Dziury w serze
Brie, Camembert, Gouda to nazwy miejscowości we Francji i Holandii a jednocześnie nazwy wspaniałych serów tam produkowanych. Nazwy te nie są jednak zastrzeżone jako marki. Kupując więc np. camembert należy patrzeć na miejsce produkcji. Prawdziwy – powstaje w Normandii. Także i Włosi nie zastrzegli nazwy swego sera mozarella. Dzięki temu całkowicie legalnie można produkować mozarellę pod Warszawą.
Marki zastrzeżone, których użycie przez nie zrzeszonych producentów jest karalne to np. francuski roquefort (produkowany w Owerni w miejscowości Roquefort) czy grecka feta.
Jak widać w serowarskim świecie panuje bałagan prawny. Są w nim spore dziury, jak w dobrym żółtym ementalerze (nazwa nie zastrzeżona).
W Holandii używano kamiennych kadzi, które służyły do produkcji sera podobno już dwa tysiące lat temu. A było to w okolicach portowego miasta Edam. Ser edammer do dziś ma markę jednego z najlepszych na świecie. Choć są koneserzy przedkładający nad edamski woń i smak goudy – sera produkowanego w mieście o tej samej nazwie.
Dodać należy, że goudę od setek lat produkuje się w olbrzymich bryłach przypominających beczki. Ta gigantomania wynikała z przyczyn transportowych. Łatwiej było toczyć „beczkę” goudy niż nosić na statki mniejsze ale też ciężkie bryły czy raczej gomóły edammera. A sery niderlandzkie były eksportowane od tysiąca lat do wielu krajów Europy, od basenu Morza Bałtyckiego poczynając na Morzy Śródziemnym kończąc. I edamski i gouda znane były także mieszkańcom Italii.
Pogadajmy więc dziś o serach. Tych z zastrzeżoną nazwą i tych, które można bezkarnie podkradać i drukować etykiety na swoich wyrobach. A jest tego niemało.
Komentarze
Ukłony dla Gospodarza (i podziękowania) oraz BB (Birbantów-Bywalców). Dotarł wygrany przewodnik wraz z przewodnikiem po zamkach, w który to się obecnie zagłębiam.
Seru mój, seru! – jak powiadał zacny Ben z Floty Handlowej, z mojego ulubionego kryminałka „Nr 17” (wstyd powiedzieć, nie pamiętam autora).
Dziędobry na rubieży.
Klarcia.
Nowy, dzięki za miłe życzenia dobranockowe. Ja bym odmieniała tak:kto – Bareya, kogo – Barei, komu – Barei, Kogo – Bareyę, kim – Bareyą, o kim – o Barei, – o Bareyo!
Moye nazwisko tak się odmienia i ja tak per analogiam (brzmieniowo ta sama końcówka, tylko nie przez „y”, a „j”).
O, Klarcia zdechła.
Blog śpi. O tej porze?
Gdzie się podziały wszystkie ranne ptaszki?
Melomani też śpią… co za dzień!
😕
Ktoś czuwa,żeby spać mógł ktoś !
Ja czuwam,ale roboty mam sporo od rana.
Inni kto to wie,może śpią ? Wszystko przez te zawirowania
z przestawianiem czasu.
A może zabrali się za intensywne przygotowania świąteczne ?
Alicjo- Twój wczorajszy zachód słońca p i ę k n y !
A Dorotal jeśli jeszcze może oddychać po tej nocy
z warstwą kota na piersi, to niech da znać !
