Zgadnij co gotujemy?
Dziś nagrodą jest książka Jurija Winnyczuka „Knajpy Lwowa”. Przed dwoma chyba laty pierwszy jej egzemplarz wygrała Pyra i dobrze książkę zrecenzowała. Warto więc o nią się starać. Zwłaszcza jeśli ktoś ma w planach letnią podróż do Lwowa.
Oto więc pytania:
1- Czy wiecie co to są ukraińskie młyncy?
2 – Czego dotyczy lwowskie święto pampucha?
3 – W której lwowskiej kawiarni siadywali i wymyślali swoje teorie matematycy (Ulam, Banach) z Uniwersytetu Jana Kazimierza ?
Odpowiedzi zapewne już wysłane na adres internet@polityka.com.pl więc i nagroda wkrótce będzie wysłana. Tylko trochę cierpliwości.
Komentarze
Asiu – konkurs dla Ciebie i nagroda dla Ciebie wymarzona. Ja się cieszę tą książką już od jakiegoś czasu.
Upał od rana więc pójdę za chwilę po zakupy, póki nie jest jeszcze zbyt gorąco. A zakupy dzisiejsze należą do ważnych : szykuję kolejny mini-zjazd na piątek. Potem sprawozdam – co na stole, kto przy stole i czy udane spotkanie (innego sobie nie wyobrażam) Ludzie, jacy my jesteśmy fajni – wszyscy.
Wysłałam – to rzeczywiście już nałóg 🙂 .Ewa wybiera się do Lwowa – trzymam za nią kciuki 🙂
Pyra zaczęła dzień miło, bo od pochwał 😀
Słoneczna pogoda też nastraja optymistycznie,przynajmniej tych,co nie muszą podlewać ogrodów i dobrze znoszą upały.
Ściskam świątecznie wszystkie dzieci duże i małe.
Moje duże dziecko w pracy.Od dzisiaj będzie otrzymywać wyższą stawkę za godzinę,bo szefowa bardzo zadowolona z jej zaangażowania 🙂
W ramach prezentu moja młodzież dostała bilety na koncert muzyki filmowej :
http://koncertyyy.pl/koncert/wielki-koncert-muzyki-filmowej-warszawa/19609/
ja tez jestem fajna
Witajcie,
Wczorajsza burza zweryfikowała moje plany konkursowe. Dopiero teraz internet zadziałał. 🙁 . Ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Asiu – teraz ja trzymam kciuki 🙂 .
Praca w małej kafejce,gdzie personelu nie ma za wiele to parwdziwa szkoła
życia.Oprócz kelnerowania gotuje się zupę dnia np.pomidorową (mieszanka warzywna Hortexu,dwie puszki krojonych pomidorów,kostka rosołowa i wszystko zmiksować),robi zakupy i sałatki,zamiata podłogę,podlewa trawnik i zabawia dzieci,które czasem moją ochotę na jeszcze inne rozrywki niż te przewidziane już na miejscu.
Moja latrośl bardzo zadowolona z takiej rozmaitości obowiązków.
W domu to one już mają trochę mniej uroku 😉
ka pisze:
2011-06-01 o godz. 08:48
ja tez jestem fajna
Ale Pyra jest fajniejsza! I mądrzejsza, i grzeczniejsza, i lepiej wychowana, i ładniejsza, i skromniejsza…
Wszystkim Dzieciom Dużym i Małym życzę słońca 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Dn5D4GbxBGA
Pyro,
a czy przy tym minizajzdowym stole znajdzie się również miejsce dla mnie? 🙄
Dzień dobry!
Nadal pada, góry od połowy białe, zimno. Muszę wyjść na zakupy, ale jeszcze chwilę poczekam…
Wrócę na moment do wczorajszej dyskusji na temat Dnia Dziecka i jego obchodów w różnych krajach, bo chyba się wreszcie domyśliłam, dlaczego Alicja z takim uporem twierdziła, że to Szwajcarzy proklamowali ten dzień, a teraz swoim dzieciom odmawiają święta 🙄
„The World Conference for the Well-being of Children in Geneva, Switzerland proclaimed June 1 to be International Children?s Day in 1925.”
Moim zdaniem to nie „Switzerland proclaimed” lecz „World Conference (…) proclaimed”, a „Switzerland” jest tylko uzupełnieniem do „Geneva”, dla precyzji.
