Jarmark zwany Frymarkiem Świątecznym
Jak co roku przed Bożym Narodzeniem w pomieszczeniach Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie (obok Zamku Ujazdowskiego) zorganizowano Świąteczny Frymark Teatralny. W sąsiedztwie Łazienek Królewskich i Ogrodu Botanicznego, z daleka od przedświątecznej gorączki i wielkich supermarketów, można tam było znaleźć lub samodzielnie zrobić oryginalne prezenty dla najbliższych, a także odpocząć i odetchnąć w radosnej atmosferze.
Na Frymarku Teatralnym można było kupić wszystko, co związane jest z teatrem. Do współpracy zaproszone zostały wszystkie stołeczne teatry gotowe przekazać wykorzystane już rekwizyty, kostiumy, peruki, lalki, kukiełki, nakrycia głowy, plakaty i afisze oraz wszelkie inne teatralia. W tegorocznym Frymarku wzięły udział m. in. Nowy Teatr, Teatr Ateneum, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy im. Gustawa Holoubka, Teatr Kamienica, Teatr Komedia, Teatr Lalka, Teatr Ochoty, Teatr Polonia, Teatr Polski, Teatr Roma, TR Warszawa, Teatr Wielki. Opera Narodowa, Teatr Żydowski.
Przyjechali także rękodzielnicy niemal z całej Polski i przywieźli swoje wyroby. Była więc do kupienia piękna ceramika, biżuteria, czapki, szaliki, rękawiczki, ozdoby choinkowe, ręcznie robione zabawki, wzornictwo inspirowane folklorem.
W minioną zaś sobotę do stoisk rękodzielniczych dołączyli rolnicy ze swoimi produktami ekologicznymi czyli z pierogami, oscypkami, domowymi ciastami, naturalnymi sokami, przetworami, wędlinami, przyprawami i innymi produktami rekomendowanymi przez Społeczny Instytut Ekologiczny oraz Slow Food Polska.
Warszawskie convivium Slow Food zorganizowało warsztaty kulinarne dla dzieci. Braliśmy w nich udział. W tym roku warszaty „wzięły na warsztat” pierniczki, bo to właśnie wydało się nam najfajniejsze dla najmłodszych uczestników Frymarku. Beata Lipov (znana autorka kulinarna i stylistka) pokazywała dzieciom jak zdobić domowe pierniczki kolorowymi (ale naturalnymi) lukrami. Umazani po łokcie mali cukiernicy byli zachwyceni i… nieźle objedzeni.
Kolejną godzinę zajęć cukierniczych zajęliśmy my dwoje. Barbara uczyła wałkowania piernikowego ciasta, wycinania pierników, zdobienia ich landrynkowymi wkładami, które po wyjęciu z pieca wyglądały jak witraże. Ja natomiast zajmowałem się procesem pieczenia i pilnowaniem, by uczestnicy nie poparzyli się pchając wokół piekarnika.
Prawdę mówiąc ciasto piernikowe znikało często jeszcze przed wstawieniem do pieca. Ponieważ było ono z miodu i mąki nie protestowaliśmy widząc, że zamiast na blachę trafia prosto do ust małych cukierników. Gdy pierniczki piekły się dzieci wysłuchiwały opowieści o narodzinach toruńskich smakołyków.
Podczas gdy dzieci wałkowały, wycinały i piekły pierniki ich rodzice mieli czas na odwiedzenie stoisk z wędlinami, serami, jajami i innymi produktami, które dojechały do Instytutu Teatralnego z różnych stron Polski. Jadwiga Farat przywiozła np. jajka, przetwory, suszone grzyby, owoce, potrawy wigilijne, wędliny; Marianna Kuźma zachwalała różne przetwory, ser biały, wędliny, ciasta, wypieki; Anita i Mariusz Mierzejewscy kusili serem żółtym, mozzarellą, mlekiem od krowy polskiej czerwonej, wędlinami, ciastem, wypiekami i miodem.
Opisałem to wszystko dość szczegółowo by zachęcić niektórych z was do przyłączenia się do grupy smakoszy działających w Slow Food. To naprawdę pożyteczna działalność. A teraz w prezencie:
Pierniczki choinkowe Zuzi
30 dag miodu, 20 dag cukru, pół kostki masła, 2 torebki przyprawy do pierników, pół kg mąki, 2 łyżki kakao, mała torebka proszku do pieczenia, 1 jajo.
Miód, cukier, masło i przyprawę do piernika gotować w garnuszku aż powstanie jednorodna masa. Ostudzić.
Do ostudzonej masy dodać mąkę, 2 łyżki kakao, małą torebkę proszku do pieczenia i jajo. Starannie wyrobić ciasto. Gdyby było zbyt lepkie – można dodać nieco więcej mąki.
Ciasto rozwałkować na grubość 3 – 4 mm i wykrawać dowolne formy. Piec w 180 st.C około kwadransa.
Można wkładać w nacięte w pierniczkach dziurki kawałki kolorowych landrynek: w czasie pieczenia powstaną z nich jakby kolorowe witraże.
Uwaga! dziurki, potrzebne do przełożenia nitek lub sznureczków do wieszania na choince, robić w ciepłych pierniczkach, bezpośrednio po upieczeniu. Pierniczki można zdobić kolorowymi cukrowymi pisakami lub bakaliami.