Tu Pyra od Żaby
Psy rzeczywiście wypracowały sobie metodę na wspłżycie, którą ja przypłacę zawałem. Po próbach gróźb karalnych (zaraz cię zjem) łażą 3 – psową watahą i pilnują się wzajemnie, żeby któryś nie został pogłaskany nadprzydziałowo. W efekcie omal nie umarłam w nocy, kiedy mi na poduszkę zwalił się z ciemności wielki czarny łeb na potężnych barkach – to Gawra pilnowała, żebym Radka nie wzięła przypadkiem do łóżka. Łaziły całą noc – teraz śpią. Oczywiście były już kilka razy na wybiegu. Żaba z Sylią pojechały na doroczne szkolenie hodowców koni, a ja sobie siadłam do komputera. Uczę się obsługiwania małej klawiatury.
„Niech mi każdy powie szczerze,
Skąd się wzięły dziury w serze?”
Indyk odrzekł: „Ja właściwie
Sam się temu bardzo dziwię.”
Kogut zapiał z galanterią:
„Kto by też brał ser na serio?”
Owca stała zadumana:
„Pójdę, spytam się barana.”
Koń odezwał się najprościej:
„Moja rzecz to dziury w moście.”
Pies obwąchał ser dokładnie:
„Czuję kota: on tu kradnie!”
Kot udając, że nie słyszy,
Miauknął: „Dziury robią myszy.”
Przyleciała wreszcie wrona:
„Sprawa będzie wyjaśniona,
Próbę dziur natychmiast zrobię,
Bo mam świetne czucie w dziobie.”
Bada dziury jak należy,
Każdą dziurę w serze mierzy,
Każdą zgłębia i przebiera –
A gdzie ser jest? Nie ma sera!
Indyk zsiniał, owca zbladła:
„Gwałtu! Wrona ser nam zjadła!”
Na to wrona na nich z góry:
„Wam chodziło wszak o dziury.
Wprawdzie ser zużyłam cały,
Ale dziury pozostały!
Bo gdy badam, nic nie gadam,
I co trzeba zjeść, to zjadam.
Trudno. Nikt dziś nie docenia
Prawdziwego poświęcenia!”
Po czym wrona, jak to ona,
Poszła sobie obrażona.
To widzę,że do kompanii jeszcze Piksela tam brakuje !
Okazuje się,że u Bliklego to sery nawet teraz można kupić :
http://www.blikle.pl/index.php?page=shop.browse&category_id=2019&option=com_virtuemart&Itemid=4&gclid=CImC9arO3aACFYST3wodRXaVZw&vmcchk=1&Itemid=4
Jedni mają ser edamski z miasta Edam, a my mamy korciński
z gminy Korycin. Lubię i kupuję ten z ziołami,albo z kminkiem.
Piksel i moje dwie dziewczynki i rozwalimy całe te Żabie Błota!
No ale serio, powiedzcie, jak nie kochać psów? One tego tak bardzo potrzebują!
Ser nazywa się oczywiście koryciński :oops :
Czy ja pisałam o serkach państwa Pawlikowskich na Głodówce? Bundzyk jak złoto! 😆
Nisia, Danuśka – Żabie wytrzymują bez problemów ponoć 8 psów gościnnych. Radek został w chwilę po przyjeździe rozebrany z szeleczek, obroży itp wykwitów cywilizacji i korzysta z psiego raju (gdyby tak jeszcze ze 3 koty do zabawy) Po przyjeździe zostałam potraktowana bigosem i jest to bigos zupełnie niepodobny do bigosu Pyrowego, czyli potwierdza się reguła,że ile domów, tyle bigosów Dzisiaj będziemy jadły jajka.
Hej, Dziewczyny, a znajdzie się jedno małe jajeczko dla wędrowca na szlaku???
Żabo, do Ciebie od Drawska to za Toporzykiem w lewo?
Upindraczę się i ruszę. Nie masz nad nagłe impulsa!
😆
Właśnie przeczytałam Nisię – jam samotny biały żagiel na gospodarstwie, ale jajek starzczy
No to nam się żabiński zjazd wielkanocny rozrasta !
Ciekawe kogo jeszcze przywieje w tamte strony ?
Prosimy sprawozdawać na bieżąco.