Długo trwało, zanim pojęłam, skąd ten upór, Alicja zdążyła się prawie obrazić („…kłócić się nie śmiem, bo wiesz lepiej.”), a to tylko drobne nieporozumienie 🙂 Sorry, Alicjo 🙂
Nowy napisał w nocy, że lubi wszystkie dzieci świata. Ja też lubię, takie do 5-7 lat, bo jeszcze nie wiadomo, co z nich wyrośnie 😉
Wszystkim dzieciom, małym i dużym, polecam wpis z sąsiedniej strony 🙂
Przyjemnego dnia, u mnie dopiero się rozwidnia niespiesznie.
http://owczarek.blog.polityka.pl/
Wygrała Ewelina. Gratulacje! Będzie co czytać przed wyprawą do Lwowa.
A prawidłowe odpowiedzi sa następujące:
1 Gryczane ciasto drożdżowe, zaparzane z dodatkiem szczypiorku, gotowanym jajkiem i śledziem;
2 Święto pączka;
3 W kawiarni Szkockiej.
Za tydzień kolejny quiz i nagrody ksiązkowe. Tym razem książka wydana przez Nowy ŚWiat, autorstwa Witolda Horwata, pt. „Panna Wina”.
Panie Piotrze,
Bardzo się cieszę ale jakim cudem???
🙂
Ewo – gratuluję! 🙂 . Teraz juz wiem co młyncy 🙂
powinno być – „co to młyncy” 🙂
Bez cudów! Los bywa sprawiedliwy (czasami!).
A ja miałam wątpliwości co do pampuchów – bardziej kojarzyły mi się z kluchami na parze. Ale na wszelki wypadek sprawdziłam u źródła: http://www.pampuh.lviv.ua/pl/2011/
„O Pampuchach
Malutkie globulki z cukrowym pudrem – słodkie symbole święta Bożego Narodzenia na Ukrainie. Ciężko przedstawić to duże święto bez Pączków. U każdej rodziny oni są różne – słodkie i niezbyt, z makiem, z powidłem albo bez niczego, lecz równie smaczne.
Pączki na Ukrainie kiedyś przygotowywały do świąt, w niedzielę, na zaduszny obiad, do barszczu czy juszki. W Niemczach, Skandynawii i zachodniej Europie pączki znane jak Berliner i sprzedają się w prawie każdej niemieckiej piekarni czy sklepie słodycz. W Polsce tezh przygotowują swoje pączki.
A amerykańskie pączki (Donuts) mają dużą dziurę w środku. Amerykanie jedzą ich prawie każdy dzień do kawy czy herbaty.”
U mnie w domu jadało się „pampuszki” – bułeczki z mąki żytniej zaparzane po upieczeniu wrzątkiem i okraszone dużą ilością czosnku (na smalcu) jako dodatek do barszczu. Pycha.
Ewelino – gratulacje; Asia przerżnęła młyncy (ja też bym przerżnęła)
Jotka – miejsca przy moim stole teraz dużo i zmieścisz się napewno. Kłopot jest jeden – ewentualni goście tajnią się i krygują – nie wiadomo o której, nie wiadomo z kim, wiadomo, że jest szczera wola. To ja też – jedzenie solidne, co to ogrzać można, a jak goście nie tego, to i zamrozić można. Teraz wiesz tyle samo, co ja.
Dziewczyny – dziękuję 🙂 .
A jutro dzien ojca!
Byłam na zakupach. Na dworze +7, drobna mżawka i… turyści w krótkich spodenkach 😯 Jadąc z górki żałowałam, że nie wzięłam rękawiczek 🙄
Wczoraj wspominałam, że w Helwecji nie świętuje się dnia dziecka, co jest jawną grandą i dyskryminacją 👿
Na usprawiedliwienie wrednego państwa podam (o czym też już niejednokrotnie wspominałam), że niezależnie od statusu materialnego rodziców wszystkie dzieci (również cudzoziemskie) przez 9 lat obowiązkowej edukacji mają zapewnione wszystkie podręczniki, zeszyty, kalkulatory, kredki, ołówki i wieczne pióra oraz ekierki itp. pomoce szkolne – GRATIS (tj. z naszych podatków).
