Skąd się wzięła Wielkanoc?
Święta tuż-tuż. Warto więc poczytać o ich powiązaniach z religijnymi obchodami wiosennych świąt sprzed tysięcy lat: w różnych cywilizacjach i krainach. O tradycjach i obyczajach ciekawie opowiada dr Barbara Ogrodowska, do której dzieł zawsze chętnie wracam.
Uderzające są zwłaszcza związki Wielkanocy i złączonych z nią świąt cyklu wiosennego ze starożytnymi religiami Wschodu. Wyznawcy tych religii również czcili bogów, którzy przez swą śmierć i następnie zmartwychwstanie zbawiali świat. W okresie wiosennym składali im ofiary ze zbóż, owoców, kwiatów oraz zwierząt (często uważanych za wcielenie bóstwa), a niekiedy nawet i z ludzi; opłakiwali śmierć bóstw i radośnie świętowali ich zmartwychwstanie. We wszystkich tych rytuałach występowały zawsze elementy święta rolniczego.
Związki takie i podobieństwa zachodzą zwłaszcza po?między chrześcijańską Paschą i żydowskim Pesach. Pesach było wielkim, żydowskim świętem religijnym, które obcho-dził Jezus Chrystus i wszyscy jego krewni. Uroczystości Pe?sach odbywały się pomiędzy 14 i 22 dniem miesiąca nisan, w czasie pierwszej wiosennej pełni księżyca. W świątyniach zabijano wówczas ofiarnego baranka lub koźlątko. Z czasem święto to stało się dziękczynieniem za pierwszy wiosenny zbiór jęczmienia, połączonym z ucztami, jedzeniem mac (mazzoth) i pieczonych jagniąt.
W starożytnym Egipcie co roku najpierw opłakiwano śmierć podstępnie zabitego boga Ozyrysa, szafarza jęczmienia i winnej łozy, a następnie witano triumfalnie jego zmartwychwstanie. Obchody na część Ozyrysa, były zarazem świętem urodzaju obchodzonym w czasie wiosennego przyboru i wylewów Nilu, którego wody i żyzne muły zapewniały bujny wzrost i obfite plony zbóż i warzyw.
Sumerowie z dolnej Mezopotamii zwanej Niziną czcili boga Tammuza – „syna prawdy”, „dobrego człowieka”, „pomazańca” zmarłego i wskrzeszonego przez opłakującą go matkę boginię Isztar. Co roku na część Tammuza odbywał się rytuał zabijania byka (uosobiającego bóstwo) i spijania jego krwi.
Inna południowa część Mezopotamii, a głównie starożytne miasto Babilon było ośrodkiem kultu Mar duka, boga wiosennego słońca, który dla utrzymania życia na ziemi rozkazał uciąć sobie głowę i z krwi zmieszanej z ziemią lepić figurki ludzi i zwierząt. Na pamiątkę tej dobrowolnej, odradzającej świat ofiary boga, co roku obwoływano królem skazanego na śmierć więźnia, następnie publicznie go ścinano, a wraz z nim dwóch innych przestępców.
Na wybrzeżu syryjskim, w części Libanu i na Cyprze, a więc na ziemiach w starożytności zajętych przez Fenicjan, a od ok. VII wieku przed Chrystusem także i w Grecji, powszechnie czczony był Adonis, bóg roślin, zrodzony z mirtowego drzewa, zraniony przez dzika i śmiertelnie wykrwawiony. Życiodajna krew Adonisa spływająca z gór miała zabarwiać czerwienią ziemię, wody rzek i nawet przybrzeżne wody morskie. Bóg ten co roku umierał i następnie odradzał się w roślinach, a przede wszystkim w wio-sennych czerwonych anemonach. W porze ich kwitnienia czczono więc Adonisa „obrzędami ogrodów”. Ogrodami tymi były czary z wyhodowanymi różnymi gatunkami zboża, które szybko zieleniły się, ale równie szybko więdły; wówczas wrzucano je do morza na ofiarę bogu i na obfitość plonów.
