Skąd się biorą dzieci?
Jedną z moich ulubionych książek (nie kulinarnych) jest Tuwima i Słonimskiego „W oparach absurdu”. A tam, pośród innych pysznych anegdot, porada dla początkujących rodziców, którzy zmuszeni są do odpowiedzi na pytanie: skąd się biorą dzieci. Odpowiedź ta brzmi: z nadmanganianu chlorku potasu. A gdy dorastające dzieci przychodzą z pretensjami, że odpowiedź była nieprawdziwa, tłumaczymy im, że źle usłyszały słowo „potasu”.
Przytaczam tę anegdotę ponieważ mam zamiar wyjaśnić Państwu etymologię paru nazw napojów, które znalazły się w moim quizie.
Po pierwsze więc:
Nazwa koktajl jest oczywiście dziełem przypadku. Podczas wojny z Anglikami o niepodległość Stanów Zjednoczonych ważnym miejscem były nie tylko pola bitew, ale i zajazdy oraz oberże. Tam zmęczeni wojownicy obu stron odpoczywali po trudach walki i nabierali sił do kolejnych zmagań z przeciwnikiem. Posiłki obficie popijali. Rozrywki zaś dostarczały im zatrudnione przy oberżach panienki oraz… koguty. Panowała wówczas moda na walki kogutów. To był wielki hazard.
Właściciel gospody „Pod winogronami” zarabiał zarówno na skłonności swych uzbrojonych gości do trunków, jak i do hazardu. Wpadł więc w rozpacz, gdy zginął mu waleczny kogut o antycznym imieniu Jowisz. Gdy po kilku dniach, wypełnionych rozpaczą po utracie cennego ptaka, Jack Allen zobaczył młodego żołdaka jadącego konno, a dzierżącego Jowisza pod pachą – wpadł w euforię. Skąpy skądinąd karczmarz ugościł zbawcę koguta najprzedniejszymi trunkami. Młody żołnierz, zanim padł na polu tej bitwy, czyli pod barem, wychylił wiele szklaneczek mieszanych ze sobą trunków. Jako człek grzeczny, by nie rzec – gentleman, za każdym razem wznosił toast: za koguci ogon. Jowisz bowiem w trakcie tej przygody nie stracił ani piórka ze swego wielkiego barwnego ogona. Po angielsku zaś koguci ogon to cock’s tail. I teraz wszystko jasne.
Jasne?
Po drugie zaś:
Siedzący pośród borów nad rzekami Polak jadł to, co mu natura sama na stół podawała. Podobnie też pił. Szlachetnie urodzeni – miody pitne, powszechnie zaś piwo. Słowiańskie piwo, warzone z jęczmienia, miało kolor zielonkawy, było lekkie, a nawet musujące. Stosowano je dla ugaszenia pragnienia, ale i wprawienia się w lepszy humor. Spożywano zaś od wczesnego ranka w postaci polewki z twarogiem lub grzankami chleba i żółtkami jaj. Polewka ta, zwana faramuszką, cieszyła się popularnością niemal do końca dziewiętnastego wieku. Polskie piwa robiły wrażenie i na cudzoziemcach. Późniejszy papież Klemens VIII, podczas pełnienia funkcji legata Stolicy Apostolskiej w Polsce w latach 1588-89, zapałał miłością do wyrobów browaru w Warce tak dalece, że domagał się tego nieznanego w Rzymie napoju, leżąc na łożu śmierci. Będąc w malignie, wołał więc nieszczęsny następca św. Piotra: Piva di Varca! Zaś zgromadzeni przy jego łożu kardynałowie sądzili, że Klemens wzywa pomocy jakiejś nieznanej im bliżej świętej. Rozpoczęli więc modły o ocalenie papieża: Sancta Piva di Varca, ora pro nobis. I zmarł nieszczęśnik nieukontentowany polskim piwem.
Druga wersja tej samej historii mówi, że papież chorował na wrzód gardła. Okrzyki wznosił jak wyżej, ale usłyszawszy modły swych kolegów, zaczął się śmiać tak gromko, że wrzód pękł, a Klemens wrócił do zdrowia. Na pewien czas.
