Geniusze też (czasami) zasiadali przy stole
Wielcy uczeni też mają przywary. I to bardzo często właśnie dzięki nim staja się bardziej ludzcy. Chętniej o nich czytamy, bo to i nas rozgrzesza z własnych przywar. Oto dwa – oczywiście związane tematem kulinarnym – obrazki z życia wielkich uczonych.
Pierwsze przyjęcie Izaak Newton wydał w 1667 roku gdy otrzymał stopień bakałarza i stałą dobrze płatną posadę na uniwersytecie w Cambridge. Wykosztował się wówczas za całe dwa funty. Oprócz proszonego obiadu w tawernie pieniądze te poszły na togę i nowoczesną tokarkę oraz – jaki to wstyd dla tak purytańskiego uczonego – na przegraną w karty. Drugie przyjęcie musiał urządzić już w rok później. Wówczas to otrzymał bowiem stopień magistra sztuki.
Kolejny bankiet miał miejsce w… 30 lat później. W 1696 roku jeden z europejskich gigantów nauki otrzymał propozycję objęcia posady kuratora królewskiej mennicy w Londynie. Newton nie zastanawiał się długo. Rzucił Cambridge, naukę i społeczność uczonych by objąć intratną posadę. I choć sam potępiał konsumpcyjną rozrzutność rodaków kupujących bardzo wówczas modną starą chińską porcelanę, sam też rozsmakował się w bogactwie. Wkrótce już miał w domu komplet sreber, piękne świeczniki i dwa też srebrne nocniki. Zaczął też bywać w kawiarniach.
Szczytem jego kulinarnych upodobań była zaś klasyczna angielska zupa – oxtail soup.
Minęło niema trzysta lat i zaglądamy do alkowy oraz pokoju stołowego kolejnego geniusza fizyki. Jedyną i prawdziwą miłością Alberta Einsteina była fizyka. Nie znaczy to, że słynny uczony nie zwracał uwagi na kobiety (zwłaszcza na ich umiejętności kulinarne). Był, i owszem, skwapliwy do płci odmiennej i to od wczesnej młodości. Nie przeszkadzało mu też wcale wyznawszy jakiejś pannie uczucie flirtować z jej młodszą siostrą.
Jego pierwsza żona Mileva Marić nie miała więc łatwego życia. Nie dość, że mąż nie zauważał jej niemałego (niektórzy twierdzą, że zasadniczego) wkładu w swoje pierwsze prace – włącznie z teorią względności – to jeszcze cały czas musiała się oganiać od rywalek.
W końcu doszło do rozwodu. Einstein był już wówczas mocno związany ze swą kuzynką Elzą. Uwielbiał jej opiekuńczość i… kuchnię. Mileva stawiała jednak opór chcąc ratować małżeństwo i martwiąc się o dwóch synów. Wtedy Albert wytoczył najcięższe działo: „Kartę atutową Einsteina stanowiła Nagroda Nobla z fizyki. Gdyby Mileva nie stawiała przeszkód przy rozwodzie, miała otrzymać całe pieniądze z tej nagrody, co zapewniłoby bezpieczną przyszłość jej i synom. W przeciwnym razie nie zobaczyłaby ani grosza ponad sumę 6 tysięcy franków szwajcarskich rocznie, które jego zdaniem wystarczały na przyzwoite utrzymanie. Widzimy więc, że zamiast uznania ewentualnego – znacznego jak twierdzili niektórzy – wkładu Milevy do teorii względności, Einstein traktował Nagrodę Nobla wyłącznie jako środek ułatwiający mu uzyskanie rozwodu. (…) Pozostawał tylko jeden szkopuł – Einstein jeszcze tej nagrody nie otrzymał.”
Dostał ją jednak pięć lat później w 1922 roku. A dzięki sile swej argumentacji był po rozwodzie znacznie wcześniej. W 1918 roku był już mężem Elzy i mógł jeść dowoli przyrządzane przez nią po mistrzowsku grzybki.