Frygijczycy w Azji Mniejszej mieli podobne bóstwo – Attisa zrodzonego z dziewiczej matki. Umierał on, podobnie jak Adonis, śmiertelnie zraniony przez dzika, lub – w innej wersji – na skutek samookaleczenia, a z jego krwi wyrastały pola fiołków i innych wiosennych kwiatów.
Pierwsze kwiatki barwinka
Fot. P. Adamczewski
Świadectwem nadchodzącej Wielkanocy jest zapewne i barwinek, który właśnie rozkwita pod moją werandą.
Komentarze
Znowu temat sercu bliski. Fajnie jest pomyśleć o odwiecznej tradycji wielu kultur i ludów przenoszonej przez nas w przyszłość. Bo i nasza tradycja została w obchody wiosennego ofiarowania wpisana – tradycja Germanów i Słowian. Wzruszająca jest świadomość któremu ludowi zawdzięczamy pojęcie aniołów, któremu dzieci sypiące kwiatki w procesjach, któremu palmy wielkanocne i jak idea Zmartwychwstania wędrowała znad Tygrysa, Nilu i Brahmaputry poprzez azjatycką Baktrię, na powrót w Śródziemnomorze. Ten splot tradycji to jedno z najpiękniejszych doświadczeń ludzkości. Przecież miliony chrześcijan modlą się przed wizerunkami Jezusa wymyślonymi dla Zeusa przez Fidiasza i Mirona. W niczym to nie zmienia odbioru boskiego majestatu. I nasz Gaik – Maik wszedł w tradycję palmy wielkanocnej.. I te jaja kraszone od tysiącleci i ognie palone i uczty wspólne. Dobrze jest myśleć o łańcuszku poprzedników i następców.
O ile Pan Redaktor pisze wyraźnie o „powiązaniach Wielkanocny z obchodami wiosennych świąt”, Wielce Szanowna Pani Pyra daje upust swojej „humanistycznej” fantazji. I tak dobrze, że nie wmawia nam, iż Wielkanoc powstała w pionie polityczno-wychowawczym LWP, bądź że jest ustanowiona na pamiątkę urodzin Włodzimierza Ilicza Lenina (22 kwietnia).
Czy ktoś pamięta przepis na schab gotowany w mleku?
Tradycje się przenikają. Ale Pesach i Wielkanoc to nie przypadkowe nakładanie się tylko ewolucja tego samo święta. Teraz jedni obchodzą w wersji pierwotnej, inni w wyewoluowanej. Żydzi ofiarowywali baranka na pamiątkę wyjścia z Egiptu, gdzie znakiem rozpoznawczym była krew baranka na drzwiach domu. Chrystus złożył ofiarę z Siebie jako z Nowego Baranka. Dlatego mamy baranki w rożnej formie na stole świątecznym. Sens jednego i drugiego święta jest odmienny, ale występuje tu ciągłość tradycji i jednoznaczne nawiązanie do baranka jako ofiary zastąpionej w chrześcijaństwie przez chleb i wino konsekrowane następnie na Ciało i Krew Chrystusa. Chrześcijanie powinni więc uznawać żydowskie święto Pesach za pełnoprawnego poprzednika Wielkanocy, natomiast dla Żydów Wielkanoc nie znaczy nic, skoro nie uznają Chrystusa za Mesjasza.
Nawiązuję jeszcze do wątku sprzed 2 dni. My naleśniki wytrawne ostatnio robimy tylko z mąki gryczanej, która od pewnego czasu jest łatwo dostępna. Ceny bardzo zróżnicowane, ale raczej niższe w złotówkach niż za Wielką Wodą w dolarach. Choć trafiłem i za 11 złotych za kilogram. Tej nie kupiłem. Na ogół nieco ponad 6 zł/kg
Alicjo. Wiemy żeś hojna nad miarę. Twoje serce, spiżarka, szafy i artystyczny warsztat otwarte dla wszystkich. Ale z tym śniegiem krzynę przesadziłaś. Wczoraj przymierzałem się do krótkich spodni a dzisiaj biało po horyzont! Nie dokazuj miła, nie dokazuj!
