Którędy droga do serca?
Znam (o niektórych muszę ze smutkiem mówić w czasie przeszłym)wszystkich bohaterów tej anegdoty. A nawet mogę chyba powiedzieć, że od lat się z nimi przyjaźnię. Tym chętniej ją przytoczę za głównym bohaterem czyli Andrzejem Zaorskim, który w przezabawnej książce „Ręka, noga, mózg na ścianie” opisuje początek znajomości z rodziną swojej żony Ewy:
„Z wolna stawałem się częstym gościem w mieszkaniu państwa Strzeleckich na Żoliborzu. Atmosfera tego miejsca bardzo przypadła mi do gustu. Pełne porozumienie między rodzicami i córkami, ciągłe żarty, wspaniałe poczucie humoru, na swój temat zwłaszcza, przyciągało mnie jak magnes. Chyba pierwszy raz w życiu zobaczyłem tak ciepły, pełen śmiechu, zgrany i bezpieczny dom. Te, które dane mi było poznać do tej pory, z moim własnym na czele, były powalająco oschłe. Ojciec Ewy był naczelnym „Przeglądu Sportowego”. Matka, też dziennikarka, pracowała wtedy w „Kobiecie i Życiu”. Prowadziła tam między innymi dział kulinarny. Nic w tym dziwnego – była doskonałą kucharką i (za co wciąż jestem jej wdzięczny) umiała ten dar przekazać swoim córkom. Kiedy nadchodziła pora obiadu, ja zawstydzony, że mogę zostać uznany za łasego na obiad pieczeniarza, żegnałem się i szedłem do mieszczącej się przy placu Wilsona (wtedy jeszcze Komuny Paryskiej) knajpy Kosmos. Potem chodziłem jak struty uliczkami Żoliborza, aż według moich obliczeń mijała pora celebrowanego u państwa Strzeleckich obiadu. Pewnego dnia, przy kawie, mój przyszły teść zapytał:
– Dlaczego pan tak ciągle wychodzi w porze obiadowej? Speszyłem się tym, z zaskoczenia zadanym, pytaniem.
– No… a tam różnie… – odpowiedziałem trzeźwo. Ojciec Ewy nalał mi koniaku.
– A obiad? Gdzie pan jada?
W końcu, po trzecim kieliszku wydusiłem, że chodzę do Kosmosu.
– Do tej mordowni?! A ile pan tam płaci?
– Dwadzieścia złotych.
– To daj pan dychę i jadaj pan u nas!
No i rzeczywiście, jak już zacząłem u nich jadać, to wpadłem z kretesem. Jak u Tuwima: „Pan tańczył z moją córką? Pan musi się z nią ożenić!!!”. ”
Iod tej pory Ewa i Andrzej żyją oraz jedzą razem. Do dziś. Czasem nawet nie całkiem sami.
Komentarze
Kto z nas, łasuchów, nie zna takich domów? Kto się w nich nie oblizywał nieskromnie?
Znacie? Znamy! To posłuchajcie.
SUBIEKTYWNE SPRAWOZDANIE ZJAZDOWE cz I i nie ostatnia.
Nauczeni smutnym doświadczeniem lat ubiegłych, kiedy to Zjazdy ledwo się zaczęły, a już było „Po”, zaczęliśmy się umawiać na przyjazdy wcześniejsze – dzień przedzjazdowy. Ma on wiele uroku, jako, że nikt nigdzie nie musi się spieszyć – noclegi zaklepane, powitania kolejnych grupek uczestników głośne i radosne, napoje i jadło zgromadzone, pełen luz i serca jeszcze nie zmęczone ustawiczną radością. Tak było i w tym roku. Mówiąc zaś szeptem i na ucho, byli i tacy, którzy przyjechali już w czwartek: trochę żeby pomóc w robotach przedzjazdowych, trochę z łakomstwa. Wyjeżdżaliśmy w niedzielę i nie wiem, czy nie zaczniemy się umawiać na ostatni, niedzielny nocleg, a wyjazdy poniedziałkowe (kto może). Stale nam mało tego dorocznego pobytu.
I zanim dojdę do meritum, powiem, że toasty były m.in
– za Basię i Piotra Adamczewskich,
– za Blog jako taki,
– za tych, którzy byli z nami kiedyś i już ich nie ma (Pan Lulek),
– za bywalców, którzy nie mogli przyjechać – PaOLOre, Sławka, Cichala, Stanisława i innych – toast i dobre myśli
– za Nisię i jej wielkoduszną inicjatywę dla Blondyny,
– za redakcję „Polityki” in corpore
– a nadto stare nasze zawołanie „za miłość, młodość, radość”
cdn
cz II – i także nie ostatnia.
A oto wykaz produktów (z pewnością niekompletny) dostarczony dla Zjazdu na stoły i stoliki przez Blogowiczów obecnych i nieobecnych :
– Miś Kurpiowski zjawił się z wędlinami wysokiej klasy i butelkami wina,
– Jolinek z przetworami własnymi, przetworami Lulkowymi, wędlinami
-Małgosia W – szampany (prawdziwe) wina – najprawdziwsze i nie wiem co jeszcze
Eska – – śmietana, twarogi, masło, (nasz smalec dopiero rośnie i przed Gwiazdką może będzie)
Nisia – koszyk z wędzarni – łosoś, tuńczyk, węgorze,
Pepegor – bogactwo win wszelakich, a ponadto dla gorzelników blogowych wielkie wiadro osobiście zerwanego i przytaszczonego przez pół Europy derenia, którym podzieliły się 4 osoby. Dereniówka będzie na VI Zjeździe;
Ryba – tradycyjnie dwa sosy do mięs, farsz do pierogów (Miś odmówił bycia ochotnikiem do wałkowania ciasta. Nie szkodzi i tak wszystkiego było po czubek głowy. Farsz zamrozi sobie Żaba);
Ciasta rozmaite – Inka, Haneczka, Żaba i Pyra, a także Krystyna (keks)
Sławek paryski – daktyle,
Asia – gorzkie migdały
Nalewki rozmaite, wina z całego świata, piwa różne – przywozili wszyscy.
