Dorsze mówią po baskijsku
Niby to historia pewnej smacznej ryby a ile tu opowieści o ludach tajemniczych, żeglarzach odważnych, wojownikach okrutnych i związkach ich wszystkich z teoriami językoznawców. Zaskakujące!
„Opowiadają, że pewien średniowieczny rybak wyciągnął dorsza prawie metrowej długości, co w owym czasie było czymś niemal zwyczajnym. W tym, że ów dorsz mówił, też nie było nic specjalnie zdumiewającego. Dziwne było to, że mówił on nieznanym językiem. Była to mowa Basków.
Ludowa baskijska legenda obrazuje nie tylko przywiązanie Basków do ich niepowtarzalnego języka, nie do odcyfrowania dla całej reszty świata, ale mówi też o ich związkach z atlantyckim dorszem, Gadus morhua, rybą, której nie znaleziono nigdy ani w baskijskich, ani nawet w hiszpańskich wodach.(…)
Baskowie to lud wielce tajemniczy. Od niepamiętnych, prehistorycznych czasów żyli na terenach, które dziś zajmują północno-zachodnią część Hiszpanii oraz południowo-zachodni pas francuskiego wybrzeża. Nieznane jest nie tylko pochodzenie ich języka, ale tajemnicą pozostaje też ich rodowód. Według jednej z teorii ci ciemnowłosi ludzie o zaróżowionych policzkach i długich nosach byli pierwotnymi Iberami, zagnanymi przez najeźdźców do tego górzystego zakątka między Pirenejami, Górami Kantabryjskimi i Zatoką Biskajską. (Być może trzeba tu dodać: z terenów starożytnej Gruzji – przyp. tłum.) Albo też mieszkali tu od zawsze.
Wypasają owce na nieprawdopodobnie stromych zielonych zboczach gór, które budzą grozę swoim niepowtarzalnym, dzikim pięknem. Śpiewają własne pieśni i tworzą literaturę we własnym języku, noszącym nazwę euskera. Ten najstarszy, być może europejski, język tworzy wraz z trzema innymi – estońskim, fińskim i węgierskim – grupę nie należącą do rodziny języków indoeuropejskich. Baskowie mają też własne gry, z których najbardziej znana jest odmiana tenisa zwana jai alai, a nawet własną czapkę, baskijski beret, największe ze wszystkich tego rodzaju nakryć głowy.(…)
Baskowie nie byli pierwszymi, którzy nauczyli się konserwować mięso dorsza. Wiele wieków przed nimi Wikingowie popłynęli z Norwegii na Islandię, potem na Grenlandię i do dzisiejszej Kanady, i nie jest przypadkiem, że trasa ta odpowiada dokładnie zasięgowi występowania atlantyckiego dorsza. (…)
W odróżnieniu od Wikingów, Baskowie dysponowali solą, a ponieważ ryba posolona przed wysuszeniem dawała się przechowywać dłużej, baskijscy żeglarze mogli docierać dalej niż wikingowie. Dawało to jeszcze jedną przewagę: im dłużej można przechowywać jakiś produkt, tym łatwiej jest znaleźć na niego nabywcę. Około roku 1000 Baskowie ogromnie poszerzyli dorszowe rynki, nadając temu handlowi prawdziwie międzynarodowy charakter, gdyż sięgał on miejsc bardzo odległych od naturalnego środowiska dorsza w morzach Północy.
W strefie śródziemnomorskiej, gdzie znajdowały się kopalnie soli, a silne słoneczne światło umożliwiało uzyskiwanie jej także poprzez odparowywanie wody morskiej, solenie żywności w celu jej konserwowania nie było pomysłem nowym. Już w epoce przedklasycznej Egipcjanie i Rzymianie solili ryby i prowadzili ożywiony handel nimi. Popularne było solone mięso, a rzymska Galia słynęła z solonych i wędzonych szynek. Przed wyprawami na dorsza Baskowie solili czasami mięso wielorybie; uważano, że nadaje się ono do spożycia z grochem, a najwyżej ceniona część wieloryba, ozór, często także była solona.
Aż do wynalezienia lodówki w wieku dwudziestym, psucie się jedzenia było nieustającym przekleństwem i znacznie ograniczało handel wieloma produktami, zwłaszcza rybami. Gdy Baskowie zastosowali do dorszowego mięsa technikę solenia, której używali wobec mięsa wielorybiego, odkryli, że jest to szczególnie dobre połączenie, ponieważ mięso dorsza jest całkowicie pozbawione tłuszczu, więc jeśli po posoleniu zostanie należycie wysuszone, nie będzie się psuć. Okaże się trwalsze od mięsa wielorybiego, które zalicza się do tej samej kategorii co wołowe, i od śledzia, tłustej ryby, która stała się w okresie Średniowiecza szczególnie popularnym solonym artykułem żywnościowym w krajach położonych na Północy.
