Herbaciarnie jakich u nas nie ma
Jako miłośnik dobrej herbaty marzę czasem o dobrej, prawdziwej herbaciarni. Są wprawdzie i w Polsce lokale z takim szyldem ale to jednak nie to, co na Dalekim Wschodzie. Poczytajcie co pisze o chińskich herbaciarniach, dyplomata, sinolog, miłośnik dobrej kuchni i pysznej herbaty czyli Ksawer Burski w swoje dawno temu wydanej książce „Tradycje i sztuka kulinarna Chin”.
?Poza spożywaniem herbacianego naparu w warunkach domowych, w gronie rodziny i przyjaciół oraz w restauracjach i przydrożnych zajazdach w chińskich miastach stosunkowo wcześnie, bo już za panowania Południowej Dynastii Song, pojawiły się możliwości korzystania w tym względzie z usług zakładów wyspecjalizowanych ? herbaciarni (w których kelnerów nazywano ?doktorami herbaty – cha boshi), zwłaszcza w stolicy Lin’an. Jedne przyciągały klientelę wyszukanymi nazwami („Czysta radość”, „Perła”, „Dwa i dwa”), inne wystrojem wnętrz, na który składały się prace wybitnych malarzy i kaligrafów oraz świeże kwiaty, jeszcze inne – muzyką.
Prawdziwy rozwój herbaciarenek nastąpił za panowania Qianlonga. poświęconych owemu okresowi dzieł literatury można wnosić, że w samym Nankinie było około tysiąca herbaciarni. Pojawiły się też w Pekinie, Kantonie i innych miastach. Nosiły takie nazwy jak „Podwójna Tęcza”, „Deszczowy Lotos”, „Ogród Dostatku i Radości”, „Prostokątny Czajniczek”. Pod koniec XIX wieku herbaciarnie dotarły do Szanghaju, na początku zaś XX wieku upodobniły się do europejskich kawiarenek.
W Sichuanie herbaciarnie starano się lokalizować w miejscach przytulnych, wkomponować je w tło przyrody: jezioro, bambusowy gaj, pagórek, ale wiele ich było także na głównych ulicach Chengdu. W Kantonie stały się tak popularne, że znaczna część mieszkańców rozpoczynała dzień właśnie od wstąpienia do herbaciarni, a właściwie od śniadania, jako że herbacie towarzyszyła jakaś miniprzekąska bądź ciasteczko. Herbaciane upodobania kantończyków utrzymały się także po 1949 r. Jednak ich prawdziwy renesans nastąpił w latach osiemdziesiątych. Jak podał pekiński „Dziennik Ekonomiczny” z dnia 2.08.1987 r., w Kantonie mieściło się wówczas ponad 30 herbaciarni wysokiej klasy, ponad 60 średniej i kilkaset tanich. Szacowano, że w poranki robocze codziennie odwiedza je ponad 200 tys. klientów, w dni świąteczne zaś dwa razy tyle.
Herbaciarnie serwują wszystkie ważniejsze odmiany i rodzaje herbacianego naparu oraz ponad 50 rodzajów kantońskich ciast słonych i ponad 60 rodzajów ciast słodkich. Ceny są przystępne. Obsługa dobra. Historycznie rzecz ujmując, w rozwoju herbacianych przekąsek (ciasteczek, pestek, owoców kandyzowanych) największe zasługi mają miasta Suzhou i Yangzhou. Popularnością cieszą się herbaciarnie Szanghaju, Nankinu, Hangzhou, Yangzhou i innych miast Chin Wschodnich. Korzystają z nich turyści. Tam, gdzie nie odstraszają ceny, są przystanią dla zapracowanych nauczycieli i pilnych licealistów. Moda na herbaciarnie zaczyna ogarniać także podszanghajskie miasteczka i wioski.