Komentarze
1483, taki kod. Najstarsi mogą jeszcze pamiętac ogródek Estery, najmłodsi mają szansę poznać wąsatą i łysiejącą (jezeli wierzyć Matejce) Donnę Jana Wawrzyńca Pappacodę.
Historia otrucia Bony i sfałszowania jej testamentu tez jest dość tajemnicza. Jest to dla historyków raczej proces poszlakowy. Jednak łańcuch poszlak wydaje się nierozerwalny. Z drugiej strony rozpoczęty proces umorzono. Okoliczności umorzenia były wszakże znamienne, zupełnie jakby to było dzisiaj w naszym kraju.
Przerwał śledztwo Filip II, który był winien Bonie 430 tysięcy dukatów. Wszyscy są zgodni, że polecenie otrucia królowej wyszło od niego.
Pappacoda bardzo usilnie namawiał Bonę do wyjazdu do Bari i tam w rok po przyjeździe została otruta. Pappacoda po umorzeniu śledztwa został przez Filipa II, przywilejem podpisanym w Brukseli 23.04.1558r, obdarowany tytułem Markiza Capurso, a 17 dni wcześniej został kasztelanem Bari też na mocy dokumentu wystawionego w Brukseli. Jak widać, antypolskie knowania wypływają z Brukseli nie od dzisiaj.
Te dwa „przywileje” oprócz tytułu i urzędu obejmowały patrymonia o łącznej wartości ocenianej na około 200 tysięcy dukatów, czyli prawie połowę długu, jaki Filip II zaciągnął u Bony.
Wąsata Pappacoda cieszyła się potem wielkim poważaniem, skoro w 9 lat po otruciu Bony swoją córkę, Giovannę (a może Katarzynę) de Lannoy, oddali jej za żonę Cesare baron di Prata, książę (principe) Sulmony i Beatrice Acquaviva, córka Gianantonio Donato, 9° księcia (duca) di Atri. Może brzmi to trochę operowo ale na pewno nie operetkowo.
Odnośnie poprzedniego. Należy pamiętać, że pomimo niskiej średniej długości życia, najstarsi dożywali wówczas 150 lat. Jak w 30-=tych latach w ZSRR. Nie dociekam, czy przyczyna była ta sama.
Wszyscy śpią lub szykują święta. A ja muszę podziękować Gospodarzowi za wygraną płytę DVD z Jamem oraz za niespodziewany bardzo miły dodatek. Bardzo serdecznie dziękuję.
Przy okazji wspomnienie innej nagrody – książki Anthony Bourdaina. Parę dni temu w tv reportaż Bourdaina z Wenecji. Bardzo ciekawy. Na koniec, na obiedzie we włoskiej rodzinie, potrawa z mątwy gotowanej we własnym atramencie czyli sepii. Czarna jak sadza potrawa pięknie barwiąca zęby sprawia w czasie jedzenia wielką frajdę obserwatorom. Bourdain zauważył, że sposób przyrządzenia w Wenecji jest identyczny jak w Chinach, co oznacza, że zapewne jest on optymalny.
Jeszcze o mątwie. Sepia, nazwa płynu wystrzeliwanego przez mątwę w sytuacji zagrożenia, wskazuje na kolor ciemnobrązowy. Jednak na talerzach wszystko wyglądało czarne i o tym kolorze była mowa. Może to w gotowaniu czernieje, nie wiem. Nemo na pewno potrafi to wyjaśnić, jeśli zechce.
Dzień dobry. To prawda Stanisławie – przygotowania w toku. Dzisiaj robę pranko, muszę upchnąć w szafach pięknie zmaglowane obrusy, zrobić listę ostatnich zakupów spożywczych, sprawdzić stan bakalii, które mam poupychane w słoiczkach, zapas żelatyny i inne takie rzadko potrzebne produkty przejrzeć. Na obiad dzisiaj pieczarki w śmietanie i ziemniaki oraz sałaty mieszane.
Witam,
mroźnie i mgliście. A ja dzisiaj gross czasu spędzam na różnego rodzaju spotkaniach przedświątecznych. Tak zwane oficjałki. Jak mawiał klasyk nie chcem, ale muszem. 🙁
Co do kubańskich zdjęć, to wrócę do nich jutro, bo Włodek również ma dzisiaj biegany dzień.
Sławku,
pousse pied były serwowane w tak zwanej restauracji „tematycznej” z owocami morza. W przeciwieństwie do restauracji typu stół szwedzki, do takich restauracji należy się zapisywać, albo mówiąc wytworniej rezerwować w niej miejsce.
Jest to samo w sobie przedsięwzięcie godne odnotowania. Pozwala tym, którzy nigdy nie spotkali się z procedurami instytucji real socjalizmu, poznać je, a tym którzy znali, ale zapomnieli, przypomnieć sobie o swoim „miejscu w szyku”.
W naszym hotelu było pięć takich „tematycznych” restauracji: z owocami morza, kubańska, hiszpańska i dwie włoskie.
Zdaniem pilotki kubańczycy nie znają się na kuchni włoskiej, więc ją sobie odpuścilismy – nie mozna było korzystac ze wszystkich. Jeżeli chodzi o owoce morza, to amatorzy mogli czuć się usatysfakcjonowani. Restauracje kubańska i hiszpańska wzbudziły nasz umiarkowany entuzjazm.