Osób zmęczonych biesiadowaniem, wymagających troskliwej opieki – nie zanotowano;
cdn
cd
Lista obecności – nie alfabetyczna, chaotyczna i rzetelna
Nisia, Zgaga, Pyra, Pepegor, Miś, Jolinek,Krystyna,Żaba, panienka Sylwia – uczestnicy niesparowani;
Haneczka z Panem Mężem,
Małgosia W z Osobistym,
Ryba z Matrosem,
Eska z Wujem Leszkiem,
Danuśka z Alainem
Zginęły mi 3 osoby – może się znajdą.
Przeboje stołu :
– teryna z ryb Danuśki i Alaina ze specjalnym majonezem czosnkowym wg przepisu Mamy Alaina,
– galantyna z kurczaka Haneczki,
-łosoś wędzony ze stacji benzynowej Żaby, a tuńczyk i węgorze Nisi,
– sosy Ryby,
– jagnię w całości z kaszą gryczaną z grzybami – nasze danie główne,
– tort orzechowy Żaby wg przepisu z XIXw
– sernik (nowy rodzaj) Inki z kremowym nadzieniem serowo – śmietankowym,
a nadto wypada zaznaczyć, że wpadki kulinarnej nie było ani jednej, a wszystko właziło w łapy, gęby i biodra nadzwyczaj ochoczo.
cdn
Pyro o Danuśce zapomniałaś (Danuśka nie w domu bo dalej balują z Alanem po okolicy aż do do końca tygodnia) .. wędliny to Małgosia przywiozła bardzo pyszne .. Krystyna przywiozła jeszcze smakowity pasztet .. ja jedynie wina w tym jedno polecane przez Stanisława oraz oliwki z Portugalii nadziewane anchois oraz kurki w occie … no i przetwory od Pana Lulka do naleśników ..
zabieram się do czytania zanim więcej napiszę ale jeszcze o jednym .. wpadłam na pomysł by książki od Pana Lulka – wszystkie prawie po niemiecku – zawieść na zjazd i udało się się rozdać je w dobre ręce a pozostałe pepegor spakował i dostarczy do Domu Starców w swojej okolicy …. no i dostarczyłam Pyrze słynne obiecane przez Pana Lulka koziołki poznańskie … 😉 …
o jest o Danuśce … chyba Alicji brakuje i Inki z Mężem ..
Pyro, zgubiłaś Alicję! A wędliny były moje i Marka, pasztet Krystyny 🙂
Łaza minelli z Jolinkiem 😀
Dzień dobry! Wiedziałam, wiedziałam, że to błąd – przeczytać Wasze sprawozdania w pracy! 🙂 Umieram z głodu – ratunku! 🙂
Byłam z piesem, a przy okazji nabyłam wódeczność do malin i derenia, a takoż cukier w ilości stosownej do aktualnych potrzeb. Pójdę teraz do zajęć, ale przedtem jeszcze opiszę z grubsza inicjatywy towarzyszące V MZŁ.
cd
Na pkt (5) na Oscara i duże kredki zasłużyli sobie :
1. Stara Żaba – za transparent wjazdowy „POLSKA W BUDOWIE, ŻABIE BŁOTA W REMONCIE’;
2. JOLINEK za inicjatywę przywiezienia pamiątek po Lulku, w tym przede wszystkim książek. Ich losem zajęli się Zjazdowicze, co było już wzmiankowane powyżej;
3. NISIA – za kiermasz z „Blondynką”, zbierający fundusze na aparat potrzebny;
4. PEPEGOR – za konkurs znajomości wina, z którego dochód przeznaczył był Organizator na paczkę proszku do prania dla Żaby, a którego nagrodą była urocza filiżanka na spodeczku wytwórni ze starej Rosji. Nagroda pochodziła z zasobów zmarłej niedawno podopiecznej LP, a biorąc pod uwagę przeszłość (nazi) staruszki, nie jest wykluczone, że stanowiła część łupu wojennego. Sprawiedliwość dziejowa ją dopadła i pojedzie do aliantów, do Kanady.
Ogłaszam przerwę w sprawozdaniu subiektywnym do popołudnia.
Pyro konkurs wygrała Danuśka .. ja na życzenie pepegora robiłam za komisję więc nie brałam w nim udziału ale jak zobaczyłam nagrodę to zazdraszczałam mocno …
a Alicja też ma śliczne filiżanki ale dostała je od Misia … 🙂
jeszcze nie doczytałam ale zaraz obejrze zdjęcia nemo a bez czytania mogę napisać, że mimo braku Piotra i Basi miło nam było otrzymać książkowe prezenty a po powrocie przeczytać specjalny wpis zjazdowy .. 🙂
Dzień dobry Blogu!
Zjazd rozjechany (do domów), uczestnicy plączą się w zeznaniach, znaczy – dobrze było 😉
U mnie od wczoraj deszcz, chwilami rzęsisty. Też dobrze.