Gorzej rzecz ma się z odbudową „herbacianej kultury” stolicy. Tradycje są bowiem bardzo zróżnicowane. Atmosferę i styl herbaciarni z ostatnich lat mandżurskiego casarstwa i z pierwszych lat Republiki Chińskiej znakomicie utrwalił Lao She w sztuce pt. Herbaciarnia (przed kilkoma laty prezentowanej także w stolicach Europy). Urok herbaciarni lat dwudziestych, zwłaszcza tej pod wiekowymi cyprysami w Parku Centralnym, odnotował Ah Q Lu Xun, autor Prawdziwej historii, który z przyjaciółmi zwykł tam pracować nad przekładami literatury obcej. Obraz herbaciarni z lat pięćdziesiątych, dostępnych i dla artystów, i dla hodowców kanarków, dla turystów i dla zakochanych, jest jeszcze żywy w pamięci starszego pokolenia. Po zakazach „rewolucji kulturalnej” na gruncie takich tradycji pod koniec ubiegłej dekady uruchomiono za Qianmenem „Herbaciarnię im. Lao She”. Przyciąga nie tylko rozmaitością gatunków herbaty i sprawną obsługą, lecz oferowaną tam kaligrafią i malarstwem, programem rozrywkowym w wykonaniu gwiazd opery itd.”
Oj, jak Wam zazdroszczę, że możecie sami sobie zaparzyć dobrej czarnej herbaty. Choć ta arabska z miętą i wieloma łyżeczkami cukru też ma swoje zalety podczas upału. Ale jednak smak nie ten.
Komentarze
Jestem wielką miłośniczką herbat – czarnych i zielonych.
Kawę pijam rzadko, najchętniej na mieście.
W domu, w niedzielny poranek,kiedy czas nas nie goni
lubię zaparzyć dobrą herbatę i spokojnie się nią nacieszyć.
Arabska miętowa herbata z dużą ilością cukru ma swój urok,
ale tylko tam na miejscu, w tamtejszych upałach i serowowana
przez tubylców.
Witam Wszystkich! Dotarły do mnie Wakacje z duchami z bardzo miłą dedykacją. Bardzo dziękuję. Przewodnik jest bardzo ciekawy. Autorzy podają dużo różnych ciekawostek związanych z polskimi zamkami i pałacami. Na przykład ostatni właściciel Krasiczyna Leon Sapieha gdy zakochał się w Katarzynie Potockiej, młodszej od siebie o 30 lat, musiał ją porwać, ponieważ jej rodzice nie zgadzali się na ślub. Żona podobno trzymała męża pod pantoflem. A on mimo, że bardzo ją kochał, nie mogąc ścierpieć jej wiecznych spóźnień na posiłki, zamknął pewnego dnia jadalnię na klucz i był przygotowany do urządzenia awantury. Wtedy służba przepchnęła korpulentną Katarzynę do jadalni przez kredens, a mąż nie mógł pojąć, skąd się wzięła w jadalni mimo zamkniętych drzwi. Po wojnie Katarzyna była szykanowana i wyjechała do Belgii, skąd co roku na święta przysyłała paczki swojej dawniejszej służbie. Asia
Asiu-dni coraz cieplejsze, nic tylko ruszać i zwiedzać
te wszystkie zamczyska !
Tylko czasu brakuje 🙂
Witam
Ja tez jestem smakoszem herbaty i chyba bez zagladania w rozne miejsca nie warto wydawac takich kategorycznych komentarzy. Zapraszam do Herbaciarni w Spichlerzu w Slupsku, wikwintne herbaty, piekne wnetrze, dusza miejsca, czysciutko z pieknym herbacianym zapachem.
Cale otoczenie sklada sie na celebracje herbaty a w Chinach niektore herbaciarnie sa niezbyt powiedzmy lagodnie estetyczne.
Pozdrawiam
Jeszcze a propos herbaty. W poprzedniej „Polityce”,a w zasadzie
w dodatku do niej był bardzo ciekawy artykuł o ceremonii
picia herbaty w Japonii.
Pieknie o herbacie. Moja córeczka znana w szerokich kręgach trójmiejskich, podparyskich i glasgowskich z super parzonej herbaty. Ma uznanie nawet u Chińczyków.
Z tego, co zauważyłem, ważne, żeby zarówno czajnik jak i filiżanka były z bardzo cienkiej porcelany. Oczywiście woda nie powinna się gotować, tylko zawrzeć. Twardość wody tez ma swój wpływ. Zielonej w ogóle nie zalewa się wrzątkiem tylko goraca wodą. Wszystko wiem, ale tak mi nie wychodzi, jak jej. Zresztą większość potraw także. Taki dryg ma jakiś wrodzony.
Co do miętowej herbaty arabskiej, czyli prawdziwej herbaty ze świeżą miętą, to turystom podają mniej słodką i ta jest rzeczywiście dobra. Ale parę razy Moja parzyła taką w domu i też świetnie smakowała. Ale na upały przypominam malwę sudańską zwaną w Egipcie Carcadea, gdyz jest to w istocie hibiscus carcadea. Cudownie gasi pragnienie i jest bardzo smaczna. Pan Piotr ma okazję zaopatrzyc się w surowiec, bo w Egipcie bardzo popularna.
