Zgadnij co gotujemy? (30)
I stuknęła nam trzydziestka. To skromny ale piękny jubileusz naszej wspólnej zabawy. Będziemy ja kontynuować do momentu gdy znikną chętni do uczestniczenia w zgadywance lub zabraknie nowych książek na nagrody. Tymczasem nie zapowiada się kryzys ani w jednej, ani w drugiej kwestii. No to zaczynamy.
1. We Francji boudin noir, w Portugalii morcela, a w Szkocji haggis to odpowiedniki czy raczej krewniacy polskiej bardzo popularnej wędliny. Jaka jest jej nazwa?
2. Turbot, sola, gładnica to bardzo bliscy krewniacy lubianej w Polsce bałtyckiej ryby. Jakiej?
3. Polskie gołąbki z kapusty mają swoje odpowiedniki na Bałkanach. Z czego robią to danie Grecy, Bułgarzy, Macedończycy, Turcy i jak je nazywają?
Kto prawidłowo odpowie na te trzy pytania i najszybciej przyśle rozwiązanie na adres internet@polityka.com.pl ten otrzyma moją książkę „Męskie gotowanie” wydaną przez firmę Prószyński i S-ka opatrzoną dedykacją i autografem. Czekam!
Komentarze
wysłałem. ciekawe? pozdrawiam
Wiem, ale nie będę „konkursowała”. Tę pozycję naszewgo Gospodarza poleciłam już kupić Ani dla Zięcia na prezent imieninowy. Nie mam złudzeń, że nasz Tomek znajdzie w sobie siły do zrobienia w kuchni czegoś innego, niż odgrzanie sobie jedzenia w mikrofali. Nie szkodzi. Może z latami przyjdzie mu ochota.
Ah. j’adore boudin noir….Et blanc aussi….
No i sypnęło odpowiedziami. Większość – prawidłowe czyli haggis i morcela to odpowiedniki polskiej krwawej kiszki, bo w i ch składzie jest krew i kasza. Ale – jak sie uprzeć to można i pomyśleć o salcesonie, bo w użyciu sa kawałki podrobów. Krewniaczką soli jest oczywiście flądra. A bałkańskie dolmedakie robi się z liści winogron.
I mam kłopot. Pierwszy przysłał odpowiedź Andrzej Szyszkiewicz – wymieniając salceson. Drugi – Piotr Siła obstawiajac kaszankę, która moim zdaniem jest najbardziej prawidłową odpowiedzia.Dylemat rozstrzygnąłem błyskawicznie. „Męskie gotowanie” dostaną obaj. Oczywiście nie do wspólnego użytkowania, tylko każdy swój egzemplarz. Gratulacje i życzenia pożytku z książki.
Prośba do Pyry. W tej książeczce są lekcje gotowania i trzy dyplomy. Proszę ziecia egzaminować i dyplomy wręczać po obiedzie. Miłej zabawy i smacznej lektury.
No proszę!
Ostatnim razem udało mi się wygrać aparat fotograficzny „Smiena” gdzieś tak w 1966 roku na konkursie wiedzy żeglarskiej czy coś w tym rodzaju. Za książke dziękuję. Przyda się, bom mężczyzna i często gotuję.
Długo zastanawiałem się jak te liście maja się nazywać i po wysłaniu odpowiedzi doszedłem do wniosku, że to liście winorośli.
A kaszanka była podstawą mojego żywienia w akademiku w roku 1971 chyba. Przez dwa tygodnie w każdym miesiącu. Z patelni. Z cebulą. Przygotowywana na przynajmniej trzy sposoby:
– kaszanka pod warstwą smażonej cebuli
– kaszanka na warstwie smażonej cebuli
– kaszanka wymieszana ze smażona cebulą
Lubię po dziś dzień, choć jadam niezmiernie rzadko.
Panie Piotrze. Zabawę z dyplomami musi chyba uskuteczniać Lena. Mnie od Zięcia (udany egzemplarz) dzieli na codzień 400 km, a jeszcze polowę życia spędza na swoim t”ramwaju” na trasie Świnoujście – Gdańsk- Hamburg i z powrotem. Nic dziwnego, że o gotowaniu nie ma pojęcia – w morzu karmi go kucharz, w domu żona szczęśliwa, że wreszcie jest, a w międzyczasie Matka, żeby dziecko nie schudło. Też bym może do patelni nie biegała niepotrzebnie.
Pomocy!!!!!
W czasie wykopek archeologicznych w mojej lodowce znalazlam dwie zgrabne nieotwarte buteleczki syropu klonowego – rocznik nieznany, pochodzenie tez niepewne – moze ktos wracal z Vermontu, albo New Hampshire. Pobiezne ogledziny wskazuja, ze syrop jest nadal w stanie cieklym.
Syropy klonowe w epoce PA (przed Atkinsem) uzywane byly zazwyczaj do polewania nalesnikow. Do czego sie nadaja dzis, w epoce postmodernizmu? do maseczek? do zwalczania twardej skory na stopach? jako srodek przecowko poceniu sie? Do produkcji bimbru?