Asiu,
nauczona doświadczeniem lat poprzednich w poniedziałki pozjazdowe nie otwieram tego Blogu przed śniadaniem 😎
Tu się w ogóle prawie nie da bywać na czczo 🙄
Wzmocniona czarnym chlebem z resztką litewskiej słoniny i pomidorem mogę to jakoś przetrzymać 😉
Tymczasem błądzę w pamięci po lesie w poszukiwaniu krewnych
o tym, że Żabie Błota to prawie raj na ziemi to wiecie ale nie wiecie, że w okolicy rosną czterolistne koniczyny i przemiły mąż Inki poszedł i poszukała je dla nas i tak ja i Krystyna mamy w portfelach zaczarowane listki .. 🙂 … może ktoś jeszcze dostał to niech się przyzna ..
przepraszam, że tak tu po kawałku piszę ale co chwilkę mi się jakieś ciekawostki przypominają … 😉
a fachowcy, którzy mieli być o godz 8.00 jeszcze nie dotarli ..
NEMO,
najpierw kilka słów do Ciebie. Zdjęcia ślubne obejrzałam tylko wyrywkowo i pospiesznie, ale i tak zdążyłam się zachwycić. Obejrzę je wkrótce szczegółowo i skomentuję, bo napisać tylko, że mi się podobały to tak jakby nic nie napisać.
Co do konkursu, którego pomysłodawcą i fundatorem/ win i nagrody/ był Pepegor, to trzeba napisać, że Pepegor wymyślił go z myślą o Stanisławie, niestety nieobecnym tym razem. Ale konkurs można przecież powtórzyć w przyszłym roku . Wygrać ze Stanisławem/ jeśli byłoby to mozliwe/, to byłby sukces. Ale i tak zabawa była doskonała. To znaczy nie tylko zabawa, bo wybrać wino lepsze / kryterium była cena – oczywiście nieznana/ w pierwszym etapie to sprawa wcale nie prosta i smaki rozłożyły się prawie po połowie. W drugim etapie trzeba było podać cenę tego lepszego, ale nadal nieznanego gatunku wina. Zwyciężyła Danuśka, która podała cenę bardzo bliską rzeczywistej. Drugi był Lucjan, mąż Inki/ przyjaciółki Pyry, stałej zjazdowiczki/, który twierdzi, że był trochę w pozycji uprzywilejowanej, bo zna dobrze ceny win w Niemczech. A mnie bardzo ucieszyło moje trzecie miejsce, bo właściwie wybrałam lepszy gatunek, a i co do ceny pomyliłam się bardzo niewiele. Najpierw zazdrościłam Danuśce tej pieknej filiżanki, ale okazało się, że i tak w żaden sposób nie zmieściłabym jej w moich bagażach, a to bardzo kruchy przedmiot.
Dodam tylko, że konkurs sprawnie przeprowadziła Jolinek.
Pyra skromnie przemilczała swój tort, który mnie smakował najbardziej ze wszystkich słodkich wypieków, co nie znaczy, że tamtym czegoś brakowało. Tort Pyry to prostokątny ciemny biszkopt, przekładany bita śmietaną i malinami. Delikatny, lekki i nie przesłodzony.
Dziś na śniadanie jadłam twaróg Eski z trochę dżemu od Żaby/ pamarańczowo-mirabelkowy/. Pycha.
Myślę, że kiedy pojawią się zdjęcia, będzie można opowiedzieć bardziej szczegółowo o poszczególnych potrawach. Wiadomo, że każdy wykonawca bardzo się starał, aby potrawa była jak najlepsza. Jagnię i bażanty były przygotowane przez kogoś z zewnątrz. Bażanta jeszcze nie jadłam, ale jagnię było wspaniałe i kucharzowi oprócz zapłaty należą
się słowa zachwytu. Magda Gessler napisałaby, że było obłędne albo niebiańskie i wcale nie byłaby to przesada.
Muszę się niestety opuścić blog, bo jadę dziś do Gdyni. Po godzinie 15 odbędzie się parada żaglowców i koniecznie chcę ją zobaczyć, tym bardziej że będą oglądała widowisko z pokładu okrętu” pirackiego”. Wiatr jest umiarkowany, tylko trochę chmur zakryło słońce.
Pewnie, że się plączemy w zeznaniach. Wrażeń za miesiąc, upchane w 3 dni. Myślałam, że okradłam Żabie Błota, bo nawet nie licząc malin i kurek, moje bagaże zyskały na ciężarze, że ha! Potem się okazało, że wino neapolitańskie od Ryby (marsala), żeliwne poidełko dla ptaków, pół szafy odzieżowej od Córki dla Mamy – swoje ważyło. Przywiozłam też butelkę po piwie Altell nie wiem od kogo i nie wiem z czym. W pamięci mam osobę, która się gęsto sumitowała, że butelka nie jest całkiem pełna i żeby dla pewności dolać – ale kto to był? I co tam jest?
Na przyszłoroczny Zjazd Żaba montuje przy ognisku rurę (sekcja tańca figurowego: Jolinek, Małgosia i kto tam jeszcze się zapisze) oraz wzmacnia podpory i blat stołu w salonie. Ogłaszam zapisy do sekcji tańca stołowego: poniżej pewnej wagi ochotnicy nie wchodzą w grę (no risk, no fun). Deklaruję pierwsze flamenco. Ew. fandango, też na f. Fokstrota. Foksteriera itd. Kto tam wziął kastanietę po Panu Lulku, proszony o przywiezienie.
