Pomocnik gospodarza
Karnawał – co już ustaliliśmy wcześniej – sprzyja towarzyskim kontaktom. A kiedy już zapraszamy gości, chciałoby się uraczyć ich czymś naprawdę doskonałym, oryginalnym, czymś, czego inni nie będą umieli naśladować. Pomóc w tym może zarówno fantazja, doświadczenie kuchenne jak i życzliwa podpowiedź. Proszę tak właśnie potraktować to, co znajdziecie poniżej. Podaję bowiem kilka przepisów na uroczyste potrawy, które mogą zaimponować gościom.
Nie będzie wśród nich przepisów na przykład na sałatki, których przyrządzanie stało się ostatnio wielką modą. Są one bowiem tak znane i weszły do repertuaru nawet niewprawnych gospodyń.
Uważam natomiast, że dobre danie mięsne czy rybne – a takim zazwyczaj raczymy uczestników wielkiego przyjęcia – stanowi dopiero wyzwanie dla pani lub pana domu. Liczy się tu zarówno pomysł, wykonanie, przyprawienie jak i sposób podania. Dla czytelników ?Gotuj się!? jedna przynajmniej kwestia przestaje istnieć: pomysł, zachęcam bowiem do skorzystania z podpowiedzi. Jest to zaledwie jedno danie, ale własna inwencja pozwoli wokół niego zbudować przyjęcie co się zowie. Znajdziecie tu przepisy na dania bardzo kosztowne i mniej kosztowne lecz pracochłonne. No, ale wielka okazja wymaga poświęceń…
Pieczeń cielęca z kawiorem
1 – 2 kg pięknej cielęciny ze sznyclówki,,2 łyżki masła lub margaryny do smażenia,1/2 szklanki śmietanki, 1 cytryna, sól, 1puszeczka czarnego lub czerwonego kawioru (może być w najgorszym razie pasta kawiorowa)
Cielęcina powinna być dobrze uformowana. powinien to być raczej jeden mięsień o walcowatym kształcie. Nasolić lekko mięso na pół godziny przed pieczeniem. Obsmażyć je następnie na maśle lub margarynie ze wszystkich stron, po czym wstawić do piekarnika i piec polewając śmietaną wymieszaną z sokiem z całej cytryny. Po mniej więcej 1 godzinie ponacinać mięso ukośnie i w nacięcia powkładać kawior (lub pastę kawiorową), po czym lekko ścisnąć w ten sposób, aby kawior nie wypadał z wgłębień. Jeszcze raz wstawić do piekarnika na kilkanaście minut aby mięso przeszło zapachem kawioru. Podawać pieczeń na gorąco, przybraną świeżymi owocami: pokrojonymi w cienkie plasterki i skropionymi lekko sokiem z cytryny gruszkami i jabłkami krojonymi wraz ze skórką. Jako dodatek najwłaściwszy jest ryż posypany lekko zieloną pietruszką.
Kurczak a la dziczyzna
1 duży kurczak,3 łyżki masła lub margaryny ,1/2 szklanki słodkiej śmietanki,1/4 szklanki rosołu,sól,1 łyżeczka nasion jałowca,1/2 szklanki mleka,1 jajko,2 łyżki masłą,2 kurze wątróbki,4 łyżki tartej bułki.
Kurczaka dokładnie sprawić, usunąć z wnętrza nadmiar tłuszczu, posolić. Tartą bułkę zalać mlekiem, żółtko ucierać z masłem, dodać posiekaną lub zmieloną wątróbkę, dodać połowę utłuczonego jałowca, posolić, dodać ubitą na sztywno pianę i namoczoną w mleku bułkę. Nadzienie włożyć do wnętrza kurczaka, otwór brzuszny zaszyć białą nicią. Całego kurczaka posolić i natrzeć pozostałym utłuczonym jałowcem. Wstawić do piekarnika i piec powoli polewając masłem. Kiedy ptak jest już miękki, wlać do sosu śmietanę i 1/4 szklanki rosołu, sos zagotować.
Pokrojonego wraz z nadzieniem kurczaka ułożyć na półmisku i albo w całości polać sosem, albo sos podać osobno w sosjerce. Naokoło mięsa poukładać jak najobficiej marynowane owoce i warzywa. Podawać na gorąco z pokrojoną w kawałki bagietką.
Sandacz lub szczupak nadziewany
1 duża ryba, wagi mniej więcej 1-1,5 kg,10 dag pieczarek,25 dag cielęciny,2 łyżki siekanej zielonej pietruszki,1 jajko,2 łyżki masła,1 łyżka tartej bułki,sól,pieprz,1 łyżka masła do posmarowania wierzchu ryby do pieczenia,1/2 szklanki białego wina do polewania ryby.
Rybę sprawić, lekko posolić. Bardzo ozdobnie wygląda podana z głowa, ale trzeba wówczas usunąć oczy i skrzela. Pieczarki poddusić na 1 łyżce masła. Cielęcinę wraz z pieczarkami zmielić, połączyć z żółtkiem, masłem, tartą bułką, zieloną pietruszką, doprawić solą i pieprzem. Ubić pianę z białka. Dodać do masy. Napełnić nią wnętrze ryby. Otwór zaszyć. Położyć rybę na brytfannie i piec około 35 minut w nagrzanym piekarniku(170 st. C) polewając roztopionym masłem i winem. Podać z dużą ilością zielonej sałaty i cykorii.
Komentarze
Piekny przepis !
Do srodka w ten sposób faszerowanej ryby mozne dosypac tarty twardy ser. Moim zdanie najlepszy jest der Trapistów ale moze byc równiez Guoda, Holenderski lub inny twardy.
Dzisiaj bylo nietypowe sniadanie. Kotka chyba przeszla na wegetarianizm i zajada tylko twardy ser i pije mleko 3,5 %.
Dla mnie zrobillem w nastepujacy sposób zapiekanki.
Dwa placki PITA BROT, nasmarowalem z obydwu strony swiezym czosnkiem i skropilem cytryna. Na brytfannie ulozylem obydwa placki srednicy okolo 12 centymetrów i grubosci jednego centymetra. Na jeden polozylem okragly krazek sera Trapistów. Pozostalosc sera dostala Muli. Zniknal pomomo, ze kleil sie do zebów.
Na drugi placek pokrojony w kostki wedzony boczek. Calosc polana olejem slonecznikowym i do piekarnia w temperature 170 stopni Celsjusza.
Kiedy ser byl stopiony jedzenie bylo gotowe. Smakowalo z sokiem z czarnej porzeczki. Na deser czarna kawa z miodem.
Wieczorem bede niósl w lud kaganiec oswiaty.
Pan Lulek
Przypadkowo w innym blogu, do którego sie zaplatalem, odkrylem, ze podane kody sa tylko ochrona przed spam. Pozostala natomiest po staremu instytucja akceptatora. Stare trzyma sie mocno i nie poddaje zadnym politycznym hustawka. Jak tak dolej pójdze, to zeby umiescic wpis trzeba bedzie posiadac nienajgorsze wiedze z teorii przekazywania informacji. Jeszcze troche a uruchomi sie procedura analogiczna do tej jaka opisywal niejaki Franz Kafka pod tytulem „Proces”.
A potem tylko wlaczyc odpowiednie generatory i beda szly tylko oczekiwane informacje, w tym przepisy kulinarne z podanie ilosci kalorii i ogólnej szkodliwosci dla zdrowia. Wtedy zaczne wysalac golebie pocztowe.
Stary, doswiadczony manipulator
Pan Lulek
Piszę po raz drugi. Taka już uroda serwera.
Ponieważ w międzyczasie zrobiło się ciut późno, więc tylko podrowienia dla wszystkich, wyrazy podziwu dla Gospodarza i życzenia dla Pana Lulka sukcesów w szerzeniu oświaty wśród ludu.
Panie Lulku, trzymam kciuki 🙂 Dzis znowu wiosennie 🙁 Po nocnej ulewie, ktora zmyla snieg do wysokosci ponad 1000 mnpm, wyszlo sloneczko i ma byc cieplo, w weekend do 13°C!
W Helwecji wazny jubileusz – 100 lat Toblerone! Rocznica szczegolna dla mojego kantonu, bo to w Bernie narodzila sie ta szczegolna czekolada w formie Matterhornu (mowia jedni) lub spodnicy tancerki Folies Bergeres (twierdza inni). Rocznie produkuje sie 6,7 miliarda „trojkatow” czyli po jednym dla kazdego mieszkanca Ziemi. Osobiscie za czekolada z migdalami i miodem nie przepadam, ale jest dosc amatorow i Toblerone sprzedaje sie swietnie. Weszla tez do jezyka jako okreslenie betonowych zapor przeciwczolgowych z czasow II wojny swiatowej, ktore dotad przecinaja strategiczne doliny Szwajcarii i maja ksztalt wlasnie takich trojkatnych piramid. W starych budynkach pofabrycznych w centrum Berna mieszcza sie obecnie niektore instytuty Uniwersytetu Bernenskiego i ta czesc nosi nazwe Unitobler 🙂
Mniam, to chyba kupię dziś jakiegoś Tobleronka, jak spotkam. W młodości lubiłam, nie jadłam wiele lat, pora przypomnieć sobie smak, jak z proustowską magdalenką 😉
A w Warszawie leje 🙁
Nemo,
Toblerone w Szwecji kojarzy się z upadkiem ówczesnej socjaldemokratycznej „następczyni tronu”:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mona_Sahlin
Jest tam parę słów o aferze jaką ta niby-to-niewinna czekolada wywołała.
Stanowczo odradzam!
P.S.
Czy ktoś tu zna pochodzenia pięknego polskiego słowa „brytfanna”?
Andrzeju, ta afera obila mi sie o uszy. Wniosek: Toblerone tylko za gotowke!
