Pochwała śniadania
Pozwolę sobie nie zgodzić się publicznie z własną matką, a współgospodynią tego blogu. Moim zdaniem jemy oczami. Piękne potrawy o wiele bardziej mi smakują. A nieapetycznie podanych po prostu nie jestem w stanie zjeść.
Oczywiście nie mam tu na myśli przesady, kiedy forma przerasta treść. Niesmaczne danie nie stanie się lepsze dzięki wspaniałej dekoracji. Barokowe dekoracje też raczej odstręczają niż zachęcają. Chodzi mi o ogólną estetykę posiłku, która dla mnie jest niezwykle ważna.
Oczywiście to wymaga czasu. Szczególnie szkoda mi go, kiedy przygotowuję śniadanie. Muszę wtedy wyjąć dużo rzeczy z lodówki, potem z opakowań, ułożyć na desce i podać. Rozkładanie i sprzątanie trwa. A rano zwykle czasu jest niewiele.
Dlatego wyznam, że uwielbiam śniadanka wczasowo-hotelowe. Toczymy z mężem walkę, ponieważ on najchętniej spałby chwilę dłużej. A dla mnie przygotowane przez kogoś śniadanko z dużym wyborem, to najwspanialsze rzecz pod słońcem. Szczerze mówiąc głównym kryterium mojego prywatnego rankingu miejsc, w których się zatrzymujemy podczas różnych wojaży, jest właśnie jakość śniadania.
Ostatnio zachwyciło mnie śniadanie w hotelu Alhambra w Dusznikach Zdroju. Wspominam śniadanka sprzed kilku lat w Willi tuŻur w Borach Tucholskich, z domowymi przetworami. Są jeszcze śniadania mojej mamy, na werandzie na wsi. Też wysoko w rankingu.
Mój kult śniadań wydawał mi się dotąd całkowicie usprawiedliwiony. Śniadanie jest przecież ogłoszone najważniejszym posiłkiem dnia. Zjedzenie rano pełnowartościowego posiłku reguluje produkcję insuliny, chroni nas przed apetytem na śmieciowe jedzenie i powoduje, że dostarczamy naszemu organizmowi energii właśnie wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebuje. Okazuje się jednak, że do każdej tezy znajdzie się antyteza. Wyczytałam ostatnio, że powstała w tej sprawie nowa szkoła. Niejaki John Kiefer opublikował wyniki badań, według których należy zrezygnować z jadania śniadań. Wyjaśnia to tak. W ciągu nocy stężenie kortyzolu w naszym organizmie rośnie. Jeśli nie zjemy śniadania, albo zjemy śniadanie bardzo niskowęglowodanowe, organizm nie wytworzy insuliny. Jeśli kortyzol działa bez podniesionego poziomu insuliny, powoduje spalanie tłuszczu. Co miałoby oznaczać, że niejedzenie śniadań działa korzystnie na linię.
Ja pozostanę jednak przy swoim. Bo myślę, że najlepiej kierować się rozsądkiem oraz obserwować własny organizm. Mój na pewno lubi śniadanka.
Komentarze
dzień dobry …
bardzo długo nie jadałam śniadań bo kawa mi wystarczała .. od prawie 15 lat przestawiłam swój sposób odżywiania i teraz owszem kawa jest ale po godzinie muszę zjeść śniadanie …
dziś Patryka … pijemy piwo …
Dzień dobry 🙂
kawa
a jeśli chodzi o śniadanie w hotelu to przyznam, że mnie trochę denerwują … ponieważ jem często ale mało to nie jestem wstanie nawet czasami popróbować podawanych specjałów ..
miało być cieplej od jutra a tu minusy w nocy a rano szron .. no ale mniej wieje wiatr ..
dziś na obiad kotlety rybne i kiszona kapusta z marchewką …
nie jedliście śniadania chyba bo słabo coś się staracie z komentowaniem …
ciekawe co na śniadanie podajecie? … ja lubię jajecznicę albo owsiankę …
Na śniadanie jadłam dziś razowy chleb serem kozim i pomidor ze szczypiorkiem i roszponką. Ser leżał w otwartym opakowaniu, więc trzeba było już go zjeść. Lubię jajka gotowane w koszulkach, a do tego paski czerwonej papryki. Ale najczęściej jem chleb razowy z gęstym jogurtem i jakimś domowym dżemem.
Dlatego nie przepadam za śniadaniami hotelowymi z powodu ich nadmiernego urozmaicenia. Na szczęście nie mam zbyt częstych okazji, aby je jeść.
A najmilej wspominam śniadania na tarasie domku letniego znajomych na Kaszubach, nad Jeziorem Raduńskim. Dość późne, bo nikt nigdzie się nie śpieszył. Kawosze zdążyli wcześniej wypić swoje kawy. Wykładaliśmy wszystkie produkty na stół, z grządki zrywałam świeży szczypiorek. I trwały te śniadania pewnie ponad godzinę, tak było nam przyjemnie.
Lubię także bardzo śniadania świąteczne, ale to już zupełnie inna sprawa.
Śniadania jadam obowiązkowo, nie wychodzę z domu bez, nawet jeśli to jest bardzo wcześnie. Hotelowe śniadania lubię właśnie ze względu na możliwość skubnięcia różności, których sama nie szykuję. A poza tym lubię ten poranny hotelowy zamęt. Teraz nie zdarza mi się to często, ale kiedyś i owszem. Podobnie jak Krystyna, bardzo lubię nieśpieszne śniadania w naszym leśnym domku i także przeciągamy tę porzyjemnośc 🙂
…ostatnio, zimową porą jadam owsiankę z rozmaitymi dodatkami, czasem z jabłkiem, orzechami czy suszonymi owocami, ale z wiosną rzucam się na zielone, czyli wszelkie tego koloru dodatki do twarogu, czy jajek. Ale czasem tylko grzanka z dżemem wystarcza.