Czy kastaniety to dziewczynki, czy chłopczyki? Bo była tylko jedna sztuka. Uznałam za dziewczynkę, ale kto wie jaka jest prawda?
Mogę na ten stół, a z przyczyn anatomiczno zdrowotnych mogę wyłącznie sunąć dostojnie, jak matrioszka z zespołu „Bieriozka”. Czasy kankana dla mnie minęły (potrafiłam , prócz ostatniego szpagata). Słowiańskie niedźwiadki rozdawane były hojnie, a panie stwierdziły, że Misio musi wyleźć z piwnicy, bo Misia musi być dużo i Pepegor też musi być „przytulny” Cieniasów chodzi po świecie multum.
Pyro, mogę się z Tobą założyć, że po pewnej ilości dereniówki, szampana i innych ingrediencji, pójdziesz w kankana jak w dym.
Acha – pójdę, zajdę i zejdę.
Oj tam, oj tam.
Dzien dobry,
Zjazdu zazdraszcam przeokropnie. Zeznania uczestnikow cudne!
Nemo, jak sie czuje Tesciowa – przepraszam, jesli wspomnialas wczesniej a nie doczytalam.
Pyra kiedy beda zdjecia ze zjazdu ?
Nemo brawo za zdjecia .
Zdjęcia będą kiedy się wyrobi Miś z rurą i Alicja albo Pepegor odzyskają internet. Ja gadatliwa tylko.
Hallo Jolly,
moja Teściowa jest znowu na nogach, słabych, ale zawsze. Wczoraj ją odwiedziliśmy, wysłuchała z ciekawością naszych opowieści i obejrzała zdjęcia weselne, a potem z ulgą nas pożegnała 😉 Szwagier dobrze się nią opiekował, a nasi przyjaciele odwiedzali ją w szpitalu, który mogła opuścić w tydzień po naszym wyjeździe. Codziennie dostawaliśmy SMS-owy „biuletyn zdrowotny” od braciszka i od chrzestnej naszego dziecka, dawno nie wiedliśmy z nimi tak ożywionej korespondencji 😉
Dzięki za życzliwe zainteresowanie 🙂
Znalazłam definitywnego „winnego” mojego nad bagażu – książki; 6 tomów. w tym 3 wielkie – 2 w prezencie Politycznym, 2 z wydawnictwa Sol i 2 Panu Lulku wzięłam sobie Henryka Zdanowskiego „Ani czarne, ani białe?” – studium dot współczesnego terroryzmu zachodnioeuropejskiego (z pominięciem islamistów) i Rolanda Kalteneggera biografię z brunatnej serii Narodziny zła – „Generaloberst Eduard Dietl, dowódca spod Narwiku” Rzecz do czytania po kawałku w zimie. Jolinek mówił, że są też książki rosyjsko języczne ale okazało się, że jedyna to kurs podstawowy j.angielskiego dla „studientow techniczeskogo ucziliszcza”. Wcale bym się nie zdziwiła gdyby to był skrypt z czasłów studiów Lulkowych na politechnice leningradzkiej.
errata – miało być 2 książki po Panu Lulku
Nemo,
dobrze ze biuletyny dochodzily – pewnie dzieki nim mogliscie sie spokojnie cieszyc ‚okolicznosciami przyrody’.
Krystyno, bażanty piekłam osobiście, więc jak nie będą odpowiednio odpowiednie to przyjmuję wszelką krytykę 🙂
Natomiast pochwałami (o ile będą takowe, tu skromnie spuszczam oczęta) trochę podzielę się z Eską, bo ona też miała udział w pomyśle jak piec, znaczy czego dodać i czym posmarować – oczywiście – śmietaną Eski! a czym by?
A jagniaka (czarnogłówka mięsna) piekli pp. Kutowie z Radacza koło Szczecinka
ZDJECIA, ZDJECIA, ZDJECIA,ZDJECIA, ZDJECIA, ZDJECIA,ZDJECIA, ZDJECIA, ZDJECIA,ZDJECIA, ZDJECIA, ZDJECIA,ZDJECIA, ZDJECIA, ZDJECIA,ZDJECIA, ZDJECIA, ZDJECIA.itd.
Buziaki,
Bażanty w porzo bardzo… degustowałam odnóże, nic mu nie brakowało.
A przed chwilą byłam na obiadku z własnym synem, który mnie zaprosił. I tu uwaga: restauracja „Na Mariackiej” w Szczecinie na Mariackiej… bardzo godna polecenia! Jakoś nigdy tam nie jadłam. Zaufanie budzi od razu wymienione w karcie nazwisko szefa kuchni (niestety, nie zapamiętałam), znaczy nie wstydzą się. Jadłam flaczki w charakterze zupy – talerz jak koło młyńskie, a flaczki bardzo smaczne. Na drugie danie poprosiłam wątróbkę w miodzie BEZ miodu i znowu nadpłynął talerz jak małe boisko, wątróbka z jabłkami ładnie zapakowane w paczuszkę z tej czerwonej sałaty, co nie pamiętam jak się nazywa – właściwie nie paczuszka, ale prawdziwa paczka żywnościowa to była. Bardzo ładnie zresztą podana na rozsypanych frytkach (też porcja dla piłkarza). Jakiś karafijoł, brokulio, kiełki dla dekoru. Bardzo smaczne. Dziecko wybrało zupę serowo-porową, w której pływały jakieś małe pulpeciki – chwalił. Na drugie miał kurczaczą pierś plus pieczone ziemniaki i osobno michę zieleniny. Płakał, a jadł. Do zupy dostaliśmy świeżutką gorącą (nie odgrzewaną) bułkę.
