pomyśleć, zanim się coś powie.
Dzieki, Ozzi. Szkoda gadac. Zaczniemy od Walca, albo od nazw prodyktow i firm spozywczych, ale i tak skonczy sie na Zydach. Taka jest uroda tego miejsca.
Mokry ręcznik na głowę, to wcale nie taki kiepski pomysł 🙄
Myślenie przed mówieniem, też.
Ej, Heleno – wiesz gdzie mam Niemców, Rosjan, Polaków, Żydów i inne nacje? W słowniku i atlasie. Starczy.
Heleno,
uroda „tego miejsca” jest dzięki Tobie, nie rozumiesz? Przecież to Ty jesteś osobą wokół której wszyscy na palcach, bo aby nie urazić Helenki. No dajżesz spokój! Kulinarnie jesteś tak doceniona, że hej. Po co tu wnosisz politykę, pytam?
Heleno, 😉
Nigdzie się tyle nie dowiesz o sobie, co tutaj 😎
Gratis i franco.
Przepraszam, że przeszkadzam.
Nigdy więcej.
True, Nemo. 😆
Rzeczywiście?
Ozzy…
„pani @Nisia
odwraca kota ogonem z ta ?ekspozycja? i meczarnie w 4. wymiarze”
Przepraszam, nie rozumiem. Dałoby się to jakoś wyjaśnić?
Znaczy, męczarnie i wymiar, bo co do kota, to jednak nie odwracam (tłumaczyć nie będę, wystarczy dokładnie przeczytać).
Mam do umycia, przebrania i przechowania w chłodzie do jutra 10 główek sałaty. Znaleźli się chętni do konsumpcji – obóz dla trzydzieściorga dzieci Szwajcarów zagranicznych. Nasz Geolog prowadzi go kolejny raz, tym razem w kantonie Wallis, za przełęczą Grimsel.
Zawieziemy jutro, bardzo chętnie, po drodze jest szansa na przyjemny chłodek
Kto chce być na blogu to jest, a kto nie – to nie. Proste, jak świński ogon.
Nemo nie jest dla mnie żadną wyrocznią, ani ja nie jestem żadną wyrocznią dla nikogo. Wujek google to je to 🙂
Dwie Damy omawiające z dezaprobatą fatalny poziom towarzystwa na blogu:
http://alicjaszyje.blog.pl/files/2014/11/4e4b86e0147476608d3956001a12a750.jpg
Jane Austen wiecznie żywa.
Może stara Pyra napisze drukowanymi:
– nie obchodzi mnie Wasz aktualny paszport, pochodzenie etniczne, gust literacki, muzyczny, damsko – męski, ani jakikolwiek inny. Obchodzi mnie człowiek, pojedynczy i niepowtarzalny – Alicja, Nisia, Helena i wszyscy uczestnicy tego Blogu.
Dobranoc.
:
echidno – kulinarnie wypowiedzieli się poprzednicy bardziej obeznani w temacie. Ja polecam, gorąco i namawiam na zwiedzenie muzeum.
Placówka na poziomie europejskim. Znakomita. Godna obejrzenia.
Niech ta,
ale mnie Pyro wkurza Helena, która się ciągle obraża za wszystko i nie wiadomo za co i jeszcze wytyka palcem, kto jest przeciwko 🙄
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=ju%C5%BC+kwitn%C4%85+kasztany+piosenka&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Zawsze się też znajdzie ktoś, kto zamiast owinąć sobie głowę mokrym ręcznikiem, odczuwa przemożną potrzebę zakomunikowania, że nemo nie jest dla niego żadną wyrocznią 😆
Dobranoc, Pyro.
nemo!
naprawdę nie jesteś dla mnie żadną wyrocznią, pogooglać potrafię, a poza tym skorzystaj ze swojej porady – ręcznik mokry na głowę!
Ręczników ci u nas dostatek… rozdaję również mokre! Na rozgrzane głowy w sam raz. Do wyboru, do koloru.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/168627/852d2f16b4951ccddb99a5188cffeebf/
Alicjo,
nie wiem, czym Cię dziś sprowokowałam do takich wyznań, że guglać potrafisz (nie podawałam nigdy w wątpliwość), ale przyznam, że z Twojej strony trzeźwych sądów raczej nie oczekuję 😉
Kochani,melduję się po powrocie z wakacji 😀
W sumie melduję się praktycznie jednocześnie z kartką,która właśnie dotarła do Pyry.
Jeśli przybyliście Drogę Win Alzackich,a potem zahaczyliście o Drogę Win Jurajskich,by w końcu jedynie z lekka otrzeć się o Drogę Absyntu,a zapewniam Was,że taka trasa też istnieje: http://www.routedelabsinthe.com/en/absinthe-trail-interactive-map.html
to w rezultacie jesteście doskonałym materiałem na kilku tygodniową kurację w Baden-Baden,które to dane nam było minąć,gdzieś na tych wspaniałych niemieckich autostradach.Niestety opatrzność nie przewidziała przystanku w rzeczonym kurorcie i teraz będziemy mozolnie walczyć o dobry stan naszej wątroby jedynie w skromnych, domowych pieleszach 😉
Nemo-przemieszczając się z wolna i z ostrożna wzdłuż granicy francusko-szwajcarskiej przesyłałam Ci serdeczne pomachanka (cytat z Jolinka).
Opowieść wakacyjna numer 1
W niewielkim i sympatycznym hotelu w Strasburgu pan kelner uraczył nas poniższą opowieścią:obsługiwał wieczorem dosyć smętną,by nie powiedzieć ponurą parę-podczas całej kolacji nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.Następnego dnia rano madame zeszła do recepcji odziana jedynie w prześcieradło i poprosiła hotelową obsługę o pozbieranie jej odzienia z trawnika pod oknami.Wyjaśniła z lekkim zażenowaniem,iż małżonek był uprzejmy wyrzucić przez okno wszystkie jej ubrania,po czym wsiadł do samochodu i odjechał w nieznane.Ubranie madame zostało skrzętnie pozbierane,a małżeństwo, no cóż…do tej pory nie wiadomo,czy pozbierało jakoś do kupy swój związek.
A może Panie (i jeden pan) niezadowolone – dadzą nam wreszcie spokój!
Nemo,
poczytaj, co sama o blogu napisałaś:
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Tyrada.html
Niczym mnie nie prowokujesz. Zwłaszcza po tym wpisie.
„Powiedzcie, ileż można kopać się z koniem, wysłuchiwać absurdalnych pretensji w stylu ?daruj sobie złośliwości względem Oregonu. Moje dziecko tam pomieszkuje i jakoś nie
przewidywuje
samobójstwa, chamstwo z Twojej strony, takie sugerowanie?, hamować się resztkami sił, by nie nazwać takich uwag kretyńskimi,
no i być workiem treningowym dla zupełnie nieznanych mi sfrustrowanych ludzi? ”
Ja napisałam, że Dzieci się przeprowadziły do Oregonu, a nemo natychmiast, że samobójcy, według statystyk wynika, w tym Oregonie.
Wyobraź sobie nemo, że Ty piszesz, Twoja córka wyprowadziła się gdzieś tam , a ja natychmiast podsyłam staytstyki, że mordercy i gwałciciele tam grasują.
Bardzo miła jesteś, nic, tylko uklęknąć i podziękować.
Alicjo,
proponuję Ci życzliwie: nie pieprz bez sensu.
Bo nie wykluczam, że kiedyś na trzeźwo przeczytasz to jeszcze raz i dostrzeżesz kretynizm swoich pretensji.