Jeżeli chodzi o tak zwane dogadzanie sobie, to należy odnotować codzienną butelkę mrożonego szmpana (brut), wypijaną po śniadaniu w ogródku Baru Lobby tuz przy basenie. Jedna na cztery osoby – kolega nie lubi szampana. Niestety kawioru nie podawano. W żadnym kolorze 😉
Nie wiem co ten człowiek robił z rybami łowionymi wiadrem i „panierowanymi” w piasku 😯
Jak Alicja doda jeszcze jedno zdjęcie z plaży, to zorientujecie się, że cała ta sekwencja plażowa opowiada raczej o Włodkowych połowach i zainteresowaniach 🙄
Pani od soków też czeka na pokazanie. Była naprawdę wzruszająca.
Jeżeli ktoś ma cierpliwość, radzę uważnie przejrzeć zdjęcia z podanego wieczorem linka – pokazujące wyprawę do dzungli.
Jest tam pokazany mały domek, również jego wnętrze. W tym domku mieszka 9 osób!
Wyjeżdzając z Varadero zostawiliśmy – mówię o naszej piątce – plecak z około 30 kg różnego dobra, poczynając od puszek piwa i koli z przysługujacego nam minibarkowego przydziału, poprzez szampony, mydła na ciuchach kończąc.
Zwróćcie uwagę na to, jak tam jest schludnie. Kubańczycy są czyści, usmiechnięci, przy swoich biednych domkach sadzą kwiaty.
Biegająca luzem świnka to jedyna możliwość zdobycia mięsa za nieastronomicze kwoty. Mięso jest na Kubie, w cenach dla „normalnych ludzi” tylko dla dzieci na kartki. Można je kupic na targowiskach za walutę wymienialną. Średnio zarabiają kubańczycy około 10 – 14 pesos wymienialnych na miesiąc.
Worek cementu kosztuje 10 pesos. Zatem wybudowanie czegoś w rodzaju altanki, a większość z nich w takich altankach właśnie mieszka, zajmuje im co najmniej pięć lat. W dużych miastach obowiązuje zasada: jedna rodzina, jeden pokój.
Na wsiach, wszyscy którzy mają choc kawałek ziemi, zobowiązani są odstawić państwu co najmniej jedną świnkę.
Kubańska gospodarka została zdecentralizowana, co polega na tym, że to już nie Havana decyduje o gospodarce danego regionu, ale jej lokalni gospodarze. Niemniej jest tak, że na całym obszarze, czegoś w rodzaju województwa, uprawia się przede wszystkim tylko cebulę, czy tylko banany, etc..
Kubańczycy mają niezwykle smaczną cebule, ale nie jedzą szczypioru. Wyrzucają go.
Przy drogach można zobaczyć mnóstwo ludzi sprzedających cebulę, banany, słodycze domowej roboty. Sprzedawcy są niemiłosiernie gonieni przez policję. Po przyłapaniu można trafić na parę lat do więzienia. Za … nie płacenie podatku … 😯
Ogladając te same zdjęcia z pobytu pana od „blogukuba”, zauważycie na jednym z nich powbijane w ziemi kije. Jest to coś w rodzaju płotu. Za jakiś czas te kije ukorzenią się, wypuszczą liście i wyrosną z nich drzewa.
Niestety muszę biec tam gdzie wcale mi się biec nie chce 👿
Miłego dnia 😆
Kije w rodzaju płotu. Coś mi to przypomina. Ostatnio krążył w internecie zbiór zdjęć z mniej lub bardziej dowcipnymi podpisami. Jedno było dobre. Na półce tomy ksiąg Supreme Court stanu NY. Podpis: prawo hest jak płot. Żmija się prześliźnie, tygrys przeskoczy, ale bydło się nie rozłazi, gdzie nie trzeba. Coś w tym jest, niestety.
Świątecznie i zgodnie z duchem naszych czasów !
http://www.youtube.com/watch?v=vZrf0PbAGSk
Stanisławie,
barwa potraw gotowanych z dodatkiem atramentu z sepii zależy od ilości barwnika Na Sycylii jadłam mątwy gotowane we własnym świeżym atramencie, potrawa była ciemnobrunatna, taka „sepiowa” 😉 Efekt pokazywany kamerą zależy też zapewne od oświetlenia.
Na widok spaghetti al nero di seppia mina Osobistego zrzedła była lekko, ale pod czujnym spojrzeniem sycylijskiego avvocato, pod którego dowództwem te sepie zostały ugotowane, spróbował dzielnie, a potem zjadł z apetytem starając się nie patrzeć zbytnio w talerz 🙄
Ciekawe, że socjalizm tak uporczywie przekłada się na mieszkanie w stylu mrówczym. Rodzina na pokój to był w swoim czasie radziecki standard. Nie wiem, czy pamiętacie racjonalizatorski pomysł Gomułki, żeby woda była dostępna na klatkach schodowych, tamże wspólne ubikacje. To ostatnie było znane i z wcześniejszych czasów. Na szczęście ten pomysł nie wypalił w miastach.
Ale wypalił w państwowym budownictwie wiejskim. Osiedla PGR-owskie w pewnym okresie budowano bez ubikacji w ogóle, bo można było chodzić „w krzaki”. Takie osiedle wybudowano między innymi w Gniechowicach prawie pod Wrocławiem. To był pokazowy PGR, do którego przywożono różne delegacje. Brak ubikacji był najczęściej powtarzającą się skargą mieszkańców na spotkaniach z dostojnikami.