Co, oczywiście, nie równoważy plastikowego samolociku, który kiedyś dostałam w szkole na Dzień Dziecka 😉 Był niebieski i jak się dmuchało, to kręciło mu się śmigło 😎 Miałam 7 lat. Innych Dni Dziecka nie pamiętam 🙁
Kto umie dogadać się z psem? Ja mam kłopot. Pies przychodzi i stale o coś prosi. Jedzenie dostał i zjadł, rano na specerze oddał naturze, co się należało, miskę wody ma w korytarzu, a obok miskę z kulkami. Pod oknami jeździ ciągnik z kosiarką. Dopraszał się o wyjście – myślałam, że do tej kosiarki. Zeszłam z nim. Trzymany na krótkiej smyczy naubliżał potworowi, obsilał swoje punkty własnościowe i bez protestów wróciliśmy do domu. A ta zaraza znowu mnie skrobie łapkami po nodze, znowu piszczy. I ni czorta nie wiem, czego on chce. Nie mógł się nauczyć mówić wyraźniej?
Nie gotuję dzisiaj, ale obiad będzie. Zostało sporo z kurczaka – mutanta, nawet po nakarmieniu Radka jest dużo. To bardzo proszę: kurczak w kosteczkę, kukurydza z puszki, ananas z puszki, szczypior i rzodkiewki z lodówki , a rodzynki z szuflady. Sos zrobię z łyżki majonezu, łyżeczki chili, dwóch łyżek kwaśnej śmietany i odrobiny diabelskich przypraw (sos tabasco się skończył)
Lubię sałatkę z kurczaka z kukurydzą i ananasem. Często dodaję ryż i odrobinę curry oraz natkę pietruszki.
Pyro, a może zwyczajnie psina chce żebyś się przestała kręcić po domu, przysiadła, psine za uchem podrapała, przytuliła 🙂
Wróciłam ugotowana z moich „letnich włości”, ścieżka przez łąkę do rzeki zarosła bujnie, nie daje sie przejść bez ataku rozmaitych stworów latających, pozostaje las, w którym zastygło rozgrzane powietrze, uff!
Nemo, z przyjemnością i dla ochłody odbyłam piękną podróż za sprawą zdjęć. Wspominam beztroskie wakacje spędzane z małymi jeszcze dziećmi nad Wigrami. Wynajmowaliśmy wtedy stareńką, wiejską chałupę udostępnianą letnikom przez gospodarzy, którzy przenieśli się do nowego ceglanego domostwa. Gospodyni piekła sękacze, najlepsze na świecie, a chałupę zamykało sie tylko na skobel, ależ to były wakacje!
Gratulacje dla Ewy, a dla wszystkich serdeczności na Dzień Dziecka 😀
Barbaro też miałam taki pomysł, ale nie chciał się przytulać – odbiegał i dalej piszczał. Na razie spokój
Wykonałam sałatkę dodając jeszcze do sosu 2 ząbki czosnku – całkiem dobra wyszła. Na deser obrałam truskawki.
W przerwie zajęć kuchennych czytam sobie (ja stanowczo nie jestem z kultury obrazkowej) a czytam, jak inż Mamoń słuchał piosenek – jak znane, to ładne. Dziś wróciłam do „Wspomnień starego chałturnika” ASK i trafiłam na taką perełeczkę (opowiem własnymi słowami, bo nie umiem tak dużo wklepać) Pierwszą obcą nacją, jaka studiowała w Warszawie, byli Chińczycy na przełomie lat 50/60. Zdyscyplinowani do automatyzmu, ubrani w mundurki bez kieszeni żeby nie mieć nic własnego. Potem rangę Chinczyka poznawało się po ilości kieszeni, jakie mu przysługiwały. Studenci byli na początku drogi i kieszeni jeszcze nie mieli. Uczyli się zawzięcie i choć mieszkali w akademiku, nijakich psikusów ani wyskoków nie uskuteczniali
cdn
nemo –
No to jesień u Ciebie nastała kapitanie. Coś jak u nas.
Pyro –
na próbę porozumienia z psem polecam:
http://www.youtube.com/watch?v=vyXH6rNkkW4&feature=related
Ewo –
Cudów nie ma. Gratulacje.