O trzecim słowie – kruszon – nie ma co mówić. Jego etymologia jest prosta. To dzban do wina, używany przez żabojadów.
***
Teraz – wzorem moich kolegów (przepraszam Jankę Paradowską za męską końcówkę) – odpowiedzi na pytania.
G. Okon ciekawy jest losów swoich znajomych, nie wymienionych w moim felietonie o autorach nie istniejącego już tygodnika „Kultura”. Otóż Jan Zbigniew Słojewski, czyli Hamilton czasem (niestety, coraz rzadziej ) pisuje do „Polityki” felietony. Pracowałem z nim wiele lat i także mam sporo anegdot na ten temat. Kiedyś np. Hamilton, zdenerwowany ingerencjami cenzury w jego felieton, które zmuszony byłem jako sekretarz redakcji uwzględnić, najpierw zajrzał do baru vis a vis redakcji, zabsorbował parę pięćdziesiątek, wbiegł do „Kultury” i rozdarł się:
Sekretarzu, won do lasu, zaprzyjaźnić się z wiewiórką. Nie grzebać w tekstach prawdziwych pisarzy!
Oczywiście miał rację. Nie należało grzebać w jego tekstach. Ani innych autorów. Do dziś się wstydzę swojego tchórzostwa. Winienem rzucić te pracę i już wtedy zostać specem od kuchni.
Drugi znajomy, o którego pyta G.Okon to Andrzej Dobosz. Nie wymieniłem go w felietonie, bo w tym czasie już go nie było w gronie „Kultury”. Mieszkał on przez lata w Paryżu, gdzie prowadził polską księgarnię. Potem – już wolnej Polsce – pisał felietony w „Tygodniku Powszechnym”. Od pewnego czasu – zamilkł. Nie wiem czemu.
Ot i wyczerpałem normę znaków. Czyli więcej ani literki, ani literka. Do zobaczenia w kolejnym felietonie.
Komentarze
Przepraszam, ze o dwa tematy pozniej, ale nie bylo mnie na forum czas jakis i „sie nie zalapalem”.
Juz od jakiegos czasu szukam przepisu na pischingera. Moglby Pan rozwinac ten temat? Moja Ciocia zawsze przygotowywala wafel przekladany, wyglada na to, ze dokladnie wedlug przepisu, bo wlasnie maslo, cukier i kakao. Pozniej jadalem i inne, teraz kupujemy w polskim sklepie jezeli nie Torcik Wedlowski to pudeleczko Prince Polo. W okolicy Wielkiej Nocy robimy rowniez czekoladowy. Jednakze zawsze korcilo mnie sprobowac „prawdziwego”, ktory kojarzy mi sie z galicyjska kuchnia.
A wiec, czy jest przepis na „najprawdziwszego” pischingera i jak sie maja do niego dwa wyzej wymienione produkty masowe, (wyraznie z masa orzechowa)?
Nie lubię Hipolita Aldobrandiniego. Spalił Giordana Bruna. Czuję do niego resentyment.
U mnie leje sakramencko i podobno tak ma byc przez dwie doby. Nadeszla pora na „comfort food”, jak mowia tubylcy, czyli jedzenie, ktore dobrze robi po zimnym, mokrym dniu. Rozgrzewa i nasyca. Dla mnie to gorace, zawiesiste zupy, prawie danie w jednym – dzisiaj kapusniak w garze, a ze ostatnio mam zwyczaj porownywac moje przepisy z przepisami na http://www.adamczewscy.pl , porownalam kapusniak.
Mam pytanie do Gospodarza – tylko mniej niz pol listka liscia laurowego? Ja wale dwa cale, i tu sie zastanowilam, dlaczego (tak Babcia robila!) i czy aby nie przesadzam. Babcia dodawala tez kilka ziaren ziela angielskiego oraz lyzke (!) kminku do kapusniaku, i ja to tak po Babci powtarzam. Kminek potrafie sobie wytlumaczyc, bo lagodzi wzdecia i tak dalej, ale listek i ziele? Wyszlo na to, ze nie wiem, po co to daje. A ksiazke o ziolach i przyprawach pozyczyla kolezanka, ktora ma zwyczaj nie oddawac (dobry zwyczaj – nie pozyczaj!).