Nemo, wygląda ten opis zachęcająco. Chyba następna wizyta we Włoszech nie obejdzie się bez mątwy.
Swoją drogą ciekawe są meandry nazewnictwa. Kałamarnice pochodzą chyba od worków z ciemnym płynem, które kojarzą się z kałamarzami. Ale po pojawieniu się na naszych stołach zostały nazwane kalmarami, co już sz kałamarzami kojarzy się słabo.
Danuśko 11:15, 🙂 🙂 🙂
Niestety, nie jestem w stanie docenic Danuśki. Tubę mam zablokowaną 🙁
Stanisławie,
żeby było śmieszniej, to mątwy i kalmary to nie to samo, a Niemcy i tak wszystko nazywają „Tintenfische” (ryby atramentowe, choć to głowonogi) włączając ośmiornice i wszystko inne, co ma woreczek z atramentem. Oczywiście w znaczeniu kulinarnym. Naukowo są dokładniejsi 😉
Kałamarnice w biologii po polsku pojawiły się może w ślad za włoską nazwą „calamari”, natomiast w kuchni jako kalmary z tego samego źródła językowego tylko uproszczone 😉
Jestem pewien, że surowe ciasto na pierniczki było pyszne, szkoda, że dla mnie nic nie zostało. Najbardziej podobał mi się opis pilnowania dzieci by się nie oparzyły. To esencja Slow Movement ( Powolny Ruch, stąd „I’m goin’ to the movies” znaczy „idę do kina ) – zaspokojenie potrzeby każdej istoty, czyli odrobiny miłości w sobotę, odrobiny ciepła z piekarnika.
Podziwiam ludzi którym chce się zwlekać z łóżka i szamotać z bandą bachorów. Tego, że użyłem hebrajskiego słówa „bachor” będę bronił używając wszystkich mi dostępnych metod, w ostateczności przez użycie zwrotu „tak, pejoratywnie, a Ty biegasz jak dziewczyna”.
Gdy przeczytałem „mleko od krowy polskiej” , zatęskniłem jeszcze bardziej. Poza tym ciekaw jestem, kto kogo w tym konkretnym domostwie budzi i jakich metod do tego celu używa. Tak, interesuje mnie to, a pytam grzecznie 🙂
Stanisławie – Wczorajszy wpis Sławka nazywa Twój problem obstrukcją, ale w duchu filozofii przyświecającej ruchowi Slow Food (nazwę tę wymyślił Włoch, zapewne potomek królowej Bony, dlatego nie Leniwe Pierogi) pozwól, że, powoli, opiszę Ci niezwykle celny wybór Danuśki – satyryczne spojrzenie na Wigilię, z cyklu „Co by było, gdyby” :
Józef sprawdza swą pocztę Gmail. Wiadomość – Jestem w ciąży. Józef dzieli się tą wiadomością przez Twitter i rezerwuje osiołka.
Tak, to prawda, że kałamarnice to nie mątwy, choć też dziesięcioramienne. Ale myślałem, że jakoś to się przeniosło w nazwie.
Stanisławie- szkoda 🙁
Mogę Ci ewentualnie przesłać tego youtuba na jakiś zaprzyjaźniony i niezablokowany komputer.
Nie dają mi spokoju te ryby na piasku. Najpierw myślałem – zdechły, morze wypluło… Przyjrzałem się dokładniej tej plaży i widzę, że fenomen lokalny i ktoś je celowo panieruje…
Z moich sąsiadów nie ma pociechy. Ten z góry, w świecie bywały, nie był na żadnej kubańskiej plaży.
Ten z siłowni mówi, że u nich tylko plaże, do morza 300 km. Poza tym nie ma głowy do ryb, bo odkrył ostatnio nowy sport – selftracking. Zapisuje wszystko, co robi każdego dnia, ile śpi, ile pije, co je, kupił sobie fitbita i nie wychodzi bez niego z domu. Mówi, że zbliżając się wiekowo do grupy Best Agers (dawniej Golden Agers lub Baby Boomers) musi dbać o kondycję i wiedzieć, czy robi to dobrze.
Z sąsiadem z góry potwierdzamy korzyści z tego nowego trendu. Ostatnio, w parku, po własnych śladach na śniegu doszliśmy do krzaka, gdzieśmy zapomnieli jego torbę z zakupami. Sapcio długo się zastanawiał nad innym śladem (wiewiórczym?) tośmy ciężką torbę postawili na ziemi, a potem pies nagle ruszył i pociągnął w stronę domu, ale strasznie kluczył…
W 2007 bylem na wakacjach w Wenecji i sprobowalem te lokalna specjalnosc czyli matwe/sepie. Niestety, meczylem sie strasznie i w koncu wiekszosc zostawilem, bo smak atramentu byl nie do zniesienia (a raczej zjedzenia). Do tego jeszcze mnie i syna pogryzly strasznie komary i choc pobyt na Lido byl w sumie znakomity, a i jedzenie swietne (oprocz tego jednego dania), to juz wiecej sie nie skusze na sepie.
