Niedziela w mieście
Niedziela była jednym z szeregu upalnych dni, ale pojawiające się z rzadka chmury dawały nadzieję, jeśli nie na deszcz, to choćby na lekkie ochłodzenie. Temperatura stawała się od południa coraz bardziej przyjemna, chciało się, jeśli nie nad rzeką czy w lesie, powłóczyć po mieście. I to z wielką frajdą. W tę bardzo ciepłą lipcową niedzielę, na co ciekawszych warszawskich ulicach było takie mnóstwo przechodniów, że absolutnie nie kojarzyło się, iż jest to niedzielne popołudnie w samym apogeum wakacyjnych wyjazdów.
Ostatnią niedzielę poświęciłam na „badania terenowe” dotyczące możliwości beztroskiego spędzania letniej niedzieli w mieście .Od początku mojej pracy badawczej zauważyłam, iż wyraźnie postne covidowe miesiące zaostrzyły nasz apetyt na przebywanie w grupie, wśród ludzi. Zaczęłam moje obserwacje przed południem, odwiedzając uplasowany koło mojego domu targ śniadaniowy. Obok budek z różnymi specjałami wszystkie trawniki skweru służą jako miejsce do relaksu. A na nich koce, leżaki, ławy i stoły ku wygodzie odwiedzających. Grupy, rodziny i towarzystwa odpoczywają, dzieci biegają, psy grzecznie dopełniają obrazu. Wszystko w gwarze, wśród ludzi. Symptomatyczny wydał mi się taki obrazek: na parking obok targu zajechał duży sedan, z którego para średnio młodych ludzi wyjęła dwa leżaki i skierowała się ku trawnikowi obok pachnących iberyjskimi specjałami stoisk. Mając duży wygodny samochód i własne leżaki mogliby wybrać bardziej odludne i spokojne miejsce na niedzielny relaks. A tymczasem skierowali się na tłumny jarmark. Chyba mieli ochotę na bycie wśród ludzi?
Jak badania to badania. Tego samego niedzielnego popołudnia postanowiłam zwiedzić inne oprócz śródmiejskich ulic, ludne miejsca w Warszawie. Elektrownię Powiśle, potem przypominające mrowisko bulwary nadwiślane, Halę Koszyki i wreszcie fabrykę Norblina. Wprawdzie ten rozległy postindustrialny teren nosi miano centrum biznesowego, ale nie przeszkadza to, aby kilkuhektarowy zagospodarowany pomysłowo teren stał się miejscem weekendowego miejskiego relaksu
W tym właśnie miejscu uczestnicy mojej wyprawy badawczej poczuli, że trzeba się nieco posilić, dlatego usiedliśmy w jednej z miłych restauracji, pod platanem. Wprawdzie zaparkowanie w garażu samochodu to spory wydatek (24 zł); liczy się wszakże i to, że miejsc w garażu pod dostatkiem, jest gdzie wygodnie, bez stresu parkować.
Właściwie dobre wrażenia z dawnej siedziby fabryki Norblina (kilka ostatnich lat teren po niej mieścił biobazar) zaczynają się od kilkupoziomowego garażu, a kończą dopiero po wyjściu z tego miłego i pięknie zaprojektowanego miejsca. Jakie piękne są fabryczne kotły sprzed wieku, zwykłe fabryczne wózki przerobione na urocze ławeczki, prowadzące nas szyny fabrycznych kolejek, mnóstwo wklejonych tu tak zwanych artefaktów, które jeszcze przed kilkudziesięcioma laty były fabrycznymi rupieciami, a teraz zyskały rangę eksponatów i elementów dekoracyjnych tego świetnego miejsca.
Wrażenia wspaniałe. Jest tu sala teatralna i kinowa, kilka małych muzeów i prócz możliwości kupna bioproduktów możemy w kilku sklepach nabyć dobre wina. A zjeść w jednej z wielu restauracji i restauracyjek. I ja tam byłam, i wprawdzie jako kierowca wina nie piłam, ale to, co zaproponowała nam restauracja zasługuje na pochwałę. Jest w czym wybierać. Ale jeśli nie mamy ochoty nic ze smakołyków tu zjeść – warto się chociaż po tym świetnym miejscu przejść. Dla nabrania apetytu.
Komentarze
Wrażenia wspaniałe to my też mamy.
Wczoraj pojawiliśmy się ponownie w egzotycznym kraju w którym od jakiegoś czasu zdarzają się niespodzianki.
Miłe 🙂 niespodzianki 🙂
Stalismy na uboczu, na polanie gdzie widać było jedynie gwiazdy nocną porą. Ale zanim ona nastąpiła podszedł młody człowiek. Ubrany adekwatnie do panujących temperatur i znakomicie było widać że 10cm2 ciała nie miał w tatuażu. Nie miał również więcej niż 35 lat co wynikło z późniejszej rozmowy. Proponował, że można u niego zatankować wodę do mobilka. A jak bym obok niego stanął to i do prądu mogę się podłączyć bezproblemowo bo on jak i ja czerpiemy energię ze słonecznej planety.
Miły człowiek. I na dodatek chciał nam dalszy wieczór uprzyjemnić w miły sposób.
Pochwaliłem się że nie mam żadnego browara. Wyjaśnienia przyjął i po pięciu minutach pojawił się z wiadrem znakomitych browarów moczących się w wodzie z kostkami lodu.
Miłe 🙂
Dziś już jesteśmy dalej w egzotycznym kraju. Też cudowne widoki. Zaraz wybieram się do lokalu gastronomicznego z tarasem na przepiękne okoliczności przyrody, jezioro, lasy, łąki. Sprawdzę co można egzotycznego zjeść na śniadanie.
Jak nie zapomnę to zaobrazkuję.
Może ktoś rozpozna przepiękne widoki 🙄
Taras znakomity pomimo że jak na mój gust zbyt dużo badyli by cieszyć oczy przyjemnością oglądania.
Karta dań warta grzechu tymbardziej ze mają wiele pozycji z okolicznej produkcji bio.
Zamowilem stolik na jutro. Pan zapewnił ze nie mają i nie mieli nigdy tatara ze śledzia tylko z łososia i jutro będzie jak w banku z całą oprawą do tego pasującą.
https://photos.app.goo.gl/3gDk97KowYLmLf9e9
Dobrze, ze Panie Gospodynie napisaly nowy wpis, bo dyskusja pod poprzednim byla raczej dolujaca: choroby, alergie i ukaszenia. Dzieki Bogu za wpis Krystyny z apetycznym menu, ktore zdaje sie pobudzilo apetyt wszystkich, a na pewno moj, bo to i pstrag gotowany i watrobki w boczku, figi – smacznie, w miare lekko i elegancko. Co prawda unikam boczku, ale czasem sie zje na sniadanie z jajkiem sadzonym. Staram sie jednak utrzymac wage, bo dzieki wakacjom w Grecji i greckiej kuchni zrzucilem 4 kg.
Choc bylem kilka razy w Browarach Warszawskich to jeszcze nie dotarlem do pobliskiej Fabryki Norblina, ale nadrobie to, bo za kilka tygodni znowu bede w Warszawie. W ogole, stolica jest turystycznie szalenie atrakcyjnym miastem, ale wg. niektorych firm ubezpieczeniowych szalenie niebezpiecznym co opisuje ponizej. Otoz moja znajoma z Anglii wybiera sie na konferencje naukowa do Warszawy i jej instytucja kazala jej wypelnic kilkustronicowy formularz bezpieczenstwa, tzn. podac miejsce konferencji, miejsce zamieszkania, plan dojazdow z/do, adresy najblizszych szpitali, posterunkow policji i strazy pozarnej, przedstawic plan ewakuacji itd itp. Co trzy dni ma dzwonic do Londynu z raportem, ze jest bezpieczna. Otoz to dlatego, ze wg firm ubezpieczeniowych Warszawa jest wewnatrz 200 milowej strefy zagrozenia wojennego i traktowana przez te instytucje jako miasto przyfrontowe. Faktycznie z Warszawy do granicy z Ukraina jest niezbyt daleko, ale jednak sprawa wyglada dosyc surrealistycznie. Jesla spotkam ta znajoma w Warszawie to zaprosze ja do Fabryki Norblina; szkoda, ze Gospodynie nie podaly nazwy lokalu, ale pewnie jest zakaz reklamy.
