Tajne spotkanie pod zburzoną Moskwą
Po raz pierwszy w naszym blogu dojdzie do ujawnienia tajemnicy. Pod zburzoną (przed wieloma laty zniknęło to warszawskie kino) „Moskwą” odbyło się sekretne spotkanie spiskowców z wielu krajów a nawet kontynentów.
W restauracji „Różana”, tej Mekce smakoszy, odbyło się spotkanie, a może nawet Zjazd, kilkunastu emisariuszy z Kanady, Francji, Meksyku i różnych stron Polski. Wszyscy oni zajmowali się głównie jedzeniem oraz piciem a także plotkowaniem o tych, których nie było.
Zjazd przygotował grunt pod program dzięki któremu blog „Gotuj się!” przejmie władzę (na razie duchową) nad wszystkimi ludźmi o dobrych charakterach, silnym poczuciu humoru, wielkiej tolerancji dla ludzkich wad (z wyjątkiem głupoty i chamstwa), skłonnościach do tycia lub (jak kto woli) odchudzania, znawców kuchni, trunków i miłości.
Tak, teraz wierzę, że świat do nas należy. Zrozumiała to już Warszawa składając hołd założycielom nowej Międzynarodówki Prawdziwych Smakoszy, podejmując ich w jednej z najlepszych restauracji miasta.
Nie będę opisywał dań i win, które padły łupem wygłodniałych zjazdowiczów, bo kto ciekawy to może zajrzeć na internetową stronę „Różanej” i będzie wiedział co było grane. Powiem tylko, że obiad trwał ponad trzy godziny i nikt się nie nudził mimo, iż każdy mógł dojść do głosu. Mówiono w kilku językach naraz ale w każdym smacznie. Tematy były zróżnicowane i zależały od punktu siedzenie czyli od miejsca przy długim na 14 osób stole.
Jedynym daniem, które było wspólne dla niemal wszystkich był tort daktylowy. To tort bijący na łeb (czy raczej na pysk) wszystkie inne torty świata.
Potem nastąpił atak na Starówkę, w którym wzięły udział odwody czyli ariergarda „Gotuj się!” w czasie, gdy zasadnicza grupa odwoziła zmęczoną awangardę do koszar zwanych dla niepoznaki hotelem „Maria” (ach jakież pyszne tam śniadania – wykrzykiwała awangarda).
Teraz, gdy chronologia nie gra już żadnej roli, opowiem w dwóch zdaniach o wstępnym zgromadzeniu, które odbyło się dnia poprzedniego w schronie na Mokotowie, na tyłach Komendy Głównej Policji, bo jak wiadomo najciemniej jest pod latarnią. W tym spotkaniu w wąskim gronie uczestniczyła delegatka Kanady spiskująca z delegatką Kurpiów. To tam ustalono program wdrożony w życie dnia następnego. I tam spiskowcy jedli, pili i plotkowali. A wszystko to wyglądało tak:
Alain już wie co zamówi, przed nim Danuśka, za nim Alina
Z lewej Zgaga ( w czerwonym), z prawej Małgosia W. (w czarnym) a za nią Włodek
Nisia na tle tortów i lewkonii
Barbara i Krystyna modlą się nad tortami o apetyt
Barbara i Alicja nad szparagami
Alicja przy deserze truskawkowo-imbirowym
Komentarze
Nie wierze zadnej wiadomosci, dopoki nie zostanie zdementowana.
Mimo to, ladnego dnia jeszcze.
pepegor
Pepegor, no to ja dementuję – mnie tam nie było, czyli nie wiadomo co tam było,
Stara Żaba
Witam serdecznie i słonecznie (wreszcie). 😆
Dementuję, że było to „spotkanie spiskowców”, ale sami wiecie, żem ćwoczek i może czegoś nie zauważyłam. 😉
Gospodarz się pomylił, widział ktoś wesołych, życzliwych, pogodnych spiskowców ? Ja nawet o takich nie czytałam. 😯
Wczoraj sobie poświętowałam a dziś ciąg dalszy, bo mam zaproszenie od mojej chrzestnej córki. Jednym słowem macie ze mną spokój do wieczora. 😀
Pyro, cieszę się ogromnie, że wreszcie wróciłaś. 😆
Alicjo, już się cieszę na foto-sprawozdania, przede wszystkim z tych spotkań, w których nie brałam udziału. Bardzo mnie zmartwiła wiadomość o tym, że Twój maciupci bagaż nie nadążył za Tobą. 🙁 Jednak jak przystało na optymistkę, wierzę, że dotrze do Ciebie niedługo.
Nowy, Twój „zakątek zadumy”, jest tak urokliwy, że miałoby się ochotę usiąść na jednym z tych krzeseł i podumać, szczególnie mając nad głową tak fantastyczną chmurkę. 😆
Teraz lecę, bo już mi „wyszła” oliwa z oliwek a już sobie nie wyobrażam jedzenia, bez jej towarzystwa.
Słonecznego i miłego dnia Wam życzę. 😆
Żabo, trzymam, mam tylko nadzieję, że skutecznie.
O prosze… czwarta nad ranem, a ja przechodzę mimo maszyny. Zresztą, ja i tak sie budze o dziwnych porach 🙄
A! Te szparagi!Takich u nas nie ma, no przecież to są szparagi-goganty! W dodatku u nas rzadko (a może nawet wcale, pewna nie jestem) można dostać szparagi białe. Nikomu tu się chyba nie chce ich przykrywać, żeby nie zieleniały.
Ja tam byłam, miód i wino piłam, nie dość, że nie dementuję, to jeszcze potwierdzam w całości! Dla tych, co nie wiedzą, zapodaję, że MPS (Międzynarodówka Prawdziwych Smakoszy) wstępnie postanowił, że dobrego nigdy nie za wiele – w końcu kto jak kto, ale smakosze wiedzą! – wobec czego oprócz tradycyjnego już Zjazdu wrześniowego można równie tradycyjnie zbierać się w majowy weekend w okolicach Targów Książki. Duszy też należy się strawa!
…nie goganty, tylko GIGANTY…. o tej porze normalni ludzie śpią, zwłaszcza po międzykontynentalnej, dalekiej podróży.
A, i muszę wam powiedzieć, że u mnie typowo kanadyjskie lato, mimo, że maj, nie wiem, jaka temperatura na zewnątrz, ale w moim kątku ciemnym jest 26C i drewniana podłoga się lepi, tak wilgotno. SAUNA 🙄
Zdjęcia będą, ale muszę zrobić jakiś wybór, no i wrzucić na picasę.
Dzień dobry w chłodny poranek 🙂
Wszystko było jak Gospodarz napisał, z wyjątkiem emisariusza meksykańskiego (o ile myślimy o tym samym), bo już jakiś czas temu został przerzucony na inną placówkę i nadaje z całkiem innego schronu 😀
Te modły o apetyt przy wspaniałych tortach, to taki żarcik, bo cóż to dla nas łasuchów… Oj, było miło, gwarno i pysznie!