ROMku,
sepia jest znakomita także bez atramentu, który w zasadzie nie ma szczególnego smaku albo smakuje „morzem”, jeśli jest bardzo świeży i dobrze przyrządzony. Dlatego wspominałam tutaj kiedyś o konieczności posiadania zaufanego handlarza ryb lub dziadka – adwokata w Katanii 😉 Temu nikt nigdy nie sprzedał nieświeżej ryby 😎
Komary gryzły nas również tej wiosny na Punta Sabbione po drugiej stronie laguny. Był dopiero koniec kwietnia, a one już grasowały 🙄
Pozdrowienia dla Sapcia 🙂
……..opis
A już zaczynało być miło tym na blogu, bez wymądrzania „Nemo”. Niestety! „Mądrego, to i posłuchać warto” – jak mawiał pisarz, przemądrzałego- tak sobie!
No widzicie – zima ma swoje zalety !
Nie ma komarów, są za to pierniczki 🙂
Oooo, Gogol, tak mi przykro 🙁
Jeśli sprecyzujesz, na czym polega moja „przemądrzałość”, to spróbuję mieć jakieś wyobrażenie o Twoich kryteriach mądrości. Nie obiecuję ich jednak przestrzegać 😉
Pogadałam z Żabą – wczorajsza droga do Szczecina, a potem powrót (łacznie 300 km z kawałkiem) zajęło jej ponad 8 godzin. Pan doktor obejrzał szew i stwierdził, że wszystko w porządku. Boli? To dobrze. Niech Pani kupi sobie Apap i bierze dwa razy dziennie. Żaba zastanawia się, czy nie należało poprosić o tabletki z krzyżykiem. Równie skuteczne.
Jak to dobrze, że to Wy próbujecie sepię, nie ja. Ja mogę tylko wspominać, jak to Pawlikowska pisała „mijał sepię piękną i szkaradną” i że w rezultacie spoczął ten zakochany na dnie, bo „z takim sercem idzie się na dno'”
A któż to się podszywa pod Gogola? Z tak nieporadnym językiem, takie aspiracje? I takie „mądrości’? A kysz!!!
Gogol było tak miło i słodko ,że aż mdło .Każdy może tu pisać , a jak mawia wieczna Alicja „nie musisz czytać i oglądać zdjęć , a najlepiej załóż własny blog 🙂 i takie tam ”
Ja tam lubię czytać Nemo
Pyro,
to gogol skromny, z małej litery, tylko jak tak, z uprzejmości przemądrzałej… 😉
Posłuchajmy
http://www.youtube.com/watch?v=jHfYsVnu62c
Tu jest naprawdę przemądrzały Gogol 😉
Niedościgły wzór 🙄
Oj, przyjdą za chwilę i wyrzucą….Nic to. W 2-gie święto przyjedzie Matros i odzyskam łączność ze światem; osobistą, z własnej maszyny.
gogol przez „gie” male to taki prawdopodobnie meski troll w stanie klimakterium
Witam Szampaństwo.
U mnie skromna zima, ale wystarczy. Właśnie tak sobie myślałam, Pyro , ze Żaba powinna sobie darować wyprawę do Szczecina w takich warunkach pogodowych, ale ja Twój wpis czytałam, kiedy Żaba się przedzierała przez śniegi. Tyle że boli, i że apap, to Żaba sama wiedziała 🙄
…jak już mowa o ośmiornicach i tp. stworkach, to tak się składa, że moja przyjaciółka aktualnie nurkująca w ciepłych wodach gdzieś hen, hen, tak pisze o tych stworzeniach – osmiornice sa raczej stworzeniami nocnymi, sa bardzo sympatyczne, ciekawe, choc troche niesmiale. A w dotyku tak przyjemne, delikatne jak jedwab. A poza tym tak pieknie sie mienia roznymi kolorami, ruszaja cudownie. I potrafia zniknac w jednej chwili w jakiejs szczelinie, wsiakaja jak woda w piasek. Można je obserwowac godzinami, podobnie jak sepie. Zwykle na nocnym nurkowaniu jest b duzo stworzen, wychodza z roznych dziur jezowce, kraby wszelkiego rodzaju, ale choć część ryb idzie już spać. Np parrot fish zakladaja na noc pizamy ze sluzu. I jesli taka obudzic i ucieknie, zgubi ten kokon to juz tej nocy sie nie wyspi 🙂
Jotko,
cierpliwości, wszystko uzupełnię, ale na razie mam trochę zawracania głowy ze sprawami 🙄
A jo, w związku z wpisem Pona Pietra w łoński piątek, spytołek sie karpi, cy majom cosi przeciwko temu, coby były zjadane w Wigile. Karpie nic nie pedziały, cyli rozumiem, ze udzieliły milcącej zgody.
No a ze jo być moze (choć nie na pewno) dzisiok po roz ostatni przed Świętami przed komputrem zasiadom, to zyce Ponu Pietrowi, Poni Basi, Rudolfowi i syćkim tutejsym bywalcom, coby w te nadchodzące Święta syćko było barzo smacne. Syćko! Włącnie z choinkom i bombkami 😀
Podlaczam sie pod Pana Owczarka, gdyz jade jutro zdobywac pojazdem czterokolowym Pomorze a potem do stolycy, tu prosze niefachowe i kiczowate ale serdeczne (nie ja wykonywalam)
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/BozeNarodzenie2010#5553175168009851138
no i prosze, wystarczy chciec, niewazne co, byle bylo od serca,
uwazaj czterokopytne tez sie slizgaja,
na marginesie gogol jest trudny do ogarniecia, 10 do setnej, lub ok.70 Lusnia, tfu, chcialem naisac silnia, tylko ten Freud,
ladnie atramentu tu sie wylalo, wiec juz o sepii nic nie dodam, kto sie upapral, to wie, poza tym lubie na talezu
Thales, talerz, kto nad tym zapanuje?