Komentarze
Panie Piotrze, zawsze jakoś ostatnio odciąga mnie Pan od spełniania codziennych obowiązków. Historyjki o Einsteinie przypomniały mi pyszne anegdoty cytowane przez p. Mirę Michałowską (czyli przekrojowego Kamyczka). Otóż pani Mira towarzyszyła mężowi , ambasadorowi PRL w Londynie i w N.Jorku (tam dwukrotnie) z tej okazji spotykała się z najróżnorodniejszymi ludźmi. Wprowadzeniem do anegdoty są opowieści o noblistach Einsteinie i Schweizezre. Informatorka Michałowskiej była przez 2 lata asystentką wielkiego Szwajcara, a w latach 60-tych mieszkała w Waszyngtonie. Kiedy Schweitzer już wiekowy przyjechał do USA, pani owa dołożyła wielkich starań, aby obydwaj mocarze myśli spotkali się. Tak doprowadziła do towarzyskiej katastrofy. Trzeba przypomnieć, że lata 60-te to okres dekolonizacji i przy ONZ-cie akredytowali się masowo dyplomaci nowych państw afrykańskich. Cały ten dość hermatyczny światek dyplomatyczny bawił sę wtedy dowcipami o kanibalach. Einstein był ich kolekcjonerem i nie wiedząc o czym mówić w czasie podwieczorku z lekarzem ik organistą – opowiadał mu dowcipy. Schweitzer reagował alergicznie na lekceważenie Czarnych. Podwieczorek nie został skonsumowany. Gość zagniewany opuścił domek w Princenton. A tamte dowcipy o kanibalach można przeczytać w książce p. Michałowskiego „Noty i anegdoty dyplomatyczne”, natomiast książka p. Miry to „Przez kuchnię i od frontu”
Uwielbiam wszelkie tego typu anegdotki. W swojej książce pt. „Teoria wszystkiego” Jeremi Bernstein opisuje, jak Pauli
Wolfgang Pauli, szwajcarski teoretyk
fizyki (1900 – 1958), nagroda Nobla
tuż przed śmiercią puścił w obieg własnoręcznie narysowaną karykaturę,
na której widniało czyste płótno i podpis, będący wypowiedzią
Heisenberga:
Werner Carl Heisenberg (1901 – 1976)
niemiecki teoretyk fizyki, nagroda Nobla
„Potrafię malować jak Tycjan, brakuje mi jeszcze tylko kilku szczegółów”.
O tym, ze Mileva byla swietnym fizykiem (fizyczka?), dowiedzialam sie nie tak dawno z jakiegos programu popularno-naukowego BBC.
Zainteresowalam sie biografia Einsteina…. wredny czlowiek to byl, nie ulega watpliwosci. Jemu chyba zreszta nie zalezalo na swoim wizerunku. Naukowcy sa przekonani, ze Mileva zrobila za niego mase roboty, ale dopiero teraz wyszlo szydlo z worka, w kazdym razie niedawno. I cieplo sie na sercu robi, ze jednak nasza Maryska Sklodowska… 🙂 A Pierre jest kapke na przyczepke, nie?
Pyro, skoro jestes z Pyrlandii, jeszcze raz polecam Ci pamietniki Wirydiany Fiszerowej, moze nie zauwazylas wczoraj mojego wpisu.
Dawno temu czytalam zabawne wspomnienia Miry Ziminskiej.
Przytacza w nich sporo smiesznych zdarzen i anegdot.
Opowiada,ze razu pewnego jej przyjaciele wprosili sie pod jej nieobecnosc i delikatnie mowiac wyjedli cale zapasy.Mira wrocila i o malo szlag jej nie trafil.Przygotowala zemste.Kazala gosposi kupic kilka kilogramow kosci.Sprosila ferajne na wspaniala kolacje.Wszyscy stawili sie punktualnie.Mira kazala wniesc „jadlo”! Milo bylo widziec zdumione oblicza gosci.A teraz mozecie jesc-powiedziala.
Niestety nie wszyscy poznali sie na dowcipie i obrazeni opuscili goscinny dom.
Ana.
Alicjo, Kochanie, wpis zauważyłam, a jakże. Nie mam jednak aktualnie skąd owe pamiętniki wziąć. Muszę poczekać aż progenitura z owych Tatr wróci i będzie miała dzień dobroci, czyli pójdzie do biblioteki.