Wtedy i teraz.
… i nie odgrażaj się tak, bo to śmieszne i żenujące 🙁
Dobranoc.
Barbaro-dziękuję Ci za ten bardzo ciekawy sznureczek dotyczący alzackich szyldów.
Rzeczywiście są piękne i obecne co krok.To takie małe dzieła sztuki i ja też fotografowałam je z ogromną radością,ale co by nie mówić niekoronowaną specjalistką od Alzacji jest Alina,bo mieszkała w tym regionie przez wiele lat.
Ja się nie odgrażam. Natomiast Ty podsumowałaś blog jak podsumowałaś. Przeczytaj wreszcie:
nemo
26 czerwca o godz. 13:05 497840
Jagodo, nie ciesz się za wcześnie 😉
Never complain, never explain.
Pod tym hasłem chciałam onegdaj zakończyć moją obecność na tym blogu.
Kto mnie do tej pory rozumiał, może przerwać lekturę w tym miejscu.
Komu mało, potrzebuje kawy na ławę albo po prostu jest ciekawy, to niech czyta dalej, ale niech nie marudzi, że niepotrzebnie sobie marnował czas.
Jeśli ewentualnie poczuje kolejny raz potrzebę ?dania odporu? czyli strzępienia języka nadaremno, jego sprawa.
Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Nie było mnie tu długo, ale widzę, że w rzucaniu się sobie nawzajem do gardła i szarpaniu nogawek dajecie sobie znakomicie radę beze mnie.
Spędziłam na tym forum ładnych parę lat i porzucenie go nie przyszło mi łatwo, ale with a little help from my friends?
Na forum tego blogu przyciągnęła mnie przed laty nadzieja na inspirujący kontakt (po polsku) z ludźmi na podobnym poziomie porozumienia ? intelektualnym (nie chodzi tu o wyższe wykształcenie) i etycznym, dorosłymi i emocjonalnie dojrzałymi, bo tak sobie
wyobrażałam czytelników ?Polityki?.
I spotkałam sporo interesujących, niebanalnych, dowcipnych osób z polotem i fantazją, a
także z podobnymi oczekiwaniami.
Bywało ciekawie, zabawnie, inspirująco do kuchennych eksperymentów i dyskusji na wiele tematów, a nawet okazjonalnej poezji
Z czasem jednak wielu zniechęcało się, milkło i w końcu dawało sobie spokój.
Z czasem też rozumiałam ich coraz lepiej i sama z rosnącym trudem znosiłam bycie obiektem do rozładowania cudzych frustracji i kompleksów.
Polskie piekiełko coraz bardziej dominowało nad kontaktem z ulubionymi komentatorami i sympatykami, coraz trudniej było nie ustąpić pola impertynentom, chamom, błaznom i klakierom.
Wraz z ubywaniem partnerów do rozmowy i pojawianiem się kolejnych trolli i zamulaczy rosła moja alienacja i uczucie niekompatybilności prawie pod każdym względem.
W końcu niemal każdy mój komentarz stawał się pretekstem do unoszenia się ?słusznym oburzeniem?, ?dawania odporu?, obrony Częstochowy, obrażania się w cudzym imieniu, snucia insynuacji, oczerniania i zwyczajnego grubiaństwa.
Niektórzy nie szczędzili nawet twórczego wysiłku w zmyślaniu moich rzekomych ataków, tylko po to, by mściwie zohydzić osobę,
która im nie pasuje, by maksymalnie obniżyć do niej zaufanie czy choćby sympatię.
Powiedzcie, ileż można kopać się z koniem, wysłuchiwać absurdalnych pretensji w stylu ?daruj sobie złośliwości względem Oregonu. Moje dziecko tam pomieszkuje i jakoś nie
przewidywuje
samobójstwa, chamstwo z Twojej strony, takie sugerowanie?, hamować się resztkami sił, by nie nazwać takich uwag kretyńskimi,
no i być workiem treningowym dla zupełnie nieznanych mi sfrustrowanych ludzi?
Gdy na forum najgłośniejsze są napastliwe i podłe komentarze, a głos tych nielicznych trzeźwych i kulturalnych (wiem, wiem, podobno jest ich większość, ale niewielu ma odwagę się odezwać), ginie we wrzawie wzniecanej przez paru zawistnych intrygantów, to cóż tu po mnie?
Nie jest mi po drodze z osobami prostackimi, obcesowymi i grubiańskimi, które ostentacyjnie obnoszoną niechęcią do ?szkiełka i oka? maskują własne kompleksy edukacyjne i zwyczajne braki w dobrym wychowaniu.
Nie dam sobie narzucić takich standardów, a w starciu z nimi otrzymałam za mało wsparcia, aby mieć siły i motywację do dalszego się ?udzielania?.
Ponadto co jakiś czas pojawiały się sugestie, że nieznane dotąd talenty są przeze mnie
No to dałam im szansę.
Zaglądam czasami, ale nie dostrzegam możliwych dla mnie punktów zaczepienia dla dialogu, i jakoś nie mam już ochoty
dzielić się moim życiem z ?podczytywaczami?, którzy chwilami ubolewają, że do czytania zostaje im jakiś Henryk czy inne ?duże? litery.
Odzwyczajam się zatem, choć po tylu latach odwyk nie jest łatwy.
W wolnych chwilach czytam więc sobie trochę blogowe archiwum, wspominam fajne momenty sprzed paru lat i fajnych ludzi,
i się zastanawiam, jak ewoluowaliśmy (Towarzystwo i ja) w tym czasie.
Niemiłe uczucie, które mnie nie raz nachodziło, gdy Gospodarz reagował na moje bezczelne wątpliwości co do niektórych jego ?rewelacji?, pojawiło się na nowo, a jak dotarłam do tego:
znów wylądowaliśmy w tym samym pokoju o pysznej nazwie St. Laurent (czerwone wino, o którym niegdyś błędnie pisałem ? białe i dopiero po dyskretnej uwadze paOLOre zmieniłem zdanie)
zapaliło mi się światełko. Wreszcie pojęłam, jak to funkcjonuje.
Dwa lata wcześniej (6 sierpnia 2010 godz. 11:37) brzmiało to tak:
?jestem słaby w rozróżnianiu kolorów. Wlazłem więc do piwniczki, wyciągnąłem ostatnio kupioną flaszkę St.Laurent i poprosiłem kobiety by wypowiedziały sie o kolorze płynu. Wszystkie trzy powiedziały: BIAŁE!?
Bo nemo i PaOlOre ośmielili się twierdzić, że czerwone?
Tak, Nisiu. Tak się właśnie ze swoich czytelników i gości robi idiotów. Koncertowych.
A potem to credo:
?Mam za złe autorom komentarzy wzbudzających u innych wesołość. Nie lubię besserwiserstwa a większość to uwielbia (?)
złoszczą mnie i przeszkadzają wpisy, które innych radują?
Zaskakujące i przykre.
Czy tylko dla mnie?
Nikt jakoś nie zareagował?
Ma za złe? musiał cierpieć przez całe lata, kiedy nam było do śmiechu 🙁
Jedni go złoszczą i przeszkadzają, innym ma za złe, trzecim wytyka besserwisserstwo?
A ja się łapię we wszystkie kategorie?
Persona non grata w 300 procentach 😀
Ale co to jest besserwisserstwo?
Udzielenie rzetelnej informacji czy upieranie się przy swoim ?ja wiem lepiej i moje kobiety to potwierdzają??