A co z wczorajszym konkursem? Czy poznamy właściwą odpowiedź na trzecie pytanie? Czy rzeczywiście chodzi o makaron nitki?
Jak Gospodarz wynurzy się z głebin Morza Czerwonego,
to poznamy !
W Kairze w Khan el-Khalili jest bardzo sympatyczna knajpka, w ktorej serwuja karkade. Moja tesciowa mauczona doswiadczeniem, zamawiala ja zawsze z mniejsza iloscia cukru. Mimo tego herbata byla potwornie slodka…
Troche cukru karkadei nie szkodzi, ale nadmiar cukru niestety dyskwalifikuje.
Alicja, dziekuje za informacje i zdjecia (wczorajsze).
Pyra i Stanislaw tak samo za wskazowki.
Pamiec Gospodarza o nas, blogowiczach, jest niesamowita. Codziennie nowy, ciekawy wpis z wakacji.
Musze juz wychodzic do pracy (kto ja wymyslil?), za oknem szaro i nieciekawie.
Karkadeh czyli ketmia szczawiowa (Hibiscus sabdariffa) doskonale smakuje z dodatkiem mięty i kwiatu lipy. Jest to nasza ulubiona herbata na wędrówki po górach, pijemy całkiem bez cukru. Swego czasu dostaliśmy spory zapas tych kwiatków przywieziony wprost z egipskiego bazaru. Osobisty początkowo był nieufny, a potem rozczarowany, gdy zapasy niedawno się wyczerpały 🙁 Teraz używamy herbaty z owoców dzikiej róży z dodatkiem karkady.
Kielichy karkadeh zbiera się i suszy dopiero 2 tygodnie po przekwitnięciu 😯
A „Herbaciane pola Batumi ” pamiętacie :
http://www.youtube.com/watch?v=lqyHVPVz9ms
Dzień dobry Szampaństwu 🙂
U mnie od miesiąca króluje rooibos, której przywiozłam spory zapas. Przedtem pijaliśmy sporadycznie, bo do tanich nie należy, no ale to narodowa herbata RPA – tam jest tania. Pijam ją rano i wieczorem pózniejszym, a poza tym oczywiście yunnan.
Zielona herbata nigdy się do mnie nie uśmiechnęła, chociaż chińska rodzina przedstawiała mi różne i parzyła ze znawstwem. Nie kliknęło… napiję się, ale bez entuzjazmu.
U mnie słońce i +8C.
Dowalilo na calego. Na tarasie + 23 Celsjusze. W cieniu zeby bylo jasniej.
Na oczach widac jak sie wszystko bezwstydnie puszcza.
Odebralem gratulacje jako dziadek 24 letniej wnuczki. Wypominaja.
Ladnie to tak
Pan Lulek
Rooibos czyli czerwonokrzew nie zawiera garbników ani kofeiny i mogą go pić wszyscy, którym smakuje. U nas bardzo popularny i niedrogi, dobry Yunnan kosztuje tyle samo albo i więcej. Inna odmiana to honeybush, też dobra.
Rooibos to odmiana janowca z rodziny motylkowych.
Dziadku Lulku,
wszystkiego najlepszego 🙂
Moi Sudanczycy zostawiali karkade w butelce na sloncu i jak wracalismy wieczorem to bylo gotowe. Sliczny kolor i dobre w smaku. Nazwozilem tyle a i brat podrzuca wiec mam zapasik nieustajacy w domu i w lecie sobie robimy. W Sudanie zreszta karkade jak coc-cole w butelkkach sprzedaja i nawet gdzies na pustyni, dziura jakas dwie rozwalajace sie chalupy a tu zamrozone karkade i coc-coal obok siebie 🙂
Kawe natomiast podawali mocna, dobra, cholernie slodka z mlekiem wielblada ale takim pelnym, tlustym. Ja mleko lubie ale i dla mnie bylo juz nieco za duzo. Tylko jak sie siedzi o zachodzie slonca, krotkim bo krotkim i popija w wiosce czyl na piachu z miejscowymi taka kawe, wacha pustynie z palmami daktylowymi a obok szumi Nil to wszystko smakuje.