Jednak nawet po wysuszeniu solony dorsz zepsuje się, jeśli będzie przechowywany w wilgotnym, ciepłym powietrzu. Ale w wiekach średnich uważano, iż zachowuje on godną uwagi trwałość, co było prawdziwym cudem porównywalnym z wynalezieniem za?mrażania w dwudziestym wieku, które zastosowano najpierw do mięsa dorsza.” (M.Kurlansky „Dorsz ryba, która zmieniła świat”)
Jedzcie dorsze. Ja jem i przywożę przepisy na tę rybę ze wszystkich krajów. A najwięcej z Portugalii, której mieszkanki mają przepisy z bacalao na każdy dzień roku.
Dorsz w czerwonym winie
0,75 kg filetów z dorsza, duża cebula, 3 łyżki utartego selera, 3 dag masła, kieliszek czerwonego wytrawnego wina, sól, curry lub papryka
Filety pokroić na osiem kawałków. Posypać curry lub papryką i posolić. Cztery włożyć do garnka i posypać pokrojona w kostkę cebulą oraz startym selerem. Na wierzch położyć resztę ryby i kawałki masła. Zalać winem i dusić pod szczelną pokrywka 30 minut. Podawać z chlebem.
Komentarze
Stanisławie,
odpowiem Ci pod nowym wpisem. Figi owocują u Haneczki w okolicach Gniezna, a podobno są nawet takie, co owocują w południowej Szwecji. W mojej okolicy, gdzie lata rzadko są gorące, a zimy rzadko mroźne, znam kilka ogrodów z figami, ale nie wiem, jakiej odmiany. W ubiegłym roku było bardzo dużo owoców, robiłam nawet konfitury.
O tej bawarskiej fidze poczytałam trochę więcej i znawcy twierdzą, że nie jest wcale taka mrozoodporna, są odporniejsze.
Kiedy wreszcie dorwałam się do komputera i napisałam o dorszach, uciechy z powrotu Gospodarza i własnej nadziei, że jeszcze dzisiaj wpadnę na blog, to mi (psiakrew, cholera_) zeżarło i napisało, że kod niepoprawny i żeby ponownie… Zawału kiedyś dostanę. Podobno Word to program i nie myśli, tak tłumaczył nam Paolore. Jeżeli to prawda, to i tak złośliwe bydlę i tyle. Wrrr….
Beretka z antenką:
http://www.daylife.com/photo/0cmCbeHgYE5dm
Ciekawostka:
po baskijsku ten beret nazywa się Txapela (czapela), a po helwecku na czapkę (też pewnie wspólny źródłosłów) jako ogólne nakrycie głowy mówi się Tschaepel (czepel) 😯
Testowanie godziny
Ja bardzo lubię ryby, a więc i dorsze, ale jak usłyszę (przeczytam) „Jedzcie dorsze” przypomina mi się Mama mówiąca: „A przed wojną mówiono – Jedzcie dorsze, g**** gorsze”. Proszę się nie obrażać, taka jest historyczna prawda.
Biskup podczas niedzielnych uroczystośći.
W czerwonym:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-04-07.html
Nemo, nasza figa pochodzi od przyjaciółki mojej Mamy. I to wszystko, co o niej wiem. Nie mam pojęcia, jaka to odmiana. Ważne, że smaczna 😀 Ona wygląda na niepodzielną, cały krzak z jednego miejsca wyrasta. Przywiozę na zjazd liść i owoce.
Torlinie,
w moim dzieciństwie też tak mówiono (Jedz dorsze, bo g…. gorsze), a dorsze były po 6 zł za kilo. Przyzwoita ryba to był halibut.
Wielkie wrażenie zrobił na mnie hiszpański (może nawet baskijski?) statek rybacki w porcie Tromsoe w północnej Norwegii w 1978 r. Wtedy jeszcze były tam dorsze…
Tu dla Pana Lulka informacje o figach w Austrii:
http://www.tropenland.at/trp/cont/exot/db.asp?id=18&title=Feige
Haneczko,
z Twojego krzaka możesz zrobić sadzonki. Ucina się poniżej oczka zdrewniałą gałązkę długości ca 25 cm, wsadza do doniczki z ziemią zmieszaną z piaskiem i ustawia w cieniu w temp. ca 20 stopni. Powinna się szybko przyjąć, a teraz jest właśnie sezon na robienie sadzonek.
A ja lubie dorsze i uwazam cytowane haslo za krzywdzace. Z drugiej strony moze nie ma sie co oburzac, w koncu im nizszy popyt, tym nizsza cena 🙂
Flo,
ja też lubię dorsze, a w mojej okolicy ta ryba jest droższa od hodowlanego łososia, śledź zresztą też jest droższy 🙄 ale w latach 60-ych nie było problemu z pustymi łowiskami i ograniczeniami połowów. Czasy się zmieniają. Dawniej ostrygami, skorupiakami i małżami żywili się ubodzy…
Też pamiętam to hasło o dorszach, co nie przeszkadza, że bardzo lubię. No, a jak już Alicja z Jerzorem przyjeżdżają, to bez wędzonego dorsza się nie obejdzie. W sezonie mam dorsze od sąsiada, wędkarza morskiego, czym już się kiedyś chwaliłam.