Rzeczywiście jest nowy trend niejedzenia pierwszego śniadania. Czytałam niedawno wywiad z autorkami książki ” Food P h a r m a c y „, które 2- 3 razy w tygodniu rezygnują z tego posiłku. Stosują zasadę postu przez 16 godzin. Pozostałe posiłki spożywają w ciągu 8 godzin. Ma to być korzystne dla organizmu, któremu dobrze służy długi odpoczynek układu trawiennego. Zamiast śniadania wypijają 2 kawy. Jeśli ktoś nie może obyć się bez tego posiłku, powinien dużo wcześniej zjadać kolację.
Podaję te informacje jako ciekawostkę, bo trendy , także kulinarne, są bardzo zmienne.
Znam osoby, które rano po otwarciu oczu są głodne. Inni, i ja do nich należę, zjadają śniadanie 2- 3 godziny po wstaniu. Kiedy muszę wyjść z domu wcześnie rano, zmuszam się do kilku kęsów. A dwie poranne kawy na pewno nie wyszłyby mi na zdrowie.
Za to przyzwyczaiłam się do porannej wody z miodem i cytryną. Wzorem Irka dodaję także kurkumę. Można to pić bez o p o r ó w. Darowałam sobie natomiast imbir i cynamon, choć zaopatrzyłam się już w ten cejloński.
” oporów” to chyba niecenzuralny wyraz.
A jednak nie. No to nie wiem, dlaczego tekst był odrzucany. Tak czy owak, trzeba pamiętać o kopiowaniu.
Jako mlode dziewcze wolalam pospac dluzej niz szykowac sniadanie.Wystarczyla mi slodka bulka kupiona po drodze. Dzisiaj jem kromke chleba posmarowana leciutko maslem i duzy garnuszek kawy.
Moja kawa to pol na pol kawa i cykoria. Pozniej chetnie siegam po owoce lub jogurt.
Krystyno może dlatego, że napisałaś w cudzysłowie …
kaszanka na przystawkę …
http://bibliasmakow.pl/tapas-z-kaszanki/
Najbardziej lubię śniadania na wsi w czasie urlopu lub wyjazdów sobotnio-niedzielnych. Nie muszę spieszyć się a to jest dla mnie najważniejsze. Wychodzę na taras a tam niespodzianka – wiejska kotka czeka na mnie bardzo grzecznie, bo wie, że zawsze dostanie coś dobrego. Przychodzi od wielu lat, wykarmiłam jej dzieci, potem wnuki, potem prawnuki itd, które rozeszły się po świecie a ona wciąż nas odwiedza. Jest tak interesująca, że mogłabym napisać opowiadanie o tym, jak wychowywała swoje potomstwo dając łapą w nos temu, który mamy nie słuchał i wpychał pyszczek do miski z mlekiem albo jak wychowywała swojego kochaneczka czekającego pod choinką na kolejkę przy misce. To ona zawsze rządziła. No ale to już nie o śniadaniu wyszło opowiadanie. Jest trochę w typie MRUSI ALICJOWEJ. Serdeczności. Nana
Nana Mi możesz pisać pamiętniczek kota … 🙂 … a jeśli chodzi o koty to córka (kiedy byłam na wyjeździe) kupiła przez pomyłkę karmę dla kota, która reguluje apetyt .. kotka nie bardzo chciała jeść ale w końcu się przyzwyczaiła więc i ja ją tym karmiłam … żarcia było sporo i wystarczyło prawie do wczoraj … na noc jej nasypałam już normalne jedzenie i chyba była spragniona bo zjadła wszystko a poprzednia karma w takiej porcji starczała jej na cały dzień … no ale dzięki „diecie” figurę ma super … 😉
Dzień dobry 🙂
Ja z późno-śniadaniowych, tak koło południa. Po przebudzeniu dwie herbaty – pierwsza to mieszanka suszonych owoców i kwiatów, a druga solidna, prawdziwa yunnan bez dodatków.
Muszę się rozchodzić, aby coś zjeść i najczęściej jest to jedna kromucha (dzisiaj z serem topionym z ostrą papryką i plastrem pomidora.
Główny posiłek między 16-17, nazywam to obiadem, lunchu nie jadam, bo jak to, zaraz po śniadaniu?
I na tym moje jedzenie się kończy jako takie, natomiast podjadam owoce w ilościach.
Wyznaję zasadę – nie jestem głodna, to nie jem.
Jerzora zasada – nie mam co robić, to jem 🙁
😯
https://i.imgur.com/tDqaR.jpg
Kapitanie! Pamiętasz?
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1989.JPG
…i to?
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1993.JPG
Ehhhh…czasy!
Patrykom i Patrycjom, świętym i grzesznikom – NAJLEPSZEGO,
co tam kto ma, najlepiej Guinessem 🙂 🙂 🙂
Dziś miałam pastę jajeczną z koperkiem i szczypiorkiem. Bywają też inne jaja. Małżonek jada owsianki, ja czasem jakieś płatki, zwykle z jogurtem i owocami, kanapki, twarożki.
Małgosiu,
Jerzor od niepamiętnych czasów (i Maciek też) – jakieś płatki i na to pokrajanych owoców (z mrożonek typu jagody, maliny też), banan i co tam jeszcze, do tego słonecznik, nasiona dyni, deczko siemienia lnianego i co się jeszcze po drodze przydarzy. Do tego śladowe ilości mleka. ALE…ostatnio robi sobie jajecznicę z trzech jajc. Założe się, że coś zdrowotnego wyczytał na ten temat!
Twój małżonek byłby świetnym kumplem śniadaniowym Cichalów. Wersje są dwie – lądowa (tzw.full wypas) oraz wersja rejsowa, nieco uboższa, bo skąd tu nagle wziąć wszystko świeżutkie i z lodówki to i owo…na łajbie nie wszystko da się upchać, zwłaszcza w klimatach florydzkich…
cdn.