Besser wissen = wiedzieć lepiej
Brnąć w zaparte, łgać w żywe oczy, byle nie przyznać się do pomyłki?
A jeśli przyznać, to mimochodem i najwcześniej po 2 latach?
Właściwie to cały szereg takich zdarzeń powinien był mnie już dawno zniechęcić (jak niejednego przede mną),
i zniechęcał na jakiś czas, ale potem wracałam, uzależnienie ma swoje konsekwencje?
Wiem, że TEN blog stał się dla wielu bywalców (dla mnie też) miejscem spotkań jakoś oswojonych i zaprzyjaźnionych ludzi,
z możliwością wymiany ploteczek, biuletynów zdrowotnych, pogaduszek, dzielenia radościami i smutkami czyli zaspokajania całkowicie zrozumiałych życiowych potrzeb.
Jeśli do tego możliwa była sympatyczna wymiana pomysłów, interesujących przepisów, żartów, bonmotów, podróżniczych wrażeń,
zaskakujących spostrzeżeń ? było tu warto bywać mimo scysji i konfliktów, niekiedy nie do uniknięcia przy tylu różnych osobowościach i charakterach, i tej formie kontaktu.
W końcu jednak miarka się przebrała, credo zostało wygłoszone, żarty nie są mile widziane, klakierzy i pochlebcy ? wręcz przeciwnie.
Na forum pojawił się po stokroć przeżuwany banał i miałkość, i jakoś odechciewa się chcieć?
Zabrakło mi tego zafrapowania i ciekawości, szerzy się (z paroma wyjątkami) jałowość i nijakość.
To (prawie każdorazowe) ściąganie co błyskotliwszych komentatorów do poziomu percepcyjnego jednej pani stało się tak przewidywalne, że aż nudne?
Nie biorę odpowiedzialności za to jaką opinię na mój temat wytwarza sobie ktoś czytający wpisy, ani też nie rozumiem potrzeby ogłaszania tej opinii na publicznym forum.
Ocena innych jest wypadkową wielu czynników, m.in. projekcją własnych cech (często nieakceptowanych) i więcej mówi o oceniającym niż ocenianym?
Recenzentów nigdy tu nie brakowało
A wychowywać dorosłych ludzi i chandryczyć się o psychologiczno-socjologiczne imponderabilia lubią ciągle te same osoby?
Dodam jeszcze, że zaskoczyło mnie, jak wiele osób zamilkło wraz ze mną.
Odczytuję to jako oznakę dezaprobaty dla takiego sposobu prowadzenia blogu.
Czy wywarło to jakieś wrażenie na Gospodarzu?
Nic na to na razie nie wskazuje.
Może nawet odetchnął z ulgą.
Póki klikalność jest wysoka, wszystko jest OK
Mówią niektórzy ? nie ma ?nas?.
Może i nie ma.
Każdy jest sobie sam ? sterem, żeglarzem, okrętem.
Czasem wiatry mu sprzyjają, czasem wpada na mieliznę lub obiera kurs kolizyjny, czasem szukając przyjaznego portu błądzi we mgle jak ?Latający Holender?, a czasem zwisają mu smętnie żagle, rum (czerwone wino?) odbiera świadomość i dobrze by było pójść spać (albo ogarnąć takielunek) zamiast pleść ciągle te same androny?
Nie wiem, czy po tej tyradzie będę tu jeszcze dobrze widziana, więc bywajcie zdrowi i pamiętajcie, na tym kawałku wirtualnej przestrzeni świat się nie kończy.
Fajnie podsumowałaś ten blog, prawda?
Szczerość nie radość, Alicjo.
W którym punkcie się nie zgadzasz?
PS. Nie postawiłam aż tylu znaków zapytania.
Dziwne, że tu jeszcze zaglądasz, nemo.
Nikt nie odpowiada Twoim kryteriom, łącznie z Gospodarzem.
Chciałabyś mnie wyprosić?
Uzurpujesz sobie w ogóle jakieś prawo do pytania, dlaczego ktoś na ten blog zagląda?
Nemo,
nic sobie nie uzurpuję. Bardzo dotknęło mnie to, co napisałaś wtedy. Przeczytaj dokładnie.
Ja nikogo nie wypraszam i nigdy nie miałam takiej intencji.
nemo
5 lipca o godz. 0:56 543107
Szczerość nie radość, Alicjo.
W którym punkcie się nie zgadzasz?
PS. Nie postawiłam aż tylu znaków zapytania.
Znaki zapytania to przeróbka kopiowania. Nie zgadzam sie w każdym punkcie z Tobą, a zwłaszcza w jednym, poza – dlaczego trzymasz się tego blogu, skoro tak Ci nie odpowiada?
Może lepiej Ty przeczytaj dokładnie i przytocz całą dyskusję, w której wówczas wziął udział także Placek.
Umiesz guglać, to się wykaż, jest okazja.
Pewnie nadal nie pojmujesz absurdalności tamtej dyskusji, która w najmniejszym stopniu nie odnosiła się ani do Ciebie, ani twojej rodziny.
Oregon kują, Alicja kopyto podstawia 🙄
Przy okazji naucz się edytować cytaty.
I do licha, guzik Cię obchodzi, dlaczego tu bywam lub nie bywam.
Gospodarz, jeśli zechce, może mnie zbanować (może wystosujesz odpowiednią petycję 😉 ), a Ty do tego czasu musisz znosić moją tu obecność i już.
W żadnym punkcie, nemo.
Nie zaglądam na blogi, których nie lubię i nie znoszę.
Witam, znam 3 prawdy, którą wybrać?
Durna jestem i nie pojmuję Twoich wpisów.
Łącznie z tym, który zapodałam. Skoro to pastwisko jest takie durne, takie intelektualnie poniżej Twojej poprzeczki, to…samo się nasuwa pytanie.
yurek,
czwartą 🙂
nemo,
przeczytaj jeszcze raz
– TY WIESZ LEPIEJ i Ty chciałabyś poustawiać wszystkich pięknie, według swojego pomysłu. Tak określiłaś blogowisko. Jesteś trochę wredna prymuska, nie każdy musi być taki, jak Ty. Ja jestem wredna naprzeciwko 🙂
p.s. Placek? Cha cha…
Zamyslilam sie nad odwrotnoscia „wrednej prymuski”. Mam nawet pare pomyslow. Ale sie nie podziele, bo Alicja musi odespac ten swoj stan ducha i umyslu.
Bingo.
Heleno,
podsuwam poduszkę 😉
Jeśli ktokolwiek ma ochotę na zimny prysznic to zapraszam do siebie. Mogę polewać zimną wodą ze studni. Wężem, zraszaczem, konewką, wiaderkiem. Mogę nakładać na głowę zimne mokre ręczniki, owijać w mokre prześcieradła. Wszystko gratis.
Jest jeden warunek: Poczas upału nie należy (cytat za Sławkiem Paryskim 🙂 ) otwierać paszczy.
Jeśli ten jedyny warynek zostanie spełniony w ramach zadośćuczyniennia za trudny do spełnienia warunek będę podawał proseco , karmił ostatnimi w sezonie truskawkami lub pyszną konfiturą prosto z rodowych kryształów, podawał białe wino udające czerwowne lub odwrotnie.