Reasumując: jakby ktoś poczuł się głodny w Szczecinie w okolicach Zamku, to spokojnie może pędzić Na Mariacką. I tu jest mi miło, bo lubię rekomendować fajkne miejsca w moim mieście. Dodajmy przyjemny wystrój i miłą obsługę, czegóż jeszcze trzeba?
Pytałam o porcje dla dzieci, ale pani powiedziała, że nie ma. „U nas raz a dobrze”.
W karcie literatura, za którą niekoniecznie przepadam, ale niektóre nazwy mnie rozbawiły. Zwłaszcza – jako zdeklarowaną wielbicielkę „Chłopaki nie płaczą” i „Poranku kojota” – „Ulubione danie Krzysztofa Jarzyny… Kto te filmy lubi, ten zrozumie dowcip.
Fajkne, też coś.
FAJNE.
Nisiu,
Ja nie jadam zbyt wiele za”jedna raza” i zawsze te 3/4 porcji biore do domaszku na minimum 2 „lunches” do pracy. Szkoda marnowac dobergo jedzonka, tutaj normalne to jest, do tego kelnerka pyta – zapakowac????
Buziaki,
A ja przeczytałam aktualny humor z zeszytów szkolnych „Najważniejszym bohaterem „Latarnika” H. Sienkiewicza, jest „Pan Tadeusz” A. Mickiewicza.”
I gdzie tu dowcip?
jakze ja sie ciesze 😆
ze jestescie juz po takiej wspanialej imprezie i dalej cieszycie sie wspanialym zdrowiem
ze watroba nikomu na polmetku nie odmowila posluszenstwa
ze nie bylo parcia na szklo ( nikt o takich incydentach dotychczas nie wspominal )
ze nie bylo pawii a byly bazanty
Jolly. w przyszlym roku my tez tam sie spotkamy skoro moze byc tak fajnie 😆
A lato było pracowite tego roku…
Ale opłaciło się. Zdaliśmy 🙂
Egzamin poprawkowy z angielskiego był niczego sobie. Przed południem pisemny, po południu ustny. Dziękuję wszystkim trzymającym kciuki. Można już puścić. I odetchnąć też już można. Chyba zapomnę Młodemu nadmiar wrażeń minionych wakacji, na czele z o mały włos sprowokowaną akcją brygady antyterrorystycznej na wiedeńskim lotnisku.
Idę na lody o smaku koziego sera. Tak, właśnie takie, capiące. Akurat przestało padać.
Bulba!
Odzyskałem internet. Jak zjem bażanta to wrzucę.
PaOLOre – gratulacje dla Ciebie, a dla Młodego pomachanko; niech on już może nie funduje rodzicielom takich atrakcji.
PaOLOre Gratulacje dla Jana od dziadka-wujka a dla Ciebie od podziwiającego
Pawełku bardzo się cieszę .. 🙂
Nisiu Ty tu nie siej jakiś wieści dziwnych .. ja i Małgosia bardzo porządne tancerki a figury nie nasza zasługa ..
niestety Pyra chyba za późno mi powiedziała bym się z nią nie żegnała czule bo przeziębiona i ja teraz ledwo żyję bo jakieś wirusy mnie dopadły ..
nemo nie mogłam rano zobaczyć ślubnych zdjęć tylko te dzisiejsze mi się wyświetlają .. tak sobie pomyślałam, że kondycja nabyta w górach przydała się bardzo do zwiedzania tamtejszych okoliczności przyrody … cieszę się, że masz dobre wieści o teściowej ..
Jolinku – polubiłam Ciebie serdecznie i moje wirusy chyba też. Mnie porzuciły na rzecz Twoją. A nie mówiłam?
Swoją drogą Jolinek była moim jedynym zaskoczeniem zjazdowym – ludzie! To jest całkiem młoda kobieta. Słowo daję, bo mnie się cosik kolebało o silnym syndromie babcinym. A tu proszę – nie żadna przeterminowana panienka, nie kobieton za młódkę robiący, tylko po prostu – młoda kobieta. Więc się tu wirusami nie migaj, Jolinku. Młodych się tak łatwo nie czepiają.
o matko Pyro jakie miłe słowa .. aż się na 2 minuty poczułam lepiej .. 🙂
jeszcze napiszę, że udało nam się zwiedzić w sobotę Połczyn a w nim piękny ogród .. mąż Małgosi robił za przewodnika i nasza mała grupa tj. Krystyna, Marek, ja, Małgosia i Robert byliśmy bardzo z tego zadowoleni .. a to wszystko dzięki Żabie bo przygotowała dużo żarełka i te pierogi nie musiały być lepione … Połczyn bardzo intensywnie korzysta z dotacji z UE i widać to na każdym prawe kroku ..
Obejrzałam z wielkim zaciekawieniem fotografie Nemo. Dwa linki; czy było ich więcej? W wczesnośredniowiecznej Azji Mniejszej (a i Środkowej też) fundatorzy i fundatorki studni publicznych byli traktowani, jak święci. Stawiano im kapliczki przy tych studniach. Nemo – Twoi Młodzi dając ludziom wodę, zasłużyli na dobrą pamięć w tym środowisku.