Nowy, zaskoczyła mnie ta dzika róża na szczerym piachu.
O, nie myślcie sobie, że nie napracowaliśmy się w tej z niewinna zwanej różanej. Widzicie te poważne miny? No właśnie….
http://alicja.homelinux.com/news/img_2815.jpg
Nowy- ogród , który wczoraj pokazałes jest wspaniały- te urokliwe zakątki! Ławeczka i krzesła z widokiem!!!! Szczere wyrazy szacunku z odrobiną zazdrości (kolory i widoki).
nemo przedarli sie wczoraj wieczorem pomimo ulewy pozwalajacej na rozwiniecie zawrotnej predkosci 30 km/h. Potem sie rozgaszczali pod puchowym spiworami o bardzo róznej dlugsci. Teraz bada termowac sie ale zapowiedzieli powrót na wieczór.Marceli i górnik, dla odmiany pojechali na ksiuty. Rozmowa przebiegala w kilku jezykach na raz ale wszyscy znakomicie rozumieli sie.
Cesarska ma sie rozumiec ale do wieczora daleko
Pozdrowienia
Pan Lulek
Pyra jest żółta, a może nawet z lekka pozieleniała – to z zawiści i o ogród Nowego i o szparagi warszawskie i o gadułki wieczorne. Nic, tylko człek musiałby być sklonowany w kilku egzemplarzach, bo jak inaczej być wszędzie i ze wszystkimi? Jak sympatycznie, że I Zjazd Warszawski wypalił. Jestem jednak ostrożna – był kiedyś zjazd warszawski, a potem świat 50 lat walczył z Układem Warszawskim. Nie wiadomo, czy spiskowcy nam równie miłej niespodzianki nie przygotowali. Międzynarodówka (psiakrew) to pojemne projekty. Wiadomo co do głowy strzeli Alicji? Albo śmieszce – Danusi, albo przywykłemu kierować z tylnego siedzenia Piotrowi? Nie wiadomo. I dlatego, Koledzy , nawołuję do czujności. Trza powołać komórkę wywiadu albo nawet oddział specjalny!
Pyro,
bez paniki…. nie takie my ze szwagrem… 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_2879.jpg
(miałam spać, ale jak zwykle…wyspać zawsze się można!)
O, i takie rzeczy się jadało na wieczorku pożegnalnym:
http://alicja.homelinux.com/news/img_2887.jpg
Idę dospać, u mnie świta i znowu jakieś pioruny 🙄
p.s.Zdjęcia wrzucę pózniej, stosownie zmniejszyłam je, że też mi się chciało 😯
Wszyscy rzucili się chyba oglądać te zdjęcia, a ja się nie mogę do nich dostać 🙁
Pyra,
spoko, ORMO czuwa 😎
Jesteśmy ubezpieczeni na wszystkie strony. Jak co co, to Międzynarodówka Prawdziwych Smakoszy. A jak by się sytuacja zmieniła to Wędrujące Łasuchy i jesteśmy tam gdzie chcemy i gdzie się nam podoba :spoko:
Alicji bagaż robi już wstępne przymiarki do wędrowania niezależnego i samorządnego. Jak wróci, to weź go Alicjo na porządne rozpytanie „na okoliczność”.
Nowy,
ile mertów liczy sobie ten Twój uroczy „ogródek”? Chętnie posiedziałabym na jednej z ławeczek 🙄
Acha, przekopałam się przez stosowne kwity, z których wynika, że konferencję w Gdańsku mam od 1 do 4 września. Długa strasznie. Międzynarodowa. Co nie znaczy, że będa tam trzymać na siłę do końca.
Krystyno, Stanisławie
kiedy jedziecie do Żaby i jakim środkiem lokomocji?
Zimno, mokro, pochmurnie. Nic tylko napalić w kominku celem zrobienia atmosfery.
Miłego dnia 😆
Małgosiu, so do I 🙁
Idę napalić w kominku 🙄
Zaplanowałam pogłębić znajomość z móżdżkiem cielęcym na grzance
z „Różanej”.Osobistemu tylko uszczknęłam odrobinę z talerza
i czuję niedosyt.Następnym razem pójdziemy też na całość z tym
tortem daktylowym,co to rzuca na kolana.Do sprawy trzeba będzie
podejść z rozmysłem i rozpracować całe ichniejsze menu strategicznie.
Osobisty jeszcze nie wie,jakie mamy plany.Rzecz jasna dalej
przemieszkuje na działce.O wszystkim się dowie w stosownym momencie.
Pyro – jak to dobrze,że już wróciłaś pod swój komputer.
Chociaż nie wiem,czy to była roztropna decyzja zważywszy na
stan oblężenia w Twoim mieszkaniu.
Alicjo- pozdrawiam Cię serdecznie już po tamtej stronie kałuży.
Nijak mnię się nie otwierają te Twoje sznurki 🙁
Sprawozdanie z krzaków.
Jako, że z Berlina pisywałyśmy regularnie, pozostaje opisać nasze działania w Ośnie, malutkim miasteczku na Ziemi Lubuskiej (3500 mieszkańców). Dziedzictwo Dorotola to połowa willi podmiejskiej, położona kilkaset metrów od samego miasteczka przy potwornie dziurawej wąskiej drodze nazwanej skromnie Aleją Pokoju. Pobocza wysadzane starymi drzewami, pomiędzy nimi gęste kępy bzów, po prawej zielone nieużytki (dawne ogrody) po lewej trzy domy w różnym stopniu renowacji, ogrody przy nich, perspektywę zamyka niewielka kaplica, dalej już droga prowadzi do lasów. W ostatnim domu, tuż przy kaplicy są krzaki Dorotola.
Dom miał pierwotnie ciekawą elewację – szare tynki, przecinane pasami profilowanego klinkieru, klinkierowe obramowania okien. Dom jest w całości podpiwniczony i do mieszkania wchodzi się na wysokość półpiętra. Rodzina, która kupiła drugą część domu, zrobiła ocieplenia zewnętrzne, dała jednolite tynki i tym samym zginęły detale klinkierowe, a szkoda. Teraz pewnie Dorotol będzie musiała zrobić to samo. Tereny wokół są wilgotne, trochę bagienne, rzeczka i niewielkie miejskie jezioro nie dają rady odwodnic terenu, urządzenia gospodarki wodnej uległy dewastacji. Po każdym większym deszczu piwnice muszą być osuszane pompami. Ponieważ Dorotol na codzień tam nie mieszka – umówiła się z sąsiadką – D. zakupiła pompę, a sąsiadka podłączyła ją do własnego prądu i pokrywa cenę energii. Z tarasiku wchodzi się do sporego pokoju jadalnego, w którym stoi piękny, stary kredens, duży okrągły stół i znajdują się wejścia : do małej kuchenki, do oszklonej, wypoczynkowej werandy i do salonu,do łazienki, a także wejście na kręcone, śliczne schody na piętro. Tam mieszzą się dwie niewielkie sypialnie, jest pomieszczenie przeznaczone na łazienkę (plan) i stryszek. Na górze byłam tylko raz, bo schody te skutecznie odstraszały mnie od włażenia na nie – jakie piękne, takie niewygodne i bez balustrady. Nie na stare nogi i połamane kręgosłupy te schody.
c.d.n.
