Polska na talerzu
Przewodniki kulinarne robią coraz większą karierę. Zwłaszcza te dwa francuskie, najstarsze i najbardziej prestiżowe.
Coraz częściej też inspektorzy pracujący dla nich zapuszczają się na wschód Europy i zwiedzają także polskie lokale gastronomiczne. Przewodnik Michelina, najstarszy i chyba najgłośniejszy, oraz Gault&Millo, wychodzący w formie książkowej od 1972 roku – różnią się od siebie nie tylko metodami pracy, kryteriami ocen, ale także stosunkiem do badanych miejsc.
Michelin (poza Francją, gdzie zajmuje się też prowincją) ocenia restauracje w wielkich miastach. W Polsce np. odwiedza wyłącznie lokale Krakowa i Warszawy. Konkurencyjni inspektorzy Gault&Millo nie boją się prowincji i buszują także po najmniejszych miejscowościach, nie omijając i przydrożnych zajazdów.
Niedawno ukazało się kolejne polskie wydanie tego przewodnika. Został on też obszernie zrecenzowany w dwumiesięczniku „Czas Wina”. Można tam przeczytać w tekście Justyny Korn-Suchockiej wiele ciepłych słów pod adresem tego wydawnictwa.
Dla rodzimych restauracji i ich klientów podstawowe znaczenie ma jednak to, że w Polsce inspektorzy Michelina przyznali wyróżnienia 41 restauracjom tylko z Warszawy i Krakowa. Inne polskie miasta, o lokalach na prowincji nie wspominając, nie są brane w michelinowym rankingu pod uwagę. To i tak ogromne wyróżnienie – z postsowieckiego bloku do czerwonego przewodnika trafiły prócz Warszawy i Krakowa tylko Praga i Budapeszt!
Fakt, że również francuska centrala G&M zdecydowała się na wydanie polskiej wersji przewodnika, dołączając nasz kraj do ekskluzywnego klubu dziesięciu światowych gastronomii wartych uwagi, świadczy o tym, jak duże zmiany w dziedzinie zbiorowego żywienia zaszły nad Wisłą w ciągu ostatnich lat.
Sięgając zatem po polskie wydanie przewodnika Gault&Millau, możemy zapoznać się z mapą gastronomiczną kraju od morza po góry, od Odry po Bug. Inspektorzy G&M nie omijali najmniejszych nawet miasteczek, zaglądali do przydrożnych karczm, zbaczali z głównych szlaków w poszukiwaniu dobrej kuchni. Z ponad 600 miejsc, które odwiedzili, w przewodniku ostatecznie znalazło się 246 restauracji, które uzyskały przynajmniej 9 punktów.
To wyjątkowa sytuacja. Według ustanowionych przez panów Gault i Millau zasad do przewodników trafiają zwykle opisy restauracji z 10 lub więcej punktami na koncie. Justyna Adamczyk, redaktor naczelna Gault&Millau Polska, tłumaczy, że jest to jednorazowy gest zachęty dla tych szefów kuchni, którym niewiele brakuje, by w przyszłości uzyskać lepszy wynik. Prócz restauracji przewodnik poleca również ciekawe hotele i pensjonaty, które zachwyciły inspektorów wyjątkowym klimatem i jakością obsługi. Znajdziemy też opisy regionalnych smakołyków i adresy miejsc, gdzie można je kupić. Książka wzbogacona jest o praktyczne indeksy i mapy ułatwiające odnalezienie restauracji, a także słownik trudniejszych terminów z fonetycznym zapisem obcojęzycznych słów!
Utrzymując się w konwencji wydawcy przewodnika, muszę na koniec dodać wyjaśnienie: nazwiska dwóch wielkich francuskich krytyków, twórców światowej instytucji oceniającej restauracje (Gault i Millau), czytać należy „go” i „mijo”! Warto doceniać ich trud, prawidłowo wymawiając te wielkie nazwiska.
A ci z nas, którzy często wędrują po polskich drogach, winni mieć w samochodowym schowku omawianą księgę, bo warto jadać tam, gdzie dobrze karmią.
Komentarze
dzień dobry …
zamawiam sobie książkę na Dzień Matki …. 🙂
tu można kupić ….
http://www.empik.com/przewodnik-gault-millau-polska-restauracje-opracowanie-zbiorowe,p1103316281,ksiazka-p
Dzień dobry.
Miło, że są miejsca (wcale liczne) gdzie można dobrze zjeść. Określenie „miejsca zbiorowego żywienia” zgrzyta mi jakoś mało sympatycznie. Przewodnika nie kupię; nie jest mi potrzebny, a dość drogi, natomiast wszystkim „jeżdżącym” przyda się z pewnością bardzo. Z jednym wszakże zastrzeżeniem – aktualnością. U nas restauracje, nawet te najlepsze, powstają i po niedługim czasie albo nie trzymają standardów, albo wypadają z rynku. Mało jest zakładów, których renoma budowana jest latami. Ja już nie bywam, ale Młodsza czasem jada poza domem i czasem rozżalona mówi, że poszła do znajomej i doskonale karmiącej restauracji i znalazła w tym miejscu zgoła inny obiekt, którego więcej odwiedzać nie będzie.