Brytfanna wywodzi sie z niemieckiego od Bratpfanne czyli patelnia, niski garnek do pieczenia (braten=piec, smazyc)
Musze przyznac, ze to pocieszajace, ze istnieja kraje, w ktorch politykow ogarnia wstyd za uzywanie sluzbowej karty kredytowej do celow prywatnych i ze z tej okazji wycofuja sie z zycia publicznego.
Dziendobry wszystkim. U nas jeszcze nie pada, ale pewnie zacznie.
Izyku,
a jeżeli już poproszą to od razu przy drzwiach o zdjęcie butów. A skarpetki to bielizna osobista. Nosi się pod spodem i mało kto ma na to wgląd. Co innego z dessous, które dobrze dobrane i w odpowiednim momencie pokazane nie jedną osobę / dziś tyczy się już to obu płci / wprowadza w och! i ach! doznanie. Ale z tego, co mi wiadomo brak jest dotychczas eleganckich, podkreślających sexy figurę skarpetek. Nawet specjalnej różnicy w cenie brak. Być może jest to jedyna płaszczyzna, na której jesteśmy wszyscy równi.
Co innego jak na imprezie tak około północy pojawia się panienka. Zmienia się od razu nastrój. A ona czyni to dobrowolnie i z wdziękiem. Tak sama z siebie.
Ale tak na rozkaz, zmuszać kogoś do zdjęcia garderoby bez przyczyny. Gospodarze kapciowi a goście golostopcy wokół nich. Albo jakieś tam nieprzyjemne pantofle. Jakoś tak mi dziwnie na samą myśl.
Antku,
gorzały nie było. A na odkręcanie i tak za późno. Niech pozostanie tak jak było.
Dobrego finiszu tygodnia życzę wam wszystkim.
Ja czuje zapach świeżego dorsza w powietrzu. Wiem co zrobię.
nemo !
Jak zwykle uratowalas mnie. Tylko jak to sie nazywa po polsku. Moja Mama uzywala zawsze tego slowa. Dostepne mi zródlo czyli „Jan Chodera, Stefan Kubica. Podreczny slownik niemiecko-polski. Panstwowe Wydawnictwo. Wiedza Powszechna. Warszawa 1984”
ISBN 83-214-0383-2 na stronie 147 kolumna prawa wiersz 24 od góry, podaje, ze Bratfanne to jest po polsku brytfanna. To bylo jednak przed obradami Okraglego Stolu czyli w czasach z góry nieslusznych a teraz jest zapewne inna nazwa. Byc moze rodzima albo zapozyczona z innego jezyka. Moze irlandzkiego albo zza Duzej Wody.
Ja jednak pozostaje przy starym okresleniu
Pan Lulek
Ta cielęcina okraszona zapachem kawioru przypomina mi namiętnie przez kucharzy używanie sardeli Anchois (Anszuła) do „solenia” sosów a choćby i miąs.
Niech żyje kombinacja ryb i wędzonki a także na odwrót!
Gdzieś chyba w Oriencie, Mój Arkady, nagie stopy i łoknie, to szczyty erotyzmu, to może i w ojczyźnie Hacha i Goethego by uszły? Byle nie za kudłate te kończyny i bez wyraźnych oznak chwytności 🙂
Czy Państwo mówią o „gęsiarce”?
Bacha – się rozumie… To przez te smukłe paluszki drwala.
Najwyzsza pora przygotowywac pomoce naukowe.
Postanowilem, ze zabiore tylko dwie. Pierwsza jest dopler wlasnej roboty. Zielona flacha o pojemnosci dwu litrów z zakretka. Dwuletnia, dobrze ustala sliwówka. Drugia to wskaznik laserowy, zeby znalezc sie przed audytorium w nowoczesny sposób. Gospodarz spotkania przysyla ziecia samochodem terenowym. Miejsce wykladu znajduje sie w starej uzywanej do tego celu stodole wyposazonej w doplyw i odplyw wody biezacej oraz pomieszczenie energetyczne w którym znajduje sie zapas paliwa. Na pytanie czy cos jeszcze potrzeba zapytalem jak przygotowane jest paliwo. Niezbyt optymalnie ale juz nie uda sie nic zrobic. Gospodarz byl nieco zaskoczony moim pytaniem dotyczacym paliwa. Chyba pierwszy punkt dla mnie.
Na wszelki wypadek zrobilem dobry wewnetrzny podklad.
Prosze o trzymanie kciuków za wiejskiego nauczyciela.
Pan Lulek
Pyro!
Wszystkiego najlepszego!
Uściski-potem.
Słusznie Pan Lulek mówi – grunt to podkład.
A apropos tego co jest sexy, a co nie , co kultura to inna osobliwość. Dawni Egipcjanie pokazywali gołe, wygolone na zero czaszki tylko osobom najbliżej „stowarzyszonym” , stąd zdjęcie peruki przy obcym mężczyźnie równe było zaproszeniu na matę. Malinowski opisując życie seks. „dzikich” , a dokładniej autochtonów z Wysp Triobradzkich, pisze, że spadnięcie, zdjęcie przepaski biodrowej (niezależnie od przyczyny) było traktowane jako najwyższy rodzaj pobudzenia i jakiś tubylec tłumaczył kazirodstwo tym, że spadła mu przepaskla i co miał zrobić? W Oriencie dama może pokazać pępek i okolice, ale nigdy twarz, zaś Słowianie i Skandynawowie mieli ponoć kota na tle damskich białych łydek i kolan. A prawda, okrutna prawda jest taka, że ciało ludzkie w wieku lat 16 – 18 jest piękne, potem jeszcze przez ok 10 lat bywa pociągające, a później ? Niech żyją krawcy!
Był juz wiejski listonosz, o którego medytacjach spiewali Skaldowie, a teraz w Burgenlandii jest wiejski nauczyciel. Może ktoś o nim ułoży piosenkę?
Panie Lulku,
powodzenia! I proszę nam zdać raport potem.
Z przepisów podoba mi się kurczę blade a la dziki ptak.
Ryba również niczego. Kurczę sobie zapisałam, może ktos podsunie pomysł, jakiego dzikiego ptaka mam wmawiać gościom? Kaczka i gęś odpada…
p.s.
Z wpisu Marialki domyślam się, co następuje:
Wszystkiego dobrego dla PYRY z okazji IMIENIN !!!
Pomocy!
Zwracam sie do Pana Piotra oraz Szanownych Uzytkownikow tego bloga o pomoc w znalezieniu polskiego odpowiednika do popularnego w Stanach Zjednoczonych elektrycznego garnka typu „slow cooker”/”crock-pot.” Jestem do swego gara bardzo przywiazana i bardzo chcialabym polecic rodzinie w kraju, ale niestety po pierwsze, nie wiem czy taki garnek jest w ogole dostepny na polskim rynku, a po drugie, jezeli tak, to pod jaka nazwa.
Z gory dziekuje za wszelka pomoc.
http://www.amazon.com/Rival-33511LD-C-stainless-Crock-Pot-Cooker/dp/B00024L6YS/ref=pd_bbs_1?ie=UTF8&s=home-garden&qid=1200673884&sr=8-1
http://www.crock-pot.com/
Jeśli Alicja dobrze się domyśla, to ja Pyrze życzę wszelkiej pomyślności i wielu okazji do radości, a wokół tak życzliwych bliźnich, jak na tym blogu. 😀
Pyro!
Wszystkiego najlepszego!
Pyro,
Zgadza się.
Jako Słowianin zamieszkały od trzydziestupięciu lat w Skandynawii mam kota na punkcie kobiecych łydek i kolan. A już wewnętrzna strona kolan, tam gdzie się łydka spotyka z udem – o Jezu! trzymajcie mnie!!
Dołączam się do życzeń i wychylam toast kieliszkiem sherry (Jerez, Xeres( z winiarni (?) Lustau.
Taaaa…my tu gadu gadu, a tam impreza!!!
Marialka, Dorota, Młoda i jakieś inne niezidentyfikowane głosy. No, ale na pół minuty wtrąciłam się na imprezę, złozyłam życzenia, toast wieczorem.
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/SerduszkoOdZabojada/photo#5156874046153168834
Droga Pyro,
z tej samej okazji co Marialka i inni blogowicze, i ja zycze ci slonecznych pogodnych dni zewnetrznie i duchowo…
a.
Ps. Powiem jeszcze, ze te moje flageolets z kielbasa (pyszna surowa wedzona sama w sbobie)pomidorami i ancho papryka so na trzeci dzien rownie pyszne.
Jarutecko, Stworzenie drogie,
niech Ci się spełnią Twoje marzenia, niech otacza Cię zawsze grono wielbicieli 🙂 i przyjaciół.
Uczestnictwa w 12 zjazdach rocznie, które będzie organizował zawsze bogaty sponsor. Fury prezentów na każdym (kolia z tym i owym brylantem obowiązkowa).
Pociechy z ciut wyrośniętych bachorecków itp. itd. 😀
Całuję Cię Kochana i duuuużo zdrowia życzę.
Wznoszę toaścik!
Aleckowe kwiatecki dla Jarutecki
O mamo, coś nie wyszło! Jeszcze raz:
Aleckowe kwiatecki dla Jarutecki
Pyruniu,
zdrowia i zewsząd radości, od Lotto też !
Teresa
Pyro, właśnie wróciliśmy z Basią ze spotkania z czytelnikami w Domu Kultury Wygoda (w dzielnicy Wygoda-Kawęczyn) i jesteśmy przy deserach czyli przy toaście za Twoje zdrowie. Słodka Passito di Pantelleria Donnafugata napewno zdrowia Ci da tyle, że ho, ho!