Pyro,
widzę, że Dorotol pomieszkuje w bardzo malowniczym miejscu. A ile ptaków musi być wśród tych drzew i krzewów…
Zdjęcia Alicji u mnie się otwierają.
Co do zdjęć Gospodarza : Małgosia nie była w czarnym tylko w ciemnozielonym. Barbarze i mnie apetytu nie brakowało, tylko pamiętałyśmy, że poprzedniego wieczoru zjadłyśmy po dwa kawałki ciasta Jotki .Ale trzeba poznawać nowe smaki, więc oporów żadnych nie miałyśmy. 🙂
Jotko,
do września jeszcze trochę czasu, ale chciałabym jechać do Żaby już w piątek – 3 września. W ubiegłym roku przyjechałam w sobotę w południe i było trochę za mało czasu, żeby nacieszyć się towarzystwem i otoczeniem. Prawdopodobnie pojadę pociągiem do Świdwina, a stamtąd do celu już niedaleko. To takie wstępne plany, które mogą ulec zmianie.
Krzaki cd.
Do domu przylega 800 m kw. ogrodu w stanie powiedziałabym ostrożnie – przejściowym. Wzdłuż granicy przy domu wyrósł spory lasek, który osobiście sadziła już D. jako niewielkie sadzonki – tak np młody dąb, który dostała Dagny na 1-sze urodziny w prezencie od leśniczego, ma dzisiaj 5 m wysokości, a tuż obok dwa świerki, trzy sosny i coś tam jeszcze wszystko rosnące teraz ciasno, „w kupie” i wielkie, po dach, dwa nieregularne, przyplotowe kwietniki, wybetonowany (kiepsko) placyk pod starym orzechem na gril, leżaki i stolik ogrodowy, przy placyku sterta belek przeznaczonych na strop garażu i pomieszczenia gospodarczego (w budowie od dłużsego czasu) z tyłu kilka młodych drzewek owocowych i maliny, a to wszystko w młodej, zielonej trawie, mleczu i ziołach. Przedwczoraj przyszli panowie do roboty i skosili tę dżunglę, przy okazji psując kosiarkę i obkaszarkę. Obie bawiłyśmy się w panie dziedziczki siedząc na tarasie wejściowym i dozorując roboty. Panowie byli średnio trzeźwi i dozór był konieczny. Dorota co chwileczkę rzucała się biegiem po schodkach (nadkruszonych) na dół, dopadała robotników, odpowiadała na 150 pytań, wycofywała się na tarasik i nie zdążyła wypalić papierosa, jak jej obecność okazywała się nieodzowna w ogrodzie. I tak 7 godzin. Wieczorem była wypruta z sił.
c.d./
Takie spiskowanie pod Moskwą może byc niebezpieczne. Poza tym nasuwa się podejrzenie konszachtów z TVP, której gmach we fragmencie (ślimak – Wieża Babel) wykorzystuje ideę pomnika Międzynarodówki wg projektu Wołodi Tatlina. Tatlin, choć urodzony w Charkowie, większość życia spędził w Moskwie, więc kolejny niepokojący związek się jawi. Tymczasem dla niepoznaki zajadali same nierosyjskie potrawy. Może kawior na plackach kartoflanych naprowadza na właściwy ślad.
Mnie też Alicja się nie otwiera 🙁
krzaki c.d.
Dom jest w zasadzie wyremontowany – są instalacje, tynki wewnętrzne, wymienione wszystkie okna, osadzone wszystkie drzwi wewnętrzne, zrobiona dolna łazienka, zrobione schody – ale… Dorotolowi przydał by się chłop dorzeczny na miejscu, który by to wszystko porządnie wykończył, bo warto. Ona tam włożyła już mnóstwo roboty i pieniędzy,pomysłowości i dobrego smaku, a efekt wiąż nie taki, bo :
– pan który zakładał ogrzewanie sknocił (albo użył wadliwego) jednego – słownie jednego z dziurką – kolanka w piwnicy i nie ma ani ogrzewania, ani ciepłej wody. Przychodzi poprawić od 5 miesięcy i dojść nie może,
piękne drzwi i drzwiczki zabytkowych mebli nie mają okuć i klamek. Wszystko jest – czeka na montaż. Tymczasem żeby wejść do łazienki, trzeba w dziurkę włożyć palec i pociągnąć. Łazienka kompletnie wykończona ma żarówki wiszące na poskręcanych kablach – lampy czekają. Przy schodach musi być przyścienna balustrada itd itp. Jest, a jakoby nie było. Na zdrowy rozsądek roboty dla 2 ludzi na miesiąc najwyżej i będzie śliczne pudełeczko, a ślimaczy się od lat. Na piętrze w mansardowej sypialni założono okno połaciowe – śliczne. Tylko gdy pada deszcz trzeba podstawiać wanienkę, bo zalewa. Podobno było już dwa razy poprawiane. Na moje oko, trzeba je wyjąć, zrobić na nowo opierzenie, itd i będzie ok.
Powoli zbieram materiał do sporej rozprawki pt „Samotne kobiety, a remonty i budowy” – Żaba, Dorotol, sąsiadka Dorotola i jeszcze ze dwie poznane kobiety, które zmagają się z robotami, o których mają tylko pewne pojęcie i zdane wyłącznie na siebie. Całkiem przyzwoita praca by z tego wyszła. I w odróżnienia od budowlańców, ja bym ją jednak wykończyła.
Dzielne są te nasze baby niezwykle.
Dziędobry na zalanej (na razie deszczem) rubieży!
Po pierwsze:
NOWY, GDZIE MASZ TE KRZESŁA???
Jadę do Ciebie natychmiast!
Po drugie: Alicjo – fajnie było koło pana pianisty, nie?
Po trzecie: Po tym spiskowaniu w podziemniach moskiewskich odkryłam w sobie wielką żyłkę do konspiry. Siostry i Bracia! Będziemy bronić naszych ideałów do ostatniej kropli sosu! Oto nadszedł czas, aby dać odpór podstępnym dietetykom! Naprzód, do zwycięstwa!!!
😆
Podobno wierzby bardzo dobrze osuszają. Rosną szybko i z byle gałęzi. Nowy, skoryguj jeśli kręcę. Mnie też zdumiały róże na piasku.
Co poczytam, to głodnieję. Móżdżek, kawior, daktyle… Sybarytyzm się szerzy 😉
Faktycznie Nowy, masz tego ogrodu a masz, a pomysl, by sciezki nie wysypac zwirem, albo innym tluczniem, ale dla kontrastu wylozyc trawa i obramowac ? bardzo oryginalny! Z tego co czytam wynika, ze jest publicznie dostepny. Kto tu jest tak hojny, ze ponosi tak znaczny naklad pielegnacyjny, gmina? Dorotol, zobacz jak sie to robi.
