Sophia Loren, czyli piękna kucharka
Dobrze mieć dobry smak. Jeszcze lepiej, gdy uroda życia łączy się po prostu z urodą. Urodziwy kucharz czy kucharka sprawiają podwójną przyjemność – dają bowiem radość oczom, a także podniebieniu i językowi.
Tak właśnie jest w tym przypadku, a kto nie wierzy, niech sobie kupi tę książeczkę, o której właśnie piszę. „W kuchni z miłością” (wyd. Esprit) jest dziełkiem bezpretensjonalnym, pełnym porad, zabawnych anegdot i nad wyraz smakowitych przepisów. Książka ta zilustrowana jest kilkudziesięcioma zdjęciami autorki, a jest nią piękna aktorka Sophia Loren.
We wstępie piękna Włoszka pisze:
Wstępując na scenę gastronomiczną, nie zamierzam wcale konkurować z wielkimi mistrzami, a tym bardziej ich zastępować. Nie znajdziecie tu kulinarnego traktatu ani ogólnego wykazu przepisów. To szczególna książka, w której dzielę się tym, co sama lubię, a niektóre dania przyprawiam anegdotą lub osobistym wspomnieniem. Dobrałam przepisy tak, aby stworzyć możliwie najszersze spektrum kuchennych możliwości. Prócz kilku egzotycznych potraw odkrytych w czasie licznych podróży, oparłam się przede wszystkim na typowej kuchni włoskiej. Zdaję sobie sprawę, że wiele składników trudno znaleźć poza Półwyspem Apenińskim, ale wiem też, że niemal we wszystkich zakątkach świata – od Niemiec przez Francję po Amerykę – można trafić na urokliwy i świetnie zaopatrzony sklep z włoskimi specjałami. Korzystanie z moich przepisów będzie zatem oznaczać także poszukiwanie owych składników. Żeby ułatwić to zadanie, proponuję czasem możliwe zamienniki, które łatwo kupić w jakimkolwiek sklepie w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Francji i w innych krajach.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam powodzenia. Proszę tylko o uważne podążanie za przepisami, ponieważ zależy mi, abyście dzięki nim osiągnęli wielki sukces. Wiem, że przemawia przeze mnie osobista duma, ale proszę, uszanujcie to. Otwierając bowiem tę książkę, przyjmujecie zaproszenie do mojej kuchni. I do mojego stołu.
Wizyta w kuchni Sophii przekonuje czytelników, że można się w niej zakochać (i w autorce, i w jej przepisach). Wspomniałem, że są w dziełku także porady kulinarne. Przytoczę tylko jedną z nich, a dotyczącą tak ważnego produktu jak makaron:
Przejdźmy teraz do zasad prawidłowego gotowania makaronu; są bardzo proste, ale należy uważnie ich przestrzegać, by uzyskać idealny efekt. Przede wszystkim trzeba wybrać makaron dobrej jakości, czyli wyprodukowany z pszenicy durum. Gwarantuje ona nie tylko właściwy smak, ale i sprężystość makaronu po ugotowaniu. Tylko makaron z tej mąki gotuje się równomiernie na zewnątrz i w środku. A oto moje „złote” rady:
1. Potrzebny jest naprawdę duży garnek z ilością wody zdecydowanie większą, niż wydawałoby się, że wymaga tego ilość makaronu. Tylko wtedy nitki vermicelli czy spaghetti ugotują się pojedynczo i się nie skleja.
2. Makaron należy wsypywać zawsze do wrzątku. Woda musi gotować się na dużym ogniu, a kiedy zaczyna wrzeć (w Neapolu mówimy, że „drży”), wsypujemy sól. Nie przesadzajmy z jej ilością; wystarczy, by nadała wodzie słonawy smak. Sól wsypujemy dopiero w tym momencie, ponieważ zwiększy moc wrzenia.
3. Zaraz po tym wrzucamy makaron i zwiększamy ogień. Podwójna siła uderzenia – efekt działania soli i odkręconego do maksimum palnika – to stary, prosty sekret neapolitanek. Dzięki temu wyrównamy temperaturę obniżoną w wyniku kontaktu wody z zimnym makaronem.