Ja omijam te wszystkie tryndy i tym sposobem zjadłam nawet świnkę morską w Limie, o którą szarak ciągle ma pretensje…
No co, dawali – to zjadłam 🙄
Alicja
17 marca o godz. 19:16 206149
Dzien dobry Szampanstwu!
Wczoraj Gospodarze ugoscili nas znakomita kolacja – na przystawke byly sevitshe (literowanie domyslne) oraz tunczyk z grilla.
Ryby doslownie wyzebralismy od rybakow, bo polowy z jakiejs racji bardzo marne. Oni juz odfiletowali ryby dla siebie, wiec nie mielismy materialu na zupe. Pierwsze danie bardzo polecam tym, ktorzy maja dostep do swiezo zlowionych ryb. Podam przepis razem z fotografia, w odpowiednim czasie.
Dzisiaj zaprosili nas na lunch – skonczylismy sevitshe, a do tego wielkie , gigatnyczne krewetki w towarzystwie dwoch sosow pomidorowo-chrzanowych.
Pyszne!
O obiad musimy postarac sie sami, pewnie bedzie jakas zupka. Jutro opuszczamy przyjazna keje i ruszamy dalej.
—————
To było 17.03.2010 na Key West 🙂
Albo mi się coś poplątało, bo wynika z tego, że jesteśmy u Tarasiewiczw i właśnie wybywamy…chyba na Key West.
Muszę poczytać dziennik pokładowy…
Nisia
5 marca o godz. 12:31 204462
Aicja gibie się w lazurze,
zajączki bobczą w różnych krajach.
Tu znowu pada śnieg na róże…
Ach, żeby już doczekać maja!
Pyra
5 marca o godz. 12:55 204467
Oh, panna Wiosna ma kaprysy,
młodziutka taka, więc jej wolno…
Jeszcze w bucikach, jeszcze w szalu,
ale już spływa strużką polną,
ale już błyska w błękit strojna
i siada na bocianich gniazdach
i tak przekornie sypnie śniegiem;
Kiedy zakwitniesz?
– Boże! Nie wiem!
Wybaczcie, ale szukam czegoś i po drodze znajduję…a to miło sobie przypomnieć, prawda? 🙂
No to….salute guinnessem 🙂
dzień dobry …
dziś sobie zrobiłam luksusowe śniadanie … tosty francuskie panierowane wiórkami kokosowymi z mango .. przy okazji wymyśliłam jak przechować mango bo z reguły kupuję duże i całego nie zjadam .. obieram zawsze całe mango i kroję na kawałki … część zjadam a resztę wkładam do słoika i zalewam świeżym mlekiem tak by nic nie wystawało .. słoik wstawiam do lodówki .. mango nawet po trzech dniach jest smaczne jakby było przed chwilką obierane .. po zjedzeniu mango z mleka wykorzystuje je do naleśników tzn. mleko wykorzystuję ..
teraz słonko i zimnawo …
Jolinku, chętnie bym zjadła takie śniadanie, uległam modzie na mango 🙂 Nas ciut więcej, to nie ma problemu z pochłonięciem owocu w całości. Zakupiłam właśnie dwie bazylie, drobnolistną i tę zwyczajną, przesadzę zaraz do skrzyneczki, na parapet. A obok kolejne moje plony z ziarenek kiełkujących, jednym słowem – zielono mi…
Śniadanie jest moim najważniejszym posiłkiem dnia. Bez niego trudno mi zacząć dzień. Lubię owsiankę z czym tam jest pod ręka, owocami, ziarnami. Albo twarożek i konfitura, herbata a troche pózniej kawa, albo odwrotnie. Podobnie jak Salsa, lubiłam hotelowe śniadania w czasie podróży.
Jolinku, chyba zacznę notować Twoje pomysły dań bo mnie brakuje wyobraźni. Zaintrygowałas mnie przechowywaniem owocu w mleku. Jak to działa? Mango bardzo lubię i kupuje regularnie.
😯 <—Jerzor
Nie ma takiej możliwości, żeby nie zjeść całego mango, powiada!!!
Ja nie przepadam, bo tyle z tym zachodu, najbardziej lubię mrożone, już obrane i w kawałkach. A najlepsze są i tak jabłka 🙂
U nas słońce i -10c 🙁
A ja myślę, że śniadania, podobnie jak inne posiłki, to indywidualna sprawa. Powiązana z trybem życia, przyzwyczajeń i godzin oraz formy pracy. Osobiście od lat… wielu, śniadania jadam jedynie w soboty i niedzielę. A i to nie zawsze. Jeśli jednak już, to przy stole, nie w pośpiechu, latając z przysłowiową kromką chleba po mieszkaniu. Podane estetycznie, bez frymuśnych przybrań czy kolorowych „mazańców” na talerzach. No, może nie do końca – czasami „spływa” na mnie wena twórczo-kulinarna i wymyślam nowe formy ułożenia na półmiskach, inne przybrania (na przykład fantazyjnie, w spiralki, wycinane warzywa), dobierając dodatki pod względem kolorytu i przeciwności smakowych, jakie okazuje się doskonale współgrają.
Kto to przed laty myślał lub choćby wpadł na pomysł lodów, czy karmelu z solą?
Śniadania w hotelach, podczas podróży czy wypadów w plener to inna sprawa. Na te pierwsze nie mamy wpływu. Na zorganizowane przez siebie, a i owszem.
Estetyka przede wszystkim, a reszta jak kto lubi i ma czas. Ot choćby na poniższym filmiku.
https://www.youtube.com/watch?v=5S4sngfK02w
Śniadania hotelowe?
Najlepsze było w hotelu ROYAL w Krakowie lat temu parę.
Serio,
tyle do wyboru, że głowa boli, i wszystko świeże i pachnące, a jajka na twardo ciągle jeszcze gorące, chociaż nie przegotowane! Na drugim miejscu chyba Praga, ale pewności nie mam, ale wydaje mi się, że znakomite było.
