Południowy Tyrol atakuje!
Jeszcze mam na języku smak specku i kaiserschmarren, gardło nie obeschło po ostatnich łykach lagrein a tu kolejna ofensywa kulinarna Alte Adige czyli Południowego Tyrolu. Dostałem zaproszenie na tyrolską kolację przyrządzoną przez kolejnego mistrza kuchni – Stefana Unterkirchera. Przyjechał on do Warszawy na cykl szkoleń w stołecznym technikum gastronomicznym a przy okazji spotkać się z dziennikarzami piszącymi o kuchni i o winach. We włoskiej restauracji „San Lorenzo” ( w pobliżu Hali Mirowskiej) zgromadził Stefan zacne towarzystwo: byli m.in. Tomasz Prange-Barczyński i Marek Bieńczyk – dwaj wybitni znawcy win i pięknie o nich piszący, Inka Wrońska („Kuchnia”), Ela Pawełek („Sukces”), Marek Przybylik („Szkło kontaktowe”) , a wszystkich usadziła przy stole Bożena Jurecka z agencji Itabo zajmującej się m.in. promowaniem Włoch, ich win i potraw.
Stefan Unterkircher i jego goście
Stefan Unterkicher, tak jak i opisany tu jego kolega Norbert NIederkofler, okazał się sympatycznym i bardzo skromnym człowiekiem. Jak na mistrza kuchni przystało zdecydowanie bardziej wolał siedzieć w kuchni niż przy stole. Nie udało mu się jednak całkiem wymigać od rozmowy o własnych przepisach, które nam pięknie podano.
Stefan wraz ze swoją partnerką Claudią Pitscheider prowadzi znaną restaurację „Castel Ringberg” leżącą w pobliżu jeziora di Caldaro, na skraju miasteczka Kaltern Caldaro. „Castel Ringberg” szczyci się w swym herbie datą – 1652 r. Ale sądząc po wyglądzie Stefana ma on trochę mniej lat niż 350. Widać chodzi tu o datę wybudowania owego „Castel”.
Unterkircher twierdzi, że wyjątkowość jego kuchni i jej osobliwość wynika z umiejętnego połączenia wpływów alpejskich ze śródziemnomorskimi. Po drugie zaś z korzystania z miejscowych produktów najwyższej jakości. Tutejsze owoce, winorośl, sery, mięsa są nadzwyczajne dzięki klimatowi dość surowemu w zimie i bardzo słonecznemu w lecie.
Potwierdzam te sądy po licznych w końcu spotkaniach przy południowo-tyrolskim stole i wędrówkach w Dolomitach.
Kolacja w San Lorenzo miała pięć odsłon. Zaczęliśmy od canneloni ze speckiem i jabłkami (sztandarowe produkty Górnej Adygi) oraz grillowanych knedelków z kminkową pianką. Jak na antipasti przystało porcje były małe i wzbudzające apetyt.
Kolejne danie to ravioli z farszem ziemniaczanym i suszonymi gruszkami oraz serem Stelvio. A wszystko okraszone masłem. Po pierożkach, cudownie aromatycznych, apetyt jeszcze bardziej wzrósł.
Teraz na stole znalazła się ryba: filet z sandacza na grzance z ciemnego chleba w kremie z kapusty z Val Venosta.
Pora na mięso: podano więc plaster wołowiny w sosie miodowym z puree selerowym z wanilią.
Na koniec oczywiście deser: kruche ciasto z musem zrobionym na bazie białego wina (gewurztraminer passito) oraz sorbet z kwaśnej śmietany.
Każdemu daniu towarzyszyło inne wino. Wymieniam je w stosownej kolejności: Pinot Bianco Vial 2007, Pinot Grigio Pastel Ringberg 2007, Gewurztraminer Kolbenhof 2007, Lagrein Puntay 2005, Gewurztraminer Passito Canthus 2005, a na koniec kieliszek grappy.
Aby nie dopuścić do linczu (chcę jeszcze pożyć) i zaspokoić Wasze apetyty podaję pierwszy przepis z Dolomitów. Kolejne będą przy innych okazjach.
Risotto z białym winem, speckiem, jabłkami i porem
16 dag ryżu (carnaroli), 6 dag cebuli, 20 ml oliwy z oliwek, 0,5 l wywaru z warzyw lub rosołu, 0,5 l soku z jabłek, 0,5 l białego wina (Pinot Bianco), 1 jabłko, 8 dag specku, 10 dag pora, 8 dag masła, 4 dag dojrzałego żółtego sera, sól, pieprz
Cebulę posiekać drobno i zrumienić na oliwie. Dodać ryż i lekko uprażyć. Zalać odrobiną białego wina, dodać sok jabłkowy, wywar lub rosół i gotować na małym ogniu. Po kwadransie gdy ryż jest al dente dodać pokrojony w kostkę i podsmażony speck oraz też pokrojone w kostkę jabłko, młodego pora pokrojonego w paski, starty ser i masło, posolić, doprawić pieprzem, zamieszać i podawać.
Komentarze
Wstawac, szkoda dnia!
Dzien dobry Szampanstwu, ja tylko z doskoku, dzisiaj wprawdzie dzien odpoczynkowy, ale jest troche do zrobienia i mnie tutaj ciagle gonia od internetu. Nie mam nawet czasu przeczytac wszystkich waszych komentarzy od poniedzialku, oj, chyba to zrobie gleboka noca, albo dopiero w domu.
Dzisiaj po poludniu spotkanie w gronie rodakow z Witbank, taki wieczorek towarzyski, zebysmy poznali tutejsza polonie. Jutro moze Johannesburg, a moze jakis park z lwami. Wolalabym lwy, bo jak to – byc w Afryce i lwa nie widziec?! Zobaczymy, jutro juz ostatni dzien, wiec nie mozemy nigdzie dalej sie wypuszczac. Z kulinariow zanotowalam, ze zazwyczaj obficie tu karmia. T-bone stek 750gr. to porcja dla gornika pracujacego na przodku, o dziwo, dalam rade. Zazwyczaj wszystko dobre, a niektore rewelacyjne nawet, jedna tylko restauracyjka nap podpadla, i to w Kruger Parku. Tam wiecej nie bedziemy jadac. Mam sporo kulinarnych fotografii i notatek. Najlepiej wypadly winnice kolo Kapsztadu, wiadomo 😉
Tyle na razie,
pozdrowienia dla wszystkich ode mnie i Jerzora.