4. Pilnując makaronu, przygotowujemy duży, wygodny durszlak. Należy pamiętać, że czas gotowania zależy od kilku czynników: rodzaju makaronu, składu wody, pory roku, a nawet wysokości względem poziomu morza. Jedynym sposobem na przekonanie się, czy makaron już się ugotował, jest próbowanie. Kiedy poczujemy, że nie jest surowy, nawet jeśli wydaje się twardawy, nie ma na co czekać, tylko go od razu odcedzić. Potrzebne doświadczenie zdobywa się bardzo szybko. Niektórzy potrafią jednym spojrzeniem ocenić, kiedy makaron jest gotowy. Ale uwaga! Jeżeli zewnętrzna część makaronu zaczyna się rozklejać, a w środku pozostaje on twardy, to znak, że trafiliśmy na produkt niskiej jakości. Należy też uważać na czas gotowania podany na opakowaniu. Jak na mój gust często jest on zbyt długi, zapewne dostosowany do nie włoskich przyzwyczajeń kulinarnych.
5. Kolejny mały sekret: przed odcedzeniem makaronu można wlać do garnka łyżkę oliwy, która nada mu „poślizg” i ułatwi rozprowadzenie sosu.
6. Odcedzamy makaron, kilkakrotnie potrząsając durszlakiem, by pozbyć się całej wody. Jej pozostawienie ma fatalne skutki: po pierwsze makaron może się rozgotować pod wpływem temperatury wody, po drugie woda rozrzedzi niepotrzebnie sos, pozbawiając go smaku, a przecież tak łatwo można tego uniknąć. Nie trzeba też wtedy przelewać makaronu zimną wodą – jak robią niektórzy – żeby zatrzymać proces gotowania.
7. Nie tracąc czasu, nakładamy makaron na półmisek i mie?szamy z sosem, aby trafił na stół dymiący i ciepły.A teraz już pora na moje ulubione przepisy, które wybrałam z bogatego skarbca neapolitańskich receptur, niekiedy coś w nich zmieniając.
Sophia Loren zaś jest najlepszym dowodem na to, że spaghetti nie tuczy. Jeśli oczywiście nie jest przegotowane, lecz al dente. Na własne oczy widziałem przed laty, jaką porcję makaronu aktorka zjadała jako primo piatto. A jaką ma figurę, wszyscy miłośnicy kina wiedzą dobrze. Buon apetito.
Komentarze
dzień dobry ….
Książka może być dobrym prezentem …. z tym wlewaniem do garnka łyżki oliwy, która nada mu poślizg to dwie szkoły … jedna z nich mówi by nie wlewać bo sos się nie przyczepi dobrze do makaronu …
Danuśka miłość do Francji widać na zdjęciach …. 🙂
Dzień dobry!
Nie pamiętam, kto mnie tego nauczył, ale fakt, dolewam oliwy do gotującego się makaronu. Sos się trzyma 🙂
W nawiązaniu do wczorajszego artykułu:
O młodych ludziach i kulturze jedzenia w Korei
Nemo pytała, czy spotkaliśmy się z płaceniem za przyjęcia.
Zerknijcie, jak można połączyć jedzenie z korzyściami finansowymi i nie tylko 🙂
Przylaczam sie do Gospodarza i zachecam amatorow ksiazek kucharskich i talentu S. Loren do kupna tej ksiazki. Mily prezent pod choinke czy tez bez okazji 🙂
Jest to byc moze nowa wersja albo rozbudowana jej poprzednia ksiazka, ktora napisala w 1997 po angielsku, ja mam jej tlumaczenie na francuski z 1998 „Recettes et souvenirs”.
Bardzo lubie do niej zagladac. Sa tam dobrze opracowane przepisy, porady i duzo anegdot.
Przyjaznila sie z Marcello Mastroiannim, ktorego ulubionym daniem byla biala fasola na sloninie (fagioli con le cotiche). Co do makaronu, na pytania dziennikarzy, jaki jest jej sekret utrzymania linii, odpowiadala niezmiennie „jem makaron” 🙂
Krzych – ciekawe i smutne. Społeczeństwo budowało się przy wspólnym ognisku, które dawało ciepło, poczucie bezpieczeństwa i możliwość przygotowania posiłku. 700 tys lat zamienione na kliknięcie myszą?