No cóż, przy obecnych cenach żywności to nadwaga z poprzednich lat okazuje się świetnym kapitałem z którego dziś można czerpać korzyści.
kemor 🙂 nie jesteś jedynym tutaj. Misiek też jak donosił żyje z zaoszczędzonego kapitału tłuszczu w poprzednich latach (paru dziesiątek) 🙂
Ja chyba źle inwestowałem. Nie mam nic do zrzucenia 🙁
Dzień dobry,
Nie wiem jakich dyskusji spodziewa się na tym blogu kemor, ale mam dla niego radę – jeśli coś „dołuje” to nie czytać, bo ja z pewnością się nie zmienię, a sądzę, że inni też nie. Poza tym MałgosięW widziałem w realu więcej razy niż czytałem wpisów kemora na tym blogu i Jej zdrowie nigdy nie będzie dla ani obojętne, ani dołujące. Ani nikogo innego.
To tyle w temacie.
Do Nowego – przepraszam, ze się wtrącam w leczenie Twojej choroby ale ponieważ w mojej rodzinie był taki przypadek leczony przez ówczesnego krajowego konsultanta w tej dziedzinie chciałabym tylko podrzucić temat. Otóż oprócz antybiotyków stosowanych długo (metoda ILADS) lekarka poleciła mu dwa specyfiki sprowadzane wtedy z USA – resveratrol, nie z czerwonego wina ale z rdestu i jeszcze jedno ziółko – muszę sprawdzić nazwę, które było wtedy TYLKO tam, bo nie przerabia się tego w specyfik w PL. Oba miały za zadanie podnosić odporność organizmu w walce z tą chorobą. Myślę, że można obgadać z lekarzem. Wyszedł z tego paskudztwa, czego i Tobie życzę! Serdeczności – Nana
Lubie takie klimaty i damy radę jeszcze ze dwa a może i trzy dni 🙂
https://photos.app.goo.gl/KydDuwe8eiE6arXq5
Ta egzotyka i cisza panującą tutaj może tylko zachwycać nawet tak wymagającego klienta jakim jestem 🙄
Piękne klimaty – a łąka czyja? 😉
A propos boreliozy – ja dostałam ( za pierwszym i drugim razem) jednorazowo 4 tabletki do połknięcia, antybiotyk i chyba jakaś osłona w tym była. Ale zaznaczam, że ja obserwowałam to ugryzienie i jak tylko pojawił się rumień, pobiegłam do doktora.
https://www.medistore.com.pl/zdrowie/borelioza
Kemor,
być może za rzadko zaglądasz na ten blog aby wiedzieć, że my tu, zgodnie z tym, co założyciel bloga, Piotr Adamczewski, miał na myśli, rozmawiamy o wszystkim, co nam w duszy gra, a nie tylko o jedzeniu. Takie były początki, a do tego doszło wiele, wiele więcej!
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2006/08/01/poczatek/
Nana Mi
Dziękuję bardzo za poradę, bardzo to miłe z Twojej strony – przyznaję, że nigdy bym na to nie wpadł, ani sam bym nie szukał.
Okazuje się, że Resveratrol jest w domu, o czym nie miałem najmniejszego pojęcia. Tabitha jest zwolenniczką i kolekcjonerką wszelkiego rodzaju suplementów, pastylek, witamin itd. Ja nigdy się tym nie interesowałem, lekarstw unikałem jak mogłem i praktycznie do niedawna nigdy nie chorowałem.
Pokazałem Tabicie nazwę i od razu wiedziała o co chodzi, gdzie i za ile można kupić (to nie jest najtańsze, ale co dzisiaj jest tanie), oraz gdzie jest w domu. Wypróbuję więc!
Dzięki!
Ja nie namawiam, ale jeśli ktoś chciałby zrzucić kilka kilogramów może zastosować dietę księdza – zielarza z Chicago, a właściwie jego gospodyni. Całą dietę w formie przystępnej i łatwej do zapamiętania przedstawił kiedyś mój ulubiony Wojciech Młynarski. Jeśli ktoś jest zainteresowany….
https://www.youtube.com/watch?v=Rh9jqmWza_s
Łąka nie jest dla baranów i może być w każdej chwili naszą 🙂
Stoi do sprzedaży. Jest tego ponad 4 hektary. Cena też do zaakceptowania bo za kwadratowy metr 80 polskich.
Tylko po co?
Jest pięknie to fakt. Dziś jeszcze nie widziałem żadnego ludzia. Ale wkrótce sie to zmieni bo wybieramy się do farmy pstrąga i innych ryb. Widziałem wczoraj też jesiotry. Białe i czarne plywajace w ogromnym akwarium.
Cała farma przypomina mi farmę ostryg w Normandii która odwiedzałem, sam już nie wiem dokładnie kiedy to było, może w maju 🙄
Pstrąg z pieca to niezły pomysł na sobotę. Tym bardziej że stoliki poustawiane są przy basenach co wpływa na miłą atmosfere. Pogoda dopisuje w Drawski Parku Krajobrazowym. Więcej do szczecia nie potrzeba 🙂 czego oczywiście wam też życzę 🙄
Nie tylko na sobotę 🙂
Do Fabryki Norblina w nowym wydaniu jeszcze nie dotarłam, ale planuję dotrzeć. Zobaczymy kiedy się uda 🙂 Bulwary Wiślane są na pewno grzechu warte, bo widok na rzekę(czy też jezioro albo morze) zawsze zachęca do odwiedzin czy spacerów. Elektrociepłownię Powiśle odwiedziłam kiedyś w środku tygodnia i na dodatek do południa. Praktycznie wszystkie znajdujące się tam sklepy oraz restauracje świeciły pustkami. Takie miejsca zaludniają się głównie wieczorami oraz podczas weekendów. Niejednokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy osoby, które tam pracują nie są zdołowane tą przed popołudniową ciszą i pustką od poniedziałku do czwartku?
Nasza nadbużańska społeczność rozkręca się kulinarnie i po wielce udanym wieczorze francuskim dzisiaj w planach wieczór włoski. Menu zostało opracowane wspólnymi siłami i wygląda na to, że na międzysąsiedzki stół trafi: spaghetti bolognese, gnocchi al gorgonzola oraz sycylilijskie arancini w wykonaniu piszącej tej słowa. Ryżowe kulki już przygotowane, czekają teraz cierpliwie na swój moment: https://photos.app.goo.gl/7tBWNxSpW2RTqnaN6
W ostatniej chwili dorzucę jeszcze kwiatową dekorację.
Źródła dobrze poinformowane donoszą, iż na deser będzie tiramisu.
Czy będą jeszcze jakieś niespodzianki…? Sprawozdam skrupulatnie po zakończeniu imprezy.
O sycylijskiej przekąsce, jak wyżej, wspominała na blogu kilka razy Nemo. By ją przygotować przestudiowałam w internecie kilka przepisów, zdecydowałam się na farsz z mozzarelli i suszonych pomidorów. Podczas smażenia arancini pachniało zachęcająco 🙂
Dobry artykuł na dzisiejsze czasy 😉
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/2174661,1,czy-slodziki-faktycznie-szkodza-zdrowiu-a-kawa-sprawdzmy.read?src=mt
Czy wymagane będą odpowiednie włoskie elementy stroju?
Menu zapowiada się smakowicie.
Ciekawostek kulinarnych ciąg dalszy – nie wiedziałam, że Kanada uprawia gorczycę i jej udział w światowych zbiorach jest aż 60%! Czyli… Dijon z Kanady???