Wróciłyśmy od naszej Kochanej Pyry. Było wspaniale! Serdecznie i z wielką przyjemnością ją wyściskałyśmy.
Było też przepysznie…
Przyjechal po mnie samochodem terenowym mlody nastolatek. Wielkie chlopisko jak dab. Pomoce szkolne mialem w plecaku. Troche sie zdziwil, ze to tylko tyle. Kawalek drogi i w sasiedniej miejscowosci wyladowalismy na miejscu. Stodola wielka jak stodola. Stara ale w dobrym, solidnym stanie. Czesc odgrodzona ceglanym murem i tam mialy sie odbyc zajecia. Wchodze i oczom nie wierze. Myslalem, ze przyszedlem na posiedzenie Komitetu Rodzicielskiego albo wywiadówke. Dziesiec osób w tym najwyzej dwoje mlodszych ode mnie. Szef kursu, ten mój znajomy, przedstawil mnie, potem caloksztalt grona i poprosil o rozpoczecie zajec. Na stole butelki z woda mineralnya ale brak popielniczek. Gospodarz spotkania krótko zagail spotkanie i pokazal przygotowane oprzyrzadowanie do prowadzenia zajec. Znajoma maszyna. Taka sama na jakiej normalnie pracuje. No dobra nasza, mysle. Bede zaczynal, objasnial poszczególne procedury, wykonujac rutynowe czynnosci. Zaczalem od sprawdzenia polaczen wody chlodzacej i od tego czy napelniony jest plaszcz wodny. Potem pokazalem jak napelniac ten kociola o podwójnych scianach, sprawdzac czy w porzadku jest zawór bezpieczenstwa, poziom wody itp. Przy okazji wspomnialem, ze urzadzenia tego typu przeznaczone byly pierwotnie do parowania ziemniaków dla swin. Potem, kiedy Austria ulegla wyzwoleniu a po wsiach wystepowal deficyt mezczyzn, którzy bawili na wczasach w obozach jenieckich, fabryka z miejscowosci Stockerau na pólnoc od Wiednia zaczela produkowac dodatkowe wyposarzenie do tychze parników dla umozliwienia produkcji mocnych napojów dla celów domowych i leczniczych. Koniec wojny byl w maju a produkcja ruszyla nieomal natychmiast po zakonczeniu dzialan wojennych. Czy istnieje do tej pory trudno mi powiedziec. Ja pracuje na modelu z roku 1946. Sluchacze z zadowoleniem przyjmowali moje wyjasnienia. Niektórzy z nich pamietali jeszcze jak mamusie i ciotki zajmowaly sie bozym dzielem wspomagane przez wyzwolicieli. Do dzisiaj okres ten wspominany jest z mieszanymi uczuciami i o dziwo nienajgorszymi przez czekajaca z utesknieniem na mezów damska czesc spoleczenstwa. Jak bylo w wiekszych miastach trudno powiedziec, w naszej okolicy bylo znosnie a czasami nawet przyjacielsko.
Napelnilem pojemnik gruszkami, które latos obrodzily i sa juz calkiem gotowe do uzycia. Pokazalem jak próbowac zacier w beczce na zawartosc dwutlenku wegla przy pomocy zapalniczki. Ile wlac do kotla, niezbyt malo, bo bedzie nieefektywnie i niezbyt duzo zeby nie plulo. Gospodarz przygotowal potrzebny rodzaj drewna, to znaczy szczapy do prowadzenia procesu, wióry dla przyspieszania i trociny dla spowalnianie tempa spalania. Uczestnicy wylezli oczywiscie zza stola, otoczyli maszyne i wymieniali sie ze mna fachowymi uwagami. Dowiedzialem sie, ze to jest kurs nie dla poczatkujacych tylko dla odswiezenie posiadanych umiejetnosci. Plotkowalismy jak fachowcy. Wymienialismy sie uwagami jak prowadzic proces, na co zwracac szczególna uwage. Pokazalem im jak nalezy we wlasciwy sposób mierzyc stezenie alkoholu przy pomocy alkoholomierza. To nazywa sie waga alkoholowa. Wtracalem od czasu do czasu drobne terminy fachowe jak metylowy, etylowy, zwiazki aromatyczne fuzle i temu podobne. Czulo sie ze zaden z nich, z wyjatkiem jednego, nie rozumie o co chodzi. Sluchali i zachowywali sie jak na niemieckim kazaniu. Ten jeden sluchal i nawet potakiwal glowa. Od czasu do czasu pokazywalem im jak mozna bez wagi ocenic zawartosc alkoholu. Po prostu wylewa sie troche plynu na pokrywe kotla i podpala. Po kolorze plomienia i intensywnosci paleni mozna przy pewnej wprawie ocenic zawartosc alkoholu z dokladnoscia do 5 % a co wazniejsze w którym momenci zakonczyc pedzenie bo i tak dalej leci tylko woda. Przepedzenie kotla 40 litrowego trwa okolo trzech godzin. Czasu bylo duzo na plotkowanie i atmosfera robila sie coraz bardziej rozluzniona.
Na marginesie, nie bardzo rozumiem klopoty nauczycieli z uczniami. Widocznie podaja material w niezbyt przystepnej formie. Pierwsza szarza dobiegla konca. Pokazalem jak oprózniac kociol aby nie utracic tempa i dalej zaczalem opowiadac jak sie robi drugi przebieg. Wtedy ten co potakiwal glowa zadal pytanie. No a co z tego wychodzi. Skontrowalem natychmiast. Wyciagnele swojego doplera z plecaka. Zarzadzilem przerwe w zajeciach, pytajac gospodarza czy ma w domu jakies szklo. Uniósl sie honorem a po chwili Pani Gospodyni przyniosla kieliszki do degustacji. Kieliszki te maja specjalny ksztalt. Widac bylo, ze w tym domu ludzie wiedza co robia. Poprosilem o pomoc w nalaniu w kazdy kieliszek ilosci niezbednej do degustacji. Zanim dalem sygnal do wzniesienia pokazalem jak robi sie próbe organoleptyczna gotowego produktu.
Tu jestem dobry. Uczyl mnie tego brat mojego przyjaciela Waltera który jest znanym kardiochirurgiem specjalizujacym sie w zakladaniu by-passów w AKH w Wiedniu. Normalnie zaklada cztery sztuki a prywatnie zna sie na rzeczy i sam pedzi. On jest lepszy w zakresie kontroli jakosci a ja lepiej pale pod kotlem, co wbrew pozorom nie jest taka prosta umiejetnoscia. Po pokazie techniki degustacji kursanci wzieli na jezyk. Smakowalo. Pili pomalenku, kropelkami, rozlewali po plombach a który mial niekompletne uzebienie po dziaslach. Atmosfera byla calkiem juz nie kursowa. Gospodarz zostawil na strazy swiezo wyuczonego syna z kategorycznym poleceniem przestrzegania procesu technologicznego a my wszyscy przeszlismy do domu na zasluzony poczestunek przygotowany przez synowa gospodarzy. Wtedy okazalo sie, ze ten potakujacy jest docentem na wiedenskim Uniwersytecie Kutury Rolnej i zbiera materialy do ksiazki, która ma zamier opublikowac. Ksiazka ma dotyczyc technologii produkcji napojów w warunkach póltechnicznych. Dlatego tak potakiwal gdy uzywalem nazw uczonych.
Na zakonczenie spotkania otrzymalem w prezencie pelnego domowego doplera, tym razem zamknietego korkiem, kawal boczku uwedzonego we wlasnej wedzarni i koszyk jajek od kur autentycznie biologicznych.
Potem odwieziono do domu wiejskiego nauczyciela wraz z lupami a ten mlody czlowiek powiedzial mi, ze chcialby widziec mnie jako nauczyciela a moze nawet wychowawce w jego szkole
I to by bylo na tyle.
Kochana Pyro ! Z okazji Twoich imienin, o którym to fakcie nie wiedzialem, bo nie mam stosownego kalendarze z imionami, skladam najserdeczniejsze zyczeni i kropne sobie cos z tego nowego doplera
Pan Lulek
Panie Lulku!
Wygląda na to, że pełny sukces! Gratulacje!
Raport przepiękny 🙂
Panie Lulku, jestesmy dumni (moja rodzina i ja, a zapewne i niejeden na tym blogu) ze mamy szczescie osobiscie znac Twoj pedagogiczny talent i gratulujemy dzisiejszego sukcesu! Ani przez moment nie watpilam, ze bedziesz mial o czym opowiadac 🙂
Pyro, na Twoje imieniny skladam Ci najlepsze zyczenia! Zajrzyj jeszcze do poczty. Przez pare godzin nie mialam internetu, wiec dolaczam do towarzystwa o poznej porze 🙁
Zdrowie Jaruty po raz pierwszy!
(wreszcie mam czas , a ipora odpowiedniejsza).
Droga Pyro!
Wszystkiego naj, naj, najlepszego!
Moc uścisków i całusków dla Pyruni naszej kochanej!!!
Najlepsze zyczenia dla Imieninowej Pyry i szacunek dla swiezo „wypieczonego” ludowego nauczyciela.
Toast spelniam bardzo przyjemnym zweigeltem 🙂
Mam taki przepis na ciasto czekoladowe dla Pyry:
200 g czekolada gorzka
100 g masła
100 g żółtka {5 szt}
300 g białka
20 g adwokat
30 g kakao
240 g śmietany 30%
100 g orzechy włoski mielone
cynamon, ew.rodzynki
Rozpuścić czekoladę w śmietanie, ostudzić. Utrzeć żółtka z masłem i adwocatem. Białka ubić ze szczyptą soli na sztywno. Do utartego masła dodać rozpuszczoną czekoladę oraz pozostałe składniki,
na końcu wymieszać delikatnie z białkami. Piec w kąpieli wodnej { foremka keksówka} w średnio nagrzanym piekarniku około 45 min. Smacznego.