Placek?
Doroto,
szczęśliwej i bezpiecznej podróży po polskich drogach!
Konik bardzo przystojny w tej czapeczce z dzwonkiem 🙂
Owczarku,
z karpiem wiele nie pogadasz, chyba że z ułaskawionym w noc wigilijną 😉 Ale i wtedy bulka enigmatycznie, bo na ogół jest w dennym nastroju 🙄
Wesołych Swiąt!
„Mądrej głowie, dość dwie słowie”, Nemo. Bez odbioru.
Dziekuje konik jest oczywiscie ze stajni Zabie Blota
Gogol milczy jak owczarkowy karp 🙁
Chyba się nie dowiem czym go (ją) uradować na święta.
Dawniej bywał(a) tu knop darząca mnie podobną sympatią 😉
Gogolu,
i tak masz szczęście. Na niektórych innych blogach Polityki WSZYSCY są przemądrzali 😎
O, jednak gogol się odezwał. Knopowo 😉
Roger and over.
Bez odbioru 😯 🙁 Znaczy co? Poleconych nie przyjmuje? Uszy zatyka, jak telefon dzwoni? Oczy zasłania na widok mojego nicka?
Nie pogadam z gogolem, nie pogadam z karpiem, ech życie 🙁
Dorotol- bardzo sympatyczny tenTwój-Nie Twój Niefachowy Konik 😀
Barbaro- czytam o tym nurkowaniu i od razu sobie myślę,dlaczego do tej
pory nie nurkowałam ???
Osobisty złowił kiedyś zupełnie przez przypadek sporą ośmiornicę.
Łowiąc ryby,rzecz jasna.Puściliśmy ją wolno,ale mieliśmy co nieco emocji !
Objet : O Holy Night by the celtic women
écoutez, c’est MA-GNI-FI-QUE !
Anielsko :
http://worriersanonymous.org/Share/Christmas/Holynite.htm
>
Komentarz powyzej angielsko-francuski napisany przez Osobistego.
Nemo, ze mną pogadaj 🙂
Chciałabym wiedzieć, dlaczego Małe zdrowe, osobliwie Młody. Obadwa rąbią jak maszyny, ale on miał, zaznaczam – miał, gar osobistej sałatki warzywnej. W trzy dni wykończył. Poszły 4 blachy pierniczków Żony Sąsiada (upiekłam kolejne), Apokaliptyczna Jotka z jeżynami z nalewki, wychodzą ciasteczka z kawałkami białej i gorzkiej czekolady (3 blachy), normalne żarełko pochłaniane zgodnie z przypisanymi żarełku godzinami. Ja najadam się robieniem i wąchaniem. One robią, wąchają, pochłaniają i wcale a wcale im nie szkodzi 😯 Ech, młodość…
Ludzie, kocham świąteczną rodzinę w komplecie 😀
Jutro piernik lipowy, keks, kapusta z grzybami i nie pamiętam co jeszcze, ale sobie przypomnę 😀
Danuśka,
a karpia Alain złowił? Czas już by był 😉
O, jaka piękna się pogoda zrobiła… słoneczko, lekko zimowo..
A ja ledwie uporałam się z drobiazgami (nienawidzę 👿 Wolę jedną konkretną solidną robotę niż 150 malutkich „niby-nic”), już muszę się udawać do innych. Trochę grubszych, ale także drobnych.
Nawet nie mam czasu przy maszynie posiedzieć i poczytać 🙄
Owcarku – Nawzajem, smacznego 🙂
W imieniu całej ludzkości przepraszam za to , że Sławek poszedł na łatwiznę i usiłował mówić gwarą. Dowód – zmałpowane słowo „talez”. Pseprosom 🙂
Zaćmienia – patrz Tales z Miletu.
Dorotolu – Klaczy w czapce brak ogniskowej, ale szczęśliwej podróży w życiu zawodowym i osobistym. Zdobywaj, podbijaj, a od czasu do czasu przegryż coś pomorskiego i czymś popij 🙂
Danuśko – Tak, trzy anielki 🙂
Kucharz jestem, psiakostka!
http://i.imgur.com/IoTot.png
…juz dostalam prezent, w trakcie kiedy sie piekly w piekarniku dwa olbrzymie strucle z makiem (zabieram ze soba walowke na wypadek, gdybym musiala spedzac swieta w zaspie, wskoczylam na swiateczne „przed” spotkanie do mojego biura i dostalam piwko, sery roznych rodzaji oraz talon na ksiazke do 20 jewro w zaprzyjaznionej ksiegarni, fajnie
Dorotko, od tygodnia szukam kartki z blogowymi połączeniami, bo chciałem zadzwonić i pogadać, a Wy już znowu w drogę. Jak przez Pomorze, to uściśnijcie Żabę.