A jak już piszę (znowu) to :
WSZYSTKIM ‚NASZYM’ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
Drogie Panie, jakbyście chciały coś ekstra ugotować dla rodziny, to mam dla Was szereg adekwatnych przepisów. Oto jeden z nich:
Bobrowe ogony
Odwarzywszy ogon bobrowy, który ieżeli chcesz możesz w sztuki porąbać, który w occie i soli odwarzywszy uwierć czosnku jak masło, octu winnego, oliwy albo masła, przywarz i daj na stół.
Smacznego.
Kłaniam się pięknie i życzę wszystkiego dobrego i smacznego w NowymRoku autorowi i czytelnikom.Małe sprostowanie Mira Micłlowska to Zientarowa, Kamyczek- JpohorskaNoweksiążki autora i malzonki rewelacyjne.podobal mi sięrozdzilek o ziarnach kakaowce. Serdecznie pozdrawiam Martna
Torlin, u mnie bobrow zatrzesienie 🙂
To zwierzatko widnieje na kazdej tablicy prowincjonalnego parku i tym podobnych miejsc rekreacyjnych. Zawracania glowy z bobrami sporo, dopoki siedza gdzies w jeziorach w lesnych odstepach, to w porzadku, ale one sa wszedzie, buduja tamy i zalewaja pola farmerom. Takie tamy sie wysadza. A te zarazy wracaja, buduja i tak w kolko.
Skad masz ten przepis? Musi jakas stara ksiazka, sadzac po pisowni 🙂
U nas Sylwester pod tytulem – co kto moze przyniesc. Ja zostalam oddelegowana do zrobienia salatki jarzynowej (ziemniaki, marchewka, seler, pietruszka, cebula, jajka, groszek z puszki, przyprawy, majonez) oraz niesmiertelne rolmopsy.
Beda polskie wedliny ze sklepu w Toronto, grzybki marynowane, indyk pieczony podany na zimno i nie wiem, co tam jeszcze ktos przyniesie. Pewnie sporo roznych salatek. Zaraz zajrze do witryny Adamczewskich, co tam proponuja w salatkowym dziale, moze cos urozmaice?
Wyjdzie taka salatka ziemniaczana, wzbogacona o warzywa. Oczywiscie ogorek kiszony niezbedny!
Alicjo, ja zawsze do salatki dodaje w kostke pokrojone kwasne jablko.
Ono nadaje swiezosci salatce!
Ana
W rewanżu dla Torlina – sposób karmienia raków.
Mając tylko co złowione raki przebiera się je, aby pomiędzy niemi nie było nieżywego, kładzie się do jakiegobądź naczynia dtrewnianego, przesypując gryczaną kaszą, gotowaną w wodzie z częścią nerkowego łoju i okrywa jakąbądź zielenią. Skoro tak postoją cały dzień, wieczorem należy je przebrać i przesypać świeżą kaszą. Gdy tak się parę dni podkarmią, można brać je do użycia.
– sposób ten podaje pani Marya Sleżańska w „Kucharzu wielkopolskim”.
Jeżeli przepis Ci się spodoba, to służe sposobem na domowe zrobienie kawioru dobrego – tym razem wg receptury p. Wincenty Zawadzkiej.
Marysiu, dziękuję i pozdrawiam
Z okazji Nowego Roku zycze wszystkim powodzenia i zdrowia dziekujac za powitanie.
Texanska tradycja nakazuje, zeby w 1 stycznia obowiazkowo znalazly sie na stole potrawy zawierajace black-eye-peas (rodzaj grochu z „czarnym oczkiem” w postaci albo zupy albo salatka tzw. Texas Caviar (w polaczeniu z warzywami i vinegrette) oraz przystawki zawierajace kapuste i/lub zielone liscie – collard greens (nie znam polskiego odpowiednika). Te pierwsze podobno zapewniaja pokoj domostwu w nadchodzacym roku a zielone – wiadomo – prosperite.