Pozdrowiątka od zwierzątka
EchidnaA
cd
W Chinach, Mao przepłynął wpław Jangcy. Potraktowano to jako wyzwanie do budowania tężyzny fizycznej. „Nasi” chinscy studenci polonistyki też rzucili się do zajęć sportowych. Był listopad. Stdent Czang utwierdził się wielokrotnie, że Wisła jest największą polską rzeką i pojechał tramwajem naśladować wielkiego Przywódcę. Po godzinie silnie wyziębionego odwiózł milicyjny gazik, uratowali topielca. Następnego dnia to samo. ASK w końcu, kiedy okazało się, że Czang po raz trzeci jedzie nad Wisłę, dorwał uparciucha i najpierw zapytał, czy Czang umie pływać. Nie. To najmniej ważne , oświadczył Czang. Więc mu poradził, żę najpierw basen , potem przeliczanie Wisły na baseny, potem zrobi się ciepło i ewentualnie może Wisłę przepłynąć, chociaż u nas pływanie w miejscachj niedozwolonych jest łamaniem prawa. Czang się wściekł na takie niedocenianie rewolucyjnego zapału, krzyknął coś po chinsku i poleciał do opiekuna politycznego. Wrócił bardzo niewyraźny. Opiekun już załatwił grupie zajęcia (obowiązkowe) na basenie, Czang ma Polaka przeprosić za to, co powiedział. Czang się skręcał ale unikał zacytowania obelgi. ASK przewidując zabawę nalegał – nie przyjmie przeprosin, jeżeli Czang nie powie. Sumitował się strasznie, mówił, że na spokojnie mu przez gardło nie przejdzie i wreszcie po wielkich namowach, struchlały Syn Kraju Środka wystękał : O, Ty wielkie żółwie jajo!
Brutalna obelga 😎 😀
Zrobiłam sobie tortillę meksykańską z avocado, pomidorem i sałatą. Okazało się, że nie ma już ostrego sosu w słoiczku i musiałam coś zaimprowizować. Wymieszałam węgierską pastę paprykową z tubki z odrobiną pasty pomidorowej (też z tubki), octem i zielonym marynowanym jalapeno (znalazłam zapomniany słoiczek w lodówce) i wyszło całkiem, całkiem. Podgrzaną na patelni tortillę ze sklepu posmarowałam tym sosem, na to liście sałaty i avocado zmieszane z drobno pokrojonym pomidorem przyprawione solą, sokiem z limonki i czosnkiem, zwinęłam i zjadłam 😉 Oj, jakie dobre.
Myślałyśmy podobnie, Nemo. Mnie też sosu zabrakło w słoiczku
Okazuje się, że dzisiejszej nocy pijany student (2 promile z kawałkiem) wdrapał się na kolumnę pręgierzaa miejskiego w Poznaniu a przy okazji zrzucił i roztrzaskał figurę kata. Na dodatek ktoś z widzów ukradł głowę figury. Pręgierz stoi tam od XVI w – orginał w 19925 przeniesiono do muzeum, bo kamień zaczął się sypać, a w to miejsce stanęła kopia dłuta Brożka. Nie przetrwała do dzisiaj ani jedna jego praca (w Gnieźnie pomnik Bolesława to kopia powojenna) Tylko ten kat z Rynku był jego dziełewm. Do dzisiejszej nocy.
errata – przepraszam za literówki. To z emocji.
Tak wyglądał?
Książkę ” Knajpy Lwowa” wkrótce także przeczytam, bo zamówiła ja sobie moja koleżanka. Ale jej autora Jurija Winniczuka miałam okazję poznać w czasie mojego niedawnego pobytu we Lwowie. Poznać to trochę za dużo powiedziane, w każdym razie byłam na spotkaniu z nim, w czasie ktrórego opowiadał nam o historii lwowskich batiarów. Ale oczywiście poruszane były też inne tematy, w tym także temat lwowskich knajp, bo tak właśnie trzeba nazwać te przybytki na przedmieściach . Bójki były tam sprawa codzienną, więc aby goście nie zdemolowali dokumentnie lokalu, stoły i ławy/ krzeseł nie było/ przytwierdzone były do podłogi na stałe. A bywalcy byli bardzo ciekawymi postaciami, ale wolałabym raczej ich nie spotkać. Oczywiście w centrum miasta były eleganckie restauracje i kawiarnie. Ciekawa jestem bardzo tej książki
Dzieci są przeważnie bardzo kochane, ale mój syn, który wyjechał służbowo na kilka dni, dzwonił dziś do mnie rano bardzo szczęśliwy, bo spędził noc bez swojego dziecka i spał całe 8 godzin.
