Umarł Maciek umarł, już leży na desce…
Jak pamiętam dalszy ciąg staropolskiej śpiewki ów Maciek ożył, gdy mu zagrali wiejscy grajkowie. I tu łatwo wykazać różnicę między chłopem znad Wisły a jego kolegą znad Żółtej Rzeki. Chińczyka bowiem może ożywić nie muzyka a zapachy dochodzące z kuchni. Oto stosowny cytat z pamiętnika kulinarnego miss Dunlop:
Wyrafinowane upodobanie do jedzenia wydaje się odwieczną cechą chińskiej kultury. Dwa i pół tysiąca lat temu Konfucjusz wydziwiał nad niewłaściwym sosem, który podano mu do mięsa. Niedługo potem poeta Qu Yuan opisywał potrawy tak smaczne, że mogły niemal przywrócić zmarłego do życia:
O duchu, wróć!
Czemu po świecie błądzisz?
Rodzina twoja do uczty zasiadła –
Młoda pszenica, ryż i proso,
Soja na słono, ocet, szafran,
A potem wołu tłusty kark,
Wonny a kruchy niezrównanie,
I rosół mocno przyprawiony
Według zwyczaju ludzi z Wu,
Pieczone jagnię, miękki żółw,
Z cukrowej trzciny wywar słodki,
Łabędzie w occie, dzikie kaczki,
Żurawie i pieczone gęsi,
Kurczęta, żółwie tak pieczone,
By z nich nie umknął smaczny sok,
Przesłodkie ciasta w miód obfite,
Słodowy napój do sytości,
Miody wszelakie pomieszane
W pucharze skrzydłami zdobionym,
Wino na lodzie czysto cedzone,
I wszelkie inne napoje świetne.
Stulecie po stuleciu literaci tworzyli eseje i poematy o rozkoszach podniebienia. Shu Xi, żyjący za czasów dynastii Jin, napisał rapsod opiewający makarony, zaś za rządów dynastii Tang poeta Du Fu rozpływał się nad rzecznymi rybami Syczuanu. Ci słynni smakosze nie byli wyjątkami – namiętne umiłowanie jedzenia było w przypadku szlachetnego uczonego cechą stosowną, a nawet pożądaną. Mógł wykazywać się znawstwem kwestii gastronomicznych tak samo jak upodobaniem do muzyki, malarstwa, poezji czy kaligrafii.
Chińczycy są na ogół dumni ze swojej wyrafinowanej i zmysłowej kultury kulinarnej. Bez wątpienia jest ona jednym z najwspanialszych elementów cywilizacji chińskiej i nie ma sobie równych na świecie. Duma ta jest jednak zabarwiona odrobiną zakłopotania, które wynika z podejrzenia, że chiński epikureizm i ogólny brak umiaru stały się częściowo przyczyną „zacofania” w porównaniu do nowoczesnego Zachodu. W początkach XX wieku złość chińskich intelektualistów na całkowite samozadowolenie tradycyjnej kultury przyczyniła się do wybuchu pierwszej rewolucji przeciwko staremu, imperialnemu porządkowi (koniec cytatu).
Który polski poeta zechce napisać poemat o pierogach lub o kołdunach w rosole?
Komentarze
Nie wiem co mogłoby mnie dziś przywrócić do pełni życia. Chyba tylko mail z uczelni, anulujący poprzednie polecenia związane z wypełnianiem stosów kwitów, na polecenie matki naszej Unii Europejskiej. Muszę obliczać, miedzy innymi, ile czasu potrzebuje student na refleksje związane z przedmiotem, który wykładam 👿
Przy życiu trzyma mnie to, że w godzinach popołudniowych będę sobie mogła posłuchać, na trzeciowiekowym uniwersytecie, wykładu na temat historii mody 🙂
Wiersz poświęcony pierogom można znaleźć na blogu psa Bobika, znanego nam poety, w zakładce wiersze, kulinarne 😆
Ukradłam wierszyk u Bobika i przyniosłam Panu Gospodarzowi 😉
Może są jeszcze dla mnie jakies specjalne zlecenia, dzięki którym nie musiałabym się zabierac za zadaną mi pracę? 🙄
Pierogi
Pierogi można kupić w sklepie
(wszak własnoręcznie ich nie zlepię?),
lecz z dawna wiedzą mądre głowy –
pieróg powinien być domowy,
czy to z jagodą, czy z borówką,
wspaniale wpływa nam na zdrówko,
z mięsiwem pieści podniebienie,
z kapustą też go sobie cenię,
ruskie mi mogą zwozić ZIŁ-em
(Kto prosił ruskie? ? Ja prosiłem!),
a za grzybowe oddam życie.
Nie da się jednak należycie
oddać rozpuście pierożanej
bez Dochodzącej tak oddanej,
że odda ręcznym się robótkom
na całkiem długo, nie na krótko,
ulepi nam pierogów stosik
i weźmie za to marny grosik.
Bez posiadania takiej pani
nie cieszy mnie Manolo Blahnik,
nawet Armani jest do bani
i Lagerfelda też mam za nic.
Zacna Gosposiu! Skarbie drogi!
Jedyna szanso na pierogi!
Ty nie zostawiaj mnie w potrzebie,
o wodzie i z kiełbasą chlebie!
…… KOLACJA …..
W strojne szaty odziani, piękni jak bogowie,
Pełni niewymuszonej i wytwornej gracji,
Do obfitego stołu siedli Dreptakowie
W celu skonsumowania pożywnej kolacji.
Całkiem jak na obrazie mistrza Leonarda
Siedzieli. Jedni wąsy mieli, inni biusty
A przed nimi na stole leżała pularda,
kilka pęczków rzodkiewek i micha kapusty.
Najstarszy dziadzio Dreptak, ongiś słynny strzelec,
Ucałował szarmancko rączkę swojej żony,
Wbił w dymiącą pulardę srebrzysty widelec,
Spojrzał ciepło na wszystkich i rzekł rozczulony:
– Wątpię moi kochani, czy w skłóconym świecie
Na który tyle klęsk już i makabry spadło,
Drugą taką porządną rodzinę znajdziecie,
Takie pełne tradycji i godności stadło…
Na to odparł łagodnie inny Dreptak, stryjek
z czołem pięknie sklepionym, jak gotyckie okno:
– Za twe mądre słowa drogi dziadziu piję!
Wypił, czknął w czystą chustkę i w ramię go cmoknął.
Natychmiast wszystkim wokół oczy się zamgliły,
Babcia Wera objęła ciotunię Emilię,
A dziadunio chcąc wzruszenie ukryć, z całej siły
Zaczął dzielić pulardę pomiędzy familię….
Jednym dał smaczne łapki a innym skrzydełka,
Jednemu z wujów szyjkę, drugiemu kuperek,
A ciotuniom ze środka kurzego truchełka
Wyjął piękną wątróbkę w otoczeniu nerek
Tamtemu brzuszek wręczył, a owemu grzbiecik,
Wydłubał wszystko mięsko z każdego zakątka,
I złożył na talerze co najmniejszych dzieci…
A wtem stryj spytał cierpko: – A gdzie są piersiątka?
W dziadka jakby grom strzelił, względnie szlag go trafił,
Widać było przez chwilę, że ze sobą walczy,
Ale że w żaden sposób zdzierżyć nie potrafił,
Chwycił stryja za halsztuk i rzekł: Ty padalcze!
Tu pchnął go, a stryj upadł, a za nim skorupy,
Garnki, szklanki, talerze, widelce i tace,
Atoli stryjna chochlę wyciągnąwszy z zupy
Gwizdnęła dziadka krzepko w promienistą glacę…
Dziadek postawił zeza, zaklął po łacinie,
Przetłumaczył przekleństwo jędrnym słowem: – Dziwka!
A w miejscu uderzenia na zacnej łysinie
Rosła mu z cichym gwizdem fioletowa śliwka…
Tutaj już wszyscy naraz jęli się naparzać,
I kto komu co może nawzajem doradzać,
I po splamionych tłuszczem dywanach się tarzać
I jedni drugim głowy do kapusty wsadzać….