A jajka jakie ? Przypominam,że to jest blog o gotowaniu i szczegóły
nam się należą 🙂 Faszerowane, na twardo ?
Tu Pyra
Danuśka – nie mam pojęcia. pÓKI CO, żABA pilnuje własnej kuchni; może za kilka dni ustąpi nieco władzy nad chochlą i pokrywkĄ. Mamy aktualnie 80 jajek i coś się pewnie z nich zrobi. nA RAZIE NIE CHCĘ SIĘ WYCHYLAĆ.
80 jajek ? O,to jeszcze parę osób się wyżywi 🙂
Rusłan Kozynko Ranczo FRONTIERA Warpuny – produkuje znakomite kozie sery. I działa strona www wieęc można zamawiać internetem. http://www.seryowcze.pl
Polecam. Niebo w gębie.
Sery z Wiżajn są też znakomite.
p.s. Jak wspominał gospodarz z nomenklaturą „dupa” jst wielka nie tylko w serach.
Nie wiadomo co człowiek kupuje i Unia jakoś nie widać by to regulowała a nawet powiem więcej, że to znakomicie rozlegulowuje – czego przykładem „chaos oscypkowy”.
pozdrawiam
Bareya,
Unia unią, ale czy to jest legalne – kozie sery z owczego mleka? 😯 Albo z dżerseju? 😉
nemo:: Pomyłka oczywista z mojej strony.
Nie wiem, jak to jest w gospodarstwach domowych młodych ludzi, ale u tych starszych ser przy okazjach świątecznych występuje tylko w postaci twarogu w sernikach i paschach. Przynajmniej takie mam obserwacje. Ale czy młodzi ludzie w ogóle przygotowują dania świąteczne ? Chyba raczej wolą wizyty u rodziców. U mnie ser żółty zaczął się pojawiać na świątecznym stole na wyrażne życzenie syna, który w dzieciństwie nie wyobrażał sobie jednego dnia bez sera. Potem mu trochę przeszło. To było mi nawet na rękę, bo z serem nigdy nie było problemów .Oczywiście mowa o serach bardzo przeciętnych.
Wspominałam, że wczoraj byliśmy na obiedzie i synowej i syna. Synowa trochę mnie rozbawiła, bo tym razem postanowiła przygotować ” coś typowo polskiego „.Przeważnie stara się przygotować coś oryginalnego z kuchni włoskiej, meksykańskiej albo greckiej. Fakt, że zadanie ma utrudnione, bo jest kucharką dość przeciętną / ale za to w innych dziedzinach jest bardzo zdolna /, a poza tym nie przygotuje przecież tego samego co ja. Tak więc tym razem to „polskie danie ” to były rolady z piersi kurczaka nadziewane suszonymi pomidorami i serem feta. Do tego była duszona cukinia i ziemniaki zapiekane z ziołami. I dobre wino .Całość bardzo smaczna, choć jak dla mnie za delikatna .W każdym razie chodzi o to, że młodzi ludzie przeważnie mają dość ogólne pojęcie o polskich smakach. Na deser był sernik z cukierni ,ale niezwykle smaczny – puszysty i delikatny .
Krystyno,
nie oczekuj zbyt wiele od synowej i w ogóle od młodych, bo polska kuchnia ewoluuje z czasem i młodzi nie będą gotować dokładnie jak my. My też nie kopiujemy w 100 procentach naszych matek, ojców i babek. Pewnie będą się starali odtworzyć smaki dzieciństwa, a te zmieniają się wraz z wymianą pokoleń, a i surowce do odtwarzania tych smaków ewoluują, znikają, pojawiają się w innej jakości… Choćby te nieszczęsne kurczaki 🙄
Ciesz się, że jej się chce cokolwiek samodzielnie pichcić 😉
W Burgundii produkowany jest bardzo smaczny krowi ser (dla lubiacych ostry smak) Epoisses (od nazwy miejscowosci). Mlody ma zolta skorke a im dojrzalszy tym czerwienieje 😉 Dla znajacych francuski, pelny opis plus kilka przepisow. Sympatycznie wyglada zapiekanka z cukini (courgette) i ziemniakow, przekladanych kawalkami sera.