Witam z Calgary. Rano mroz parunastostopniowy ale widze slonce wiec sie zrobi cieplej.
U mnie do południa było zimno i mglisto, ale powoli słońce się przebija. Mam ponad 200 sadzonek pomidorów 😯 Wykiełkowało tak dużo, że część musiałam poddać aborcji na kompost 🙁
Motylkowe nazywają się teraz BOBOWATE 😯
Upiekłam tarte Tatin z gruszkami:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/TarteTatin#5320092993185380402
No to wkladam zdjecia z brazylijskiego grila. Najpierw 3 samej knajpki z roznych stron. W sumie to (3) knajpy w jednej. Tym razem w „Bolero” na gorze czyli pietrze. Potem zdjecia knajpki w srodku, cieplego i zimnego stolu szwedzkiego no i grila z miesem, grupa znajomych z ktora bylem i oczywiscie nie darowl bym sobie zeby nie wejsc kucharzowi w ogien wiec jestem z grilem i kucharzem na zakoczenie. Zdjec w sumie 25 czyli niecale 90 sec. Jak zawsze slide show bo mi tak najlatwiej. Zapraszam do obejrzenia.
Acha miesko na zdjeciach to filet mignon, picana czyli wolowina w parmezanie i czosnku, jagniecy udziec, kurczak i ananas (latwy zreszta do zrobienia w domu a w smaku pyszny). Mies oczywiscie serwuja wiecej, w karcie 13 roznych. Wszystko jak widac przynosza na tych szpadach i kroja przy stole. Kazdy ma male szczyczyki i odbiera spod noza no ale przy duzym stole kroili na talerz i puszczalismy w kolo. To tyle instrukcji.
http://www.flickr.com/photos/slawomir/sets/72157616150577237/show/
yyc a co ty duszo moja w Sudanie robiles?
Nirrod -on ma Brata, znanego archeolo i pewnie się pętał przy wyprawie. Czytaty i pisaty a i obeznany z samochodem i innymi technikami, zawsze się przyda.
Mięsiwo na kiełbasę zmielone lekko posolone, jutro będzie doprawiane. Reszta wyporcjowana i schowana., Na obiad był dobry gulasz wołowy z suszonymi grzybami, podprawiony śmietaną i podany z gryczną kaszą i surówką. Zostało na jeszcze jeden obiad (sobota?)
Ja tu poszcze a tam takie obzarstwo. Wstydu nie maja.
Do pokuty i zrucac kalorie albo popic czyms dobrym. Dla celów zdrowotnych ma sie rozumiec i na rozgrzeszenie.
To ze Gpospüodarze beda jutro obchodzic, zrozumiale. Tylko gdzie i po co Ich tam zanioslo.
Czyzby sladami Doktora Ziwago i Omara Sharifa. Bikini Heleny mozna znalezc po drugiej stronie Morza Sródziemnego nad Bosforem.
Pan Lulek
W Sudanie bylem na wykopaliskach, brata mam archeologa a on tam kopie. W Hambukol niedaleko Debby (bayuda desert, czesc pustyni nubijskiej) i w Meroe. Siedzialem miesiac na pustyni, tydzien w Chartumie, potem Egipt. W Starej Dongoli niedaleko Hambukol maja ogromne wykopaliska Polacy zaczete jeszcze przez prof. Michalowskeigo (slynne freski z Faras).
A co robilem? Szwedalem sie po okolicy. Robilem zdjecia i video dla muzeum brata. Odwiedzalem miejscowych. Na wesele bylismy zaproszeni co bylo szczegolnie mile, poznac jak to u nich. Na targ lazilem (kawa z mlekiem albo herbata i takie ichnie racuchy) na zakupy z kucharzem, do wioski a jak dalej to bralem land-rovera ale na ogol na piechotke bo autkiem sie zakopywalem od czasu do czasu. Drog tam nie ma, pradu tez wiec cisza i spokuj Wieczorami w rozgwiezdzone do nieprzyzwoitosci niebo sie wpatrywalem i uwazalem na skorpiony i zmije. Miejscowi uczyli jazdy wierzchiem na wielbladzie choc osobiscie wole osiolki. Zajadalem sie pysznymi daktylami i tak ogolnie schodzil mi czas 🙂 Mialem ze soba „W Pustyni i w Puszczy” wiec ponownie przeczytalem i jakos lepiej smakowalo tym razem (w mauzoleum Mahdiegi w Omdurmanie oczywiscie bylem i na tanczacych derwiszow widzialem). Zabralem tez pare innych ksiazek o Mahdim a miedzy innymi ksiazke z ktorej czerpal informacje Sienkiewicz napisana przez Rudolfa Slatin’a wieloletniego wieznia Mahdiego a pt „With Fire and Sword in the Sudan”. Oczywiscie Stanley i Livingstone zostali zaliczeni. Tak wiec czas plyna milo, spokojnie i zal bylo wyjezdzac a jak wyjezdzalem to cala wioska przyszla sie pozegnac. Planuje ponowny wypad za dwa lata tym razem do Meroe zobaczyc krolewskie piramidy.