Czy ktos ma pomysl?
Jestem gotowa rozwaz\yc takze kulinarne zastosowanie syropu klonowego, pod warunkiem, ze nikt nie bedzie mi wypominal wagi.
Alicji, masz cos na mysli?
Andrzeju Szyszkiewicz
Dodałbym do rozważań o trzech wariantach kaszanki jeszcze kilka uwag. Po pierwsze powinna być wiejska,robiona od razu po świniobiciu z kosteczkami wątróbki drobnymi i innymi bajerami.Mój Boże!Ten ceremoniał robienia kaszanki-mycie jelit,napychanie itp.Do kaszanki koniecznie dodatki-ogórek kiszony z beczki i grube pajdy okrągłego,wypieczonego chleba.A na koniec trochę dobrze przepędzonego trunku.
Pozdrawiam
Heleno
Ja bym zastosował do produkcji bimbru.
Pozdrawiam
Wojtku,
Nie drzaźnij, bo ślina do pyska napływa!
Kaszanka w akademiku była kupowana w najbliższym sklepie spożywczym. Po 12 zł za kilo – jęczmienna. Jak człowiek był przy forsie, to kupował gryczanną, po 18 zł za kilo.
Do tego grube pajdy chleba kupowanego w prywatnej piekarni w Oliwie, niedaleko wejścia do parku. Chleb ten leżał na parapecie w pokoju parę dni i nie czerstwiał. Choć przeważnie nie zdążyłby, bo zjadany był natychmiast.
Syropu klonowego używam do polewania placków pszennych drożdżowych z jabłkami. Choć rada Wojtka nie pozbawiona uroku….
Jak my tu już rozpisujemy się o wiejskich kaszankach a Gospodarz wspomniał był haggis, to przyszło mi na myśl, że na wsi gdzie mieszkam miejscowy sklepikarz sprzedaje własnoręcznie robioną:
http://en.wikipedia.org/wiki/P%C3%B6lsa
z ta różnicą, że robi ją z łosia (nie mylić z łososiem).
Kupowałem, jadłem.
Mmmmmmm 😉
Nie wiem, jak tam Alicja, w końcu to ona mieszka u źródła i będzie wiedziała najlepiej. Ja kiedyś miałam 1 butelczynę i używałam do glazurowania mięska i zamiast karmelu do niektórych sosów. Więcej zastosowań nie znalazłam, ale potem przeczytałam w jakiejś powieści o facetce, która zrobiła majątek produkując i sprzedająć ciasteczka powstałe z zagęśzczonego przez odparowanie syropu. Ja nie próbowałam bo niby skąd miałam wziąć te ilości do wygotowania?
Andrzeju
Mieszkałem w akademiku z kumplem z biednej,wielodzietnej chłopskiej rodziny.On studiował fizykę(indywidualny tok studiów)i całą swoją forsę wydawał na zagraniczne podręczniki i zbiory zadań,które przed snem dla relaksu rozwiązywał w pamięci.Mieliśmy wspólne jadło,więc wkład w utrzymanie wnosił w naturze.Przywoził w walizce wędzonki,słoninę,słoiki z kiełbasą zalaną smalcem,ogóry kiszone.Ja miałem więcej forsy więc kupowałem resztę-głównie fulla wrocławskiego i fajki.Ale pamiętam,że w trudnych finansowo okresach(zwykle trzy tygodnie każdego miesiąca)podstawą była zupa z chlebem na stołówce.Na uniwerku wroclawskim zupę dawali w nieograniczonych ilościach i za darmo.Do tego koszyk chleba-też za darmo-i można było żyć.Pamiętam też ulubioną, najtańszą przekąskę do piwa w barach koło uczelni.To sałatka żydowska o kształcie owalnym pracowicie ulepiona przez kucharki.Składała się z samych ziemniaków i cebuli trzymających się razem dzieki lepkości kartoflanej. Dla dekoracji miała maleńki maziaj z majonezu na grzbiecie w który filuternie wtykano gałązkę pietruszki. Przy zakupie sałatki przysługiwało prawo do nabycia trzech piw.Słodkie wspomnienia!
Heleno,
po pierwsze, drugie i trzecie – syropem polewa się lody waniliowe lub śmietankowe! Poza tym wiadomo, do racuchów jest dobry wyjątkowo, takich pancakes.
Moja znajoma kiedyś rozrobiła spirytus z syropem klonowym i twierdzi, że lepszej wódki w życiu nie piła (chyba ten syrop trochę rozwodniła, o ile pamiętam).
http://www.ontariomaplesyrup.com/book3.html
A tu Ci podaję stronę do wielu zastosowań w kuchni, do wyboru, do koloru.
Ja jadłam kiedyś gruszki w syropie na deser – pycha!
Ale tam masz zastosowania do mięs i tym podobne.
Powodzenia!