Pyro Droga – choc nieco po fakcie, serdecznie imieninowo pozdrawiam zyczac Ci wszelkiej pomyslnosci.
A zalacznik do zyczen via email. Do Ciebie oczywista.
Echidna
O kurcze jalowcami faszerowane. Z technika sie „podziabalam”, kodu nie wpisalam i jakas dziwna korespondencje prowadzilam z komputerem. Bom z mojego niewyspanego ranka – choc to juz 10-ta dochodzi – jakas uparta .
Na ale co tam, moge wpisac. No MUSZE.
Pozdrawiam Was serdecznosciowo i zagmatwana kodowo
Echidna
Kody przeciwspamowe. Działają, bo wszystko szybciej się ładuje.
U mnie zawierucha, w nocy ma byc -16C.
Mogę sie podzielić z Aussielandem, jakby co. Miłej soboty Echidno!
Zdrowie Jaruty nieustające!
Ty sie moja Mila ze mna swoimi minusowymi zawieruchami nie dziel, bo mi roslinki szlag trafi. Juz przedswiateczna pogoda szkody w ogrodku poczynila. Bo ze lalo to lalo, ale przy tym byla wichura okrutniasta. Raz w jedna, raz w druga strona, albo i male wiry. Chwilami myslalam, ze podobnie jak mala Dorotka wraz z chalupka w gore ulece („Czarownik z krainy Oz”). Squash wychlastalo rowno. Prawie nic z niego nie zostalo. Po czym nastapil kolejny cud natury – zielone sie nie dalo i teraz wyglada wspaniale. Nadziwic sie nie moge.
U nas niebo zasnute warstwa chmur, ale cieplo i troche wilgotno. Ponoc ma padac. Zanim prognoza sie spelni ide poprzycinac krzaczki przed domkiem, bo wyrastaja na drzewa, a tego sobie nie zycze.
A zdrowie naszej Solenizantki spelnie wieczorkiem. O tej porze – z rana – za kielich nie wypada sie brac
Pyro, Twoje zdrowie 🙂
Toast zabezpieczam dwójniakiem, bo akurat pod ręką.
Chyba porobiły mi się blogo-tyły jakieś. Nieświadom znaczenia dzisiejszej (no dobrze, wczorajszej, ale ja zawsze się spóźniam…) kartki z kalendarza wpadam, a tu się okazuje, że świętej Pyry dzisiaj. Pan Lulek robi za wiejskiego nauczyciela racząc uczniów gruszkowym dopplerkiem, co to sam bym chętnie na nim moją łapę położył. No i jeszcze kody jakieś chce ten blechtrottel, żeby mu antyspamersko wypisywać. O tempora, o…
A może chodzi tu o to, żebyśmy mniej blogowali, bo Wielki Brat nie nadążał już czytać i deszyfrować z mozołem te wszystkie blogo-grepsy?
Witajcie w sobotę rano.
Wszystkim Przyjaciołom pięknie dziękuję za życzenia. Dopiero teraz je przeczytałam, obejrzałam serduszka, żabki, kwiatki itp.
I nie była to kolacja bezblogowa, o nie. Mało tego – nblog był współfundatorem kolacji, bo :
– w bigosie prawdziwki od Adamczewskich,
– na stole musztarda od Sławka i marynowane opieńki od Iżyka
– w kieliszkach większych gewurztraminer z 2003 r, a w mniejszych omawiana wyżej na kursie gruszkówka – dary Pana Lulka (z żalem wielkim stwierdzam, że tym samym gruszkówka przeszła w stan były dokonany).
To na stole, a za stołem Marialka z Dorotą nie licząc innych osób. Pół blogu u Pyry było. OOOO
A Marialce nie wierzcie, że było przepysznie – było średnio. Tak to już bywa, że kiedy człowiekowi szczególnie zależy , to zawsze coś nie wypali.
Pyra wczoraj zbyt późno zaczęła rozmrażać ciasto francuskie i w rezultacie zamiast uzyskać płat ciasta gotowy do nadziewania i zwijania, uzyskała poroZrywane pasy, które z najwyższym trudem dało się w ogóle jakoś nadziać i krzywo pokroić. Na smak to nie wpłynęło szczególnie , aliści na widok bardzo niekorzystnie.
Wyczytalem w nocy w czasopismie GEO, ze bardzo zdrowa rosliny sa karczochy. Mam dwa duze krzaki. Usilowalem na jesieni gotowac owocnie z duza iloscia octu i dlugo. Nic nie pomoglo, bylo gorzkie i niejadalne. Moze nie ta odmiana albo kucharz do niczego. Scialem lodygi z glówkami i ususzylem. Jako dekoracja wyglada egzotycznie w duzej wazie. Gazetowy artykul zdopingowal mnie do dzialania. Zagotowalem garnczek wody i wrzucilem glowe karczocha zeby naciagnela. Wychodzi z tego cos w rodzaju brazowej herbaty. Pachnie nienajgorzej. Jak ostygnie, to przecedze i spróbuje pic. Podobno znakomicie dziala na caloksztalt. Próbowalem, troche gorzkie ale inaczej anizeli piolun.
Bede pil dzisia i obserwowal skutki.
Jezeli nie zamelduje sie na blogu w przeciagu kilku dni znaczy zadzialalo. Jezeliu zas zamilkne w ogóle, to znaczy spelnilo swoje zadanie.
Prawie jak farmaceuta Paracelsius
Pan Lulek
Panie Lulek, bój się Pan Boga! Nieznane wywary pić bez wcześniejszej wizyty u rejenta? A toć może nam (splunać trzy razy przez lewe ramię) przybyć znajomy pogrzeb i znajoma magiłka! Wie, wiem. Pamiętam – popioły w morze przepastne. I tak nie mam ochoty na podobne atrakcje.
Wizyta u Notariusza odbebniona, testament spisany i zdeponowany. Scenariusz na po zejsci gotowy wraz z oprzyrzadowaniem. Opieka nad katka zapewniona. Nic nie stoi na przeszkodzie eksperymentów. Moze bedzie przelom medyczny albo wynajda cos dla cpunów.
Popróbujemy, zobaczymy
Pan Lulek
Panie Lulku, nie strasz Pyry i nie wynajduj kola na nowo 😉 Herbatka z karczochow najwyzej obnizy Ci poziom cholesterolu i zwiekszy produkcje zolci 🙂 Lepiej niz herbatka smakuja wyciagi alkoholowe 😉
http://oswald.ch/cm-osw/de/Consulting/Vegetables/Artischocken_2col.htm
To pija moja tesciowa:
http://de.wikipedia.org/wiki/Cynar
Zwlokłam się dziś o 9 z łóżka, zjadłam cokolwiek ( żadnego wyrafinowania ) na śniadanie, zaraz wyruszam po przyprawy do ulubionego sklepu.
Dzisiejszą sobotę ogłaszam prywatnym dniem zupy i zupę właśnie będę celebrować. Obejrzę sobie dawno niewidziane stragany na rynku i wybiorę temat obiadu.
Spieszę się. Po południu „druga praca”.
Smacznego dnia!
Alicjo,
możesz zajrzeć do skrzynki? List posłałam.
Pozdrówka, Teresa
nemo !
Zycie mi uratowalas. Przeczytalem i popilem. Chyba w moim przypadku poprawilo prace zólci, bo nabralem apetytu na drugie sniadanie. Niestety mam tylko ograniczona liczbe wysuszonych glówek. Zastanawiam sie, czy robic naciag na przyklad co drugi dzien, czy tez zrobic kuracje uderzeniowa i pic co dzien az do wyczerpania zapasów. Karczochy o dziwo sa roslina mrozoodporna przynajmniej w naszym klimacie. Teraz zastanawiam sie czy mozna robic cos ze swiezych lisci.
W poszukiwaniu nowych dróg do niesmiertelnosci
Pan Lulek
Zapomniałam się pochwalić. Wśród okolicznościowych darów i kwiecia rozmaitego, dostałam od Marialki z Dorotą, M.V.Llosa „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”. Teraz się grzecznie pozbieram, ogarnę mieszkanie, a potem siądę sobie z kawą i lekturą. Liczę na świetną zabawę.
Nie ma jak campari z rana 😆
Pyro kochana, Marialka napisała, że było przepysznie, a nie, że prześlicznie. Jeśli przygoda z ciastem „na smak nie wpłynęła szczególnie”, to czegóż chcieć więcej? Uściski poimieninowe 😀
Dziś w stolycy szaroburo. Trzeba sobie osłodzić życie, więc chyba wykonam jeden z moich zimowych pomysłów: czerwona soczewica plus ciemny ryż plus sos słodko-kwaśny alibo śliwkowy plus namoczone rodzynki plus marynowany imbir pogryzany osobno. Jeszcze jakaś suróweczka do tego przyjemna, może z selera naciowego.
A Tobleronek po latach mi mniej smakował. Może wtedy był aż tak dla mnie atrakcyjny jako „wiew zgniłego Zachodu”? 😉
Doroto z sąsiedztwa – zgadza się. Nie należy spełniać po latach zachcianek z innego czasu, innego świata. Szkoda straconych złudzeń. Kiedyś, we wczesnej mlodości zaczytywałam się sagą z XVI w Gruzji „Georgij Saakadze – Wielki Mouravi” Antonowej. Każdy tom czytałam wielokrotnie, a skomplikowane losy bohatera narodowego z Kaukazu były mi znane do każdego szczegółu. Mało tego – na cześć Grigorija przeczytałam co się dało o historii regionu w owym czasie – Persji, Turcji, Rosji i Kaukazu. Po bodaj 40-tu latach natknęłam się w bibliotece publicznej na 1-szy tom z tej serii. Oczywiście pochwyciłam go z radością – i – ni diabła nie mogłam cegły doczytać nawet do połowy. A cóż za koszmarne nadęta proza, a zupełnie niewiarygodne snucie intrygi. Boże, Boże, co mnie tak urzekło w tej książce?