Wiec faktycznie cos w tym jest. Byly dementi, a te byly dementowane. Czy pani Manipeni we wiadomym departamencie w Londynie juz wie?
Krystyno, nie ma sprawy. Zjawie sie na dworcu w Swidninie o zazyczonym czasie.
A teraz porobie troche na chleb.
Popieram, nie dajmy się dietetykom. Mój ojciec, dobry lekarz, mawiał, że wszystkiego można spróbować w rozsądnych ilościach, a absolutne zakazy dotyczą sytuacji wyjątkowych – status post appendectomia na przykład lub aktualnie przechodzonego wirusowego zapalenia wątroby.
Tylko czy obrona do ostatniej kropli sosu to nie za mało. Czy czasem nie trzeba poświęcić kropli wina a nawet likieru?
Nisiu, do takiej konspiry, to ja też chcę. 😆 A odpór dietetykom daję od lat, tylko nie przypuszczałam, że nie jestem w tym osamotniona. 😉
Pyro, to jest właśnie to, co „ćwoki” z GS lubią najbardziej – sprawozdanie piękne. Jeśli chodzi o podłączanie lamp do przewodów, to ja to już umiem – inaczej byśmy siedzieli przy świecach. Klamki też naprawiałam i montowałam. Nawet niedawno, o czym stukałam. Tylko z CO i stolarką byłby mały kłopot. 😉
A na taką rozprawkę pt. „Samotne kobiety a remonty i budowanie” napisz, miała by ogromne wzięcie.
Teraz muszę lecieć na autobus, bo obiad u mojej chrzestnej córki czeka.
Do wieczora. 😆 Kończy się u mnie piękna „cesarska” 👿
Haneczko, mnie się otwierało ale baaaaarrrdzo powoli.
Spadam.
Kochani, nie dziwcież się różom dzikim na piachu, toż rosa rugosa spokojnie porasta wydmy nadmorskie i dlatego jej nic…
http://www.winiarze.pl/?d=artykuly.php&AGID=24&AID=83
Nisiu, mam nadzieję, że przestanę się dziwić dopiero z ostatnim oddechem. A potem (wielkie być może 🙄 ) zacznę na nowo 😉
Pepegor, to byłoby wspaniale. Dobry z Ciebie kolega . 🙂
zastanawiam się czy dziurkę w kolanku nie można załatać poksyliną czy czymś takim? Myśmy z Wujkiem Leszkem, a raczej Wujeczek sam osobiście zalepił czymś takim blok w silniku kosiarki (samobieżna, 5 metrów szerokość kosy, coś jak kombajn – wyjaśniam, że to nie maleństwo do trawnika), silnik wysokoprężny, działa to bez zarzutu już chyba 8 lat a może i dłużej.
Przy reklamie poksyliny pokazywali właśnie łatanie cieknących kaloryferów
Witajcie,
Potwierdzam słowa Nisi. Rosa rugosa zakwitnie na najgorszych piaskach…
http://www.kleje-szu.pl/zastosowania/kleje_specjalistyczne/rozpuszczalnikowe.html
http://www.grupapsb.com.pl/files/MagazineDocument/641/ss_16%20selena.pdf
http://www.ekwasek.pl/index.php?cat_id=6
Apaw Omnibusie wiedzy! Potrzebuję klej na pęknięte serce…
cichal, lepiej zasznurować!
No, to powódź dopadła Pyrlanii. Nie jest to żadna (na szczęście) klęska, ale podtopione nisko położone domy na 2 przedmieściach. Dawno temu były powodzie, że po Starym Rynku łodziami się pływało na poziomie 1 piętra. Potem przekopano Warcie nowe koryto, kanał ulgi i zrobiono zbiornik w Jeziersku. Od tego czasu Wielkopolska nie zna wielkich powodzi, chociaż podtopienia są.
Stara Żabo – Cichal w serdaczku? Awantażownie wypadłby. Kiedyś dziewczyny z podkrakowskich wsi tłumaczyły Tetmajerowi, że serdaczek po to jest, żeby serce pannie nie wyskoczyło do chłopaka.
Z młodej piersi się wyrwało, w wielkim bólu i rozterce
I za wojskiem poleciało zakochane czyjeś serce
Żołnierz drogą maszerował, nad serduszkiem się użalił
Więc je do plecaka schował i pomaszerował dalej
Ref. Tę piosenkę, tę jedyną, śpiewam dla ciebie dziewczyno
Może także jest w rozterce, zakochane, czułe serce
Może potajemnie kochasz i po nocach tęsknisz, szlochasz
Tę piosenkę, tę jedyną, śpiewam dla ciebie dziewczyno !
Co to za kwiatki? Żaba zapomniała jak się nazywają, a ja nie pamiętam http://picasaweb.google.pl/ania.kodyniak/ZjazdWZabichBOtachWrzesien2009?authkey=Gv1sRgCKPazoav8-CI1wE#slideshow/5381216176135688434
Tu w całe krasie http://picasaweb.google.pl/ania.kodyniak/ZjazdWZabichBOtachWrzesien2009?authkey=Gv1sRgCKPazoav8-CI1wE#slideshow/5381240839018536738
Łoj, Haneczko, nie masz zbliżenia? Bo cuś się nie mogę dopatrzyć…
O ile pamięt5am, to rudbekia – na bardzo sztywnej łodyżce i w sztywnym koszyczku, pomarańczowo – brązowe kwiatki. Przekwitając rozwijają „poduszkę” – brązową strukturę pręcików
Jejusiu, ale sznurówka… ale się otwiera.
Rudbekia ma inne liście, o wiele drobniejsze.
Jeszcze to http://picasaweb.google.pl/anilana68/ZJAZDWZabichBOtach?feat=directlink#5381396902378998034
Mój komentarz czeka na akceptację, chyba ta sznurówka jest za długa. Spróbuję znaleźć mniej skomplikowaną języczkę…
http://www.atlas-roslin.pl/gatunki/Ligularia_dentata.htm
Na przykład tu.
Ale jeśli wpiszecie w gugla „ligularia dentata” to jako pierwszy wyskakuje obrazek języczki wypisz wymaluj takiej samej jak u Żaby.
Rudbekie to nie są na pewno, bo one mają drobne liście, płatki nakładające się na siebie i nie tworzą takich wiech jak języczka.
Dzięki Wam przypomniałam sobie, co to za liściorki, co mi własnie wyłażą spod ziemi. No, rudbekie!
Nie bedzie tym razem
„Znowu cisza i mrok do switania”. Wróca balownicy ale przygotowania w toku. Kawusia która ja tylko lubie To dla mnie. Reszta niech sie sama zywi. Podglad lodówkowy dziala. Ale wiatr, ze malo glowy nie urwie.
Gotów padac deszcz. Chcieli balowac to maja za swoje.