Cisza zaległa, wszyscy pieką i gotują. A ja jeszcze do wczorajszego. Kolacja z agentem. Mało kto jej nie jadł. Wielu nie wie, że jadło. Agenci byli wszędzie i różnego rodzaju. Infantylne poglądy szeroko rozpowszechnione przyjmują, że agenci kręcili się w różnych miejscach żeby od kogoś usłyszeć coś, co pozwoli go odizolować karnie. Tymczasem naprawdę chodziło o zdobycie wiedzy na temat przekonań dominujących w poszczególnych środowiskach, a następnie dopiero kto przede wszystkim na takie a nie inne kształtowanie opinii środowiska wpływa w sposób dominujący. Temu celowi służyli zarówno tajni agenci jak i częściowo jawni. To znaczy jawni dla kierownictwa obiektu, którego inwigilacja dotyczyła. A dotyczyła wszystkich instytucji i przedsiębiorstw państwowych. Dotyczyła wszystkich teatrów i innych instytucji kulturalnych. Związków pisarzy i dziennikarzy, wreszcie wyższych uczelni. Na podstawie działań poszczególnych agentów i oficjalnych przedstawicieli SB odwiedzających dyrekcje, w komórkach zwanych ochroną czy zabezpieczeniem przemysłu pisano elaboraty podsumowujące w określonych zakresach interesujących władzę. Na pierwszym miejscu była ocena tej władzy, na skromnym postulaty pod jej adresem. Czytający te raporty ponoć rzadko posuwali się poza część dotyczącą oceny władzy. Ten aparat tak funkcjonował praktycznie od utworzenia SB po likwidacji UB. Wtedy opozycji praktycznie nie było. W latach 70-tych rozwinięto sieć agentów ukierunkowanych bezpośrednio na opozycje i poszczególnych jej przedstawicieli. Co ciekawe, władza próbowała wtedy tworzyć kontrolowane przez siebie organizacje opozycyjne, które miały pozwolić na pełną kontrolę opozycjonistów. Dwie takie próby – KPN i Wolne Związki Zawodowe praktycznie od początku wymknęły się spod kontroli, bo osoby, które miały być wybrane na szefów nie znalazły poparcia członków. Wolne Związki Zawodowe w zamyśle resortu MSW miały pozwolić nie tylko na kontrolę opozycji, ale także na ograniczenie wpływu KOR na środowiska robotnicze. TYen zamysł powiódł się w bardzo ograniczonym zakresie, a w decydujących momentach zawiódł kompletnie.
Co na tym tle z Baranami? A no nic. Było pijaństwo, rozwiązłość i inne grzechy, ale było też trochę fantastycznych piosenkarzy i świetnej muzyki. Warto było ten klub stworzyć dla samej Demarczyk.
Jeszcze sobie przypomniałem, że jeden z bardzo popularnych i lubianych piosenkarzy, bardzo utalentowany, był dość częstym gościem w jednym z wojewódzkich urzędów spraw wewnętrznych, w komórkach SB-ckich. Nie był agentem, miał tam jakiś układ przyjacielski czy rodzinny. Jaki, wiedziałem, ale nie pamiętam, zaglądałem do interesujących materiałów bardzo dawno. Z tego, co wiem, nie donosił na nikogo, a myślę, że i specjalnie o nic go nie wypytywano. Chętnie go oglądam w TV i nie wymyślam w myślach od agentów.
Stanisławie. Trochę konsekwencji. Jeśli ten popularny piosenkarz nie był agentem, jak piszesz, to nie możesz go w myślach wymyślać od agentów! Tylko po co on tam łaził?