Tak, Nemo. Moim zdaniem ten student powinien stać pod pręgierzem co najmniej tydzień, żeby zainkasować odpowiednią dawkę szturchańców i wyzwisk – i tak nie zapłaci, bo z czego?
Popieram. Najlepiej nago. Za każdy szturchaniec i wyzwisko złotówka od szturchającego, i się uzbiera 😎
Nie przez tydzień – musiałby się postarzeć pod tym pręgierzem.
Przez tydzień pod pręgierzem każdy się postarzeje 🙄
Idę bić. Smietanę do poziomek.
Pyro,
ja byłam przekonana, że chodzi o, dawno na blogu omawiane, spotakanie ze Sławkiem przy golonce.
W piątek siedzę w domu i poprawiam prace egzaminacyjne. Byłam gotowa wsiąść w samochód, zabrać zacny antałeczek nalewki i dołączyć do Towarzystwa.
Bardzo przepraszam za nietaktowne wpraszanie się.
Pyro, Rożki są, tylko małe. Robiłam kiedyś jego wystawę
Haneczko – ten facet miał pecha. Nawet na koniec Pyra go przechrzciła. Co prawda nie mam specjalnych pretensji do Niemców za rozwalenie tzw „Pomnika wdzięczności” bo był paskudny. Gorzej, że zostawił miejsce pod „Krzyże” równie paskudne. Ja nawet kiedyś kogoś pocieszałaM, ŻEBY SIĘ TYMI KRZYŻAMI NIE MARTWIĆ, BO NA TYM PLACU ŻADEN POMNIK DŁUGO NIE STOI (od Bismarcka poczynając). No i powiedziałam w złą godzinę.
Jotka – nie wpraszasz się, a ja nie mam kontaktu z ludźmi – jak coś będę wiedziała, to telefon znam.
Pyro – nie wytrzymałam… Twoja piosenka dla Beci straciła w pewnym stopniu aktualność – w domu znowu są dwa pieski. Nowy lokator chyba powinien nazywać się Demolicjusz, ale ponieważ wszystkie szczeniaki tak mają, więc biorę poprawkę. Jest Jackiem Russelem, ma na imię Kompan, ale chyba raczej będzie Kajtkiem…
Życzcie nam szczęścia, proszę!
Szczeniaczki to są najkochańsze psiątka. Ma prawo gryźć kapcie, tarmosić skarpety, obgryzać nogi krzeseł, pić wodę chlapiąc ozorkiem na prawo i lewo, zesztywnieć na widok motylka, obeżreć grzbiet ksiązki Haneczki, szczekać na ptaki, kopać na grządkach, podgryzać rośliny, budzić się co 1,5 godziny z pilną potrzebą zrobienia kałuży. Wszystkiego nie pamiętam.
Niech się chowa zdrowo i niech niesie z sobą radość dla Szanty i dla Pańci (sama chciała – niech ma!).
Pyro,
Piękna powiastka 😆
Ale i w Polsce na różne „kwiatki” można trafić. Dla znajomego budowlańca największą oblelgą jest „ty tępy przecinaku!” .
Studentowi-demolce (wrrr…), poza tygodniowym staniem pod pręgierzem, zaaplikowałabym jeszcze rok prac społecznych, z zamiataniem ulic i sprzątaniem psich kupek włącznie.
Nisiu-no to widzę,że nie czekałaś na powrót z z wakacyjnego rejsu i nowy wychowanek już w domu.Niech rośnie zdrowo i szczęśliwie!
Wystaw mu światło dzienne buty,który nie masz ochoty już nosić,
a których żal Ci wyrzucić 😉
Kompan vel Kajtek vel Demolicjusz problem rozwiąże 🙂
Czekamy na zdjęcia Twojego najmłodszego przychówku.
Żabo-coś niewiele Cię ostatnio na blogu,pewnie nie masz czasu na komputerowe plotki.Tym niemniej dziękuję raz jeszcze za kontakt na Panią Grażynę.Już po raz drugi mamy dzięki Niej zapasy świetnej jakości mięsa z chowu ekologicznego.
Teraz już trochę mniej zazdroszczę Nemo Jej mięsnych kontaktów z okolicznymi producentami 🙂
Danuśka – obawiam się, że Żaba w końcu będzie musiała wypączkować albo inaczej się rozdwoić. Pilny wyskok w sprawach rodzinnych skończył się tym, że Żaba w domu papierki wypełniała do 4 rano. Zawiadomiła mnie o tym jadąc samochodem do pracy (na zestaw głośno mówiący) Zdaje się, że jazda jest jej ostatnim „luźnym” czasem.