Jadę na targ zrobić zakupy. Potem jestem do dyspozycji 🙂
Na marginesie anegdoty przytoczonej przez Danuśkę. Sądy Rodzinne, od lat, rejestrują zwiększoną liczbę wniosków rozwodowych po wakacjach 🙁
Ludzie liczą na to, że wspólny urlop pozwoli im ponaprawiać nadwątlone i poszarpane relacje. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Skazani są na siebie w zamkniętej przestrzeni pokoju hotelowego, w samochodzie. Nie da się uciec w pracę zawodową czy domową. Do starych, nierozwiązanych napięć, dochodzą te związane z wyzwaniami i rozczarowaniami urlopowymi 👿
Na moich trawnikach łaźnia parowa. Serwis meteo podawał o 7.30 + 22 stopnie, wyjrzało słonko zza wysokiej mgiełki i natychmiast skoczyło na 25. Żadnego powiewu, parno. Radzio ani nie chciał łazić – wolał leżeć w trawie w cieniu, ani wracać do domu; zapierał się wszystkimi łapami.
Spędziliśmy z Jagodowym niezwykle udany tydzień w Sztokholmie, Upssali i w okolicach Heby (u ASzysza)
Na tle tego co napisałam wyżej brzmi to, jak autoreklama naszego małżeństwa, ale niech tam 😉
Znaliśmy dotychczas, co nieco, zachodnią część Szwecji. Sztokholm oczarował nas swoim pięknem. Przewodniki podają, że 1/3 tego miasta to woda, 1/3 zieleń i 1/3 zabudowa. Tworzy to piękną i przyjazną kompozycję. Równie sympatyczne wrażenie robi Uppsala. Spacerując po centrum, ma się wrażenie kameralnego 20 tys. miasteczka. Tymczasem Uppsala liczy sobie dziesięć razy tyle mieszkańców.
Pływanie pomiędzy szkierami to jedyne, w swoim rodzaju, przeżycie. Dla samych szkierów warto lecieć do Sztokholmu. Szwedzi, wbrew stereotypom, są bardzo ciepli, otwarci i pomocni wobec turystów.
ASzysz zawiózł nas do nieczynnej już kopalni srebra w Sali. W jego domu byliśmy pod ogromnym wrażeniem dziesięciu przyjaznych, rozbrykanych spanieli (cavalier king charles spaniel) w wieki od 1 do 11 lat. Koni, otwarte przestrzeni. I oczywiście midsommarowej kolacji 😆
Złota sala (noblowska) w sztokholmskim ratuszu, to coś, co koniecznie trzeba zobaczyć. Podobnie z, wydobytym z dna morza, zatoniętym podczas dziewiczego rejsu jeszcze w porcie, wydobytym na powierzchnię po 333 latach, okrętem Waza. Zresztą jest tych urokliwych miejsc dużo, dużo więcej 😎
Kulinarnie oddawałam się rozpuście podczas hotelowych śniadań. Były wyjątkowo różnorodne, z salką z jedzeniem azjatyckim włącznie. Ja oddałam serce i żołądek galvaksowi, śledziom przyrządzanym na wiele sposobów. Nie jest to może najbardziej typowy zestaw śniadaniowy, ale korzystałam z okazji do wypęku 😉
To, co nas zaskoczyło i rozbawiło, to zakaz kupna alkoholu w sklepie wolnocłowym na lotnisku, przez pasażerów lecących na teren UE. Dlaczego? 😯 🙄
Co kraj, to obyczaj 😉
Sztokholm koniecznie trzeba odwiedzić. Jest drogi, ale odpowiednio planując, korzystając z różnego rodzaju kart i promocji, można koszty znacznie obniżyć 😎
Krystyno,
Doświadczenia z piecem jak najbardziej przydadzą się w przyszłości. Tam jest za ładnie, by tam nie wrócić. Poza tym mamy stałe zaproszenie 😉
Ależ fajnie – Danuśka z Alainem trzeźwieją po starannie wybranej trasie wakacyjnej, Jagoda wróciła pełna śledzi i zachwytów skandynawskich, a Nemo wykorzystała w pełni jeden bilet abonamentowy na przemieszczanie się po Helwecji. Młodsza natomiast, z kolegami, wykorzystuje dzisiejszą przerwę w kursie, na wizytę w Republice Irlandii – Grobla Olbrzymów, wybrzeże klifowe, te sprawy. Napisała, że jeżeli spotka elfy, krasnoludy, czarownice i inne takie, to zaprosi do nas, do domu.
Dzięki serdeczne za podpowiedzi. Wszystkie restauracje w zasięgu „ręki” bowiem kwaterujemy w Białowieży. Wczorajsze obchody Kupalla pozostaną niezapomniane. Zarówno w pamięci jak i utrwalone chłodnym okiem kamery rozgrzanej wspaniałym śpiewem i tańcami grup regionalnych z Białorusi. Niestety zmęczenie całodzienną jazdą nie pozwoliło dotrwać do końca. Sztuczne ognie, puszczanie wianków oraz zatarczki rozochoconej (piwem) młodzieży pozostawiliśmy licznie zgromadzonej publice.
Z zemsty Kupalla zamknął nam drzwi do Bajecznego Domku – naszej kwatery. Wejście przez balkon zakończyło przyjazne utarczki z bohaterem wieczoru.
Ludziczkowie mileńcy. Za gorąco? Spryskajcie twarz zimną wodą. Pomaga. Po kiego licha wyciągacie jakieś przeszłe sprawy. Blog Panapiotrowy to nie obrady sejmiku. Cieszcie się sobą, naszym blogowym gaduleniem i PROSZĘ – NIE SPRAWIAJCIE PRZYKROŚCI GOSPODARZOWI.
Dzien dobry,
Echidno,
Irek dobrze prawi – Carska i Stoczek, bardzo dobre. Dosc formalne, wiec w ubraniach swobodnych to raczej nie bardzo. Niezle Siolo Budy – polaczone ze skansenem i galeria, gdzie mozna bylo nabyc wiadomo droga makatki, hafty itp typowe dla moich ukochanych stron. Najlepiej jednak karmia w domu letnim mojej mamusi niedaleko zalewu Luka.
Czy mialam szanse sie pochwalic ze 21 lecimy z Odsasem wlasnie tam? Oj jak sie ciesze :)).
A poza tym prawo Murphego dziala. Po tygodniu nieziemskich upalow, w pierwsza wolna niedziele od trzech tygodni leje :(. Ja wiem ze to dobrze, ale plany szlag trafil. Czlowiek mysli, Pan Bog krysli ;).
Echidno, Jolly, udanego pobytu na Memłonie 😆
Wróciłem z targu z ostatnimi w tym roku truskawkami. Dwie pełne kobiałki po 3 kilogramy. Truskawka ciemna, zwarta, bardzo słodka, idealna na konfiturę. Końcówka sezonu dobrze się truskawce przysłużyła. Wczoraj kupiłem słoiki i zakrętki w motywem truskawki. Będzie ładnie się komponowało. Poza tym gorąc straszny.
Echidno,
pewnie masz w planie wycieczkę po puszczy. Jeśli nie , to bardzo zachęcam, choć nie wiem, czy upały na to pozwolą. Do puszczy można wejść tylko z przewodnikiem, najlepiej bardzo małą grupką osób rzeczywiście zainteresowanych. Naprawdę jest co oglądać i w Białowieży, i w okolicach.
Propozycja Misia kusząca. Miś może polewać się do woli, a u mnie są ograniczenia dotyczące zużycia wody. Podlewać ogródki można w godzinach od 23 do 5.00, ale chyba nie wszyscy tego przestrzegają. Poza tym modne są ostatnio spore baseny dla dzieci, do których napełnienia potrzeba sporo wody. Wczoraj wieczorem było słabe ciśnienie w kranach.
