Na surowo lub na krwisto
Miło jest polskiemu smakoszowi poczytać o naszych daniach w książkach napisanych przez obcych autorów. Zwłaszcza gdy są to uznane autorytety kulinarne a ich dzieła kupowane bywają i czytane w wielu różnych krajach. Z tym większą frajdą wczytywałem się w książkę napisaną przez Niemca, który uchodzi za mistrza i to nie tylko we własnej ojczyźnie. Oto kawałeczek tekstu Christiana Teubnera o surowych kiełbasach i kaszankach: „Dobrze przyprawione, czasami nawet pikantne surowe kiełbasy, cienko pokrojone na plasterki, są popularne nie tylko jako wędliny do chleba. Produkuje się je bowiem również w mniejszym „rozmiarze”. W tym celu gotową masą kiełbasianą napełnia się odpowiednio cienkie jelita lub osłonki albo kiełbaski skręca się w małych odstępach. Wiele z tych kiełbasek – począwszy od polskich ka-banosów i westfalskich Mettendchen (małych metek), a skończywszy na chińskich suszonych kiełbaskach wieprzowych – można podawać I zwyczajnie podgrzane w wodzie. Kiełbaski w plasterkach gotuje się w zupach lub potrawach jednogarnkowych, np. w leczo lub (polskim) bigosie ponieważ nadają potrawom intensywny aromat, gatunki dojrzewające dłużej, np. Landjeger (kiełbasa myśliwska) albo włoskie, ważące zaledwie 200 g cacciatore (salami myśliwskie) są ponadto tradycyjnym prowiantem zabieranym w podróż, gdyż nie psują się szybko i nie wymagają chłodzenia. Kaszanki, nazywane dawniej „krwawymi kiszkami”, są prawie tak samo rozpowszechnione i popularne jak salami. One też są produkowane w najrozmaitszych gatunkach, z dodatkiem gotowanego mięsa, skórek lub podrobów (przeważnie wieprzowych), spulchniane różnymi kaszami, chlebem lub ryżem, przyrządzane z mlekiem lub śmietaną, przyprawiane papryką, cebulą i ziołami. Ale najważniejszym składnikiem kaszanek jest krew wieprzowa oraz – prawie zawsze – słonina, mniej lub bardziej rozdrobniona.
„Swojska” kaszanka od sąsiadów
Jako osłonek używa się jelit naturalnych lub sztucznych albo żołądków wieprzowych, jak w wypadku niektórych wyrobów regionalnych. Niektórzy domorośli masarze konserwują masę „kaszankową” w słoikach albo puszkach. Wszystkie kaszanki należy obgotowywać w lekko wrzącej wodzie, co trwa od 20 do 60 minut. Kaszanki w jelitach po obgotowaniu można suszyć albo wędzić. Kaszankę, która jest wyrobem o raczej wiejskim charakterze, spożywa się zarówno na zimno, jak i na gorąco. W wielu krajach europejskich, np. w Polsce, Niemczech czy we Francji, kaszanka pieczona lub gotowana, często w połączeniu z kapustą kiszoną, jest składnikiem regionalnych potraw przyrządzanych z okazji domowego uboju. W Hiszpanii kaszankę dodaje się do asturyjskiej potrawy z fasoli, o nazwie fabada; w Alzacji kaszankę zapieka się w cieście francuskim, a na południu Niemiec i w Tyrolu nadziewa się nią pierożki. W Hiszpanii spotyka się nawet słodkie gatunki kaszanki, jak np. wędzona galicyjska morcilla przyrządzana z cukrem, rodzynkami, orzechami i nasionami pinii.”
Ponieważ rozdział ten czytałem na wsi, to nie miałem kłopotu z kupnem „swojskiej” kaszanki, tradycyjnie gotowanej (o wędzeniu dowiedziałem sie po raz pierwszy). Po podsmażeniu z cebulką i jabłkiem na smalcu pochłonęliśmy porcję owej krwawej kiszki mogącą zaspokoić apetyt plutonu wojska po forsownym marszu. A wspomnianą wyżej morcillę jedliśmy w Portugalii zachwycając sie oryginalnym słodko-cynamonowym smakiem. Przywieziona do Warszawy, niestety, bardzo straciła na swym oryginalnym uroku. Widocznie zabrakło słońca i palm!
Komentarze
Dzień dobry.
Jako osoba zdecydowanie mięsożerna, tak kiełbaski jak i kaszankę lubię. Kiedy prowadziłam jeszcze „prawdziwe” gospodarstwo domowe dla 6 osób, nie mało produkowałam ze Stasią, Teściową, takich dobroci na użytek rodzinny. Surową, białą kiełbasę zdarza mi się jeszcze raz czy dwa razy w roku robić, natomiast kaszanki nie robiłam już od niepamiętnych czasów. To po prostu dużo roboty, a zjeść trzeba szybko. Owszem – w niskich słoikach z szerokimi otworami (kłopot z wyciąganiem po otwarciu) można przechować kilka miesięcy zimowych, a wypieczoną w keksówce pod osłoną płatków słoniny zawinąć w folię aluminiową i zamrozić, ale kto ma tyle miejsca w zamrażarce?
Dzisiaj idę wydawać pieniądze – w planie zakupy; w tym m.in mięsa na pasztet. W zarażarce jest pojemnik z gotowaną i przemieloną wątrobą z dzika i słoniną z wietnamskiej świnki (Żabie Błota) Teraz trzeba to i owo z mięs i uzbroić się w cierpliwość do mielenia, mieszania, wyrabiania, zapiekania. Zrobię dwie blachy, pokroję, zamrożę. Będzie żelaznym zapasem domowym z tych odświętnych.
No to dowiedziałem się po latach , że anedota związana z moim sąsiadem mogłaby być prawdziwa.
Mój ojciec zapytał wnuczka sąsiada : Jest dziadek? Nie , bo kaszankę wędzi.