http://cuisine.notrefamille.com/recettes-cuisine/recette-epoisses-_149-ingredient.html
Nemo, ja nie wymagam zbyt wiele od mojej synowej. Oni i tak dobrze sobie radzą w kuchni .Gotuje to, które ma akurat więcej czasu ,a oboje są bardzo zajęci. A bądźmy szczerzy, gotowanie wymaga staranności i czasu .Ja w każdym razie jestem zawsze bardzo doceniana i chwalona przez młodych ,bo niektóre potrawy przygotowuję zawsze w większych ilościach, także dla nich .Oczywiście sporadycznie ,ale pierogi,gołabki, pasztet ,bigos to potrawy które lubią ,ale sami ich nie przygotowują .
W ramach wiosennych kuracji kupiłam wyciąg z oleju lnianego ,który zawiera różne cenne kwasy i w ogóle ma dobroczynne działanie .Na pewno tak jest . Ja wprawdzie wyznaję zasadę, że wszelkie leki nie muszą być smaczne, a newet mogą być niesmaczne ,ale ten olej jest wprost obrzydliwy .Tran przy nim to smakołyk .Wypijemy to co jest ,ale więcej go nie kupię .Tych cennych kwasów Omega poszukam w innej postaci . Naprawdę ,jest okropny .A pijemy go do obiadu ,czyli wkrótce .Brr…
Alicjo! W Waszej kabinie znalazłem klapki, białe. Innego Kopciuszka o tak małej stópce na łódce nie było…
Krystyno,
olej lniany nadaje się również do ochrony kostrukcji drewnianych przed gniciem albo podwozia samochodu przed rdzą…
Krystyno,
olej lniany jest bardzo zdrowy w swojej normalnej postaci, a i smak ma dość przyjemny, jeśli jest świeży. Niestety bardzo szybko jełczeje. Jeśli preparat z niego (zawiera kwas linolowy) smakuje obrzydliwie, to chyba nie jest normalne, ja bym tego nie zażywała 🙄 zwłaszcza jeśli ciecz była na początku bezbarwna, ale pożółkła z czasem.
Najwięcej kwasu linolowego zawiera olej z ostu farbiarskiego, używam codziennie do sałaty.
Aszyszu,
obrazek można jeszcze namalować 😉
Swieży olej lniany smakuje orzechami i sianem 😉
krystyna –
chyba są jakieś preparaty w postaci ampułek? Jak na przykład evening primrose oil
http://www.vitaminstuff.com/herbs-evening-primrose.html
Z rozczuleniem wspominam serki produkowane metodą domową z zsiadłego mleka. Albo te, przed laty w Zakopanem, jakie przynosiła nam gaździna ranną porą. Też produkcji domowej lecz z mleka owczego.
Obecnie mleko raczej się zepsuje niż zsiądzie i czar serków przez niektórych twarożkami zwanych już należy do przeszłości. Głównie dla mieszczuchów gdyż mleka prosto od krowy w sklepie nie kupią.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dzień dobry Szampaństwu!
Cholera by to – szaro i ponuro, leje, ale na szczęście już plusowo, aż +5 C 😯
Cichal,
rzuć te klapki za burtę, one funta kłaków nie są warte, a zostawiłam je przez nieuwagę. Po Twojej uwadze, że w czymś takim na pokładzie się nie chodzi, bo a nuż się spod stóp wymskną, a na pokładzie trzeba stabilnie się czuć.
Po cholerę je brałam – też nie wiem 🙄
Teraz już bym wiedziała, co należy zabrać, a co zbędne. Połowa tego, co było w mojej torbie – była zbędna.
