Południowy Tyrol atakuje!

Jeszcze mam na języku smak specku i kaiserschmarren, gardło nie obeschło po ostatnich łykach lagrein  a tu kolejna ofensywa kulinarna Alte Adige czyli Południowego Tyrolu. Dostałem zaproszenie na tyrolską kolację przyrządzoną przez kolejnego mistrza kuchni – Stefana Unterkirchera. Przyjechał on do Warszawy na cykl szkoleń w stołecznym technikum gastronomicznym a przy okazji spotkać się z dziennikarzami piszącymi o kuchni i o winach. We włoskiej restauracji „San Lorenzo” ( w pobliżu Hali Mirowskiej) zgromadził Stefan zacne towarzystwo: byli m.in. Tomasz Prange-Barczyński i Marek Bieńczyk – dwaj wybitni znawcy win i pięknie o nich piszący, Inka Wrońska („Kuchnia”), Ela Pawełek („Sukces”), Marek Przybylik („Szkło kontaktowe”) , a wszystkich usadziła przy stole Bożena Jurecka z agencji Itabo zajmującej się m.in. promowaniem Włoch, ich win i potraw.

 

Stefan Unterkircher i jego goście

Stefan Unterkicher, tak jak i opisany tu jego kolega Norbert NIederkofler, okazał się sympatycznym i bardzo skromnym człowiekiem. Jak na mistrza kuchni przystało zdecydowanie bardziej wolał siedzieć w kuchni niż przy stole. Nie udało mu się jednak całkiem wymigać od rozmowy o własnych przepisach, które nam pięknie podano.

Stefan wraz ze swoją partnerką Claudią Pitscheider prowadzi znaną restaurację „Castel Ringberg” leżącą w pobliżu jeziora di Caldaro, na skraju miasteczka Kaltern Caldaro. „Castel Ringberg” szczyci się w swym herbie datą – 1652 r. Ale sądząc po wyglądzie Stefana ma on trochę mniej lat niż 350. Widać chodzi tu o datę wybudowania owego „Castel”.

Unterkircher twierdzi, że wyjątkowość jego kuchni i jej osobliwość wynika z umiejętnego połączenia wpływów alpejskich ze śródziemnomorskimi. Po drugie zaś  z korzystania z miejscowych produktów najwyższej jakości. Tutejsze owoce, winorośl, sery, mięsa są nadzwyczajne dzięki klimatowi dość surowemu w zimie i bardzo słonecznemu w lecie.

Potwierdzam te sądy po licznych w końcu spotkaniach przy południowo-tyrolskim stole i wędrówkach w Dolomitach.

Kolacja w San Lorenzo miała pięć odsłon. Zaczęliśmy od canneloni ze speckiem i jabłkami (sztandarowe produkty Górnej Adygi) oraz grillowanych knedelków z kminkową pianką. Jak na antipasti przystało porcje były małe i wzbudzające apetyt.

Kolejne danie to ravioli z farszem ziemniaczanym i suszonymi gruszkami oraz serem Stelvio. A wszystko okraszone masłem. Po pierożkach, cudownie aromatycznych, apetyt jeszcze bardziej wzrósł.

Teraz na stole znalazła się ryba: filet z sandacza na grzance z ciemnego chleba w kremie z kapusty z Val Venosta.

Pora na mięso: podano więc plaster wołowiny w sosie miodowym z puree selerowym z wanilią.

Na koniec oczywiście deser: kruche ciasto z musem zrobionym na bazie białego wina (gewurztraminer passito) oraz sorbet z kwaśnej śmietany.

Każdemu daniu towarzyszyło inne wino. Wymieniam je w stosownej kolejności: Pinot Bianco Vial 2007, Pinot Grigio Pastel Ringberg 2007, Gewurztraminer Kolbenhof 2007, Lagrein Puntay 2005, Gewurztraminer  Passito Canthus 2005, a na koniec kieliszek grappy.

Aby nie dopuścić do linczu (chcę jeszcze pożyć) i zaspokoić Wasze apetyty podaję pierwszy przepis z Dolomitów. Kolejne będą przy innych okazjach.

Risotto z białym winem, speckiem, jabłkami i porem
16 dag ryżu (carnaroli), 6 dag cebuli, 20 ml oliwy z oliwek, 0,5 l wywaru z warzyw lub rosołu, 0,5 l soku z jabłek,  0,5 l białego wina (Pinot Bianco), 1 jabłko, 8 dag specku, 10 dag pora, 8 dag masła, 4 dag dojrzałego żółtego sera, sól, pieprz
Cebulę posiekać drobno i zrumienić na oliwie. Dodać ryż i lekko uprażyć. Zalać odrobiną białego wina, dodać sok jabłkowy, wywar lub rosół i gotować na małym ogniu. Po kwadransie gdy ryż jest al dente dodać pokrojony w kostkę i podsmażony speck oraz też pokrojone w kostkę jabłko, młodego pora pokrojonego w paski, starty ser i masło, posolić, doprawić pieprzem, zamieszać i podawać.