Szwedzi mają zupę szkierową, o czym dowiedziałam się z niedawno oglądanego filmu szwedzkiego ” Żółte cytrynki”/ gastronomia + zawirowania uczuciowe = happy end/. Domyśliłam się, że tak nazywana jest zupa rybna.
echidno -jesteście tak blisko, że możliwe jest nasze spotkanie. Mieszkam w okolicach Kleszczel i jeśli tędy będzie wiodła Wasz droga to serdecznie zapraszam. Gdy podejmiecie pozytywną decyzję, podam telefon i się umówimy.
Spryskałam twarz zimną wodą, zdjęłam spódnicę i bluzkę na rzecz krótkiego chałata. Teraz myślę żeby może zrezygnować z intymnej garderoby. Gorąco i duszno
Jemy obiad; wróć! Jemy lody obiadowe, Po prostu w misce każde z nad dostało wielką kostkę lodów waniliowych, na to sypnęliśmy malinami, na to wszystko bitą śmietanę po własnym uważaniu. Żadne z nas takiej porcji nie dało rady; innego obiadu nie będzie.
Pijemy lemoniadę,którą Latorośl przygotowała w największym domowym dzbanku:
-2 plastry pomarańczy
-3 plasterki limonki
-kilka listków mięty
Duuużo wody oraz duuużo kostek lodu.Ten napój występuje też u nas w wersji z wanilią (w laskach) zamiast mięty.Właściwie domowe lemoniady można wyprodukować z bardzo wielu różnych składników,o czym już niejednokrotnie napomykała Pyra i inni blogowicze również.
W rodzinie Alaina zapanowała natomiast moda na soki warzywne,owocowe albo warzywno-owocowe prosto z sokowirówki.Piliśmy te soki w różnych,czasem bardzo zaskakujących kombinacjach np.seler naciowy,marchewka,jabłko i …morele.
Powiem krótko-smaczne,zdrowe i świetne na upały.Od jutra robię rekonesans sokowirókowy 🙂
Mnie,tak jak Echidnie,jest też niezwykle przykro,że Nemo i Alicja stale wyciągają
na światło dzienne jakieś stare sprawy i dawno przez wszystkich zapomniane historie.
Podlewanie nieustająco nowym sosem niegdysiejszych zatargów,to z całą pewnością nie jest sposób,by budować zgodę i dobry nastrój.Jest mi smutno,głupio i niezręcznie znowu to wszystko czytać i uczestniczyć w kolejnej awanturze.
A dookoła upalne,ale przecież piękne lato i sporo sympatycznych osób na blogu 🙂
Na temat lemoniad i soków – mogę; nt Dwóch Kumoszek nawet się nie zająknę, bo znów usłyszę, jak w pierwszej klasie – Prose Pani, a ona piersa,
– A ona się bije
itd, itp Na archeologię wspominkową remedium niestety nie znam. Każda będzie hołubić rachunki krzywd i tyle.
Danuśka,
Jagodowy od dawna robi takie soki. Zimą z buraków ćwikłowych, selera, marchwi, pietruszki i jabłka. Latem bardziej urozmaicone.
Dzisiaj mamy gaspacho 😉
W Sztokholmie można łowić łososie w centrum miasta. Złowione ryby można zanieść do restauracji, w której kuchnia je odpowiednio przyrządzi i poda 🙂 Wino trzeba kupić 😉
Danuśka, teraz w modzie są wyciskarki do soków 🙂 Ponoć nie nagrzewają tak produktów i zachowują więcej wartości odżywczych.
Jagodowy,jak widzę,ma wiele pomysłów i talentów.Dla mnie pozostanie specem od aromatyczno-egzotycznej kawy 😉
Jagodo-szkoda,że nie wiedzieliśmy o tym łowieniu łososi podczas naszej wyprawy do Szkokholmu.Ciekawe tylko,ile kosztuje pozwolenie,bo zapewne trzeba wykupić?
Fajnie,że miałaś okazję poznać Aszysza,też bym chciała….
Jadowite, zakompleksione brednie wyciagaja, niestety stale te same osoby. Sugestia Nemo aby owinac glowe mokrym recznkiem, wywolala natychmiastowy wylew resentymentow, coraz glupszych, coraz agresywniejszych, coraz bardziej prostackich. A wszystko to jeszcze podlane sosikiem, niestety, antysemickiem, ledwo hamowanym albo i nie hamowanym. Rzadko ktos, jak Krysiade, zaprotestuje. What else is new? Typowe polskie forum. 🙁
Krystyno – ta woda to chyba właśnie w nocy była najbardziej potrzebna 😉
Ten deszcz od Jolly też pewnie do nas przywędruje. Za parę dni.
Chyba ustawię sobie dzisiaj to zdjęcie kulki lodu od Nemo jako tapetę w komputerze 🙂
Cytat z Zofii Stryjeńskiej:
„Mózg rozciapany upałem.
– Zocha”
Aktualne to dzisiaj u mnie. A jutro do pracy, z takim rozciapcianym 😀
Boziu! Bo zacznę tłuc te durne łby! Heleno! Musisz?
Asiu,
Ja z rozrzewnieniem wspominam te 16 stopni kilka dni temu na Kaszubach i chłodzę się wiatrakiem 😉
Ewo – jak tydzień temu było 16 to narzekałam, że muszę w kurtce do pracy jeździć.
Nie musze, Pyro. Tak jak nie musze tu przychodzic. Ale skoro sie przychodzi, to udawanie, ze sie nie zauwazylo wypuszczonego glosnego cuchnacego baka, jakby sprawy do konca nie zalatwialo. Bo co sie stanie jesli na blogu, nie daj Boze, pojawi sie np Murzyn? Albo Rom? Czy wezmiesz go w obrone przed „milym kolega”?
Danuska
Przejezdzalam przez Twoja Owernie. Nawet z drogi sa tam piekne widoki . Przypomnialy mi sie moje wakacje w Brioude 15 lat temu.
Danuśko, krążę od jakiegoś czasu wokół tematu sokowirówek i wyciskarek. Sporo poczytałam, rzeczywiście te drugie są o tyle lepsze, że poradzą sobie z każdym owocem, warzywem, ale też wycisną soki z zieleniny (natka itp.). Jak Małgosia pisze, nie zmieniają temperatury soku, są dokładniejsze, mocniejsze. Są jednak kilkakrotnie droższe. Podrzucam link do przykładowego, małego rankingu, warto poczytać.
http://www.olgasmile.com/przepisy-tagi/test-wyciskarek
A może ktoś z naszego Towarzystwa blogowego już przetestował podobny sprzęt i chętny do podzielenia się uwagami 🙂
Mam w domu od lat cos takiego:
http://www.amazon.com/Cuisinart-CJE-500-Extractor-Certified-Refurbished/dp/B00R37R9OI/ref=sr_1_25?s=home-garden&ie=UTF8&qid=1436110569&sr=1-25-spons&keywords=deluxe+juice+extractor
Moja nie jest Cuisinart (to znakomita firma) ale tez jest bardzo dobra, latwa w obsludze i myciu. Z nierdzewnej stali sa zazwyczaj drogie, moja z plastiku, ale nie narzekam. Jedyny feler, ze po jakims czasie nie chce sie wyciagac i robic sokow.
Moja jest firmy Breville.