Z książki „Złote czasy i wywczasy : pamiętnik szlachcica z pierwszej połowy XIX stulecia” – Rozdział o życiu we Lwowie „Mieliśmy naszą kawiarnię pod Sobieskim, na ulicy Krakowskiej, w której lubiało się całemi wieczorami odpoczywać po akademickich trudach. Pomiędzy garnuszkami i imbrykami kwitła tam kawiarka Julka, białe, ładne, schludne stworzonko, zawsze w białym pod szyję fartuszku, z uśmiechem na ustach, z gotową odpowiedzią na języku i rączką do przytulnego uściśnienia, to do paca skorą. Kim i skąd była mówić nie chciała, ale jakoś była między nami jako między swoimi i często nie ona nam ale my jej usługiwali, coś niedziewkowatego się jej wyrwało czasem. Nieraz mówiła nam wszystkim ? Ty! A sympatyczniejszym On ? niech on ustąpi, niech poda tackę. Otóż pewnego wieczoru, gdy się jak fryga kręciła między nami, wchodzi jakiś oficer. Już oczami szukamy buczaków gdy patrzemy: Julka stoi jak wryta, blednie, wypuszcza z rąk tackę z filiżankami i pada na podłogę, a ów oficer pochyla się, opiera o bilard i omdlewa. Teraz rozwiązała się zagadka, mniemana Julka była rzeczywiście panną Marją X z zacnego i poczciwego gniazda szlacheckiego w Jasielskim, a ten oficer jej bratem. Piętnastoletniem dziewczątkiem jakiś łotr S. ją skradł i uwiódł, ojciec , nie mogąc przeprowadzić pójścia za mąż w chwili szału przymknął klapy parowego kotła i wysadził się z nim w powietrze. Brat wyniósł ją na rękach z kawiarni, wywiózł na wieś i uratował, pomścić nie mógł bo uwodziciel już nie żył.”
Huch! Niecny uwodziciel!
Dzięki, Asiu, za opowieść 🙂
W tej książce jest jeszcze wiele takich odpowieści. Napiszę w wolnej chwili 🙂
Mnie się podoba Demolicjusz, w skrócie może być Demek, demo… 😉
Na dworze upał, wilgoć i wieje, że hej.
Robotnicy od rur robią upiększałkę poharatanych rowów. Chyba trawkę zasieją albo położą. Wolałabym zasianie. Hałasują.
Mnie się ziewa, ależ bym sobie drzemkę ucięła! Dziwne, bo taki jasny dzień, wcale sie na deszcz nie zbiera!
Obiad powinien być za jakieś półtorej godziny, a ja nie wiem co mam ugotować, lodówkę mam także zarówno pustą 🙄
Dodam, że dzisiaj rano przekonferowałam zwyczajową godzinę ze starym przyjacielem (via Skype) i na jego oczach, wbrew prośbom i groźbom, żebym nie, zeżarłam 4 kawałki tego islandzkiego zdechłego rekina, zwanego harklem. Popiłam szklanką piwa, chociaż rekomendowany jest mocny, czysty trunek. Żyję do tych pór, chociaż minęło sporo godzin od eksperymentu.
Pożarłam to w miarę zamrożone, następnym razem wystawię na chwilę, żeby się nieco rozmroziło, wtedy lepiej będę czuła smak. Zapach jest wyczuwalny i bez rozmrożenia 😉
Następnym razem przygotuję się lepiej, dzisiaj wyszło to spontanicznie, bo rozmawialiśmy o eksperymentach w kuchni i spiżarni. Ja spróbuję prawie wszystkiego, ale ten mój przyjaciel… 🙄
Jak mogłam jeść takie paskudztwo, jak wieloryb! To sobie przypomniałam, że mam w zamrażarce tego zdechłego rekina i spróbowałam 😉
Alicjo – ten Kompan Kajtek to jakiś twój totemiczny krewniak chyba. On te musi spróbować. Jak ci smakuje, to jedz. U nas jest w tech chwili pani z młodym psem (dwulatek) przez całe mieszkanie przetacza się w zupełnej ciszy futrzany kłab ośmiu łap. Pieski straszą się milcząco, kochają się milcząco i sądzę, że potem padną bez sił – bo ileż można? Bawią się, jakby chciały wykorzystać ostatnie 5 minut istnienia wszechświata.