Chciałam podpowiedzieć, że na stronie Przekroju jest świetny wywiad z K.Jandą. Naprawdę interesujący. To nic, że odrobinę przerysowany (jak to u Jandy).Z innych ciekawostek : WHO szacuje, że od 3,5 do 16% pacjentów szpitali odnosi uszczerbek na zdrowiu w trakcie leczenia. Te najniższe wskaźniki to Dania i Islandia, a dalej jest już tylko gorzej. Mediana dla całego świata wynosi 10 %, czyli co dziesiąty chory staje się „chorszy”
Lepiej wydac na piekarza niz na lekarza
http://www.przekroj.pl/ludzie_rozmowy_artykul,4402.html
Zajrzalem akurat na strone internetowa GW, a tam wlasnie o wykopaliskach w Sudanie i osiagnieciach Polakow. Moze i o Bracie yyc tez cos jest?
Zeby zakonczyc temat i byc sprawiedliwym. Dzisiaj przyszla odpowiedz na moj e-mail z konsulatu w Vancouver od Pani Wicekonsul. Zdazylem jeszcze ze dwa telefony rano wykonac i wiadomosc zostawic. Ale odpowiedzieli a to najwazniejsze.
W Calgary slonce pelna para po niebie sunie, chmurki takie do zdjecia bardziej a ptaszki moje za oknem harcuja, spasione takie, ze az niedowiary. Z wiekszoscia jestem na ty i chyba zaczne jakies cwiczenia dla wrobli bo te jak baki wygladaja. No i pare zdjec, zeby przedstawic blogowiczom.
Jesli o polskich wykopkach to nie bedzie.
Stefan Jakobielski kopie albo kopal kiedys. Miejsce jest niesamowite i bardzo duze powierzchniowo. Musze poszukac zdjec robionych wysoko z murow katedry a pod stopami zolciotki piasek a na nim rozrzucone rozne budowle, ruiny etc i bardziej juz wspolczesny cmentarz. Bardzo ladnie to wyglada. Oni tam maja cale miasto. Wszystko okres wczesnochrzesciajnski. Stad ci biskupi z freskow w Faras.
No to chyba odszczekam wszystko o konsulacie. Najpierw pani wicekonsul odpisala z informacja a przed chwila zadzwonili zeby odpowiedziec na moje pytania. Zle doswiadczenia z przeszlosci trzeba wiec usunac w niepamieci. A odpisujac do pani konsul z podziekowaniem zaprosilem do odwiedzin do Calgary na co pani konsul odpisala, ze dziekuje i chetnie nas odwiedzi, no to ja zeby napisac kiedy to zorganizujemy pobyt. I jak to z calkowitego wnerfienia (Slawkowe te nerfy – nie mylic ze smerfami) latwo przejsc w calkowite zadowolenie 🙂
Dokonałam niedawno odkrycia. W moim sklepie sprzedają takie coś:
http://echalion.alsace.free.fr/page.htm
Krzyżówka cebuli z szalotką, smakuje jak szalotka, może nie tak intensywnie, za to jest duża i się łatwo obiera.
Sławku, używasz?
Na kolację była sałatka z selera, sałata rzymska z tą cebulą i filet z piersi indyka (ciemne mięso) duszony z białym winem, czosnkiem, kminem, majerankiem i tymiankiem. Piwo z lokalnego browaru (Osobisty), herbata Yunnan (ja).
Ta cebula kosztuje ponad 6 Fr za pół kilo 😯
Toasty jakieś były? Ja z doskoku… o, za sprawna pracę konsulatów nie wypiję. Miraże, mimo wszystko.
Ale za nasze przy stole – jak najbardziej!