Doczytywałam komentarze pod wczorajszym wpisem i zauważyłam nową osobę, więc posuńcie sie trochę przy tym stole, żeby się zmieściła. 🙂 Tylko nick skomplikowany – Storungsqelle (o z kropeczkami).
Nemo – dorsze (filety) aż do średniego Gierka były po 12 zł/kg. Niedawno znalazłam zeszycik z kolejnego napadu moich starań oszczędnościowych. Co najmniej raz w roku rzucałam się do prowadzenia rachunków domowych i rzucałam tę zbożną robotę po 2 miesiącach, bo zasoby od tej wiedzy nie rosły, niestety. Zeszycik jest z 1962 r i są w nim dorsze, masło po 12,50 kostka, cukier też po 12, boczek świeży po 26/kg, karkówka po 36 zł/kg i schab po 63/zł.
Pyro, to jeszcze dodaj jakie wtedy byly pensje…
Witaj Storungsqelle, baw się razem z nami, tylko wyjaśnij na początek czyś Ty chłopczyk czy dziewczynka. Po kliknięciu na Twoje imię ukazała sie europejska strona, z której nic w tej kwestii nie wynika.
Nemo, Skarbnico Wszelkiej Mądrości, utnę i zasadzę 😀 A jakbym tak samo zrobiła aronię i czarną porzeczkę dla Alicji to będzie dobrze?
Dorsze lubimy, haseł nie jadamy 😉
Pyro, pokazała 48 🙁
Przepraszam, że tak telegraficznie. Robota 🙄
Też lubię dorsze, niestety mam dostęp tylko do mrożonych i prawie przestałam kupować rozdrażniona grubością glazury 👿
Dzien dobry!
a ja juz wiem, ze nasz nowy Gosc ma na imie Ania :))))
witam i pozdrawiam!
Znamy taką knajpkę w St Etienne prowadzoną przez portugalską
rodzinę. Jest otwarta tylko w południe i podaje w zasadzie tylko
jedno danie – smażone dorsze z dużą ilością cebuli, do nich
dobrze wysmażone krążki ziemniaków i vino verde. Porcje ogromne,
ceny przystępne, zawsze wszystkie stoliki zajęte. Rezerwacji nie
przyjmują. I przy tym jednorodnym menu bardzo różnorodna
klientela – towarzystwo i robotnicze i bardzo dystyngowane.
Wnętrze bardzo skromne. A te ich dorsze zna całe miasto !
Restauracja nazywa się „Porto”.
Haneczko,
porzeczkę rozmnaża się jesienią:
„Czarną porzeczkę możemy rozmnażać poprzez pędy. We wrześniu-październiku obcinamy jednoroczny pęd o dł. 15-20 cm. Górną część sadzonki obcinamy skośnie (pod kątem) tuż nad pąkiem, natomiast dolną część prostopadle, tuż pod pąkiem. Wykopujemy dołek, na którego dnie usypujemy cienką warstwę piasku. Pęd umieszczamy w rowku tak, by 1-2 pąki znajdowały się nad powierzchnią ziemi. Dołek zasypujemy i uklepujemy. Sadzonki sadzimy w rozstawie 15-20 cm. Już w następnym roku pędy powinny się ukorzenić i dać początek nowym krzewom”.
A tu aronia:
Nie sadzonkuje się zdrewniałych pędów.
Polecane są natomiast odkłady pionowe czyli kopczykowanie, odkłady poziome oraz sadzonki zielne.
-krzewy kopczykuje sie wiosną przy uzyciu przepuszczalnego podloza (ziemia, torf, stary kompost) tak aby wierzcholki wystawaly nad kopczyk. Wraz ze wzrostem pędów stopniowo dopsypuje sie podloza. jesienią rozgarnia sie kopiec i wycina ukorzenione pędy
-odkłady poziome – pęd przygina sie do ziemi przy pomocy kilku drucianych szpilek, metoda ta jest wydajniejsza od poprzedniej, ale bardziej pracochłonna.
-sadzonki zielne półzdrewniałe – w koncu czerwca i na poczatku lipca tnie sie pędy na sadzonki o dł. trzech oczek. Pozostawia sie 2 gorne liscie (przycinające je jednoczesnie o połowe), dolne liscie sie odcina, a z przeciwnej strony dolnego pąka rani skórke na dł. 1 cm, potem zanurza w ukorzeniaczu i umieszcza w mieszaninie torfu i piasku (1:1) w miejscu zacienionym.