A wtem ciotka Emilia głosem z głębi łona
Krzyknęła – Stop! Przerwijcie bratobójcze waśnie!
Nie pulardeśmy widać jedli, lecz kapłona,
I w tych piersi dlatego brak na pewno właśnie!
Więc zaczęli się jednać, oczyszczać z pasztetów,
I znów dowodzić że są mesjaszem Europy.
A najgodniej dziadunio, choć w głębi sztybletów
Skradzione kurze piersi cisnęły go w stopy.
Oj coś by się znalazło….
Warzywa, J. Tuwim
Położyła kucharka na stole:
Kartofle,
Buraki,
Marchewkę,
Fasolę,
Kapustę,
Pietruszkę,
Selery
I groch.
Och!
Zaczęły się kłótnie,
Kłócą się okrutnie:
Kto z nich większy,
A kto mniejszy,
Kto ładniejszy,
Kto zgrabniejszy:
Kartofle?
Buraki?
Marchewka?
Fasola?
Kapusta?
Pietruszka?
Selery
Czy groch?
Ach!
Nakrzyczały się, że strach!
Wzięła kucharka –
Nożem ciach!
Pokrajała, posiekała:
Kartofle,
Buraki,
Marchewkę,
Fasolę,
Kapustę,
Pietruszkę,
Selery
I groch –
I do garnka!
<b.W malinowym chruśniaku, B. Leśmian
…Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
Duszno było od malin, któreś, szapcząc, rwała…
Księga XII
…barsz królewskim zwany
I rosół staropolski sztucznie gotowany,
Do którego pan Wojski z dziwnymi sekrety
Wrzucił kilka pereł i sztukę monety
(Taki rosół krew czyści i pokrzepia zdrowie).
Dalej inne potrawy, a któż je wyypowie!
Kto zrozumie nie znane już za naszych czasów
Te półmiski kontuzów, arkasów,blemasów;
Owe ryby! łososie suche, dunajeckie
Wyżyny, kawijary weneckie, tureckie
Szczuki główne i szczuki podgłówne, łokietne,
Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne!
W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona,
U głowy przysmażana, we środku pieczona,
A mająca potrawkę z sosem u ogona[…]
To na chybcika co wpadło mi do łepetyny. Odbiegają od finezji poezji chińskej. I bardzo dobrze. To nasze. Nasze, swojskie.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dziękuję Jotko.
Dzięki twórczości Bobika(serdeczności dla Autora!) i zdolnościom rabunkwym (Twoim) dzień się zaczyna radośnie.
I jeszcze ten sam poeta
Kuchnia polska
Bekwarku, z zazdrości spuchnij
I nogi za pas weź –
Oto jest pieśń o kuchni,
Wysokich lotów pieśń!
Nad sadybami Słowian
W dorzeczu Odry i Brdy
Wicher historii, gdy powiał –
Zapachy kuchenne z nim szły.
Piekły się w skalnych bratrurach
Jesiotry, niedźwiedzie lub
Udźce z łosia i tura,
Jak również żubr, względnie bóbr.
Wrzucano do owej dziczyzny
To brukiew, to pencak, to groch,
A później – pęczki włoszczyzny
(gdy Bona przywiozła ją z Włoch).
Pan Kolumb odkrył ziemniaczki,
Car Iwan kabaczki nam dal,
Gdy Henryk Walezjusz zjadł flaczki,
To zaraz do Francji zwiał.
Batory się otruł rzodkiewką,
Król Staś wydawał obiady,
Horeszko czarną polewką
Nakłonił Soplicę do zdrady.
Przez Polskę, gdy jechał, Suworow
Do adiutantów rzekł swych:
Ech, skolko zdzieś pomidorów,
A skolko witamin w nich!
Stek, zrazy, pierogi, kołduny,
Wędzonych kiełbas dym…
Ułani jak jasne pieruny
Walczyli po wikcie tym!
Nasz rodak popuszczał szelek
(gdy nie stać go było na pas)
I mawiał: – O, kuchnia Felek,
To kuchnia w sam raz dla mas!
Dziś w kuchni też nie jest pusto,
Lecz nudno, że niech ja zdechnę:
– Poproszę schabowy z kapustą,
Pół litra i „Słowo Powszechne”!
O! Doszły jeszcze inne poematy.
Dziękuję Paniom. Chyba rozbiłem banie z poezją. Na zdrowie!
Mogę więc spokojnie iść na konferencję zorganizowaną przez Greepeace.
Konferencja o środowisku?
Grzybobranie
Grzybów było w brud: chłopcy biorą krasnolice,
Tyle w pieśniach ludowych sławione lisice,
Panienki za wysmukłym gonią borowikiem,
Lecz wszyscy rozglądają się za sromotnikiem,
Którego chłopi zowią grzybów pułkownikiem
W stanie spoczynku. Grzyb ten – zarówno suszony,
Jak też marynowany lub w maśle duszony
Niezwykłym wśród Polaków cieszy się popytem,
Choć dla inszych narodów bywa jadowitem.
Hrabia, pojąć nie mogąc, w las czym prędzej rusza
I chwyciwszy Wojskiego za poły kontusza
Spytał: – Wybacz, waść, proszę, to moje nieuctwo,
Lecz jakże jeść możecie trujące paskudztwo?
Zaśmiał się Wojski, sięgnął w kieszeni odmęty,
Wyjął stamtąd sromotnik cętkowany, kręty,
Połknął, mlasnął i mruknął: – A teraz odtrutka!
– Rozumiem – krzyknął hrabia – pewnie gdańska wódka!
– Gdańska po sromotniku? – rzekł Wojski – akurat!
Na truciznę – trucizna! Vivat denaturat!
I łyknąwszy pół basa rzucił w krzaki flaszkę,
Kędy legła, z naklejki szczerząc trupią czaszkę.
– Lubię też – dodał szlagon – gdy sobie dogodzę,
Odpocząć w strudze spalin przy ruchliwej drodze,
I gdy tlenek ołowiu moje płuco wchłania,
Wspominać dawne walki w okresie powstania
Kościuszkowskiego… owe szarże, rejterady…
Ja dumam – a w mym wnętrzu zżerają się jady!
Sromotnik w denaturat wpadłszy fioletowy
Za łeb go! Za nim goni tlenek ołowiowy!
Już go dopadł! Już srogie czynią się fermenty!
Tną się krzyżową sztuką! Cios prosty! Raz cięty!
Tym sposobem – gdy wzajem zniszczą się trucizny,
Wytwarza się z nich pokarm wyborny a żyzny,
Chociaż nie znany nigdzie, prócz naszej ojczyzny…
Słysząc te wynurzenia – dziwnie zbladł Horeszka,
Widać, że w nim płynęła zbyt mała domieszka
Krwi polskiej, gdyż wśród śmiechu szlachty-mosterdziejów
Z krzykiem do Włoch uciekał pośród swych dżokejów,
Zaś Gerwazy, usiadłszy wygodnie na skwerku,
Jął smażyć sromotnika plaster po plasterku
Na kilku izotopach, ukradzionych w Świerku…
Pierogi uwielbiam w wszystkich odmianach
i miłość ta jest wierna im i w pełni oddana !
Uczucie to dzielę z blogowym towarzystwem
bo i Haneczce i Barbarze i kilku osobom jeszcze,
że z pospiechu ich nie wymienię
pierogi też bliskie !
A co dopiero rozpływające się w ustach pielmienie !
Wiosennego dnia !
Z kuchnią chińską,węgierską,francuską,polską lub
każdą inną dowolnie wybraną 😀
Uważaj Pan, Panie Redaktorze, żeby nie rozdeptać po drodze jakiegoś wieloryba.
Także samo pomyślałam – rozbiłyśmy banię z poezją.
Udanych obrad życzę sama udając się do …. lepienia pierogów.
E.