Moze pogadamy o podstawowych ziolach i przyprawach przy jakiejs okazji? Ja bardzo „zioluje” i przyprawiam z rozpedu i „po Babci”. Ale ma to swoja dobra strone, niechcacy uzywa sie mniej soli, niz bez ziol i przypraw.
Torlin, jestes pewien, ze to resentyment? Pomyslalabym, ze pomylilo Ci sie z angielskim „resentment” i to bylo wlasciwe slowo, ktore zamierzales uzyc pod adresem Hipolita 🙂
Droga Alicjo!
Internetowy Słownik Języka Polskiego:
Resentyment „żal lub uraza do kogoś odczuwane przez dłuższy czas i zwykle powracające na wspomnienie doznanych krzywd”.
Z serdecznymi pozdrowieniami
Witaj Amatorze.Prawdziwy pischinger nie ma masy orzechowej. Odsyłam Cię do witryny http://www.adamczewscy.pl albo do książki Barbary (mojej żony) „W kuchni babci i wnuczki”. Ale jak się zorientowałem mieszkasz dość dalego więc trochę wbrew zasadom podaję pełny przepis:
Tort Pischinger albo zwykłe wafelki
Paczka wafli dowolnego kształtu, 1 kostka masła lub masła roślinnego, 3 łyżki kakao, 1 jajko, 6 łyżek cukru pudru, może być kropla olejku rumowego lub kilka kropel mocnego alkoholu.
1. Zmiksować ręcznym mikserem masło, dodać do niego jajko (można dodać tylko żółtko, a białko ubite na pianę później), cukier i na koniec kakao przesiane przez sitko i olejek rumowy albo alkohol.
2. Przekładać wafle cienkimi warstwami kremu. Owinąć w czysty biały papier i włożyć do lodówki przyciskając wafel deseczką.
3. Po ochłodzeniu można pokrajać wafle, można też, jeśli są okrągłe, posmarować jeszcze na wierzchu resztką kremu i podawać jak tort.
Jeśli wafle lekko zwilgotnieją w czasie przechowywania, można je wysuszyć przed przełożeniem kremem i uczynić chrupkimi wkładając do nagrzanego piekarnika.
Alicjo, może być pół listka, może byc i 2 listki. Wszystko kwestią smaku. A o tym nie należy dyskutować. Każdy ma inna wrażliwość kubeczków smakowych. I jeśli Ci smakuje kapuśniak z dwoma to nie ograniczaj się do połówki listaka bobkowego tylko dlatego, że tak podałem w swojej Witrynie. Albo spróbuj – i zadecyduj, która wersja lepsza.
Dziekuje za pomysł na felieton ziołowy. Obiecuję, że wkrótce się ukaże i będziemy mogli sobie o tym pogawędzić.
Torlin,
faktycznie, ze slownikiem nie ma sie co klocic, ale powiem Ci, ze kloci mi sie to z logika 🙂
Moze Bralczyk by cos na ten temat mogl powiedziec, zapytam przy okazji.
Kapusniak gotowy – oczywiscie z zasmazka na smalcu ze skwarkami, ktory zawiera wiecej skwarek, niz smalcu. Jak szalec, to szalec!
Pozdrowienia!
alicjo,
mysle,ze istnieja tysiace sposobow przyrzadzania kapusniaku!
Ja np. dodaje ziele angielskie,sol,pieprz a takze suszone sliwki.One nadaja zupie ciemniejsza barwe i ciekawy smak.
Moja znajoma dodaje zawsze czosnek.
Tymczasem zgromadzilam co potrzeba do zupy fasolowej.
Jutro ,wiec bedzie „fasolowa” z duza iloscia majeranku!
Pozdrawiam i smacznego.Ana
…aaaaaa! Fasolowa! I grochowka! Tez dobre zupy na zime! Gwoli scislosci, to nie trzymam sie scisle przepisow, ale lubie porownywac, kto jak co robi, w ten sposob udalo mi sie udoskonalic niektore przepisy wyniesione z domu, wzbogacic o cos tam. Sliwki suszone w kapusniaku by mi sie zgadzaly, wszak do bigosu sie dodaje, a bigos tez z kapusta, cos w tym jest. Sprobuje nastepnym razem.