O i znowu mamy seler – selerowe pure z wanilią.
Niezwykle intrygujące połączenie !
Natomiast przepis na risotto wydaje mi się bardzo ciekawy.
Znowu śnieży- spacery z Pikselem przy tej pogodzie
to nie jest moje ulubione zajęcie 🙁
Alicjo-wstaliśmy,ale mniej ochoczo niż Ty. Nie mamy niestety
w planach na najbliższe dni spotkania z lwem. Oby się udało !
Pewnie, że Alicji życzymy stada lwów w bezpiecznej odległości (Alicja nie tej tuszy żeby się lwy miały skusić. Co innego Pyra – na trzy lwy by starczyło na przekąskę).
Przepis na risotto nie nazbyt skomplikowany i z pewnością wypróbuję kiedyś, natomiast uruchomiwszy własną wyobraźnię kulinarną stanowczo odmawiam wykonania pure selerowego z wanilią.
Dolomity wrosły już na dobre w blog. Ale to dobrze, bo jest tam pięknie i smacznie. Jednak według mnie przeważa tam kuchnia śródziemnomorska nad alpejską. Natomiast rzeczywiście specyfika miejscowa to wysoka jakość, szczególnie mięsa i owoców. Weronę też bym do tego kręgu kulinarnego zaliczył, choć już Dolomitów tam nie ma. Sąsiedztwo jednak jest. Piszę o Weronie, bo tamtejsza restauracja 12 Apostoli należy chyba do najlepszych we Włoszech.
Z Alpejskiej kuchni mam wspomnienia z Ga-Pa, gdzie byliśmy kilka razy. Jadaliśmy głównie na campingu potrawy przyrzadzane we własnym zakresie, ale próbowaliśmy też trochę gastronomii. Szybko doszliśmy do wniosku, że miejscowe restauracje nie za bardzo nam odpowiadają i zaczeliśmy próbować po drugiej stronie granicy z Austrią. Okazało się to strzałem w 10. Ceny były niższe a jakość dań nie porównanie wyższa. I tam już wyraźnie można było zauwazyc wpływy śródziemnomorskie.
Na razie czekam na zdjęcia Alicji z cywilizowanej Afryki. Ale i tak chyba ulobionym widokiem pozostanie zatoka w Kingston.
Nemo, współczuję. Skąd tam tyle kleszczy. Pamiętam utrapienie z kleszczami, gdy mieliśmy jeszcze pieska. Ale moja Krystyna też ma wyjątkowy talent do łapania tych niemiłych stworzeń. Raz skończyło się dość intensywną terapią parę tygodni po nakarmieniu owada. Ale też Krystyna przesiaduje w krzakach godzinami doprowadzając dwa ogrody do frapującego wyglądu. Są to ogrody na pozór zaniedbane, jednak wszystkim bardzo się podobają. Bo to zaniedbanie jest bardzo dopracowane.
Haneczko, pewnie pracujesz nad korektą kościołów romańskich i nie masz czasu na blogowanie. A mnie Twoja praca zafrapowała. Przewspaniała jest architektura romańska. Polskie przykłady nie dają o niej żadnego wyobrażenia. Są chyba bardziej preromańskie niż romańskie. Na zachód od Odry z możliwymi dużymi odskokami na północ i południe są budowle wręcz niewiarygodne. We Włoszech, gdzie pomimo upadku Rzymu nie było wyraźnego, a w każdym razie trwałego, upadku budownictwa, podział na budowle przedromańskie i romańskie wydaje mi się nieco sztuczny, ale jestem laikiem, więc pewnie nie mam racji. Niby tak istotna dla stylu romańskiego wieża nad skrzyzowaniem naw narodziła się we Francji, ale we Włoszech, szczególnie bardziej na południe, budowano inaczej, często wykorzystując kolumny z budowli rzymskich. Katedry angielskie – jakże wspaniałe. Zazdroszczę Ci, Haneczko.
Też tak sobie myslałem o wanilii na selerze podobnie. Ale parę dni temu też jakiś przepis mięsny z wanilią spotkałem, więc pewnie taka moda się zaczyna. Tutaj był sos miodowy do mięsa, może więc i seler był na słodko. Ale zapach selera i wanilii niewątpliwe powinien się gryźć. Na studiach od czasu do czasu jadałem w barze sopockim, gdzie surówka z selera była uważana przez konsumentów za dodatek szczególnie udany. Tarty seler z tartym jabłkiem i odrobiną tartej marchewki na słodko, skropiony cytryną. Tam zapach selera był praktycznie zagłuszony. Może i tutaj było podobnie.
Ciekaw jestem opinii Gospodarza o tym, czego próbnował.
Z księgi przysłów : święty Józek wiezie wózek trawy,ale czasami zasmuci,bo śniegiem zarzuci.
Nad Zatoką Gdańską obowiązuje druga część przysłowia.
Dobrze,że rano nie mam apetytu,mogłam więc spokojnie przeczytać relację Gospodarza z tej wspaniałej kolacji.Same pyszności,chociaż to ravioli z farszem ziemniaczano-gruszkowym za bardzo mnie nie przekonuje.
Alicjo,oprócz tego steka o wadze 75 dkg były pewnie jeszcze jakieś dodatki.Podziwiam apetyt,ale może to wpływ tamtejszego klimatu.Spotkania z lwami zazdroszczę.
Wczoraj wieczorem na póżnym spacerze widzieliśmy,a najpierw usłyszeliśmy,klucz gęsi.Było już ciemno,ale one przelatywały na jasno oświetloną ulicą i były doskonale widoczne – na tle ciemnego nieba jasny klucz ptaków.
I jeszcze do STANISŁAWA- mieszkam w Rumi,a nie w Gdyni,ale terytorialnie to prawie to samo.Bywam tam często ,a mój mąż i syn urodzili się w Gdyni i tam pracują.
Miło mi,że twoja żona nosi takie ładne imię.Ciekawe,że pewne imiona przypisane są do pewnego pokolenia.