ASzyszu –
ale trzeba uważać bo bardzo brudzi.
nemo –
namalować? Ja tam użwałam do czyszczenia pędzli po skończonym pacykowaniu kanwasu.
E.
…a propos jedzienia (kulinarny blog w końcu… ) , jedzenia zdrowego – należy jeść wszystko, a Omega (jacht) się zawsze znajdzie 😉
Alicja –
teraz już wiesz! Flaszka rumu, porcięta na zmianę i zawsze po zawietrznej!
E.
Alicjo- a może te klapki, to tak pozostawione mimochodem z myślą
o kolejnym rejsie 😉
Alicjo Klapki zostaną zachowana na wieczną rzeczy pamiątkę!
Echidna. Od lat robię serek własno albo Ewyręcznie. Alicja świadkiem i spożywcą!
Echidno,
bierzesz olej i pigmenty, mieszasz, a dalej to już jak Vermeer albo inny Leonardo… 😉
Wrzucam filmik, bo to po pierwsze moje rodzinne strony, po drugie wszyscy w Polsce to pamietają, po trzecie… fajna babcia, przypomniał mi się film „Sami swoi” i „sądy sądami, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” 😉
http://www.videoexpres.pl/images/stories/video/Kamieniec-potop bis 1997.wmv
Potwierdzam – świadkiem i spożywcą, serek pyszny!
Ja jeszcze w szlafroku 🙄
Już niby gotowam, a ciągle coś się dzieje i wymaga mojej uwagi. Nie wiecie, co to takiego?
Idę się odziać i uczesać, listonosz zapuka (dwa razy), a ja w maliniaku?! 😯
Echidna… tera już wiem 😉
Echidno,
ten olej, co polecasz, to z wiesiołka. W Polsce widziałam sporo preparatów z tej rośliny. Wiesiołek brzmi mniej poważnie niż evening primrose, ale działa podobnie 😉
Jesteśmy w komplecie – Nisia dojechała , Żaba z panienką wróciły, źrebak biega po podwórku, rano była Eswka – oczy biedulce wysiadły (nie tylko nie pisze na blogu ale i nawt nie czyta, nie daje rady
ja tak z małego doskoku bo trochę zajęta jestem … pomacham do mini zjazdu w Żabich Błotach … za potrzebujących trzymam kciuki … 🙂
Miś jak halny przemknął przez Zakopane i Kraków i pewnie do domu dojeżdża …
Pan Lulek zamilkł jakoś … ??
No to mam jasnośc w temacie…Wczoraj o 16:56 pomyłkowo podałas swoją, owczarkową stronę. Dałem posta podpisując się, nieprawdaż?
Szkoda…
…a to seler… westchnął feler 😯
Moja strona to jest moja strona:
http://alicja.homelinux.com/
Owczarkowa to:
http://owczarek.blog.polityka.pl/
Reszta w mailu, ja też lubię mieć jasność w temacie 😉
O, z tego wszystkiego zamieściłam dwa sznureczki i teraz czeka w poczekalni 🙄
# Alicja pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
2010-03-29 o godz. 16:53
?a to seler? westchnął feler 😯
Moja strona to jest moja strona:
http://alicja.homelinux.com/
Owczarkowa to …Owczarkowa (tu usunęłam adres Owczarkowej strony, bo mnie wrzuciło do poczekalni)
Reszta w mailu, ja też lubię mieć jasność w temacie 😉
Witam, dobry wieczór 😆
Blogowe Warszawianki, właśnie skończyłam na dziś robotę, włączyłam radio i co usłyszałam ? W weekend na Starym Mieście, w Warszawie, był przepiękny kiermasz litewski ! zachwalali go przez dobre 5 minut ❗
Dziennikarz motoryzacyjny ogromnie się denerwował, że z powodu półmaratonu nie mógł dojechać na Stare Miasto. Czyżby to był ten kiermasz, który miał być kilka tygodni temu na Banacha ?