Nirrod – jako stażujący nauczyciel bez mgr miałam 850 zł/mc , a Osobisty na stanowisku kier. magazynu 1500. Gdybym miała magisterkę dostałabym na początek 950 – 1050. Tak czy owak nasze 2350 zł łącznie to nie było dużo ale ani bilety do teatru, ani kupno książki ani wrzucenie do torby butelki wina (tokay Furmint 48 zł, tokay Aszu 64 zł) ani tabliczki czekolady (19 zł) nie było ponad moim zasięgiem.
a kto jadł potrawkę z dorszowych policzków
albo z języczków?
a kto pamięta konserwy z dorszowymi wątróbkami?
mniam, rozmarzyłem się wspomnieniami 🙂
U nas dzisiaj bedzie losos atlantydzki. Jeszcze nie wiemy jak go przygotowac (jest kilka propozycji), ale moze nastepnym razem dorsza zrobimy? Ale bardzo ciekawa historia rodem ze sredniowiecza.
Czekoladę po 19 zł pamiętam, i ciastka po 2,10 (bure petity). Cena dorszy kojarzyła mi się z 6 złotymi, nie wiem czemu 🙁
Doszła nam trzecia metoda zaistnienia na blogu:
– intrygujący nick 😉 W tym przypadku „źródło zakłóceń” pod własnym nazwiskiem na poważniejszych blogach 🙄
Juz mam fige turecka. Wyrosnie do wysokosci 2 metry. Do tego mak. Brakuje do kompletu pasternaka. Jezdzilem jak glupi a tu w sasiedniej wsi ogrodnictwo ma figi jak sie patrzy. Podobno turcka rozowa jest smaczniejsza. Jak pozyjemy to zobaczymy. Ponadto przyjechaly dwa czerwone rododendrony. Wymagaja kwasnej ziemi. Tez dostaly.
Jade na obiad do innej stolówki przyzakladowej. Zobaczymy czy lepsza.
Pan Lulek
Łosoś z Atlantydy to musi być rzadkość 😉
Dzień dobry Szampaństwu.
Ze mną łagodnie dzisiaj proszę… wyjrzałam właśnie za okno o bladym świcie, a tam biało. ŚNIEG !!!
W dodatku Jerzor, ten wiecznie zdrowy chłoptaś cokolwiek siwy, kichał i smarkał przez całą noc 🙁
Haneczko kochana
porzeczke czarną w ilości dwóch krzaków mam juz drugi rok, a trzeci krzak zrobię sobie metodą, jak wiadomo – odgiąć gałązkę i tak dalej, już tak robiłam z czerwonymi dla znajomych. Aronii tutaj nie spotkałam, ale na pewno gdzieś ktoś coś… poszperam… w każdym razie przepisy lotów międzykontynentalnych nie zezwalają na takie przewozy, jak sadzonki, nasiona, owoce i tak dalej 🙁
Coś mi się zdaje (może mi umknęło?) że i Flo należy powitać… witamy, a ja sie posuwam trochę, wybaczcie, że jeszcze w szlafroku, ale dopiero co oko otworzyłam… zaraz sie ogarnę!
Alsa rzeczywiście zawsze zapewnia wędzone dorsze. Uwielbiam. Owszem, pod inną postacią też, ale wędzone, takie o których pisze nemo , najbardziej 🙂
A bo ciągle kombinuję, jak to zrobić, żeby Alicja miała ulubione. Sprzedażne krzaczki trudne do przewiezienia, bo spore. No i już przyzwyczajone do tutaj. Malutka sadzonka sama jeszcze nie wie, gdzie żyje i pewnie dałaby się przekonać do Kanady.
Moja figa fioletowa. Strasznie jestem ciekawa, czy w tym roku też się spręży.
Łajznęło 😀
Przegapiłam porzeczki, Alicjo. Starzeję się, czy co 😯 Przepisy są do przepisywania i won im od aronii 👿
Jadłam różne potrawy z dorszem w Portugalii i bardzo mi smakowały. Chciałyśmy z koleżanką przywieźć do domu suszonego dorsza, ale przestraszyłyśmy się zapachu, jaki na pewno by się wydobywał z naszych toreb podróżnych 🙂 Ale najbardziej smakował mi chleb portugalski, taki z rodzinnych piekarni, z chrupiącą, białą od mąki skórką, podawany z oliwą, oliwkami i winem. A na deser pyszne plastry słodkich pomarańczy prosto z drzewa, posypane cynamonem. Pozdrawiam Wszystkich Asia
Alicjo,
dziekuje bardzo za powitanie. Bardzo rzadko sie pojawiam (bo robota!) i za kazdym razem uchodze za nowego biesiadnika. Powitania sa bardzo mile i chyba mozna sie uzaleznic 😉
Dzien Dobry Wszystkim
Za oknem juz troszke lepiej, trzeba znowu do pracy.
Dzisiejszy przepis na dorsza swietny – jakby Gospodarz specjalnie o mnie pamietal. Zrobie w piatek! Takie przepisy lubie.