Krystyno, (z Rumi)
Te Twoje gęsi doleciały już do Uppsali. Dzisiaj o 7:30 przelatywały tuż za moim oknem. Wiosna idzie…
Stanisawie,
W Barze „Krewetka” w Gdańsku koło dworca surówka z selera z m.in. jabłkiem też była niezła. Tamte surówki były legendarne (1968-1970).
Czy mozna zazdrościć spotkania z lwami? Chyba z daleka. Spotkałem kiedyś w Anglii. Zwiedzało sie tzw. Safari Zoo samochodem, a lwy nie wydawały się agresywne. Ciekwasze było spotkanie z nosorożcami, a najbardziej z małpami, które z dużą wprawa zabrały się do demontażu samochodu. zaczęły od wyjmowania tylnej szyby i nawet były bliskie sukcesu. Musiałem wysiąść i je przegonić, a potem przez godzinę wciskać uszczelkę na swoje miejsce. Była wyciągnieta do połowy.
Przy okazji stary dowcip. 80-latek wziął sobie młodą żonę. Po roku urodziło się dziecko. „Tata” miał pewne wątpliwości i poszedł do rabina. Rabin opowiedział historyjkę: Idzie wędrowiec przez pustynię, nagle słyszy ryk lwa. Odwraca się i zauważa pędzącego w jego stronę drapieznika. W desperacji kieruje w stronę lwa swój kij wędrowca i woła „Pif paf”. Lew pada martwy. Rabbi pyta: I co o tym myślisz? – Wiesz, Rabbi, to chyba był strzał z boku. – Sam powiedziałeś, odpowiada Rabbi.
Kawał stary i w gruncie rzeczy banalny, ale mnie się bardzo podoba.
Rumia jest mi znana. Byłem kiedys szefem zakładów gumowych w Redzie i pracowało tam wielu mieszkańców Rumii, m.in. wicedyrektor techniczny.
Z imionami jest, jak Krystyna pisze, ale Krystyna akurat są popularne we wszystkich pokoleniach, jak mi sie wydaje. Wczorajszy spacer wieczorny u nas był pozbawiony lecących gęsi, ale niebo było pełne gwiazd jak rzadko. Dlatego śnieg, grad i deszcz dzisiejszego ranka niemiło zaskoczył.
Dzień dobry! Seler z wanilią to dwa afrodyzjaki w jednym 😯 Tylko dla bardzo opanowanych 😎
Słuchajcie, dziś o 5 rano ujawnił się jeden TW – tajny wyczytywacz tego blogu, Nowy znad amerykańskiego Atlantyku. Zachował się wzorcowo dla przyszłych Nowych: przeprosił za brzydkie dotychczasowe zachowanie (że nas potajemnie podglądał 😯 ), opowiedział troszkę o sobie, zachwycił blogiem i pojedynczymi piszącymi i… poprosił o przepis! Czyż można lepiej wkupić się do tego towarzystwa? 😉
Nowy, witaj, siadaj i opowiadaj!
Jedno na początek: jak powiedział helwecki prezydent do swego amerykańskiego kolegi – You can say you to me! 😉 Jeżeli Ci nie przeszkadza, to będziemy do siebie mówić ty, taki obyczaj na tym blogu. Tylko z Gospodarzem trzeba to osobiście oblać 😎
No i zastanów się nad nickiem. Jak długo chcesz być Nowy? 😉
Placki kartoflane
50 dag kartofli, 1 jajo, 1 łyżka mąki, 1 cebula, 4 łyżki mleka, pieprz, sól, smalec do smażenia
Umyte i obrane kartofle zetrzeć na tarce, osączyć i wycisnąć przez płótno lub gazę. Do pozostałej masy dodać jajko, mąkę, utartą cebulę i mleko oraz uzyskany z soku kartoflanego krochmal. Posolić, popieprzyć i dobrze wymieszać. Rozgrzać na patelni smalec i kłaść masę kartoflaną łyżką, dokładnie ją rozpłaszczając. Smażyć na chrupko z obu stron.
Placki kartoflane z serem
2 kg kartofli, ? kg wędzonego boczku, 20 dag żółtego sera np. gruyer, 1/2 szklanki mąki, 2 cebule, 3 ząbki czosnku, świeżo zmielony pieprz, sól, mielona ostra papryka, olej
Kartofle obrać i zetrzeć na tarce. Boczek i cebulę, pokrojone w kostkę, podsmażyć i dodać do kartofli. Dosypać mąkę, starty ser, wyciśnięty czosnek, pieprz, paprykę i sól. Wszystko dokładnie wyrobić jak ciasto. Silnie rozgrzać na patelni olej i łyżką nakładać masę kartoflaną. Rozpłaszczyć dokładnie i smażyć
Witam Nowego spełnieniem jego prośby. Mam nadzieję, że będzie zadowolony. A i nam się odwdzięczy częstym bywaniem i komentarzami.
Oczywiście zamiast znaku zapytania powinno być pół (1/2) kg boczku ale komputer łobuzuje. Przepraszam.
Witaj Nowy – nazwij się jakoś po ludzku, dobrze? Będziemy się z pewnością mijali na blogu, bo Pyra pisuje przed południem (kiedy Młodsza w pracy) a wtedy Ty z pewnością śnisz o plackach
Pyra (z Pyrlandii oczywiście) robi placki trochę inaczej (nade wszystko bez cebuli); a robi tak :
ziemniaki zetrzeć i odcedzić na sicie. Potrząsać co chwilę sitem wtedy szybciej sok odpłynie. Odcedzone wrzucić w miskę, dodać krochmal z soku, który zdążył się wytrącić, posolić, dodać 2-3 żółtka i 2 łyżki mąki. Białka ubić na sztywno i dodać do masy. Wsypać sporą szczyptę pieprzu mielonego. Smażyć na silnie rozgrzanym tłuszczu bardzo cienko rozklapane placki. Najlepsze z kwaśną, gęstą śmietaną albo kremem twarożkowym. Pyra je na słono, Młodsza sypie cukrem.
A dlaczego Nowy nie może być Nowy? To miłe wiecznie być nowością, nawet gdy się człek nieco podstarzeje. Ale jak znam blogowe życie (zwłaszcza jeśli chce tego i Nemo, i Pyra) Nowy ulegnie i zostanie… Starym.