A jeżeli pomyślę sobie o kulinarnych pożądaniach dzieciństwa i wyobrażę sobie stół zastawiony tym, czego mi wtedy odmawiano z różnych przyczyn – to mam odruch psa Pawłowa – z miejsca rozglądam się za rycynusem. W tym koszyku bowiem znajdować się mogą jednocześnie :
– pomarańcze
-moskaliki
– tatar
– śledź wędzony
– tort czekoladowy
– porterówka ( Tato złapał mnie kiedyś na wylizywaniu kieliszka po tej niesłychanie słodkiej i ciężkiej wódce, a miałam, bodajże 8 lat)
Teraz nikt mi czegoś takiego nie może zabronić , a i tak nie mam ochoty na podobne eksperymenty.
O tak, porterówkę to i ja pamiętam…
Któż nie wylizywał kieliszków w dzieciństwie 😀
Pyro, Twoje zdrowie złotem Andaluzji, próba 103.
Campari z rana? Wspaniały pomysl. A do tego jeszcze ten intensywny czerwony kolor barwnika. Pigment ten nazywa się karmin /E 120/. Uzyskany jest z specjalnego rodzaju wszy. Pochodzi ze zmielonych zwierzątek. Weszki żyją sobie na kaktusach i popijają jego soczki. Po czym zbiera się je i suszy na słońcu, później mieli się toto. I na zdrowie!
Weszki znajdujące się w campari pochodzą z Lanzaroty. Osiedliły się tam na dobre po przywiezieniu ich z Mexyku.
Stosuje się weszki nie tylko doustnie. Na usta jako szminka również. Twarzowe zwierzaczki.
Jeśli ma ktoś ochotę popatrzeć na nie zmielone wszy z Lanzaroty to służę załącznikiem.
arkadius – jestes „lobzydliwy” (i to przez „z-et” bez znaczkow!). Gdyby tak sie czlowiek nad wszystkim zastanawial pod katem Twojego wpisu to… chyba nic tylko sobie spokojnie zwariowac, bo ponoc wariatom wszystko jedno. A ze mnie czasami jest wszystko jedno, ergo pomaluje sobie usta KARMINOWA szmnka i to gruba, jak najgrubsza warsta. Campari pic chwilowo nie bede – nie zaposiadam na skladzie.
Pozdrowiatka od „szmyru-szmyru” zwierzadka
Echidna
ze „szmyru-szmyru” to i „T” przerabiam na „D” – no more comments
E.
mszyca, to nie wesz, co najwyzej pluskwa jakas, moze ta wiadomosc choc troche zredukuje jej „lobrzydliwosc”, a jesli juz taka np. Demi Moor sie mszyca pociagnie, to kogo to moze obrzydzic?
No właśnie, mszyca nie wesz, a dziś to w ogóle karmin jest syntetycznie robiony, bez śladu wszy, mszyc ani innego robactwa:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Karmin
No wlasnie, E-120 🙂 Ktozby sie dzisiaj uganial za mszycami po kaktusach 🙁 U mnie dzis pogoda nadzwyczaj cesarska, +13°C, sloneczko, ani jednej chmurki, istna wiosna. Wlasnie wrocilismy z rowerowej przejazdzki wzdluz potoku do jeziora. Po krze i lodzie ani sladu. Na nadjeziornej promenadzie watahy spacerowiczow, labedzie jak gesi pasace sie na lakach, i to ma byc styczen? Po powrocie moj osobisty zajrzal pod maske samochodu i znalazl… kawalek bialego chleba 😯 Kilka dni temu byla tam skorka od boczku. Cos nam sie osiedlilo (kuna?) i robi zapasy. Moze chce uzyc silnika jako tostera?
Też „się gotuje” 😀
Po drodze znalazłam: http://www.biblioteka.postrowski.org/ . Ktoś coś wie o istnienie portalu (?) i jego celu?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Czerwiec_polski 🙂
U nas chipmunk składał sobie orzeszki pod maską samochodu, na samej górze, po prawej stronie. Była tego spora kupka. Jerz wywalił na ogródek – na drugi dzień kupka orzeszków pojawiła sie pod maską, tylko z lewej strony tym razem. Gdzieś są nawet zdjęcia – jak znajdę, to Wam pokażę. To było latem i samochod rzadko był w ruchu.
Poimieninowe zdrowie Pyry herbatką owocowo – rumiankową!
P.S. Tereso, ja mogę to włożyć, ale aby posłuchać, każdy będzie musiał sobie pobrać ten plik ode mnie:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/mp3/
Tereso,
ale się uśmiałam 🙂
„to wiadro kabaczków… to była ikra!
-ikra?!
-tak, ikra…”
„…każdo rybe można se za ten… nooo…” 😯
Lotna to ta siostra nie jest 🙂
To kawał, czy autentyczne porady kulinarne na antenie?
Jaruteczko! Coz to ja slysze? Imieninki? Strasznie mnie ucieszyla wiadomosc, ze imie Jaropelka, choc pogansko brzmiace (staroslowiansko) jest w kalendarzu. Czy wiesz cos o historii swego imienia, bo bylabym nieslychanie ciekawa. Kiedy sie pojawia po raz pierwszy? Jaki jest zrodoslow? A nawet czy spotkalas kogokolwiek w zyciu z tym niezwyklym i pieknym imieniem? Moze jest gdzies w literaturze?
Tymczasem, Kochana, zycze Ci duzo zrowia i szczescia, dobrych i wiernych przyjaciol, wspanialych sukcesow w kazdej dziedzinie jakiej sie tkniesz, a sobie – abysmy sie w tym nowym roku spotkaly.
Ide po campari – najlepiej w wersji coctailu, wymyslonego przez mego Ojca na moja czesc: jedna porcja campari, jedna porcja ginu, dwie porcje wody sodowej, pol plasterka limonki – duzo lodu w wysokiej szklance. Coctail ten nazwalismy Blush – rumieniec.
TYm razem blush – za Jarute! Aby byla zdrowa i rumiana!
Arku Drogi, czy ktos Cie pytal z czego sie robi campari?
To dlaczego sie wyrywasz z odpowiedzia?
Alicjo,
to chyba nie jest kawał. Kolega mi przysłał wraz z informacją, że fenomen Radia został rozszyfrowany. Jeśli kolega się nie myli to słuchacz ma być na ciut lepszym poziomie od prowadzącego audycję żeby na kompleksy się nie narażać i stąd wniosek, że ów prowadzący ma być bardziej „swojski” od słuchacza, co dokładnie określa politykę kadrową wydawcy. Tak?
A nie tak jak w „Polityce”…
Też się uśmiałam, prawie tak jak czytając linkowany i tu wątek o mądrości. Dobrze jest czytać,
Ach, gdziezescie, niegdysiejsze sniegi…
http://youtube.com/watch?v=cl9DJNdteGo
Ha! Po dwóch godzinach intensywnych zabiegów upiększająco – wypachniających Dziecko ruszyło na „balety” czyli kolejną, poczciwą studniówkę, a ja mam na kilka godzin komputer do pogaduszek.
Heleno – wiem, że prócz mnie są jeszcze 4 moje imienniczki, ale wszystkie młodsze. Rodzicom się spodobało moje imię i w latach 50-tych kiedy to był szał imion słowiańskich, czterem pociechom takie imię nadano. Co o tym myślały pociechy – nie wiem. Imię znane jest doskonale z męskiej formy Jaropełk (Ruś Kijowska X w) Etymologicznie jest to imię złożone z członu „jaro” pora roku wiosna-lato albo jasno, głośno i członu „pełk” znaczącego wódz ale i wrzawa, zgiełk. W wersji więc eleganckiej imię mogło znaczyć „ten, który wodzi wojów wiosną”, jak i ten co czyni wiele hałasu w wersji pospolitej. Mój Ojciec przyznałby bez wahania rację drugiej wersji.
A w literaturze? Owszem jest – w „Starej Baśni” wiedźma Jarucha. Moje rodzeństwo w sytuacjach kryzysowych tak za starszą siostrą wykrzykiwało paskudnie.
Czy wszyscy na studniówkach? Co jest? Nemo przysłała znaną „pościelówkę” i chciałam zaproponować stworzenie blogowego rankingu pościelówek wszechczasów, a tu nawet pogadać nie ma z kim. Jestem rozczarowana
http://pl.wikipedia.org/wiki/Campari <– z tego robiony jest campari, a nie jakieś wszy czy mszyce!!!
Pyro, u mnie dzień i zajętam. Poscielówy? Musiałabym w zakamarkach pamieci…
Alicjo, poczytaj wersje angielska, to sie dowiesz, ze jednak mszyce 🙁 i rabarbar 😯
Pyro, poscielowa max, to dla mnie „Bielszy odcien bieli” – Procol Harum
http://youtube.com/watch?v=PbWULu5_nXI
Nemo, u mnie dwie piosenki filmowe : Casablanca i Ostatnie tango w Paryżu , potem dopiero Twój typ – na trzecim miejscu
Pyro, moje panienskie jest Pelka, czeste na jedrzejowszczyznie.
Jestes pierwsza Jaropelka o jakiej styszalam, piekne imie.
A propos pieknych imion, to kiedy zaczelam chodzic do szkoly circa 1960, nasza bibliotekarka byla starsza pani, ktora sie nazywala Scholastyka Warsza. Slicznie, prawda?
Niem mam już sił. Satle zapominam o kodzie i pisZę po 3 razy.