Czytałam kiedyś poruszający wywiad z Sofią Loren. Opowiadała o trzech latach głodu i niedostatku, kiedy to zostały same 12 letnia Sofia i jej niemal 80-letnia Babcia. Kończyła się II wojna, a one nie miały nic. Babcia trochę zarabiała praniem i zbierając dzikie zioła, które sprzedawała Sofia. Czasem 2-3 dni jadły tylko zupę z pokrzyw z kromką suchego chleba. Nie miały jedzenia, pracy ani sił do niej. Sofia miała 15 lat kiedy wybrano ją do jakiegoś filmu. To jeszcze nie były duże pieniądze, ale jakieś były. Aktorka wspomina, jak przyniosła do ich zagrzybionego pokoiku pierwsze pieniądze i jak Babka uroczyście podzieliła sumkę na pierwsze, normalne buciki dla Sofii i te na jedzenie. Obiecała Babci, że teraz już codziennie będą jadły makaron. Babka mieszkała z nią do śmierci w wieku 88 lat i obydwie z wielką radością bawiły się kuchnią. Sofia gotowała sama nawet wtedy, kiedy miała mnóstwo pieniędzy i służbę – w wolne, rzadkie wieczory przyrządzała jedzenie dla swojej rodziny. Całe życie został jej uraz głodnego dziecka – nie znosiła marnotrawstwa, nadmiaru i braku poszanowania do jedzenia.
Pyro,
Z urazem głodnego dziecka kojarzy mi się książka, nie pamiętam, czyja i kiedy czytałem. Chłopczyk mieszkający z rodziną w Komi, cierpiał, jak wszyscy głód.
Po przyjeździe do Polski, bułeczki z szyneczką zamiast kory drzew- spowodowały że utył. Twierdził, że „w Komi był głód” i że teraz nie musi chodzić głodny.
Ciekawa analiza socjologiczna- jedni po wyjściu z kryzysu tyją, drudzy dbają o linię, jedząc al dente 🙂
Przypomniałem sobie:
„Gruby”, Aleksandra Minkowskiego.
Szatkuję białą kapustę, wspomaga zmrożone soju i wąchanie żytniego chleba 😉
Krzychu- niedostatek jest względny. Opowiadał mi płk J.M., że kiedy repatriowała się jego rodzina do Polski (ostatnia faza 1956r) była akurat po wypadkach poznańskich, po buncie robotników. Jego rodzina wieczorem rozprawiała o tym, że właściwie to nie wiadomo o co tym robotnikom chodziło, bo przecież ziemniaki i mleko mieli wszyscy, a nawet cukier. Takie bogactwo – mleko, ziemniaki i cukier.
Oczywiście, że niedostatek jest pojęciem względnym. Osobiście oburzałem się na moje dzieci, gdy się boczyły na odmawianie zaspokajania kaprysów.
Pyro, zupę przesoloną można tylko wylać. Mam doświadczenia z Ukochaną, która usiłowała gotować zupę na wywarze z gotowania pasztetu. Część tego wywaru dodawaliśmy do pasztetu, ale zawsze sporo zostawało. Ta zupa była nie tylko zbyt słona, ale w ogóle zbyt esencjonalna. Można było ten wywar rozwodnić, ale wtedy tracił wiele ze swoich walorów. Po prostu proporcje komponentów smakowych były takie, że niektórych było o wiele za dużo, inne były w sam raz. Po rozwodnieniu najsilniejsze były w sam raz, ale innych było już za mało. Od kilku lat Krystyna już daje za wygraną i od razu wylewa. Pewnie, że żal tego, ale chyba nie ma innego wyjścia.
Stanisławie – ja np zawsze wylewam wywar z gotowania golonek albo peklowizn (np ozorów). Żal, pewnie, że żal, ale są nie do wykorzystania. Grochówkę z bólem serca wyrzuciłam już wczoraj. Przy okazji przypomniałam sobie wszystkie stare dowcipy o przesolonej zupie i niezadowolonym mężu.
Coś napisałam takiego, że Łotr pożarł wpis.