W zwiazku z potwornym ociepleniem klimatu, Swiety Józef przywiózl nowy zapas sniegu. Obiecal, ze bedzie tak caly tydzien. Wiosna wypada w tym roku we srode. Potem przejdzie bezposrednio w jesien. A dalekj to juz tylko zima i zima.
Ogladalem fotografie z Alaski. Tylko zazdroscic slonecznej pogody. Jaskólki nie przylecialy. Podobnpo Alicja uczy je jak robic na drutach.
Pan Lulek
Gospodarzu miły – czekamy na miłościwą akceptację zjazdową (Żaba obiecała, że Patroni dostaną u niej pokój protekcyjny, nie będą musieli brać udziału w pokocie) Czy miejsce i czas odpowioedni?
Gospodarzu,
ja nic nie chcę narzucać ani sugerować, tylko tak z życzliwości, gdyby Nowy miał czuć się obco wśród starych bywalców, wiecznie taki nowy i nieśmiały, to nie musi podkreślać tego nickiem 😉
Panie Lulku,
a u nas od poniedziałku pogoda cesarska, tylko podobno też nie na długo.
Stanisławie,
te 3 kleszcze to dopiero skromny początek 🙄 Ten kocur-wlóczęga potrafi mieć ich po kilkanaście na raz. Na szczęście pozostałe dwa już się tyle nie włóczą. W mojej okolicy nie ma boreliozy ani wirusa zapalenia opon mózgowych, ale następne ognisko jest tylko 20 km stąd.
Oczywiście Pyro, że przyjedziemy. Termin (dziś ale nigdy z żurnalistami nie wiadomo co będą robić za ponad pół roku) bardzo dobry. Już będziemy po urlopie, bo w br. jedziemy w lipcu na prawie trzy tygodnie pod Carrarę. Nie wyobrażamy sobie, bysmy mogli opuścić takie zgromadzenie. A i redakcja – jak co roku – zastanawia się nad zjazdowymi podarunkami.
Piotrze – ponoć na przełomie maja i czerwca Warszawę nawiedzi Echidna – nasz honorowy wydawca Zjazdowy. Może by jej wtedy wręczyć jakieś zjazdowe upominki? Praca jej (i Alicji, oczywiście) to nasza pamięć zbiorowa.
Heh wszyscy cudowni a ja od macochy. *Nirrod zabiera Nowemu talerz z kapusniakiem Pyry* 😉
Witaj Nowy. Placki ziemniaczane robie tak jak Pyra tyle ze dodaje startej cebuli.
Pyro, jak dzisiaj nie dostaniesz ode mnie maila to bardzo prosze mnie kopnac, bo juz od pary dni planuje i jakos mi nie wychodzi.
Dzisiaj jak zwykle o godzinie 20.00 bedzie wznoszony toast za Józefów. Poczynajac od biblijnego któremu podobna rzymski legionista zafundowal stzrzal z boki poprzez cala game róznych innych osobistosci. Kazdy jednak z charakterem.
Jesli Brzucho nie podpuszcza z tym work shopem z gorzala i nalewkami to moznaby jakos skoordynowac uroczyste powitanie Echidny i odrobine wspólnie obejsc kryzys.
Pytanie oczywiscie gdzie bedzie bawic Echidna i kogo wrobic w te uroczystosc. Ze tez Pyra zaangazowala sie w ten Zjazd i utonela w blotach Starej Zaby. Bylaby idealna osoba. Na wszelki wypadek nastawie kolejny gatunek nalewki.
Pan Lulek
Nowy nie daj się przekręcić na samym początku 😉
Pytałeś o placki ziemniaczane a podano przepis na placki kartoflane. Dla małego zobrazowania pokażę zatem, co w roli głównej przy robieniu placków występuje
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Kartofel?authkey=Gv1sRgCL-d9Z6a2-fCSg#slideshow/5314841266724884994
Moja Mama dodawała czasem do placków startą marchewkę.
W ten sposób miały zdrową cerę – lekko zaróżowioną 🙂
Dzięki Pyro za informację. Porozumiem się z Echidną pozablogowo i oczywiście podejmiemy ją z Basią jak należy.
Osma rano, wczorajszy Cabernet jeszcze w glowe wali, a tu taka przyjemnosc.
Po prostu dziekuje – za przyjecie, za przepisy, za bardzo mile slowa.
Trudno nastepnego dnia po chrzcie zmieniac imie, ale ze mna nigdy nic nie wiadomo.
Poki co – do pozniej. Musze juz wychodzic.
Miło, gdy sie ktos ujawnia. Tez na poczatku byłem tylko obserwatorem, bo wydaję się, ze przy tym stole sami starzy wyjadacze, a potem się okazuje, że jest jednak i rotacja. Zal tych, którzy odeszli, ale tez Gospodarz nikogo nie zatrzymuje. Teraz jestem troche meteorem, ale taki okres teraz, że nie zawsze mogę
Stanisławie,
jak kto się uprze, to zostaje wyjadaczem bardzo prędko 😉
Jak zwykle nie na temat, ale co mi tam 😉 coś dla oka i ucha – fajnie uzyskany ‚efekt makiety’
http://rossching.com/movies/eclectic30/480p/
Placki Nowy będzie w tenże weekend smażył
I kapuśniak naszej Pyry na potęgę go rozmarzył !
Nie chce krabów, ostryg , tudzież żadnych rarytasów
Marzą mu się dobre smaki z polskich, starych czasów.
A my dzielnie do risotta patelni szukamy
i o ?włoskim bucie ? znowu dziś gadamy !
Klucza gęsi,czy jaskółek już wypatrujemy.
Skarpet ciepłych mamy dosyć ?wiosny chcemy !
Nie wiem tylko skąd mi się biorą te znaki zapytania-
zupełnie niechciane i nieplanowane !
Witam wszystkich, wschod u mnie, niebo sie przejasnia, ptaszki za oknem spiewaja, ladnie jest.
Czy te 50 dag ziemniakow to juz po obraniu czy jeszcze przed. Bo jak obiore to pewnie zostanie ze 30 dag.? Pytanie na serio.
