Smak na koniuszkach palców

To było dla mnie fascynujące zadanie. Wspominałem już o nim ale dość oględnie, bo nie byłem pewien jak się skończy. Teraz, gdy trzy opasłe tomy drukowane pismem brajla i znacznie mniejszy tomik w tradycyjnym druku, leżą przede mną mogę pochwalić się tą pracą. To książka kucharska i przewodnik po muzeach oraz pięknych zakątkach Mazowsza dla niewidomych i niedowidzących. Jej pomysłodawcą i współautorem jest Marek Kalbarczyk – szef Fundacji Szansa dla Niewidomych. To on – znając mnie z audycji radiowych i książek (czytanych mu przez żonę) – zaproponował  udział w tym przedsięwzięciu.
Trudno Marka przedstawić, bo to postać wręcz renesansowa. Na skrzydełku okładki książki można przeczytać:
„Marek Kalbarczyk- informatyk, menadżer, autor poradników matematycznych i rehabilitacyjnych. Jest współautorem pierwszego dostępnego na rynku syntezatora mowy mówiącego po polsku, projektantem i twórcą oprogramowania oraz wielu książek, m.in.: „Świat otwarty dla niewidomych”, „Czy niewidomy może zostać prezydentem?”, „I ty możesz zostać matematykiem”, „Mazowsze to nie tylko Warszawa”, „100 najpiękniejszych miejsc w Polsce – zabytki i krajobrazy wreszcie dostępne dla niewidomych i słabowidzących”, „Dotknij Wrocławia”.
Na okładce pierwszej z wymienionych publikacji czytamy słowa Krzysztofa Zanussiego: „Książka Pana Marka Kalbarczyka jest jasna, przebija z niej nadzieja. Tchnie optymizmem płynącym z odnalezienia sensu życia. Polecam ją wszystkim, którzy chcą wejść w świat niewidomych i wynieść z tego spotkania osobisty pożytek.”.
Niniejsza publikacja jest kontynuacją starań autora o to, by świat zrozumiał, iż być niewidomym, oznacza co innego niż kiedyś. Teraz to tylko utrudnienie, a nie dyskwalifikujące kalectwo. Autor jest dobrym na to przykładem, gdy jako niewidomy tak samo, jak pisze, potrafi też gotować.

A sam Marek we wstępie do naszej książki tak pisze:

„Co jest ciekawsze: zwiedzanie zabytków, gdy jeździ się od miasta do miasta, przeglądanie menu w uroczych restauracjach i smakowanie wybranych potraw, na które ma się największą ochotę, a może zrobienie czegoś smacznego we własnej kuchni, gdy pomimo, że jest się amatorem, coś dobrego wreszcie nam wychodzi? To wszystko jest równie fascynujące. Gdy opowiadam o naszej przygodzie szykowania kolacji dla przyjaciół, gdy zabrakło światła, nie myślę o tych atrakcjach, lecz przypominam sobie dzień sprzed ponad trzydziestu lat, gdy szykowaliśmy z mamą pasztet. Niechcący potrąciłem miskę z mięsem gotowym do pieczenia, która spadła na podłogę! Stanęliśmy jak wryci, najpierw załamani i zniechęceni, a po chwili wybuchliśmy śmiechem. Taki stosunek mieliśmy do naszego kucharzenia. Wiedzieliśmy, że lubimy to robić. I tak zostało do dzisiaj. Co tam brak światła lub wzroku. To nie jest najważniejsze. Zaraz zrobiliśmy drugi pasztet, który okazał się najlepszy. Oba pasztety, ten wywalony na podłogę i ten drugi przeszły do historii rodziny. Przez lata, nadal bezwzrokowo, ugotowałem wiele improwizowanych potraw i czekam na następną okazję. To jest prawdziwy relaks i zajęcia rehabilitacyjne – może czasem trudne, ale jak smacznie się kończą!”

I to jest najlepsza charakterystyka Kalbarczyka. To facet, który się nie załamuje i wszelkie przeciwności losu oraz napotkane po drodze przeszkody traktuje z humorem. Wie, że przy odrobinie uporu można je pokonać. I pokonuje – codziennie. Dzięki temu żyje pełnią życia. Ma dużą rodzinę i jeszcze większe grono przyjaciół. Pracuje i odnosi sukcesy. A – co najważniejsze – swoim stosunkiem do życia zaraża innych. Zwłaszcza tych, którzy tak jak on, są pozbawieni jakże ważnego zmysłu: WZROKU.
W książce znaleźć można precyzyjne porady  jak działać w kuchni bezwzrokowo a nie pokaleczyć się i nie poparzyć. Są tu także przepisy kulinarne i porady doświadczonego kucharza. Jest ta książka także przewodnikiem po mazowieckich miasteczkach, zabytkach historycznych i muzeach zwiedzanych przez niewidomego.  W tych podróżach autor nie omijał również zajazdów i restauracji. Po każdej podróży zaś zjawiał się w swojej kuchni, by coś nowego ugotować.

Do częstych wizyt w kuchni tak ja zachęcam przyszłych czytelników: Kuchnia – dla mnie, ale mam nadzieję, że i dla moich słuchaczy oraz czytelników także – jest lepszym miejscem l niż gabinet psychoterapeuty. Gotowanie, smażenie, siekanie, a zwłaszcza wyrabianie ciasta to cudowna recepta na stresy dnia codziennego. Trochę trudniej,   gdy   muszę   działać   po ciemku, ale porządek w kuchennych szafkach, trwałe reguły w ustawianiu sprzętów i przypraw przezwyciężają i to. Zwłaszcza, że szybko posiadłem umiejętność odróżniania kształtów produktów przy pomocy dotyku. Opuszki palców to czuły instrument. A przyrządzanie kolacji to najprostsza droga do sukcesu – i do serca lubianej osoby. Warto więc jak najczęściej spędzać czas w kuchni, wytężając słuch podczas nalewania płynów, węch, do którego trafiają zapachy z patelni i piekarnika oraz wyobraźnię w oczekiwaniu radosnego wyrazu na twarzach gości podczas jedzenia! Takie seanse terapeutyczne funduję sobie codziennie. Zachęcam więc do tego wszystkich…

Od teraz wszystko w rękach czytelników. A właściwie na koniuszkach ich palców.

Nie bez kozery tę prezentację nowej książki zamieszczam dziś czyli po blogowej burzy. Mam nadzieję, że podrzucony temat pomoże nam odzyskać równowagę i właściwą ocenę tego co w życiu jest ważne.

PS.

Dziękuję Markowi Kulikowskiemu za zdjęcie, które wykorzystałem na IV okładce książki.