Już wczoraj z bólem serca wylałam zupę, przy okazji wspominając stare dowcipy o zupie i niezadowolonym mężu.
Kiedy gotuję mięsa peklowane do zjedzenia na zimno albo w sosach i golonki jako takie, a nie jako mięso do nagotowania – też z żalem wylewam wywary, są nie do wykorzystania z uwagi na rozpuszczone sole i przyprawy.
Łotr ma czkawkę – znalazł się mój komentarz uprzednio zaginiony.
Może to Gospodarz odnalazł Pyrę w spamie i przywrócił zanim zdążyła ponowić.
Dziewczyny-miło mi,jeśli zdjęcia Wam się podobały 🙂
Kilka dni temu byłam świadkiem jak młoda gospodyni wylała do zlewu 4 białka,bo z przepisu wynikało,że należy użyć jedynie 4 żółtka.Przepis został doczytany do końca i dokładnie przez inną osobę.Okazało się,że białka też są potrzebne.W domu nie było już więcej jajek.Kupiono jajka.Po konsultacjach rodzinnych deser został podany jednak bez dodatku białek i też był dobry 😀 To był mus z ananasa:zmiksowany świeży,dobrze dojrzały ananas plus żółtka utarte z odrobiną cukru waniliowego i białego rumu.
W sumie ów mus z dodatkiem ubitych białek byłby po prostu bardziej musowaty 😉
Białek nie należy wylewać tylko robić z nich bezy.
Bezy, które się zawsze udają
Szklanka białek, 2 szklanki cukru, łyżka mąki ziemniaczanej, 3 – 4 krople olejku zapachowego według gustu, np. rumowego, łyżka masła lub margaryny do wysmarowania blachy lub arkusz papieru do wypieków.
1. Ubić białka na sztywną pianę. Starsze gospodynie robią to za pomocą drucianej sprężynki, młodsze za pomocą ręcznego miksera. Podobno piana ubijana ręcznie jest bardziej sprężysta i ma większą objętość. Wybór sposobu bicia piany nie jest istotny, ważne jest tylko, aby piana była naprawdę sztywna.
2. Pod koniec ubijania, nie przerywając tej czynności, dodawać po trochu cukier; do ostatnich łyżek cukru dodać mąkę ziemniaczaną i jeszcze chwilę ubijać. Na zakończenie dodać olejek.
3. Na wysmarowanej blasze kłaść bezy wielkości orzecha włoskiego lub mniejsze łyżeczką lub szprycą do kremów, pamiętać należy jednak o zachowaniu odstępu, ponieważ bezy w piekarniku rosną.
4. Wstawić blachę do ciepłego piekarnika i suszyć bezy w temperaturze około ok. 85 – 100 st C przez 1 – 2 godz. Bezy można dosuszać na gorącym kaloryferze, tak samo doskonale można je przesuszać, jeśli zwilgotnieją.
Piotrze-wiem,ale nie bardzo wypadało mi się wtrącać.
Moja koleżanka robi też keks z samym białek.
Podobno bezę je się łyżeczką 😀
Kuchnia rosyjska zna kilka przepisów na „placek śnieżny” – z białek. Sama używam do wypieku domowych (smacznych) kokosanek : kruche ciastko albo babeczka, kleks dobrego dżemu, białko ubite na bezę z kokosem albo z kokosem, orzechami i migdałami, i jest jeszcze torcik pawlowa Białka są też potrzebne do klarowania galaret i rosołów. Jeżeli w danej chwili są niepotrzebne, to można zamrozić, tylko starannie opisać pojemniczki – np 4 białka, bo inaczej zginiemy w obfitości.
Uwielbiam łotra:
Wspomniałem klasyków, iż bezę należy jeść łyżeczką podobno, tak robią elyty.
No i zeżarł 😀
Jeśli nie ma się czasu lub ochoty na bezy, surowe białka można wykorzystać jako odżywkę do roślin – zrobić mały dołek w ogródku i wlać tam białka, albo w donicy z kwiatami w domu, pilnując dokładnego zasypania dołka, aby uniknąć ewentualnych niemiłych zapachów.