Nemo…
gdzie Ty na biuście indyka widzisz ciemne mięcho?! Toż ja biusty indycze zakupowywuję właśnie dla miałych miąs 😯
Ciemne miąso jest w nogach i reszcie! Chyab, że to helveckie indyki alboli co ? 🙄
Alicjo,
to tzw. filet wewnętrzny, mięsień podnoszący skrzydła, mniejszy niż główna pierś (tzw. pectoralis służący do opuszczania skrzydeł), nie taki ciemny jak w udach, ale też nie taki blady i suchy jak ta wielka pierś. Uda smakują lepiej, są bardziej aromatyczne, moim zdaniem.
yyc bardzo zmienny w nastrojach, już się gotów z konsulem obłapiać 🙄 Poczekaj, aż sprawa będzie załatwiona, potem wpadaj w zachwyt 😎
… nie zasuwaj mi tam z pectoralis, nemo, bo zacznę nastepnego turka rozkładać na czynniki pierwsze…
A serio, to ja lubię białe i suche z indyka czy kurczaka. Mniammmmmm! Tyle, ze lubie to zajadać na zimno i recamy!
P.S. Zacznij te sadzonki gangu Pomodores za opłatą… a co! O własnie… Nowemu trzeba podrzucic sznureczek do naszej powieści!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
Teraz do kuchni, ziemniaki odsmazane z ziołami i czosnkiem, jajca posadzone, sałata wieloskładnikowa, winegret mniej wiecej podstawowy + dijon.
Alicjo,
jak będzie następna dostawa (latem) to zrobię zdjęcia tym różnym kawałkom. Całego indora nie kupię, bo one mają po 15 kg (te od chłopa). Może przesadziłam mówiąc ciemne, bo było takie różowe jak młoda wołowina lub cielęcina od nieanemicznych cieląt. To inne jest prawie białe, mam jeszcze jeden kawałek i jedno skrzydło.
Z pania konsul a nie konsulem, nemo. Z facetami sie nie oblapiam. Konsulowa? czy moze konsulowana? konsulatorka? konsystorka? konsultantka? kontestatorka? konklawe….no nic wracam do pracy.
Czek juz do konsulatu wyslany z koperta zwrotnia, oplacona jak nalezy. Pani Konsul napewno sie ucieszy z mojego listu 🙂
nemo,
Tę cebuloszalotkę to ja znam. Dobry wynalazek.
Z konsulem to ja mam jedno doświadczenie. W Sztokholmie – za czasów PRL. Wręczając mi papier zwalniający mnie z obywatelstwa uścisnął mi dłoń i życzył powodzenia.
Pozostałe doświadczenia nie warte wspominania.
Niech nowi poczytają Kryminal tango.
To jest lektura obowiązkowa, a pisali wszyscy Starzy. No, prawie wszyscy, a ci, co nie piasli, to zatwierdzili….
Alicja,
Dziekuje za kryminal-sznureczek, moze nawet kryminal-line. Przeczytam, gdy tylko dotre do domu – teraz nie ze swojego komputera pisze. Kolezanke do Chin ponioslo, a ja zajmuje sie jej domem, a przede wszystkim kotem. Do siebie mam jeszcze okolo 45 minut drogi, wiesz doskonale, ze tutaj wszedzie daleko, tu nic nie ma blisko.
Moze byscie tak rozpoczeli skladac Gospodarzom zyczenia kolejnych wspólnych szczesliwych stu lat.
Ja w kazdym razie wznosze, tym bardziej, ze otrzymali w prezencie zakonczenie kryzysu za skromne 1.000 miliardów dolców.
Niechaj z tego tortu odkroja Im ladny kawalek.
Pan Lulek
Alicjo,
Nastepny stopien blogowiczowych sprawnosci osiagniety – lektura obowiazkowa zaliczona. Troszke podredagowac, srodtytuly wstawic i….do druku, albo pisac dalsze czesci, wszak konkretnego zakonczenia tam nie ma, a CDN tez cos znaczy, prawda?
Ale dzisiaj wczesnie wszystkich wymiotlo, nawet Calgary usnely i o zalatwionej sprawie z konsultujaca snia, chociaz tam dopiero 6:30. A moze tylko o konsultujacej, sprawe zostawiajac swojemu biegowi. Nie wiem.
Pan Lutek uswiadomil, ze tam juz Gospodarzy Swieto sie zaczelo. Poprzez okragosc naszej Kuli i wszechobecnych na niej blogowiczow bedzie wiec trwalo dosc dlugo.