Właśnie zamówiłam wędliny na święta. W tym roku nie będę sama robiła, bo jakoś nie mam natchnienia. Zamówiłam zaś u wytwórcy, który nie ma sklepu – prowadzi tylko sprzedaż bezpośrednią 2 x w miesiącu. W zależności od ilości zamówionego towaru kupuje 2-3 świniaki, przerabia na wędliny, i telefonicznie powiadamia o terminie odbioru. Mięso jest bezpieczne, przebadane, a warsztat wędliniarski emeryta gdzieś, na wsi wielkopolskiej też ma wszelkie pozwolenia. Towar przywozi jakiś jego pociotek pod duży sklep spożywczy, spakowany na nazwisko odbiorcy i taką wałówkę zabiera się do domu. To jakaś konkieta mojego Synusia – jadłam nieco tej wędliny, przyzwoita i nie cuchnie chemią, a już kaszanki na grill czy do wody znakomite były, pieprzne, pachnące, doskonale doprawione. I ceny nader umiarkowane. Będę ten kontakt trzymała. Asortyment niewielki ale dla mnie wystarczy.
dolaczam do klubu (starych) astmatyczek z zyczeniami zdrowia!
Magdalena – wszystko się zgadza, prócz tej starości. I Tobie zdrowia życzę z serca.
Pyro,
U Ciebie wałówka od emeryta, u mnie Małżonka zamówiła polędwicę w pończosze, po Twojemu.
Mówi, że razem z pumperniklem tworzą jedyny tandem.
Przyniosłem, umyłem, leży w cukrze.
Krzychu – wszystko dobre, co smakuje, a nie truje. Ja do zamówionych wędlin (w tym szynka gotowana i surowa) dorzucę peklowany w domu schab i boczek. Sparzę i można jeść na zimno, albo włożyć w jakiś sos.
Pyruniu, staż się liczy, oczka na słupkach i te rzeczy.
Astmatycy wszystkich krajów trzymajcie się!
Nisiu -niczego nie wymyślili?
Pyro, wymyślili bardzo dużo, inaczej dawno byśmy się podusili. Ale zaostrza się nam przy infekcjach, zapaleniach oskrzeli, czasem przy bardzo dużym stężeniu jakiegoś szczególnie dla nas (to indywidualne) alergenu. Albo ze złości, hehe. Albo z niczego – tak, to się też zdarza i nazywa autoalergią.
Pyro, wymyślili bardzo dużo, inaczej dawno byśmy się podusili. Ale zaostrza się nam przy infekcjach, zapaleniach oskrzeli, czasem przy bardzo dużym stężeniu jakiegoś szczególnie dla nas (to indywidualne) alergenu. Albo ze złości, hehe. Albo z niczego – tak, to się też zdarza i nazywa autoalergią. Znaczy, organizm źle reaguje sam na siebie. Wtedy mamy przerąbane najbardziej.
O, łaj dwa razy?
Co to autoalergia, to ja wiem – mam w żyłach obwodowych, czyli w nóżkach szlachetnych, a niemłodych. Tym bardziej oburzają mnie władze sportowe (narciarzy, pływaków) którzy świadomie narażają młode organizmy. Mało tego – astma jest „wliczona” w wyniki sportowe. To to rodzaj kanibalizmu.
A kościec skoczków narciarskich? Gimnastyków? Tancerzy?
Ja dzisiaj mam elegancki obiad z samych resztek. Zostało kilka kawałków ziemniaka od wczoraj – będą kopytka. Jest reszta pieczeni wołowej z sosem – do tych kopytek. Jest reszta zasmażonego kalafiora – jak znalazł do klusek z sosem i tylko pomidor, ogórek i rzodkiewki są z bieżącej dostawy.
U nas już po kolacji, pieczony boczek(domowy) na pieczonym na zakwasie chlebie(także). Pomidor(sklepowy), cebula(uliczna), jogurt(domowy).
Na deser balijski zachód słońca.
Jako wymówkę podam, że przybyło nam dziś sześć par drzwi od szaf, inkrustowanych macicą perłową. I czyszczę je pędzelkiem i wilgotną szmatką, od rana..
Hehehe.
Przeczytajcie komentarze.
http://wyborcza.pl/TylkoZdrowie/1,137474,17510090,Jedzenie_na_czasie__pelnoziarniste_pankejki.html#TRwknd
Krzychu – mebli zazdroszczę, roboty nie. Zresztą z meblami też nie miałabym co zrobić – to jak z biżutami: mieć nie muszę, popatrzyć lubię i (jeżeli pozwalają) to dotknąć szafy, komody, stołu. Jak to miłośnik sztuki stosowanej.
Nisia – takiej sałatki słownikowej na trzeźwo nie wymyślisz.
Jak wstępnie omiotę z żółtego pyłu, który o tej porze roku hojnie nadlatuje od strony Chin, to się pochwalę zdjęciami.
Meble stały pod dachem, ale na zewnątrz, stąd wszędobylski, żółty pył.