A może spróbować podwędzić następnym razem. Sąsiadowi z wędzarki.
Owszem, dobra kaszanka nie jest zła 🙂
Dzisiaj można do niej wypić (o stosownej porze) młode Beaujolais,
a Francuzi mają na ten trzeci czwartek listopada taki wierszyk :
Boże, Ty o mnie dbaj!
Zdrowie na długo daj
Kobitkę często, gęsto
Robotę nie za często
Mało nerwów, dużo werwy
i Beaujolais bez przerwy!
Popatrzyłem na wczorajsze. Zgadzam się, że gotowanie zup jest wielką sztuką. Wiele zup bardzo łatwo zepsuć np. zbyt mocnym wrzeniem lub niewłaściwym doprawieniem, a nawet niewłaściwą kolejnością dodawania składników. Każdy były student, który korzystał z akademickiej stołówki wiele może na ten temat powiedzieć.
Delikatna roślinka, która była bohaterką wczorajszego konkursu, po angielsku nazywa się czosnkiem towarzyskim (society garlic). Po polsku pisze się o czosnku niedźwiedzim, że jest rośliną towarzyską w podobnym sensie występowania w gromadzie. O zwykłym czosnku pisze się, że jest towarzyski, w sensie konieczności spożywania przez wszystkich uczestniczących we wspólnym posiłku. Do kiełbas dodaje się nieodzownie, przy czym każda odmiana czosnku do tego się nadaje.
Wedzic mozna chyba wszystko.
Ostatnio probowalem sie z sola (ale nie z ryba sola), jajami przepiorczymi, przewybornymi karpiami, i cala glowka kapusty czerwone – jakies cudo dziwaczne wyszlo.
Zdecydowanie „wedzonki” to zaniedbana dziedzina, ktora na szczescie powoli odzywa i miejsmy nadzieje, ze znajda sie szalency, ktorzy nie ogranicza sie w li tylko w soli i majeranku jako przyprawy.
Wezmy za przyklad hiszpanskie chorizo i z naszej pstrej zlotnickiej robmy „swoje”.
Gozdzikow i jalowca nie zalujmy a do ogniska wrzucajmy liscie laurowe…
pozdrawiam
1eee – taki kod . Doczytałam wczorajsze rozmowy. Alicja mnie postponowała, że rosół klaruję? Klaruję tylko galarety; w życiu rosołu. Skąd Nisia ma zakwas? Nad stołem kuchennym powieszę sobie hasełko – cytat z Kołakowskiego :
„Moje słuszne poglądy na wszystko”
Po co mi to? A, bo Dziecko wczoraj stwierdziło, że tracę ( JA tracę!!!) rozeznanie rzeczywistości.
U nas stosowniejszy byłby wierszyk:
Boże, Ty o mnie dbaj!
Zdrowie na długo daj
Kobitkę często, gęsto
Robotę nie za często
Mało nerwów, dużo mocy
w Beaujolais celować z procy!
Beaujolais nouveau zostało u nas obrzydzone maksymalnie i pić je nie należy do dobrego tonu. Myślę, że przyczyny tego są zarówno obiektywne jak i bardzo swojskie.
Do obiektywnych zaliczę to, że trudno ten napój nazwać winem z prawdziwego zdarzenia. Tym niemniej w atmosferze jego spożywania jest coś miłego i najlepsze beaujolais nouveau dają się pić z przyjemnością. Swojska cecha to sprowadzanie wyrobów najpodlejszych gatunkowo. A te nie są w piciu przyjemne. Ale tu i ówdzie można znaleźć i u nas beaujolais nouveau z trochę wyższej półki. Tylko najpodlejsze kosztują około 10-12 zł za butelkę, a niewiele lepsze nieraz ponad 30. Dobrze szukając można kupić przyzwoite za 15-18 złotych. Tylko chcąc spełnić francuski obowiązek patyriotyczny, czyli pić BN dzisiaj, na szukanie jest bardzo mało czasu.
Nikt mnie do picia BN nie namówi. Rzadkie świństwo. Kto chce się umartwiać, może, byle beze mnie. Młoda kupiła kilka butelek doskonałego, czerwonego wina z Peloponezu. Promocja, więc poniżej 20 zł/butelka. Naprawdę smakowite. Wąska, czarno – złota etykieta głosi : semi dry Imixiros, cavino, vin de pays Polopones.
Na odwrocie polska etykieta – nowość z kolekcji win Partner Center.
Jedną butelkę wypiłyśmy w sobotę i niedzielę do kolacji, dwie pozostałe przeznaczone są na kolację sobotnią.
BN?… Aaaaa – Ossolineum, Biblioteka Narodowa… som dwie serie – polska i zagramaniczna, obie smakowiiiite (ach te erudycyjne wstępy-opracowania, bardzo często dłuższe, niż samo dzieło!…)
😉 😀
…popularnie – beenki [wym. be-enki] 😎
❗ nie be-emki, no way! ❗
A cappello, bez bicia uznaję wyższość BN z Ossolineum nad BN z Burgundii.
miałam taką nadzieję a nawet pewność, Stanisławie! 😀
Palikot prześmiewając niedawnego przyjaciela, Tuska, napisał: „Nie róbmy polityki, lepmy pierogi”. Pozostawiając na boku kontekst, bardzo mi się to hasło podoba. Nie jako satyra, tylko wprost.
o dygresyjną kwestię beemek zapytam innym razem… 🙄
Jak już się zajęłam zakazaną reklamą handlową, to pójdę za ciosem. Kto spotka w sklepie, może kupować w ciemno słoiki z kapustą czerwoną z jabłkiem f-my dawtona z Leszna Kapusta zrobiona jest pysznie, ze słoika może iść wprost na talerz – dla mnie z Ania wystarcza jako jarzynka do obiadu na 4 razy. Kosztuje w granicach 3 zł, a nie zawsze chce się kapuste kroić, blanszować itp.