P.S. Heleno, moja koleżanka robi pyszne skrzydełka oraz żeberka, zerknij na te receptury, bo mnie to smakowało, sama nie wiem, które bardziej, skrzydełka czy żeberka, obie rzeczy bardzo dobre.
… a obiad na stołówce UW na Kuzniczej kosztował 11zł. (a ile Full Wrocławski?! Nie podobnie?) I wcale niezle te kucharki gotowały, nie pamietam, żeby mi coś wyjątkowo nie smakowało, zmiatało się z talerza wszystko.
A zupa rzeczywiście darmo i do oporu. Full bywał zwykle tylko Pod Arkadami, ew. w delikatesach na Swierczewskiego, więcej grzechów nie pamiętam!
Sluchajcie przestancie sie nade mna znecac! 🙁
Czy jedliscie kiedys kaszanke w Holandii? Nazywa sie ten specjal „bloedworst”-krwawakielbasa!
Przed zjedzeniem wskazane jest spisac testament i dwa razy sie przezegnac 😉
No chba ze chcecie pozbyc sie wyjatkowo nieznosnego goscia,wtedy polecam! 😀
W Holandii byłem tylko raz i kaszanki nie jadłem ale:
Dawno temu w Finlandii spotkałem polskich muzyków grających w cyrku.
Kapelmistrz człowiek w świecie bywały pokazał im w sklepie apetycznie wyglądającą i – co ważne – tanią kaszaneczkę o tajemniczo brzmiącej nazwie „Koiran makkara”
Chłopcy kupowali ją przez kilka dni z rzędu, smażyli z cebulką i pałaszowali z grubymi pajdami fińskiego chleba.
Na dzień przed wyjazdem poprosili tłumaczkę o wyjaśnienie co to takiego ten „Koiran”, bo że „makkara” to kiełbasa, to już zdążyli się nauczyć.
W ten sposób dowiedzieli się, że – wbrew staropolskiemu przysłowiu – dla psa kiełbasa.
A kapelmistrz nie miał z nimi lekkiego życia do końca sezonu.
Lojezu, Alicjo, az mnie zamurowalo na te mnogosc przepisow z Ontario – nawet majonezy mozna robic z syropem klonowym. Oczyswiscie najbardziej mi trafia do przekonania glazura z syropu do jakiejs szynki albo nawet jagniecia. A wiec odkladamy z powrotem do lodowki i czekamy na okazje..
Ciekawe jak wyszloby polaczenie kaszanki z syropem klonowym? Mysle, ze mozna byloby cos takiego wymyslec, a reszte syropu rozpuscic w spirytusie i bedzie wodka-klonowka.
Po tych waszych kaszankakch, to dzis stalam w sklepie i trzymalam z piec minut w reku haggis, obliczajac, ze jesli 100g to 280 kcal, to ile to bedzie 350 g – bo takie byly akurat paczki. W koncu odlozylam i kupilam swietoszkowate danie z krewetkami i salata. Nie chcialo mi sie dzis gotowac. Wczoraj zrobilam sobie wspanialy, nie jedzony od lat sznycel cielecy po wiedensku. Jest juz nowa cielecina.
Jak szlam dzis na zakupy to mijalam dlugi trawnik tonacy w rozkwitlych juz zonkilach i narcyzach. Troche dalej bylo mase krokusow, Moje zonkile pod oknem – pod rozami zaczynaja sie tez rozwijac, ale dzis kupilam do domu dwa tuziny . Niebo bylo blekitne jak w Grecji i wiosna juz na calego sie zaczela w Londynie. Pozbieralam dzis z foteli paszminy, Niebawem beda schowane. Kupilam sobie dzis lekka kurteczke przeceniona ze 120 funtow na 16.99. Nie to, zeby powalala z nog, ale niezla – z takiego nowoczesnego, pomietego materialu w kolorze ciemno-wojskowosciowym.
Oj, nieprędko ci ja będę chować paszminy, nieprędko, zamróz jak był, tak jest. Zonkile i krokusy, gdzież one?! Pół metra pod śniegiem, oto gdzie!
Co do syropu, proponuję faktycznie użyć jako glazurę do udzca czy innej giczy, a resztę pożenić ze spirytem.
Mniej to kaloryczne, niż lody. I rozgrzewa! Na zamróz byłoby jak znalazł, ale w tym kraju spirytu nie uświadczysz, tylko syropu skolko ugodno. Nie można mieć wszystkiego.
Dziewczyny z krajów anglosaskich! A próbowałyście spirytusu poszukać w aptece? W końcu w każdej porządnej aptece spirytus vini powinien być. Albo przynajmniej aptekarz winien wiedzieć gdzie, w której hurtowni można kupić.
Wszystkim Paniom z tego blogu przesyłam najserdeczniejsze życzenia z okazji Ich Święta
W aptece nie sprzedaje sie spirytusu czystego, tylko etylowy (czy dobrze mowie?).
Faktycznie czystego nie mozna ani sprzedawac, ani sprowadzac z zagranicy, nistety. Musialam kiedys oddac na lotnisku caly litr.