Dla Pyry,bo warto popatrzeć i dla Krzycha,bo projektantka jest koreańska 🙂
Podobają mi się niektóre z tych pomysłów:
http://forelements.pl/totalne-przegiecie-czyli-rzecz-o-meblach-falujacych-i-wygimnastykowanych/
Danuśka – świetne komody, szczególnie do dziecięcych i młodzieżowych pokojów. Regały mnie nie urzekły – mebel musi być także poręczny, a nie tylko dziwny. Gdybym miała ukochanego kota, to ten biały fotel jest cudownym rozwiązaniem – każde z nas miałoby swoje miejsce.
Mnie też spodobały się komody, ale w domu nie chciałabym ich mieć. Natomiast ciekawa jestem tych drzwi od szaf, o których pisze Krzych. Ozdobne drzwi zawieszone na ścianie mogą stanowić piękną ozdobę. Nawet znalazłabym odpowiednie miejsce. Reszta, czyli szafa nie jest mi już potrzebna.
Krzych wspomina o boczku, a Echidna obiecała nam specjalny przepis na pieczony boczek.
U mnie wczoraj i dziś były gołąbki w sosie pomidorowym. Po ostatniej wpadce, kiedy gołąbki były mdłe, tym razem postarałam się i wyszły bardzo dobre. Oczywiście jak zwykle kilka zostało zamrożonych.
Gołąbki to taka potrawa, której trudno zrobić mało. Zawsze coś zostanie na później… I bardzo dobrze! ?
Na końcu miała być uśmiechnięta buźka a nie pytajnik!
Gołąbki, rosół, pasztet – dla małej ilości szkoda brudzić kuchnię. Tak mówią Dziedziczki. Potem Eska robi jakąś nieprzytomną ilość kiełbaasy albo pierogi na 20 0sób, a Żaba po 40 foremek pasztetu albo 12 cwibaków. Misiu też nie umie zrobić mało. Mnie wychodzi często czegoś za dużo, bo nie umiem gotować na 1-2 porcje.
W ” Piątym smaku – rozmowy przy jedzeniu” Łukasza Modelskiego jest kapitalny wywiad z Come de Cherisey – dyrektorem generalnym Gault&Millau m.in. o pracy przy tym przewodniku w Polsce. Polecam zresztą tę pozycję. Są tam rozmowy z takimi sławami jak m.in. Carlo Petrini, Carl Honore, Patricia Atkinson, Anne Applebaum, Tomasz Kolecki – Majewicz. Czyta się i nabiera się ochoty na smakowanie życia 🙂
No i mój komentarz poszedł w kosmos, a przy próbie powtórzenia komunikat o duplikacie 🙁
Powtórzę więc w skrócie. W ” Piątym smaku” Łukasza Modelskiego wspaniały wywiad z Come de Cherisey – dyrektorem generalnym Gault & Millau m.in. o pracy nad przewodnikiem w Polsce. Polecam tę pozycją. Czyta się i nabiera się smaku na życie 🙂
Irku – a nie było jakiej od-p-o-r-ności?
Niestety powtórzyłem i znów kosmos. Widocznie nie lubią nazwiska dyrektora generalnego Gault …. już nie daję żadnych znaków
W każdym razie polecam ” Piąty smak” Łukasza Modelskiego, gdzie jest z nim wywiad
I znów kosmos. Piszę więc bez dodatkowych znaków. Polecam Piąty smak Łukasza Modelskiego gdzie jest wywiad z dyrektorem generalnym GM o pracy w Polsce. Czyta się i nabiera się smaku na życie
Poddałem się
Irek – gdzie zgubiłeś Nowego?
Z moim gotowaniem jest jak z góralem przemytnikiem co to przemycał różne sprzęty i celnikiem, który go złapał z workiem różności:
Gazdo a co to być ?
Żarcie dla psa…
Przecież pies wam tego nie zeżre!!!
Jak nie zeżre, to się sprzedo…
Jak ja ugotuję za dużo to zawsze rozdam 🙂
Ostatnio znalazłem w szafce makaron Lubella z mąki pełnoziarnistej co go dostałem od znajomej. Ugotowałem i wyrzuciłem. Podobno mówią , że takie dobre. Dobre nie było. Otrębów jadł nie będę.
Misiu, pyszne, tylko białe lubelle, nie z paprochami!
I mąki białe Lubelli bardzo dobre, używam wiłącznie!
Mąki Lubelli są bardzo dobre. A makaron o którym pisałem do niczego. Niestety nastała moda na bezgluten, pełne ziarno i inne wynalazki. Zaraz nam wmówią, że nie tolerujemy mąki, mleka, sera, jajek, mięsa…. A najzdrowsze są warzywa ze szklarni hydroponicznych , kiełki, i algi.
Podobno jak chłop w dawnych czasach jadał nieoczyszczone to był zdrowszy. Tylko kto wtedy robił badania jego zdrowia?
Tak! Potrzebne są takie przewodniki! Jako mieszkanka Krakowa jeszcze mogę podpowiedzieć gdzie jest niedroga restauracja 🙂 Mekong na ul. Kamieńskiego. Można zjeść tam pyszną doradę po Tajsku na gorącym półmisku i nie tylko.