No i czy to prawda, że Francuzi zjadają ok. jednego kg. musztardy na głowę rocznie? Chyba do wszystkiego musieliby dodawać musztardę, by wyrobić taką ilość… 🙄
https://next.gazeta.pl/next/7,151003,28740464,produkcja-musztardy-w-kanadzie-spada-najslabsze-plony-od-25.html#do_w=52&do_v=303&do_st=RS&do_sid=604&do_a=604&s=BoxBizImg2
Dalismy radę, czekając na pstrągi z pieca, wchłonąć flaszkę białego wina i podziwiać okoliczności farmy
https://photos.app.goo.gl/6FdFWTRn8cMzEbNc9
Trzeba przyznać że nowe pokolenie Polaków jest bardzo domyślne i Pani sama wpadła na pomysł, czy czami nie przydałaby się jeszcze jednej do nadpływających pstrągów 🙄
Super idea tym bardziej że powietrze na nie baraniej łące wysusza organizmy 🙂
I tu już w trakcie rozbjoru https://photos.app.goo.gl/f34ocKXWyrGyKhvC8
Wszystko dobrze się skończyło.
Smakowało wyśmienicie. Pozostało jedynie tyle
https://photos.app.goo.gl/7KZqBq1wu6T2WvqHA
do posprzątania i rachunek do uiszczenia.
Ale to nie mój problem. Takimi pierdolami zajmuje się Przyjaciel który zakupił jeszcze duży słoik pstrągów w octowej galarecie na jutrzejsze śniadanie 🙂
Bezdomny,
zdjęciami z takich krajobrazów też dysponujemy, i to rok-w-rok od lat 😉
Tym razem z siłami powietrznymi NATO – cicho nie było….
https://photos.app.goo.gl/cbvQ2SzjmB7vfc4V7
Alicjo, cos z waszym zbiorem gorczycy jest nie tak. Musztarda u nas zniknela z polek jakies trzy miesiace temu i czekamy z utesknieniem na nasza prawdziwa musztarde. Bedzie mniejsza konsumpcja musztardy w tym roku ! Nie robie majonezu z braku owej musztardy.
Smazylam kilka razy arancini z sosem miesnopomidorowym i mozzarella. Corka sie o nie dopomina a ja udaje, ze nie slysze. Chyba usmaze jak przyjedzie nastepnym razem. Mam tez zamowienie na pierogi.
Bardzo mi sie podobaja przerobione stare zaklady przemyslowe na cos innego. W moim rodzinnym miasteczku byl bardzo ladny browar. Pamietam jeszcze jak wazono w nim piwo. Pozniej browar zamknieto i niszczeje od lat. Ktos podobno go kupil ale od lat sie nic nie dzieje. Wlasciciel moze czeka az sie zawali a on wybuduje nowa kamienice. A szkoda.
Alicjo, ja na wiele rzeczy jak na lato ale nie na natowską bandę 😛
Elapa,
niestety – u nas też prażyło jak na pustynii 🙁
Tak jest, w moim rodzinnym miasteczku niszczeje od lat… i nadal niszczeje, przez chwilę niby był tam „Okna – Urzędowski” oraz knajpa, do której raz wstąpiliśmy, ale tego roku jakoś ominęliśmy, najedzeni!
Tam faktycznie można by zrobić coś, jak w Łodzi przerobiono Manufakturę, ale Łódź leży na szlaku, Ziębice raczej nie – i trzeba mieć pomysł na to, jak zrobić z takiej miejscowości coś interesującego.
Za przykład stawiam Złoty Stok, w którym przemysł padł – a jednak pani Szumska znalazła atuty tego miejsca i zjeżdżają tam ludziska, miasto żyje, chociaż nie tak, jak pamiętam. Wszystko opiera się na turystach.
http://www.zlotystok.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=42&strona=1&sub=9
Historia miasta jest znacząca, bo przecież kopalnia złota i tak dalej.
Wracając do Ziębic – trzeba kogoś, kto ma pomysł na obudzenie tego miasta, które przecież ma swoją świetną historię. Przede wszystkim – kogoś, kto ma forsę!
Ale pani Szumska miała pomysł bez forsy, mimo wszystko zrealizowała, bo dla chcącego nic trudnego.
bezdomny,
przecież Ty na nic nie patrzysz, więc niech Cię nie obraża NATO ani UE – zapewnia Ci spokojne poruszanie się po krajach, prawda?
@Alicja
30 LIPCA 2022
19:28
bezdomny,
przecież Ty na nic nie patrzysz…
Skoro ja na nic nie patrzę to skąd biorą się te wszystkie cudowne obrazki od których oczu nie mozna oderwać i chciało by się jeszcze dalej je oglądać 🙂
Jest już pewne. I stoi jak w szwajzarskim banku, jutro przed zmianą miejscówki zostanie zakupiony jeszcze jeden słoik pstrąga w zalewie oztowej.
Bawiłem się w takie klocki dawnymi laty. Robiłem szczupaka i leszcza w galarecie. Wielokrotnie sieje w zalewie cytrynowej.
Też smakowało wyśmienicie. Ale od jakiegoś czasu szkoda mi czasu na zajmowanie się tak czasochłonnymi smakołykami. Dookoła jest tyle pięknych krajobrazów, górków, pagórków, polanek, dolinek. No i oczywiście nocą gwiazd tyle że nie sposób policzyć bo się zbyt szybko po przyjemnościach dnia zasypia.
Do jutra 🙂
bezdomny
30 lipca 2022
19:08
Alicjo, ja na wiele rzeczy jak na lato ale nie na natowską bandę
No więc właśnie – na nic nie patrzysz. W czym Ci przeszkadza „natowska banda”, która umożliwia Ci to, co teraz robisz, czyli wolno sobie przemierzasz kraje, w których chcesz być? Nie ma czegoś takiego jak absolutnie niezależny kraj, każdy ma jakiegoś sąsiada i chciał-nie chciał, należy do jakiejś wspólnoty. Jak nie do EU – to do jakiej wspólnoty miałaby należeć Polska? Już należeliśmy, niechcący… bo tak postanowił Zachód w Jałcie…
Natowska banda niestety, ale to jest ochrona. Ja też nie znoszę armii, jakakolwiek by była. Ale „chłopcy” rządzą i armia ma być. I jest. A było tak:
https://dzieje.pl/infografiki/wojska-radzieckie-w-polsce
p.s. Jak nie NATO, to armia radziecka, kojarzysz? No właśnie.
Alicjo,
Złoty Stok miał potencjał w postaci dawnych kopalni złota. I to była podstawa. Ale jakiś kapitał też był niezbędny. Tam przyjeżdżają i dorośli, i mnóstwo dzieci. Zwiedzających raczej tam nie zabraknie. A jak ożywić Ziębice czy Ząbkowice Śląskie? Mniejsze miejscowości odwiedzają tacy pasjonaci jak Ewa i Witek. Ja też zwiedzałam te miejscowości, z dużą przyjemnością. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę. Ale młodzieżowy ” segment” turystyczny potrzebuje innych atrakcji.Stąd też te wszelkie aquaparki, parki dinozaurów itp. rozsiane po całym kraju.
Ząbkowice Śląskie mają się czym poszczycić – chociażby Krzywą Wieżą, unikalną w Europie i ta z Pizzy niech się chwali, ale… a poza tym legendą Frankensteina :
„istnieją pewne przypuszczenia co do związku dzieła Mary Shelley z niemiecką miejscowością Frankenstein (obecnie Ząbkowice Śląskie) na Dolnym Śląsku i aferą grabarzy z 1606 roku, która mogła wpłynąć inspirująco na pisarkę. Mogłoby to wyjaśnić etymologię tytułu i analogię z nazwą miejscowości. Współcześnie w Ząbkowicach Śląskich organizowany jest festiwal grozy i horroru pod nazwą „Weekend z Frankensteinem”, nawiązujący do tytułowego bohatera powieści Mary Shelley.”