To powiedzonko o dorszach wybitnie kojarzy mi sie z Wankowiczem. I nie wazne kto je wymyslil, tak juz chyba zostanie.
nemo –
dziekuje za porady wzgledem tego co nie chce w ogrodku rosnac. Wlasnie dowiedzialam sie, ze na czosnek trzeba czekac az 7 miesiecy. Zgroza! Co on tak wolno rosnie?!
A zasadzilam to moje zielone z ziarenek coby poeksperymentowac. Taka papryka pomidorowa na ten przyklad wyrosla wspaniale. Tfu, tfu na psa urok – oby dalej tak rosla.
Z „rybow” ostatnio – dwa dni temu podalam blue whiting. Wspaniala tyba. I do tego od wedkarza, nie ze sklepu – nasz sasiad ma zylke do siedzenia w lodzi i moczenia patykow wedkami zwanych. Sprezentowal „direct from the Southern Ocean”. Mily czlowiek.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
a tu nic innego jak konsumpcja na tapecie. w takim razie tez cos klepne o niej
extremista kitcista powrocil wlasnie z terapii w vietnamie. przebywal tam dwa tygodnie ale materialu do opowiadania przy piciu piwia nazbieral na co najmniej pol roku. zaczal od tego, ze bylo duszno i porno.
raz urwal sie potajemnie z osrodka terapeutycznego na dwa dni do saigonu. spacerujac po miescie zupelnie przypadkowo zatrzymal sie przed nowo wybudowanym budynkiem, bedacym jeszcze w stanie surowym. zainteresowaly go cienie osob poruszszajace sie na pierwszym pietrze. wiszaca bambusowa mata nie pozwalala na dostrzezenie szczegolow. nie zdazyl wypowiedziec sie swoim mysla, kiedy zza balustrady wylonila sie dziewczeca glowa wolajac i czyniac ruchy reka: come, come.
poszedlem za wskazaniem dloni, relacjonuje extremista, i znalazlem sie na prowizorycznych schodach. dopiero po pewnym czasie, kiedy oczy przyzwyczaily sie do rozproszonego swiatla z ulicznych latarni bylo bez watpienia jasne gdzie sie znajduje. zaproszony zostalem jako klient. w takiej sytuacji, praktycznie bez wyjscia, nie pozostalo nic innego jak przetestowac zaproponowany service. lecz zaprezentowana propozycja oniesmielila mnie do tego stopnia, ze na wszystko inne przychodzila mi ochota poza erotyka. to co tam zobaczylem, bylo dla mnie calkowicie nowe. goscilem w zyciu w wielu domach dla doroslych, ale ten byl ponizej wszystkich dotychczasowych.
w podluznym pomieszczeniu, opowiada dalej extremista, z nieotynkowanymi scianami bez jakiechkolwiek mebli staly panienki. faceci spacerowali w trzyosobowych grupach obok nich. jesli jeden z nich skinal glowa wybranka maszerowala pare krokow dalej gdzie znajdowaly sie wolne dwa qwadraty na podlodze. tam rozkladala na betonie plastikowa folie, pobierala oplate po trzy $ od kazdego i dalej, dalej zaoszczedze wam szczegolow …
I bardzo dobrze. Szczegóły mam na myśli 😉
U mnie dzisiaj tilapia. Nie wiem jaka, córasek waży. Pyry, surówka z białej rzodkwi z zielonym ogórkiem. Zgłodniałam 🙄
Moi przyjaciele przed kilku laty zalozyli obóz przejsciowy dla azylantów. Byly w domu choroby i nie dawali rady ze swoim pensjonatem. Dostali propozycje zeby przyjmowali do siebie wieloosobowe rodziny uchodzców. Przez kilka lat zywili i odziewali tych biedaków. Rotacja byla straszliwa ale dyscyplina nadzwyczajna. Dzieciaki zaleznie od wieku chodzily do przedszkola albo do szkoly. Po pewnym czasie postanowili wznowic dzialalnosc niezlej kiedys restauracji. Wypalilo. Otwarta caly dzien w tym w porze obiadowej dobre obiady. O dziwo o wiele tansze anizeli u sasiadów i smaczne. Maja dobra kucharke. Postanowilem, ze przenosze sie do nich. Po starej znajomosci
Obiad z piwkiem, wybór z pieciu dan 6 Euro. Idzie wytrzymac.
Pan Lulek
Myślałam,że dzisiaj w sprawie dorszy odezwą się Stanisław
i Krystyna,bo oni są „nadmorscy” i świeże ryby powinni mieć
na talerzu dosyć często. Pewno zajęci pracą i świąteczną
krzątaniną. Szkoda,bo trójmiejski namiar na porządne dorsze
byłby mile widziany 🙂
Az nabralam apetytu na dorsza. Jakos rzadko ostatnio jadamy, tutaj – podobnbie, jak u Nemo – drozsze od lososia.