Elapa-ogólnie rzecz biorąc piękna „nasza” Francja cała 😀
Alzacją jestem oczarowana,miasteczka,które mija się na Drodze Win Alzackich są jak z bajki.Przygotowuję zresztą fotoreportaż to zobaczycie sami.A z degustacjami niestety nie można było zaszaleć,bo Osobisty Wędkarz praktycznie stale za kółkiem.Tym razem na wakacje nie zabrał nawet najmniejszej wędki(!)a były i piękne rzeki i jeziora po drodze.
Skoro jestem przy rybach to wspomnę specjalność regionu Jura i Franche-Comte:
frytura z karpia.Mięso karpia kroi się w paski,obtacza w mące i smaży w głębokim tłuszczu.Na talerzu wszystko ląduje w towarzystwie frytek,koniecznie takich z gruba ciosanych,domowej roboty.Palce lizać 🙂
Natomiast moja Droga Teściowa przygotowała na kolację suflet z resztek rybnych z poprzedniego obiadu.W kwestii tart,zapiekanek oraz sufletów przyznaję jej najwyższe miejsce na podium 🙂 Tarta też była:jabłkowo-rabarbarowa.Rabarbar z własnego ogródka.
Dziewczyny-dzięki za cenne uwagi o sokowirówkach i wyciskarkach.
Poczytam jeszcze sznureczek Barbary.
Dzieciaki mają Oscara DA-1000, są zadowoleni.
No właśnie, to jest argument którym mój mąż stara się mnie zniechęcic do kupna. Dawno, gdy dzieci były małe, sokowirówka była często w użyciu. Zapał jednak minął, nikt nie miał czasu na zabawy z czyszczeniem, myciem, no i w sprzedaży pojawiły się soki gotowe. Oczywiście to nie to samo, dlatego zamarzyła mi się taka nowocześniejsza pomoc domowa i nęci wizja kombinacji smakowych, które mogłabym sama komponować. Szczególnie usilnie rozmyślałam przetwarzając czarną porzeczkę na galaretkę. Najpierw rozdrobnienie w malakserze, następnie przetarcie przez sito i w końcu zmiksowanie z cukrem. Taka wyciskarka, myślę, skróciłaby ten cały proces.
Pod wzgledzm gastronomicznym moj pobyt na poludniu nie byl zbyt udany. Bylo bardzo goraco i na sama mysl o bouillbaisse splywaly ze mnie poty a o miesie nie wspomne. Salaty i lody popijane woda. Przez tydzien nie wypilam kieliszka wina. Owoce tamtejsze : morele, brzoskwinie i melony mialy calkiem inny smak niz u nas.
Barbaro – ja robię galaretkę (nauczyła mnie Teściowa) w sposób barbarzyńsko – skuteczny. Owoce wsypuję partiami do pończochy, gniotę i wyciskam ile sił. Odmierzam – ile kubków soku, tyle kubków cukru. Pałką w makutrze rozcieram cukier do rozpuszczenia. Rozlewam w słoiki. Po kilku godzinach stoi, jak słup.
Jesli ktos chce poczytac przyjemne, „staroswieckie” kryminaly, dziejace sie we Francji, w malym miasteczku St Denis w rejonie Perigordu, opisujace bardzo starannie kuchnie regionalna, wina oraz (uwaga Jolly Rogers) rugby, to polecam serie z inspektorem Bruno. Autorem jest Anglik zakochany we Francji i jej kuchni, Martin Walker. A o rugby dlatego jest sporo, ze Inspektor Bruno w weekendy uczy miejscowe dzieci tej gry i np bardzo zabawnie objasnia czym sie rozni gra Anglikow, Szkotow, Walijczykow i Francuzow. Podobno po stylu gry mozna sporo powiedziec o temperamencie narodowym rugbistow. Ae najwiecej jest o kuchni. Juz umialabym upiec nad ognuem koze. Albo przyrzadzic wspanialy omlet z truflami i dobrac do niego odpowiednie wino.
Martin Walker napisal do tej pory 7 ksiazek z inspektorem Bruno, jestem w srodku trzeciej. Naprawde fajne.
Martina Walkera pamietam bardzo dobrze gdy byl korespondentem BBC.
Barbaro, z tej sokowyciskarki wychdzi genialny wrecz sok z marchwi. Komerycyjne sie nie umywaja, gdyz ten sok jest bardzo nietrwaly i musi byc spozyty po wycisnieciu. Te soki, ktore sa sprzedawane w „barach sokowych” i robione na miejscu, sa niestety robione z marchwi nieorganicznej i nieobranej . A wszystkie jarzyny (proczc ziemniakow) dojrzewajace pod ziemia, niestety najwiecej chemii wchlaniaja z samego wierzchu skorki – tak kiedys czytalam. Wiec marhew, korzen pietruszki czy buraki lepiej obierac.
Danuśka,
Informacja od Aszysza jest taka:
Nie ma opłat, trzeba przestrzegać paru zasad:
http://stockholmtourist.blogspot.se/2013/08/fishing-in-stockholm.html
Heleno-te wszystkie opowieści o Anglikach czy też Amerykanach zakochanych w Prowansji albo Toskanii czytam pasjami.Niektórzy z nich są też zakochani w Bretanii 🙂
Elapa ma szczęście mieszkać na pięknym skrawku ziemi.
Kiedyś siostra Alaina pytała mnie,który region Francji lubię najbardziej.Nie potrafiłam jej odpowiedzieć na to pytanie,a na dodatek jeszcze przecież wszystkich nie znam 😉
A Marek to chyba spływa potem smażąc swoje konfitury truskawkowe?
U nas obiad był na zimno-plastry polędwiczek wieprzowych,duszonych dwa dni wcześniej w sosie sezamowo-orzechowo-sojowo i coś tam.Muszę dokładnie zapytać o przepis moją młodzież,bo to mięso było bardzo smaczne. Do polędwiczek tylko pomidory z oliwą i bazylią.
U rodziny Alaina widziałam zatem i piłam soki z wyciskarki.
Jagodo-dziękuję 🙂
Heleno, pooglądałam podpowiedzianą przez Ciebie Cuisinart. Rzeczywiście wygląda bardzo solidnie i ładnie się prezentuje. Dziękuję za podrzucenie sznureczka. Pasjami lubię oglądac i „chodzic” po takich sklepach nie ruszając się z domu. Mam teraz o czym myśleć.
Pyro, wygląda na to, że Ty jesteś bardzo silną kobietą. Co prawda porzeczka taka oporna nie jest i łatwo się zgniata, ale ile się trzeba namocowac żeby tych kilka słoiczków wyszło. Nie wspomnę już o tej makutrze. Tak kiedyś robiłam galaretki z moim tatą. Wyciskaliśmy miąższ specjalną maszynką na ręczną korbkę. Co chwilę trzeba było pozbywać się wytłoczyn, bo się zatykało. Później ucieranie z cukrem, oj, nie było lekko. A taka maszyna migiem się upora.
Heleno – po polsku został na razie wydany chyba tylko jeden tom. I oczywiście nie jest to pierwsza część tylko druga „Mroczna Winnica” z 2009 r.
Dlaczego jak zwykle wyciskarki do soków są o wiele tańsze niż u nas?