Tych imione Aniu w uzyciu jest trochę – Gromosław, Wisława, Ziemomysł , Dzierżymir – takie osoby znam osobiście, ale ja bym dziecka tak nie nazwała. W dzieciństwie i mlodości miałam sporo trudności.
Młodsza kupiła dzisiaj płytę Juliette Greco za 18 złotych (cena początkowa 60,-) Nagrania orginalne, wydawca francuski.
Pyro,
jeśli mogę, tym bardziej że się powtórzę, Twoje imię jest piękne m.in i dlatego że nietuzinkowe. Pięknie dla Ciebie by się stało gdyby Ci się wreszcie spodobało, to przyjemne doświadczenie i każdemu się należy.
Niestety, wiele osób nie lubi swego imienia. Z dużą stratą dla siebie i dla niczyjej korzyści. Przyczyną tego stanu są nasze bolesne doświadczenia w relacjach z osobami wobec ktorych jesteśmy/byliśmy bezgranicznie oddani…
Tereso – ja lubię swoje imię. Twierdzę natomiast, że dziecko obdarzone tak rzadkim imieniem ma przez czas jakiś przechlapane. Kołeżanki wydziwiają, chłopcy wyśmiewają, przezwiska się sypią. Nie są ani dowcipne ani pomysłowe tylko onomatopeiczne (mnie nazywano jaropchełką w najłagodniejszej formie). Natomiast jako osoba zupełnie już dorosła podając imię i nazwisko słyszałam pytanie : Imię proszę. Nazwisko już pani podała, nawet dwa nazwiska> Rozumiesz? Moje imię traktowano jako człon nazwiska. Ja jestem twarda baba i do mimoz typu „nikt mnie nie kocha” nigdy nie należałam, a z różnych względów nigdy też nie należałam do osób towarzysko ogromnie popularnych. Moje grono przyjacielskie było dobrane na innych zasadach, więc na byciu duszą „bandy”, „kółka”, czy grona nie bardzo mi zależało, ale dzieci bywają różne ( w tym i te bardzo wrażliwe na krytyki rówieśników). Dlatego ja swoje dzieciaki nazwałam najzwyczajniej, jak mogłam. Mam w domu Stasia, Lenę i Anię, a gdyby było ich więcej, to jeszcze mogłaby być Marysia i Jasio.
Rabarbar?! No to z moim zajzajerem sie widziało to campari! Czyzbym była na dobrym tropie?! Teraz tylko mszyce i te inne składniki (ponoć 60… 😯 )
Dobranoc wszystkim niedobitkom i pracusiom zza wielkiej wody. Ja się kładę po drobnych ablucjach.
Pyro,
to się rozminęłyśmy. Ja spotkałam ludzi, którzy nie lubili swego imienia, bo było jakoby (np Anna) zbyt pospolite. I takich, którzy używali innego niż im przez rodziców nadane. Albo krępowało ich jakiekolwiek, a już szczególnie to „z domu”, zdrobnienie ich imienia. A! Jeszcze i tacy, którzy przedstawiają się jedynie nazwiskiem… a o siostrze mówią Ona.
I osoby, które się nie powiedzą o sobie że są Barbara, tylko Basia i inne, które mówią o sobie Baśka. Używane formy nie biorą się – mniemam- z nikąd.
Ja nieszczególnie lubię, jak się do mnie mówi Alka. To zarezerwowane dla sióstr (rzadko tak mowią) oraz Alsie wolno, bo my sobie Alkujemy czasami. Koleżanki z klasy też maja prawo, bo to było częścią mojej szkolnej ksywy.Ale jak ktos inny mi Alkuje, to odbieram to dziwnie, jak atak, jakbym zaraz miała usłyszeć coś niemiłego.
Zauważyłam powrót do imion typu Antek, Stefan, Marysia, Józek (u Starej Zaby wnusie – Józej i Jadzia!).
Jak widzę te wszystkie Patrycje, Brajany (!) i inne Agnety, to mi się niedobrze robi. Moi znajomi (lata 70-te) nazwali córki Dobroniega, Bożydara, trzeciej nie pamiętam. Dobroniega byla najstarsza, a klasie mówiono na nią Dobranoga. Z Bożydarą nie wiem, jak poszło. Ja tam nazwałam Maciek. I nikt nie spróbował tego zamienić na angielski. Tutaj wymawiają imię tak, jak kto się przedstawi – Helena to potwierdzi. Ja też jestem Alicja, nie Alice. A Jerzor jest Dżer-zy, bo nie poprawił i tak zostało. Ja się smieję, że jest Jersey cow (krowa, jest taka rasa).
*Józek, oczywiście!
Mój kumpel Krzesimir (dla żartu czasem mówi o sobie Kwasiżur) Dębski ma w rodzinie tradycję nadawania wariackich staropolskich imion. Swojemu synowi dał na imię Radzimir. Zdrobniale Dzimi 😉
Znam też Dobromiłę. Mówi się na nią Miłka.
Grunt to znaleźć dobre zdrobnienie…
Dobromiła – to była ta trzecia córka moich znajomych 🙂
No właśnie, w zdrobnieniu diabeł siedzi. Krzesimir – Krzesiek 🙂 Kwasiżur – kulinarnie, a jakże.
Milej Pyrze spoznione sto lat.
Dorzuce refleksje, ktora mi sie nasunela. Jak pieknie, ze nie mamy zadnego problemu z nadawaniem staropolskich imion, ze mozemy czerpac ze skarbnicy historii i nikt nie zabrania Krzesimira czy Dobroniegi. To czesc naszej kultury, badzmy z niej dumni.
Irlandczycy czesto nadaja swoim dzieciom stare celtyckie imiona, jak Maeve, Grainne czy Aoife. Widze w tym pewna chec kompensaty za masowa utrate bieglej znajomosci ojczystego jezyka. Moze i nie mowia w jezyku gaelickim, ale sa dumnymi potomkami ludow iryjskich i w ten sposob wyrazaja swoje przywiozanie do kultury.
Mysle tez o tych wszystkich kulturach, ktore walcza o swoje uznanie, a ktorym odmawia sie prawa do przyznawania sie do swojego dziedzictwa. Szczegolnie chodzi mi po glowie sytuacja, ktora znam (moze Nirrod bedzie w temacie) – dyskryminacja Berberow (Amazigh) w Afryce Polnocnej. W takich krajach jak Algieria, Maroko czy Libia rodzice dzieci, ktore urodzily sie w rodzinach berberyjskich, sa zmuszeni wybrac im imie arabskie, gdyz urzednicy w ramach polityki arabizacji posiadaja listy jedynie slusznych imion. Imiona berberyjskie sa „na indeksie”. Nadanie imienia berberyjskiego dziecku uwazane jest za domaganie sie praw dla mniejszosci (chociaz na przyklad w Maroko ok. 70% ludnosci jest pochodzenia berberyjskiego) i uznawane za politycznie niebezpieczne. Libia chyba w ostatnich tygodniach odstapila po dlugich latach od tej dyskryminacyjnej polityki.
Przypuszczam, ze Helena wtraci swoje trzy grosze w tym temacie, bo mam wrazenie, ze ten watek wpisuje sie nieco w jej krag zainteresowan.
Niech wiec nam zyja Jaropelki, Radzimirowie i Gromislawy. To nasze dziedzictwo, jakze piekne i pelne znaczen! I najwazniejsze, mozemy cieszyc sie nim bez przeszkod.
Piotrze,
donoszę (życzliwie) na Owczarka. Napisał traktat o wyższości schabowego nad sałatką z krabów.
Jerzor przedwczoraj gdzieś wyczytał, że krewetki są cholesterogenne strasznie. O tym się nie czyta, to się je!
Przecież to nie jest nasze główne pożywienie, tylko raz na jakis czas! Podobnie jak schaboszczaka parę razy do roku się robi, czy mielone.
Grunt to nie włazić w szczegóły, jak z tym campari. Smakuje? To się napić, a nie myśleć o wszach, mszycach i tych tam. Alkohol wszystko zneutralizuje, nieprawdaż? 😉
Dzień dobry !
Tak się wczoraj przejęłam używaniem imion, że obudziwszy się też o nich myślałam. Konkretnie, że atrakcyjne imię mojej atrakcyjnej koleżanki to Lubosza. Podoba się Państwu?
Po ukazaniu się jednej z pierwszych „wyszukiwarek” internetowych (AltaVista) wyszukiwałem swoich – do Ameryki wyemigrowanych – przodków.
Kilkoro braci mego pra-pradziadka pojechało za ocean. Było to jeszcze przed pierwszą światową wojną. Jak mi powiedzieli ich odnalezieni potomkowie śledzenie ich losów było utrudnione z tej prostej przyczyny, że już na granicy zmieniano im imiona na „łatwiej wymawialne”. Poginęły w ten sposób niejedne Szczepany, Kazimierze, Stanisławy i Witoldy.
P.S.
Nieutulony w żalu donoszę (również życzliwie), że nasza przygoda z dwu-i-półkilowym cheddarem dobiega końca. Wszystkie rady (m.in. Gospodarza, Pana Lulka i Nemo) zostały skwapliwie wykorzystane z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych.
Zaręczam, że cheddar odszedł przekonany, że to nie pies go zeżarł. Nawet myszy dostały po kawałeczku – w postaci przynęty do łapki czy – jak mawiała moja babcia – pastki na myszy.