Ząbkowice Śląskie mają swój potencjał, oprócz Krzywej Wieży mają bardzo stary zamek:
„Od 1322 r. miastem władał Bolko II ziębicki, który obronił je w 1335 r. przed czeskim królewiczem Karolem Luksemburskim. Później jednak, z powodu tarapatów finansowych, Bolko II książę ziębicki oddał miasto Ząbkowice w zastaw, po czym w 1351 jego następca Mikołaj ostatecznie sprzedał je czeskiemu królowi Karolowi IV Luksemburskiemu. Ten uczynił go stolicą utworzonego wówczas dystryktu miejskiego, będącego pierwowzorem powstałego w XVIII wieku samodzielnego powiatu ząbkowickiego. Od tej pory aż do wojen husyckich władza zwierzchnia w mieście należała do namiestników królewskich.”
Ząbkowice mają potencjał, ale nie mają włodarza, który by rozwinął historię Ząbkowic. Jest z czego czerpać. Za „moich czasów” Ząbkowice były miastem powiatowym. Działo się tam wiele, był „ogólniak”, technikum mechaniczne + zawodówka, szkoła dla przedszkolanek… oraz zakłady A-18 (z filią w Złotym Stoku,a jakże!), gdzie pracowałam ponad 2 lata i pobieram malutką, ale jednak emeryturę.
Składki płaciłam, więc nikt łaski mi nie robi 😉
Wszelkie małe miejscowości w Polsce mają swój potencjał do zaciekawienia turystów, tylko zależy, komu na tym zależy…
Młodych od aquaparków nie zaliczam do turystów, oni wiedzą, czego chcą, to są smarkacze. Ewa i Witek +++ 😉
https://www.youtube.com/watch?v=bsYp9q3QNaQ
… oraz ulubione:
https://www.youtube.com/watch?v=P5nSQXb6qnM&list=RDMM&index=1
Nie wiem, jak Wy, ale ja piję wino za koleżeństwo, które nie odeszło (jak ktoś odszedł, to może wrócić), ale umarło bezpowrotnie. Nie ma się co oszukiwać, my też powolutku zmierzamy…
Zajrzałam sobie na te pierwsze podrygi „Gotuj się!” i zrobiło mi się nostalgicznie…
https://www.youtube.com/watch?v=fuMHHk27CEw&list=RDMM&index=4
Czy mam dodawać, że tekst Agnieszki Osieckiej?
Ta kobieta była wspaniałą poetką. Równą Szymborskiej.
https://www.youtube.com/watch?v=uQnHyrDRIZg
https://photos.google.com/share/AF1QipMpA7r-4hrRSt_7JWSWDfGTU6rh20-im4OfcPCzZdz2jD9GVHVYGEvmeqTXnWChLg?key=LWlORmtidHBwVHhkX2NzeXJNYjF2R0NfdWtVbUJR
Wracam jeszcze do nadbużańskiego wieczoru pod hasłem „Kuchnia włoska”.
Otóż oprócz dań, o których już wyżej wspominałam na stole pojawiły się grillowane plastry cukinii z pomidorami oraz sałatka caprese, Sałatka w kolorach włoskiej flagi prezentuje się radośnie na każdym stole. Przy okazji przyznam, że jest jednym z moich ulubionych dań w letnie dni.
Tu dwa pomysły na owe pomidory z mozzarellą w wydaniu innym niż zwykle:
https://tiny.pl/wq1vq
albo tak:
https://toriavey.com/images/2012/03/IMG_2379.jpg
Małgosiu-gospodyni włoskiego wieczoru powiedziała nam, że możemy przyjść w dowolnych strojach zatem tym razem obyło się bez ubraniowej gimnastyki 🙂
U jednego z sąsiadów dojrzały już papierówki i mamy pozwolenie na to, by je zbierać i chrupać. Trochę zjadamy na miejscu, ale dzisiaj zatrudniliśmy do ich zbierania najmłodsze pokolenie (dwie urocze dziewczynki), a potem wspólnie z ich babcią smażyłyśmy placki z jabłkami. Dziewczynki chętnie uczestniczą w pracach kuchennych.
U mnie długi weekend.
Nie uwierzylibyście, gdybyście zobaczyli, co się u nas sprzedaje pod nazwą „mozzarella”. Zwykły, nie najwyższego lotu żółty ser! Być może w Toronto czy w ogóle w większym mieście, gdzie jest spora diaspora (do rymu!) Italian jest ta prawdziwa mozzarella. Podobno można to samemu zrobić, ale trzeba mieć specjalną florę bakteryjną (Microbial Rennet For Cheese Making) . Poza tym mleko, kwasek cytrynowy, trochę niechlorowanej wody, sól kamienną i jakieś pół godziny do dyspozycji. Może kiedyś mi się zechce zabrać za to.
Danuśka,
stół wyglądał na pewno pięknie 🙂
A propos pomidorów – zauważyłam, że w tym roku w wielu ogródkach, nawet tam, gdzie nie ma warzywnika/ a tak jest przeważnie/ uprawiane są pomidory, w donicach, wiaderkach i innych pojemnikach. Pogoda dopisuje, więc zbiory powinny się udać.
Dostałam także trochę papierówek, może z kilogram, ale to wystarczy, bo nie mogą leżeć.
Sezon truskawkowy już zakończony. Teraz kupuję borówki i płaskie brzoskwinie/ nie pamiętam ich właściwej nazwy/, a , i morele. Czekam na świeże figi. Pojawiły się już śliwki, ale wolę poczekać na bardziej dojrzałe.
Wczoraj poczytałam sobie wiersze mojego ulubionego poety od zawsze.
Dzisiaj gdzieś mi mignął artykuł sprzed stu lat, przewidujący, jak będzie w roku 2022.
https://niezalezna.pl/424616-jak-bedzie-wygladal-swiat-w-roku-2022-rozmyslano-100-lat-temu-czesc-przepowiedni-juz-sie-sprawdzila
Trochę się sprawdziło, ale nie wszystko. Nadal są wojny, nadal w świecie panuje głód, bieda, jest nafta i węgiel, które są towarem przetargowym w polityce.
Pewne rzeczy jak przysłowiowe Gombrowiczowskie „Chińczyki” – trzymają się mocno.
Gombrowicz stwierdza, Wyspiański pyta Alicjo:
AKT PIERWSZY
Scena 1
Czepiec, Dziennikarz
Czepiec
Cóż tam panie, w polityce?
Chińczyki trzymają się mocno!?
/”Wesele”, Stanisław Wyspiański/
Też mocno się trzymamy na polskim zadupiu 🙂
https://photos.app.goo.gl/QSmVu1w4K81hYLYs5
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/2175723,1,schabowy-pobil-pizze-kebab-przegral-z-sushi-sprawdzilismy-co-jedza-polacy.read
Całość powyższego artykułu niestety jest dla mnie niedostępna, ale popularność schabowego wcale mnie nie dziwi, choć pewnie więcej zwolenników ma wśród mężczyzn niż kobiet. Przede wszystkim bywa przeważnie smaczny, dość duży i konkretny – nie trzeba wypatrywać składników. Można by powiedzieć : schabowy jaki jest, każdy widzi. Na zdjęciu kotlet występuje tylko w towarzystwie ziemniaków i cytryny w charakterze ozdoby, a przecież aż prosi się tu o surówkę. I właśnie z surówkami jest podawany.
Czy schabowy był na czele listy dań stołówek zakładowych? Lista listą, a w rzeczywistości różnie bywało. Oczywiście w stołówce można było trafić na schabowego, ale na pewno nie codziennie i nie dla wszystkich chętnych go starczyło. Pewnie stołówki warszawskie różniły się od tych prowincjonalnych.
Ciekawe, czy dziś istnieją stołówki pracownicze?
Owszem, istnieją:
https://szukampracy.pl/blog/zakladowe-stolowki-moga-nadal-dzialac/
Dziewczyny,
Arancini kojarzą mi się z jednym z odcinków Komisarza Montalbano. Mam Sycylię na liście, ale w tym roku, z powodu choroby w rodzinie, nie wiem czy gdziekolwiek dalej wyskoczę. Raz już urlop przekładałam.