A w latach 70-tych jadal je tylko nasz kot…
Haaaaaaaa u mnie tez dzisiaj dorsz 😀 Najlepiej lubie swiezo smazony prosto z patelni!!
A pamietam czasy,gdy dorsz byl uznawany,za rybe „biednych” 😮
Teraz rarytas!!!
Tez bym chciala (jak Alsa) sasiada wedkarza miec…………………….
Hej.
Ps. a jajca u Was,Lasuchow, juz wisza???
Jeśli mowa dziś o dorszach,to i głos znadZatoki Gdańskiej wypada dołączyć.Niezależnie od tego,czy polscy rybacy mogą łowić te ryby,czy mają zakaz,z kupnem świeżych dorszy nigdy nie ma problemu.Najlepiej kupuje się na hali rybnej w Gdyni.Są filety ze skórą i bez,są też całe dorsze ,ale oczywiście patroszone i odgłowione.Filety są bardzo drogie,ale tańsze od łososia.Stosunkowo niedrogie są małe dorsze,przez rybaków zwane bolkami/bez żadnych skojarzeń,określenie funkcjonuje od niepamiętych czasów/.Do tanich ryb należą flądry i śledzie surowe,bardzo chętnie kupowane. Pojutrze jadę do Gdyni,zajrzę więc na halę,
Czy ktoś z was sieje rzeżuchę na święta.U mnie już wschodzi,do świąt zdąży urosnąć.Część wysiałam na talerzyku, a cżęść w połówkach skorupek od jajek.Muszę tylko pilnować,żeby nasiona miały stale wilgotno.Mąż trochę się krzywi na zapach,ale mnie się od podoba.
Pamitam,ze w naszym domu mama zawsze owies(?) wysiewala.Pieknie zdobil swiateczny stol 😀
Rzeżuchę?! Pasjami wysiewałam, mieszkając w Austrii. Uwielbiam do kanapek i w ogóle wszystkiego, kojarzy mi sie z rzodkiewką, która bardzo lubie.
Tutaj rzadko trafiam na nasiona, a jak już, to drogie (bo przemyślnie dodane gliniane conieco, żeby było drozej), ale z sentymentu kupuję.
Ja wysiewałam do talerzyka, na wilgotna watę (i podlewałam).
Fajny pomysl z wysiewaniem rzezuchy w polowkach skorupek od jajek! Musze zapamietac.
Pyra w tym roku rzerzuchy nie siała, ale kupi sobie pojemniczek jajko-podobny z rzerzuchą. Jutro powieszę wydmuszki na gałązkach. Dzisiaj dokonałam ostatnich większych zakupów (wędliny szlachetne, przynjmniej w założeniu) i za chwilę plastry szynek podzielę na dwa pojemniki i wrzucę w zamrażarkę Od dawna nie kupuję całej szynki z kością i całej „myszki” surowej. Kupuję po 10 plastrów różnych wyrobów, różnych firm. Dla nas wystarczy aż nadto i jeżeli trafią się goście też wystarczy.
Brzucho pytał co szykujemy na święta – u Pyr będzie w pierwsze święto żurek na białej kiełbasie z chrzanem i jajkiem, a drugiego dnia barszczyk na szynce z pasztecikiem z nadzieniem z jajek. Jajka oczywiście na twardo i moletki, wieczorem faszerowane albo w kompozycjach. Na gorąco biała kiełbasa własnej produkcji, w zimnym bufecie szynki :gotowana, pieczona i surowa, dojrzewająca, pasztet też domowy, galareta z golonki, rolada z cielęviny.Sosy crzanowy i witaminowy Na obiad sztufada (gdyby ktoś chciał) i zielone, zielone, zielone. Z ciasta tylko mazurek, baba i pascha. Napitki też są, ale co tam przy dwóch babach…
Nie wszystkie dorsze mowia po baskijsku.
U mnie dorszy nie brakuje, ale losos w Pacific Northwest jest o wiele popularniejszy.
Po przeciwnej stronie kraju w stanie Massachusetts jest Cape Cod. Drugie po Pacific Northwest bogactwo ryb i skorupiakow.
Zanim Europejczycy osiedlili sie w Cape Cod ‚Native Americans’ zajmowali sie lapaniem ryb przez stulecia.
W 1602 Kapitan Gosnold podobno zlapal tone dorsza i nazwal miejsce Cape Cod. Wynika z tego, ze dorsze w Cape Cod mowia z akcentem Bostonskim. 🙂 Unikalny akcent z wielu powodow.