Miłe te zwierzęta okazały się jednak cwańsze od tego urządzenia i uszły z życiem oraz z cheddarem ( and they lived happily ever after… )
Andrzeju, dzieki za cheddarowy happy end 🙂
A propos imion, nazwisk i szukania krewnych i korzeni, to pewien nasz amerykanski przyjaciel probowal dociec zrodel swego nazwiska Swislow. Jego pradziad wywedrowal podobno ze wschodniej Polski (Tykocin). Proby przekonania go, by szukal przodkow w Helwecji (Swiss+Love) nie powiodly sie, ale cos go jednak do tego kraju ciagnie 😉 To ten, ktory zeszlego lata przedzieral sie przez gory na rowerze, byle dotrzec do ulubionych miejsc, a dopoki Swissair nie pograzyl sie w niebycie, byly to jedyne linie lotnicze, ktorym ufal. Jesli to nie geny, to co? 😯
A mnie fascynuje nadawanie przez Chińczyków angielskich imion, ale takich, żeby brzmiały z chińska, np. Eileen czy Coleen…
Dziecko brata gdy było małe mówiło ,że potrzebna jest TRUPKA na myszy ,żeby się ich pozbyć…
U nas na wsi też wielkie zmiany w kwestii imion. Małe Kurpianki w naszej gminie noszą imiona: Patrycja. Violetta, Marlena, Żaklina. Ich braciszkowie to Kordian, Robert, Hubert, Dawid.
A za płotami letnich domów ganiają ich miejskie koleżanki i koledzy: Zosie, Basie, Hanie, Józki , Jakuby i Szymony, że o Maćkach nie wspomnę.
Moda zatoczyła pełne koło. I dalej pędzi.
Wczoraj podczas kolejnego zebrania piwnego zjedliśmy wspaniałe krewetki pieczone w boczku. Dostałem przepis i będę to robił. O kalmarach faszerowanych mięsem już kiedyś pisałem więc zmilczę. Natomiast polędwica wędzona w dymie wiśniowym i potem pieczona w ziołach warta jest powtórnego przywołania. Kucharz w „Banja Luce” naprawdę umie gotować!
Nasze spotkanie miało też dodatkowe atrakcje. Dosiadła się do nas panienka, przedstawiła się, zaprezentowała swoje prace graficzne i bawiła nas rozmową. Za nic nie chciała wyjść mimo, że mama kategorycznie domagała się tego. Dopiero nasza obietnica, że za miesiąc znów tu się spotkamy spowodowała, że nasza nowa przyjaciółka pożegnała się pięknie i porzuciła piwoszy. Nie dodałem jeszcze, że była śliczna i miała nie więcej niż pięć lat. Ciekawe czy za miesiąc też przyjdzie?
Mysle, ze o ile nie mamy wplywu na wybor imienia nadanego nam przez kochanych rodzicieli, to mozemy jednak czesto decydowac, jak bedziemy nazywani przez innych w pozniejszym wieku. Jesli mamy silna osobowosc, to uda nam sie nawet zasugerowac innym akceptacje zmiany ich wlasnych imion 🙂 Moj Osobisty, dawniej Peter, nazywany jest przez wiekszosc helweckich przyjaciol – Piotr, jego matka – Babcia (brzmi troche jak babsza), a tesc byl nazywany przez kolegow „Szadek” po tym, jak wnuczka odwiedzila go w pracy i zawolala „Dziadek!” 🙂
To jeszcze jedno spostrzeżenie. Dwadzieścia lat temu w jednej tylko klasie było sześć Agnieszek, wcześniej – w mojej – sześć Marii. Teraz triumfuje Julia i Aleksandra.
Kupiłam mrożone żurawiny, będzie nalewka:
– 1 kg żurawin
– 1 l wódki
– 0,5 kg cukru (na początek dam 0,2 kg, potem zobaczę)
– 1 podwójny cukier waniliowy.
Żurawiny zemleć, zalać wódką. Po trzech dniach odcedzić (odcisnąć przez gazę), dodać cukry i spirytus. Dobrze wymieszać i po kilku dniach przefiltrować. Ponoć ma być już gotowa do degustacji, ale ja śpieszyć się nie będę.
A jeszcze pisząc o Krzesimirze zapomniałam, że niektórzy bliscy i przyjaciele mówią zdrobniale Krzemo. Ania, jego żona, zrobiła z tego „Si” (wymawiając es-i), czyli symbol krzemu. Kiedy założyli firmę, która wydaje utwory Krzesimira, nazwali ją Si Music. A pomysł z Krzemo i SI od Krzesimira został sprzedany do serialu „Matki, żony i kochanki”, gdzie on robił muzykę. Zrobili mu prezent, żeby ze swoim imieniem nie czuł się samotny 🙂 , a jeszcze żeby mu zrobić większą przyjemność, to ten serialowy Krzesimir był postacią negatywną 😆
Teresa Stachurska !
Skoro juz kupilas mrozone zurawiny, to mozesz sobie z nimi wyprawiac co tylko zechcesz.
Podrzuce Ci jednak przepis na nalewke ze swiezych zurawin.
Swieze zurawiny oplukac w czystej zimnej wodzie. Nie osuszac. Wsypac do naczynia do wysokosci 3/4. Posypac cukrem, moze byc zwykly krysztal albo nierafinowany. Odczekac a nastepnie polac z wierzchu zimna woda, zeby cukier utonal. Wziac stosowna ilosc spirytusu rektyfikowanego, takiego dla celów domowych i leczniczych. Zapelnic naczynie pozostawiajac dwa, trzy centymetry do pelna. Zamknac albo folia, lepiej pokrywka szklana albo ze stali nierdzewnwj. W ostatecznosci emaliowana. Nie mieszajac wstawic w ciemne miejsce i zapomniec. Po dwu, trzech tygodniach zamieszac drewniana lyzka. Ostatecznie moze byc ze stali nierdzewnej. W zadnym przypadku plastikowa. Zamknac i znowu zapomnie na te dwa, trzy tygodnie. Zamieszac jeszcze raz i sprawdzic, czy cukier juz sie rozpuscil. Na tydzien przed stosowna okazja, przecedzic przez durszlak. albo grube sito. Naczynie z lekka oplukac i te tak zwane popluczyny dolac do przecedzonego. Z owoców mozna robic konfitury, albo marmolade albo bezposrednio dodawac do ciasta a nawet do pieczenia mies. Uzyskana nalewke postawic na tydzie do sedymentacji. Nie filtrowac. Po zakonczeniu sedymentacji zlewac w eleganckie karafki lub butelki. Nalewka winna miec okolo 75 % zawartosci alkoholu. To co zastaje na dnie uzywac w trakcie pieczenia do polewania mies lub ryb.
W calym procesie unikac towarzystwa dzieci i nieletnich. Nalewke taka pijac mozna jako dodatek do innych napoi jak Pepsi Cola itp. Caly proces trwa dosyc dlugo, kilka miesiecy i tym czasie mozna spokojnie próbowac Twojej metody, dla zabicia wolnego czasu.
Przy okazji. Znakomita nalewke robi sie z mrozonych malin lub innych owoców.
Jest przeciez sezon mrozonek, no to do dziela
Pan Lulek
Pierwsza nieśmiała próba fotograficzna moim nowym aparatem dokonana na Piotrze:
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Piotr
Piotrze !
Obejrzalem utwór Marka i doszedlem do wniosku, ze nalezy dokonac daleko idacych zmian. Proponuje aby Twoja podobizne z omletem na patelni na poczatku blogu zmodernizowac. W tym celu Marek winien wykonac kolejna seria zdjec, tym razem kolorowych. Po wtóre czas zmienic oprzyrzadowanie, mam na mysli patelnie. Jesli musi byc patelnia, to oczywiscie z nalesnikiem. Dalej wypadaloby dac dowód prawdzie i Twój tytul uzupenic, Na przyklad: ” PREZES, dodajac Gospodarz Piotrowiska”. Sadze oczywiscie, ze tak obiegowy tytul jak blog konkretnej osoby w tym przypadku Twojej, nalezy nazwac po imieniu. Proponuje Piotrowisko.
Jesli ktos ma lepsza nazwe, to oczywista oczywistosc dajemy co innego.
Dalej, zamiast wysylac co srode ksiazki, wysylac piekny plakat z Twoja podobizna i u dolu rozwiazanie zagadki. Koszty zmian nie odgrywaja dla mnie zadnej roli poniewaz nie ja bede je ponosil. Praw autorskich nie zastrzegam.
Drogi Marku. Zamawiam Ciebie i twoja Zlota Kamere w okolicach Zjazdu w celach jeszcze nie do konca sprecyzowanych. Oczekuje potwierdzenia, nie zapomnij o solidnym rabacie.
Pogoda cesarska, to i nastrój do zartów
Pan Lulek
Marku, bardzo dziekuję. I nie wykonam polecenia,. które na samym końcu namawia do zgłoszenia nieodpowiednich treści, bo ich nie zauważyłem.
Nie wypada pisać o własnych portretach ale przyznać musze, że bardzo mi się podobały. Zdjęcia czarno-białe dodają szlachetności. No i bawił mnie oczywiście portret podwójny: ja 6 – letni i ja – 66-letni.
Jeszcze raz Ci dziekuję.
Panie Lulku o rewolucji możemy pospiskować na kolejnym Zjeździe. Naogół w tej części Europy spiskowano na zjazdach. Weż więc narty!
Co sie odwlecze, to nie uciecze. Narty moge wziac. Wlasnych nie mam, wiec sasiada. Poza tym po zielonej trawie trudno jezdzic a armat nawet sniegowych nie stosuje. Oszczednosc energii, wody, zatem ochrona srodowiska.
Tematyka Zjazdowa powoli narasta.
Pan Lulek
Misiu pozwolisz sugestie?
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/PiotrWgMisia
…mogę się wtrącić w sprawie zdjęć? Ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę, żeby patrzeć, co jest za portretowanym. U p.Janiny Paradowskiej był niedawno portret Cwiąkalskiego z portretem orła z tyłu – efekt komiczny.