Elapo,
Temat gorczycy jest mi znany z pierwszej ręki, pracuję w dziale eksportu i jedną z z moich marek jest Maille.
Ewo, to kiedy bede miala musztarde ? Kupuje Amora.
Ulubione arancini Komisarza Montalbano byly przygotowane przez Adelin.
Mam nawet przepis ” arancini Adeliny „. Nie pamietam kim byla ta osoba.
U mnie piekna pogoda. Na targu dzisiaj bylo bardzo duzo ludzi. Przyjechalo duzo turystow szukajacych ochlody w Bretanii a tu slonce swieci od ponad miesiaca. Moj trawnik jest zolty a kwiaty jak zakwitna to zaraz usychaja. Woda ze zbiornika mi sie wyczerpala i podlewam woda w ktorej myje owoce, jarzyny czy rece.
Elapo,
Amorę też wysyłam w świat, a obie marki produkowane są w Chevigny-Saint-Sauveur koło Dijon. wygląda na to, że musztarda wróci nieprędko, susza w Kanadzie plus wojna na Ukrainie załatwiły sprawę. Od początku roku mamy narzucone ograniczenia w limitach zamówień dla poszczególnych klientów, miały trwac maksymalnie do sierpnia a przedłużono je do końca roku.
https://www.youtube.com/watch?v=iZyJG5B9iRc
Adelina była gospodynią Montalbana.
…ograniczenia w limitach – przedobrzyłam 😉
Ja lubię „Dijon original”.
Nie jem owocow morza, bo nie mam wlasnej roboty majonezu a ten ze sklepu dla mnie jest bee…..
Owoce morza z majonezem? Ja zawsze z jakimś ostrym, czosnkowym sosem, który sama robię – smażę krewetki na maśle z czosnkiem, czasem coś dodaję, np. ostry sos indyjski (kupny), albo szczyptę chili suszonego, albo papryczkę jalapeno.
Ale ostatnio przeszła mi ochota na morskie robaki. Wolę rybę.
Ewo-dzięki za „Odę do musztardy” 🙂
Ostatnio wieźliśmy do Francji kilka słoików musztardy z Dijon zakupionych w polskim supermarkecie. Przyjaciele z Bretanii byli wdzięczni za ten drobny prezent. Jeszcze jakiś czas temu nikt by uwierzył, że diżońska musztarda może odbywać podróż z nad Wisły nad bretońskie wybrzeża.
Owoce morza z majonezem? Jasne, że tak 🙂 Jedna z klasycznych francuskich przekąsek to awokado z krewetkami i majonezem:
https://assets.afcdn.com/recipe/20131009/48144_w768h583c1cx3392cy2456.webp
albo hiszpańskie tapas, gdzie majonez też połączono z krewetkami:
https://tiny.pl/wq8h6
Podróżowałam znowu do Gdyni, to była krótka i intensywna podróż. Wprawdzie nie skorzystałam z oferty Warsu, ale pozytywnie zaskoczył mnie wybór przekąsek i dań obiadowych. Gdybym była głodna to chętnie spróbowałabym halloumi w migdałowej panierce albo tagliatelle z ajwarem i suszonymi pomidorami:
https://wars.pl/wp-content/uploads/2022/05/WARS_menu_EIP_EIC.pdf
A sałatka z gruszką i serem pleśniowym to jedno z dań, o których wspominał nam w swoich opowieściach Piotr Adamczewski.
Musztardy marki Maille bywają w Biedronkach, acz ostatnio w ilościach raczej homeopatycznych. Sprowadzane są Dijon Original, miodowa i pełnoziarnista (a l’ancienne). Inne francuskie hipermarkety robią tzw. przesunięcia wewnętrzne z Francji i tam też można na coś trafić.
Ostatnio kolega wysłał Odę wraz z informacją o opóźnieniach do naszego klienta z Kanady – zrozumieli 😉
Alicjo, u nas langustynki i kraby tylko z majonezem.
Ha! Artykuł jak na zamówienie pod kątem musztardy…
https://zywienie.medonet.pl/produkty-spozywcze/przyprawy/musztarda-rodzaje-powstawanie-skladniki-odzywcze-wlasciwosci-lecznicze-oraz-zdrowotne/vkccj16
„Musztardę łatwo znaleźć praktycznie w każdym sklepie. Z kolei w punktach ze specjalistyczną żywnością można zakupić również bardziej egzotyczne smaki – na przykład musztardę zrobioną z miodu, ostrej papryki i wina. ”
Musztarda to jest musztarda – nie ZROBIONA z miodu, ostrej papryki czy wina. Może być z DODATKIEM !!! Ręce można załamać nad niechlujstwem niektórych tekstów…
Przepraszam za polityczny wtręt, ale zastanawiam się, o kim ten facet mówi i dlaczego jego pzpr-bis+ jest tolerowany przez społeczeństwo – czyżby rację miał inny prezes, który kiedyś stwierdził, że „ciemny lud to kupi” ?:
„Prezes PiS ocenił też, że przewodniczący PO Donald Tusk „zdecydował się na skrajną już brutalizację, wręcz animalizację życia publicznego”. – Wpisuję to w pewną tradycję: nasi wrogowie zawsze chcieli Polski prymitywnej, wulgarnej, odrzucającej kulturę. To właśnie buduje Tusk na obce zamówienie – podsumował Kaczyński.”
Polskie zadupie (które nie mogę powiedzieć ze nam nie odpowiada 🙂
…)
ciąg dalszy – – > https://photos.app.goo.gl/gs9AmyXPByPecXa1A
No i ja dotarłem do problemu z musztardą 🙂
Blachostka dla tubylców. Są niesamowicie odporni na takie dolegliwości. Czas octu na półce sklepowej jest zapisany w genach na przyszłe pokolenia. 🙁
Co innego Francusi 🙂
Bycie Francuzem oznacza wolność i seks.
I jak się okazuje za pośrednictwem Danuski bez musztardy Francuzi pozbawieni są i wolności i sexu 🙄
Gdybyś czasem kamperował we Francji, poczytaj to, Arkadiusz:
https://moto.pl/MotoPL/7,88389,28758723,polscy-turysci-ostrzegaja-w-tym-kraju-kampery-sa-na-celowniku.amp
U nas wczoraj i dzisiaj króluje szczupak rodem z rzeki Ottawy. Musztardę Dijon mamy, ale nie do szczupaka. Poza tym mamy 30c i parówę – 75% wilgoci w powietrzu.
W tej sytuacji siedzimy w domu i klimatyzacja na pełny gwizdek.
p.s.
Zagorzałym czytlenikom polecam świetną książkę, opartą na faktach historycznych, wielu bohaterów tej książki to prawdziwe postacie, niewiele z nich jeszcze żyje. Jest też wątek polski. Znakomicie napisana, jak i wszelkie inne książki tej autorki, dotychczas przeczytałam „Sieć Alice” oraz ”Łowczyni”. równie znakomite i też oparte na faktach historycznych z czasów II Wojny Światowej.
https://www.granice.pl/ksiazka/kod-rozy/6200484
Alicja 🙂
Spędzamy we Francyji ponad dwa miechy co rok.
Od czasu do czasu zapodaję co nieco i z Francji i pewnie, ze jest to dalekie od linkowanego, tendencyjnego artykuliku (wolisz najprawdopodobniej dużo sensacji :razz:) nie zwracasz na moje przekazy uwagi.
Cierp ciało jak się chciało 😛 i pamiętaj że bzdury wypisują nie tylko po kątach
Bezdomny,
może nie trafiłeś na taką sytuację 😉
Poza tym ja zdecydowanie preferuję czytanie sensacyjnych książek (jak wyżej napisałam) niż tendencyjne czy też nie artykuły- ten podesłałam, bo Jerzor mi go kazał podesłać ku przestrodze dla Ciebie.