Gouda „Gouda” stoi,a mnie i tak „Romadoura” zal 🙁 Kiedys moj ulubiony polski smierdziel!I zadne tam francuskie smierdziele nie byly tak dobre,jak tamten.I komu on przeszkadzal?!
Ale w mojej Goudzie nie tylko zolte sery sprzedaja,ale rowniez kozie.Tylko z tymi ostatnimi moze byc klopot,bo wlasnie wszystkie kozy ida pod noz!!
Zapanowla zaraza o nazwie Q-korts,ktora jest przenoszona na czleka.
Tak,wiec zobaczyc na polu Koziolka Matolka,bedzie trudno!? 😉
Ciao amici.
Co tam dziury w serze ! Po dwóch latach nieobecności zawitałem do Zakopanego.
Od 18 w niedzielę do 10 rano dzisiaj rano… . Sprintem , błyskawicznie ale co zobaczyłem to moje.
Nawet zdążyłem zrobić zakupy w warszawskich sklepach dla artystów. Od paru minut w domu. Pogoda na południu Polski cesarska , u nas leje od rana.
Nie wiedzialem, ze rodzina mojego syna jest swiatowym potentatem w produkcji gwozdzi do kopyt konskich. Produkuje sie tego ponad 7 ( siedem) milionów sztuk na swiecie. Ostatnio bylo w Kolumbii w Bogocie spotkanie swiatowej elity gwozdiowej i poswiecenie nowej fabryki która bedzie robila cos dla NASA. Chyba nie gwozdie.
Toas!
Pan Lulek
Teraz juz nic nie rozumiem. W jakim czasie my zyjemy. Einstein przewraca sie w grobie i dlatego tyle trzesien ziemi.
Pan Lulek
Dla zgagi-
Warszawianka
http://www.youtube.com/watch?v=SmA93bkcexY
Marek,
u mnie lało, na chwilę przestało i znowu zaczyna lać 🙄
Wiosna podobno, a ja nie mam jasności w temacie wiosny, bo raz jest tak, a raz jest siak. No nic, za chwilę kwiecień… ten to dopiero może naprzeplatać!
Panie Lulku,
w Kolumbii też wszystko musi być poświęcone, jak w Polsce? 😯
Zgago- chwała Ci za to,że śledzisz informacje o warszawskich
kiermaszach.Ja,gapa warszawianka niestety nic nie wiedziałam
o kolejnym kiermaszu litewskim.
Gdyby wiedziała to może przyszłoby mi do głowy tam pojechać
i nie dojechałabym, tak jak ów dziennikarz.
Jakbym nie dojechała,to byłoby to denerwujące.
Jakbym dojechała i nie byłoby cepelinów to byłabym bardzo
rozczarowana.
Więc sama widzisz czasem lepiej nie wiedzieć,co by się nie
zdenerwować i nie rozczarować.
Natomiast,gdybym wiedziała,dojechała i zjadła cepeliny
to w łeb,by wzięła moja dieta lekko korygująca.
Ale z drugiej strony miałabym,co opowiadać na blogu.
A poza tym cepeliny uwielbiam i pal licho diety !
Ech,ile to człowiek ma w życiu dylematów i to jeszcze
na tydzień przed Świętami 😀
Zgago, nic więcej nie widziałem, ale jak pewnie wiadomo, ja nie jestem Warszawianka, mogłem nie zauważyć.
Popatrz co znalazłem:
http://www.wspolnota-polska.org.pl/index.php?id=s00326
Mogłem nie zauważyć więcej bowiem byliśmy, razem z Antkową, po przebiegnięciu trasy półmaratonu!