Odespany po obiadku
Pan Lulek
Nisiu 🙂 Tak, to jest języczka. Już oświeciłam Żabę 🙂
Pęknięte serce najlepiej nićmi jedwabnymi, takimi co to wiecie, i na okrętkę, koniecznie.
Póki co chyba się obudziłam po kolejnej porcji dosypiania, obudził mnie kurier, niestety, nie z moją walizką. Ja się powstrzymam jeszcze, ale jutro już nie obiecuję, że się nie zapłaczę, jak mi ktoś tego mojego czemodana nie dostarczy. Przecież to maleństwo! Tylko ciężkie, przyznaję.
Teraz zdam sprawę, co w ciągu tygodnia się wydarzyło.
No więc chłop przyjechał po mnie jakimś dziwnym samochodem pod tytułem toyota corolla, miast tradycyjnej, rozwalającej się już toyoty tercel (20 lat!).
Mówię – chłopie, dlaczego tej corolli nie kupiłeś przed moim wyjazdem, ja się cały czas trzęsłam ze strachu, że nie dojedziemy na lotnisko, bo nam się gdzieś po drodze rozkraczy!
A faktycznie, powiada chłop, też się nad tym zastanawiałem…
Rychło wczas 🙄
Na szczęście dojechałam i doleciałam, tylko gdzie ten bagaż 🙁
CDN za chwilę, bo chcę wam jeszcze o czymś opowiedzieć, tylko sprawdze fakty.
Alicja, a nie miałaś Ty w tym bagażu moich książek?
Międzynarodowa mafia… mówię Ci. Najpierw rąbnęli paczkę, a teraz walizkę…
👿
Panie Lulku…
http://www.youtube.com/watch?v=4D06pQ3rayA
Wariant dla frankofilów:
http://www.youtube.com/watch?v=sYDcpWBTpzo&feature=related
Serce roście czytając pieśń. Stara Żaba ma rację- zasznurować. A niezły pono jest dziurawiec. Chyba, ze Kapitan ma na myśli serce silnika Cygneta to do mechanika albo przetopić (nie przytopić)by nie stał się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący (dosłownie). Serce nie sługa wypoczynek musi mieć jak nie to wymienić na nowe.
Alicja- Chłop wymienił na nowe i wszyscy zadowoleni- gratulacje! Fajne auto- jeździłam 4 lata. Bagaże tak czasami mają bo kontynentalne lecą z ludźmi i bagażem, później mał osobowy leci dalej a bagaże w osobnym. Zgubili mi kiedyś dwie walizy- przyjechały po tygodniu- nienaruszone tylko ze złymi metkami. Obowiązek mają do 48h dostarczyć- później kara.
Pyra- piekna opowieśc o krzakach.
Nisia – rudbekii jest kilkanaście odmian- na zdjęciu faktycznie są średnie. Mam koleżankę,która miała ogródek działkowy tylko z nimi- zalany- nie wiadomo czy się coś uratowało.
Nisiu,
a jak myślisz – co ja miałam w tej walizce?! To jest normalny spisk jak w pysk! 👿
Póki co, jestem dobrej myśli – mojemu dziecku też kiedyś zginęła walizka, i to z kiełbasą od Kumka (żywności nie wolno na trasach międzynarodowych, chyba, że zapuszkowane lub zabutelkowane oryginalnie). Po dwóch dniach kurier do domofonu się dobija (mieszkaliśmy wtedy w blokowisku), ja mu otwieram – i przy okazji otwieram też drzwi na korytarz, żeby go wyglądać, a mieszkaliśmy na końcu dłuuuuugaśnego korytarza (to znaczy nasze mieszkanie tam było). Otwiera się winda, wychodzi kurier z walizką, a ja już czuję kiełbasę od Kumka 😯
Nie zepsuła się, bo podróżowała przez te jakieś Szanghaje w komfortowych warunkach chłodniczych, jak to bagaż. Cyrk, bo przecież na lotniskach są psy, mające za zadanie obwąchiwać bagaże, uczulone na narkotyki i takie tam.
A tu jak gdyby nigdy nic – pies nie wyczuł kiełbasy 😯
Pamiętam kiedyś przejście z grupą Polaków przez amerykańskie lotnisko….psy wariowały a rosłe Afroamerykanki wskazywaly palcem ; kolbasa, kolbasa, kolbasa…. wstyd mi bylo za rodakow zwlaszcza, ze w polskich sklepach byly czasami lepsze- bo na tradycyjnych recepturach robione- wędliny.
I radziecka granica- sznur samochodow na 30 h i strażniczki wyrzucające odebrane jedzenie do śmietnika…a za płotem staly głodne dzieci. Oj wypasł się wtedy w kolejce bezpański kotek…
MIĘDZYNARODOWA AFERA!!!
😎
Zrobiłam obchód gospodarstwa. Żeby sie tyle nawyprawiało przez tydzień, to ludzkie pojęcie przechodzi.
Ale zanim co – TELEFON !!! ZNALAZŁA SIĘ WALIZKA!!!
Będzie dzisiaj wieczorem :)))))))))))))))
Ja tylko jeszcze dwa słowa wyjaśnienia o ogrodzie. On ma jedną wadę – on nie jest moją własnością! Nie ma więc czego zazdrościć, chociaż owszem, widoki piękne. Uważam, że nawet doniczka na balkonie ma większą wartość, gdy się ją po prostu ma. Dla mnie to tylko zwykła praca, nic więcej.
pepegor – ten teren nie jest udostępniony nikomu, wręcz przeciwnie, pilnie strzeżony, by nikt niepowołany się nie kręcił. Przez ostanie kilka lat całość była wynajmowana w lecie na 1 – 2 miesiące, ale w tym roku jakoś nie znalazł się chętny, który chciałby zapłacić żądaną, astronomiczną sumę. Patrząc tutaj na podział dóbr tego świata, można lepiej zrozumieć co pchało ludzi do rewolucji. Nie mówię akurat o właścicielce posesji, bo ona, oprócz majątku, ma sporo zalet (np. włożyła, wraz ze swoim ojcem, jakieś ogromne sumy w Museum of Modern Art i Metropolitan Museum), ale ogólnie o tym rejonie.
Nisia,
Przyjeżdżaj, o krzesłach prawie nikt nie wie. Znalazłem je dwa lata temu w kompletnej rozsypce, poskładałem, dorobiłem brakujące części i mam gdzie odpocząć. 🙂
Żabo,
sam się zastanawiam skąd te róże czerpią składniki, by wyksztrałcić tak pięknie wybarwione liście. Nie wiem.