Oczywiście zapamiętałabym, gdyby (tfu, tfu, tfu!!) przydarzyła Ci się niemiła przygoda, czytam, czytam właściwie wszystkie wpisy, nie tylko Twoje.
Szerokiej drogi na polskich bezdrożach!
p.s.Artykułu nawet nie czytałam, bo kończyłam książkę „Kod róży” – zdecydowanie ciekawszą, niż sensacje z gazety 😉
Czyżbyście nie lubili poniedziałków???
U nas pochmurno, +31c i 80% pary w powietrzu. Sauna za darmo!
Te ryby już zjedzone – łosoś ze sklepu i szczupak od Wojtka. Zdecydowanie wolę szczupaka – w ogóle lubię ruby słodkowodne, wyrosłam na nich. Niestety, u nas w sklepie są tylko ryby oceaniczne, a i to niewielki wybór. To, że mam pod nosem jedno z Wielkich Jezior nic nie znaczy – nie zaleca się połowów, jako że przez Wielkie Jeziora wiedzie transportowa droga wodna (statki i takietam…). Czasem ktoś łowi, ale rzadko. Natomiast w rejonie, gdzie mieszka Wojtek, nad Ottawa River, jest spore rozlewisko (rzeka osiąga tam szerokość 4km (zmierzone dechą!), zaraz dalej w stronę Ottawy są dość niebezpieczne katarakty rzeczne i tam nic nie pływa. Można założyć, że woda jest w miarę czysta. Ryb zatrzęsienie!
Kwiatki moje, a patyczak zapozował na dość niefotogienicznej ściance…
https://photos.app.goo.gl/cGtyDUt7b9mAyyvA6
Tu się łowi szczupaki!
https://photos.app.goo.gl/bFH9jQSxWJaBc5iNA
Krótki skok w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/47954
Ewo,
świetna wycieczka; nie dość, że piękne rozległe krajobrazy i atrakcje przyrodnicze, to jeszcze wyjątkowe przeżycia – ” coś ekstraordynaryjnego” wprost zatyka dech; czegoś takiego nigdy nie widziałam, a oprócz wpływów mauretańskich można też dopatrzyć się i japońskich a może nawet chińskich 🙂
Tablica fundacyjna dębu katyńskiego – choć to mała skala- też zadziwia i nie wiem właściwie, jak ją skomentować. Chyba lepiej przemilczeć.
Krystyno,
Z kolei my jesteśmy w szoku, ze jeszcze nie wycięli Dębu Wolności – wszak fundator nieprawomyślny.
I masz rację do japońsko-chińskich wpływów, całość wygląda ciut pagodowato 😉
To mały problem – po co wycinać dąb, jak prościej zmienić/usunąć tabliczkę 😉
Od jakiegoś czasu u nas w sklepach występują tłumnie brzoskwinie z regionu Niagary („ogród” naszej prowincji!), nektarynki oraz ostatnio pyszne śliwki „węgierkowate” – nie wiem, co za odmiana, ale najbardziej zbliżone do węgierek.
Zajadam się na zapas!
Alicjo,
drewno to teraz cenny towar, na tabliczce zarobią złomiarze. Czysty zysk.
Też prawda… jak chrustu w lesie zabraknie, to dąb może pójść pod topór 🙁
Ewo,
czy uporaliście się już z bundzem? Widzę, że W. jest smakoszem tego sera. Niestety, nie jadłam go nigdy, ale czytałam, że w smaku podobny jest do twarogu. Ale twaróg twarogowi nierówny.
Krystyno, bundz jest wspaniały, jednorazowy. Smakiem najbardziej przypomina go ser koryciński. Ja czasem kupowałam go w Swinoujściu, produkowany jest gdzieś na Mazurach.
ewa47,
dzięki za opinię 🙂
Myślę, że jeśli dokładniej rozejrzę się po regałach z serami i twarogami, to znajdę te sery. Tylko muszę wykazać więcej determinacji, bo na co dzień staram się robić zakupy jak najszybciej.
Podobny do twarogu? Moim zdaniem dużo delikatniejszy w smaku, a topi się równie dobrze jak mozarella. Jutro już skończymy. W każdym razie bacówkę Watówki polecam z czystym sercem – zero problemów po żętycy, co nie jest takie częste.
Alicjo 🙂 im szybciej tym lepiej jeśli „dąb może pójść pod topór”
Takie ogromne badyle wyciągają z planety nieskończoną ilość wody. Aż strach pomyśleć ile to hektolitrów dziennie ludzina pozbawiona jest wody przez jednego takiego ogromnego badyla. A planeta jest dla ludziny przecież. Prawda?
Od paru tygodni jesteśmy na tur de Pologne. Jak dotychczas przejechaliśmy niewiele ponad 1500km cikcakami od Szczecina do, no właśnie dokładnie juz nie wiem gdzie jesteśmy. Gdzieś między Gdańskiem a Olsztynem. Naturalnie że w prostej linii jest krócej ale my chcemy przyglądać się temu, co tu jest
, bardzo dokładnie i dlatego te skoki w boki.
Na Kaszubach zajadaliśmy się znakomitymi rybami słotkowodnymi. Sielawa to była ze stawu właściciela zespołu rekreacyjno turystyczno wypoczynkowego.
To takie trochę większe rybki aniżeli sardynki. I wyśmienite w smaku.
Jutro jak nam się zechce to przemieścimy się o dalsze 20km.
Mam na oku pewna kuchnie która ma zaplecze 50 hektarów na których grasują byki i krowy, barany i owce, kozy i kozackie panie.
Piękny kraj zaliczamy tego lata.
Szkoda żeście tak szybko dali dyla z tąd 🙁
A tu – – > https://photos.app.goo.gl/kmTLTYcinYgWq6Ey5
wspomnienie sardynek frytkowanych z bulwami w Corralejo na Fuerteventura ostatnjej jesieni
Miesiąc mi całkowicie wystarczy, trzeba w domu trochę pomieszkać.
Sielawa podobno należy do najsmaczniejszych ryb, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek jadła.
Jak dąb pójdzie pod topór, to nas wkrótce też nie stanie – przecież to płuca naszej planety! I nie tylko. Natura nie wymyśliła drzew dla ozdoby. Jest odwrotnie, jak mówisz:
https://blog.ecol-unicon.com/drzewa-a-zasoby-wodne/
https://www.youtube.com/watch?v=I8wDR5SDH6U
Minister edukacji stwierdził, że jest „przekonany, że będzie to znakomity podręcznik, z którego będą się uczyć najnowszej historii nowe, młode pokolenia Polaków”.
https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=Historia+i+Tera%C5%BAniejszo%C5%9B%C4%87
yurek,
a myślałeś, że oceni inaczej? Smutne, ale prawdziwe… i kto mu podskoczy?!
p.s. Na wszelki wypadek minister zaznaczył, że nie przeczytał całego podręcznika, więc zawsze może powiedzieć – no, tego akurat nie przeczytałem.
Dla naszego Zwierzątka i tych, co chcą poczytać (język angielski), oraz dla tych, co chcą zwierzątko pooglądać 😉
https://www.atlasobscura.com/articles/what-is-an-echidna?utm_source=pocket-newtab
Jeszcze do bezdomnego o drzewach i ich znaczeniu, znakomity artykuł w dzisiejszej „Polityce” o rzekach:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/2175741,1,w-polskich-rzekach-mozna-brodzic-po-kolana-wysychaja-blyskawicznie.read?utm_source=Polityka+Spoldzielnia+Pracy+List&utm_campaign=8062ea9e6e-newsletter-id-44-2022-08-11&utm_medium=email&utm_term=0_f3a3c8afd7-8062ea9e6e-247529169 ,
…a w nim wypowiedź prof. Parasiewicza o znaczeniu drzew, pozwolę sobie przytoczyć fragment:
” Generalnie regułą powinno być, by woda jak najdłużej zostawała tam, gdzie spadła, zwłaszcza na polach, łąkach i w lasach.