pierożki dla palikotów:
– 250 g mąki
– 250 g twarogu (może być z zamrażarki, wówczas nie trzeba mleć)
– 250 g tłuszczu (ostatnio eksperymentuję z olejem; odważni mogą dać margarynę 😉 )
– proszek do pieczenia lub na pół z sodą oczyszczoną (objętość odpowiednia do porcji)
wyrobić (ja – mikserem, mieszakami), rozwałkować, zlepić z jakąś konfiturą (dla mnie najlepsza b. kwaśna agrestowa; gdy nie mam wkładam też kwaśne jabłka) – upiec w nagrzanym, średnio gorącym piekarniku (dać przestrzenie, by się nie skleiły podczas wyrastania), posypać lekko cukrem pudrem (albo ciężko posypać, jeśli ktoś się nie lęka białej śmierci 😉 )
poczęstować z dobrą kawą wszystkie pali-koty, które cierpią z powodu ostatnich utrudnień w paleniu…
😀 😀 😀
btw, Komentator mojego blogu doniósł, że wczoraj był dzień czarnego kota… 😉 😎
a, rozwałkować nieco grubiej, niż ciasto na typowe pierogi – wytrawni praktycy zorientują się w sekundę, ale jednak dopowiedzieć trza…
a cappello- tak, nasz Piksel potwierdza,że wczoraj był Dzień
Czarnego Kota. Pojawił się na jego drodze i jak zwykle zwinnie
uciekł na drzewo,kpiąc sobie z psich możliwości akrobatycznych.
Żadnego innego pecha,związanego z pojawieniem się czarnego kota
w dniu wczorajszym nie odnotowaliśmy.
Podobno Paryż przynosi szczęście:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2010-11-18.html
Misiu – wydaje mi się, że ten Pan Młody wydaje na fryzjera i stylistkę więcej, niż Małżonka.
Też bym chciał 🙂
Ło matko z córkom, że zacytuję Blogowych Klasyków 😯
Doczytałam wczorajszy dzień z zamiarem „zagadania”. Ale wątków tyle, że nie wyrobię.
Poprzestanę na przesłaniu uśmiechu dla Blogowiska 😆
kod d555, szkoda zmarnować 😉
Misiu,
zdjęcia super. Zupy chętnie gotuję i, sądząc po recenzjach, chyba są smaczne.
Wpadnij jak będziesz w okolicy 🙂
Wracam jeszcze do młodego Beaujolais.Tak,jak napisał Stanisław,
to może być bardzo przyjemne,lekkie wino.Niestety Francuzi przy tej
okazji wysyłają w świat różne sikacze,bo skoro udało im się
wylansować ową modę i jest popyt,to hulaj dusza,piekła nie ma.
A szkoda 🙁
Trzeci czwartek miesiąca – Beaujolais Nouveau! Macie Państwo jakieś doświadczenia co do producenta?
Niestety, nie zdażyło mi się do tej pory kupić (w Polsce) Nouevou, choćby jako takiej jakości. Święto Czerwonego Wina mogę celebrować codziennie, ale dzisiaj wybiorę coś z bardziej sprawdzonych zapasów.
Najlepsze wczoraj
Pierogi nouveau
Jotko
W ciągu ostatniego tygodnia byłem dwa razy . Na więcej nimam siły. Trzeba zacząć zbierać na kulki choinkowe albo inne bombki.
Witam serdecznie Blogowisko. 😀 Nie pytajcie o pogodę. 🙁
Kaszankę uwielbiam smażoną i bez żadnej obróbki termicznej – o ile dobrze przyprawiona. To jest jedyna kiełbasa, której pierwszy kawałek zjadam od razu po przyjściu do domu.
Pamiętam, jak mi Mama opowiadała, że najbardziej lubiła zupę zrobioną z wody, w której gotowana była kaszanka (po świniobiciu), bo pływało w niej sporo wsadu kaszankowego z pękniętych kiełbas. Ogromnie się wówczas dziwiłam Jej zachwytom, może moja wyobraźnia była wtedy za słaba. 😯 😉
Pyro, ja myślę, że nasze dzieci mają się o wiele lepiej, mogą nam mówić co myślą w oczy a nie muszą dusić w sobie poczucia krzywdy – jak nasze Mamy i w mniejszym stopniu my. Dreszcz mnie przechodzi gdy pomyślę jaki „pruski dryl” panował w domach moich rodziców, brrr. Całe szczęście, że moi rodzice zachowali w tym względzie równowagę, granice były czytelnie wyznaczone i nawet jak na mój „ananasowy charakterek” nie było mi w nich za „ciasno” – no może czasem. 😉
Niestety, ja także trafiałam na beaujolais nouweau zupełnie nieciekawe, niegodne pisania jego nazwy z dużej litery. A szkoda, bo w ten sposób zamiast przybywać jego zwolenników, raczej ich ubywa. Nie wszystko da się wepchnąć klientom, nawet pod chwytliwym hasłem.
Ba, jutro pewnie będzie wiadomo, które Beayjolais nouveau nadaje się do picia. Na polskim rynku stosunkowo łatwo o Boucharda, który prowadzi z synem przyzwoita firmę. Dobre bywa Duboeuf – firma odpowiedzialna za całe świętowanie tego trunku. Ale kilka lat temu właśnie u nich był wielki skandal z fałszowaniem wina i dodawaniem sikacza do win z uznanych apelacji. Duboeuf tłumaczył, że to za sprawa błędu pracownika, ale 200 tysięcy litrów wina zakwestionowano skutecznie.
Moje doświadczenia z beaujolais nouveau Duboeufa były różne w zależności od roku. Tradycyjnie zdobywa różne nagrody, ale do tego wielkiej wagi bym nie przywiazywał.
a propos kaszanki ..
http://gotowaniecieszy.blox.pl/2010/11/Pieczen-z-kaszanka.html
w sobotę u Nowego same miłe nowe znajomości się szykują … 🙂
nemo chyba nas nie wystawiłaś do wiatru ..