Skoro Alicja w Kanadzie zajada się zdechłym rekinem z Irlandii,
to jeszcze tylko proszę o wiadomość,czy Marek na swoich Kurpiach
zdołał już przyrządzić już tego francuskiego homara w nowym 10l garnku kupionym okazyjnie za bezcen ?
Chyba najpierw trzeba okazyjnie jeszcze zdobyć jakiegoś homara za bezcen 😉
Na razie za bezcen są tylko ogórki 🙄
Niezła kołomyjka z ogórkami :
– Hszpanie skarżą Niemców o publikacje w mylnym błędzie i straty w ogórkach,
– Niemcy proszą Brukselę o kasę na poratowanie rolników „ogórkowych”
– niby okazja do zarobku dla Polaków, ale nie: Rosja nakłada embargo
– Szwedzi ogłaszają, że w tym roku już nie będą jedli ogórków
???????????????????????????????????
Alicjo,
to właściwie zmarnowałaś tego harkla, bo to ,że zapach odpowiedni posiada, to wiedziałaś, a chodziło o sprawdzenie, czy chociaż smak rekompensuje woń. A tak, to nadal nic nie wiemy o jego smaku. Ale że też zamrożone mięso Cię skusiło. No ale piszesz, że upał jest, więc to pewnie dla ochłody. Ale zostało jeszcze trochę do degustacji przez zjazdowiczów , bom bardzo ciekawa tego frykasu ?
Pyro,
ja może też nie będę jadła, bo moje, osobiście z nasionek zeszłorocznych ogórków wyhodowane sadzonki, po wysadzeniu do gruntu żółte jakieś i marne się zrobiły, pewnie przez te upały i nadmiar ozonu w powietrzu, czy co 🙄 Może po tych deszczach i ochłodzeniu odżyją… Albo całkiem zmarnieją 🙁
Osobisty był dzisiaj na wysokości 1900 m w 30-centymetrowym śniegu 😯 Pomyśleć, że w niedzielę oglądaliśmy kwiatki na 2500m 🙄
Danuśka, z ISLANDII, nie z Irlandii!!!
Zara zara…nic nie zmarnowałam, bo tylko 4 kawałeczki zjadłam, a mam ich jeszcze sporo, ja dopiero co tknęłam!
Krystyno,
postaram się przywieźć, tylko mam zagwozdkę z tym, jak to zrobić (lecę z końcem sierpnia). Pan w sklepie (na lotnisku w Keflaviku) mi zapakował w kilka torebek foliowych, żeby się nie rozmroziło, najlepiej żebym nadała na bagaż główny, ale już było po zawodach, walizka nadana 🙁
Coś mi tam tłumaczył, że niby może się rozmrozić, potem zamrozić, ale lepiej nie ćwiczyć tego kilka razy. Przećwiczyłam dzisiaj i stwierdziłam, że żyję.
Myślę, że jak zabiorę w podróż na lotnisko w pojemniku z lodem, a potem walnę do walizki i nadam na bagaż główny (tam zawsze jest zimno), to się uda. Jest tego na tyle, że każdy chętny będzie mógł spróbować kawałeczek, dla smaku. To są takie pocięte kostki mniej więcej 1x1x1cm.
Chyba zabiorę ze 4 kostki na Szczyt na Long Island – Cichaly, Nowy, co Wy na to?
Złotych czasów i wywczasów ciąg dalszy: „Gdy o dziwakach i haraburdach mowa, chyba pierwsze miejsce należy się Tomaszowi Strzemboszowi. Był to człowiek pięknego rodu i mienia, pan na licznych włościach i wcale szlachetnego usposobienia, ale podlegał napadom furji, w których całkowicie przytomność tracił. Zły duch taką obdarzył go siłą i budową, że zetknięcie się z nim w takiej chwili śmiertelnem się stawać musiało. Kilku służących, dwóch synów, których kochał skonało w jego ręku. Ulubiona córka wskutek szarpnięcia za warkocz umarła. Młodsza, już ostatnie dziecko, uciekła piechotą z Lackiego do Sakramentek. Generał austriacki w Galicji , Fresnel, przeszło siedemdziesięcioletni starzec ożenił się z nią by ją zasłonić przed ojcem. Lat kilka była ozdobą Lwowa, po śmierci męża poszła drugi raz za mąż za drugiego starca, tego pobożnisia Ożarowskiego i została zakrystianką.”