Jotko-czy poprawiłyśmy Ci nastrój 🙂
do d…, znaczy do bani z tymi kodami, napiszę na temat kurzych biustów potem
Danuśka,
dopóki nie myślę o tej pieprzonej (kulinarnie 😉 ) biurokracji, do której mnie zaprzęga Unia, niczem umęczonego wołu do jarzma 👿 dopóty humor mam przedni 😆
Co spojrzę w kierunku rzeczonych kwitów, to dostaję małpiego rozumu 😯
ale nie ma zmiłuj, muszę to zrobić 👿
Jutro natomiast będa mnie, również przymusowo, szkolić od 8:00 do 16:00 z zakresu BHP 👿
Poezja solą życia, ale grzybów jednak było w bród. Nie w brud. Zapewne literówka.
*
Bobik pisze:
2008-07-18 o godz. 14:27
Omlety, omlety! Myślicie, że z omletem, to tak wziąć, zrobić i już?
Wielką wydaje się to sztuką,
by zrobić omlet jaj nie tłukąc,
lecz z jaj stłuczonych, droga dziatwo,
też zrobić omlet nie tak łatwo.
Problemów taki jest początek:
dla ilu omlet jest zwierzątek?
Po ile jaj na łeb przypada
i kto w ogóle jaj nie jada?
Kto boi się cholesterolu,
a kto okropny jest samolub
i sam chce zgarnąć całą pulę?
Kto ma podstolim być, kto królem,
gdy przyjdzie zasiąść do posiłku?
Kto zaczerwieni się z wysiłku
gdy ubijanie jaj się zacznie,
a kto w tym czasie uśnie smacznie?
Omletu jaka ma średnica
być, by się każdy nią zachwycał?
Jakiej patelnia ma być rasy?
Dodawać trufli, czy kiełbasy?
Bić albo nie bić? Wstrząsnąć z lekka?
Czy ma to być smakoszy Mekka,
czy Częstochowa? Czy oliwa
znacznie na smak omletu wpływa,
czy też nic nie ma do gadania?
Gdy się przeczyta te pytania,
to wniosek jasny jest jak słońce,
że łatwiej związać koniec z końcem,
niż zrobić omlet. Więc się chwalę:
ja nawet nie próbuję wcale! 😆
O, przynajmniej ktoś przeczytał pierwszą linijkę 😉
To było wprawdzie dla Cichala, ale on pewnie jeszcze śpi.
*
Bobik pisze:
2008-05-08 o godz. 14:54
Ja na cześć Gospodarza nie zacznę szczekać, bo mogłoby to zostać źle zrozumiane, ale mogę Go uhonorować jakimś owocem pracy, żeby podkreślić Jego zbawienny pedagogiczny wpływ na szczeniaki 🙂
Marynat czar
Zamocz Pietrze wieprza w winie,
łagodząco nań to wpłynie.
Niemoczony czasem zacznie
zachowywać się niesmacznie:
może ci z brytfanny nawiać,
lub żądania zacznie stawiać,
że chce być pieczenią z dzika.
W piekarniku może brykać,
zapryskując tłuszczem ruszta,
aż węgierska zadrży puszta.
Może, dla zmylenia tropów,
zasmarować peryskopu
oko, śpiewać głosem ptaka,
lub napuszyć się i kwakać,
może drzemkę w chińskim sosie
uciąć sobie (zdarza to się),
gorzej, może fuknąć hardo
wziąć i upiec się na twardo.
Nie licz, Pietrze, że sól z pieprzem
fochy wieprza ci odeprze –
Tylko kąpiel w dobrym szato
jest lekarstwem pewnym na to.
W naszych /Przepisach mamy kilka przepisów Bobika,między innymi przytoczony przez Jotkę poemacik o pierogach 😉
sushi a´la tsunami
„myslal indyk o niedzieli,
ale w piatek leb ucieli…”
*
Bobik pisze:
2008-03-26 o godz. 14:18
Sola i turbot w jednym stali domu,
sola przy piasku i turbot też przy dnie,
tymczasem jedna flądra po kryjomu
ku turbotowi zerkała bezwstydnie.
Prosił ją turbot: ?odejdź, jeśli łaska,
dopóki zważam na dobre maniery.
Dla mnie waćpani jesteś nazbyt płaska,
już wolę solę, jeśli mam być szczery.?
Zawrzała gniewem płastuga-niecnota
i do znajomych listy wredne pisze:
?Drogi Günterze, obsmaruj turbota,
bo niewstrzymaną żądzą zemsty dyszę.
Niech świat się dowie, co z niego za ziółko,
w jakich pozycjach on z tą solą pływa,
że seksistowskie teksty puszcza w kółko
i przyjemności stołu że zażywa!?
Zabrał się Günter raźno do roboty,
wątek rozwinął przez flądrę wysnuty
i choć w proteście krzyczały turboty,
image ich został na zawsze zepsuty.
Brak tej historii moralnego jądra,
więc dla młodzieży nie nada się chyba:
czasem narządzi taka jedna flądra,
a cięgi zbiera całkiem inna ryba!
Kariera Marysi
Po szumiącym pięknym lesie
Idzie dziewczę, koszyk niesie.
Niesie dziewczę kosz z grzybami,
Przekomarza się z ptaszkami.
Siedzi czyżyk na patyku:
– Co tam niesiesz w tym koszyku?
Może rybki albo pipki?
– Nie, mój ptaszku, niosę grzybki!
Będą dobre niesłychanie,
Gdy uduszę je w śmietanie!
Zajrzał lisek przez paprocie:
– Jakie grzybki niesiesz, trzpiocie?
Borowiki, czy rydzyki?
– Nie, mój lisku, sromotniki.
Będzie dużo śmiechu w chacie,
Gdy je ugotuję tacie!
Wylazł wilk, drżą pod nim udka:
– Maryś, dyćżeż to jest trutka,
Może z tego być ambaras,
Bo ci tatko kojfnie zaraz…
Toż powali nawet byka
Taka porcja sromotnika!
Roześmiała się dziewczyna
Jak ten strumyk, jak kalina…
– Toć wszystkiego jeść nie musi,
Gdyż połowę dam mamusi!
Załkał gorzko jesion dumny:
– Hej, porobią ze mnie trumny!
Nie bądź Maryś, taki psotnik,
Wyrzućżeż won ten sromotnik!
Duma Maryś, drapiąc nogę:
– Choćbym chciała, to nie mogę,
Nie chcę robić wszak awarii
Pani Konopnickiej Marii,
Dzięki niej mam szanse duże
Znaleźć się w literaturze,
A w tej całej polityce
Przeszkadzają mi rodzice…
Tu tupnęła z mazowiecka,
Zafurczała za nią kiecka,
Pomarszczyły się pończochy
I pobiegła w stronę wiochy.
…a las cały szemrał słodko:
– Z Bogiem, Marysiu Sierotko…!
Cichalowi też się należy bez błędów. 😉
Gdyby ktoś pytał, cytuję Waligórskiego 😎
Cichal bardzo lubi coś znaleźć, od razu mu wtedy lepiej, mniej straszno, a bardziej śmieszno 😎
Cytuj Nemo, a ja będę cytała, cytała, cytała…
Ech, nawet psu jest czasem tak, że wolałby być kim innym, albo gdzie indziej. To wtedy sobie marzy?
Gdybym był szparagiem,
białym lub zielonym,
nie tkwiłbym na polu
folią zaciemnionym.
Uciekłbym ja z pola
tam, gdzie pieprz wyrasta,
za mną chmura kurzu
szłaby ogromniasta.
Potęgą bym smaku
przed światem się chwalił,
hulałbym, swawolił
i lulki* bym palił.
W ekscesach bym przebił
każdą cyganerię,
stale bym najdziksze
wyczyniał brewerie.
Nie siałbym, nie orał,
nauk nie pobierał,
przy pasożytniczym
życiu się upierał,
główki nie kłopotał-
bym codzienną troską.
Gdybym był szparagiem
byłoby mi bosko!
* Wszelkie podobieństwo do osób realnych lub wirtualnych jest całkowicie przypadkowe.
Powyższe przytoczyłam za Bobikiem (jest w /Przepisach, bo łotr zaczął wyrzucać wszystko, co się zaczynało od imienia Bobika, że niby już powiedziałam, czego nie wkleiłam. Jakoś tego łotra trza przechytrzyć albo co?