Piotrowi natomiast wyrastają kwiatki z głowy 😉
Panie Lulku,
a czy musi byc spiryt rektyfikowany? U mnie takiego niet, natomiast pół kg. świeżych żurawin w lodówce. Jest jakaś rada? Może być coś słabomocniejszego?
Alicjo
Wiem o tym , następnym razem przemebluję mieszkanie 🙂
Miałem taką tremę ,że kompletnie tego nie zauważyłem. Pierwsze zdjęcia nową zupełnie inną maszyną. W końcu to nie lustrzanka w której wszystko widać.
A czym robiłeś?
Ja też jestem ślepa, jeśli chodzi o moje zdjęcia (strzelam bez zastanowienia), ale u innych i owszem, widzę tło 🙂
Teraz to chyba można poszaleć w ciemni z chemikaliami tej jakosci. Nie to, co bywało w latach 70-tych. Większość zdjęć z tamtych lat to sepia plamista, zeby człowiek nie wiem, jak sie starał. To wychodzi po latach.
Alicjo !
Nie znam waszych standardów. W Polsce o ile sobie przypominam byl spitytus 95%. W Austrii jest Ansatzkorn 80%. Jak jest w Kanadzie nie mam pojecia. Oczywiscie, ze mozesz brac o wiele slabsze. W tym przypadku sugerowalbym raczej rum. Tez nie wiem jakie sa u Was standardy. Bralbym najmocniejszy. U nas jest 80%. Zamiast cukru mozesz uzyc miodu ale nieco mniej. Wedlug mnie ten typ nalewek jest jak bigos.
Bo do bigosu trzeba przede wszystkim wlozyc wlasne serce.
Pan Lulek
Mamiyą 7 II . Wrzuciłem zeskanowane zdjęcia. Teraz kolej na ciemnie fotograficzną i powiększenia na papierze oraz staranne kadrowanie. Materiały do ciemni są najwyższej jakości o której dawniej mogliśmy pomarzyć . Niestety zabawa dla bogatych. Z labu wychodzi taniej. Pojawiły się papiery do maszyn , które po naświetleniu i wywołaniu są takie same jak te zrobione w ciemni. Na oko trudne do odróżnienia ,że świecone laserem.
Jak już zeszliśmy na tematy fotograficzne to ja opiszę zupę którą właśnie ugotowałem i zjadłem ze smakiem:
– jednego pora posiekanego w talarki zeszkilić w garku na maśle
– oprószyć dwiema łyżkami mąki
– dolać po trochu z półtora litra rosołu z kury z kostki mieszając
– wrzucić pokrajanego z grubsza brokuła (na oko 400 g)
– wrzucić pół paczki mrożonego szpinaku (niesiekanego!!!!)
– pogotować z pięć minut
– doprawić do smaku solą i białym pieprzem
– wlać z decylitr śmietanki kremówki, zagotować do wrzenia
– wcisnąć sok z połówki cytryny i na stół!
Zupa ma być gęsta gęstością zielska a nie mąki.
Jeść z chrupkim żytnim pieczywem okraszonym ostatnim cieniuuuutkim plasterkiem dwu-i-półkilogramowego cheddara.
Na deser:
http://en.wikipedia.org/wiki/Cr?me_br?lée
Ufff!
Whoops!
Na deser może być budyń….
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/BezChoinki/photo#5157641552513996834
swieta, swieta i po swietach, zabrali choinke, Alicjo, tak lepiej?
U mnie mrozy. -12C przy silnym słońcu, a w nocy to nie wiem ile będzie. Brrrrrrrr…. W sam raz Andrzejowa zupa by sie nadała!
Panie Lulku, w naszych monopolkach nic powyżej 40% się nie znajdzie, bo Państwo dba o to, co obywatel pije. Jeszcze by sie uszkodził czyms mocniejszym i wtedy Państwo by się czuło, że nie dopełniło obowiązku wobec durnego obywatela, nie przypilnowało.
Idę poszukać się w kuchni.
Andrzeju Sz. pewnie moj mail Ci umkl, dopraszalam sie o poczciany adres, nie badz beben, daj plz na bmphoto@wanadoo.fr
U mnie wczoraj na kolacje byly brokuly ugotowane, a nastepnie okraszone drobno posiekanym czosnkiem i ostra papryczka podsmazonymi krociutko na oliwie i posypane tartym cheddarem 🙂 Do tego ziemniaki w cienkich plasterkach zapiekane z sola, czosnkiem, rozmarynem i smietana oraz sznycle z kurzego biustu podlane bialym winem i przyprawione kminem, czosnkiem i papryka. Do picia Graves 2005.
Ano, chyba nawet Misio przyzna, że lepiej. Ladną ma tę zabawkę do robienia zdjęć. U nas zakłady fotograficzne padają jeden po drugim. Parę lat temu koleżanka wydrukowała mi jakieś zdjęcie na drukarce laserowej, kolor – już wtedy było niezłe, a teraz to ho-ho przy dzisiejszym sprzęcie! Jak się wzbogacę, to sobie kupię 🙂
Tylko że co pół roku pojawia się coś lepszego 🙁
Alicjo, zapomnij, nie nadazysz, dzis kupisz, jutro trzeba bedzie wymienic na lepsza, chyba, ze nabedziesz z gornej polki, na dzis ok 1500 tutejszych, tylko jak to zamortyzowac w domowym kontekscie?
tutaj podobnie, fotograf idzie w szpinak, ot postep, zostanie po nas cheddar z czosnkiem i gluchy, drwiacy smiech pokolen, zeby juz nie wspominac o zlomie zelaznym
Owszem w Maroko imion berberskich malo. Glownie Mohamed, Mustafa i Ahmed + cale mnowstwo Fatim i Hadij.
Ja sie zgadzam ze stwierdzeniem, ze dawanie dzieciom oryginalnych imion, to robienie im niedzwiedziej przyslugi. Do mojej szkoly egzaminy zdawal niejaki Gniewomir Dziadek. Chlopak ma teraz ze 25lat.
Pod wiatrakami maja natomiast inny problem – Fryzow. Maja oni osobny jezyk i przywiazanie do tradycji i z tej okazji mozna spotak imiona jak Sicko, Freak itp. Moj ulubiony to Freak Wierdsma.
Dlatego moje dzieci beda mialy nie tylko proste imiona, ale miedzynarodowe do tego.
Złom żelazny, Sławek.
Ja tu mam takie …stary Zenith, Minolta, a i Practica by była, gdyby jej nie ukradli na Times Square w NY 🙁
Nirrod,
jak moje się urodziło, to mi do głowy nie przyszło, że za rok z groszem będę wyjeżdżać w świat. Ale okazało się, ze nikomu to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, a przecież Anglosasom wypowiedzieć „Maciek” nie jest najłatwiej. Moja synowa używa imienia Jennifer, a jej dwuczłonowe chińskie imię jest piekne i łatwe do wymówienia (zapomniałam, bo nieużywane!). Wszyscy z jej rodziny zmienili imiona na anglosaskie, nawet Babcia nazywa się Mary, chociaż po angielsku chyba słowa nie zna.
Ot, czasy 🙂
Aha. Wiec Jennifer to Yee Ling. Gdyby miała siostry, każda z nich byłaby Yee ****, jennifer ma tylko 2 braci. A bracia mają swoje pierwsze imie wspólne, a potem „dla odróznienia”.
Ot, ciekawostka przyrodnicza…
Panie Lulku,
za przepis dziękuję. Przyda się. Żurawiny dają świetny smak i piękną barwę, więc do kontynuacji nie trzeba będzie się przełamywać.
zeszlo na ciekawostki, to tez Wam powiem, Slawomir, niby ladnie, ale, soi vomir ( soi ne pas vomir ) sie mocno kojarzy w wymowie ( rzygac, ( czy nie rzygac)), obstawilem wiec slawek, co w wymowie daje soi avec ( badz z ..), jednym slowem z deszczu pod rynne, ale za to z mniejszym odruchem zwrotnym, wez tu sie dostosuj, proponowali mi Stefan, ale nie chcialem robic konkurencji katedrze w Wiedniu, wzrost nie po temu
A. Sz. dzieki
Chyba ta pierwsza czesc, to nazwisko. Mój przyjaciel nazywal sie
Wang yan-gen i twierdzil, ze ten poczatek to bylo nazwisko a ta druga czesc z lacznikiem to bylo imie.
Dawne to byly czasy i nie wiem czy on przezyl Rewolucje Kulturalna.
Pan Lulek
Panie Lulku,
to jest imię. Yee Ling Fong – Fong to jest rodowe nazwisko, a Yee imię dla wszystkich panienek w rodzinie wspólne, Ling ( i inne) dla odróznienia poszczególnych panienek. Tak mi wytłumaczono. Czyli, po ichniemu zapisano by to tak: Fong Yee Ling.
Nagmatwali ci Chińczycy 🙂
Dla porządku zapisałam wszystkie dzisiejsze przepisy – nalewki, zupę Andrzeja i kurzopiersiane sznycelki, które mi się były zapomniały onegdaj.
Z żurawinami wychodzi, że z przyczyn obiektywnych będę musiała skorzystać z przepisu Teresy.
A propos, oglądałam dzisiaj program Michaela Palina (tego od Monthy Pythona) p.t.”The New Europe”.
W dzisiejszym odcinku było o Polsce, trasa Gdańsk – Warszawa – Poznań – Kraków, następny odcinek będzie juz na Słowacji.
Kulinarny punkt programu – wesele w Białce Tatrzańskiej. O jedzeniu nie było, ale o napojach. Przewodniczka tłumaczyła, że na takim tradycyjnym weselu jest specjalna „gorzołka”, złotawy kolor, moc 90%. Towarzystwo mimo siódmej godziny trwania biesiady było całkiem do rzeczy, choć wesołe.