Alchemia smaku, piękna i miłości
Był cesarzem szefów kuchni od momentu, w którym przyznał mu ten tytuł w prywatnej rozmowie cesarz Niemiec. Wydał szereg książek kulinarnych, które przez długie lata stanowiły podręczniki wszystkich kucharzy, którzy chcieli zrobić wielką karierę. Obracał się w najlepszym towarzystwie: władców świata, koronowanych głów, artystów. Kochały się w nim kobiety i był kochankiem najwspanialszych z nich. Ale ludzie znający go blisko twierdzili, że jego jedyna miłością było przyrządzanie wymyślnych potraw i karmienie nim tych, którzy potrafili ów fakt docenić.
Ukazała się właśnie książka o Escoffierze. Jest to powieść z pogranicza „harlequinów”, biografii i książek kulinarnych. Miłośnicy każdego gatunku z osobna znajda tu cos dla siebie. Ja znalazłem i to sporo. Wkrótce się o tym przekonacie.
Na początek przytoczę mały fragment prezentujący stosunek bohatera do kuchni, gotowania i produktów spożywczych. No i oczywiście do tych, którzy korzystają z jego pracy. Przytaczany fragment to scena z pierwszej wizyty w kuchni restauracji Escoffiera w Monte Carlo jego świeżo poślubionej żony (nawiasem mówiąc poetki, wygranej przez mistrza kuchni w bilard od jej ojca znanego wydawcy). Escoffier przyrządza (czy raczej dyryguje kucharzami) najwspanialsze dania, bo chce olśnić swą wybrankę. Ona zaś ocenia to co znajduje na talerzach:
„Nie bardzo wiedziała, jakiej odpowiedzi oczekiwał.
– Wyśmienite – powtarzała raz za razem, aż w końcu Escoffier nie mógł dłużej tego znieść.
– Nie, nie jest wyśmienite. Ma w sobie to, co nazywam wyśmienitością. Piąty smak. Gorzki, słony, kwaśny, słodki i wyśmienitość. Mówię o tym ludziom, a oni myślą, że to tylko mój wymysł, ale wyśmienitość jest na twoim języku, jest tam celowo. Potrzebujesz jej, żeby docenić wywar cielęcy. Nadejdzie dzień, kiedy wszyscy ją odkryją. Ale nie o taką ocenę cię proszę. Pomyśl o każdej potrawie jak o wierszu. Nie wystarczy powiedzieć, że coś jest jadalne albo że słowa są właściwie zapisane. Gdzie w tej alchemii mieszka piękno? Gdzie jest jej miejsce w boskiej naturze rzeczy?
– Ależ Auguste, przecież to tylko jedzenie.
– Może dla innego szefa kuchni tak. Jednak gdy ja podaję ci ten talerz, daję ci pokarm, którego potrzebujesz, żeby dalej żyć, a równocześnie sprawiam, że zaczynasz inaczej spoglądać na świat. Stawiam przed tobą dzieło, które pozwala ci spojrzeć na świeżą marchewkę tak, jak jeszcze nigdy na nią nie spoglądałaś, tak żebyś ujrzała nie tylko jej piękno, ale również niezwykły potencjał ukrytych pod ziemią korzeni, którym ja każę śpiewać. Daję tej marchewce nowe życie, żebyś ty, jedząc ją, też dostała życie. Ona staje się częścią twojej skóry, włosów, zębów. Gdy patrzysz na potrawę, musisz zapytać siebie, gdzie w tym pięknie kryje się świadomość istnienia Boga. Gdzie znajdziesz dowód jego miłości?
Od tamtej chwili Delphine już zupełnie inaczej myślała o jedzeniu.”
Mnie ten fragment zachęcił do dalszej lektury. I nie żałuję.
Choć w książce nie ma podawanych przepisów wprost, to uważny czytelnik mający pojęcie o kuchni i gotowaniu, jest w stanie przyrządzić kolację wg. Escoffiera. Nawet tak wymyślną jak te podawane Sarze Bernhardt.
Komentarze
Przytaczany fragment to scena z pierwszej wizyty w kuchni restauracji Escoffiera w Monte Carlo jego świeżo poślubionej żony (nawiasem mówiąc poetki, wygranej przez mistrza kuchni w bilard od jej ojca znanego wydawcy).