Tańsze w USA, zapomniałam dodać 🙂
„Mroczna winnica”: http://pierwsze.pl/?page_id=497
Heleno, dzięki za podrzucony do Amazona sznureczek. Maszyna Cuisinart bardzo dobrze się prezentuje, wygląda solidnie i jest ładna (co też nie bez znaczenia). Pooglądałam, powędrowałam znacznie dalej i teraz mam o czym myślec 🙂
Pyro, wygląda na to żeś jest silną kobietą i w dodatku pracowitą! Taka porzeczka może nie jest zbyt oporna i łatwo się daje zgnieśc, ale żeby tak własnoręcznie tę skarpetę tylekroć wyciskac, to nie na moje siły. Nie wspomnę o makutrze, też się trzeba namocowac. Tak kiedyś galaretkę robiłam z moim tatą, ale wyciskaliśmy w maszynie na ręczną korbkę, okropnośc, ciągle trzeba było przerywac i wyrzucać wytłoczyny, bo się zapychała. Później jeszcze to ucieranie z cukrem, ojej! Dlatego chętnie rozglądam się za jakąś silną maszyną, która mnie wyręczy.
Napisałam komentarz dwukrotnie, ale odleciał gdzieś w siną dal. Dawno mi się to nie zdarzyło. Czyżby znów jakieś słowa były zakazane, brzydkich nie używałam 🙂
W temacie wyciskarek – kupić pionową, żeby po ustaniu entuzjazmu zajmowała mało miejsca w kuchni. Soki bardzo smaczne. Zwłaszcza pomidorowy na zimę. Warto mieć.
Spoko wodza daję radę. Potem słynąłem po wypiciu czeskiego piwa. Raz w tygodniu mogę sobie pozwolić. Ostatnio kolega na mnie spojrzał wzrokiem bazyliszka gdy piłem wodę z kranu 🙂
Ja w Francji zakochałem się na amen z powodu urody,ale charakter też mi odpowiada. Niestety z powodów finansowych jest to wyjątkowo trudna miłość.
No to jeszcze raz: Helenie dziękuję za link do „maszyny” , bardzo ładnie i solidnie się prezentuje. Pooglądałam i rzeczywiście te ceny są niesprawiedliwe, tu dużo drożej.
Pyro, jesteś silną i pracowitą kobietą, tym wyciskaniem ręcznym mnie zadziwiłaś, do tego jeszcze ta makutra, podziwiam szczerze. Kiedyś podobnie pracowicie wytwarzałam te galaretki do spółki z moim tatą, oj co za robota to była, Teraz leniwa jestem coraz bardziej i coraz chętniej rozglądam się za „zastępstwem”.
Mroczna winnice skonczylam wczoraj w nocy. I tam chyba wlasnie sporo o rugby. Teraz czytam „Tlok w grobowcu” albo jakos tak.
Danusko, WSZYSCY kochaja ksiazki o Francji lub z akcja umieszczna we Francji, zwlaszcza jak jest duzo o jedzeniu. Peter Mayle na tym majatek zbil i moze si teraz e obzerac truflami od rana do nocy. W rejonie Perigordu miesjcowi maja sporo problemow z ecolos, ktorzy im wypuszczaja na wolnosc kaczki i gesi hodowane na otluszczenie watroby.
Jeszcze raz o wyciskarkach – można kupić ślimakową, w urodzie starej do mięsa /taka przykręcana do blatu/ w cenie mniejszej niż 100 zł.
Basiu – od wielu lat już nie robię galaretek – nie mam ogrodu i nie mam zapotrzebowania. Alem kiedyś? Ja wcale nie jestem silna i pracowita. Ta prymitywna technikam pozwalała uzyskać doskonały produkt bez obierania owoców. Trzeba było tylko dokładnie umyć. Po drugie można było naciągnąć męża do pomocy, po trzecie przez pończochę miąższ przechodził, ale pestki i skórki nie. Wyciśnięta zawartość lądowała na kompostniku. Majtanie pałką po makutrze było proste, tylko nudne. Raz w roku, 12 słoików dżemowych.
Galaretkę zrobię z czerwonych porzeczek, zresztą wg przepisu Gospodarzostwa, już kilka razy wypróbowanego. Wykonanie nie jest pracochłonne tak jak w przypadku galaretki z czarnych porzeczek. Moje porzeczki/ po jednym krzaku każdej z nich/ już dojrzewają. Przede wszystkim jednak będę je jadła na surowo.
Może to dziwne, a może wcale nie, ale nie przepadam za sokami. Owszem, pije, ale dość rzadko. Wolę zjeść cały owoc, gorzej z warzywami, bo nie wszystkie można konsumować na surowo.
Asiu,
to chyba Ty wspominałaś niedawno o książce ” Czarny anioł, opowieść o Ewie Demarczyk” autorstwa Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz – Oboładze. Właśnie z żalem ją kończę, bo czyta się to znakomicie.
A ostatnio w Empiku zauważyłam wznowiony po wielu latach cykl francuskiego autora Maurice’ a Druon ” Królowie przeklęci”, na razie pierwszy tom, w twardej okładce i inna tłumaczka.Mam w domu wszystkie tomy i może kiedyś wrócę do tej lektury. Z takich książek można uczyć się historii.
Misiu,
może w wolnej chwili pokażesz nam efekty Twojej pracy – te piękne słoiczki z dżemem, oczywiście kiedy zakończysz pracę i odpoczniesz.
Jeśli chodzi o kryminały, to chętnie przeniosę się do Francji, bo szwedzką policję i przestępczość poznałam już dość dobrze, polską także.
yahoo.com/yhs/search;_ylt=A0LEVvhDa5lV9w0A5f0nnIlQ;_ylc=X1MDMTM1MTE5NTY4NwRfcgMyBGZyA3locy1tb3ppbGxhLTAwMgRncHJpZANvMmlaMkRldFR6SzZUQ0JoaXZiRzdBBG5fcnNsdAMwBG5fc3VnZwMxMARvcmlnaW4Dc2VhcmNoLnlhaG9vLmNvbQRwb3MDMQRwcXN0cgN5b3V0YmUEcHFzdHJsAzYEcXN0cmwDMjQEcXVlcnkDeW91dGJlYSB5ZWFyIGluIHByb3ZhbmNlBHRfc3RtcAMxNDM2MTE4MTIx?p=youtbea+year+in+provance&fr2=sa-gp-search&hspart=mozilla&hsimp=yhs-002
Z Martina Walkera tez mozna sporo sie uczyc historii Francji – o Ruchu Oporu, o wojnie w Algerii. Ale bardzo ciekawe i otwierajace oczy jest takze to wszystko co pisze o hstorii spolecznej – nie tylko o kuchni, ale o obyczajach, o obchodzeniu swiat narodowych i lokalnych, o konfliktach politycznych, o zyciu malego miasteczka na glebokiej prowincji, o stosunku do imigraantow i ich dzieci. Bardzo fajna lektura.
Hm. Nie wyszło, sznureczek. Chodziło mi o „Year in Provence”.
Skojarzyło mi się z wpisami śp.Pana Lulka i dlatego je tak podpisałam, za pozwoleniem zresztą.
http://bartniki.noip.me/news/Rok_w_Burgenlandii/
Na kolację zjadam dwa pomidory – pokrojone w półplasterki, nieco soli i pieprzu 2 łyżeczki majonezu i bazylia. Oliwą nie mogłam ich polać, bo coś tam nie tak po lodowym obiedzie. Młody kanapkę z szynką sobie wziął – pomidorów, szczypioru, rzodkiewki też nie je. No tłuc głupola (albo jego matkę). Jedyne warzywo jakiego dotąd nie odmówił, to był kiszony ogórek.
Kiszony ogórek – samo dobre. Faceci nie lubią zdrowego jedzenia.