Zdanie „pijaństwo, rozwiązłość i inne grzechy” było typową opinią klerykalnego drobnomieszczaństwa, węszącego piwniczne „zbrodnie”.
Kłania się p. Dulska!
Ale się porobiło!
Jak nic Cichal awansował na „naczelnego Antoniego” tego blogu. Jakich jeszcze cudów doświadczymy w Wielkim Tygodniu? Tfuu… znaczy Tygodniu Poświęconym Gaikom-Maikom.
Cichalu – o pijaństwie pisują sami Piwniczanie.
O oficjalnych agentach: mam śmieszne doświadczenia. Przy wojskach lotniczych, jak i wszystkich innych, była mała jednostka WSW, mieściła się w pobliżu Dowództwa, a w jej składzie pracowało kilkunastu oficerów, z których każdy miał „pod opieką” wyznaczone jednostki. Nasz Klub wraz z dwiema innymi instytucjami też miał swojego. Był wojskowym w randze majora. Przychodził co jakiś czas, zamykał się z Szefem w gabinecie, kawę i koniaczek popijał, potem robił małą rundkę po pokojach – wyłącznie towarzysko jak się wydaje i na jakieś 2 miesiące był spokój. Kiedy przyszedł po raz pierwszy w trakcie mojego zatrudnienia, szef szepnął, żeby mówić „z wyczuciem” bo to „gumowe ucho”. Major poszedł, a ja pytam szefa, czy ten „ucho” jest bardzo groźny, niebezpieczny? A szef wpadł w chichot „Gorzej, pani J. gorzej. To jest bardzo porządny chłop, tylko rozumu nie ma za wiele, więc po co ma mieć wieści do samodzielnego przemyślenia?” . I tak to trwało. Od czasu do czasu, raz na 2 lata, zapraszaliśmy go na spotkania z paniami z ORW albo młodzieżą, gdzie nieodmiennie wygłaszał tę samą pogadankę o tym, że ulegając wrażej propagandzie wskazujemy natowskim lotnikom cele, na które mają zrzucić bomby. Z urzędu towarzyszyłam panu majorowi w czasie tego umoralniającego spotkania. Do dzisiaj mi się gęba śmieje, bo pan major był bardzo godny wtedy, czuł się ważny i potrzebny, a ja się zastanawiałam w duchu ile czasu zabrało mu pamięciowe opanowanie tego tekstu (nawet oddech brał w określonych miejscach). W każdym bądź razie jeżeli tak wyglądała praca choćby co dziesiątego oficera kontrwywiadu, to ja tam nie widzę żadnego powodu do zainteresowania IPN-u mjr D.
Danuśka wczoraj opowiedziała dowcip o pani, która jeszcze tak chora nie była, żeby wodę pić.
Ja wczoraj dostałam w poczcie dwa dowcipy od znajomych, a że jeden tyczył wędkarzy, więc dedykuję Danuśce.
… Wczesnym rankiem spotykają sie trzej wędkarze na łowisku. Dwaj utyskują na żony, które duszy mężczyzny nie rozumieją, na ryby puszczac nie chcą, a jak już, to pod warunkiem, że jeden z nich coś tam naprawi w mieszkaniu, a drugi musi odmalować altankę w ogródku. Trzeci milczy. Na żonę nie narzeka. Koledzy pytają:
– a Twoja też Cię szantażuje robotą kiedy idziesz na ryby?
– Moja wcale.
– To jak to robisz?
– Nastawiam budzik na 4.30 i szarpaniem budzę żonę. Pytam „Kochanie, seks, czy ryby?” Żona otwarła jedno zaspane oko i mruknęła „A ubierz się ciepło”.