Danuśka,
czy ta koleżanka nie daje żółtek do ciasta z powodów kaloryczno – cholesterolowych ? Słyszałam o jajecznicy z samych białek ze względów dietetycznych. Mogłabym spróbować upiec keks bez żółtek, ale uważam, że dobrego nie ma sensu jeszcze ulepszać.
Sophia Loren reklamowała kiedyś polskie makarony Malma. Bardzo je lubiłam i kupowałam długo przed tą reklamą. Firma jako pierwsza w Polsce zaczęła sprowadzać pszenicę durum. Szkoda, że już nie istnieje, bo w 2010 r, ogłosiła upadłość na wniosek banku – wierzyciela.
Na szczęście z wyborem dobrych makaronów nie ma problemu.
Uwielbiam makarony. A szpagetii w szczegolnosci. Robie je dokladnie tak jak SL. Do tego sos pomidorowy z potartymi truflami.
Moj zoladek juz przy wrzucaniu makaronu do wody zaczyna spiewac arie rozkoszy 🙂
Niestety 🙁 zoladek najblizszej osobyz mojego prywatnego otoczenia nie jest tak bardzo radosny jak moj.
Zgodni jestesmy co do ryb w przeroznych konstelacjach ale to trudny orzech do zgryzienia. Ale kiedy jestesmy juz przy trzeciej butelce wina, oczywiscie zawsze do szpagetii otwieram wloskie, ostatnio odkrylem copertino ze stajni sergio mailli, to posmakuje conieco 🙂 🙂 🙂
SL jest godna podziwu. Tak znakomicie wygladac, przez tyle lat i to sama natura, bez uzycia skalpela.
Krystyno-nie chodziło o cholesterol.Koleżanka uznała,że to będzie najlepszy sposób na wykorzystanie białek,bo za bezami nie przepada.
Ja z kolei,kiedy mam w lodówce do zagospodarowania 2-3 białka to wykorzystuję je najczęściej w jajecznicy,choćbym miała do niej dodać tylko jedno całe jajko.
Niby lekko ułomna ta jajecznica 🙂 ale mnie to nie przeszkadza.
W naszej okolicy była kiedyś znakomita cukiernia,która miała w sprzedaży między innymi rewelacyjny tort bezowy z masą kawową.Wszystkie torty sprzedawali też na kawałki,
więc człowiek czasem się skusił 😉 Szczycili się tym,że ich wypieki są tylko na naturalnych składnikach,niestety zwinęli żagle.
Malma upadła, gdy bank zażądał natychmiastowej spłaty kredytu. Sprawa była prosta. Prezes UniCredit zakupił wówczas poważny pakiet akcji Barilla. Barilla postanowiła właśnie wtedy wejść mocno na rynek polski i prezes wywarł nacisk na bank Pekao SA, własność UC, aby położyć Malmę. To nie jest spiskowa teoria dziejów tylko ręka „wolnego” rynku.
Strach otwierać strony prasowe, odbiorniki tv i radio. Kto by nie klął na bałagan, a tu się okazuje, że w Niemczech nie lepiej, w USA kurierzy wożą kody do atomówek, a wyrzutnie rdzewieją. Świat schodzi na psy? Nie obrażać psów. Chyba technika nas przerosła – nie potrafimy jej użytkowania właściwie uporządkować. Pamiętacie stary dowcip? Jaką bronią będzie rozgrywana IV wojna światowa? Na maczugi i oszczepy.
Z wielkim 🙁 🙁 🙁 musze skorygowac moja dzisiejsza wypowiedz z 13 : 46 👿
Pierwsza flaszka wspomnianego wina pochodzenia wloskiego przeszla jak zwykle gladko. Po pierwszym lyku z drugiej butelczyny Przyjaciel odmowil towarzystwa z nieznanych mi przyczyn. Wysaczylem tez jeszcze troszke i odmowilem rowniez towarzystwa temu trunkowi.
Bez zalu wlalem zawartosc butelczyny do klozetu 👿
Trzecia i ostatnia flaszke, nie otwarta postawilem na parapecie okna przy wejsciu do budynku. Znajda sie z pewnoscia amatorzy wloszczyzny 🙂 🙂 🙂 .