Panie Lulek te zdjecia akurat sloneczne ale wczesniej dzien mieli burze i chyba 3 osoby musieli sciagac ze szlaku. Dwa psy padly a temp. -45 i wiatr ok 60km. Nie bylo wiec az tak ladnie 🙂
W przyszlym tyg w moim gronie troje urodzinowcow i jedna imieninowka wiec idziemy na obiad na brazylijski gril. Rezerwacja zrobiona. Mieska w brod sobie dojem. W sobote jedziemy do tzw Badlands gdzie krajobrazy ksiezycowe takie i jak zarelko jakies bedzie oryginalne to zdjec pare zrobie. Pogody maja byc super. Slonce, niebo, +11C.
A propos polskich smakow to przypomnialy mi sie wspomnienia ksiecia Sapiechy co w Afryca mieszkal piszac ze obecnie (kiedy to pisal dokladnie?) w Polsce nie ma dobrej starej polskiej kuchni…jest polska garkuchnia 🙂
Salute!
Bardzo mnie zainteresowala ta wolowinka w sosie miodowym,o ktorej wspomnial Gospodarz! 🙂
A lwy to ja widzialam z bliska,no prawie,w parku safarii,ktorym bogata jest nasza kraina.Takie ladne kociaki………………………….
Ciao lakomczuchy!
Sapieha..
Dopiero teraz przeczytałam wpis Nowego z godz.5.29.Witaj Nowy.ja też przez długi czas podczytywałam tylko wpisy blogowiczów i znam te wahania i niezdecydowanie.I muszę tu koniecznie napisać,że to zachęta nieocenionej Pyry stanowiła ten decydujący impuls do dołączenia do towarzystwa.
Ta prośba o przepis na placki ziemniaczane doprawdy rozczulająca,ale przynajmniej jesteś szczery i nie udajesz,że umiesz gotować.Ale gdzieś Ty się uchował ? W dzisiejszych czasach mężczyzna musi umieć choć trochę gotować.Ale tu nauczycieli i doradców Ci nie zabraknie.
A placki ziemniaczane bardzo lubię,tylko u nas zawsze dodawało się startą cebulę.Ja dodaję jajka w całości, a pieprzu nie szczyptę,tylko całkiem sporo i te pieprzne placki posypuję cukrem. Placki zawsze się udają.
Już wszystko jasne, Nowy też chciał być opisany przez Danuśkę i na początek dostał od razu dwie zwrotki.
Krystyno- dam Ci zwrotek ile zechcesz !
Jak lubisz tę poezję,
to natychmiast Cię rozpieszczę !
Danuśka,w zasadzie wolę prozę,ale Twoje wierszyki są takie wesołe ,no i zawsze aktualne .I cecha najważniejsza-poprawiają humor.A sypiesz nimi jak z rękawa.
Koniec tego dobrego,trzeba wziąć się do pracy,proza domowa czeka.
Krystyno-dzięki 🙂
Doczytałam się ,że Nowy mnie też wywołał do tablicy. To jestem. Witaj Nowy , zupełnie nowy. Fajnie ,że jesteś .Ściskam dłoń. Zaczęłam żałować ,że nie smażę placków ziemniaczanych , bo zaraz bym tutaj zdradzila kilka sekretów plackowych.
Tak ,tak…sekretów.
Moja przyjaciółka która przez wiele lat prowadziła w Krakowie lokal ( sama nie będąc kucharzem) zatrudniała bardzo dobrych szefów kuchni. I ci szefowie mieli swoje tajemnice kulinarne ( na przykład chrupiąca i niezbyt twarda panierka na soczystych kotletach – których kuchnia musiała akurat wydać „w tempie” na 120 osób , niepowtarzalne aromaty sosów i zup – a torebeczki z przyprawami kucharz miał w kieszonce fartucha..itp..)
Czym skórka nasiaknie za mlodui tym pachnie na starosc. Ledwie Gospodarz wyniuchal, ze Echidna pojawi sie w zasiegu reki od razu przeszedl na nadawanie w drugim poza blogowym obiegu. Prosze nie zapominac, ze ja tez otrzymuje regularnie kalendarze Echidny i chyba mam prawo zameldowac sie na pokojach skladajac wyrazy uszanowania oraz stosowny parapetowy prezent.
Pan Lulek
Lulek, zazdrośniku okropny, wiadomo, że Echidna nosi Cię w sercu itd, więc nie podskakuj.
Grażyna – termin i miejsce Zjazdu odpowiadają Ci?
Panie Lulku, to jeszcze tyle czasu. W dodatku z Echidną nie ma łączności mailowej z powodów technicznych. A w dodatku wydawało mi się, że Twoje życie uczuciowe skierowało się raczej na inny kontynent, gdzie nie ma kangurów a są kuguary.
Chociaż znając Twoją zaborczość i energię…
Wszyscy juz znacie zwyciezce Iditarod na Alasce dzieki reportazom yyc. Podobno tradycja tego wyscigu ma poczatki w 1925 roku kiedy w osadzie o nazwie Nome wybuchla epidemia dyfterytu. Szczepionka znajdowala sie w oddalonym o okolo 1200 mil Anchorage. W koncu przetransportowano szczepionke kilkoma zaprzegami psow. Rozne zaprzegi na zmiane przemierzyly odleglosc w skrajnie trudnych warunkach i dostarczyly lekarstwo do Nome.
W Anchorage w miejscu gdzie oficjalnie zaczyna sie Iditarod jest pomnik psa z nastepujaca dedykacja:
‚This monument is dedicated to all dog mushers and their heroic dogs’
http://picasaweb.google.com/ORCATRAIL/Iditarod#5235057809216195314
Pyro – jest jeszcze bardzo dużo czasu do września i nie wiem jak mi się to wszystko ułoży. U mnie jest taka sytuacja ,że moja mama (81 l) ma mieć operację na kręgosłup. Mama już coraz gorzej radzi sobie z chodzeniem i prognozy są takie ,że jak się nie zdecyduje na operację , to przestanie chodzić. Czyli jak się zdecyduje na operację i operacja się nie uda , to też nie będzie chodzić. Mama wykombinowała sobie , że poczeka aż zupełnie nie będzie chodziła i wtedy będzie myślala o operacji. W ostatnich tygodniach jednak jej stan bardzo się pogorszył i „rada rodzinna” podjęła decyzję o operacji. Już jest w kolejce. Operacja będzie nie wcześniej niż w kwietniu i nie później niż w lipcu.