Trasę półmaratonu przebiegliśmy po raz pierwszy, tak trochę z przypadku, trochę z ciekawości, bez jakiegoś szczególnego przygotowania, nie chodziło o czas, chodziło o to by przebiec, nikomu ani sobie nie zrobić krzywdy. Różni biegają, starsi, młodsi, z dzieciakami w wózkach, poprzebierani, był nawet taki co biegł na bosaka! Dla ułatwienia tyłem!!!
Więc czemu nie my??
I wiecie co? Udało się!!! Przebiegliśmy.
Biegliśmy razem, w równym tempie, choć emocje były szczególnie jak przebiegaliśmy obok policjantów, oni tacy grożni!! po biegu nawet jakiejś nadmiernej sapki nie mieliśmy. Antkowa to zaraz za chwilę zapaliła na ukojenie papieroska, ale ona kiedyś trenowała sprinty, ja to tylko ogródek uprawiałem.
A więc dobiegliśmy, ja sobie na uspokojenie skołatanego serca popatrzyłem na wileńskie cudeńka, bo one były tuż obok mety, ładne były, a może to mnie jeszcze adrenalina buzowała?
Warto było biec, pogoda ładna, ludzie uśmiechnięci, muzyka grała, nowe doświadczenie.
Może następnym razem zrobimy maraton!!???
Nim zaczniecie nam gratulować, męczyć palce klawiaturą, dodam, że owszem, trasę półmaratonu przebiegliśmy, nawet kilkakrotnie,
ale w poprzek… Tak serio to biegliśmy nogami naszego reprezentanta, znaczy biegły nasze geny.
Danusiu, w Blue City jest Kiermasz Wielkanocny, podobno bywają tam też ci od tych serów, które polecał Bareya
Wysiadł mi złośliwie internet i to zaraz po moim wpisie. Naprawili przed chwilą i mogłam doczytać.
Antek masz oczywiście rację, zadziałała u mnie bezmyślność, przepraszam i dziękuję za zwrócenie mi uwagi. 😀
Danuśka, ten kiermasz był w sobotę i w niedzielę. Z wypowiedzi wynikało, że były tam też kiełbasy i inne wyroby gastronomiczne. A zwróciłam uwagę, bo pisałaś, że na Banacha nie było rewelacyjnie.
Ciekawa jestem czy uczestniczki mini zjazdu stukną jakieś mini sprawozdanie. 😀
Zgago, Ty do nas? Ale to chyba jednak było za bardzo mini, żeby jakieś sprawozdania pisać. Owszem, Żaba, Pyra i Eska sobie zjazdują. Ja wpadłam na kawkę i pierogi ruskie i zaraz odjechałam. Tak to jest jak się ma do siebie 140 km – zawsze można wpaść na kawkę…
Było bardzo miło.
Hej Dziewczyny Żabowe – dzięki za miłe popołudnie. Żabo, proszę, pogłaskaj ode mnie po nosie moją nową przyjaciółkę Balceronę! A jakbyś przy okazji strzeliła jej jakąś fotkę, to by i Blogowisko zobaczyło, jaka to sympatyczna osoba. 😆
Gdyby jakiś Purysta Językowy chciał poprawiać na Barcelonę, to niech tego nie robi. Ona jest właśnie Balceroną…
Teraz idę sobie, bo Morfeusz mnie wzywa. 😀
Życzę wszystkim dobrej nocy i wiosenno-pogodnych snów. 😆
Jutro z rana jadę naprawiać lampę mojej siostrzenicy i pewnie wrócę popołudniu, to do jutrzejszego „nastukania”.
Pamiętam o „trzymaniu” za Jotkę, męża Aliny.
Nisiu,
dziękuję bardzo za rozwianie moich językowych wątpliwości (9:41).
Dzisiaj leje cały dzień jak z cebra, Wielka Kałuża się rozhuśtała, rozszalała, jest szara, spieniona i groźna.
Ja się skaleczę! Po rozwiązaniu mini-mini-zjazdu padłam jak kawka i dopiero przed chwilą wstałam. Z prac domowych włączyłam zmywarkę.