Tak zwane „continental breakfast” z tej strony Wielkiej Wody – nic szczególnego i właściwe słowo byłoby – nic…
Ja nieśniadaniowa, ale w podróży zwracam na to uwagę, bo to insza inszość. Im lepszy (droższy) hotel, tym lepsze śniadanie.
Echidno,
Jerzor obejrzał, po czem rzekł – ja bym umarł, czekając.
Ja też! Filmik znakomity, zaraz prześlę synowej 😉
Hej Wy tam….
nie lubię marca, bo tyle kochanych od nas odeszło, a wcale nie chcieli…Ekskjuże mła, są między nami, ja ich ciągle słyszę i czytam…
Nisia
6 marca o godz. 17:43 204641
Dziędobry na rubieży – piękna pogoda u nas i słoneczko świeci aż miło. Byłam dziś rano (12.00 + licentia poetica) na spotkaniu ze mną, a potem wyniosło mnie do Nowego Warpna, bo na widok tego słoneczka musiałam się przejechać. Pobrałam po drodze przyjaciółkę i udałyśmy się do ulubionego baru na ulubiony rosołek z leszcza z pierogami z tegoż. I na pierogi z kapustką oraz grzybami. Jak się je rosołek 70 km od domu, to od razu lepiej smakuje. Ten z leszcza to boski delikates.
No i skończyło się babci tańcowanie, teraz młoty do roboty.
Słoneczko zaszło, to jakoś usiedzę…
dzień dobry …
byłyśmy tam z Danuśką … wpis obrazowo pokazuje to co tam jest do zobaczenia a wrażenia są podobne do moich … no i zielone mango, które często omijamy z daleka …
http://silkdressdiet.blogspot.com/2017/03/moje-serce-zostao-w-hoi-z-saatka-z.html
ciekawe po co ludzie wymyślają takie dziwaczne potrawy? …
http://lekkonatalerzu.bloog.pl/id,359906982,title,Kisiel-gruszkowy-ze-szpinakiem,index.html?smoybbtticaid=618d05
Dzień dobry 🙂 kawa
Zebrało nam się na wspomnienia, ja też wczoraj przeglądałam ten smutny marzec…
Rosołek i pierogi z leszcza rozsławione nie tylko na blogu, w książkach Nisi Nowe Warpno ze swymi specjałami także się przewija. Właśnie czytam jedną z serii „dziewic”…
Przestało padac, ale wieje zimnem
…w ramach potraw dziwnych, na obiad będzie tort naleśnikowy przekładany kapustą z pieczarkami. Trochę z konieczności, bo miały być krokiety z tym nadzieniem, ale naleśniki z dodatkiem mąki gryczanej wyszły mi tak delikatne, że przy zawijaniu rozpadały się. No więc, co było począć 🙂
Jolinku, sympatyczny i ciekawy ten blog „silk dress” 🙂 , a Tobie i Danuśce zapewne miło powspominać…
Joilnku-dzięki za ten wietnamski sznureczek, rzeczywiście miło powspominać 🙂
Dołączam do frakcji lubiącej hotelowe śniadania z dużym wyborem rozmaitości. Trudno przygotować, aż tak bogate śniadanie w domowej kuchni zatem podoba mi się możliwość popróbowania i tego i owego podczas porannego posiłku. Lubię też typowe francuskie śniadanka z pachnącą i chrupiącą bagietką, croissantami i konfiturami do wyboru. W małych pensjonatach na prowincji są często konfitury i jogurty własnej roboty oraz urokliwie nakryte stoły. Jest po prostu inaczej niż w domu i to właśnie jest przyjemne 🙂
Wieści z dóbr nadbużańskich-wiosenne kwiaty bardzo nieśmiało wychyliły pierwsze łodyżki, na niektórych krzewach drobne pąki. Na niebie, gdzieś w oddali liczne klucze gęsi.
Młodzi zaprosili na wczoraj na kolację-szynkę wieprzową kupioną u zaprzyjaźnionego rolnika piekli w temperaturze 150 stopni przez ponad siedem godzin zatem nic dziwnego, iż smakowała rewelacyjnie!!! Na deser podali sernik w wykonaniu jednej z zaproszonych biesiadniczek. Tak dobrego sernika nie jadłam już dawno-został przygotowany w modnym ostatnio: http://thermomix.vorwerk.pl/thermomix-r/12-funkcji/ Rzeczywiście to urządzenie robi w kuchni praktycznie wszystko, ale niestety kosztuje fortunę.
Józiowi – wnusiowi Starej Żaby – wszystkiego najlepszego!
I wszystkim Józefinom oraz Józefom 🙂
„Za ile” ten robocik? Całkiem sprytny zresztą…
Osobisty Wędkarz przygotował dla nas niewielki afrykański fotoreportaż:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipPmSEiGRj3m6qCMECNTRt54kct12I3zsZtxamXD?source=pwa
Danuśka,
ja bym go tam więcej nie wysyłała, bwana kubwa jest rozrywany przez panienki, a one i owszem, wyglądają na krzepkie!
No i jakie piękne wdzianko ma chłopina, mam nadzieję, że przywiezie i będzie paradował po Warszawie 🙂
Jerzor pyta, czy następnym razem może się zabrać na wyprawę (ja też chcę!), chyba w charakterze łowcy krokodyli. Chociaż łowić ryby też potrafi, i ja też, ale gdybym ja tam była, to ryby obowiązkowo na patelnię, nawet żebym je sama miała zjeść!
Mam też nadzieję, że mimo jeansów i takich tam podobnych można kupić jakieś ciekawe afrykańskie szmatki 🙂
Bardzo piękne ptaki w locie, natomiast ryby nie okazują przesadnej radosci.
To co, można się zapisać na wyprawę?
Alicjo-autorka sernika i właścicielka thermomixa, z którą rozmawiałam w sobotni wieczór zapłaciła za to cudo 4700 zł. Przyznam, iż nie jestem gotowa na takie kuchenne wyzwanie.