Pawełku co u Pana Lulka? ….
Miś,
to Ty jesteś wiśnia a nie Miś 👿
Byłeś i nie wstąpiłeś! Żeby mi to było ostatni raz! Przeczytać, zapamietać i wykonać! 😎
Ale „koda mnię się” trafiła, 2666 ni mniej ni więcej!
Jak to miło gdz inni (zagramaniczni ludzikowie) ładnie o naszym papu mówią.
Jeszcze milej, że za siedmioma górami, za siedmioma lasami, że o ilości wód różnorakich nie wspomnę, można dostać swoiskie wędliny. W tym i kaszankę. I białą kiełbasę. I szynki rozmaite. A wszystko robione tu – na miejscu w polskiej masarni. Zgrzytem niestety są kabanosy. Moim skromnym zdaniem popartym pamięcią z lat jeszcze dziecięcych, kabanosy powinny być dobrze wysuszone lecz nie na wiórek bez smaku. A tu – nie. Smaczne – owszem. Suche – wcale. Doszłam do wniosku, że pewnie o wagę chodzi.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Jolinku – stare znajomości też przybędą 😉
Ciekawy ten przepis na pieczeń z kaszanką.
Witam Szampaństwo.
Będę dzisiaj Za Rogiem, zakupię butelkę beaujolais, a co mi tam. Jakoś nigdy nas nie zachwyciło , ale jak święto, to święto.
Pyro,
zaś tam spostponowała! Wcale nie, przypomniało mi się, że kiedyś podawałaś, jak się rosół klaruje, a czasem taki się przydaje.
Wczoraj w NBC news podali wiadomość, że ryby i owoce morza importowane z Wietnamu i w ogóle z krajów azjatyckich często ze względów sanitarnych nie powinny być dopuszczone do sprzedaży. Nie wiemy, co jemy 😯
Dziędobry na rubieży.
Pyro, zakwas możesz se zrobić, tak jak ja zrobiłam, z mąki żytniej i wody. Polecam stronę http://piekarnia.wordpress.com/ –
Tam znajdziesz różne pożyteczne instrukcje. Tylko nie daj się wmanewrować w wyrabianie łapami. Mikser zrobi to równie dobrze, chleb się nie obrazi, a wręcz przeciwnie.
Kaszankę uwielbiam, tylko żeby jadalna była…
Pan Lulek wraca właśnie ze szpitala w Oberwarcie. Będzie po południu w domu. Opiekę będzie sprawował Pan pochodzący z Afryki.
Całodobową czy z doskoku?
Wrócilem przed chwila ze szpitala. Spotkalem pana który zajmuje sie mna, w tym pod postacia technicznego zarzadcy cala moja buda. Pozalatwial wszystkie sprawy podczas gdy ja wygodnie chorowalem. Nastepna wizyta u kolejnego nosiciela Nagrody Nobla. On zamknal rachunek Euklidesowy w forme kuli gdzie kazdy trójkat 27 Stopni.
Ide na kawe. Zasluzylem.
Pan Lulek
Pogoda taka, że nawet nie chce mi się śpiewać, że :
„Jest listopad czarny, trochę złoty…: Nie pojechałam po zakupy. W mżawce poczytałam z Radkiem trawniki, kupiliśmy skrzydełka, mięso do zmielenia na kotlety, boczek wędzony i kawałek pasztetówki – świeżej i pachnącej. Obiadowo więc kotlety mielone, owa czerwona kapusta ze słoika, na deser sałatka owocowa z sosem mascarpone. I to tyle. Spać mi się chce.
Witaj Pan, Panie Lulku! Pilnuj zdrowia, bo w dziób!
Pyro,
widzę, że obie jesteśmy, mimo jesiennej szarugi, w bojowym nastroju i odgrażamy się blogowym panom 🙄
Mam nadzieję, że ich nie wystraszymy 😉
Panie Lulku- cieszymy się,że Pan do nas wrócił 🙂
Z całą pewnością wzniesiemy toast za Pańskie zdrowie i to
niekoniecznie młodym winem.Zobaczymy co się trafi.
Nam się trafi i to i to i owo,bo pod hasłem „Le Beajolais Nouveau
est arrive” spotykamy się z przyjaciółmi przy serach i przy deserach.
Porządne czerwone też przewidziane 😉
Jeszcze tylko brakuje nam Nemo,może się w końcu odezwie…
Panie Lulku,
Ciesze sie, ze Pan dotarl do domu i jest pod dobra opieka.
Lena/Tuska
Danusko, dziekuje za pamiec.
Wiez ze swiatem i z Wami przywrocona, oddycham z ulga 🙂
Misiu wczoraj 9:13 pokazales smaczne zdjecia. Czy moglbys podac adres, gdzie te pysznosci podaja? Oczywiscie za zgoda Slawka, ma sie rozumiec.
U mnie w domu tez mam zupowego amatora 🙂
Gratulacje dla Kartiota.
Panie Lulku zdrowiej, bo przecież PaOLOre zakupił był pojazd samochodowy po to, żebyśmy Cię zwiedzali! Właśnie się wybieram z wizytą do kardiologa. Może coś znajdzie i wtedy nie będę zazdrościł Panu Lulkowi obsługi azjatycko – afrykańskiej, tylko przemaluję Ewę na czarno, każę wstrzyknąć kolagen żeby w uściech przytyła i będę robił za panisko. A co! (cop. Alicja)
PS aby nie brać udziału w pospolitym ruszeniu, dzisiaj toast za panalulkowe zdrowie spełniony będzie kalifornijskim merlotem!
Amerykancki patriotam jest!