Ech, nawet psu jest czasem tak, że wolałby być kim innym, albo gdzie indziej. To wtedy sobie marzy?
Gdybym był szparagiem,
białym lub zielonym,
nie tkwiłbym na polu
folią zaciemnionym.
Uciekłbym ja z pola
tam, gdzie pieprz wyrasta,
za mną chmura kurzu
szłaby ogromniasta.
Potęgą bym smaku
przed światem się chwalił,
hulałbym, swawolił
i lulki* bym palił.
W ekscesach bym przebił
każdą cyganerię,
stale bym najdziksze
wyczyniał brewerie.
Nie siałbym, nie orał,
nauk nie pobierał,
przy pasożytniczym
życiu się upierał,
główki nie kłopotał-
bym codzienną troską.
Gdybym był szparagiem
byłoby mi bosko!
* Wszelkie podobieństwo do osób realnych lub wirtualnych jest całkowicie przypadkowe.
Dla nielubiących manny:
KASZKA MANNA
Niedobrze się robi ptaszkom, odbija się myszce
Mamcia karmi dziecko kaszką łyżeczka po łyżce.
Karmi, nuci coś radośnie: „Jedz, jedz ty łobuzie…”
Kaszka dziecku w buzi rośnie i wydyma buzię.
Ma już kaszki pełen brzuszek, płucka i nereczki,
Kaszka sączy mu się z uszek, rozpycha majteczki.
Słyszy dziecię matki piosnkę i myśli figlarnie:
„Jak cię dorwę, gdy dorosnę, to też cię nakarmię…”
Zaśmiało się miłe dziecię na myśl o igraszkach.
Mamcia na to: „A więc przecie smakuje ci kaszka”.
Dam ci jeszcze, żebyś przytył, miał pulchne policzki!!!”
Dziecko żuje myśląc przy tym: „Dajcie mi nożyczki!!!”
Wtem huknęło coś jak mina – gówniarz zwymiotował.
„Porzygała się dziecina – zaczniemy od nowa!!!”
Kot z rozpaczy skoczył w wannę, pies się wściekł na dworze.
Po coś stworzył kaszkę mannę, sympatyczny Boże ??!!
Nooooooo…! Teraz przeszedł samego siebie i przytoczył podwójnie 😯
*
Bobik pisze:
2008-04-30 o godz. 00:35
Dobranoc, z odpowiedzią na końcowe pytanie:
Nad czystym barszczem
nosa nie marszczę,
pytań nie stawiam.
Postronnych spławiam
i do talerza
lub kubka zmierzam
prosto jak w dym,
by kubkom swym
dać olśnić się.
I szczęściem zwę
ten dreszcz, ten prztyczek,
gdy się języczek
jak wąż wydłuża
i broda nurza
w pachnącej cieczy.
Teraz do rzeczy:
w barszczyku cenię
właśnie olśnienie,
a mniam czy chłep?
Nie mój w tym łeb!
Co tak pachnie?
Kto poczuje, ten się żachnie:
– Co tak podejrzanie pachnie?
Czy fijołek to, czy róża
Swoją wonią nas odurza?
Może to jest zapach piżma?
Może to dziadunia ciżma?
Może bimber, trabant może?
Może to tak coś na dworze?
Może piecze się indyczka?
Może trzeba zbić Ludwiczka?
Może idzie kapral dziarski?
Może niosą ser szwajcarski?
Może wywaliło szambo
Albo wyświetlają Rambo?
Może kompost wiozą wózkiem?
Może wyjeżdżają Ruskie?
Może narzeczony cioci
Gdzieś w pobliżu ciocię grzmoci?
Ni to flaki, ni powidło,
Ni to sedes, ni kadzidło.
Każdy bada i się głowi,
Skąd ta woń początek bierze…
A to przecież tatulkowi
Pachnie fotel w Belwederze!
Cytat:
70-letnia kobieta została wydobyta ze swojego domu zniesionego przez falę tsunami – poinformowały japońskie władze. Staruszka przeżyła …….itd
Nie jestem przewrażliwionana tym tle ,ale jednak zauważam.
Chyba przytoczyłam wszystkie wierszowane przepisy Bobika, które mamy w /Przepisach.
Niewierszowane też tam znajdziecie.
U mnie niedługo świt blady, dochodzi szósta rano.
Gostuś,
nie jesteś przewrażliwiona, ja też zauważam. I nie podoba mi się to 👿
Dla 20-letniego dziennikarza wszyscy powyżej trzydziestki są starzy 🙄
Jotka,
Jak coś MUSZĘ, to natychmiast wynajduję 150 innych zajęć, które mnie skutecznie od tego musowego odciągają. Na pocieszenie pozostaje fakt, że te inne zajęcia też kiedyś były musowe i szukało się uników. Kółko się zamyka…
Pero, pero, bilans musi wyjść na zero 😉
Z czasów, kiedy śledź nie był takim delikatesem jak teraz:
POTĘGA ŚLEDZIA
Jeden rycerz, dość ponury,
Konno wybrał się w konkury,
Przez cały dzień trząsł się w siodle,
Więc pod wieczór czuł się podle,
Bo mu pancerz czynił rumor,
Co na ogół psuje humor.
Aż nareszcie ujrzał blanki
Zamczyska swojej bogdanki
I ukłonił się jej tacie
Który stał tam przy armacie.
Tata spojrzał nań łaskawie
I pyta – Pan w jakiej sprawie?
Na to ten rycerz wkurzony,
Powiada, że jest zmęczony,
– Jak zjem i jak się wypluszczę,
To – mówi – sprawę wyłuszczę!
Tato w śmiech: – Czyś waszeć głupi?
Tu jedzenia pan nie kupi,
Bo właśnie wszystko wysłali
Na eksport do Gwatemali.
Rycerz więc uśmierzył gniewy,
Wyjął śledzia zza cholewy,
Z przyłbicy dobył cebulkę,
Zwinął wszystko w ładną kulkę,
Połknął, beknął, wypluł skórkę
I oświadczył się o córkę.
Lecz tato nie odpowiedział
Tylko patrzył w tego śledzia,
Przyczem do ust starowiny
Napłynęło mnóstwo śliny,
Zadrżał mu chudy tyłeczek
I prosi: – Daj kawałeczek!
– Chałę! – odparł rycerz na to
– Najpierw córkę daj mi tato!
Ale gdy starzec ponury
Wciąż się wzbraniał co do córy,
Wówczas nasz rycerz zza pasa
Wyjął drugiego matjasa,
Popieprzył, oblał keczupem
I zjadł razem z kręgosłupem.
Wtedy w nieszczęsnym staruchu
Coś jak pies zawyło w brzuchu,
I – nie robiąc żadnych scysji
Udzielił swojej permisji,
Czyli córce swej pozwolił
Żeby ją rycerz zniewolił,
Poczem już bez dalszej zwłoki
Rzucił się na rybie zwłoki,
Wyżej ceniąc te delicje
Niż swe ojcowskie ambicje.
Stąd dewiza nam wyrasta:
– Śledź potęgą jest i basta!
A wy, gdy ojczyzna w biedzie
Błagam, byście jedli śledzie,
Bo rybacy dla odmiany
Znów poprzekraczali plany
I śledź cuchnie w braku chłodni,
To wy jesteście wygodni,
I każdy się tylko ino
Rozgląda za wieprzowiną,
W dupie mając wyższe cele?
Fuj, brzydko, obywatele!
A propos staruszki, gostuś, pod artykułem ktoś celnie to ujął:
„W Japonii 70-letnia staruszka ma kondycję 30-letniego polskiego sportowca, który przeszedł właśnie na emeryturę – trochę stawy kolanowe bolą, ale żyć się da.”
Lepiej złamać obie nogi,
niż miejscowe zjeść pierogi.
Lepiej mieć życiorys brzydki,
niż tutejsze jadać frytki.
Lepiej w głowę dostać drągiem,
niż się tutaj raczyć pstrągiem.
Lepiej mieć horyzont wąski,
niż zamawiać tu zakąski.
Lepszy na biegunie grób,
niż z bufetu zimny drób.