😆
Świat nas potrafi rozbawić, Pan Gospodarz także (nie żeby dalsze fragmenty były mniej wyśmienite :roll:)
…Życząc najwspanialszych możliwie wygranych dziś, jutro i w najlepszym towarzystwie… 😆
(Lecz jest jeden szkopuł – po takim tekście do szczęścia nie potrzeba mi już żadnych kalorii… 😎
PS, do alchemicznego amalgamatu szczęścia, smaku i Wyśmienitości Samej dodam, że w moim przenajukochańszym skisłymi mieście dziś – po raz pierwszy od nie-wiadomo-ilu-dni – od samego rana świeci słońce* (i wytrwa aż do zachodu, mówi meteo)… sprzedanych narzeczonych na horyzoncie nie widać, za to poetów i poetek peeeełno… 😉
_______
*temps na dobrym plusie, wiatr, płaty śniegu mokrego, przeszklonego wczorajszym deszczem, psie kupy gdyby mieć lornetkę (ale zdaje się jeszcze nie oflagowane… :roll:) – poezja wiosny, smaku i miłości życia, naprrrawdę!
No proszę, jak się wierutne bzdury wypisuje – to przechodzą błyskawicznie a gdybyś człowieku coś w naczyniu ża ro od por nym chciał przynieść na stół – to zeżre albo do wystudzenia odeśle – co za sprawiedliwość? 😮
Dzień dobry.
Artyści bywają nieznośni. Czyta się to świetnie, ale gdyby mi taki wykład przy obiedzie palnął świeżo poślubiony? Uj, nie byłoby milutko! Nie mówiąc już o drobiazgu, że młoda Pyra miała charakter dość choleryczny i pewnie strzeliłaby drzwiami „A zjedz sobie sam swoje wyśmienitości!” Całe szczęście, e „czas nas uczy pogody”. Jednak nachalnego mentorstwa i teraz nie lubię, a dobrze zjeść – owszem, owszem.
Pyro właśnie to miałam napisać ale nie śmiałam … wszelka tyrania mnie wkurza i już …
Dzień dobry 🙂
Przezabawne te modły do uduchowionej marchewki 😆
Nadmiernej celebry nie znoszę w żadnej postaci. Najpierw trzasnęłabym talerzem, drzwiami potem 😉
Jolinku, bezowe torty to jedno z moich licznych, słodkich uzależnień 😀
W „Wyborczej” przeczytałam dwie recenzje teatralne: z Sewerynowego „Irydiona” w Warszawie i „Balladyny” wystawionej w Poznaniu, na motywach Słowackiego, ale „odczytanego” przez duet Garbaczewski (reżyser i scenograf) p.Cencko (?) – ponoć poeta – scenariusz, teksty.
Obydwie recenzje bardzo krytyczne i to z dwóch przeciwstawnych kierunków: A.Seweryn dostaje za epatowanie publiczności dramatem romantycznym, który jest dla współczesności „Obcą literaturą, w obcym języku” Hmmm!
Poznańskie przedstawienie tak, jak je opisano – budzi grozę!Nie czuję się na siłach streścić recenzji p. Mrozka. Przeczytajcie żeby sobie uzmysłowi czym może grozić wysłanie małolatów na polską klasykę.
Dziewczyny – przypomniało mi się, że doskonały i nie tak słodki tort bezowy dają w Różanej, gdzieśmy kiedyś biesiadowali blogowo z Gospodarzami, i gdzie, za poduszczeniem Gospodarza zaryzykowałam po kawałku z obu bezowych wersji. Może dają na wynos?
Co za ohydne słowo ten wynos, swoja drogą.
Dzień dobry,
wywiad z prawnukiem kucharza tyrana 😀 :
http://kultura.onet.pl/ksiazki/rozmowy/auguste-escoffier-moj-pradziadek-byl-cesarzem-kuch,1,5392892,artykul.html
No właśnie, droga Pyro. Ten recenzent od Irydiona zapewne zaordynowałby – gdyby mógł – spalenie Luwru, bo tam też same prawie starocie gadające obcymi językami.
Haneczko, są „wynosy” w Różanej. I beza n czele – nie bez powodu!
http://www.restauracjarozana.com.pl/wynosy.html
No więc masz kolejne źródełko ulubionego pożywienia!
Dzień dobry Blogu!
Dzisiaj Escoffier wiedziałby już, jak nazwać ten piąty smak, odpowiedzialny za wyśmienitość wywaru cielęcego etc.
To umami.
Wykrywają go na języku receptory detekcji karboksylowego anionu glutaminy, który balansuje smak i dopełnia zapach potrawy.
Tak mówiąc prozą 😉
Dziś obiad „wystawny”, bo przyjedzie teściowa.
Sałata z musem z kaczki, zupa z suszonych prawdziwków, polędwiczka wieprzowa z koniakiem i zielonym pieprzem, ziemniaki puree, groszek cukrowy (mrożony z ogrodu), galaretka wiśniowa z truskawkami.
Na dworze po nocnej ulewie słonecznie i ciepławo, śnieg zmyło do połowy gór 🙁
Ależ Escoffier wiedział. I nazwał. Tyle że nie po japońsku.