A ktoby chciał na mojej ławeczce…?
http://picasaweb.google.com/cichal05/Laweczka#5475982043502535026
Nowy… Po zastanowieniu – jak mawiał mój przyjaciel Jar-Jar-Binks z Gwiezdnych Wojen – chyba trochę za daleko do Ciebie i tych niebiańskich krzesełek. Ale proszę, trzymaj je w dobrym stanie, bo nigdy nic nie wiadomo. Jak wiadomo. 🙄
Cichalu, ławeczkę masz ślicznościową. Mam podobną. Boję się na niej siadać, bo od urodzenia jest mało solidna i ugina się pode mną. Tylko nie wyciągaj zbyt daleko idących wniosków! 😎
Podejmuję, co miałam zamiar przed szczęśliwą wiadomością o walizce prawie odzyskanej – prawie, bo jeszcze nie w domu. Pan uprzejmie zapytał, czy mogą przed północą (potem kary jakieś) i czy będę w domu. Jasne! I do tego – ta walizka jeszcze może się zagubić, bo jest w drodze między jakimś Tokio czy czymś tam, a Ottawą. Ja mam szczęście do egzotycznych miejsc, osobiście nie miałabym nic przeciwko, żeby przez pomyłkę wylądować w Tokio czy tym drugim Kingston – Jamajca.
Co się działo, otóż tragedia, powiada Jerzor. Ptaszki nie mieszczą się w gnieździe, jedno wypadło. Ale żywe, więc Jerzor je z powrotem włożył do gniazda. Niby nie powinien interweniować – ale co wy byście zrobili? Też byście „zaweteryniowali”. Znawcy powiadają, że starzy prawdopodobnie nie mogą się wyrobić z nastarczeniem jedzenia. Jerzor wyczytał, że w razie draki można je podkarmiać (zwłaszcza tego jednego!) cieniuteńkimi paseczkami surowego mięsa. Kazał sprawdzić, jak się młode mają i czy to czwarte dycha, no ale ja nie mam takiej możliwości, bo gniazdo, mimo że pod ręką, jest w kąciku i tego czwartego maleństwa nie widać. Reszta ma rozwarte dzioby i czeka na strawę. Według moich obliczeń one już są prawie na wylocie, bo po przeszło 2 tygodniach opuszczają gniazdo, więc będą jakieś 2-3 dni najwyżej.
Nie powinnam była tego robić, ale w końcu ptaszory trzymały nas jak zakładników jakichś przez prawie miesiąc (obchodziliśmy dom naokoło, chcąc do ogrodu, żeby im nie przeszkadzać), to teraz pomyślałam – za chwilę młode wylecą z gniazda, trzasnę fotkę. Dzioby mają zakazane, to trzeba przyznać.
http://alicja.homelinux.com/news/img_2898.jpg
Ławeczki, krzesła na wydmach i inne tego rodzaju wymysły cywilizacji, są przeze mnie bardzo kochane, jeżeli stoją w takim otoczeniu. Leżaków i leżanek ogrodowych nie używam, a hamaki owszem. Zasypiam, jak dziecko. Ogólnie wolę siedzieć, niż leżeć, bo zaraz cierpnie mi to i owo. Zwławszcza owo.
Odsiaduję właśnie koszarniaka w moim pokoju i nie mam dostępu do pomocy naukowych czyli własnych notatek z Ośna. Kiedy mnie dzieci wypuszczą, nastukam zakończenie sprawozdania. Tym razem będie i nt kulinarne.
Pyra, Alina i Alicja w domu … 🙂
ja jadłam naleśniki z rakami pod beszamelem … pychota … na ozdobę leżał cały rak … nigdy przedtem nie próbowałam jeść całego raka ale Basia siedziała blisko to mnie pilnowała i podpowiadała … restauracja godna polecenia … i nastrój i jedzenie i wino …
Nisiu, cieszę się, że wreszcie wiem jak się moje kwiatki nazywają. Języczka. Języczka. Zapamietam. Natomiast gdybyś miała flance rudbekii, które są podobno jednoroczne, ale co roku same odnawiają sie na trawnikach, to ja jestem gotowa przysłać umyślnego. Może konie jej nie lubią? Bo tej języczki do pyska nie biorą (s odnim iskluczeniem) a ona wspaniale dusi wszystkie chwasty.
Żabo, nic nie wiem o flancowaniu, tej rudbekii mi na razie wyłazi niewiele, jak się rozmnoży, to Ci dam. Albo o wiele prościej: jak będą rudbekie u pana Wojtka, to kupię i Ci przywiozę. Będę miała dobry pretekst do ruszenia tyłka z miejsca, co zresztą uwielbiam. Gdyby ruch przy pomocy samochodu działał odchudzająco, byłabym szczuplejsza od Zgagi!!!
Alicjo, a jaką byś Ty miała minę, gdybyś w takim tłoku miała siedzieć przez 2 tygodnie ? 😉 Ja bym miała z całą pewnością, bardziej bandycką. 😀
Ogromnie się cieszę, że Twój bagaż już wraca na swoje miejsce i gratuluję nowego auta. 😆
Gdy szłam na obiad, słyszałam taki koncert, ale taki koncert ptasi, że dech zapierało. Już dawno takiego i to prawie w centrum miasta, nie słyszałam. Najbardziej mnie rozczulił ptaszek, który cichutko i nieśmiało ćwierkał (?) krótko i z wyraźnym znakiem zapytania na końcu treli. On wyraźnie pytał, tylko nie wiem kogo i o co. 😯
Kompletnie nie wiem jaki to mógł być ptaszek, bo w tym „kawałku” miasta są same (przedwojenne) wille z ogrodami, w których jest taka masa drzew i krzaków, że nie sposób dojrzeć żadnego ptaka, poza sroką.
Nisiu, co mi z tego, że jestem szczupła, gdy tej dawnej talii żal. 🙁 😉
Zgago, ciesz się i podskakuj z wielu powodów! Zaprawdę, powiadam Ci!!! 😎
Nisiu! 🙂 🙂 🙂
Alicjo, mi też zawieruszyła się walizka jak przyleciałam do USA. Moja była duża i miałam w niej wszystko, bez mała. Znalazła się też gdzieś w Azji, ale po dwóch dniach przyleciała sama na podany adres. Widać one tak mają.
Oczywiście, Panstwo się domyśliło, że pianista na zdjęciu z Alicją w charakterze głównej ozdoby (11.24) to właśnie onże Miłosz Łabiński, na temat którego śpiewałam pieśni pochwalne przez dwa dni z rzędu. Duży muzyk! Nie tylko wzrostem!
Coś mi żre porzeczki 😯
To coś to jest to na liściu, jakaś liszka spadła stamtąd, zanim zdążyłam ją zdjąć, jasny gwint, to „coś” żre mi liście do gołego tego tam ….I co z tym zrobić teraz, jak porzeczki już za chwilę będą do jedzenia, przecież chyba nie popryskam jakimś chemicznym świństwem?! Azotoksem na przykład 😯
A w ogóle ptaszory się uwzięły i ledwie zdążyłam zasnąć, zbudziły mnie 👿
Akurat nie te, tylko inne, tutaj kardynały mają zwyczaj przed świtem swoje nadawać, ponadto są też takie słowikowopodobne śpiewy. No cóż… maj!
