Myśliwskie opowieści Pana Prezydenta
Nigdy nie polowałem i polować nie zamierzam. Uwielbiam jednak dziczyznę i często przyrządzam kaczki, kuropatwy, bażanty, szynki z dzika i udźce jelenie. Wiem, że to obłudne i wręcz obrzydliwe, ale cóż – natura łakomczucha jest ułomna.
Lubię też myśliwskie opowieści. Są tak barwne, kwieciste i pełne przesady. A teraz właśnie początek sezonu polowań. Już od paru tygodni słychać strzały nad rozlewiskami Narwi. Zaraz spotkam nagankę na brzegu Puszczy Białej. Pora więc pogawędzić o dawnych myśliwych. Zwłaszcza że polowania miały także i kulinarny aspekt. Kończyły się bigosem i zamrożoną wódeczką.
Jednym z najgłośniejszych myśliwych polskich był prezydent… nie, nie ten, o którym myślicie. To był ostatni prezydent II RP.
Prezydenta Ignacego Mościckiego, nie zważając na wszelkie różnice, można przyrównywać do Lecha Wałęsy. Mimo wyższego wykształcenia, znajomości dwóch języków obcych, szeregu wynalazków i patentów, międzynarodowej sławy w dziedzinie chemii i elektryczności, cechowała go pełna niekompetencja w wielu kwestiach absolutnie niezbędnych pierwszej osobie w państwie. Na dodatek jego miłość do najwyższego stanowiska i zamiłowanie do pochlebstw i pochlebców stawia obu mężów stanu na równi.
Kochając pompę i wszelkie uroczystości oraz fety, Ignacy Mościcki należał do ścisłej czołówki polujących polityków. Zaczął we wczesnej młodości. W majątku ojca ćwiczył się chętniej we władaniu szablą, strzelaniu, jeździe konnej i polowaniu niż w gimnastykowaniu umysłu.
Później sam zrezygnował z tych szlacheckich rozrywek, by ćwiczyć się w ascetycznym trybie życia godnym bojowego rewolucjonisty. Lata kolejne poświęcił jednak na naukę, wynalazki, wykłady w wielu politechnikach i uniwersytetach. I dopiero po ponad czterdziestoletniej przerwie znów – już jako prezydent Drugiej Rzeczpospolitej – chwycił za strzelbę. Polował w Białowieży, Puszczy Nadnoteckiej, w Puszczy Rudnickiej, na Huculszczyźnie, gdzie ubił niedźwiedzia, i w Wiśle czy Iwoncewiczach.
Miał pewną rękę i celne oko. Na słynnych polowaniach dla dyplomatów akredytowanych w Polsce – Mościcki najczęściej bywał królem polowania. I tak np. w 1936 roku znalazł czas aż na dziesięć wypraw myśliwskich. W grudniu z takich prezydenckich łowów przekazano do Lasek dwadzieścia pięć zajęcy, marszałkowi Śmigłemu prezydent podarował także pięć zajęcy, marszałkowej Piłsudskiej tyle samo, a do kuchni w Spale, gdzie Mościcki bardzo często wypoczywał, dziesięć szaraków.
W tym samym miesiącu na kolejnym prezydenckim polowaniu ubito: sto dziesięć dzików, jedenaście rysiów, sześć wilków, pięć lisów. Pierwszy obywatel sam ubił dwanaście dzików, dwa rysie i wilka. Jego syn powtórzył wynik seniora. Śmigły i ambasador Francji trafili tylko po jednym dziku. Zaś premier Prus dwa dziki i dwa wilki. Adiutant prezydenta ubił czternaście dzików, jednego wilka i dwa lisy. A zamkowy kapelan upolował zaledwie jedną sztukę, ale za to rysia.
Każde polowanie kończył bigos i czysta. W Spale jeszcze kilkanaście lat temu pracował intendent, który pamiętał te prezydenckie imprezy. On też przekazał mi przepis na śledzie z jarzynami i pomidorami w occie. Po lekkich modyfikacjach zapisałem danie (rozpowszechniam je w książkach oraz na witrynie) jako Śledzie Mościckiego. Spróbujcie tego specyjału. Pyszności!
Komentarze
Prezydent Wałęsa pewnie nie polował ale łowił za to ryby.