Jolinek! Osoby posiadające figurę – do sekcji tańców figurowych. Nie posiadające figury – do stołowych. Proste???
jak drut … 😀
chciałam się tylko przyznać, że tego węgorza Nisinego to ja wyjadłam ponad normę …
Pyro linki są 4 .. 3 ok a ten ze ślubu mi coś szwankuje ..
Alicjo daj znak życia .. a pepegor to już w domu? ..
Wreszcie wracam na memłon 😀
Dzień dobry, dobry wieczór, ale jeszcze nie dobranoc 😉
Do Żaby przyjeżdżam jak do źródełka. Nawchłaniam się do pęknięcia i nie o jedzeniu głównie myślę, a o ludziach. Żabie kumanie i Wasza obecność ładują mi akumulatory. I tak się cieszę, że mogłam na żywe oczy zobaczyć wcześniej nie widzianych i przekonać się, że są tacy sami jak na blogu, czyli bez wyjątku potwierdzają regułę 🙂
Dziękuję Wam, że jesteście 🙂 Dziękuję za radość bycia z Wami 🙂
Pepegorowi osobne podziękowania za dereń. To niesamowite, że chciało mu się uzbierać dla nas wiadro malutkich owocków. I dziękuję dziewczętom, że dziabały owe owocki wykałaczkami (min. dla mnie), gdy latałam nie wiadomo za czym. Przywiozę nalewkę na następny zjazd, drżyjcie wątroby 😀
Jak zwykle, czuję się objedzona, ale niedostatecznie nagadana. Pocieszam się, że nadrobię na kolejnych Zjazdach 🙄
Haneczka gania nie za czymś tam, tylko za robotą. Wiadomo, że Żaba z Sylwią nawet, się nie podzieli na szesnaścioro. Co roku Haneczka, Inka, ich mężowie, kilka innych osób ( Dorotol rok temu) starają się pomóc ile można. W tym roku było lżej, bo pomagały wszystkie panie – nie było „turystek”. A tu zmywarka chodzi stale – ktoś musi ją naładować i rozładować, dokroić pieczywa, podać naczynia itp. Dziewczyny spisały się na medal.
Jolinku, Pyro,
przepraszam bardzo, ale ten Flickr mnie zaskoczył swoim skąpstwem 🙁 Okazało się, że za darmo można tam zamieścić tylko 200 obrazków, każde następne powodują wygaszenie najwcześniej załadowanych. Tak więc goryle wyparły ślub 🙄 Przeniosłam album na picasę, a ta ładowała się godzinami, choć obrazki zmniejszyłam. Najpierw było szybciej, za to zdjęć nie można było powiększyć, eh 🙄
Tutaj dla chętnych jeszcze raz 🙂
nemo bardzo dziękuję .. ślub przepiękny .. Młodzi tak się uroczo uśmiechają, że w duszy się robi radośnie … niech im będzie tak radośnie przez całe życie … 🙂
Nemo – Boziu, Boziu , jaki piękny świat, Młodzi, ślub, goście, te przejęte dzieciaki i ten dumny Tato…. Eh, rzewnie mi się ten tego…
Nie mogę jeszcze obejrzeć weselnych zdjęć, bo jest bardzo słaba ściagalność, ale mam nadzieję, że jutro się poprawi.
Tymczasem przekonałam się, że na wilka morskiego w przeciwieństwie do Alicji zupełnie się nie nadaję. Płynęłam na czymś dość dużym, drewnianym, służącym obecnie do celów turystycznych. Była spora fala i kołysało niemiłosiernie. Cały czas było mi niedobrze , sennie i myslałam tylko o tym, aby jak najszybciej zejść na stały ląd. Owszem, poprzednio oglądałam zlot żaglowców z katamarana , który zachowuje się na wodzie zupełnie inaczej i wówczas bardzo mi sie podobało. A w dodatku ten zlot w porównaniu do poprzedniego był bardzo skromny i moim zdaniem przereklamowany. Był nasz ” Dar Młodzieży”, ” Siedow”, ” Kruzenstern” , trochę mniejszych jednostek i trochę drobnicy. Mnie najbardziej podoba sie oczywiście ” Siedow” z pożółkłymi żaglami, a poza tym okręt gaśniczy ” Strażak”, który wypuszczał widowiskowe fontanny wody.
Podsumowując : nie zazdrośćcie Alicji i Nisi rejsu, bo naprawdę nie każdy nadaje się do morskich podróży żaglowcami, co nie znaczy, że nie mógłby podróżowac ekskluzywnum statkiem wycieczkowym. Ja zdecydowanie wolę ogladać statki z nabrzeża albo na pieknych zdjęciach.
Melduję, że jestem, ale nie bardzo mogę się jakoś pozbierać. Powrotna droga mi nie szła za bardzo. Musiałem przystawać ze zmęczenia, a zator pod Berlinem kosztował mnie dziesiątki minut. Byłem w domu o 17.
Doczytałem (dzisiejsze tylko), a zdjęcia Nemo, szczególnie wesele mnie wzruszyły nieżle. Pytanie wprost, z tych pięciu Europejczyków (to określenie Nemo) troje rozpoznaję rzecz jasna, który Pan Młody to też oczywiste, ale kto to jest ta młoda, co asystuje Młodej Pani?
Nemo, masz piękne i przesympatyczne Dzieci ! Życzę Im, żeby zachowali tę pogodę ducha (i cudowny uśmiech) przez następnych 100 lat.