Lepiej nająć się na hycla,
niż napocząć tego sznycla.
Lepiej wynieść się z osiedla,
niż tu przełknąć choćby knedla.
Lepszy ku przepaści marsz,
niż z tych naleśników farsz.
Lepszy jasyr, panie dzieju,
niż z gablotki śledź w oleju.
Lepszy piorun na Nosalu,
niż pulpety w tym lokalu.
Lepsze wykluczenie z grupy,
niż ten krupnik, a w nim krupy.
W. Szymborska, LEPIEJE
Z Mickiewicza zapomnieliscie o bigosie; nie pamietam w ktorej to ksiedze „Pana Tadeusza”, a nie chce mi sie szukac, ale zaczynalo sie bodajze tak: „Bigosu smak opisac cudny…” itd itp.
@nemo:
!!!
p.s.
ten nowy sposob kodu to cos dla daltonistow.
💡 Alicjo, mam super-celną, wręcz celowniczą propozycję 💡
zamiast na zjazd łasuchów, przyjeź na początku września pod Turbacz —
– Owczarek, ja i jeszcze kilka osób z (i spod) okolicznych blogów będziemy bronić honoru polskich trzydziestoletnich sportowców przechodzących właśnie na emeryturę… (z bidą, ale powinniśmy sobie poradzić…)
– Ty zaś reprezentować będziesz siedemdziesięcioletnie super-staruszki japońskie… OK, OK kanadyjskie, ale to przecież lepiej (mniejsze przeludnienie, czystsze powietrze, ponoć opieka medyczna też wyżej u Was stoi, niż u Japs).
Pamiętaj, gdybyś nie zdążyła w 2011 — koniecznie przybądź w 2012… no chyba, że sądzisz, iż czas pracuje bardziej na Twą korzyść, niż na naszą… 😀
Pamiętaj też, iż nie zadziałają tricki* w stylu: „dodajcie Jerzora i podzielcie przez dwa…” — no way, sorry – o stylu życia Szanownego Małżonka wiemy wszystko co najlepsze; ten test będzie jednakowoż dotyczył siedemdziesięcioletniej kanadyjskiej staruszki… 🙄 😉 😀
Będzie się działo… kulinarna poezja (i SPORT) w stanie czystym… — byle zdążyć, zanim umrze Maciek, umrze, poleży na desce…
Kibice proszeni o rezerwację hoteli… — START NOW!!! 😉
____
*vide ongisiejsza apelacja do Dorotol… 😉
A cappello,
nie postarzaj Alicji, jest młodsza ode mnie 😎
nie postarzam; fory daję… 😉
…od siebie wymagając znacznie więcej, jak zwykle… 🙄
Dziś na obiad kotleciki jagnięce z czosnkiem i rozmarynem na oliwie, ziemniaki i brukselka. Na deser ananas.
Jeszcze od czasów Mieszka lub Sasa
Zawzięliśmy się na ananasa.
Jak ktoś coś komuś naskarżył na nas,
Mówimy o nim: – O, to ananas!
Czemuż do diabła – niech mi kto powi –
Tak dokuczamy ananasowi?
Czemu życzliwych słów kilku w prasie
Nikt nie zamieści o ananasie?
Zdrowiej by było, zamiast półbasem
Na deser raczyć się ananasem!
Ba, ale nasze pola i lasy
Bardzo ubogie są w ananasy,
Chociaż – jak mówią sceny z arrasów –
Ongiś kmieć zbierał plon z ananasów
Pastewnych: – Lepiej się krowy pasom –
– powiadał – Dzięki tym ananasom!
I sam dokarmiał się, z potomkami,
Z braku kawioru – ananasami,
Aż po zbyt intensywnych wypasach
Nawet ślad zginął po ananasach,
W związku z czym docent Dyonizy Panas
Rzekł iż „Nec locus ubi ananas”.
Pozostał tylko obraz Picas sa
Nazwany „Anna je ananasa”
Rejestrowany też błędnie czasem
Pod hasłem „Anna je ananasem”.
Drodzy słuchacze! Tak coś mi zda się
Że czas zawołać: – Wróć, ananasie!
Wśród pól pszenicznych zostawmy pasy
Gdzie będą mogły róść ananasy,
Ponieważ mnóstwo różnych frykasów
Można sporządzić z tych ananasów –
Poddać fermentom, zacierom, kwasom,
I wódkę dzięki mieć ananasom.
A taki okrzyk – pomyślcie sami! –
– Proszę schabowy z ananasami!
Gadałem tutaj we wszystkich czasach……
(pardon: przypadkach!) – o ananasach,
Lecz stąd pociecha nieduża dla nas, –
Nie chce się w Polsce przyjąć ananas.
Choć zaproszenia zewsząd się sypią –
Ananas na nas tylko się wypiął,
W związku z wypięciem owym, w ogóle
Skreślam faceta. Byde żarł grule.
Przytłoczyliście biedną Pyrę furą wierszy i wierszyków, aż wyjść spod niej mi trudno. Uśmiech mam zresztą z tych szerszych. Człek rozchichotany nie jest zbytnio skłonny do wysiłków fizycznych. Chichoczę od wczorajszego wieczora, kiedy to do Szkła Kontaktowego ktoś wysłał SMS „Cukier po siedem. To ile mam brać za bimber?” A teraz ta bania z poezją kulinarną i jest obawa, że mi ogólne rozweselenie przejdzie w stan chroniczny.
Pyro,
chroniczne rozweselenie grozi najwyżej obniżeniem ciśnienia i plebejskim zaróżowieniem policzków, prawie jak ruch na świeżym powietrzu 🙄
Idę do ogrodu, choć halny wysusza okolicę coraz bardziej…
Oj dana, dana, dana, dana, dana 🙂
O, jest nasz rodzynek – stroskane winogrono 😉
Jak się masz, Dreptakowa? 🙂
Konfucjusz mi nie straszny. Potrafimy, to znaczy Waligórski potrafił. Bimber to też warzywo. Nie będzie Chińczyk pluł nam w twarz.
Proso się prosi, smęda się smędzi,
Artysta rzeźbi Grupę Maryny,
A Wojtuś Dreptak bimber se pędzi,
Który i smak ma, i witaminy.
Idzie nowymber, za nim decymber
(jak to w Paryżu mówi się ładnie),
A Wojtuś Dreptak pędzi se bimber,
Pędzi z wszystkiego czego dopadnie.
Potrafi z cukru, względnie melasy,
Z żyta, z pszenicy, z marchwi, z brukselki,
Z maku, z makuchów, kaszy, kiełbasy,
Z dębowej, względnie sosnowej belki.
Czasem to taki szwung ma, aż warczy,
I wtedy pędzi bez dania racji
Ze świecy, z karborundowej tarczy,
Jak również z drenów od melioracji,
Ze szwedzkiej stali, z żydowskiej macy,
Z kaloszy, z transmisyjnego pasa,
A jak gdzieś dorwał kiedyś „Głos pracy”,
To też wydoił z niego pół basa.
Ba, to nie koniec! Gdy katecheta
Diabła z Trypućki wypędzał z trudem,
To Dreptak zabrał się do faceta,
Bęc, i wypędził! Tyle że wódę.
Tyle w nim werwy, tyle pomysłów,
Geniusz i lotny, i aktualny…
Wziąć go, wykąpać i do przemysłu,
Niech nam przerabia węgiel brunatny!
Niech mu wagony zwożą i barki
Ropę naftową, fosfor, piryty,
Dajcie mu miedzi! Dajcie mu siarki!
A on narobi z nich okowity,
I ruszy eksport do Senegalu,
I innych krajów podzwrotnikowych,
…a Dreptak pędzi,
dziś z esperalu
I z broszur antyalkoholowych…
Ło matko 😯
Dziękuję za wszystkie dobre rady i propozycje, ja jednak wolę swój wybitnie niezdrowy tryb życia. Tak mi właśnie smakuje.
Z forów nie skorzystam – sama mogę komuś oddać, jakby co 😉
Najlepszym miejscem na kłótnie jest konferencja Greenpeace. Szkoda, że to tak daleko.