Alicjo-Alain otrzymał to wdzianko w prezencie od zaprzyjaźnionego Senegalczyka i oczywiście przywiózł je do domu. Poproszę, by się w nim zaprezentował zjazdowo w Żabich Błotach 🙂
Afrykańskie szmatki można kupić na każdym kroku, a nawet uszyć na wymiar z dowolnie wybranego materiału. Ja też jestem szczęśliwą posiadaczką boubou, bo tak się nazywa to odzienie.
Co do zapisów na senegalską wyprawę, to ewentualny, kolejny wyjazd stoi pod dużym znakiem zapytania, bo połowy w tym roku były bardzo marne i wędkarskie towarzystwo ma zamiar zająć się poszukiwaniem innych łowisk.
Danuśka,
doskonale Cię rozumiem. Ja zazwyczaj zadaję sobie pytanie – ile razy będę to używała? Nie widzę zastosowania u siebie, ale będąc młodą kobietą z perspektywami rodzinnymi itd. pewnie byłabym zainteresowana. Synowej zasugeruję 😉
Przy okazji – zajrzyj do poczty, Danuśka!
Inne łowiska – czemu nie, jak Towarzystwo Połowów Afrykańskich cos postanowi, to my chętnie.
A propos szmatek afrykańskich, ja do dzisiaj nie mogę przeboleć, że nie kupiłam tej drugiej kiecy, która była w kolorach narodowych, w pamiątkarskim sklepie w Kruger Parku, w RPA. Moja szkolna przyjaciółka mówiła, że nie warto, że tu park narodowy, ceny dla turystów, a takie kiece to w każdym sklepie…Uwierzyłam, durna baba, i mam teraz tylko jedną 🙁
Cena to jest rzecz względna, moja kieca z Parku Krugera kosztowała ok 30$. Spróbuj tu kupić coś wyjątkowego za tyle…
A propos wspomnień i wdzianek skądś tam, Zjazdowicze II Zjazdu na Kurpiach powinni pamiętać:
http://aalicja.dyns.cx/news/img_5335.jpg
Też jestem zdania, że dla młodych, zapracowanych to urządzenie jest świetnym pomocnikiem kuchennym. Szkoda, że takie drogocenne, mnie by się też przydało 🙂
Danuśko, fotoreportaż bardzo sympatyczny, zadziwiająca egzotyka, dziewczyny fajne, wdzianko super, a te rybie okazy!
Modnisia….
http://aalicja.dyns.cx/news/Prosiaczek%20w%20botkch.jpg
Czytam z ogromną przyjemnością nisiowe „Dupersznyty….” i uśmiecham się za każdym razem, kiedy znajduję takie perełki z Jej książek:
„Miejsce psa jest w łóżku jego pana”.
„Oszukuję księdza, Bóg pewnie nie dał się nabrać”.
„Pożar w burdelu to jest cicha msza w porównaniu z tym, co dzieje się w telewizji…”
„Ludzie nie chcą wyjawiać uczuć, może się boją, może nie wierzą sami sobie.”
https://lh3.googleusercontent.com/-qdpjtZR_3Hw/WM68Trq4_gI/AAAAAAAADek/VTQ3dHW9FDIzF3Veebw8FXz63HucDflSwCL0B/h1536/2017-03-19.jpg
z porannego biegu Maćka w ich kniejach…
Danuśko,
ta kobieta wiedziała, jak żyć…
http://www.monikaszwaja.pl/
Ten las taki trochę straszny ….
Danuśka też sobie wspominam … a ten opis przekupek na targu bardzo prawdziwy … my tez uciekłyśmy z hali pędem jak nas otoczyły miłe sprzedawczynie … szkoda, że ryby się kończą bo Alan chyba bardzo lubił jeździć w to właśnie miejsce ..
Barbaro czasem przez jakiś błąd w sztuce kulinarnej wychodzi nowa ciekawa potrawa a torty naleśnikowe ostatnio modne w kuchni …
na śniadania dla amatorów … ale na kolację dla smakoszy … 😉
http://smakinatalerzu.pl/index.php/2017/03/17/tosty-z-piwnymi-pieczarkami/
O, grzanki z pieczarkami, kiedyś dość często robiłam, dawno ich nie było w moim menu 🙁
Danuśka,
może przeoczyłam, ale raczej nie – chodzi mi o zdjęcia sukienek i bluzek zakupionych przez Ciebie i Jolinka w Wietnamie. Może przy okazji pokażesz je.
Piękne te senegalskie zdjęcia.
Świeże ryby kupowałam wczoraj przy stawach hodowlanych, więc na dzisiejszy obiad były pieczone pstrągi i sałata.
A pieczarki rzeczywiście są mało obecne także w mojej kuchni, choć bardzo mi smakują.
Thermomix za pięć czy sześć tysięcy? Dlaczego za sześć? Bo najszczęściej kupowany na raty przez osoby z „bezpośredniej” łapanki. Urządzenie używane przez osoby które gotują niezbyt często i w małych ilościach niepewne swoich umiejętności, które w prosty sposób chciałyby kulinarnie zabłysnąć. Niestety w gotowaniu nie ma drogi na skróty. Samo się nie upiecze ani nie ugotuje. Urządzenie może ułatwić gotowanie bo posiada wbudowaną wagę i potrafi podgrzać do określonej temperatury, oraz ma timer. Tyle, że za takie pieniądze można mieć profesjonalne wyposażenie kuchni. Dobry mikser planetarny do ciast i kremów, solidny mikser z blenderem i funkcją szatkowania warzyw. A podgrzewanie gotowanie można robić w profesjonalnych garnkach i naczyniach które przetrwają dziesięciolecia. I nu musi być to przereklamowany Zepter
Małgosiu,
to są lasy „redwood” w Oregonie. Gdybyś się tam znalazła, podobałoby Ci się, jestem tego pewna 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/O-W/
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
dziś początek astronomicznej wiosny …. pogoda może zdąży się poprawić na wiosnę kalendarzową …
ja ostatnio zawiesiłam się w kuchni na cukinii, pieczarkach i mango … dziś na obiad racuchy z cukinią i pieczarkami oraz sokiem pomidorowym do popicia a na deser mango … 🙂 … a na śniadanie jajecznica z boczkiem i pieczarkami .. 😉 …
Alicja przypomniała mi wycieczkę do Narodowego Parku Sekwoi w Kalifornii.