Szukając „swoich” krewnych (pewnie przez przypadek) znalazłaś i moich. 😉
Jeśli chodzi o całokształt V Zjazdu …… nie potrafię wyrazić tych wspaniałych wrażeń wyrazić słowami. Mogę jedynie wszystkim, wszyściutkim napisać; dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Wróciłam do domu z 2,5 godzinnym opóźnieniem (o 18:55) – zerwana trakcja między Poznaniem a Wrocławiem.
Ledwo zapakowałam ser Eski do lodówki i wyłożyłam pomidory od Inki a już się zaczęły rozdzwaniać telefony od moich córek (rodzonych i chrzestnej).
Przed chwilką skończyłam czytanie (i oglądanie) blogowych zaległości.
Mogę zaświadczyć, że za wszystkich nieobecnych toasty zostały wzniesione rzetelnie i wszystko, co zostało napisane powyżej jest najprawdziwszą prawdą !!!
Idę się jeszcze delektować serem Eski – „niebo w gębie” to mało powiedziane. 😀
Pepegorze,
ta „młoda, co asystuje Młodej Pani” to przyjaciółka (dziewczyna) drużby, świadka i najbliższego przyjaciela Pana Młodego. Ci dwaj są przyjaciółmi i towarzyszami różnych przygód od 12 roku życia.
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie miłe słowa i życzenia pod adresem Młodych, przekażę im przy najbliższej sposobności. Jakoś ciągle jeszcze nie dociera do mnie, że to wszystko odbyło się naprawdę i jestem teściową 😯 😉
Udało mi się obejrzeć wszystkie zdjęcia.
Pepegor, Europejczyków widzę ośmioro : państwo młodzi, świadkowie/ czy też drhna i drużba , rodzice panny młodej i zapewne rodzice pana młodego. Tak więc pytałeś pewnie o druhnę.
Uderza mnie prostota tej uroczystości, która doskonale pasuje do afrykańskiej przyrody. Naprawdę , te zdjęcia mnie też wzruszyły. Wszyscy młodzi są uroczy, a od pary młodej wprost bije szczęście. Nemo, masz bardzo przystojnego zięcia. Widziałam też stojącą tuż za druhną kobietę ze śpiącym niemowlęciem.Czy to przypadek, czy też jakiś element ceremoniału ? A to drzewo przy przystani jest bardzo oryginalne – widać tylko czerwone kwiaty, a liści w ogóle.
Uzupełnić chcę sprawozdanie, a zwłaszcza toasty.
To prawda, że liczyłem na Stanisława, ale konkurs poświęciłem Antkowi, bo obiecałem przecież, że będzie do wypicia godziwy trunek, co wspomniałem w przedmowie. Ale, jak to zwykle jest, tak jak podchodzili, tak wypijali, ale ja w tej chwili wydawałem najlepsze z mojej piwniczk. Okazało się tylko, że zabrałem ze sobą za mało białego – tak mi się wydaje przynajmniej.
Nemo, dziękuję, rób tak dalej, a jakoś to będzie!
Nemo – do czorta! NIE JESTEŚ TEŚCIOWĄ; JESTEŚ MATKĄ, KTÓREJ PRZYBYŁO DRUGIE DZIECKO! I tak trzymaj. Tego nauczył mnie Ojciec kiedy wyszłam za mąż. Powiedział, żebym nigdy (nawet w złości) nie myślała „teściowa” , zawsze „Matka”. Bo od Matki można przyjąć uwagę i nawet się z nią posprzeczać; a to jest Matka. Matka Męża. Wdzięczna jestem Hiniutkowi za tę naukę. Sprawdziła mi się w życiu nie raz.
Pepegorze, jakie „za mało” ? Wtedy na sen mielibyśmy tylko po pół godziny. 😉 😆
Było cudnie i smakowicie. Dzięki!!!
Krysiu, wydaje mnie się, a nawet jestem pewna, że zasłużyłaś na tytuł najlepszego pasztetnika blogu.
Nisiu, kastanietę P.Lulkową mam ja i na przyszłym zjeździe użyję…żadnych tam śmichów nie chcę słyszeć.
Eska – co też Ty masz za wymagania – żadnych śmiechów? A jak niby chcesz to osiągnąć? Przecież tam prawie niczego innego nie słychać tylko śmichy – chichy.
No to wszyscy już dojechali do domów, a Alicja do rodziny na południu Polski. Haneczka ma rację – najważniejsi byli ludzie, nie jedzenie. Wszyscy możemy sobie wzajemnie podziękować za stworzenie tak serdecznej i przyjacielskiej atmosfery.
Eska,
dziękuję za uznanie. Mnie też smakował. Przed jego pieczeniem przewertowałam blogowe przepisy i dodałam m.in. trochę imbiru.
Przez zjazd zrobiłam się nocnym markiem, ale czas juz wrócić do normalności. Zatem : dobranoc wszystkim.
Pyro,
o, to bardzo dobra rada 🙂 Dziękuję i wezmę sobie do serca.
Nasi Młodzi mieli poważną próbę na samym starcie – podróż poślubną z czworgiem rodziców 😉 Przetrzymali w dobrej formie.
