Wigilia już za chwilę, może dwie chwile

Książki o dawnych obyczajach pochłaniam w dużych ilościach. I niemal wszystkim co wyczytam dzielę się z przyjaciółmi. Warto wiedzieć co jedli i jak gotowali nasi przodkowie. Zwłaszcza, że czytając nabieramy apetytu na te ich ulubione smakołyki. Książka Tomasza Adama Pruszaka, historyka sztuki i muzealnika a przy okazji i wielkiego smakosza, „O ziemiańskim świętowaniu” wpadła w moje ręce w samą porę. Do Bożego narodzenia bowiem niedaleko.
„Kilka dni przed Wigilią rozpoczynały się przygotowania kulinarne. Odpowiedzialny był za nie, zatrudniony w majątku, kucharz lub kucharka, często mający do pomocy dodatkowe osoby, takie jak kuchciki i dziewczęta kuchenne. Ubiorem kucharza były biały fartuch i biała wysoka czapa. Naturalnie kucharz wykonywał swoje obowiązki w porozumieniu z panią domu, do której należała ostateczna decyzja dotycząca rodzajów podawanych potraw. Niektóre ziemianki nie interesowały się sprawami kuchni, inne natomiast zbierały przepisy kulinarne, kupowały i czytały książki kucharskie, same opracowywały menu, a nawet, szczególnie w mniejszych majątkach, osobiście wydawały kucharzowi produkty i przyrządzały niektóre potrawy. Czasami paniom domu w sprawach kuchni pomagały lub zastępowały je, mieszkające we dworze, dorastające i dorosłe córki, krewne, gospodynie, ochmistrzynie lub rezydentki.
W ramach przygotowań kulinarnych odbywało się świniobicie i przerób mięsa. Oczywiście w Wigilię, ze względu na post, mięsa nie spożywano, ale już w kolejne dni jak najbardziej. Krystyna Daszkiewicz wspominała, że w Olszowie w Poznańskiem – majątku jej ojca Witolda Daszkiewicza, gdzie spędzała dzieciństwo w dwudziestoleciu międzywojennym – rozbiórki mięsa dokonywano w piwnicy, zaopatrzonej w kocioł i długi stół. Masę mięsną gotowano w kotle, a na stole przerabiano na kaszanki, bułczanki, serwolatki i kiełbasy, które następnie wraz z boczkiem wędzono w wędzarni. W kuchni natomiast: „Zagotowywano w słoikach pasztety i wątrobiankę, a na zakończenie świniobicia zapraszano gości z sąsiedztwa na wódeczkę pod świeżo gotowaną głowiznę i nie tylko”.
Kolejną czynnością było pieczenie pierników. W Olszowie powtarzano ją przed świętami kilkakrotnie, przy czym pieczono tam dwa rodzaje pierników na miodzie z własnej pasieki. Pierwszy rodzaj to małe pierniczki. Aby je zrobić, formowano z ciasta różne kształty, pieczono, następnie lukrowano, posypywano kolorowym makiem, kruszoną czekoladą i przybierano orzechami. Drugi rodzaj stanowiły ciasta piernikowe przekładane masą orzechową i powidłami. Gotowe pierniki układano w starej skrzyni, wyłożonej papierem pergaminowym. Do pierników potrzebne były orzechy, których w Olszowie było pod dostatkiem, pochodzących z własnych drzew. W przygotowanym pomieszczeniu przy kuchni dziewczyny z czworaków, zebrane przy długim stole, obierały orzechy z łupin i przygotowywały do przerobu w kuchni. Dziewczęta te otrzymywały za wykonaną pracę posiłek i wynagrodzenie.”

A jak przebiegają przygotowania dziś w naszych domach?

PS.

Mam do wszystkich prośbę. Chcę zrobić i opublikować na blogu (a może i w papierowym wydaniu) mapę potraw wigilijnych. Proszę więc o wypisanie listy dań, które zawsze znajdują się na waszym wigilijnym stole. Może powstanie  mapa regionalnych kuchni świątecznych. To pomysł Jarka Krysika, grafika „Polityki” (wydania papierowego), który chce być autorem tej mapy.