https://travelspirit333.com/2011/11/02/sequoia-national-park-california/
Zupełnie niezwykłe, monumentalne drzewa, człowiek czuje się w tym lesie jak mróweczka 🙂
Misiu, co do thermomixa, znam kilka osób używających tego sprzętu na co dzień i od dawna. Kiedyś pisywała na naszym blogu pani, która też zachwalała jego przydatnośc, i nadzwyczajnośc. Pamiętam jak pisała o błyskawicznym np. mieleniu maku itp. żmudnych (ręcznym sposobem) czynnościach. No ale zgadzam się, że cena jest mocno przesadzona. Urządzenie ma moc 500 W, więc takim siłaczem to on nie jest.
Moja niemiecka znajoma, która znakomicie gotuje, dostała thermomix w prezencie na 60. urodziny. Kupiły go na spółkę jej trzy siostry –
entuzjastki tego urządzenia. Te urodziny były już dobrych parę lat temu, bywamy u nich co najmniej cztery razy w roku, a potrawy z tego urządzenia jedliśmy może trzy razy. Zupy były OK, ale np. tzw. gratin z ziemniaków wyglądało jak rzadka bryja z kawałkami kartofli, taka sałatka ziemniaczana na gorąco 🙁
Stanowczo wolę gratin zapiekane klasycznie w piecu.
Może to jest dobre dla osób o niewielkich umiejętnościach kulinarnych i wystarczy im książeczka z przepisami dołączona do urządzenia.
Dobrze, że nie wszyscy to mają, bo nudno by było wszędzie jadać to samo 😉
Pamiętam z początków lat 80. szał gotowania wg przepisów Betty Bossi fikcyjnej kucharki, której zadaniem była popularyzacja prostych i gwarantowanych przepisów (niektóre sama stosuję do dziś) wydawanych w licznych książkach. Przy okazji, „mimochodem”, chodziło o upowszechnienie margaryny i oleju Astra i Sais.
Wśród młodych i niedoświadczonych te przepisy miały wielkie wzięcie.
Gdzie się wtedy nie poszło, dostawało się najlepszą potrawę z aktualnego wydania. Po trzeciej wizycie należało się upewnić u następnych przyjaciół, czy nie będą gotowali tego samego, co troje pozostałych 🙄
Wydawnictwo jest popularne do dziś.
homary pod strzechy … pod koniec marca w asortymencie Biedronki pojawią się mrożone homary …
nemo margaryna i tzw. masło roślinne były wszechobecna w latach 70-80 i nikt się nie zastanawiał czy zdrowe czy nie bo były tanie i wydajne … jak tam wiosna u Ciebie? .. w ogródku już praca zaczęta? …
…porzuciłam więc myśl o thermomixie i zrobiłam pyszną sałatkę owocową (ręcznie) mango, kiwi, gruszka, mandarynka, banan. Bardzo pyszna, polecam 🙂
Jolinku,
praca wre, bo pogoda sprzyja od 2 tygodni, tylko w weekend zdrowo popadało i napełniło beczki na deszczówkę. Posiałam groszek, posadziłam nieco cebuli i ziemniaków, robimy miejsce na dalsze zagony. Przy okazji plewienia chwastów znajdujemy sałatę roszponkę, która się dziko rozsiewa sama, a nie chce rosnąć tam, gdzie ją posiejemy. Jemy też czosnek niedźwiedzi i ogromne ilości jarmużu. Pod ziemią czai się też topinambur i nieznalezione jesienią ziemniaki…
Najwięcej roboty było z wycięciem starych i podwiązaniem nowych pędów jeżyn. Mam znowu pokłute i podrapane ramiona, mimo rękawic i odzieży ochronnej zawsze jestem pokiereszowana 🙁 Ale jak się okazuje, moi znajomi też.
Kwitną forsycje i kalina bodnanteńska
Jest jej dużo, więc okolica pachnie miodem, a królowe trzmiela żerują na niej z zapałem.
A u nas w marcu, jak w garncu i dzisiaj potwierdziło się to przysłowie. Na naszych forsycjach już pojawiły się zaledwie małe, żółte zawiązki.
Kalina u Nemo piękna.
Krystyno-postaram się dzisiaj zrobić te zdjęcia. Tym niemniej nie należy się spodziewać niczego wystrzałowego, to jest naprawdę bardzo zwyczajna sukienka i bluzka.
Patrząc na tą szarość za oknem, aż trudno uwierzyć, że gdzieś tak piękne kwiaty ma już kalina. Byle do wiosny …
nemo czyli jak zwykle pracujesz jak mróweczka … 🙂 … no i jedzenia nowalijkowego masz na stole pod dostatkiem ..
a u nas już w kwietniu ma być lato to przyroda nadrobi we wszystkim co rośnie ..
U mnie poranna szarówka i mgła, a poza tym pełno śniegu jeszcze. Mam nadzieję, że w tym tygodniu śladu po nim nie zistanie i ustąpią wszelkie mrozy. Wystarczy! W końcu WIOSNA! Przynajmniej kalendarzowa. Mamy wymagania, a co!
Wczoraj przybyła na herbatkę Lisa, robimy tradycję, żeby częściej do siebie wpadać, ona jest bardzo samotna. Przyniosła mi trochę wiosny, piękne goździki czerwone, Mrusiaństwo ma co obwąchiwać, nawet sztuczną orchideę (jak prawdziwa!) obwąchuje. Lubi rozmaryn, ten pachnie zawsze 😉
Miałam właśnie spytać o forsycje, ale Nemo i Danuśka napisały o nich. U mnie też widać dopiero pączki.