Alicjo, mnie osobiście na tym zdechlaku tak bardzo nie zależy. Spróbuję półzębem, ale jeszcze nie wiem czy chętnie, czy z oporami 🙄
Asiu, a co z żoną pana Strzembosza?
Zgłaszam osobiście brak zainteresowania. W moim wieku większość ciekawości w człeku zdążyło się wypalić. Wolę placek Haneczki i keks Krystyny. Żaba nam też obiecywała swój rodowy tort orzechowy, a ja sama mam w planie zjazdowym tort czekoladowy z malinami. Z harkla rezygnuję. Najwyżej poproszę o dodatkową porcję kiełbasy Eski
Haneczko, autor pamiętnika nie podaje. Pewnie umarła ze zgryzoty 🙂
Dobranoc 🙂
Jak autor pamiętnika nie podaje, co z żoną to żałuję, że pan Strzembosz nie wziął go na pierwszy ogień 👿
No wiecie, co?!
A gdzie duch poznawczy smakosza?! Przecież mówię, że nie do żarcia, a spróbowania, ździebko 🙄
A ja, bedąc w Gangu, nie darowałabym sobie, gdybym nie przywiozła dla Łasuchów, tego nigdzie poza Islandia sie nie kupi.
Alicjo – Stanisławowie byli (obydwoje) bardzo zaciekawieni i chętni, a nasz Żabojad też pewno nie odmówi
Haneczko – nie wiadomo czy ta córka, co to skończyła jako tercjanka nie wybrała gorszego losu. No i ta, która zmarła od pociągnięcia za warkocz… A mówiono, że kiedyś, to się rodziły baby!
No dobra. To zabiorę trochę. Bo już się zniechęciłam, że nikt nie chce 🙄
A dalej żyję – zjadłam cztery kawałeczki i popiłam nie tym, co powinnam 🙂
Starczy na wiele półzębków (ćwierć), tyle – tylko, żeby posmakować, co za zaraza 😉
Dzień dobry,
Zbliża się pierwsza, ale to u mnie normalne.
Wstąpiłem dzisiaj (wczoraj) do biblioteki w Southampton (miasteczko liczy około 4000 mieszkańców), znalazłem „Nóż w wodzie”. Oczywiście wypożyczyłem i właśnie skończyłem oglądać. Byłem ciekawy jak po latach odbiorę.
Arcydzieło się nie zmienia, pozostaje arcydziełem. Znów jestem pod wrażeniem.
Dobranoc. 🙂
Alicjo 21:56,
Oczywiście przywieź po kawałeczku. Spróbuję spróbować. 🙂
Dobranoc Nowy, Dzień dobry tubylcom
U nasz na Kurpiach świeżych homarów brak. Mrożonych również .
Ale za to w warzywniaku mamy
kartofle
ogórka
pomidora
kapustę
zdechłego pora
kapustę kiszoną
Ze trzy rodzaje jabłek
Winogron z importu
Zeszłoroczne poramańcze
pietruszkę i seler
Koniec.
Masło jest w co piątym sklepie. Śmietana jest, tyle tylko , że do śmietany takiej normalnej „eskowej” czy z francuskiego sklepu Creme Fraiche w niczym nie podobna . Polak ma smak oddzielny i musi mieć inaczej.
U nasz to sery żółte robią z oleju palmowego co to go zakupili hurtem po 12 centów w Burkina Faso . Polak woli i innego nie chce. Nawet kawę Jocobs Kronung Niemiec musi przerobić na gust nasz słowiański . Bo takiej jak w niemieckim sklepie to do ust nie weźmie. U nasz musi być wywietrzały kwach.
Z fusamy i ze szklanki. Wtedy to Jacobsowi dobrze się robi. Nima to tamto.
O przepraszam bardzo zapomniałem o trzydziestu rodzajach czypsów we wtem warzywniaku co to bo opisywałem wcześniej. Brdzo serdecznie Państwa przepraszam bardzo serdecznie.
Marek – w Pyrlandii trochę lepiej; są jeszcze kalarepy, kalafiory i marchewka młoda.
Kapitanie,
zerknij w pocztę.