Placku
http://www.youtube.com/watch?v=wZXBCZRAPzM
E.
Ludzie, nie poezujcie tak smakowicie, bo slinka cieknie. Tylko nie na te sromotniki Waligórskiego. Szymborska też mało zachęcająco. Ale nie powinna jej cytować Ewa z Poznania, bo o poznańskiej gastronomii mam lepsze zdanie.
O! A cappella olimiadę organizuję pod Turbaczem! No, no! Czy oprócz pszennych otrębów (0.80 PLN/paczka) i papryki (jednej, na dwoje uczestników) będzie jeszcze co do jedzenia?
Nisiu specjalnie dla Ciebie lecz może i Was „zaimnie”
http://www.youtube.com/watch?v=rhPzeTiiW6g&feature=related
Dobranoc
E.
Echidno – Osiecka, Szumańska – Dziękuję i dobranoc:)
Schabowe panieńskie dzisiaj były na obiad i jabłka smażone z majerankiem i napój z róży w domu przyrządzony. A panieńskie schabowe, to kotlety subtelne – czyli pokrojone cienko (dobrze schłodzony, a nawet lekko zamrożony kawałek schabu musi być) i właśnie kroić trzeba cienko, że z rozliczenia ogólnego wychodzi, że na 1 „normalny” przypadają 2-3 panieńskie. Dalsza obróbka normalna – tłuczek, przyprawy, mąką, jajko, bułeczka, patelnia. Jest to też dobry sposób na twarde mięso współczesnych świń.
Wprawdzie nic nie ma o pierogach, ale o jedzeniu, i nie tylko … i owszem 😆
http://w142.wrzuta.pl/audio/0YKQ2i7Sxn7/tadeusz_chyla_-_ballady_-_07._ballada_o_cysorzu
a ja dzisiaj skorzystałam z rady Jamie Olivera i z kupionego francuskiego ciasta na patelni usmażyłam sobie croissanty .. gorące z konfiturami wiśniowymi były pycha do kawy .. 🙂
Witam wszystkich.
Miałam dzisiaj bardzo smutny dzień. Byłam na pogrzebie Dobrego Człowieka. Był moim rówieśnikiem. Odszedł stanowczo za wcześnie. Smutno mi.
Krysiade – zawsze jest za wcześnie – i nic na to nie można poradzić.Dobry Człowiek pozostanie przynajmniej w wiernej pamięci.
Jolinku – to jak? Trójkąciki z dwóch stron na tłuszczu smażone?
Pyro,
Wychodzi, ze tutaj we wloskich knajpkach tylko kotlety panienskie, z roznica taka sa chyba obtaczane 2 razy i wygladaja sobie na grube. Jak juz schabowy to w domaszku. U mnie byl rosolek z „paska” wolowego, a teraz bedzie sztuk mies w sosie chrzanowym. Ja w sosach jestem troszke niezbyt tega, mam sloik chrzanu w lodowce….
Buziaki,
Jolinku, też chciałabym wiedzieć, jak je robisz, te croissants 🙂
Krysiade- ten dziwny świat tak nieforemnie urządzony,że przede wszystkim dobrzy ludzie odchodzą za wcześnie…
Każdy z nas ma zapewne parę takich przykładów w swojej pamięci.
Lena – najprościej : łyżkę masła zasmaż z łyżką mąki (nie rumień) rozprowadż niskotłuszczową śmietanką (np 12%) wsyp szczyptę soli, szczyptę cukru, sok z ćwiartki cytryny i włóż tyle chrzanu, ile lubisz. Wszystko razem zagotuj na małym ogniu i niech ze 3-4 minuty „pomruga
witam serdecznie 🙂 też jestem ciekawa tych croissants, choc wcale nie powinnam, raczej rozejrzeć się za takimi łakociami co to zero kalorii, czy może kto zna przepis?
Leno, mój sposób na prościutki sos, to łyżka masła na patelnię, rozpuszczam (nie rumienię), dodaję łyżkę mąki, mieszam żeby grudek nie było i podlewam chłodnym rosołem, doprowadzam do wrzenia mieszając aż zgęstnieje, chwilę jeszcze gotując. I to jest taka baza do której dodaję albo garść natki, koperku, trochę soku z cytryny; albo łyżkę chrzanu, czasem musztardę, mieszam, doprawiam do smaku solą i gotowe. Oczywiście można się bawić dalej, dodając śmietankę, czy żółtka…
Panieńskie schabowe- jak nic wejdzie do blogowego słownika 🙂
A ja z tych,co chętniej jedzą panierkę niż mięso,więc mi ten patent
pasuje.
W czasie naszych wakacji jedliśmy któregoś dnia rewelacyjne obrączki
kalmarów.Co tam kalmary!Panierka była wyśmienita-chrupiąca,
w kolorze z lekka ceglastym.
Diabli nadali; zapominam wpisać „obrazek” i muszę trzeci raz napisać.
Danuśka – porcję mięsa daję normalną, tzn na talerz 2-3 takie panieńskie, 2 łyżki pieczarek, patalnię jabłek smażonych ze 2 liście sałaty albo cykorii i talerz wygląda oszałamiająco. Porcja zaś w sumie, jak w stołówce (nawet mniejsza, bo bez ziemniaków, ryżu itp)
Echidno – dzięki za taki fajny cwiszenruf! Boscy byli chłopcy i dziewczynki z Elity, boscy i tyle.
ciasto francuskie kroi się na trójkąty .. rozgrzewa się patelnie teflonowa tak jak na naleśniki … trzeba uważać by temperatura nie była za duża by ciasto się nie przypaliło … smażymy bez tłuszczu bo ciasto ma w sobie sporo .. smaży się na jednej stronie ok 2-3 minuty tak by były złociste i przewraca potem na druga stronę … zmniejsza się temperaturę przykrywa się patelnie pokrywką ale nie szczelnie i trzyma się jeszcze w cieple ze 4 minuty tak aby spuchły trochę .. w tym czasie robi się kawę .. 🙂
Barbaro, zyj powietrzem. Rano trzy glebokie wdechy na obiad 11 wdechow i na kolacje 4 plytkie. 0 kalorii. Popijaj woda zrodlana. Mozna jeszcze zyc miloscia sama i wtedy nawet sa ujemne kalorie zwane rownierz minusowymi. Im wiecej kochania tym wiecej minusow 🙂
Trzeba uwazac zeby nie wpasc w anoreksie. Powodzenia w diecie. Arkadius praktykuje z Przyjacielem, zwlaszcza na Kanarach. Moze poda jakies wskazowki 🙂
Pyro i Barbaro,
Kocham Was.
Krysiude w takich chwilach trzeba się wysmucić …
Jej Bohu – przyjadę i zabiję Admina, Gospodarzu! Urządzę takie kęsim, że niech się orda schowa. Wpisałam obrazek? Wpisałam i co? I błąd i zeżarł. Czy musi zżerać? Niech da poprawić.
Zastosuję groźbę karalną – jeżeli cny Gospodarz nie zrobi czegoś z techniką, to ja zacytuję na blogu tytułową piosenkę w Boyowskiej wersji. To co przechodziło w ck Krakówku epoki wiktoriańskiej, raczej razić będzie w epoce postnowoczesnej. A jak!!!
Pyro bo trzeba uważać czy duże czy małe litery ..
NIE TRZEBA..nie u mnie
Nie jolinku; wielkość liter obojętna, ale „8” i „B” pisane tą niedbałą kreską naprawdę się mylą.
Pyro, można kliknąć koło obrazka z kodem, może następny będzie bardziej czytelny. A tak w ogóle to przez chwilę był w poniedziałek jeszcze drugi znaczek z głośniczkiem i można było sobie kod wysłuchać i komu to przeszkadzało???
test na daltoniste,
Laos, to jest to!
Pyro koniecznie recznie i w kolorze, inaczej nie idzie 🙂
I nie zapomnij o kreskach, kleksach i ciapkach. Na wszeklki wypadek podawaj tez swoj PESEL 🙂
Calgarczyku – mój PESEL może być, a panowie powinni podawać stan konta – wtedy będzie sprawiedliwie.