Krystyno,
pani z chóru miała po prostu ze sobą swoje niemowlę, tylko na czas tańca dała je komuś do potrzymania. Spało chyba cały czas.Normalny widok w tamtych okolicach to kobiety z dziećmi na plecach (ich dolnejj części), w chuście, czasem przykryte całkowicie… Te kobiety już są jakby do tego skonstruowane, z taką anatomiczną „podpórką” 😉
Wyznanie intymne (prawie) Od trzech lat w czasie Zjazdu sypiam w tzw „Kociej samotni” z Krystyną. Nie da się ukryć – miejsce protekcyjne – na schody nie trzeba włazić, jadalnia i łazienka o krok. I otóż Krystyna to najcichsza współlokatorka na świecie. W tym roku miałam obiekcje, bo ja w nocy kaszlę, ale Krystyna powiedziała, że jak ona zaśnie, to jej nie ma. Słowo daję – wturlała się na pięterku gdzieś pod ścianę, ani dychu – wstałam w nocy kiedyś i zaglądnęłam, czy ona tam rzeczywiście jest – była. Chyba tylko za Gałczyńskim powtarzać :
„Najcichsza moja na świecie…”
Żabo Tysiąclecia !!!! Skrobnij, za mnie, moje nowe przyjaciółki; Gawrę, Krótką i Szantę.
Muszę Wam, jeszcze nastukać, że jadąc do Żabich Błot, na samą myśl o spotkaniu z rottweilerem (Gawrą), cały czas mi się portki trzęsły ze strachu. Gdy wysiedliśmy z samochodu, na schodach stała Żaba ze swoimi piesami i pierwsze, co powiedziała ? To jest rottweiler – ten co jada ludzi. 😯
Gawra podeszła do mnie, trąciła lekko pyskiem i popatrzyła tak łagodnymi oczami, że portki mi się nagle przestały trząść i odtąd głaskałam ją ile wlezie bez najmniejszych obaw. Zaznaczam, że nigdy nie miałam psa.
Jak Żaba poznała, że mam pietra, do dziś nie mogę pojąć.
Zgago, czy Radka też się bałaś?
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/VNadzwyczajnyZjazd?authkey=Gv1sRgCOeB6Mf9_brdgQE#slideshow/5648961308907681986
Pyro, Radyjka się nie bałam, bo przyjaciółka mojej Mamy miała też jamnika, tylko straszliwie hałaśliwego. Przecież wiesz, że to jest już mój przyjaciel – w końcu w windzie mnie wylizywał do czysta. 😉 😆
Radek by duszę sprzedał (gdyby ją miał) za dodatkowy spacer.
A Marek zdążył – jeszcze dzisiaj. Zdolny ten Marek, żeby nas tak uwiecznić z częścią „dokumentacji” butelkowej…
Marku, jesteś niesamowity. „Dokumentację” butelkową zamieściłeś a Pani leśniczyna gdzie ? No ? Gdzie ? 😉
Pyro, gdyby można było „kopsnąć” Poznań bliżej Katowic, to wiesz jakbym zaoszczędziła na wodzie ? 😀
Widzieliście ten tort orzechowy Żaby? Marek twierdził, że ten tort i „kobieta szczęśliwa”
errata – część zdania zżarło – ten tort i roześmiana Ryba mogą nosić tytuł „Kobieta szczęśliwa”
Marku, dzięki. Piękne zdjęcia! Czy można Cię prosić o nagranie tego na płytę i wysłanie?
Małgosiu – masz śliczny uśmiech.
Zamieściłem komentarze…
Wszyscy są śliczni!
Misiu, imponujący serwis. Najlepsze zdjęcie: Żaba po przejściach…
Pyro, 😀
Obejrzalam z wielkim wzruszeniem… ze sa jeszcze tacy ludzie!
A jesli sa, to warto zyc!
Bardzo chcialabym uczestniczyc na VI-tym. Jesli oczywiscie przyjmiecie mnie do stolu…
Miodzio – im nas więcej, tym weselej; bardziej różnorodnie, ciekawiej. Przyjeżdżaj.
Pyro Kochana, jak zauwazylas juz od mojego pierwszego wpisu, jestes moim idolem. Sorry, to takie gornolotne… Po prostu lubie Ciebie czytac, myslimy podobnie. Moze dlatego,ze Poznan blizej Bydgoszczy…?
No teraz troche dalej, ale to juz bez znaczenia.
DZIEKUJE. To dla mnie wyroznienie.
Idę (nareszcie) spać, życząc calutkiemu Blogowisku dobrej nocy i kolorowych snów. 😀 😀
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/NowyFolder302?authkey=Gv1sRgCN_3lq2C2syCbQ#slideshow/5649006842838735762
Spij dobrze, Zgago. Masz śliczny portret u Misia.
No, jest i „Krysia Leśniczanka”. Ma ten Marek oko do ładnych kobiet.
Dobranoc Blogowisku.
Oh, nabrałam ochoty na pieczone jagnię…
Jak tam było apetycznie, słonecznie, przytulnie i uzdrowiskowo, w tych Żabich Błotach i okolicy. I jakie śliczne leśniczanki tam bywają 😎
Przerabiam pomidory na sok i kapustę na farsz do pierogów… Klęska urodzaju nam nastała, wszystko na raz dojrzewa, a kapusta pęka 🙄 Chyba po tych strasznych upałach sierpniowych, co o nich już legendy krążą 🙄
Dobrej nocy, Blogu!
Ha, a Młodsza zaspała już drugi dzień z rzędu. Poleciała na tramwaj i nawet nie wzywała taksówki. Przy takim rozkopanym mieście tramwaj jest najszybszym środkiem lokomocji – nawet jeżeli to są 2 wahadła i 2 linie.
dzień dobry ..
Marek super .. mamy fachowy reportaż … a Małgosia ma uśmiech ślicznościowy … 🙂
a tu wieści o naszym ulubionym blogowym Bratanku ..
http://prowincjalnawioska.blox.pl/2011/09/Nobel-dla-papryki-nowe-wydanie.html