W niezwykle urokliwym alzackim Bergheim,w małym sklepiku z konfiturami domowej czy raczej rzemieślniczej roboty pani miała do wyboru 23 rodzaje konfitur z owoców z alzackich ogrodów oraz mniej więcej tyle samo z owoców egzotycznych.
My kupiliśmy u niej galaretki z z rieslinga,z gewurztraminera oraz z czerwonego wina 🙂
Z etykiety na słoiku wynika,że galaretka składa się z wina,cukru i pektyny z owoców.Pani poleciła je jako dodatek do mięs,wędlin lub ryb.
Danuśka,
bardzo Cię proszę, czytaj uważnie, co kto pisze.
To NIE JA wyciągnęłam stare historie i namolnie oraz uparcie dążyłam do konfrontacji.
Dziś byliśmy znowu w wysokich (2400-2500m) i chłodnych górach. Był śnieg i mnóstwo pięknego kwiecia na słonecznych stokach, a potem nadciągnęły chmury, błysnęło, zagrzmiało i przylało, aby po kwadransie znowu się rozsłonecznić. Wracaliśmy do domu w kolejnej burzy i deszczu, który jednak naszych najbliższych okolic nie zmoczył i trzeba znowu podlewać, ale powietrze ochłodziło się do +26 i wszyscy wietrzą na potęgę.
Krystyno
Zdjęć nie zrobię bo aparatu cyfrowego aktualnie nie posiadam. Tak wyglądała moja piwniczka na jesieni:
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/ZapasyNaZime#slideshow/6072570809003348786
Szampania i Burgundia zostały właśnie w całości wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO (wiad.Rp)
Barbaro, Cuisinart to BARDZO dobra marka, solidna, ptzyjzna uzytkownikowi, ladnie zapeojektowana.
. POnadto, kupuja sprzet, zwroc uwage czy jest nowy, czy naprawiony. Nowy oczywiscie znacznie drozszy i z prawdziwa gwarancja.
” Mroczna winnica” jest do kupienia w Empiku.
Misiu,
napracowałeś się sporo na te śliczności w słoikach.
Pyro,
pamiętam, że kiedyś jadło się u nas w domu pomidory z cebulką lub szczypiorem i śmietaną. Bardzo to było smaczne, ale odzwyczaiłam się.
A młody z czasem rozwinie się smakowo. Sam musi do tego dojrzeć, bo zmuszać go nie można, a zachęta na niego nie działa. Nie wie, co traci. Do zdrowego odżywiania trzeba dorosnąć.
http://vumag.pl/ludzie-styl-zycia/golizna-w-wielkim-miescie/ed6qz?utm_content=golizna_update
Heleno, takie właśnie odniosłam wrażenie. Mimo, że cena używanych nęci, to jednak chyba bym wolała nowy egzemplarz. Co innego gdybym kupowała w sklepie i mogła przyjrzeć się z bliska i czegoś więcej dowiedzieć. No i ciągle się waham, czy jednak nie zdecydować się na ślimakową, zawszeć to więcej zastosowań. Rozmyślam… Cieszę się, że teraz mam w Danuśce kompankę do tych rozmyślań 🙂
Jolly,
Dzięki za komentarz – odpisałam 😉
krysiude – serdecznie dziękujemy, niestety terminarz napięty do granic niewytrzymałości. Przez Kleszczele przejeżdżaliśmy w drodze do Białowieży. Wczoraj. Późniejsza trasa w przeciwnym kierunku. Mimo szczerych chęci nie damy rady. Jeszcze raz dziękujemy.
Dzisiejszy obiad – Sioło Budy. Kuchnia regionalna wspaniała. Obiedliśmy się do wypęku. Jutro w planie Carska.
Dokladnie tak, Barbaro.
Ogród podlany, zaczęło padać…
Wiecie, co to jest szwabska zupa pomidorowa?
Gorąca woda w czerwonym talerzu 😉
echidno – niezmiernie ubolewamy. Może następnym razem. Udanej podróży.
Krystyno – polecałam, po przeczytaniu kilku recenzji. Sama jej jeszcze nie czytałam, bo w bibliotece jest ciągle wypożyczona. Teraz poluję na „Panią Stefę”.
A ostatnio podróżuję Żelaznym Kogutem z Paulem Theroux.
Theroux odbył tę podróż z Londynu do Chin w latach osiemdziesiątych, ale książka ukazała się u nas dopiero w tym roku.
http://www.czarne.com.pl/katalog/ksiazki/jechalem-zelaznym-kogutem
Z Theroux podróżowałam już po Afryce, z Ameryki Północnej na sam kraniec Ameryki Południowej, z Londynu przez Bliski Wschód, Indie, Chiny, Japonię i Syberię. 🙂
„Czarne” zapowiada na 5 sierpnia premierę nowej książki Swietłany Aleksijewicz „Cynkowi chłopcy”. Lubię jej reportaże i rozmowy.
http://www.czarne.com.pl/katalog/ksiazki/cynkowi-chlopcy
Przedwojenny sposób na upały 😉 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/168088/9a352533369464ac050dba0c36ae2eb2/
Dobrej nocy
Dzisiaj się w Żabich zagęściło, za to średnia wieku drastycznie spadła.
Tak mi się przypomniało, że w harcerstwie (byłam w nietypowym – 240 WDH i WDZ imienia Batalionu Bojowego AL imienia „Czwartaków” utworzonej w mojej szkole przez instruktorów z rozpędzonego Hufca Żoliborskiego Jacka Kuronia) mawiało się: „głębia twojego intelektu przyprawia mnie o mdłości i lek przestrzeni”
Bardzo przyjemny koncert Jacka Wójcickiego, towarzyszyła mu Filharmonia Koszalińska, na oko w pełnym składzie. Tylko strasznie silne nagłośnienie nie wiedzieć po co, ale w końcu udało mi się znaleźć bardzo wygodne, samotne krzesło ze 100 metrów od sceny i tam było słychać akurat na moje potrzeby.
Jak wracaliśmy z plaży, to Mama radziła nam położyć na kark mokry kostium kąpielowy – dawało to uczucie miłego chłodu w całym ciele.
Cichal czujnie wybrał sobie do spania najchłodniejsze miejsce w Żabich, czyli siodlarnię. Wszystko ma plusy dodatnie i ujemne – plus dodatni:miły chłodek i łazienka pod bokiem, plus ujemny: lodówka jeden poziom wyżej, trzeba wejść po schodach i strasznie gorąco.
Podobno wczorajszej nocy była przepotężna burza. Ja najpierw nie mogłam zasnąć, bo mnie łupało w kolanach (w tym sztucznym też o dziwo łupie), potem zażyłam aspirynę i w końcu tak zasnęłam, że całą burzę przespałam.
Dzisiaj też się zbiera, ciekawe czy się zbudzę?
Dobranoc.
Tak sie, Zabo, naprawde mowilo w harcerstwie? U Jacka Kuronia? 😯 Na moje ucho nie brzmi to bardzo harcersko.
Ja znam powiedzenie, ktore jest zelazna zasada w harcerstwie brytyjskim, tym od Baden-Powella. I brzmi ono: Zanim cos powiesz, zapytaj siebie – is it kind? Is it true? Is it necessary?
Dobranoc!
Nemo-przeczytałam uważanie i wyrażam skruchę.Tym niemniej,jak się domyślasz,chodziło mi o całokształt i o tę bardzo przykrą dla wszystkich „wymianę poglądów”.
Przed nami kolejny upalny dzień zatem życzę Wam:
chłodnych chłodników,
lodowatych lodów,
oraz przewiewnych przewiewiów 🙂