Wszystko to nic – walizka się znalazła, to najlepsza wiadomość dnia! A jak jutro listonosz zapuka dwa razy i przyniesie dawno temu nadaną przesyłkę od Nisi, to zacznę handlować książkami 🙂
Jeszcze żeby tylko te burze sobie poszły…
http://alicja.homelinux.com/news/img_2904.jpg
Nisiu, oczywiście, że się domyśliło. 😆 Po takich peanach, na Jego cześć, nawet ja wiedziałam. 😆 😆
Jak myślicie, ile ryb i innych owoców morza, złowił już nasz Gospodarz ?
I tu Was zaskoczę: wczołguję się pod kordełkę. Może jeszcze zlizę z góry i popatrzę co się na świecie dzieje, ale nie byłabym tego zbyt pewna.
Chlup!
Ojej, co ja widziałam! 🙄 Tłumy łysych i z kucykami, w czarnych skórach i glanach, w wieku balzakowskim i całkiem młodych, wędrujące wielkimi stadami ulicą na koncert AC/DC , który za chwilę ma się zacząć na Lotnisku na Bemowie.
Małgosiu, to byli tatusiowie z synami. 😆
Żabo, śpij spokojnie, do świtu. 😀
No i patrzcie, jaka miła integracja.
Łubu dubu, łubu dubu.
Krzaki – zakończenie
Jak już nadawałam, Ośno Lubuskie to niewielka mieścina, która w latach po II wojnie znacznie jeszcze podupadła, a ostatnio wiele zmienia się na lepsze. Ludzie pracują w Niemczech, albo otwierają nieduże biznesy, zaczynają dbać o domy albo i budować nowe (są dwa osiedla nowobogackich), budują się drogi, a chluba miasta – kościół św. Jakuba i resztki fortyfikacji XV i XVI w. (w tym 4 zachowane baszty) są konserwowane i polecane turystom. W mieście jest w niecce niewielkie jezioro, przystań, amfiteatr naturalny, trawiasty w stoku wzgórza, odnawia się trakty spacerowe, zaniedbane przez 60 lat. A kiedyś to miasteczko tętniło życiem o czym świadczy 2-tomowe wydawnictwo albumowe
„Od Drossen do Ośna Lubuskiego” – niezwykle starannie wydane albumy – przedruki ze starych, niemieckich publikacji, starych pocztówek, archiwaliów. Wreszcie przestajemy udawać, że Niemców nigdy nie było na tych terenach. Każde zdjęcie utrzymane jest w dawnej konwencji, w sepii, ma orginalne niemieckie podpisy, a niżej polskie tłumaczenia tych podpisów. Nie wszystkie budynki pokazywane w albumie przetrwały, jedne zostały zniszczone w czasie działań wojennych, inne zmodernizowane z latami. Tak np 4 pokazane domy ryglowe przy Starym Rynku (bo jest i Nowy Rynek) dzisiaj można oglądać tylko jeden z nich. Ponadto technika fotografii dawała złudzenie przestrzeni – ten sam narożnik między ulicami, plac, park, skwer w naturze jest malutki, nieporównanie skromniejszy niż na starych fotografiach. Są pełne dumy reportaże z otwarcia dworca kolejowego i z drugiego etapu tej inwestycji – budowy pawilonu cesarskiego. Otwarcie z tłumami eleganckiego towarzystwa (skąd oni wzięli te tłumy? Pociągiem przyjechały?) Są dwa hotele i 4 oberże, jest elegancka restauracja nad jeziorem z tarasem podchodzącym pod przystań, tonąca w różach, jest stara i nowa szkoła powszechna, wyższa szkoła realna i seminarium nauczycielskie, jest wreszcie kompleks – przytułek, dom starców, szpital miejski. W okresie od pocz XX w przyjeżdżano tu z Berlina „do wód” – były bowiem cieplice i woda mineralna. Od dawna nie ma po nich śladu. O tym, że Drossen słynęło z plantacji konwalii i z eksportu kłączy tych kwiatów pisała już Dorotol. Ja doczytałam się informacji dla łasuchów : otóż mieszkał w Drossen zdolny i ambitny rzeźnik, imć Oscar Dorfler (nie mam czcionki – „O” w nazwisku, to O umlau). Pan ten był wynalazcą baleronu, na czym tak się wzbogacił, że założył dwie fundacje – jedną dla budowy stadionu miejskiego (powstał wraz z Domem Sportu i istnieje do dzisiaj), druga fundacja imienia żony – Anny D. była fundatorką corocznej, 14-dniowej wycieczki dla ostatniej klasy szkoły powszechnej wraz z wychowawcą, oraz ofiarowywała corocznie pomoc finansową dla 100 osób niezamożnych, które przekroczyły 70 rok życia. Hojny obywatel doczekał się tytułu honorowego obywatela Drossen, a żył w latach 1885 – 1933.
I to jest koniec mojego sprawozdania z krzaków.
Póki wszyscy są zajęci, to się pochwalę, co miałam na proszony, świąteczny obiad; grubaśne bitki z polędwicy wołowej (usmażonych na pół surowo) i całą „furę” szparagów – ziemniaków odmówiłam.
A teraz się objadam pysznym twarogiem kozim, mniam, mniam.
Gdybym ci ja wiedziała przed wyjazdem, że chłopaki grają w Warszawie, to ja bym wcale wczoraj nie wracała. Ja bym wróciła pojutrze!
A propos – u mnie następna chmura, parę razy wysiadł prąd, więc jak się sznureczek nie otwiera, to z powodu jakiegoś pierona. Są to tylko chwilowe (odpukać!!!) przerywki, ale było ich już kilka 🙁
No widzisz Alicjo, po co się tak spieszyłaś ??? 😀
Ładna historia i ładne miasteczko. Znalazłam ich stronę – bardzo porządnie zrobiona.
http://www.osno.pl/content.php?cms_id=28&lang=pl&p=p15
Spieszyła się do stęsknionego Jerzora!!!
Nie otwierało się wcześniej, nie otwiera i teraz 🙂 Coś nie tak, bo na dwa komputery naraz przecież mi nie padło 🙂
Bardzo ciekawie piszesz, Pyro 🙂 . Kocham stare pocztówki i fotografie. Mam książkę o Gnieźnie dawniej i dzisiaj. Te same miejsca w identycznym ujęciu. Wielka przyjemność z melancholijną zadumą w tle.
Jestem wreszcie i doczytalem, ale teraz musze oddac kompa gosciowi, ale wpadne jeszcze.
Drodzy Blogowicze,
Do domu wrocilam we wtorek wieczorem, przywitana, jak gdybym byla nieobecna co najmniej przez miesiac! Chcialam zajrzec do was jak najwczesniej ale sie nie udalo. Zawiozlam meza do lekarza, ktory zmienil troche dawki lekarstw majac nadzieje, ze ustapi chroniczne zmeczenie i apatia, ale to nic pewnego.
Ten niecaly tydzien spedzony w Warszawie byl dla mnie jak balsam do duszy. Ze wzruszeniem wspominam nasz sobotni „rozany” obiad. Nic dodac nic ujac do waszych sprawozdan. No, moze tylko to, ze jako danie glowne jadlam pyszne watrobki cielece, z cebulka, tak „po naszemu”.