O, Cichal. Teraz jak widzę Twoje wpisy, to od razu słyszę uszami duszy: „Karkulowsiał zwartusiał, ratuwsianku, Bożywsio”…
Albo „Jam wspanialec zwyrodnialec”, hehe…
Też mam otwartego merlota. BN – hmmmm…
Nisiu. Przeczytałem Twój wpis Ewie. Nie wiem dlaczego, ale zarykiwała się po Wspanialcu, zwyrodnialcu. Dlaczegóż to? Dlaczegóż? Może nie miałem kacieży?…
a może kacierzy?
Cichalu, sepulkując, musiałeś ją mieć. Bez niej nie pozwalają. Osobiście odnoszę wrażenie, że ona była przez rz, ale głowy nie dam. Uściskaj Ewę, murzyńską sahibę.
Wspanialcy… a z drugiej strony co było, pamiętasz? Bledniaki, bladawce… Muszę tego Lema odgruzować w piwnicy!
A jeszcze bardzo lubię tego inżyniera elektronika, który skonstruował był maszynkę-okruszynkę i nazwał ją Ptaszydło.
A Trurl i Klapaucjusz!
Lecę do piwnicy. Jeśli na Twój kontynent dobiegnie dziki ryk, to będzie znaczyło, że znalazłam Bajki robotów.
Uwaga, uwaga, właśnie zmierzam w kierunku COMING OUT 😳
Nigdy w życiu nie przeczytałam żadnej książki Lema, nie oglądałam Gwiezdnych wojen 😳
Po prostu zawsze odrzucało mnie od science fiction … ale, kiedy czytam, jak smakowicie o tym rozmawiacie … to może się nawrócę? 😯
Od czego powinnam zacząć żywot neofity? 🙄
Jotko, ja nie przepadam w sumie za sf, ale Lem i Gwiezdne Wojny właśnie to wyjątki. O ich wyjątkowości stanowi wdzięk, nigdzie indziej nie spotykany. Przeważnie sf jest strasznie serio. A panowie Lem i Lucas się bawili.
Jeśli chcesz mieć przyjemność, proponuję na początek Lema: Dzienniki gwiazdowe Ijona Tichego i Bajki robotów. A Gwiezdne Wojny dobrze jest zacząć nie od pierwszej części czyli Mrocznego Widma, tylko od czwartej, Nowej nadziei. Tę właśnie część Lucas nakręcił jako pierwszą. A więc 4, 5, 6, a potem 1, 2 3.
Witaj w klubie!
A co to właściwie znaczy coming out???
Dzisiaj beda pieczone garnele. Jak isc to na calosc. Nie bede sobie na garnelach oszczedzal. Wykonuje wam apetyt. Opijac bedziemy nowe okulary Wagnera.
Sie pouzywa.
Pan Lulek
Nisiu,
o coming out mówi się wtedy kiedy ktoś ujawnia swoją „nieprawidłową” orientację seksualną. Mnie chodziło o ujawnienie własnego zapóźnienia cywilizacyjnego 😉
Zastosuję się do rad. Dzięki 😆
Na jesienny wieczór
http://www.youtube.com/watch?v=WBCBgewTZ1Q&feature=related
Jotko, o tej orientacji wiedziałam. Mnie chodzi o to, skąd to powiedzenie się wzięło.
Panie Lulku- jedz Pan garnele i niech by na zdrowie !
Oby tylko z Wietnamu one nie były – patrz Alicja 13.01.
To ja też zrobię coming out* – „Solaris” przeczytałam nie więcej, niż 10 lat temu… – i to wszystko Lema z mojej strony, jak na razie… 😳
(Lem zdecydowanie wielkim pisarzem był a ja mogę długo o tym nawijać, gdyby ktoś koniecznie chciał… 😎 )
Do egzaminów historyczno-literackich jakoś mi się udało ‚na streszczeniach’ (w moich czasach Lem nie był już ‚aż tak’ modny i gdyby wyszło na jaw 😉 – może dostałabym szansę na się-wybronienie…) 😀
Może sięgnę jeszcze… kiedyś… Mam też zaległości w ibero – ta sama śpiewka – modę „tatusiów” (tu – tych dziesięć lat starszych 😉 ) „młodziacy” programowo odrzucają… – i tyle wszędzie interesującej literatury**! (w sumie można na okrągło funkcjonować pomiędzy Dostojewskim, Mannem, Joyce’m i Proustem 🙄 )
😀
___
*Ujawnienie się, wyjście z ukrycia – określenie i ‚gest’ modne w ostatnich dekadach zwł. odnośnie ‚mniejszościowej’ orientacji seksualnej
**myśmy się zaczytywali w Schulzu, Witkacym, Miłoszu, Gombrowiczu, Wacie, Bobkowskim, Herlingu, Czapskim…, …, …, – potem doszły rozliczenia powodów akcesu do komunizmu, wszelkie półkowce i półkowniki – także w kinie…
Od „wyjść, wychodzić”. Czyli wyjść z „ukrycia”. Koniec tajemnicy
a cappella,
czyli zaczęłyśmy 😆
Skąd się wzięło?… hmmm – z angielszczyzny, w której to kulturze mniejszościowa opcja seksualna była na tyle tabuizowana (nie tylko w czasach wiktoriańskich, ale i w latach 60-tych czy 70-tych XX w. można było szantażować – powiedzmy polityka, urzędnika ambasady, itd. – wiedzą o jego ‚opcji’) — że gest ‚wyjścia z ukrycia’ ‚z szafy’ nabrał znaczenia, pewnego dramatyzmu nawet…
Tak, Jotko – better late than never – powiedziała babcia spóźniając się na pociąg (a może – spAźniając?… ) 😀 😀 😀
Lem jest wiecznie żywy. Nasze młode wielbią tak jak my 🙂
Dzień dobry,
Jestem znowu bez telefonu, sobota oczywiście aktualna.