Przy jedzeniu upolowanego ptactwa trzeba uważac na śrut. Kilka razy jedząc , u kolegi na imieninach, dziką kaczkę „natrafiłem” na śrut.
Niedawno czytałam wspomnienia Eustachego Sapiehy, w których dwa z tych polowań są opisane. Pan Rydz Śmigły nie był dobrym strzelcem i łowczy polowania miał sporo kłopotu, aby pan Marszałek schodził ze stanowiska usatysfakcjonowany. Mościcki był ceniony jako strzelec, a towarzysko wpadek miał nie mniej, niż p. Wałęsa. Do dziś krążą anegdoty z wizytp.Prezydenta na dożynkach, weselach i crzcinach. Ponoć jeszcze żyje kilkadziesiąt osób, będących chrześniakami Mościckiego. Polowania ziemiańskie kończyły się nie tylko bigosem i starką – odsyłam do ksiązek Wańkowicza.
Panie Piotrze
Szukam śledzi Mościckiego na Państwa witrynie i nie mogę się doszukać przepisu.Mogę prosić o wskazówki.
Pozdrawiam
Panie Wojtku,
sam też nie mogę go znaleźć. Więc zawstydzony wysyłam Panu bezpośrednio, a informatyka poprosze o odnalezienie i wystawienie owego przysmaku na widok publiczny. To bardzo dobra pora na śledzie prezydenta. Życzę smacznego.
Śledzie Mościckiego
1 kg śledzi, 4 spore marchwie, 3 pietruszki, 1 średni seler pokroić w paseczki i dusić w oleju do miękkości. Wkroić 3 cebule i jeszcze chwilę poddusić. Zagotować pół szklanki octu. Wsypać po kilka ziarn czarnego pieprzu i ziela angielskiego oraz listek bobkowy. Ostudzić, zmieszać z jarzynami dodając 2 duże łyżki pasty pomidorowej i łyżeczkę cukru. Ostudzonym sosem i jarzynami przekładać w glinianym garnku warstwę śledzi, warstwę jarzyn z sosem. Na wierzchu winny znaleźć się jarzyny w sosie. Naczynie wstawić do lodówki lub chłodnej spiżarni na 3 dni.
(Przepis z 1928 roku otrzymany od intendenta pałacu w Spale)
Panie Piotrze
Szukając śledzi Mościckiego znalazłem na Państwa witrynie ciekawy pomysł na urozmaicenie kapusty z grochem(grochu z kapustą).Chodzi mi o plastry podsmażonego boczku,którym proponuje Pan obłożyć gotową potrawę.Świetna kompozycja nadająca dodatkową moc tej zimowej wyżerce.Przyznam się,że lubię podsmażane plastry boczku jeść wprost z patelni-z dużą ilością cebuli.Lubię też chrupiący, gorący boczek na pajdach świeżego chleba.Zastanawiam się,czy nie można by było wzmocnić kapusty z grochem golonką, ale nie podawaną jak zazwyczaj w całości, tylko podzieloną na fragmenty i w tej postaci podgotowaną z kapustą.Po prostu groch z kapustą na golonce.Uzyskałbym w ten sposób jednogarnkową potrawę na kilka dni zyskującą na smaku dzięki podgrzewaniu.Oczywiście boczek byłby już zbędny-golonka zapewniła by potrawie odpowiednią moc kaloryczną.No i mam dylemat-groch z kapustą na boczku czy na golonce?Jedno jest pewne-mam apetyt na groch z kapustą.
Pozdrawiam
Panie Piotrze
Dzięki za prosty i obiecujący przepis.Wybieram się dziś na większe zakupy,więc kupię matjasy i przygotuję przysmak Mościckiego.No i wyczekam do soboty patrząc z tęsknotą na gliniany garnek w lodówce. Jeszcze raz gratuluję pomysłu z plastrami boczku.Tyle lat pitraszę i na to nie wpadłem.
Pozdrawiam serdecznie
Do Wojtka z Przytoka – pamiętaj, że ocet kupowany przed wojną miał 6% stężenie. Obecnie w handlu jest wyłącznie ocet 10%. Trzeba do niego dodać przegotowanej, ostudzonej wody (na 100 ml octu, 40 nl wody). Pozdrawiam
Panie Piotrze,
a mnie jest szkoda tych lesnych braci!!!Przyznam,ze nie lubie mysliwych i lowow! Przez te ?chnie” Pif- Paf lasy mamy takie ubozuchne!