ja wiem, ze slowo „talon” sie zle niektorym kojarzy ale ja jestem zadowolona, ale gogola nie kupie
tja… Pepe, Zaba uwaza, ze ja bede jutro wieczorem uszka kleila… w zyciu tego nie robilam, podaje paszteciki z grzybami w ciescie francuskim ale uzbroilam sie wzielam moja pierogowoprodukcyjna kratke i nie bedzie uszek, beda „oktagonki” bo wzorek na kratce ma osiem rogow
Haneczko, 😀
fajnie masz w domu, wyżerają, ale i pomagają 😉
Nasi Młodzi wpadli w sobotę na fondue i chcieli znowu uciekać, ale zapowiedziałam produkcję ciasteczek z dziurką i galaretką porzeczkową i nagle zdecydowali się zostać na noc i mi pomóc. Choć wyszło chyba ze 2 kg ciastek, to się zdziwili, że 5 blach ciastek po sklejeniu galaretką daje optycznie tak mało 😯 Oczywiście nie tak mało jak na obrazku 😉
Dziś upiekłam chleb (sztuk trzy) i ciasteczka – florentynki. Muszę je jeszcze powlec czekoladą od spodu.
Nemo, dla mnie tyle co na obrazku byłoby w sam raz, a nawet ciut za wiele 😉
Jak to dobrze że to, coście tu nawypisywali wieczorem dnia poprzedniego, lub dni poprzednich, ja czytam dnia następnego, lub jeszcze bardziej następnego, pojutrzejszego. Chyba jasno się wyraziłem?
Jak to dobrze, bo inaczej umknąłby blogowisku wpis który pojawił
się dzisiaj po godzine dziesiątej. Wpis o tyle istotny, bo po pierwsze oznacza że ktoś poza piszącym tu gronem czyta nasze produkcje, po drugie że wywołują one jakieś warte okazania emocje i co najważniejsze :
mamy fankę!!! Hura! Jeszcze trochę, będzie fanklub!, potem fejsuk?
Fanko, wybaczysz, przekopiuję Twój wpis, by cała ludzkość
blogowa mogła się z nim zapoznać i odpowiednio do okazanej dla Ciebie sympatii ścisnąć/rozlużnić * , tak abyś się mogła/nie mogła * przysiąść
przy tym naszym współnym, sympatycznym stole.
Ja, jak wiadomo stoję, czekam gotów zawsze lecieć po piwo.
Jeśli przyjdzie Ci postać, może polecimy razem?
* każdy na własnym ekranie wyskrobuje scyzorykiem co uważa
Uwaga!!! cytuję, kopiuję :
„”””Fanka bloga pisze:
2010-12-21 o godz. 10:52
?Czytanie ze zrozumieniem ma we współczesnym świecie bardzo duże znaczenie w życiu każdego człowieka. Istotą czytania jest zrozumienie treści, które polega na analizie znaczenia poszczególnych słów, wyrażeń i zdań. Rozumienie czytanego tekstu jest więc procesem ?przekładania? języka symbolicznego, odzwierciedlonego w tekście pisanym, na język wyobrażeń.?
Z tym niektóra ma problemy.
PS . Nie ma musu tego czytać i takie tam „””””
Emocje okazał też gogol, i bardzo dobrze, zgodność i lubiejność zupełna byłaby straszna.
Ileż pięknych sporów może przynieść matematyka, ta królowa nauk, a to o szczeble drabiny można się za Sławkiem pospierać ( ja naliczyłem 32 , uwzględniłem te które pod ciężarem aniołów zapadły się w piach ) albo o te okręty co to niby są trzy a jeden tylko widać. Tak tak jak Trójca Święta, widział ktoś ją w komplecie?
Z okrętami podobnie, trzeba Placku spojrzeć na zdjęcie Pana Mieczysława, ( również szacunek ) z góry, z lotu ptaka, jak na Stawy Milickie, a zobaczysz że są trzy.
Ten duży zasłania dwa mniejsze.
Achhhh, zobaczyć zdjęcie stawów kolanowych Acapelli, pewnie zgrrrrabne one niesłychanie.
Wczoraj byłam w Szczecinie. Podróż w tamtą i z powrotem zajeła mi (według mojego ukochanego GPSa, zwanego Misiem -przecież z kims musze gadac jak jadę, znaczy ja gadam a on tylko popiskuje) 8 godzin i 10 minut. Postoje łącznie nieco ponad dwie godziny. średnia prędkość około 33 km/godz. Zawrotnie! W powrotnej drodze, nie dość, że ciemno to jeszcze padał śnieg i wiało w typie wmorde wind.
Naprawdę nie wiem po co ja tam jechałam. Doktor ledwo spojrzał na moją nogę, kazał mi zrobić przysiad, po czym rzekł: „proszę za trzy miesiące przyjechać na kontrolę.” Mogłam mu zdjęcie posłać, a nie pchać się w taką pogodę.
Za to dzisiaj kolano mi tak spuchło, ze nawet się zginać nie chciało.
Jedyne pozytywne, ze dowiozłam kwiatki, dwa bukiety róż pomieszanych z ostrokrzewem i tymi czerwonymi kulkami z których można robić dżem. Nawet to ładnie wyglądało.
Dzisiaj NIC świątecznego nie robiłam.W ogóle NIC nie robiłam. Pojechałam tylko po pana Janka, żeby w kancelarii podłączył kuchnię elektryczną. Zakupiłam 2 metry stosownego kabla i wtyczkę z pięcioma okrągłymi bolcami. Kuchnia działa, pana Janka odwiozłam.