Ceny? U mnie ‚wild cod’ i ‚wild salmon’ sa w tej samej cenie. mimo ze dorsz ma troche przerazajaca buzke.
http://picasaweb.google.com/ORCATRAIL/Cod#5301871292249568898
Orca,
ale z tym dorszem na wschodnim wybrzeżu naszego kontynentu nie jest tak łatwo… łowiska są niezle przetrzebione. U nas co rusz są zakazy połowu, zeby sie narybek odrodził. Rybacy urządzają wtedy protestujki i ciągle jakieś przepychanki ministerstwo gospodarki wodnej – rybacy. Nie wiem, jak Stany sobie z tym radzą, ale największe łowiska dorsza były na zachód od wybrzeży Nowej Szkocji. Przypomniało mi się, że to był jeden z pierwszych tematów na naszym blogu i cos sie tam wymądrzałam wtedy… 😉
Dorzuciłam troche ciekawostek z wybrzeża część druga, do Durbanu. Nie wiem, czy juz zaznaczałam… ogladanie nieobowiązkowe, a ja tego nacykałam, bo chciałam pokazać jak najwięcej z pejzaży i różnych okoliczności 😉 http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/Wybrzeze-II/
Alicja,
Nie znam przepisow na Wschodnim Wybrzezu. U mnie przepisy sa jasne i ostre, a kary za lamanie przepisow wysokie. Kary rowniez dla tych, ktorzy mowia ‚sorry, man, I didn’t know’.
To samo u nas, Orca – własnie piszę o tym, ze ministerstwo swoje słuszne przepisy, a zwiazki zawodowe rybaków na to – to co mamy łowić i gdzie?! No i te przepychanki… wojny dorszowe bywały często.
Przepisy są tak samo jasne, kary tak samo wysokie.
Kanadyjczycy nie tacy znowu zajadli w swoich protestach… pokrzycza i rozchodzą się do domów w poczuciu spełnionego obywatelskiego obowiazku, zaprotestowałem! 😉
Każdy też uznaje w końcu racje wyższe – z pustego nie naleje. A do grabieży naszych dorszy ze wschodniego wybrzeża przyczynili się piraci – Portugalczyk Osculati przede wszystkim…
Nienaruszalne terytorium morskie to 200km. od linii lądu (a najlepsze łowiska właśnie tam, w pasie terytorialnym!). No ale spróbuj to patrolować!
Alicja,
Kazdy kloci sie o kawalek dorsza. 🙂
przyznaje tez, ze dorsz ryba przednia, ale zeby zaraz do Wietnamu na budowe, zeby aromat poczuć, to juz perwersja, mam nadzieje, ze chociaz wiało
a co zdobi 10 centow kanadyjskich?
Z jednej strony Elka, królowa, z drugiej wiadomo, co – Blue Nose!
popływać nie miałam okazji, ale i owszem, wizytowałam szkunera. To replika teraz zresztą… ale pięęęęękny!
legendarny dorszowiec, Elka to z powodu, ze nie wiedzieli, co wstawic i z papierow im wyszlo, ze moze powinni, bo i tak placa i liczyli na jakis rabat, ale nie z Elka takie brunery
Nemo, ale piekne zdjecia! Obejrzalam na razie tylko kilka, ale wrazenie robia!
Orca, dla Ciebie tez wyrazy podziwu… Tylko jak losia zobaczylam, to najpierw mi sie Szwecja skojarzyla.. Dopiero potem na gmaps zobaczylam, ze to o Alaske chodzi…
Störungsquelle,
Dzieki. Los ?, losos ? tu i tam. oddzielone biegunem.
Bym nie wlazil w fachowa rozmowe Pan o rybach, ale cod, czy jak go zwa na Florydzie – whitefish, to wedzone niebo w gebie. Mozna go lapac na surffishing, z brzegu, na trzy haczyki na jednej zylce. Na haczyku – pol krewetki. Trzeba zaczac rano i idac po plazy probowac, gdzie jest lawica. A potem, razem z lawica, z ruchem slonca. W godzine jest pelne wiadro. Wedzenie w „smokerze”, albo w 55 galonowej beczce bez dna. Na zielone galazki kladzie sie hickory chips i po dwoch godzinach goraca pachnca rybka jest gotowa. Osci prawie nie ma. Mieso nie zawiera tluszczu. Biale, niezwykle smaczne. A w sklepie – zamawia sie na „pojutrze” i przychodzi dwanascie rybek w gustownej drewnianej skrzynecce. Rybka rybka a buzia, jak na orc’owym zdjeciu, sama przyjemnosc….Bym nie wlazil w fachowa rozmowe Pan o rybach, ale cod, czy jak go zwa na Florydzie – whitefish, to wedzone niebo w gebie. Mozna go lapac na surffishing, z brzegu, na trzy haczyki na jednej zylce. Na haczyku – pol krewetki. Trzeba zaczac rano i idac po plazy probowac, gdzie jest lawica. A potem, razem z lawica, z ruchem slonca. W godzine jest pelne wiadro. Wedzenie w „smokerze”, albo w 55 galonowej beczce bez dna. Na zielone galazki kladzie sie hickory chips i po dwoch godzinach goraca pachnca rybka jest gotowa. Osci prawie nie ma. Mieso nie zawiera tluszczu. Biale, niezwykle smaczne. A w sklepie – zamawia sie na „pojutrze” i przychodzi dwanascie rybek w gustownej drewnianej skrzynecce. Rybka rybka a buzia, jak na orc’owym zdjeciu, sama przyjemnosc….
