Wigilijne tradycje

 

Zanim złożymy wszystkim Blogowym Przyjaciołom świąteczne życzenia proszę o przeczytanie tych kilku zdań zacytowanych ze znanej książki Krystyny Bockenheim „Przy polskim stole”. Warto przypomnieć sobie dawne obyczaje. A może nawet spróbować je odtworzyć we własnym domu. A było to tak:

„Pewne obrzędy wigilijne wiążą się z zaklinaniem urodzaju. W kątach izby stawiano snopy zbóż, co robiono także we dworach. (…)

Stół musiał być nakryty białym obrusem przykrywającym warstwę siana. Z wyciąganych źdźbeł wróżono sobie powodzenie w nadchodzącym roku. Źle wróżyło trafienie na krótką, żółtą trawkę. Na stole było przynajmniej jedno puste nakrycie dla nieobecnych bliskich, a także dla niespodziewanych gości. Nikt w tym dniu nie mógł zostać odprawiony od drzwi.

Siadano do stołu po ukazaniu się na niebie pierwszej gwiazdy. Ojciec rodziny odmawiał krótką modlitwę i następnie dzielono się opłatkiem – była to chwila wybaczania, zgody i miłości, po czym następowała wieczerza, w naszym kraju zawsze postna. Wedle tradycji potraw miało być dwanaście, na pamiątkę dwunastu apostołów, a w każdym razie ilość parzysta Liczenie ułatwiał fakt, że za potrawy można było uznawać dodatki, czy też podawane na koniec bakalie i jakoś zawsze ilość się zgadzała. Gorzej było z biesiadnikami, których liczba miała być parzysta, w przeciwnym razie ktoś z nich mógł umrzeć w nadchodzącym roku. Nierzadko sprowadzano jakiegoś samotnego są?siada lub też bardziej przesądna stara ciotka symulowała atak migreny.

Zestawy licznych dań były bardzo tradycyjne i zależne od regionu kraju.

Najpopularniejszą niegdyś zupą wigilijną była polewka migdałowa, którą i dziś podaje się w niektórych domach. Na wschodzie jedzono kiszony barszcz (choć w obecnej postaci wszedł do kuchni dopiero w XVIII w.), w niektórych regionach zupę rybną lub grzybową. Ostatecznie prymat utrzymał barszcz i uszka z farszem grzybowym. Grzyby występujące także w innych potrawach wigilijnych – jako rosnące w lesie, w dawnych wierzeniach uchodziły również za pożywienie niezwykłe, wykradzione z „innego świata”.

Kolejnym punktem wigilijnego menu były ryby. Na wsi nie jedzono ich dużo, gdyż chłopi nie zawsze mogli je łowić, lubiane zaś powszechnie śledzie wymagały wydania pieniędzy, za to wśród szlachty i mieszczaństwa podawano kilka dań rybnych, ze sławnym karpiem lub szczupakiem na szaro (w sosie z krwi ryby, piernika, karmelu, wina, korzeni), będącym specyficznie polskim daniem. Ryby podawano w różnej postaci – w galarecie, smażone, gotowane, pieczone. Nie unikano również karpia po żydowsku, w sosie z cebuli, który zagościł na stałe w polskiej kuchni odświętnej.

Śledzie z rodzynkami

Poza rybami podawano wiele dań postnych, kraszonych olejem, jak kapusta z grochem, kapusta z grzybami, pierogi z kapustą i grzybami, gołąbki z kaszą, kompot z suszu owocowego, bakalie, ciasto.  W domach, gdzie rygorystycznie przestrzegano postu,  nie podawano ciasta przed północą, gdyż było przyrządzane na maśle i mleku.

 

Ważnym składnikiem wieczerzy wigilijnej był mak. Jego właściwości narkotyczne,  znane  od  czasów prasłowiańskich, stanowiły symbol snu i łączności z innym światem. Potrawy z maku znajdują się zawsze w jadłospisie wigilijnym,  choć – zależnie  od  regionu – są  różne. 

Oprócz sławnych klusek z makiem podaje się łamańce z makiem, to jest mak utarty z miodem i bakaliami z dodatkiem kruchych ciasteczek, lubiane na wileńszczyźnie mleko makowe z kruchymi placuszkami, zwanymi śliżykami, lwowską kutię, składającą się z maku, rozgotowanej pszenicy, miodu, bakalii i wreszcie makowce.”(jak wyżej)

Zmrok dziś szybko zapada. Zaraz wynurzy się pierwsza gwiazdka. Pora więc na życzenia:

Wszystkim, wszystkim, wszystkim, którzy od paru lat zasiadają przy moim blogowym stole, tym którzy bywali tu lecz oddalili się na chwilę (dłuższa bądź krótszą), życzymy Wesołych, Smacznych, Zdrowych, Rodzinnych Świąt!

A na koniec, na apetyt: Kulebiaczki z grzybami i kapustą