Z soboty na niedzielę zmienia się czas z zimowego na letni, czyli ci co pracują i uczą się, będą wstawać wcześniej. Reszta nie musi.
Redwood to jedno, a sekwoje to drugie. Te drugie rosną wzdłuż wybrzeża Kalifornii, o ile się nie mylę Południowej (tam jest to słynne drzewo, przez który szosa przechodzi, a poza tym w górach Sierra Nevada – coś pięknego! http://aalicja.dyns.cx/news/S.P-01.jpg
TO ja z krasnalem, 1986 rok – Sierra Nevada National Park,
Kalifornia.
Dzisiaj mam spotkanie z moim chirurgiem, ma tę moją łapę (a raczej obie łapy, bo druga też zaczyna świrować) obejrzeć, przynajmniej pani pielęgniarka tak powiedziała, a operować 7 kwietnia. No i proszę, Nisine kolegi (nie poprawiac!) dwa, ortopedy chirurgi dwa, którzy rwali się do pociachania mojej ręki, dawno byłoby po sprawie, a i znieczulenie rumem Pussera było odpowiednie…Tyle, że oni przy operacji śpiewają rosyjskie ballady i to by mi uciekło. Tak czy owak, trzeba się koło Pana Chirurga zakręcić, bo niedługo nie będę mogła używać prawej ręki, a lewa pozazdrościła tej prawej i też pragnie uwagi chirurga 🙄
Właśnie wczoraj czytałam w nisinych „Dupersznytach” o tym, jak to rum jest dobry na wszystko 😉 Doskonale wiemy, że Cichal jest również tego zdania 🙂
Pamiętam te wszytkie butelki krążace pomiędzy Blogowiczami, a centrum wszelkiej wymiany barterowej było oczywiście mieszkanie Pyry.
Mam jeszcze na półce Pyrowe wyroby monopolowe – likier orzechowy, odrobinę morelówki i chyba coś jeszcze. Butelki podpisane są przez Pyrę. Traktuję je sentymentalnie i oszczędzam.
Oczywiście pamiętam, że prawie każdy z blogowiczów parał się tym procederem. W tym roku planuje tylko nalewkę na zielonych orzechach włoskich – jako lek na niedyspozycje żołądkowe.
Kupowałam dziś jabłka, a obok leżała brukiew. Wybrałam jedną na surówkę. Prawdę mówiąc nie pamiętam, czy kiedykolwiek jadłam brukiew. Z dzieciństwa pamiętam, że brukiew traktowana była tylko jako pokarm dla zwierząt na wsi. A podobno jest bardzo smaczna. Jutro zrobię wg tego przepisu / mniej więcej, bo nie mam wszystkich składników/ : http://www.mojewypiekiinietylko.com/2015/01/surowka-z-brukwi/
Brukiew jest stanowczo niedoceniana (samam grzeszna!), a przecież kiedyś lubiłam…O ile pamiętam, szła dobrze w parze z tartą marchewką. Z tartą marchewką dobrze wchodzi też chrzan, na taką średnią moc.
Wróciłam ze wsi zła jak licho, bo sprzed nosa uciekł mi autobus i musiałam czekać całą godzinę na następny. Weszłam więc do sklepu handlowego i kupiłam Mrusiańsku szczotkę do czesania futra. Porządną, dość twardą, ale z włosia, a nie z metalu!
Alicjo-a czy Mrusia lubi czesanie futra?
Piksel nie znosił tego rodzaju zabiegów, jak to facet 😉
Dla Alicji i Krystyny moje wietnamskie ciuchy:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipNrad0kjAv_hkTJR1tTuqil7Zw-vPGCpu1vppsA?source=pwa
Jolinek ma taką sama sukienkę, ale w dwóch odcieniach szarości i wygląda w niej szałowo 🙂 bo dwa razy szczuplej niż ja. Co do bluzek to moja towarzyszka podróży kupiła dwie, ale trochę inne niż ta na zdjęciu.
Rozmowa z Osobistym Wędkarzem na temat mojej wietnamskiej sukienki:
-I jak wyglądam? (oczywiście, oczekuję odpowiedzi, że wspaniale)
-Ta sukienka jest przezroczysta, widać Ci całe nogi!
-To jest sukienka na upały-do ogrodu albo na plażę.
-Nie szkodzi…
Ręce i nogi opadają!
Danuśka,
dobrze, że widać Ci całe nogi, a nie ćwierć 👿
Ja mam podobną białą, ale z Portugalii, może robić za sukienkę.
Mrusia na hasło – idziemy się czesać*, natychmiast podrywa swe ciało i leci się czesać, mamy umówione miejsce pod kominkiem. Podobnie zachowuje się przy komendzie – idziemy obcinać pazury?
Jerzor mówi, żeby jej nie obcinać, tylko pomalować na krwiście czerwono 🙄
*Mrusia rozumie jęsyk polski, ale ja się miaukania po „jejnemu” nie nauczyłam.
A teraz podsyłam wam uroczy sznureczek, targnęłabym się na własne życie, ale jak już do tej pory przeżyłam, zażywając, to chyba dam radę….
http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/10-popularnych-produktow-ktore-przyspieszaja-starzenie/2jq655
p.s.
Danuśko,
męża pytać o zdanie, jak wyglądasz? Zapytaj sąsiadów (nie sąsiadek!), oni przynajmniej na Ciebie spojrzą…
Jerzor mnie od wielu lat nie widzi, więc go nie pytam.