Pyro,
„Spółdzielnia Ucho”, jak pisał Kisiel 😉
Cichalu,
mam się pobożyć, że to nie ja ten śnieg? Mocno podejrzewam Placka, bo sam zapowiadał na wczoraj, że jak się obudzę, będzie biało. Nie było biało i myślę, że Plackowi azymuty nie wyszły, śnieg wylądował u Was.
U nas tymczasem przed świtem było -7C, a teraz jest zerowo, jedno pocieszające, że piękne słońce.
W robocie Terescyne gołąbki z kaszą gryczaną, kasza się studzi, podgotowana kapucha też, mam przerwę.
O, Pyro,
nie doczytałaś wczoraj – Danuśka też podała ten dowcip 🙂
Pyro!!!
du willst mich umbringen, ale nie dam sie tak latwo, 😛
➡ … na powrót w Śródziemnomorze. Ten splot tradycji to jedno z najpiękniejszych doświadczeń ludzkości. …
dla kogo sa to najpiekniejsze doswiadczenia????
pytam sie, czy dla barankow, czy owieczek?
do cholery, wydawalo mi sie, ze we wspolczesnym swiecie nie trzeba juz wszedzie bywac by miec jakie takie pojecie. okazuje sie, po raz kolejny, ze klepanie frazesow ma znacznie silniejszy oddzwiek niz rozumienie faktow 😥
malo ktory rejon planety jest tak mocno kontrowersyjny, nie tylko pod wzgledem wyznaniowym, jak basen morza srodziemnego.
toc to istna, od wiekow, malo, od tysiacleci, kosc niezgody. odpuscic nie chce zadna ze stron.
sam juz nie wiem, ktora z tych stron dzisiaj wiecej dolewa olivy, z olivek 😆 do ognia. trudno dojsc dzis do ladu, bo osiagnieto poziom glupoty ktorego nie da sie juz tak szybko wyzej zlicytowac.
nic dziwnego, w koncu chodzi tutaj o religijna motywacje 👿 na dodatek z kazdej strony 👿
czesto klepia ludzie o tamtym rejonie jako o „swietej ziemi „ i o „swietym miescie„ jerozolimie. przeciez to absurdalny absurd do entej potegi. z lupa trzeba szukac tam miejsca, ktore w przeciagu ostatnich trzech tysiecy lat nie zostalo zbezczeszczone, gdzie nie nastepowalo od dawna bezlitosne mordowanie 👿 a glowni aktorzy w tego spektaklu to i zydzi, i chrzescianie, i muzulmanie 👿
ja serdecznie dziekuje za taki splot tradycji jako jedno z najpiękniejszych doświadczeń ludzkości
i nastepnym razem, kiedy zobacze tytul; skad sie wziela wielkanoc, badz podobny gniot, to zaloze tenisowki by odpychac sie nimi na skateboardzie
gdyby ktos nie wiedzial co to skateboard, to tutaj przedstawia toto ten obrazek –> http://video-lesson.biz/uploads/posts/2011-10/1319798590_skeitbord.pervye.shagi.2004.dvdrip.avi_snapshot_33.03_2011.10.28_13.40.54.jpg
Witam.
PRZEPIS NA RYBĘ PO CHIŃSKU
Rybę bardzo starannie umyta układamy na dnie
naczynia, najlepiej szklanego.
Dodajemy goździki i cynamon, skrapiamy cytryna.
Tak przygotowana rybę zalewamy szklanka wina białego, szklanka wina czerwonego,
dodając 100 gramów ginu, 100 gramów koniaku, 200 gramów Smirnoffa i 50gramów rumu.
Potrawy nie musimy nawet gotować.
Rybę możliwie jak najszybciej wyrzucamy, bo jest do doopy, natomiast….
SOS! Sos! Paluszki lizać!