Czesto wyruszam nad pobliskie rozlewiska,zeby podgladac ptaki.Pelno ich tu w Holandii.Wiem,gdzie chadzaja bazanty.Nawet wczoraj spotkalam trzech panow bazantow.Jakze piekne maja upierzenie.Szkoda tylko,ze ich glos,pozostaje w takim kontrascie z barwami pior. Chyba po to,zeby odstraszyc wroga.Panie bazantowe zawsze czmychaja gdzies chylkiem.Ale jak ma sie cierpliwosc,to i je mozna wypatrzec.No i jak tu potem zasiadac do stolu z wypchanym (ku dekoracji) bazantem,hm?
Wojtku,Ty na pewno jestes „cienki jak kij od miotly”,bo jak czytam o tych kapustach z grochem,a to z pieczonym boczkiem,to znowu z golonka…no,no
Pozdrawiam serdecznie.Ana
Panie Piotrze,
a mnie jest szkoda tych lesnych braci!!!Przyznam,ze nie lubie mysliwych i lowow! Przez te ?chnie” Pif- Paf lasy mamy takie ubozuchne!
Czesto wyruszam nad pobliskie rozlewiska,zeby podgladac ptaki.Pelno ich tu w Holandii.Wiem,gdzie chadzaja bazanty.Nawet wczoraj spotkalam trzech panow bazantow.Jakze piekne maja upierzenie.Szkoda tylko,ze ich glos,pozostaje w takim kontrascie z barwami pior. Chyba po to,zeby odstraszyc wroga.Panie bazantowe zawsze czmychaja gdzies chylkiem.Ale jak ma sie cierpliwosc,to i je mozna wypatrzec.No i jak tu potem zasiadac do stolu z wypchanym (ku dekoracji) bazantem,hm?
Wojtku,Ty na pewno jestes „cienki jak kij od miotly”,bo jak czytam o tych kapustach z grochem,a to z pieczonym boczkiem,to znowu z golonka…no,no
Pozdrawiam serdecznie.Ana
Panie Piotrze
Śledzie zrobione.Dochodzą w lodówce-w sobotę degustacja.Niestety okazało się,że gliniane garnki pożyczyli sąsiedzi więc śledzie układałem warstwami w szklanej,ozdobnej misie na owoce.Dość ekscentrycznie to wygląda ale co tam.Zdecydowałem się na groch z kapustą na golonce.Kupiłem co prawda boczek,ale był tak piękny,że aż szkoda mi go było przysmażać.Dobrałem więc dwie zgrabne golonki,ugotowałem i w wywarze namoczyłem nocą groch.Dziś groch z kapustą skończę.Całe popołudnie zeszło mi na pitraszeniu lecz w formie utrzymywało mnie doskonałe czeskie piwo dobrze kojarzące się z golonkami.
Pyro
Oczywiście,że pamiętam o stężeniu octu.Przeliczam stężenia skrupulatnie-jest to zresztą jeden z niewielu moich kontaktów z matematyką.Ilekroć siadam nad kartką z równaniem dotyczącym proporcji przypomina mi się gehenna szkolna i pełne smutnego zniechęcenia oczy mego matematyka. Orał chłop na ugorze-dobrze,że choć umiejętność przeliczania stężeń octu i alkoholu mi z tego pozostało.Na marginesie-w starych książkach kucharskich są praktyczne przeliczniki mąki,cukru,soli itp na łyżki,łyżeczki i szklanki.Bardzo przydatne są te tabele.
Ano
Wagę utrzymuję niezłą jak na wiek.Waże w przedziale 70-75kg-latem mniej a zimą więcej.W formie utrzymują mnie długie spacery-mogę przejść koło 30 km bez większego zmęczenia.Spalam więc boczki i golonki. A mam gdzie chodzić! W okolicach mojej wsi są mokradła starorzecza Odry a na nich enklawy czapli,gęsi,łabędzi i mateczniki dzików.Są też stare fortyfikacje(linia obrony Berlina).Nic tylko brać psy ze sobą i włóczyć się całymi dniami.
Pozdrawiam serdecznie