Mama po śmierci ojca mieszka sama w dużym domu w Szczecinku.
I ja się zdecydowałam ,że będę przy mamie w tym czasie pooperacyjnym.
Na czas operacji jej piesek przyjedzie do mnie do Poznania.
Potem bezpośrednio po zabiegu będzie około 3 tygodni w sanatorium szpitalnym na rehabilitacji.
I teraz nie wiem czy to będzie lipiec czy już sierpień i czy mama zdecyduje się przyjechać na rekonwalescencję do mnie czy ja będę musiała być u niej.
Zakładam wariant najbardziej rozciągnięty w czasie. To znaczy- jest juz wrzesień i ja jestem w Szczecinku.
To wtedy prawie bez problemu przyjadę do Połczyna , bo ze Szczecinka to rzut beretem. Dlatego w tym momencie wydaje mi się ,że uda mi się przyjechać na jeden dzień ( z prowiantem i napojami wyskokowymi) bez noclegu ze Szczecinka do Żaby.
Jak już będzie bliżej terminu , to będę widziała .
Na bieżąco będę tutaj pisała co dalej ze zdrowiem mamy .
Nad Iditarod Creek odkryto zloto gdzies w latach 1905-6 i w ktoryms momencie miasteczko ktore wzielo nazwe od potoku mialo ok 1o tys ludzi. W tamtych czasach oczywiscie psi zaprzeg byl jedynym srodkiem lokomacji w zimie czyli przez wiekszosc roku i tylko w ten spsob mozna bylo dostarczyc cokolwiek. Teraz to wymarle miasteczko (ghost town) jest punktem kontrolnym. Sa dwie trasy wyscigu tzw. polnocna i poludniowa (w tym roku) ktora wlasnie idzie przez Iditarod i dalej do Nome. O tradycji orca pisala.
Jaki to wyscig to ukazuje fakt ze choc zwyciezca jest na mecie od wczoraj to dopiero 8 innych uczestnikow zakonczylo wyscig. Drugi (zwyciezca tegorocznego Yukon Quest) o 7.5 godziny pozniej. Wiekszosc z 60 uczestnikow jest jeszcze na trasie i niektorzy beda kolejne 2-3 dni. W tym roku burza sniezna i silny wiatr oraz silne mrozy porozbijaly towarzystwo w drugiej polowie wyscigu. Trojke trzeba bylo ratowac ze szlaku zeby nie zamarzli, ale w sumie sie skonczylo dobrze.
I właśnie dlatego Pyra się na operację nie zdecydowała, chodzi po 50 m., ale chodzi. Tobie Grażyno życzę dużo wytrwałości i dużo szczęścia. Bodajże szczęście tu będzie najważniejszwe
Wieczorami towarzystwo gdzieś wybywa.
Ale pewnie już u Was wiosna i inne zajęcia wygrały. U mnie pogoda taka że psa ( gdybym go miał ) żal wyrzucić za próg. Ja musiałem spakować i naszykować do zabrania wory z recyclingiem a jest gorzej niż listopadzie, 3 stopnie, wieje i ciągle mokre o różnym stanie skupienia z góry leci. Brrrr…..
Taki mam obowiązek – zbierać, segregować i składać do wora plastik, papier, drobny złom a oddzielnie szkło. Wszystko ma być czyste, butelki bez zakrętek, plastikowych kołnierzyków. Widziałem jak to zabierali.
Przyjechała taka zwykła śmieciarka, facet wrzucił te wory, przełaczył wajhę i ugniatacz wtłoczył to wszystko do śmieciarkowego wnętrza.
I tu narzuca się pytanie : po kiego grzyba to myć i segregować skoro wszystko się i tak tam w drodze przemieli?
By nie było wątpliwości, jestem za i zawsze segregowaliśmy odkąd tylko pojawiły się ogólnodostępne kontenery na takie odpady. Teraz miasto już ich nie funduje, przerzuciło problem na mieszkańców. Ciekawi mnie czasem ile dokładam do tego ekologicznego działania, jaki jest ogólny bilans zysków i strat? Umyć trzeba – woda, energia do ogrzania wody, detergenty, ścieki płyną do Wisły, za „usługę’ płacę ja również, wory też ktoś produkuje – tu też energia, wyziewy, ścieki. Specjalna śmieciarka na wodór też nie jeżdzi – więc paliwo, spaliny…
A tę miazgę z tej eko śmieciarki i tak trzeba znowu segregować.
– Co jest?
– Jest interes do zrobienia!
– A ile można stracić?
Tak, jak bohatera słynnego dialogu, zastanawia mnie czasami.
Zanotowałem przepis. Ale czy z 16 deka ryżu, 1,5 litra płynu, jabłka, pora i 8 deka szpeku to wyjdzie risotto, czy zupa? Może się mylę, amator jestem.
Ale poznałem nową jednostkę objętości wina – odrobina – to 0,5 litra!
By z Antkową, kryzysowo dziabnąć po odrobinie, to dwie flaszki już potrzebne…
Antek, gdzie y jesteś kiedy Cię nie ma? Ja się żegnam do jutra, bo Dziecko wróciło.
Jeszcze powitam Nowego!!
Już radośnie jesteś ugoszczony, w przepisy zaopatrzony.
U mnie utartych ziemniaków tradycyjnie się nie odcedza, zagęszcza się jedynie pulpę mąką. I z cukrem….
Jeszcze coś Nowy, delikatnie, jak na reprezentanta zachodniej cywilizacji przystało, sugerował Ci coś o 11,44 johny… przypominam, ziemniak był na fotce…rozumiesz? Subtelne to było, nie powiem!
Nie tylko placki z ziemniaka można, nie!
Ja jako reprezentant wschodniej, zawiślanej dziczy nie będę owijał
i powiem : Nowy, lecisz po flaszkę!
Jak Nowy, to i wkupne musi być!!
Pozdrawiam!!
Antku,
w przepisie stoi odrobina wina, reszta dla kucharza 😉
Przepisy na risotto trza umieć czytać 🙄 Ilość wina proporcjonalna jest do czasu gotowania 😎
Czyli 0,5 litra na kwadrans?
jak bendem robił 4 ryzotta to 2 lytry na godziiinkeee…
hep….