Wracam do obowiązków.
fashion repeats every 20 years or so… – tłumaczą/tłumaczyliby to* anglofoni… 😉 😀
___
*”nasze młode jak my” 😀
Alino restauracja nazywa się i tu muszę dodać w adresie podkreślniki które należy usunąć. Word się zeźlił i nie przepuszcza http://www.ambas_sadedes_ter_roirs._com
http://www.ambas_sadedesterroirs.com/
Ciekawe czy przejdą klusski przez dwa ss
jak a capella juz rzekl wzielo sie od coming out of the closet. W jednym z mioch ulubionych odcinkow south park bohater krzyczy: mum, mum Tom Cruise doesn’t want to come out of the closet”… ah te stare dobre czasy nasmiewania sie z scjentologii.
Wielkimi krokami zbliza sie do nas swiety mikolaj, wiec postanowilam nauczyc holenderskie dzieci jak piec ich tradycyjne ciasteczka (Eat that Geert Wilders!!!) Tradycja pieczenia wymarla juz prawie calkowicie i tutajsza diaspora siedzi i marudzi, ze ciasteczka w Holandii kupowali w sklepie…
Witam Panie Lulku 🙂
Witam Panie Lulku 🙂
(fashion repeats itself all the time)
(Pochodzi od „coming out party” – balu debiutanckiego, np Zosi, bo Telimena była wielokrotną debiutantką. Nie mylić z poznaniem Nowego)
Firma Apple bezczelnie używa tego konceptu do sprzedaży żelastwa za ciężkie pieniądze (coming out of iBeaujolais)
Misu przy srecie do naszej czesci Kampali jest ogroma tablica z napisem Kyengo S.S.. Jak pierwszy raz zobaczylam, to mnie zamurowalo. Tutaj nikt skojarzen nie ma i w ten sposob wskazuja droge do szkoly sredniej (secondary school) 😀
skrecie nawet…
a cappella to głos żeński 😉 – że zacytuję wczorajsze sąsiedzkie qui pro quo na ten sam temat 😀
a skoro już – double ‚pi’, double ‚el’, ladies and gentlemen… signore e signori, carissimi amici…) 😉 😀
I lecę męczyć Schuberta… po łacinie, wysokodrganiowo 🙄 (by nie rzec – -drgawkowo 😆 )
Witam wszystkich serdecznie.
Panie Lulku wielka radość z Pańskiego powrotu do zdrowia i na blog.
Jolinku ja też bardzo czekam na nasze sobotnie spotkanie.
„Męczyć szuberta” to idiom przyszłości. Planeta chyli się ku upadkowi.
..na surowo i na krwisto (się chyli)… 😐
/już jej nie ma… a sio!/
Panie Lulku, cieszy mnie ogromnie, że już Pan wrócił. 😀
Placku, która planeta ??????? 😯
Nisiu, ogromnie mi się spodobały Twoje wiersze, uhahałam się niemożebnie. 😉 😆
no to kamień nam z serca spadł ..
Pan Lulek w domu, czuje się jak basza z afrykańskim opiekunem i ma apetyt .. 🙂
Zgago – Przedwczesny alarm, Pan Lulek wrócił i wszystko naprawi 🙂
Szkoda, że nie możemy Go wszyscy przywitać kaszanką z winem.
Kamienie
Zgago, dzieki. Masz na mysli te z blogu psiaczka?
Skandal 👿
Po pierwsze, zabrałam się do kiszenia kapusty. Trzy takie po 2.5 kg. Chciałam to ładnie maszyną, ale maszyna mi robiła nieładnie, więc sama musiałam przystąpić do dzieła. Pół godziny na jedną kapuchę 🙄
Szatkownica to było dawno i nieprawda.
Po drugie, jak już poszatkowałam, udałam się Za Róg w celu nabycia paru jabłek (dodam do kapusty) oraz rzeczonego beaujolais nouveau Duboeufa 2010. Jak nouveau, to nouveau. Nie było 😯
Był tylko beaujolais Villages Duboeufa, 2010. Kupiłam d’Abruzzo. Panienka z okienka nie umiała mi powiedzieć, kiedy rzucą. U nas też obchodzi się ten dzień, więc byłam zdziwiona. A może za wcześnie poszłam do sklepu? Było południe.
Po trzecie, wróciłam Zza Rogu, spróbowałam mieszaniny kapustno-marchewkowej (z przewagą wielką kapusty) i doszłam do wniosku, że przesoliłam. Czyli muszę jeszcze dokupić jedną kapuchę i wtedy będzie w sam raz, tak na czuja czuję.
Plus dnia – Pan Lulek w domu i pod opieką.
Zdrowie Pana Lulka!
Nie francuskim sikaczem, a italiańskim 😉
panie lulku
serce mi na nowo sie w rytm cha cha cha powoli wtrynia, widzac panski powrot do zdrowia i na blog
tak trzymac i nie popuszczac. olac wroga zycia number one
Zdrowie Pana Lulka 🙂
Zdrowie Pana Lulka!
?????
A co to sa pieczone garnele???
Krewetki, hihi.
Też byłam ciekawa, ale wujcio Gugel wiedział.
Alicjo, ale masz teraz kapuchy… 😆
*korekta
Ten Village to był 2009
Uwaga, wychodzę z szafy. Nie dla mnie s/f i fantasy. Próbowałam, bez powodzenia. Kolega mnie namówił na Lema, że jak nic, to niech chociaż to, powinno mi się podobać. I pożyczył mi zbiór opowiadań „Maska”. Nawet mi się podobało, ale na tym się zakończyło.
Maciek jest entuzjastą Asimowa (chyba zgromadził całą serił wydawniczą) i Lema, a dziecięciem będąc, zaczytywał się w Tolkenie. Tolken jest najbardziej zaczytaną serią w jego bibliotece tutaj, bo wiele razy wracał do tych książek.