Orca, mialam na mysli losia, tego rogatego z przystanku Alaska 😉
ale losos tez jest z tamtych regionow… jak sie patrzy z Europy..
Marek.Kulikowski
Oba zdjecia z Niedzieli Palmowej swietne, ale to z biskupem…., obejrzalem rano i mialem przed oczyma caly dzien. Super.
Musze sie nauczyc dolaczac zdjecia (mam ich kilka) do wpisow, pomimo ponawianych prob na razie to mi nie wychodzi.
Störungsquelle,
Ten rogaty 🙂 rzeczywiscie mieszka na Alasce. Zwa go ‚moose’. Zastanawialam sie, jak on moze utrzymac te duze i chyba ciezkie rogi. 🙂
Alicja,
Dopiero teraz dokladnie obejrzalem ogladanie nieobowiazkowe, czyli zdjecia z RPA. Bardzo ciekawe, musialem z mapa, bo nie wszystko wiem gdzie co jest, a jestem dociekliwy.
Nowy,
nie po kolei wrzucam te zdjęcia, było to moim ambitnym zamierzeniem, ale dopiero kiedy dodam wszystkie, to ponumeruję według odbywanej trasy.
W sumie było tak: Witbank- Bloemfontein-Kimberley – z powrotem Bloemfontein , tam spalismy w Protea Hotel (taka sieć niezłych hoteli), w którym swego czasu zatrzymał sie Nelson Mandela i Desmond Tutu. Kazali sobie za tę ciekawostkę słono zapłacić, ale wyjścia za bardzo nie było, chyba, ze spać pod drzewkiem.
Potem Kapsztad, wybrzeżem do Durbanu z odskokiem na Kango Caves, z Durbanu do Witbank. Durban ominęliśmy, nasza przewodniczka stwierdziła, ze nie warto, skoro i tak bardziej interesuje nas przyroda, niz miasta, szkoda czasu.
Po powrocie odpoczynek i skok do Pretorii, potem Kruger Prak via Sabie, Messina i via Johannesburg do Witbanku. Skok na dzień do Johannesburga. Patrząc na mapę, prawie cała Afryka Pd. od Messiny po Kapsztad, ze skokami na boki 😉
Pytano mnie o ogrodzone osiedla – że dlaczego tak. To nie biali grodzą się od czarnych, bo czarni też sie grodzą. Druty kolczaste, zasieki (nocą pod napieciem), straże itd – to ochrona przed wszechobecnym bandytyzmem, a opowieści o tym wcale nie są przesadzone.
Centrum Johannesburga jest puste. Zaparkowalismy w podziemnym parkingu i wyszliśmy „na miasto”, a tu nikogo. W biurowcach pracują ludzie, jest troche restauracji (urzędnicy muszą gdzieś jeść), a poza tym pustki. Czysty surrealizm, wyobrazcie sobie rynek warszawski czy krakowski pusty. Prawdę mówiąc, to nie ma co tam zwiedzać, ot typowe centrum biurowców. Do żadnego budynku sie nie wejdzie (ani nie wyjdzie z…) jeśli nie ma sie specjalnej karty, albo nie zna sie kodu. No ale to typowe dla Afryki Południowej.
Co do bandytyzmu, jest to problem spory. RPA jest najbogatszym krajem kontynentu, tam ciągna wszyscy, a granice mimo zasieków i straży są nie do upilnowania. Miliony przybyszów z północy, szczególnie z Zimbabwe – nikt nad tym nie ma kontroli. Dla takich bezpriziornych bandytyzm staje sie po prostu sposobem na życie. Mentalność afrykańczyków jest inna – nie ma jutra, jest dzisiaj. Dzisiaj trzeba zdobyć pozywienie i to, co dzisiaj jest potrzebne.
Sprawdziło się też to, o czym Kapuściński pisał w „Hebanie” – w Afryce przydaje się umiejętność bycia cierpliwym. Tam sie nikt nie spieszy. Przywołana kelnerka będzie szła tanecznym, powolnym krokiem trzy razy naokoło restauracji, zanim do ciebie dojdzie. A jak dojdzie, to przyjmujac zamówienie opowie historię swojego życia, co nam się przydarzyło w Bloemfontain, i nawet nam to pasowało, bo pogadalismy z tubylką.
Bardzo ciekawy kraj, pełen kontrastów, polecam wszystkim – tylko trzeba wiedzieć, gdzie można, a gdzie lepiej omijać, lub pod żadnym pozorem nie udawać się, czy zatrzymywać.
Bez naszej przewodniczki nigdy bysmy nie zobaczyli tyle w tak krótkim czasie i nigdy nie dowiedzielibysmy sie tyle o tym kraju. Niech żyją szkolne przyjaznie!