A zatem się przyznam nieskromnie,że dałam wczoraj nowe życie paru ziemniakom.Kazałam im śpiewać w towarzystwie porów i suszonych pomidorów.Po kolei było tak :
-najpierw uwertura-formę wykładamy ciastem kruchym lub francuskim
-potem ansembl-z ugotowanych ziemniaków pokrojonych na plasterki, przesmażonych na oliwie porów i pokrojonych na drobne kawałki suszonych pomidorów
-następnie intermezzo-zalewamy nasze jarzyny jajkami rozbełtanymi ze śmietaną i odrobiną mleka
-jeśli chodzi o arie-to każdy śpiewa,jak lubi,znaczy doprawia wedle gustu
Wielki finał w piekarniku.Oklaski,kiedy danie pojawia się na talerzu 😉
Bisy przewidziane,kiedyś znowu w przyszłości.
Oliwa fuj. Masełko!!!
Gdybym była Włoszką, to zapewne z północnych Włoch. Oni też masełkują, nie oliwią. Podobno.
Czasem robię coś na oliwie, ale bardzo oszczędnie ją dawkuję. O, Francuzi lubią pchać masło do wszystkiego. Podobno. Vive la France!
Danuśko, uwielbiam takie danka jak opisujesz. Mogłabym zapiekać wszystko, tylko mi się przeważnie nie chce uruchamiać piecyka dla jednej osoby.
Nisiu-sama przecież wiesz:
w Normandii i Bretanii masło do wszystkiego,na południu Vive oliwaaa !
Mariaż oliwy z masłem daje też smakowite rezultaty 🙂
Ziemniaki śpiewające Danuśką akceptuję bez najmniejszych zastrzeżeń 😀
Pory tylko na masełku, tu się zgodzę z Nisią 🙂
Nisiu-takie tarty można zamrozić.Przemyśl sprawę !
Nemo-już mówiłam,że w tej Warszawie,jak w Alpach,a nawet lepiej.
Śnieg zmyło w 3/4, a kto wie, czy nie w 4/5 😉
sosna zrywa się i podnosi koronę, pochyla się i kołysze
(niczym kot drapany za uchem)
gdy szary grzebień chmur czesze skraj lasu
I znów zniknęło…
Danuśko, dzięki Twojemu opisowi moje zapiekanki będą miały od dzisiaj muzyczny wystrój 🙂
Asiu, bardzo ciekawy wywiad. Prawnuk Escoffier wierzy święcie, że dobre wino może zdziałać cuda – Jolinku, to dla Ciebie 🙂
Alino – i chwali McDonaldsa 😀
Interesujaca pozycja. Bedzie to pierwsza ktora poleca Piotr i mnie od razu przypadla do gustu, na tyle ze postanowilem wejsc w jej posiadanie. Spewnoscia jest rowniez wydana po niemiecku. Bede mial dosyc czasu na zreszerszerowanie.
A teraz bardzo wazna informacja dla tych ktorzy oczekuja bym zniknal.
Pozdrawiam i znikam z schönefeld
Asiu, tak, to zabawne. McD przestrzega higieny i jakości produktów a Escoffier też to propagował więc ekstrapolując… Byłby podobno orędownikiem taniego i dostępnego jedzenia. Wizjoner 🙂
Byku – tak mi się skojarzyło… http://artyzm.com/obraz.php?id=10936
„jesienia sprzedaje sie owoce, wiosna – lekarstwa”
z chin
asiu 😉
Żeby ten Byk był tak wdzięczny i elegancki, jak jego wiersze…..
Lajares – przyjaznych wiatrów.
Byłam w mięsnym, bo Radziowi skrzydełka „wyszli”, a przy okazji i dla nas coś tam dokupiłam. W niedzielę przyjeżdża na kilka dni Ryba i będziemy gotowały na 3 osoby. Nabyłam wielkiej urody pasmo żeberek wieprzowych, jutro pójdą w marynatę, a w niedzielę w piekarnik. Kupiłam też doskonałą metkę tatarową i kilka plastrów białego salcesonu – to już tylko dla mnie.
Na ulicy wieje, duje, świszcze i piździ i to idąc w obydwie strony. Jakim cudem? Powinno być – z wiatrem, albo pod wiatr! A tu taka ciekawostka.
Gdyby Amerykanie nakręcili „Czterech Pancernych i psa” 😉
http://www.youtube.com/watch?v=wiYWYawiqgk
Asiu, rewelacja!!!
Montaż i dźwięk robią KINO z materiału filmowego – stara prawda, a ot i dowód.
Pękłam w szwach!