Oj, to jest tak kiedy się doskakuje do bloga w przerwie kuchennej produkcji. Pokroiłam mięso na jutrzejszą kiełbasę, w kostkę ok 4 cm, przesypałam solą i częścią przypraw, zrobiłam jeszcze dwie półlitrówki jajka z procentami ( na upominki) zrobiłam remanent w bakaliach. Jutro kiełbasa, w piątek rano upiec co trzeba i podszykować robotę sobotnią. Spokojniutko wszystko w czasie.
Yurek,
prościej byłoby tę rybę po chińsku zrobić bez ryby 😉
Nie przeczuwając Szaraczych zbulwersowań (Boże! zdejm z mego serca szaraczy niepokój! 😛 ) od rana słuchałam Pana Savallowego Jerusalem. Aktualnie dosłuchuję, za chwilę płynnie przejdę do Pana Savallowego… Erazma z Rotterdamu (from Cracov Philharmonic Hall, courtesy of Radiowa Dwójka 😎 )… Jutro i pojutrze – na przycynek do muzycznych uczt podczas sprzątania albo maszerowania do i z pracy a w późniejszych terminach to nawet i na siedząco 😀 – pośpiewam* troszkę z wielodekadowymi Przyjaciółmi…
— to, że mamy aż tyle pocieszeń i odstraszeń naszych demonów (natura, sztuka, filozofia… dla wielu wciąż religia (nie obyczaj, a sedno!)) – jest przecież zjawiskowe!…
(Banalne, kliszowate i kiczowate czasem też… niech sobie będzie, skoro musi. Niech sobie będą, skoro muszą.)
Wszelkiego świątecznego i poświątecznego Dobra wszystkim Szanownym Państwu!
_____
*w W. Piątek utwór dla mnie „kultowy” (albo mityczny – oba określenia pasują jak ulał do basenu M. Śródz.) – 17 marca minęło ćwierć wieku od pierwszego naszego wykonania go w całości… wówczas bardzo wielu statystycznie wykształconych muzyków nie wiedziało, kto to František Tůma i dlaczego; teraz „nasze” Stabat Mater wciąż gdzieś widać i słychać, przez radio też; na dniach w świat poszło nagranie słynnego praskiego Collegium 1704… i słusznie, skoro się (już dawno) nazwali od roku jego (Tumy) urodzin… 😉
…a w Krakowie nie tylko pada deszcz ale i Misteria Paschalia… no obżarstwo duchowe, powiadam Szanownym! 🙄
Alicjo w piątek potraw mięsnych nie da rady, a rybne tak.
coraz lepiej A Cappello 🙂
najpierw pokazywalas obrazki
teraz pokazujesz mi 😛
… jestem cierpliwy … i poczekam na wiecej 😆
😆
O, to ja przepraszam Szanownego Szaraka (SzaSza), ale trafiła kosa na kamień: w życiu to może mniej, lecz na terenie blogowym czy ogólnie-wirtualnym a cappella jest tak cierpliwa, że może z łatwością posłużyć za miarkę z sewr tejże wielce pożądanej cechy… 😐 ❗
…A teraz się przełącza (ROI* a cappelli) na odbiór pewnego Erazma-Jordiego =>
=> nic już nie pokaże aż do poświąt… nawet najmniejszego kwiatuszka czy nieostrego, repetytywnego pejzażu nudnych małopolskich okolic… nic… nic… niech ćwiczą cierpliwość, skoro mają… 😆
_____
*realowa odpowiedniczka internautki
yurku-ryba po chińsku wydaje się być wyśmienita 😀
Zawsze twierdziłam,że najlepsze są szybkie i proste przepisy 😉
Doniesienia z frontu przygotowań wielkanocnych:menu zaplanowane,zakupy zrobione.
Panie kasjerki w Leclerc’u (bo mimochodem podsłuchałam rozmowę)spodziewają się tłumów począwszy od jutra.Od zawsze tak było i dlatego uznałam,że do sklepu trzeba się udać najpóźniej dzisiaj,a jeśli czegoś zabraknie pozostają sympatyczne sklepy osiedlowe i sobotni targ w Wyszkowie.
