Pokojowe lodownie czyli nowoczesność

Dziś zapraszam wszystkich do kuchni naszej prababci. Ile tam ciekawych a dzis zapomnianych sprzętów.
„W kuchniach naszych prababek do niezbędnych sprzętów należał wielki dębowy stół z szufladą. Na nim właśnie wykonywało się wszystkie czynności gospodarskie, krajało, siekało, fasowało, układało na półmiskach. Szafy kuchenne mogły być odkryte, z półkami, na których stawiało się potrzebne w kuchni statki. Używano naczyń kuchennych z miedzi, żelaza, niklowanych oraz glinianych garnków z polewą.

W Kalendarzu na rok 1858 Józefa Ungera pisano o szkodliwości naczyń miedzianych: „Pod wpływem wody, powietrza, pokarmów pokrywają się one zielonym nalotem zwanym grynszpanem, który przenikając do pokarmów, zatruwa je”. Garnki miedziane do użytku kuchennego bielono, czyli powlekano cienką warstwą czystej cyny. Robili to domokrążni kotlarze, druciarze, blacharze; dość nietrwałe bielenie trzeba było często ponawiać.

Drugim rodzajem naczyń kuchennych były naczynia żelazne: z kutego żelaza, żelazne polewane wewnątrz i blaszane. Naczynia te łatwo pokrywały się rdzą, wymagały zatem dokładnego suszenia.

Jeszcze innym rodzajem naczyń kuchennych używanych w gospodarstwach prababek były garnki gliniane z polewą ołowianą. Polewa ta wypłukiwana przez potrawy słone i kwaśne stanowiła truciznę dla organizmu. W naczyniach glinianych z polewą ołowianą nie można było zbyt długo przechowywać artykułów spożywczych. Z czasem zastąpiono polewę ołowianą innym rodzajem polewy.

Wielkim postępem było pojawienie się garnków z fabryki Karola Mintera w Warszawie. Minter jako jeden z pierwszych w końcu lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zaczął maszynowo wytwarzać naczynia kuchenne z blachy żelaznej, którą następnie cynkowano lub emaliowano. Od roku 1881 fabrykę pozostającą w rękach Minterów pięćdziesiąt dwa lata przejęło Towarzystwo Akcyjne „Wulkan” i ono przez wiele lat zaopatrywało rynek w emaliowane naczynia kuchenne uznane za higieniczne, czyli zdrowe. Od lat siedemdziesiątych XIX w. nowoczesne gospodynie starały się więc zastępować miedziane – garnkami emaliowanymi z blachy; do gotowania rosołu często używało się garnka kamiennego, który dla przedłużenia żywota powinien być odrutowany.

W każdej kuchni konieczne były moździerze – mosiężny i porcelanowy do ucierania na miazgę, tarka, łyżki do szumowania rosołu, wanienka do gotowania ryb, makutra, miska do ucierania pasztetu i wanienki do wygrzewania potraw. Potrzebnych było także co najmniej dwanaście garnków i rondelków, dwie brytfanny z „angielskiej blachy”, ruszty do pieczenia mięs i baranich kotletów, kilka blach do pieczenia ciast, durszlak, wycinacze do wyrzynania pasztecików i ciastek, noże „do tranżerowania”, łamacze do ostryg (kupować takie można było w firmie Brun i Syn przy placu Teatralnym). Konieczne były także rożny.

Co prawda już pod koniec ubiegłego wieku odzywały się głosy o wyższości kuchni gazowych nad węglowymi czy drzewnymi, jednak… do końca XIX stulecia w skład niezbędnego wyposażenia domu wchodził jeszcze zgrabny pieniek do rąbania drew.

Zanim wprowadzono kuchnie gazowe, niezbędne było istnienie kuchni opalanych drewnem lub węglem. Kuchnie tak zwane angielskie, o zakrytym palenisku, weszły powszechnie w użycie dopiero w połowie XIX w., nadal jednak chętnie używano otwartego ognia do pieczenia na rożnie czy na ruszcie. Wprowadzanie kuchni gazowych, a wkrótce potem elektrycznych, reklamowane było jako krok na drodze do higienizacji kuchni. Bez popiołu, węgla i rąbania drew można było ugotować obiad szybko i, jak zapewniano w reklamach, dość tanio.

Pierwsze dziesięciolecia XX wieku przyniosły rozkwit technik służących gospodarstwu domowemu. Nauczono się opatrywać mechanizmami elektrycznymi różne domowe sprzęty zaczynając od żelazka, kończąc na pierwszych, niezdarnych mikserach, przypominających raczej aparat rentgenowski do prześwietlania zębów. Zaczęła się, choć zrazu powolna, ewolucja formy, ulepszanie techniki, zwiększanie zakresu czynności wykonywanych za pomocą różnych sprzętów, jakie są teraz stałym elementem wyposażenia naszych kuchni.

W drugiej połowie XIX w. Karol Minter specjalizował się w produkcji maszynek, np.: „maszynki do kawy z białej blachy i mosiężnej przeszło 20 rozmaitych konstrukcji, na spirytus i węgle, oraz najnowsze zwane ?Non plus ultra?, maszynki do rąbania cukru, do robienia lodów, do gotowania jaj, do siekania mięsa, do obierania jabłek?. W roku 1869 Minter reklamował już garnki hermetyczne do gotowania rosołu – zapewne prototyp dzisiejszego szybkowaru. W wielu domach były minterowskie tace ?od najskromniej lakierowanych do inkrustowanych złotem i perłową konchą (muszlą), koszyczki do ciast i chleba, podstawki do szklanek”.

Fabryka Karola Mintera jako jedna z pierwszych, obok Pierwszej Warszawskiej Specjalnej Fabryki Lodowni Pokojowych (egzystującej od 1875 r.), zaczęła produkować lodownie pokojowe w latach osiemdziesiątych XIX w. Znana warszawska firma trudniąca się sprzedażą sprzętów gospodarstwa domowego, „Krzysztof Brun i Syn”, polecała w 1901 r. lodownie pokojowe – krajowe i „amerykańskie Mac Craya ze ściankami izolowanymi wełną mineralną, dającą znaczne oszczędności na lodzie. Krążenie wewnątrz lodowni absolutnie suchego powietrza zabezpiecza potrawy od psucia się”. Lodownie pokojowe nabywali jednak nieliczni klienci. Głównym miejscem do przechowywania artykułów żywnościowych była przez wiele jeszcze lat piwnica i spiżarnia. W piwnicach stawiano skrzynie wyłożone słomą i przetrzymywano w nich lód (wyrąbany z rzeki lub stawu), na którym chłodzono mięso i ryby, studzono galarety.”