Panie Lulku, chyba tych gwoździ do kopyt musi być nieco (nieco w tym wypadku robi wielką różnicę) więcej niż 7 milionów, jeżeli jest to potentat w tej branży, bo: na przybicie jednej podkowy używa się na ogół 7 gwoździ, znaczy hufnali, czyli podkowiaków – 4 od zewnętrznej i 3 od wewnętrznej strony kopyta. Czyli 7 milionów wystarcza na przybicie miliona podków. Konia kuje się na dwie przednie lub wszystkie cztery nogi, czyli taka produkcja wystarczałaby na jednorazowe okucie 250 – 500 tysięcy koni, a konia przekuwa się (prawidłowo) 6-8 razy rocznie, czyli taka ilość podkowiaków mogłaby wystarczyć w najlepszym przypadku na kilkadziesiąt tysięcy okutych koni…
Ahoj, Nowy! podtrzymuj światło a ja podam dalej.
Żabo,
nie jestem jedynym, który się zastanawia, kiedy Ty sypiasz. Zmywarka robi swoje, Pan Lulek liczy gwoździe, a Ty śpij, jutro tez jest dzień.
Za to „jutro też jest dzień” chyba mi się dostanie, jako zerżnięte z obcego. Trudno. Przeżyję.
Ja też jeszcze nie śpię, powiem więcej, 19:45, a zmrok dopiero co zapadywa.
Dzień był niestety, moooookry, średnio-zimny, ale podobno jakieś upały nas najdą za parę dni. A niech najdą wreszcie! Idę się walnąć na dowolnie wybranym boku i poczytać, bo się nabiegałam za sprawami tego dnia 🙄
Wszyscy śpią, ja jeszcze słucham. Wykonanie Mistrza.
http://www.youtube.com/watch?v=T4Mx8AN0GF4
Witam, co za dzien, biedna Jotka ale przy pomocy akcji kciukowej to wszystko bedzie dobrze.
Z tymi gwoździami to coś się Panu Lulkowi pokręciło. Coś tego kręcenia za dużo. Raz zapasy mają starczyć na dwa miesiące , a za chwilę zapasy na ukończeniu. Inspekcja i kontrola chyba niezbędna.
Oczywiście stanu gwoździ i sznurowadeł nie będziemy kontrolować , chociaż kto to wie…
Tu Pyra
Nie wiem, co napisać, bo nie czytałam zaległego i nie wiem co sprawozdała Żaba, a co pominęła, jako nieważne. Ja mam kłopot z korzytaniem z jej maszyny. Nie z pisaniem, a właśnie z czytaniem – są całe godziny kiedy nie mogę na ekranie odczytać niczego. O wczorajszym mini zjaździe (Nisia, Eska, Żaba, Pyra) wiecie już chyba wszystko, o tym, że zjazdowiczki wzbogaciiły się o siatę książek Nisi, Nisia dostarczyła nam też butelkę rumu do bab świątecznych i butelczynę lekkiego, różowego wina, które było użytkowane pod pamiętne ze zjazdu pierogi ruskie. Tych pierogów mam zamiar zamówić kilka kilogramów, zabrać do Poznania i zamrozić porcjach – ja takich zrobić nie potrafię, w takich idealnyh proporcjadch sera do ziemniaków. Rzerzuchę mamy śliczną, Żaba wstawiła do wazonu różnych gałązek puszczalskich. Dzisiaj na obiad będą kurczacze wątróbki z cebulą i jabłkami i nawet jest nadzieja, że mnie do patelni dopuszczą siły miejscowe.
Powiem Wam w dyskrecji, że Żaba pewnie wygrała los na loterii biorąc sobie panienkę Sylwię do pomocy. Jest smodzielną, ale nie samowolna, pracowita i myśląca, rozmowna, ale nie gaduła, siła spokoju w nader pakownej osóbce.