Dla mnie, byla to juz definitywnie ostatnia proba bratania sie z wloskim przemyslem winiarskim 👿
Jeśli „piatto” to primo.
Aktorki nie powinny teoretyzować:
Źle odcedzony „makaron może się rozgotować pod wpływem temperatury wody…” Makaron ma tę samą temperaturę i jest go więcej (po odcedzeniu) niż resztek wody, ale może rozmięknąć, a do tego potrzebna jest woda. Dobrze odcedzony będzie nadal gorący, ale należy go od razu podawać, bo zesztywnieje.
Sophia Loren trzyma się świetnie i jeśli pominąć sztywne od botoksu czoło i perukę w stylu lat osiemdziesiątych, to wygląda dość naturalnie.
Lubię jej stare filmy, ostatnio oglądałam „Arabeskę” w której kłamie koncertowo 😉
Okropnie leniwa pogoda, tzn ja jestem leniwa w taką pogodę. W aptece byłam, szaf nie ruszyłam, pustych buteleczek do piwnicy nie wyniosłam – jednym słowem spleen i marazm.
Pyro, to może urodzinowe mambo? 😀
Tak Nemo. O mambo, mambo italiano
Ja miałam nad wyraz pracowity dzień.
Pranie, upieczenie tarty tatin z gruszkami, zebranie buraczków i sałaty „głowa cukru” (zostanie zawinięta w papier gazetowy i ulokowana w pudle ze styropianu), wykopanie części topinamburu, umycie kilku okien w chałupie Ponurego Chłopa (pomagałam wdowie)… Uff.
Tej nocy ma być przymrozek do -4 🙁 Był taki piękny zachód słońca, na mróz…
Prania nie liczę, bo pralka sama się bawi, a ja już nie wieszam z wyjątkiem drobiazgów na kaloryfer łazienkowy, nie muszę wyciągać łap. Odwaliłaś taki kawał roboty, że aż wierzyć się nie chce.
Nemo, nigdy w gazetę, trucizna!!!
Witajcie,
Krzychu – te koreańskie obyczaje są zwyczajnie smutne.
Nemo – jestem pod wrażeniem twojej pracowitości.
Zapomniałabym – Zgaga Was serdecznie pozdrawia 🙂
Ewo – Zgaga dalej bez maszyny, biedactwo? Muszę do niej zadzwonic, bo ostatnio nie bardzo mogłam mówić, a lubię Hanyskę ogromnie.
Sophia Loren grala w filmie Grumpier Old Men w towarzystwie aktorow Ann Margaret, Walter Matthau, Jack Lemmon I kilku innych znanych aktorow.
Film dzieje sie w Wabasha County gdzie zycie toczy sie tak samo od lat. Glownym zajeciem mieszkancow Wabasha jest lapanie ryb w okolicznych jeziorach.
W pierwszym filmie, Grumpy Old Men, do Wabasha przeprowadzila sie atrakcyjna kobieta, ktora zagrala Ann Margaret. W drugim filmie, Grumpier Old Men, do Wabasha przeprowadzila sie Maria Sophia Coletta Ragetti. Te role gra Sophia Loren. W tej scenie Maria wchodzi do miejscowego baru. W glebi baru slychac Praise the Lord. Maria chce przekonac Maxa I Johna, aby ulatwili jej otwarcie w Wabasha Italian ristorante.
http://www.youtube.com/watch?v=aRKE4dg1OSw
Grumpier old men – outtakes
znajomosc angielskiego bardzo pomaga. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=tF8soqX_6kw
Yurek,
jaka trucizna?
Bufallo w stanie Nowy Jork znane jest z opadów śniegu i tzw. efektu jeziornego (wielkie jezioro jescze ciepłe i mrożny wiatr pn-zach), ale nawet tam spadło w ostatnich dwóch dobach tyle śniegu, że głowa boli. U mnie na razie nie jest tego puchu za dużo, więcej pada na połudnowy brzeg jeziora, ale swoje pewnie też dostaniemy.
Zima przed zimą…
http://www.cbc.ca/news/world/buffalo-snowstorm-going-to-get-worse-before-it-gets-better-1.2840021
Sophia