Nawet sobie nie wyobrazacie, jak bylam przejeta na Targach, spotykajac blogowiczow po raz pierwszy, najpierw Nisie a zaraz potem pozostalych. Dawno juz nie przezylam tak silnych emocji. Dziekuje wam za spotkanie. Wieczorny spacer po miescie byl niezapomniany a talent Jolinka jako przewodnik niezrownany, wspomagany bogato przez Malgosie.
Alicjo, nie udalo mi sie otworzyc zdjec, moze podasz je jeszcze innym razem? Ciesze sie, ze odnalazla sie walizka i ze szczesliwie wrocilas do domu.
Musze poczytac was dokladniej bo na razie zrobilam to tylko powierzchownie.
Mam nadzieje, ze spotkam sie z wami ponownie bo nie ze wszystkimi moglam porozmawiac i trwalo to za krotko. Pozostal niedosyt. Jedno jest pewne, przywiazuje sie do tych pisanych rozmow i ogolnej serdecznej atmosfery. Zycze wam wszystkim milego wieczoru.
Alino, wrześniowe Żabie czekają, że o sobie nie wspomnę 😀
No i czemu ja się tak 22:12 cieszę 😯
Haneczko, dziekuje za zaproszenie. Niestety, w tym roku pokibicuje wam z daleka ale moze w przyszlym?
Alino – w tym roku, czy w przyszłym, czekamy na spotkanie. Na razie pisz jak najczęściej
Sławek i Marek zameldowali, że właśnie im zaszło słoneczko i że są już w dziesiątym niebie tak im dobrze .. Marek został zresetowany i wróci jak nowy … pozdrowienia dla bloga od chłopaków z morza … 🙂
mnie się wszystkie zdjęcia otwierały ..
Alino my się wszyscy też bardzo cieszymy, że byłaś z nami … 🙂
Alino: 😆
mnie sie też niektóre zdjęcia nie otworzyły, a szkoda!
Miałam dzień dość pracowity, ale przyjemny, witałam moją szkolną przyjaciółkę po bardzo długim niewidzeniu się. Było trochę czasu na wspomnienia. Teraz nadrabiam zaległości, a tu wieści od Aliny, sprawdozdanie Pyry, walizkowe przygody Alicji, dobrze, że pomyślnie zakończone. Miło pobyć tu z Wami, ale chyba już czas na mnie, więc dobrej nocy Wszystkim 🙂
Dotychczas udało mi się tyle wrzucić – zaraz się postaram wrzucić więcej, chociaż wy tam po drugiej stronie idziecie spać, a ja tu Jerzoru musiałam sprawozdawać poobiednio, bo nie było kiedy o wszystkim pogadać. (ŻAŁUJE!!! A dobrze mu tak!!! Niech następnym razem żony słucha!!!). Pod tym adresem będzie przybywać.
Czy ja już pisałam, że był to WSPANIAŁY tydzień?!
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/WarszawaMaj2010
Pogodnych snów potej stronie kałuży, smaczności dla tych z drugiej strony.
Nowy, pokaż jeszcze ukwiecone włości. A tak z czystej ciekawości : ile by trzeba mieć, żeby wynająć posiadłość na 2 miesiące? Oczywiście ciekawość wybitnie akademicka…
Otworzyło się 😀
Nie będę jutro sprawozdawać z rubieży, ponieważ wstaję w środku nocy (06.00) i lecę do Warszawki, ażeby z własnej woli zakatować się na śmierć ósmą symfonią Brucknera. DUŻO muzyki. Ale dyryguje mój najukochańszy Jerzy Semkow, więc pewnie będzie strawne, a może nawet porywające!
Wracam dopiero w sobotę wieczorem, bo LOT zlikwidował kolejne połączenie. Masakra, panowie.
Paparapa!
😀
A w ogóle wyłączam Was, bo kusicie, żeby jeszcze przeczytać, dopisać, a tu, kruca bomba, mało casu!
Całuskowo.
Pyro to idzie w dziesiątki tys dol!
Alicjo, 7 zdjęcie : „od lewej” – nie ja, tylko Jolinek, gdy One Cię witały, ja siedziałam u siebie przy komputerze i czekałam na wieści. 😀
Też idę już spać, bo mi się ślepia zamykają. Życzę Blogowisku spokojnej, dobrej nocy i ładnych snów (np. szczęśliwych liczb w totku). 😆
Matko jedyna 🙄
Zgago, no przecież wiem, tylko szybciej piszę, niż pomyślę!
Poprawię wszystko, teraz muszę się udać i dospać, Jerzor mnie wykopuje, bo to ludzkie pojęcie przechodzi, że tyle można nie spać (według niego).
O, to dla Starej Żaby 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_2886.jpg
Znowu późno. Przeczytałem do góry z wpisem Gospodarza też. No bawili się w mojej Warszawie, zielenieję coraz bardziej. Juz prawie cały świat wciągnęli. Ale ja się jeszcze odegram i do tych wszystkich balujących kiedyś dołączę (jesli mnie jeszcze przyjąć będą chcieli).
Na razie tyrać muszę, wiosna. Co prawda jeszcze ani jeden kwiatek nie posadzony, ale wszystko gotowe ma być dopiero na koniec czerwca, się zdąży. Wszystko zamówione, przyjedzie ekipa i posadzi.
Pyro,
wynajęcie tej posesji kosztuje $ 100 000 na jeden tydzień, czyli około
$15 000 dziennie, z tym, że minimalny okres wynajęcia to miesiąc. Do tego dochodzą wszystkie koszty, tzn. opłaty wszystkich firm obsługujących, pensje pracowników (w tym moja), czyli wszystko razem pół miliona na miesiąc, lekko licząc. Do tego roku zawsze znajdowali się chętni.
Jutro znowu do tej fabryki. Muszę się położyc.
Dobranoc 🙂
Nowy – mysle ze wiem o ktora posiadlosc Ci chodzi. Bylem tam w 2004-tym roku, zanim jeszcze byl ofiarowany do wynajecia, za blisko milion za sezon letni.. W porownaniu z tym, Twoje dwa ocalone krzesla sa warte wiele razy tyle, a Twoja ciezka praca, bezcenna. Filantropow na cudzy koszt nie szanuje, ludzi tworzacych piekno podziwiam. Zycze Ci najpiekniejszej doniczki swiata i spokojnego snu.
1993 – ?
Alicjo, dzięki za adres. Blikle chyba pod 35? Pod 35 również mieszkał, z mamą, na samej górze, mój licealny ukochany (rety, jaka ja byłam zakochana!). Magazyn Bliklego, w którym pewnie trzymali mąkę, sąsiadował z ich łazienką i w wannie stale mieli nalaną wodę, jako zaporę dla karaluchów. Demonstracyjnie nie jadali ciastek od Bliklego a ja to wtedy od nich przejełam. Teraz pewnie mi by nie szkodziło, karaluch czyste zwierzątko, chociaz obrzydliwe, w laboratorium wymaga super warunków.