Mógłby zabrać do siebie…zrobiłoby się więcej miejsca na moje książki. Zasugeruję, jak przyjadą w następny weekend. Nie będą musieli dźwigać, skoro tatunio ma odwozić młodzież do Toronto 😎
Za dobre zdrowie Pana Lulka, Żaby i Cichala (coby nie potrzebował wydawać kasy na kolagen). 😀
Nisiu – oczywiście ! 😆 😆
Nisiu,
to wyjdzie w miarę szybko, 10 kg kapuchy. Ale mam gdzie trzymać, piwnica chłodna.
Ciekawe, co kardiolog powie na pikawę* Kapitana. Miejmy nadzieję, że pika prawidłowo!
*kopyrajt Nisia
Asimowa to chyba bylo opowiadanie jak to ludzie przenosili sie z planety na planete z galaktyki na galaktyke ale i tak wszystkie pomalu sie wypalaly i slonca kolejne gasly az ostalo sie jedno i zrozpaczeni spytali swego super super komputera co robic. Komputer na to: Niech sie stanie swiatlo i stalo sie swiatlo.
A co to bylo o polskim pijaczku co uratowal ludzkosc przed najazdem kosmitow. Zlapali go, wzieli na badania i na koncu stwierdzili, ze Ziemia nie nadaje sie do kolonizacji bo mieszkancy odzywiaja sie alkoholem i nie nadaja sie zupelnie do pracy….cos w tym stylu.
Zdrowie Pana Lulka (to nie apropos kosmitow tylko serio) 🙂
Witajcie,
Skoro już tak wszyscy o coming oucie, to i ja się przyznam że padłam na którymś dziele Lema. A właściwie nie padłam, tylko zupełnie nie wiadomo w jaki sposób zupełnie inne książki zaczęły mi wchodzić same w ręce 😳 . Teraz na przykład czytam „Pamiętnik IV Rzepy” Daukszewicza i sama już nie wiem czy się śmiać czy płakać… 😕
Witek patrzy na mnie z niesmakiem bo i on Lema czytuje i cytuje. Obecnie utknął na 21 tomie 😯
Asimovem zaczytywałam się na studiach, poza tym do grupy ulubionych pisarzy SF dorzucam jeszcze Orsona Scott Carda.
Nie mam Beujolais Nouveau a zdrowie Pana Lulka wznoszę dwuletnią pigwóweczką 🙂 !
Misiu, nie otworzyla sie strona ale zanotowalam adres, dziekuje 🙂
Za powrot Pana Lulka!
Misiu, przepraszam, ze zawracam Ci glowe, ale wystukalam w google i tez nic…
Alino – Moze tam – Gastronomie – L’Amba s s ade des terroirs – na dole strony, pod „Les commerces de Gennevilliers” 🙂
Ha ha 🙂
http://i.imgur.com/bVfJF.jpg
Niech ja udam się do kuchni. Przy okazji, nie powinno być jakiegoś „Free day from kitchen duties”?
*Wolny dzień od kuchennych obowiązków
A paskudztwo 👿 pfuj 👿 Merlot hiszpański 2007 z La Manchy czerwona jego twarz 👿
Trzeba wkleić adres i usunąć czeroną kreseczkę która ja osobiście wkleiłem . Między s_s . Łotr to idiota. Nie poradzę 🙁
http://www.ambas_sadedesterroirs.com/
Ale mi wpadlo. Oplaca sie rozpowiadac ze dziczyzna to pycha. Kolezanka przyniosla bo jak mowi ona i tak tego nie robi. Elk czyli jelen. Poledwica, 4 steki, z kilogram na gulasz, ze dwa kilogramy mielonego. Sie swieta szykuja. Ges, kacze piersi, dziczyzna, foie gras to tylko poczatek ale jaki mily. Moze i karp sie znajdzie.
Pawle! Help! Kursor znowu oszalał. Spróbuje sam, żeby Cię nie gnębić. Od czego zacząć?
Kazdy komentarz bylby bluznierstwem.
Pan Lulek
Panie Lulku dobrze, ze Pan jest, pozdrowienia z Mokotowa, ze Sluzewca Przemyslowego, na ktorym kiedys rosly lany zboz a teraz stoja nowoczesne „szklane domy” i z Wyscigow.
Ja tam wcale nie jestem żaden lemolog, tylko lubię te jego niepoważne. Do Solarisa nie miałam serca. Moja siostra miała, ale ona lubiła sf jak leci, a poza tym była mądrzejsza. Przeczytała nawet Summa Technologiae… I podejrzewam, zrozumiała.
A pamięta ktoś opowiastki braci Strugackich? Chatnakórnóż i ten kot, co opowiadał bajki jak u Puszkina, tylko miał sklerozę i wszystko mu się mieszało? Słodki był. „Miała matula trzech synów, dwóch mądrych, a trzeci, wiadomo, głupi”…
Rozpoczal sie sezon garnelowy. Jutro male garnele z czosnkiem. Rodem z Batumi.
Serce z piersi sie wyrywal
Pan Lulek
Panie Lulku… to dla Pana 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=lqyHVPVz9ms
Nisiu. kiedyś zabrałem się za Futurologię. Obłożyłem się rozlicznymi słownikami i…psinco. Nie wyrobiłm do końca. Padłem jak pardwa…
Lem w całości nie na moje szare. Kawałkami, w podziwie i pokorze 🙂
„…rwie się pardwa i przepiórka
a ty jeno śpisz, kozacze…”
ja też jeno śpię
jak śpię to nie grzeszę?
Placku, jestes niezawodny 🙂
Misiu, tez dzieki i dobrej nocy 🙂
Mój partner, Wagner, naforelowany padl. Prosto w wiadome objecia. Wiele wskazuje na to, ze zastosuje srodek na powiekszenie Centralnego Systemu Nerwowego.
Co i Wam serdecznie polecam.
Pan Lulek
Torba dwukrotnie dzisiaj 😯
Otorbiona jestem, że hej.