Nisiu – jeszcze jest „Potop”:
http://www.youtube.com/watch?annotation_id=annotation_146542&feature=iv&src_vid=wiYWYawiqgk&v=PJqeczqJaag
A dla chętnych wywiad, po czesku (z polskimi napisami), z Mariuszem Szczygłem 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=KY289votq-A
„Potop” już mnie tak nie rozbawił
Ale „kończ waść, Mr Michael” było mocne…
Witam i przytulam Wszystkich.
http://www.youtube.com/watch?v=vr3x_RRJdd4
🙂
Asiu, „Rejs” też zabawny 🙂 Obejrzałam też Cyber Mariana, ma chłopak pomysły 🙂
Alicjo, czerwony barszczyk wyszedł pyszny. Nic nie doprawiałam. Dziekuję za inspirację i przepis 🙂
Alinko 🙂
Yurku – czy dzisiaj jest dzień przytulania? 🙂
Asiu, tak, dla mnie się kończy o 24h 01.31.2014.
No to się przytulajmy 😀
Ja już nie zaryzykuję. Kiedyś, zwywiadowana na okoliczność przytulania, które poparłam gorąco, doczekałam się wpisu na forum w rodzaju: no własnie, zacznie taka gruba na siłę obłapiać, obrzydlistwo.
A ze mną Nisia misia nie zrobi?
Ha, my wcale nie grubasy, Nisiu, Marku – my jesteśmy ludzie przytulni.
Nisia, „obłapianie siłowe”, ten dziwoląg, nie ma nic wspólnego z dzisiejszym świętem.
Marek, zważywszy, że jesteś również Misiem, to rzecz jest jasna!
czesto mnie cenzuruja, , czasami nawet slusznie, @pyra…
pamietam, koniec stycznia 82) jedna rewizje,
gdy zainspirowany mleczka, czeczotem, tudziez dudim,
smarowalem wlasnie komiks p.t. „cyc za nic -czyli najkrotsza historia erotyczna II rp”;
dla naszych „smutnych panow” byla to gratka, bo mieli juz po dziurki w nosie ulotek na powielaczu bialkowym, bo w asymetrycznym konflikcie militarnym(jakim byl stan wojenny) strona wygrywajaca z reguly strasznie sie nudzi…
tak wiec, konskim targiem, zarekwirowano mi polowe rysunkow,
ktore, mam cicha nadzieje, spoczywaja juz teraz w lochach watykanu 😉
Byku – ja już dawno zlazłam z wszystkich barykad.
http://youtu.be/Dgi8oMVuzpM
@ogonek:
ja jestem tak jak txl, zamykaja mnie ciagle,
ale im sie jeszcze, na amen, nie udalo…
dobrego wiatru pod skrzydlem 🙂
@pyra:
czesc tobie i chwala, nareszcie!
musze zanotowac….
Pyra 31 stycznia o godz. 19:06 opuszcza barykade
Byku =- gruba pomyłka; ja zlazłam w 1976r; odtąd siedzę z boku i patrzę. I myślę.
@pyra:
tak; ta podwyzzka ceny zwyczajnej na 44 zl(czerwiec 1976)
byla gwozdziem do trumny propagandy sukcesu, no i w ostatecznosci,
doktryny breschnewa.
p.s.
etruskowie wierzyli, a ja jestem tego samego zdania,
ze najwazniejszym organem istoty zyjacej jest watroba;
(mozg prawie na koncu 😉 )
Byku – mam w pompce wszelkie -izmy. Mnie wystarczy zwyczajny, przyzwoity człowiek obok. I wiesz co? Nie chcę z Tobą rozmawiać o polityce i poglądach, wolę o grzybach. Co się będę przed snem denerwowała.
p.s.p.s.
rok 76 jest czyms w rodzaju zwrotnika koziorozca historii,
a,polska kielbasa – motorem przemian.
takze bunt na” bounty” mial bardzo trywialne przyczyny,
nie mowiac o kolonizacji afryki, @pyra…
…a pierwszym meczennikiem tej nowej ery w historii ludzkosci jest cejrowski
@pyra:
a ja -yzmy i gzymzsy .)
Q..wa,
o czym tu pisać.
Temat niby jasny, nazwisko słynne – i co dalej?
Znowu mam wrażenie, że wszystko co miałbym jeszcze do dodania, już napisałem.
Kłutniami się nie interesuję.
…albo maklowicz, jak kto woli…
cale szczescie wraca przymrozek, to i dziury na drogach zrobia sie wieksze i lepiej bedzie je widziec o swicie, czesc @pepe,hej jak tam na emeryturze, odpaliles jaki szalowy program?
p.s.
u mnie, niestety tylko vin d´pays