Z mojej strony zycze Gospodarzom, by ze swojego tajemnego przepisu, jak sobie upichcic szczesliwe zycie, korzystali zawsze, by magiczna liczba 44 byla powielana. Wszystkimi innymi przepisami niech sie z nami dziela, ale ten niech maja tylko dla siebie. Wszystkiego najlepszego!
Nowy
Panie Lulek !
Nalewki tez sprawdzaja:
„Małże strażnikami czystej wody. Gdańskie wodociągi zainwestowały w biomonitoring i wykorzystują te niewielkie wodne zwierzęta do badania zanieczyszczeń w wodzie pitnej. Tą pionierską metodą zainteresowała się już Rosja i Stany Zjednoczone. Jak to działa?
Gdańskie wodociągi zainwestowały w biomonitoring. Działanie systemu jest bardzo proste. Woda z ujęcia przepływa przez zbiornik, w którym zanurzonych jest 8 małży podłączonych kabelkami do komputera.
– W przypadku wystąpienia w wodzie toksyn małże natychmiast się zamykają – mówi Stanisław Mikołajski z SNG, firmy zaopatrującej Gdańsk w wodę. – W zależności od tego jak szybko i jak duża populacja małży się zamknie wszczynany jest alarm.
W razie problemu z jakością mogą się pojawić cztery alarmy: czerwony, żółty, zielony i niebieski. Dwa pierwsze powodują natychmiastowe wyłączenie czerpania wody ze zbiornika.
Te zwierzęta są kilkaset razy bardziej wrażliwe niż organizm człowieka – dodaje Mikołajski”
Orka, moze by sprawdzic na plazy czy rodzaj nalewki poznaje sie po wysokosci sikow ? Jako expert malzowy moze przetestujesz laskawie ?
Wstałam dawno, piję kawę, pozdrawiam w nowym dniu. Słońce, wiaterek, ani chmurki na niebie. Cudo.
Nie wiem, czy się pochwalić, czy złożyć samokrytykę. Wczoraj wieczorem zabrałam się za produkcję nowej nalewki cytrynowej, bo poprzednia dokonała żywota. Pracowicie obierałam cytryny, kroiłam na plasterki, wybierałam pestki. Wrzuciłam do słoja, złapałam torebkę z cukrem i… nie chciało mi się wyciągać wagi… 40 dkg to trochę mniej niż pół – przechyliłam i wsypałam. Wpadło z pewnością więcej niż pół kilograma. Zamiast pół wytrawnej nalewki, wyjdzie intensywny likier cytrynowy. Laskę wanilii wrzuciłam i teraz będę czekała aż cukier się rozpuści; potem tylko w to litr mleka i liotr spritu i cierpliwość wyliczona na 2,5 miesiąca.
Gospodarzom następnych 44 lat z mickiewiczowską fantazją i w dobrym zdrowiu. I niech się ciesza szczególną opieką św. Jana Leonardi oraz św. Wawrzyńca.
Gospodarze świętują, choć w Egipcie dostęp do toastów ograniczony. W hotelach dla cudzoziemców łatwiejszy. Kiedyś były jeszcze takie sklepy dla obcokrajowców, gdzie do rachunku nr wizy wpisywali. Jak teraz, nie wiem.
To co jest dla mnie szczególnie miłe w karkadei, w zasadzie bezalkoholowej, to ślaz, który się wyrażnie wyczuwa, a spragnionemu to na ogół pasuje.
Nie pasuje mi z kolei nazwa bobowate. Gdzie jej do wdzięku motylkowych czy nawet motylkowatych. Wiem, że to nie motylki w korzeniach pracowały nad azotem, ale brzmiało ładnie. Po co to ludziom robią, takie zmiany? Dla dorobku naukowego?
Jeszcze raz przepis na nalewki z cytrusów, w tym cytrynową. Leje się spirkę do słoja, a nad spirytusem wiesza na nitce przeciągniętej przy pomocy igły owoc nie obrany. Po pół roku owoc wyrzuca się. W przypadku cytryny będzie wielkości orzecha. Jeśli ma byc półwytrawna, można dosłodzić sposobem przez siebie stosowanym.
Panu Piotrowi i Pani Barbarze
najserdeczniejsze powinszowania i życzenia wielu dalszych wspólnych lat w zdrowiu i pomyślności.