Ale tego soku jabłkowego nie dam już rady!!
Orca i ycc – milosnicy przyrody. Z zapalem opisuja, jak gawiedz zneca sie nad psami w zaprzegach. Czy wiecie, jak wyglada pies po wyscigu ? W jakim jest stanie ? A jak wyglada pies wycofany ? Walk kogutow dawno zakazano. Psie zaprzegi nadal robia pieniadzej. Nie odmowisz sadyzmu i hipokryzji.
4 risotta to już w towarzystwie trzeba gotować, bo inaczej wątroba nie wytrzyma 🙁
Okon,
z serca mi przemówiłeś, mam takie same przemyślenia. Dotyczy wszelkich wyścigów z udziałem zwierząt.
Mylisz sie, G. Okon. Jestem przeciwnikiem wszystkich sportow i rozrywek z udzialem zwierzat. Moim zdaniem wszystkie zoo powinny byc zlikwidowane.
Niestety Iditarod i podobne wydarzenia sa jeszcze legalne.
Celowo zalaczylam zdjecie pomnika psa, bo to sa jedyni bohaterowie tego morderczego wyscigu.
Dziekuje Nemo, od dawna czekalem kiedy kogos szlag trafi na to blazenstwo ycc piszacego o psich wyscigach. Orca’i hipokryzji nie warto komentowac.
Orca
Twoje czule przyrodnicze serduszko z rownym wdziekiem przyjeloby zdjecia dzieci na drutach Auschwitz. Tez byliby to „jedyni bohaterowie tej wojny”. Co za wrazliwosc, umilowanie przyrody i humanitaryzm…
G. Okon,
Gdybym ciebie nie czytala na tych blogach to wzielabym twoj atak powaznie.
Powaznie to trzeba brac cierpienia innego czlowieka, albo zwierzecia. Pamietasz historie walk psow, tez na Alasce ? A do tej pory, nielegalne walki pittbulls ? Moze strzelisz reportazyk dla co wrazliwszych ? Przejrzyj naglowki o kontuzjach, zranieniach, wyczerpaniu, zawalach serca i eutanazji psow konczacych race.
Moze inni sie odezwa, by ci wyperswadowac.
Obawiam się ,że Okoń powiedział to poważnie. 🙁
Okoniu z tą hipokryzją to należy uważać. Jak wcinasz krwisty kawał mięcha przysmażony tak jak lubisz to czy zastanawiasz się w jakich warunkach żyło zwierzę? Guzik cię to obchodzi. Losem piesa to się przejmujesz a krowy ,którą przed chwilą zjadłeś to już nie.
Marek.Kulikowski,
Nie jestesmy wolni od dranstwa, ktore z nas wylazi, ale jesli mamy rozsadny wybor, mamy obowiazek to dranstwo eliminowac. Psie zaprzegi to chyba ostatni priorytet na tej liscie.
😯
Sezon polowań na foki się zaczął .
Wywiesiłeś transparent ?
Masz rację , draństwo należy eliminować.
Twój komentarz o 22.02 był bardzo nieprzyzwoity.
Marek.Kulikowski
To poczytaj sobie:
http://www.helpsleddogs.org/faq.htm#1
Ja to jestem niezwykłej spokojności człowiek i trzeba się naprawdę postarać, żeby wyprowadzić mnie z równowagi – G. Okon ma te zdolności.
Ataki na Orcę uważam za odrażające i obrzydliwe -‚ nieprzyzwoite’ uważam za zbyt słabe określenie.
Alsa,
A maltretowanie psow nie jest bardziej odrazajace ? A promowanie-przez pisanie o tym nie jest ? Nie o Orca tu idzie, ale o propagowanie okrucienstwa nad psami. Orca, jak zaba, „podstawila lape, gdzie konia kuja”.
G. Okon!
Dopiero teraz przeczytałem to, co napisaleś o 22:02.
To jest nie tylko obrzydliwe, to jest bezdennie głupie!
a.j
G. Okon,
Maltretowanie kogokolwiek jest odrażające, ale przecież Orca nie propaguje niczego takiego! Czytaj ‚ze zrozumieniem’
A już analogie?! z dziećmi w Auschwitz to czysta zgroza!
A jak przeciwstawiasz się temu maltretowaniu psów? Chętnie dołączę.
‚
Alsa,
A jak masz sie przeciwstawiac na blogu, ktory od tygodni drukuje reportaze o morderczych wyscigach psich zaprzegow ? Zeby ruszyc reakcje, trzeba czasem siegnac po drastyczne przyklady.
andrzej.jerzy
A dlaczego ?
Tu jest moja opinia na temat oburzającego ataku Okonia:
http://owczarek.blog.polityka.pl/?p=251#comment-72228
Nie rozumiesz? Ano właśnie!
Alsa,
Orca zamiescila napis pod zdjeciem: „pomnik jest poswiecony poganiaczom psow i ich bohaterskim psom”. W cytacie przeslanym Markowi pisza o poganiaczach kopiacych i bijacych psy. Psy sa nie bohaterskie, ale szczesliwe, ze to przezyly (jesli).
Stawianie pomnika, pisanie o tym jest propaganda wyscigu. Wyscigu zabronionego w 38 stanach. Droga Also, tu Idzie o pieskie zycie i pieski los. Nie o bezmyslne pisanie.
Andrzej.Jerzy
O psach jest rzecz, o psach. Nie – po polsku: od razu ad personam, od rzeczy, nie na temat. Tak najlatwiej. Pogratulowac.
W jednym ze swoich reportarzy yyc pisze, ze poganiaczce Japonce zginal pies i nie mogli go znalezc. Wszyscy szukali i – nie mogli. I rangers,i policja, i gawiedz – klops, pies przepadl. Po dwoch dniach, kiedy jego zaprzeg juz odjechal, pojawil sie jakby nigdy nic, „tylko wyglodzony”. Zmaltretowany, biegiem, mrozem, glodem i chlodem psiak zaryl sie w jakiejs norze i postanowil przeczekac. Wolali go, wrzeszczeli pewno mu nad uchem – psina nic. Przeczekal i wyszedl. Bez kontuzji, zranienia, bez zapalenia pluc, zdrowy. I na pewno nie oddali go do eutanazji. To jest bohater ! Jemu pomnik postawic, fotografowac i opisywac. Zwiodl oprawcow i zyje. To dla Orca, czyje pomniki fotografowac.