Te ostatnie są bardzo sprawnym magazynem wody. Dla niektórych zarezerwowano kategorię wodochronnych – część z nich wyznaczono na fali zachłyśnięcia się ekologią w latach 90. Był to zresztą też ostatni czas, gdy w Polsce stworzono dużą liczbę rezerwatów. Obecnie Lasom Państwowym zdarza się obszary mające zabezpieczać wodę traktować piłą, siekierą i pługiem – jak zwykły drzewostan gospodarczy. Tymczasem taki las zmniejsza spływ powierzchniowy, ma tendencję do zatrzymywania wody w glebie i ściółce, a jej częściowe parowanie sprawia, że krąży po okolicy i całkiem niedaleko może spaść w formie deszczu. Przy czym tak działają przede wszystkim lasy zbliżone do naturalnego i wiekowe. – Badania amerykańskie wykazały, że wodę zaczynają zbierać lasy 60-letnie i starsze. Chodząc po starym lesie, czujemy, że podłoże jest miękkie, nazbierało się tam dużo materiału biologicznego. Wycięcie drzew usprawnia spływ, ubytek wody dodatkowo zwiększa oranie zrębu, a nowy las bardzo wolno uzyskuje potencjał do gromadzenia wody – stwierdza prof. Parasiewicz.”
U nas umiarkowanie ciepło, +25c. I taka temperatura mi się podoba 🙂
Superksiężyc 2022. Pełnia Księżyca Jesiotrów zwana też Pełnią Czerwoną już dziś w nocy z 11 na 12 sierpnia.
I wszystko jasne – spanie z głowy.. trochę mi uciekł z kadru, ale robiłam na szybko, z ręki…
https://photos.app.goo.gl/8o6PJe5VXeEiKDD28
Wędzone sielawy pamiętam z pobytów na Mazurach, to rzeczywiście bardzo smaczne ryby. W naszych nadbużańskich, a raczej nadnarwiańskich okolicach(ta druga rzeka też całkiem blisko) zaglądamy po ryby tutaj:
https://zlotyokon.pl/oferta/sklep-rybny/
Lista ryb na stronie internetowej jest imponująca, na miejscu wybór jest zdecydowanie skromniejszy, ale kiedy już tam trafimy to oczywiście wracamy do domu z rybnymi zakupami.
Niestety ostatnio o rybach najgłośniej z powodu skażenia Odry 🙁 Nie będę komentować tutaj tej całej afery, wszyscy czytamy i słuchamy wiadomości.
Podobnie z podręcznikiem do HiT , ale jak ostatnio wyjaśniło nam ministerstwo „Minister Edukacji i Nauki nie wymyśla i nie pisze podręczników. Zajmują się tym wydawnictwa.” No jasne…..!
Udaliśmy się dzisiaj na warzywne i owocowe zakupy na targ do Wyszkowa. Ruch spory, jako że przed nami długi weekend.
„Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:
Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze „…..
O nie, nie, koper świeży i w ilościach, sezon ogórkowy trwa. Ogórki śremskie, jak wieść niesie, najlepsze do kiszenia w cenie 4 zł/kg. Nabyłam nie za dużo, jako że kiszę głównie dla siebie, Osobisty Wędkarz nie przekonał się do naszych małosolnych. Szkoda 🙁
Duży wybór brzoskwiń, nektarynek i moreli. Te ostatnie zakupiliśmy na nalewkę według Irka. Przepis dobry na dzisiejsze czasy, bo nie wymaga cukru. Czy pamiętacie? Słodzimy dodając suszone morele.
Jutro jedziemy odwiedzić naszą koleżankę, która jest szczęśliwą posiadaczką niedawno wybudowanego niewielkiego domu, a raczej domku na wsi. Wieś
leży „rzut kamieniem” od naszych nadbużańskich włości.
Jak powszechnie wiadomo, to wydawnictwa piszą książki różnego rodzaju, a szczególnie je wymyślają… Pisarze i naukowcy tylko je wydają.
Sprawa Odry leży mi na sercu, bo to moje strony. Straszna rzecz. Co do winy, no to przecież z góry wiadomo, czyja wina. Sarkazm na stronę, Natury żal.
Brzechwa zawsze mile czytany!
Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:
„Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze.”
„Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!”
Rzecze na to kalarepka:
„Spójrz na rzepę – ta jest krzepka!”
Groch po brzuszku rzepę klepie:
„Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?”
„Dzięki, dzięki, panie grochu,
Jakoś żyje się po trochu.
Lecz pietruszka – z tą jest gorzej:
Blada, chuda, spać nie może.”
„A to feler” –
Westchnął seler.
Burak stroni od cebuli,
A cebula doń się czuli:
„Mój Buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?”
Burak tylko nos zatyka:
„Niech no pani prędzej zmyka,
Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą.”
„A to feler” –
Westchnął seler.
Naraz słychać głos fasoli:
„Gdzie się pani tu gramoli?!”
„Nie bądź dla mnie taka wielka” –
Odpowiada jej brukselka.
„Widzieliście, jaka krewka!” –
Zaperzyła się marchewka.
„Niech rozsądzi nas kapusta!”
„Co, kapusta?! Głowa pusta?!”
A kapusta rzecze smutnie:
„Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”
„A to feler” –
Westchnął seler…
J.Brzechwa
Co na obiad? Ja na razie mam pomysł na sałatę z rukoli i arbuza z dodatkiem fety.
Na gorąco… za gorąco!
Alicjo,
zdjęcie księżyca całkiem dobre. Zupełnie przypadkowo widziałam wczoraj superksiężyc wyłaniający się z wód Bałtyku w Zatoce Gdańskiej, bo wieczorem oglądaliśmy spektakl na Scenie Letniej gdyńskiego teatru. Wyłonił się ok. godz. 21, wielki i pomarańczowy, a na horyzoncie świeciły też światła z portu gdańskiego. Widok był fascynujący. Niestety, zdjęcia robione telefonem były beznadziejne. Ale widziałam świetne zdjęcie statku na redzie z księżycowym ładunkiem.
Cukier już się pojawił w sklepach . Z ciekawości sprawdziłam w supermarkecie przy okazji dzisiejszych zakupów; ograniczenie do 3 kg. Może wreszcie zakończy się ta cukrowa gorączka.
Miałam nie robić żadnych nalewek, ale trochę krupniku na zimową rozgrzewkę przyda się. Tu cukier nie był potrzebny.
A z owoców czekam na świeże figi, wkrótce powinny pojawić się w sprzedaży.
Danuśka,
gdybyś zamierzała wybrać się w najbliższym czasie do kina to nie na polski film „Każdy wie lepiej”. Wiem od dawna, że zdecydowana większość polskich komedii /tych współczesnych/ jest bardzo słaba, ale przeczytałam jedną entuzjastyczną recenzję, a obsada też jest bardzo dobra, wiec pomyślałam, że może tym razem będzie ciekawie. Niestety, nie było. Jedynie Joanna Kulig miała co grać i wypadła dobrze, reszta postaci papierowa. Możesz poczytać opinie, ale właściwie szkoda na to czasu.
…Ta niedziela… w mieście, względnie tuż pod miastem
nie jest
jak film, tani, klasy be…
Popadało godnie… a co najważniejsze – spokojnie.
Szereg parno-upalnych dni dopiero idzie (i nie wiadomo, czy dojdzie).
Szereg zatrudnień by się znalazł.
Muzyka do odsłuchania, (kolejni) goście do podjęcia, listy do odpisania, chwasty do wypielenia, spieczona a teraz dżdżem mile połechtana gleba do spulchnienia, pasztet do upieczenia, ogórki z własnej grządki do ukiszenia, … … …
Tymczasem wspominamy mikro-wyskoczek sprzed niespełna tygodnia.
