Mój Prut już nie szumi

Wszyscy chyba ludzie mojego pokolenia znają słowa harcerskiej czy turystycznej (bo śpiewanej przy ognisku) piosenki, w której „szum Prutu i Czeremoszu do tańca porywa”.

Przez lata wiedziałem, że obie rzeki płyną sobie gdzieś na dawnych wschodnich kresach naszego kraju. Od czasów podziału jałtańskiego wody tych rzek płyną już tylko w piosence, bo w rzeczywistości znajdują się w zupełnie innych krajach.

Z wielkim zdumieniem, ale i z pewna radością, gdy osiedliłem się nad Narwią na skraju Puszczy Białej, trafiłem na tabliczkę stojącą przy mostku jednego z dopływów, że rzeczka nazywa się Prut. Ów kurpiowsko-mazowiecki Prut jest strugą niezbyt szeroką (w niektórych miejscach dawało się ją nawet przeskoczyć) i niespecjalnie głęboką (przejście pieszo nie stanowiło zbytniego kłopotu). Często w upalne dni ganialiśmy przez łąki nad ów Prut, by się ochłodzić. Toczył on bowiem swoje wody o bardzo niskiej temperaturze – ponieważ chyba na całej długości płynie pod osłoną drzew.Okoń1P7080049Przy ujściu Prutu do Narwi (we wsi Kruczy Borek) czasem łowiłem ryby, bo potrafiły się tu zaplątać nawet całkiem przyzwoite szczupaki. Małych okonków (ale wymiarowych jak ten wyżej), które usmażone na chrupko stanowią wyjątkowy przysmak, było tu naprawdę mnóstwo.

Dawno jednak już odłożyłem wędki, więc piszę o tym w czasie przeszłym. Dziś zaś przeżyłem prawdziwy szok. Wracając z poczty w Zatorach, gdzie dociera warszawskie wydanie „Gazety Wyborczej”, gwałtownie zatrzymałem się na moście nad Prutem. Moja rzeczka bowiem zniknęła. W jej korycie rosną bagienne rośliny. Przejść się jednak nie daje, bo człowiek zapada się w bagno chyba powyżej pasa. Widok suchej rzeki w tej części Polski robi wrażenie.

Ciekaw jestem, kiedy Prut znowu będzie szumiał, tocząc wodę do Narwi.