Jolinku, dzięki za instrukcję 🙂
Najadlem sie sushi a wieczorkiem idziemy ze znajomymi na steki. Dobry jedzeniowo dzien. Rano bulka z resztka lososia. Teraz herbatka i do pracy 🙂
Chyba skorzystam z przepisu Jolinka, bo moje ciasto francuskie leży w lodówce i czeka na zainteresowanie. Zrobiłam się jakaś taka niegospodarna – kupuję coś, a potem sporo czasu mija, kiedy to wykorzystam.
Pyro,
a te racuszki, których nie usmażyłaś z powodu braku drożdży, smażysz tak na wyczucie, czy masz konkretne proporcje? Ostatnio w Pucku bardzo mi smakowały, tylko nie wiem, ile dać tych drożdży, żeby nie przedobrzyć.
Podaj, proszę, jakieś ogólne wskazówki.
Konto moge podac. Stanu nie ma. Jak sie zapelni to sie uzupelni info. Poki co mozna wplacac. Zrobie sobie wycieczke dookola swiata z celem. Bede zbieral na chorych i ich leczenie. Jesli zostanie po wydatkach to reszte wplace na odpowiedni cel. Najpierw jednak musi starczyc na kolejna wycieczke dookola Oceanu Spokojnego za rok. Tez bede zbieral na chorych i ich leczenie. Pokonam trase na piechote, na rowerze albo na kajaku tam gdzie sie da. Reszte pokonam srodkami masowej komunikacji i obiecuje nigdzie nie korzystac z taksowki. Zywic sie bede w lokalach masowego jak komunikacja zywienia i sprawozdam na blogu oraz napisze do pism. Jak zostanie cos na koncu to oddam na tych chorych na ktorych zbieralem i ich leczenie. Za chwilke podam numer konta na ktore mozna wplacac. Mam nadzieje, ze Gospodarz nie ma nic przeciwko bo to zbozny cel te podroze. Prosze nie zalujcie. Sponsorzy dostana kartke z drogi i zdjecie 🙂
Dla wplacajacych ponad $100 US bedzie kubek z moja podobizna w tle chorzy i ich leczenie. Wszystko pod baobabem a na galezi pantera w cetki i obok zyrafa zywiaca sie naturalnie. Koczkodany w tle na sawannie pod lasem tropikalnym na skraju jungli z ksiegi. Sponsorzy od $1,000.oo US dostana bilet na film ktory zmontuje i kolacje po filmie ze spotkaniem z rezyserem czyli mna. Slonica bedzie rozdawala niespodzianki upominki a krokodyl pilnowal plaszczy w szatni. Czerwony Kapturek zacznie zbierac na kolejna podroz i leczenie jeszcze nie wyleczonych po pierwszych podrozach. Nie zalujcie!
yyc-moja miła sąsiadka-Barbara wodą i powietrzem ?
Eeetam,to nie jest dobry pomysł. Jak sobie przypomnę nasze zjazdowe
smakowitości w Jej wykonaniu,to bardzo proszę,by nadal o nas pamiętała,bo kolejne zjazdy przecież gdzieś tam na horyzoncie 🙂
Wzdycham do poduszeczek z masą szpinakową (właśnie z ciasta francuskiego) czy też basinych mufinów.
Barbaro-tak,trzymać!
A oddechy zawsze można ćwiczyć,tak przy okazji,między jednym pierogiem,a drugim 😉
U nas na Ursynowie,za miastem,pod Lasem Kabackim zupełnie przyzwoite powietrze.
Jolinku-jak ja lubię takie proste pomysły !
Cicho sza-w najbliższy niedzielny poranek wyprodukujemy takie croissanty i zaserwujemy naszemu Ulubionemu Domownikowi 🙂
A potem skromnie poczekamy na jakiś rewanż…
A widziałas Danuśko to ?
http://www.ursynow.org.pl/
mam sentyment bo córka trzy lata mieszkała na Dębego, na Kabatach właśnie 🙂
pozdrawiam 🙂
Danusko, innej zerowo kalorycznej diety nie znam 🙂
Jesli jednak zapomnimy o kaloriach to mozliwosci sa niegoraniczone 🙂
YYC – u mnie 5 pkt na Oscara i kredki.
Krystyno – rzeczywiście „na oko” ale na 3 osoby jakieś 2-2,5 dkg drożdży. Ostatnio jabłka trę na grubej tarce i mieszam – połowa ciasta, a połowa jabłek. Na prośbę Ani czasen dorzucam jeszcze garść rodzynek. Chce – niech ma. I niezbyt słodkie robię.
Zaprosiłam przyjaciół na wieczór irlandzki ze śpiewaniem. Śpiewanie wzmaga głód i pragnienie. Z pragnieniem sobie poradzę, a znacie może jakieś fajne wypróbowane przepisy na irlandzkie żarcie? I najlepiej, żeby same się robiły. 😎
Danuśko – zainspirowana przez Pyrę faszerowanymi korpusami, na swoje urodziny zrobiłam nadziewane pastą szpinakową. Wyszły, nie chwalący się, znakomite. Zrobię taki same na nasz najbliższy mini zjazd. Myślę, że i Wam przypadną do gustu.
Zadzwon do lokalnego pub’u
Danuśko, dzięki, że się za mną ujęłaś, miło, że rozumiesz człowieka. Powietrze powietrzem, miłość miłością, ale jak przystało na łasucha, to za „małokalorycznym” smakołykiem rozejrzeć się nie zawadzi 😀
Marzeno 🙂
Nisia, serio?
to Tamtejsi, czy Polanscy?
zreszta wszystko jedno, podaj sledzie i wiecej wodki do kartofli w mundurkach, jakiegos barana zawsze znajdziesz i pokroisz do dekoracji do cheddara, cebula z kapusta mile widziana, marchew poddaj pod dyskusje, sporo masla, ale prawdziwe pytanie, to skad wezmiesz guinnes sa podanego z treflem na pianie?
Nisiu, mogą być też placki ziemniaczane 🙂 Znalazłam taką stronkę
http://www.2lo.rz.pl/samorzad/europa/przepisy_irlandia.html
W ramach próbowania różnych dziwnych owoców, których jeszcze nie jadłam, kupiłam sobie dzisiaj tamarillo, taka śliwkę (ba, jedna kosztuje 1.99$ 🙄 ). Zjadłam, zanim pomyślałam o fotce, ale tu jest:
http://www.ziraatcim.net/images/articles/tamarillo3.jpg
Bardzo orzeźwiający smak po kwaskowej stronie. Pewnie na słoik konfitur trzeba by zrobić małą dziurę w kieszeni. Dobre, ale troszkę drogie.
A propos służby zdrowia w Kanadzie, owszem, nie jest zła. Tak się złożyło, że akurat dzisiaj byłam na dorocznych badaniach okresowych, lekarz stwierdził, że jestem żywa i zdrowa. Nawet wystawił mi na piśmie odpowiednie zaświadczenie, że jestem w doskonałej formie i zdolna do wykonania pewnych zajęć. Co prawda nie wybieram się zdobywać gór, ale będę robić co innego sportowego (opowiem w stosownym czasie) i tam wymagaja takiego zaświadczenia. Pewnie po to, żeby nie było na nich, gdyby mi się coś stało z powodu fizycznej niesprawności.
Nie, nie zamierzam się zapisać do żadnego fitness klubu, regularna gimnastyka to nie dla mnie, zostawiam ją systematycznym. Rujnowanie sobie zdrowia jest znacznie przyjemniejsze i wychodzi mi zdecydowanie lepiej 😉 Chociaż może nie aż tak znowu dobrze, skoro lekarz wystawił mi świadectwo przeciwne wręcz 🙄
Idę napić się za zdrowie – blogowiska i moje 🙂
Przypominam paniom o mamografii (moja za tydzień) – ja robię to regularnie co 2 lata, nic nie boli.
P.S.
A łotr mnie i tak wkurza okropnie. Zrujnuje mi nerwy 👿 Pyra, masz rację z tą ósemką i B, a po cholerę te mazaki, też nie wiem.