Jak co roku przestudiowałam różne przepisy na baby wielkanocne.Podoba mi się pomysł dodania do ciasta szafranu,po to by uzyskać piękny,żółty kolor.
Jak wykonami i się uda,to oczywiście zapodam.
Poza tym przyznam się otwarcie i bez owijania w bawełnę,że w wielkanocno-poniedziałkowy wieczór mamy przewidzianą kolacyjkę wegetariańską:żadnej białej kiełbasy,żadnych kaczek,mięsnych pasztetów i nawet jednego plastra szynki.
Myślę,że to będzie jednak bardzo smakowite spotkanie.
skoro ma byc Danuśko bez ekstrawagancji –> żadnej białej kiełbasy, żadnych kaczek, mięsnych pasztetów i nawet jednego plastra szynki, to sprawdz prosze jakie buty nosza, jaki pasek podtrzymuje spodnie, czy ichni samochod ma wypas z skorzana tapicerka, czy torebka paniusi jest tez parciana i tak dalej i tym podobne pierdoly o wierze w wegetarianizm 😆
😆
😆
😆
🙄
Co mają buty czy skórzane torebki do wegetarianizmu? 😯
Dieta jak każda inna dieta 🙄
obawiam sie Alicjo, ze bez twojego wypadu za rog, zbedne jest moje klepanie, ale mimowszystko serdecznie pozdrawiam, Jerzora jeszcze mocniej, ilez to on musi sie napedalowac, glowa boli. toc to nie czyni bez powodu : lol:
.
😉
alez cie w lodowce trzymano szariku (:
zmarzles, 🙁
.
masz racje szariku, tylko w pionie polityczno-wychowawczym LWP byla mozliwa taka humanistyczna fantazja Pyry, ktora rozgrzala mnie do tego stopnia, ze moje klepanie ukazalo sie az tak tluste, pomimo to nie tlusty lecz wielki post.
na dzis wystarczy, udaje sie na impreze gdzie za wjazd panie w toplesie nie placa 🙂 🙂 🙂
A cappella też na odbiorze pewnego Erazma-Jordiego 🙂
Oj, Szaraku!
Mało jest piękniejszych opowieści niż mity greckie, prawda? A są to historie krew w żyłach ścinające. I ten wschodni kraniec Morza Śródziemnego i ta Azja Przednia i inne antyczne zakątki, mają historie tak powikłane, jak budowę geologiczną. A jest w tym uroda, poezja i (niekiedy) wiara. I nic nie szkodzi, że Dzisiaj widzimy to inaczej i innymi szlakami idziemy, ale przecież swojej historii nie przekreślimy. A czerpaliśmy stamtąd wszyscy i nadal tamte kąty kształtują kulturę euro-atlantycką; mamy to u podstaw.
Gosia,
schabu juz wieki nie jadlam ale mam dobry przepis na jagniecine w mleku, moze sie nada.
1,5 kg udzca . mieso naciac ostrym nozem, natrzec mieszanka soli i cukru (po 1 lyzce stolowej), zapakowac w folie i na noc do lodowki.
rozgrzac piekarnik do 120 stopni celsjusza. w rondlu obrumienic mieso ze wszystkich stron (na oleju), zalac 1 litrem mleka, dodac przyprawy (1 lyzeczka estragonu, 1 lyzeczka nasion kopru wloskiego, 1 lisc laurowy, 4 ziarna jalowca, 5g suszonych grzybow)
krotko zagotowac i do pieca na 3 godziny. upieczone mieso wyjac z rondla, dac odpoczac, mleko przecedzic, dodac maslo, zrobic sos.