Zwrocilam uwage na komentarze o drzewach. Kilka lat temu na blogu En Passant wypisal sie podroznik, ktory prowadzi blog swiatowid.bloog.pl
Swiatowid publikuje zdjecia z wielu miejsc na swiecie. Jednym z tych miejsc jest las deszczowy (rain forest) o nazwie Hoh Rain Forest w stanie Washington. Swiatowid nazwal to miejsce Basniowy las.
http://swiatowid.bloog.pl/id,3278003,title,BASNIOWY-LAS,index.html
Swiatowid rowniez odwiedzil latem i wiosna nasz wulkan o nazwie Mount Rainier.
Wizyta latem
‘http://swiatowid.bloog.pl/id,4977438,title,WONDERLAND-PARADISEczyli-lato-na-Mt-Rainier,index.html
Wizyta wiosna
‘http://swiatowid.bloog.pl/id,3506922,title,MOUNT-RAINIER,index.html
Pokazywalam tu duzo zdjec z Mount Rainier.
Podczas jednej z wycieczek do Hoh Rain Forest nagralam krotki film. W Hoh Rain Forest jest bardzo duzo gigantycznych cedrow, piknych losi i innej zywiny. Slimak, ktory zyje w the Hoh nazywa sie “banana slug” i jest pod ochrona. Banana slug dal sie sfilmowac.
‘https://www.youtube.com/watch?v=hZMsvtQgbVg
Sekwoja, o ktorej pisze Alicja, szeroka na tyle, ze samochod mogl pod dnia przejechac niestety doczekala swojej koncowki. W tym roku silny wiatr przewrocil to piekne i mejestatyczne drzewo pozostawiajac wiele smutnych osob i wiele wspomnien.
Zgadzam sie z Salsa o wielkosci drzew. Pojecie proporcji miedzy cedrem lub sekwoja a czlowiekiem jest mozliwe, jesli stoimy obok takiego drzewa. Korony tych drzew tworza staly polmrok.
Jeden z komentarzy do filmu z Hoh, napisany przez Kathlyn Reilly to wiersz poswiecony banana slug 🙂
„Kathlyn Reilly 4 years ago
Banana slug, banana slug
When some people see you,
they say „UGH”
Banana slug, banana slug
When I see you,
I’ll give you a hug!
(A song I remember from my childhood, great shot of the slug!)”
Orko, przejrzałam podane przez Ciebie linki, (z tymi nieaktywnymi można sobie poradzić opuszczając apostrof przed adresem). Bardzo ciekawy blog, dużo zdjęc oddających urodę (zmieniającą się z porami roku) tych fascynujących miejsc, obiecuję sobie poczytać i pooglądać więcej. Bardzo sympatyczny jest też Twój film, jak Ci się udało podejść tego uroczego łosia? Bananowy ślimak też niczego sobie, zagrzebany w trawie rzeczywiście wygląda jak porzucony banan. Piękna wycieczka, widoki i na koniec ten malutki zwierzaczek zerkający na filmującą. Dzięki za tyle przyjemności 🙂
Wierszyk uroczy 🙂
Policja 😉 17 03 20h42
boljszoje wdzieki albo odwrotnie z tym samym nieumiarem
Przyroda i geografia Stanów to jest coś niesamowitego, bo wszystko tam jest, tylko niestety, w odległościach….
Na nas czeka Alaska, Hawaje i…północna Dakota 😉 (bo nie była po drodze).
Mamy Stany przejechane w tę i nazad, na wskroś i na obyrtkę, ale to ciągle mało-mało-mało!
Często wyciagam GoogleEarth i sobie surfuję. Jazdy „na piechotę” już odpadają, za bardzo męczące, lepiej polecieć samolotem gdzieś, wypożyczyć samochód i pojeździć tu i tam, jak jesienią zrobiliśmy to w Kalifornii, a potem na Florydzie u Kapitaństwa.
„A czas goni, a czas goni
Straszy, że źle z nami jest…” (Wojciech Młynarski)
Jolinku
Margaryna, masło roślinne… kłamstwo powtarzane milion razy zaczyna brzmieć jak prawda. Podobnie jest z twierdzeniem o wyjątkowej inteligencji Naczelnika Państwa.
Kiedyś na blogu napisałem, że słyszałem milion razy o tym, że margaryna ma maślany smak i ani razu, że reklamowane masło smakuje jak margaryna…
Misiu kochany,
z margaryną to był taki szlagier – „tylko margaryna mleczna przeciw ciąży jest skuteczna”. No i co? Śmo! nadmiar smarkaczy w tych latach.
Twierdzenie o wyjątkowej inteligencji mściwie nam panującego prawdziwe, wyżej de nie te.
A masło maślane, tak jak zawartość cukru w cukrze, o!
Misiu, jest ok jesli obie plynne, warunek, ze nieco powyzej kolan, tak, jak Danuska sugesci
poza tym wrony tez lubie, czapka
Miło widzieć Sławka – obściski!
Salsa,
Dziekuje za porade z apostrofem. Myslalam, ze mozna podawac tylko jeden link.
Swiatowid zwiedza duzo ciekawych miejsc. Podobaja mi sie jego zdjecia.
Na terenie parku narodowego dzikie zwierzeta nie kojarza czlowieka z zagrozeniem. Dlatego ten loś zupelnie nas ignorowal. Loś i inne zwierzeta utrzymuja odleglosc od czlowieka, ale nie uciekaja w poplochu. Ja filmowalam tego losia z odleglosci okolo 5 metrow i zrobilam „zoom” kamera.
Natomiast maly „chipmunk”, ktory zwrocil Twoja uwage sam wejdzie do plecaka, znajdzie jakis smakolyk i dumnie zje na naszych oczach. „Chipmunks” wiedza, ze w plecakach nosimy jedzenie. 🙂 Oczywiscie nigdy nie karmimy dzikich zwierzat.
Dla wyjasnienia,
W parkach narodowych jest zakaz polowania na zwierzeta lub ich straszenia. Rowniez nie wolno niczego zrywac.
Jest prosta zasada:
Leave no trace. Take only pictures.
🙂
Salsa,
Przyjemnych podrozy z Swiatowidem. 🙂