YYC,
a to konto gdzie – Berdyczów czy co?
Gdzie ja kupie liscie taro? Naszlo mnie na polinezje i maly klops bo taro korzenie to sa wszedzie ale liscie?
Konto zostanie zalozone na Bahamach na wszelki wypadek gdyby w Szwajcarii bylo trzesienie ziemi i banki tsunami zalalo. Tak bedzie bezpieczniej. Jak tylko dostane odpowiedz od premiera Bahamow to podam numer. Dziekuje z gory za szczodrosc. Chorzy sie uciesza jak im pokaze zdjecia z wyprawy.
YYC chcesz wrozyc?
Alicjo, zen
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1503112231?pli=1&gsessionid=Rs45aVjbU9h6sE8FhbAqRg#
Slawek, gotowac.. Kokosy mam to i checi naszly… tylko lisci brak i nikt nawet nie zaspiewa
Yyc,
chyba musisz się udać tam, gdzie rośnie ta roślina 😉
Te liście są do zawijania czegos w nie?
Zen zenem, na to też nie mam cierpliwości, Sławku 😉
ja tylko króciutko całe pana ksiazki i pan cały dla wywiadu polskiego
mzoe tylko dodam tak od spiżarni ze pana żona juz gotowa? do posiecenia ? na ksiazkę prosze pana?:)
wie pan cyferki i magia co nie
ogólnei jak sie gotuje i ajk pali jak zabija to panu powiedza bo pan widac co- ciemny co nie:)
nie che pan sznura pereł? coś na rączkę prosze pana ?
Dzięki za rady i porady. Pewnie w końcu zrobię colcannon, czyli pyry wymieszane z kapuchą i jakiś gulasz – można kupić mięso jagniąt – wprawdzie nowozelandzkich, ale zawsze. Będę utrzymywać, że to irish stew. Guinessa kupię butelkowego, a trefla chyba wytnę z papieru… Jakąś whiskey ktoś przywlecze. Cheddara poszukam, czasem bywa. Najważniejsze, że mamy wielkie kapelusze patrykowe z ubiegłych lat.
Sławku, towarzystwo nasze, oczywiście, szantowo-folkowe z irlandzkim przegięciem.
Pianino muszę nastroić!
A jakby co, to i zatańczymy.
http://www.youtube.com/watch?v=9WFTMmp4IVs&feature=related
Palusami. Jadlem na Samoa i bylo to cos pysznego i innego zarazem mimo, ze to tylko liscie i krem kokosowy upieczony. U nich w ziemi u nas w piekarniku (mysle). No moze jeszcze poszperam. W sieci proponuja rozne dodatki (miesko, zielona cebulka etc, ja jadlem takie najprostsze chyba bo pamietam tylko kokos i liscie)
Dzis prawdziwych lisci juz nie ma
Bo czyz warto po swiecie sie tluc
Tylko kokos, ananas i taro
Zamiast placzu co zrywal sie z pluc
Dawne zycie poszlo a dal
Dzis pierogi, dzisiaj bal
Tylko taro, tylko taro, tylko taro
Tylko taro zal
Tak sobie spiewam wspominajac palusami z umu 🙂
Naliczyłam, że w sąsiedztwie (Darlington, Pickering, ok 200km na zachód ode mnie) mam 3 elektrownie nuklearne, a nieco dalej (500km), nad jez. Huron dwie. Na mapę elektrowni nuklearnych sąsiadów z południa nawet boję się patrzeć, tyle tego mają 🙄
Nad jez. Huron bezpieczeństwem zajmuje się od lat serdeczny kumpel, Boguś. Jest szefem bezpieczeństwa, absolwent Politechniki Wrocławskiej, było nie było!Już kiedy klepałam o tym – jego zadaniem jest wymyślać wszelkie scenariusze, oraz wymyślać sposoby zapobiegania tymże.
Ziemia u nas czasami się trzęsie, ale tylko dwa razy odczułam to, delikatnie zresztą. Trudno sobie wyobrazić to, co się dzieje w Japonii, chociaż oni zwyczajni tego, a i budownictwo mają przystosowane tak, jak mogą najlepiej. A tu masz…nie dość, że gruzy i tyle ludzi zginęło, to jeszcze radioaktywność 🙁
Nisia,
jagnięcina nowozelandzka jest znakomita, zapewniam! I polecam.
Alicjo, byle była. Bo ona bywa grymaśnie. Bywnie i zniknie.
To moze tak jagnie szkockie jesli sie Irlandczycy nie obraza, bo whiskey to moze juz nie…
Pamietac nalezy, ze pieczonemy badz grilowanemy jagnieciu szkockiemy nalezy grac na kobzie inaczej sie nie uda.
Slainte
W promieniu 200 km mam wszystkich 5 helweckich elektrowni atomowych, najbliższa, koło Berna – 75 km stąd, rocznik 1972. Kilka tygodni temu w naszym kantonie było referendum na temat zgody na plany zastąpienia tej elektrowni nową. Wygrali zwolennicy (51 proc.), teraz mówi się o zamknięciu jej w ogóle. Niemcy zamykają 7 przestarzałych obiektów.
W otoczeniu „naszej” elektrowni wszyscy mają w domach tabletki z jodem.
Jedyne, co jest pewne w energetyce nuklearnej, to tzw. Restrisiko (pozostałe ryzyko?) czyli residual risk – powiedział dziś jeden profesor od energii atomowej 😎
Japońska tragedia, którą bardzo przeżywam, spowodowała u mnie również refleksje dotyczące mojego położenia. Jakoś mniej obawiam się awarii elektorwni atomowych, a bardziej samego oceanu. Kilkakrotnie tutaj zwracałem uwagę na jego wielkość i grozę, nawet moje ostatnie zdjęcia (tuż przed katastrofą) miały pokazać siłę Wielkiej Wody.
Pracuję na skrawku lądu, mierzeja ma około 150 – 200 metrów szerokości (zależy od pływów), woda jest niemal wszędzie.
Na Long Island przeżyłem kilka grożnych huraganów, woda wtedy przelała się przez wydmy, zniszczenia były ogromne.
Znając ocean, oczyma wyobraźni widzę tsunami. Skóra cierpnie. Żadna siła ludzka nie jest w stanie nic zrobić, żeby zatrzymać taki żywioł. Biedni, bo zagrożeni, ludzie Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego, chociaż na Atlantyku też są znane takie przypadki (Lizbona).
Pocieszam się tylko, że tsunami w moim rejonie nigdy się nie zdarza, ale zdarzają się wspomniane huragany. Strach się bać.
A w ogóle to z przyjemnością przeczytałem cały dzisiejszy dzień, od Gospodarza począwszy. Jotka, Nemo, Echidna, Alicja, Placek i inni 🙂 🙂
W Stanach Dzień Świętego Patryka obchodzi się bardzo hucznie, ale ilość imigrantów z Irlandii i ich potomków jest tutaj ogromna i to oni tworzą tę szczególną atmosferę. Natomiast dlaczego w Polsce ten dzień staje się powoli również jakby świętem, nie bardzo rozumiem 😯
Nie czepiam się i mnie to nie przeszkadza, niech sobie będzie, jednak mieszkając tam tyle lat nie spotkałem żadnego Irlandczyka. 🙄
Dobranoc 🙂
Nowy,
to pewnie w myśl zasady – każda okazja jest dobra, by świętować 😉
U nas w Kanadzie również sporo Irlandczyków, a jeszcze więcej potomków dawniejszych emigrantów, więc święto obchodzi się bardzo hucznie i koniecznie piwnie.
Dobranoc!
Luuuudzie!
Ile razy trzeba wam tlumaczyc, ze to nie zaden program zzera wam wpisy tylko wy sami, przez wlasną niedoleznosc, po kilku latach pisania na tym blogu nie potraficie sobie poradzic z prostym technicznie urzadzeniem!!!!
Dziesiatki razy podawano tu recepte na wyciecie i wklejenie tekstu: Ctrl-A, Ctrl-C i Ctrl-V.
Czy tak trudno to zapamietac?