W najsmielszych marzeniach takiego powitania sie nie spodziewalem, zrobiliscie mi wielka przyjemnosc.
Jutro, czyli w piatek, zabieram sie za ziemniaczane wyroby wlasne, majac takie przepisy trudno czekac do soboty. Nie wiem tylko czy to beda placki „po mistrzowsku”, czyli piotrowe, czy „po poznansku” z dodatkami. Dam znac jak sie udaly.
Mam nadzieje, ze oczekiwania Gospodarza i blogowiczow o moich tu przyszlych wpisach nie przekrocza mozliwosci. Nie dosc, ze o pichceniu czegokolwiek pojecie mam raczej mgliste, to jeszcze upodobania do prostego, polskiego jadla nieprzecietne. Krotko mowiac – kulinarny Nikifor! Dlatego o gotowaniu bedzie zapewne niezbyt czesto.
Dla rownowagi postaram sie wrzucac od czasu do czasu jakies oceaniczne, lub citinowojorskie (mieszkam okolo 2 godziny drogi od Nowego Jorku, ale bywam tam bardzo rzadko) nowinki. Ocean o kazdej porze roku i o kazdej porze dnia lub nocy jest piekny. Jeszcze do niedawna sporo wedkowalem – z plazy lub ze skal na samym koncu wyspy, zwlaszcza noca. Pewnie w maju, gdy ryby beda sie przemieszczac na polnoc, nie wytrzymam i znowu zarzuce haczyk.
Tutaj starzy wedkarze powiadaja, ze ryba jest najlepsza do 4 godzin po zlapaniu. I chyba maja racje. Musze sie pochwalic, ze umiem je nie tylko usmazyc lub upiec w piekarniku, ale takze ugotowac w/g jakiegos francuskiego przepisu.
A teraz, jako nowy Nowy musze posluchac sie Antka i pobiec po flaszke, przepraszam, co najmniej po dwie, zeby nie wypasc jak w tym dowcipie – „poslij glupiego po flaszke to ci przyniesie jedna”.
Ja pije glownie czerwone wytrawne wino – dzien bez wina dniem straconym! Wasze zdrowie!
Nick na razie pozostawiam stary (od wczoraj), czyli Nowy.
Dzien dobry Szampanstwu!
Tutaj chlodno, podobno. My Kanadyjczycy wiemy lepiej! Sloneczko wzeszlo, zaraz jedziemy do Joburga. Wczoraj byl wieczorek zapoznawczy w gronie rodakow i tubylcow. Bylo pysznie, wszystko sprawozdam, zwlaszcza kulinarnie. Byly tez tance i swawole, a jak. Tanczylam jakis tubylczy taniec Burow z prawdziwym Burem, nie myslcie sobie. Tanczyc nie umiem, ale Bur pieknie prowadzil. Dzisiaj kopalnia zlota w Joburgu i w ogole Johannesburg przelotem szybkim.
Graba dla Nowego – jak pije czerwone wytrawne (i dzien bez wina to jest dzien stracony), to moj czlowiek!
Jagoda dala mi jakis specjalny trunek poludniowoafrykanski, wytwarzaja to z drzewa pod nazwa *marula*. Przywioze na III Zjazd, zeby kazdy po kusztyczku… podobno dobre.
Jasne, ze pisze sie na III Zjazd (sekretarz musi byc!) i oczywiscie w stadninie koni na materacu!
My ze szwagrem…. nie takie rzeczy robili 😎
Cześć. Napiszę już pod nowym wpisem. Teraz witam tych zza wielkiej kałuży
Nie ma jeszcze nowego wpisu, a ja widzę, że pod moją nieobecność rozpętała się awantura, do której się nieświadomie przyczyniłam, bo się wypowiedziałam raz i poszłam oglądać telewizję, a potem zasnęłam 🙁 Przykro mi za osobiste ataki Okonia na Orkę i yyc, którzy wyszli tu na propagatorów okrucieństwa wobec zwierząt, ale swoimi entuzjastycznymi sprawozdaniami sprowokowali go jakoś szczególnie. Okonia poniosło, ale ja za niego nie odpowiadam. Przepraszam w moim imieniu za przykrości, do których się przyczyniłam, zdania na temat morderczych wyścigów nie zmieniam.
Spadl mi kamien z serca. Prosto na lewy paluch. Na Alicje czeka w Poczcie Butelkowej przesylka. Balaklawa juz na przyszla zime. Flaszka na biezaco. Zdecydowalem sie na spanie pokotem. Byle z brzega zebym w nocy nie musial deptac po tych co chrapia.
Dzisiaj zaczyna sie wiosna. O godzinie 12.45. Cesarska zeby nie podpasc na wszelki wypadek wrócila. Jaskólki jeszcze nie. Podobno ucza sie w Afryce Poludniowej robic na drutach.
Pan Lulek
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-03-20.html
Jakaś dzisiaj niepokojąca CISZA
Pyry nie ma.Gospodarz nic nie napisał.
Alicja wiadomo lwy płoszy. Nemo gdzieś jesteś ?
A Szysz , Stanisław pokażcie się wreszcie !
Głucho wszędzie, cicho wszędzie
Czy Gospodarz wnet przybędzie ???
Nowy wpis sie pojawil.
Witojcie! Teroz dopiero o psik sprawak tutok przecytołek. Okonickuuuu! Nie strzeloj do Orecki ostrom amunicjom! Polemizować ocywiście mozes, ale, piknie pytom, nie strzeloj. Bo Orecka moze odnieść rany postrzałowe. A moze juz odniesła? A wte zodnego pozytku by z tego nie było ino zol…
Natomiast do tyk, co dlo własnej uciechy psy dręcom, to strzeloj, kielo ino mos ochote! Jo sam nawet moge Ci pare pistolców podrzucić 😀
Owczarku,
Rany wylizalam. 🙂
Wiadomo. Ludzie Dzikiego Zachodu tak łatwo sie nie dajom 😀
Owczarku,
🙂