Po obiedzie mówię do Jerzora – szybki wypad do sklepu po ten kwiat czerwony, ale biały, czyli kapuchę, a potem leniwy wieczór. Oprócz tego parę rzeczy, ale mam spisane, zajmie nam 20 minut z dojazdem i powrotem. Idę bez torby tej czerwonej,gdzie moje aktywa finansowe, czyli karta (mam JEDNĄ, wierzcie mi, pazerna nie jestem) z portmonetką i kartą kredytową, zapowiedziałam, zabierz swoją kartę, bo po co ja mam tę torbę swoją. Potaknął, uruchomiając swój komputer.
Zgarnęłam zieloną torbę na zakupy, ekologiczna taką i mocną, z 10 kg wytrzyma. Pod pachę ją zgarnęłam. Zakupy biegiem, spotykamy się pod kasą i nagle okazuje się, Jerzor bez kasiory (plastik), ja bez zielonej torby. Gdzie i kiedy mi spod pachy wypadła, pojęcia nie mam, gnałam jak wiatr spod samiuśkich Tater przez ten znany nam supermarket, żeby się to zmieściło w 20 minutach, na zakupy jadę zawsze jak skazaniec 🙁
Zostawiliśmy kosz z zakupami pod okiem panienki i pognaliśmy do domu po wiadomo, co. Właśnie Jerzor wrócił.Ale mojej zielonej torby nie ma 🙁
…idę szatkować ręcznie tę czwartą kapuchę. Naostrzyłam na osełce dwa noże, znowu.
Pytanie – osochozi z tymi ceramicznymi nożami?
No więc… naostrzyłam na osłece. Pod koniec szatkowania ręcznego żem se wskazujący paluch, opuszek zaledwie…z milimetr. Z opuszka czerwona dróżka, niby nic, ale krwawi okropnie. Zakończyłam szatkowanie w tej sekundzie. Dobrze, że prawa łapa działa. Naugniatałam, wszystkie co miały być przyprawy, są. Poimprowizowałam trochę. Jutro do beczki!
Alicjo, wg mnie są świetne…kroją kapustę i insze inszości jak złe.są jednak kruche i trzeba uważać na kości i podłogę . Jutro Ci sfotografuję nóż po przejściach.
Teraz idę poić lnem chorego Tornada..przed trzema godzinami wypił 3l ciekawam czy teraz da się na coś namówić.
Bydzie modro kapusta! Jeruna kandy.
Ja jestem sto lat za Murzynami, i dopiero się dowiaduję tu i tam, co dobre.
Za moich czasów była poniemiecka szatkownica, a tu masz 🙄
Zainteresuję się, gdzie tu co i czy jest (pewnie som).
Nie mogłyby mi Młode na Gwiazdkę…?
Sugestię synowej podeślę 😉
Zainteresowałam się jednym sklepikiem internetowym posiadającym noże ceramiczne. Taki jeden, co mi się podobał, nóż szefa, kosztował prawie tysiąc złotych. Jarzyniak – trzysta. Przy całym moim gadżeciarstwie trochę mną tąpnęło.
Małgoś! Masz noże ceramiczne???
Nisia…
Ty gadżecirko! Eska powiada, że świetne, ale kup se jeden taki mały za 140 zł coś tam, i wypróbuj, jak Ci się tym sieka. A potem zapodaj 🙂
Potrzebuję się npić wina za tych sercowców i za tych, co na morzu.
Jerzor poszedł nalać 😯
Wypił biedak jeszcze około 2 l, idę pospać, a za dwie godz. spróbuję jeszcze raz.
Noże to Ty Alicjo sama sobie kup…jam zabobonna- za buty i noże trzeba symbolicznie, ale zapłacić .
Eska, skąd masz te noże???
Alicjo, to ja się przyznam, że zazdroszcząc Gospodarzowi, poleciałam (do internetu, oczywiście) kupić trzy noże Fiskarsa – taki długaśny, on się nazywa do filetowania, ale świetnie rżnie wszystko co podleci, drugi niby do siekania, ale też wielki i dość uniwersalny i trzeci jarzyniaczek zakrzywiony, bo takie lubię. Wszystkie trzy bardzo polubiłam natychmiast, a skroiłam palec tylko raz (tym do siekania). Kupiłam też fiskarsowe nożyczki kuchenne, cwane nadzwyczaj, z otwieraczem do zakręcanych petowych i innych butelek. One czasem nie na moje rąsie małe.
Ja bo tego Fiskarsa dawno lubię, mam jego sekatory i rózne nożyce ogrodowe, więc wiem, że dobry on.
Mam dwa noże ceramiczne(jeden ma ostrze 14 cm, drugi 8 cm) takich pieniędzy o jakich piszesz Nisiu na pewno bym nie zapłaciła.
Esko,
wzięłam sobie do serca co do noży i butów. Jasne, że zpłacę… kartą 😉
I tak jej nie spłacam, tylko figuruję nazwiskowo.
O masz… nalać poszedł wina…jak przysiadł na kanapce z komputerem, tak siedzi. Sama się obsłużę, psiakość!
Kupione w Niemczech .. kuzynka kupiła w Poznaniu .Coś mnie się wydaje ,że Inka też je ma- ,może też kupowała w Poznaniu. Pyra pewnie coś wie.
Esko, no właśnie – ja bym też nie zapłaciła.
Nawet moje gadżeciarstwo ma jakieś granice przyzwoitości.
pojedli popili poklepali a teraz spia pasibrzuchy
O, Blog Pasibrzuchów? 😮 …
– dobrze brzmi:
hedonistyczno-dionizyjsko-ludyczno-idylliczno-sybarycznie…
…i z pasikonikami się kojarzy… 😀 😀 😀
Tam gdzie pasikonik, tam i skrzypce
dzień dobry … 🙂
jeszcze o zupach .. lubię wszystkie oprócz rybnej i grzybowej .. ale kremowe jem tylko w gościach bo ja lubię widzieć co w zupie pływa i sama se pogryźć i pomieszać … wole też całe ziemniaki i niż pogniecione ..