Został jeszcze syfon i wężyki do wody, i będzie koniec z instalacją sprzętu AGD w kancelarii. Teraz jeszcze powiesić jedną szafkę w kącie nad zlewem, firanki i zasłony, nabyć półki na książki.
A teraz idę spać… Na dworze przepięknie, księżyc świeci, biało, bo wczoraj dopadało nowego śniegu, na drzewach gruba szadź, bo wieczorem była mgła.
Dobranoc!!!
Nawypisywałam się i łotr zaprotestował. A miałam dobre intencje i lirycznie mi się zrobiło, bo to już nasze czwarte wspólne święta najstarszych blogowiczów nadchodzą.
Podsyłam Wam moją ulubioną piosenke wigilijną, taką, co to jeszcze za dnia, przed zasiadaniem do wigilijnej kolacji…krzątając sie przy kuchni…
http://www.youtube.com/watch?v=lQEv6OPsvfY
Alicjo, tak sie sklada ze to i moja ulubiona. Tą piosenką zaczynają się nasze swieta jak i u Ciebie jeszcze zanim, ale juz prawie.
To macham do Ciebie z goracego Teksasu (dzis 85) choc to przeciez zima.
Żabo – Kimkolwiek jesteś, podziwiam Cię i dziękuję.
„Na dworze przepięknie, księżyc świeci, biało, bo wczoraj dopadało nowego śniegu, na drzewach gruba szadź, bo wieczorem była mgła.”
Korzystając z tego, że dzieci muszą poczekać na pierniczki z piekarnika, wyjaśniam : Gdy noc mroźna na mgłę lub rosę bezbronną się rzuca i je w szadź ścina, można narzekać, można się zachwycić. Ile razy mam powtarzać, odsunąć mi się od piekarnika ?
Oto mój ulubiony wiersz o śliwkach, autorstwa Williama Carlosa Williamsa, ale już przeze mnie z zapachu sadu odarty:
Po prostu
Zjadłem
śliwki
które były
w lodówce
i które
prawdopodobnie
zachowałaś
na śniadanie
Wybacz mi
były pyszne
tak słodkie
i tak chłodne
jak mogłeś?!
one
nie były
na śniadanie
one były
na
placek!
śliwkowy!!!
na
nim
byłyby
jeszcze pyszniejsze
słodsze
i
tak
gorące!…
😐
😎
😉
Myślałem, że wszyscy jeszcze śpią, że będę miał czas by w skupieniu opracować niewybredny atak na Antka, Sławka upokorzyć, ale nic to, co się odwlecze to nie uciecze 🙂
(O 1:32 AM komunikat o położeniu ptasiej fregaty , rosyjskiego niszczyciela „Admirał Czabanienko”, a dla posiadaczy kont kablowych życiorys i puszka morskiej wody)
Fanko bloga – Witaj 🙂
O, do wybrednego ataku na Antka to może i ja się przyłączę… 😛 Ale jeśli przeczyta przedwczoraj (albo zwłaszcza pojutrze) — to by jednak zbyt okrutne było… i nieeleganckie, a to już naprawdę niewybaczalne… 🙄
…puszkę z pandorą poproszę… albo z pandą 😉
A zatem, do dzieła.
Antku – Zapoznałem się z materiałami dowodowymi i oświadczam :
Wpadaj częściej, proszę, już z piwem 🙂
Sławek nie jest wojskowym, a zatem ma prawo nie wiedzieć, że dwa lata temu, w listopadzie, byłem na pokładzie wspomnianego już okrętu, ale w Norfolk, Virginia. Żałuję tej decyzji. Pan Mieczysław, były wojskowy, powinien to wiedzieć. Miałem na sobie czarną kurtkę. Numer fregaty 650, rozmiar kurtki L.
Witaj Gogolu 🙂
Pozwól, że Ci pomogę – „Placek to idiota, cegły na takiego szkoda”
Dostojewski
Wiem, że Antka to ucieszy, ale mogę się ylko domyślać, że boli go „w przeszłość” , ale na studiowanie podziemnych nurtów brak mi zdolności.
Wiem, że gdy Cichal zjawił się na tym blogu i poprosił o pomoc w uruchomieniu Picasy, pomogły mu w tym dwa okrutne i zarozumiałe potwory – Nemo i Sławek. Może mi się wszystko pomyliło, ale i tak świeczka mi się kończy.
Dorotolu – Klimakterium , powiadasz ? 🙂
Za informację o niszczycielu głową ręczę, płeć i stan dojrzałości Gogola zna tylko osoba o tym przydomku.
Danuśko, fajny filmik! 😀
Alino, urokliwe fotki, skojarzyły mi się ze znanymi miasteczkami w okolicach Lyonu, np C h a s s i e u, (gdzie koncertowaliśmy – i buszowaliśmy – z chórem w okolicach dwóchsetlecia Rewolucji) — masz zadania wiosenne, letnie, jesienne, gdy będą kwiaty i więcej słońca 😀
Nemo… i Haneczka — potwory ciasteczkowe 😀 😀 ; Sławek — potwór wytrawny (chyba, że coś przeoczyłam, co baaaardzo prawdopodobne) 😀 — zawstydzona potwornictwem Wszystkich Szanownych Państwa zmykam… też coś potworzyć (choćby dusiołka) 😉 😐 😀