Z niemięsnych przywiozłam dzisiaj od państwa Szczupaków z Marwic jajka od kury, masło od krowy, twaróg ditto, sery od kozy – z czarnuszką, czosnkiem niedźwiedzim, kozieradką, suszonymi pomidorami (pani robi jeszcze ze zwykłym czosnkiem, bazylią i co tam jej w ręce wpadnie). Po wędliny udam się jutro do wspomnianego tu już Majerka zwanego Majerankiem – będzie dostawa wyrobów małej masarenki ze Starego Czarnowa. Kupiłam kilka opakowań takich plasterkowanych długodojrzewających, będą zdobić. Z mięsiw kupię jakąś karkówkę i zrobię z niej bitki z grzybowym sosem i kaszą na poniedziałek. Babka lub dwie, mazurki – jeśli Rumik tego wszystkiego nie ukradnie i nie zje, będzie można świętować.
Wymyśliłam taki patencik na śledzia: wymoczę, pokroję w małe dzwonka i podam na liściach radicchio albo cykorii przełożone pasterkami konserwowego buraczka, kiszonego ogórka, chlapnięte odrobiną majonezu i krzyną kawioru (tego demokratycznego, nie z bieługi, niestety). Plus mały, jadowity szczypiorek siedmioletni.
Lubię przyjątka!
Zapomniałam o kaczym biuście z sosem portowo-wiśniowym, na zimno.
Popełniłem przed chwilą pasztet kurczaczy. Po raz pierwszy w żywocie. Jutro zobaczymy jak wyszedł. Teraz się przegryza w lodówce.
Yurku. Ryba po chińsku rewelacyjna. Bym zamienił w pojemnościach Smirnoffa i rum.
Alicjo. Wy, kobiety, ście dziwne. Jak ryba po chińsku bez ryby, ma być rybą po chińsku? Alain na pewno by tak nie napisał.
Myślałem, że Stanisław coś skomentuje, ale już dochodziła 16:00. Wyszedł z biura.
Cichalu,
bo bez ryby prostsza byłaby ta ryba w sosie chińskim 😉
Cały dzień dzisiaj było słońce i niestety, mimo słońca -1C.
Zrobiłam 18 gołąbków, osobno sos grzybowy. Część zamrożę, kilka na jutro.
Wracając do kaszy gryczanej – dla tych, co lubią kaszę, bardzo dobre są pierogi z kaszą gryczaną. Nadzienie – ugotowana kasza gryczana + podsmażona cebula + trochę grzybów suszonych lub świeżych (pokrojone drobno, uduszone) + dyżurne. Tyle kaszy naszej.
Mam pytanie do Krzycha w sprawie hongeo ( artykuł poniżej) – próbowałeś?
http://www.tvn24.pl/7-najbardziej-smierdzacych-potraw-swiata,419187,s.html
Z durianem wielka przesada, jadłam (smak budyniu waniliowo-coś tam), ale bardzo możliwe, że są różne rodzaje i te sprzedawane w Toronto w Chinatown nie mają słynnego odrzucającego zapachu. Jakiś zapach to ma, ale nie jest odrzucający, co sprawdziliśmy w towarzystwie.
Nie wiem, co oni (układający listę) chcą od sera limburskiego, owszem, zapach ma dość charakterystyczny i niezbyt zachęcający, ale wystarczy spróbować, aby zapomnieć o zapachu.
Z rzeczy, których na liście nie ma – harkl islandzki, o którym krążą legendy, że ten sfermentowany rekin straszliwie śmierdzi, chociaż rewelacja smakowa. Jak dla mnie – ani jedno, ani drugie. Ryba jak ryba.
Co jednemu śmierdzi, innemu pachnie, co jednemu smakuje, inny do ust by nie wziął (chłe chłe chłe – Cichal, ostrygi mi się przypomniały!).
p.s.
Stinky tofu bym nie tknęła, bo żywego raczej bym nie tknęła, chyba, że w obliczu śmierci głodowej, kto wie. Natomiast stuletnie jajko – czemu nie, bez trudu do dostania w Chinatown.
Septem VerbaChristi in Cruce
Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.
Skąd się wzięła muzyka?