Dosiego!
yota, bedziesz sie musiala (musial?) wpisac kiedys tymi prawdziwymi chili teksanskimi i przepisami na temat jalapeno!
Black eyed peas i collard greens to takze wazne w Georgii, czyli mozemy chyba przyjac, ze charakterystyczne dla calego poludnia? Polacy nie maja nic takiego charakterystycznego na Nowy Rok – na Sylwestra ma byc wyzerka (raczej na zimno, bigosy i barszczyki pozniej) oraz szampan i dalsza wypitka, co tam sie komu usmiechnie.
Pytanie dla Gospodarza, poki pamietam!
Otoz otworzylam dzisiaj butelke tej portugalskiej oliwy, ktora dostalam pod choinke. Robilam te salatke ziemniaczano-jarzynowa i pomyslalam, moze kapka bylaby akuratna… Ale sie powstrzymalam, bo wydaje mi sie , ze moglabym spaprac cala salatke.
To nie jest oliwa do salatek, mysle, chociaz prawdopodobnie swietna bylaby ze sledziami w oliwie!
Sklad: extra virgin oil, spora garsc pieprzu czarnego, bialego, rozowego i zielonego, listki swiezej bazylii, galazka rozmarynu i galazka listkow bobkowych, zielonych.
Nie chce uzywac takiego prezentu na byle co, a nie za bardzo wiem, na co. Pieczenie jakies? Bo to wyglada mi raczej na oliwe do przyprawiania mies.
Nie bylo wskazowek, wiec pomyslalam, ze zapytam.
Moze kiedys jakis rozdzial o oliwach i co do czego?
O octach tez by sie zdalo! Ale to juz w przyszlym roku!
Wesolej zabawy sylwestrowej zycze wszystkim i DOBREGO ROKU 2007 !
Alicjo, dzieki za uwage.
Masz racje, tradycja black-eye-peas i collard greens na Nowy Rok jest typowa dla calego Poludnia. Wszedzie tutaj po Bozym Narodzeniu w sklepach pojawiaja sie specjalnie na ta okazje mrozone i/lub swieze czarno-okie fasolki. Puszkowane, zalegajace polki przez rok caly rowniez znajduja nabywcow. Smieszne to moze ale prawdziwe. Ot, taki lokalny zwyczaj.
Tak „postny” wigilijny barszcz czerwony czy zupa grzybowa ktore sa rowniez tradycja.
Przepisy chili powiadasz, hmm. Nie moge. A dlaczego a dlatego, ze w Teksasie od lat 40-tu istnieje festiwal chili. Tzw. chili-cook-offs. Na ranczo w Terlingua zjedzaja tysiace ludzi by brac udzial w konkursie. Kazdego roku zwyciezca publikuje swoj przepis (ale nie do konca…). zawsze pozostaje ten „secret ingredient”…
Jak szkol wiele na temat gotowania chili istnieje, tak prawda jest, ze prawdziwe teksanskie nie zawiera fasoli!
Jalopenios, mowisz, ten temat nalezy rozwinac…
Aczkolwiek obawiam sie, ze bedzie mial male zainteresowanie.
Dlatego, ze rodacy nie sa przyzwyczajeni do kuchni z ostrymi skladnikami.
Wyobraznia ludzka jest jednak bogata.
Podczas jednego przedswiatecznych przyjec mialam okazje probowac przystawke a’la chili relleno – miniaturowa przyrzadzona na bazie jalopenios.
Moze moje podniebienie jest juz tak odporne – ale uwazalam i uwazam ja za b. dobry pomysl.
Pozdrawiam
yota(ona)
Alicjo,
oliwę z takimi przyprawami używa się właśnie do sałat. Ja tak robię i nie żałuję. Mozna też oczywiście i do mies. Czasem nawet korzystam z oliwy smakowej smażąc coś ale to musi byc krótko smażone, bo liwa extra vergine ma niską temperaturę spalania. O oliwach chętnie popiszę w przyszłym roku. O octach też. A za chwile ukaże się ostatni felieton w starym 2006 roku. Mam nadzieję, że zdążycie zajrzeć przed północą. Czekam!
http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=482&dirids=1