Zainteresowanych zapraszam w szeroko rozumiane pole rażenia Wielkiej Fatry*:
trochę ruchu na świeżym, trochę kultury, objazdy, wglądy, smakowania, niuchania… nowości… ponowienia…
https://basiaacappella.wordpress.com/2022/08/14/kremnica-ponowiona/
(wcześniej, później, wkrótce całość w indeksie fotek…)
Cuuudnie było!!! —
💡
😎 😎 😎
❗
Nikogo tutaj nie zapraszam bo jest cudnie tak jak jest na kolejnym zadupiu (Drohiczyn /Bugiem) w kraju przodków https://photos.app.goo.gl/1NxufxyPc2eYV9Dr9
T
Smakowało i jakościowo jedzenie na wschodniej ścianie jest wyśmienite. Jedynym mankamentem są….. wielgachne porcje.
Wczoraj bylismy jeszcze na fermie ziołowej. Jednego dnia jedlismy w karczmie pieczone w ziołach wrykatesy. Genialne 🙂
Dwa barany przypłaciły życiem by od wczoraj w tamtejszej stodole mozna było rozpocząć świętowanie dożynek 🙂
To co ostatnio spotyka nas w czasie wolnego przemieszczania się po terenach Polski murowanej i drewnianej przekracza znacznie bardzo pozytywnie wszelkie narzekania i marudzenia z którymi slotykalem sie w internecie 🙂
W tej stodole https://photos.app.goo.gl/3savMBXLe3xQMhWp8
podają baraninę w ziołach jakiej jeszcze w życiu nie jadłem 🙂
A do niej flaszeczka z ziołami, trochę jeszcze się ostało 🙂
Bym zapomniał o flaszecce 🙂 https://photos.app.goo.gl/MVe1sNfMBgr6syis9
A to wyśmienite zioła w środku, bo i mięta i melisa i jeszcze parę innych z których powstaje znakomity miszung o łagodnym smaku 🙂
Przygotowuje się mentalnie i medialnie do dziszejszego objadu.
W karcie dania które pierwszy raz słyszę. Zaguby, kartacze i pielmienie 🙄
Ale6damy radę w razie czego to ziołowego przysmaku jeszcze trochę pozostało po wspanialej baranie 🙂
Toto było na początku i bez problemu mieściło się znakomicie nie tylko w obiektywie 🙂 https://photos.app.goo.gl/6iHcGHtoKZT6wY1S9
To fakt ze chłodnik w Polsce różni się składnikami i smakiem 🙂 coś około 20km ale dzięki temu nie jest to nudna letnia supa. Jeśli jest tylko w karcie to też stoi przede mną do spożycia. Zawsze jestem zadowoloy 🙂
Reszta posiłku nie tylko się nje mieściła w objektywie ale również w mojej kulinarnej wyobraźni, na talerzu i również w naszych brzuszkach 🙁
W knajpie nie mieli żadnego sznapsa na trawienie 🙁
Dobrze że trzymamy w mobilku żelazną rezerwę pobaranówki na przetrawienie 🙂
Jest się czym zachwycać na zadupiu kraju przodków
https://photos.app.goo.gl/JTBwpaE4GjzGrrvJ7
Krystyna,
Jestem ciekawa jak poszło sianie trawy. Pytam bo pisałysmy o tym chyba wiosna. Pomyslalam o tym bo kilka dni temu zwróciłam do sklepu worek z resztkami nie wysianej trawy. Przypomne ze wysypalismy polowe zawartosci worka na puste miejsce. Rano ptaki zjadly nasiona.
Dobrze ze sklep przyjal reszte. Okazalo sie ze w tym sklepie przyznaja zwrot jesli w opakowaniu jest przynaniej polowa zawartosci.
Jarzebina ma mniej owocow niz rok temu. Nadal mam butelke jarzebiaku wedlug Twojego przepisu. Bardzo smaczny i przydatny jako atrakcja dla gosci.
W tym roku program “glean” (zbieranie owocow u roznych ludzi) zaczal sie pozniej z powodu chlodnej wiosny. Najwiecej chetnych bylo na czeresnie. Czeresnie podobnie jak inne owocowe drzewa maja swoj dwu letni cykl. Rok temu bylo duzo czeresni. W tym roku o wiele mniej.
Chyba za tydzien dojrzeja moje ulubione żółte śliwki. 🙂
https://www.lowes.com/pd/Gardens-Alive-PLUM-GOLDEN-NECTAR-STARTER-BAREROOT/5002859063
Nazwa śliwek: Golden Nectar Plum
Orca,
miło, że się odezwałaś 🙂
Eksperyment z łąką kwietną nie powiódł się. A było tak: wiosną mąż oczyścił nasze małe trawniczki wertykulatorem z zeschniętej starej trawy. Nasypał trochę świeżej ziemi i posiał tę trawę z nasionami kwiatów. Trawa rosła, i ta kwietna, i ta oczyszczona stara. Ptaki nie były nią w ogóle zainteresowane. Urosła wysoko, ale żadnych kwiatów nie było widać. Zagłuszała rosnące obok inne rośliny i wyglądała niezbyt ładnie, więc została skoszona dość wysoko. Początkowo wyglądało to jeszcze gorzej, ale trawa szybko zagęściła się. Teraz jest koszona rzadko i dość wysoko. Wygląda ładnie. W sumie jest tam kilka gatunków traw.
Wydaje mi się, że łąkę kwietną powinno zakładać się na czystym podłożu, tak jak u Ciebie, ale jak widać, różnie z tym bywa.
Przypominam sobie, że Ewa też eksperymentowała kilka lat temu z łąką kwietną i chyba też bez powodzenia.
Ale owady mają u mnie sporo różnych kwiatów, a w okolicy jest jeszcze sporo łąk i nieużytków z mnóstwem kwitnących ziół.
Te żółte śliwki wyglądają na odmianę renklody.
Jarzębina w tym roku owocuje nadzwyczaj obficie, i w ogrodach, i ta dziko rosnąca. W ubiegłym roku tej dzikiej prawie w ogóle nie było. Mam jeszcze trochę jarzębiaku, więc na razie wystarczy.
Orca,
przeczytałam niedawno polecaną przez Ciebie / i GosięB/ książkę ” Cedry pod śniegiem” D. Gutersona. Bardzo mi się podobała; nie byłam zorientowana w stosunkach społecznych stanowiących tło opowieści. Szkoda tylko, że polskie wydanie z lat 80. czy 90. jest bardzo skromne i drobny gęsty druk nie ułatwiał czytania. Ale dobrze, że jest.
Zapraszam na słowacki skok w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/48021
Krystyna,
Gratuluje sukcesow z trawa! Ja chyba pisalam ze postanowilismy nic nie robic. To byl półmetrowej szerokosci pas na trawniku powstaly po naprawach. Trawa zarosla to miejsce i teraz nie widac roznicy.
Twoje informacje o kwiatach i trawie sa bardzo przydatne. Postanowilismy nie kosic wiekszosci trawnika z tyłu domu. Teraz to jest teren “ zeschniętej starej trawy”. Chcialabym tam posadzic California poppy. Pokazywalam video z CA calych terenow pokrytych tymi pieknymi kwiatami. Nasze “wampiry” – sarny nie jedza tych kwiatow.
Akcja powiesci “Snow falling on cedars” dzieje sie na wyspie Bainbridge Island. David Guterson mieszka na Bainbridge.
Amerykanie japonskiego pochodzenia zamieszkali na Bainbridge i ci ktorzy jeszcze zyja z okresu opisanego w ksiazce, obchodzili uroczystosci wspominajac te trudne czasy.
Wiem ze Obama spotkal sie kiedys z nimi z szacunkiem dla ich historii i przyczynienia sie (contribution) do rozwoju Bainbridge.
No to mamy świetne relacje ze Słowacji.
a capella,
porównałam Wasze zdjęcia z Kremnicy obecnej i tej z 2016 r. i rzeczywiście – tamta też podoba mi się o wiele bardziej.
ewo,
niektóre miejsca poznałam. Dawno, bo chyba w 2000. roku mieszkaliśmy w Habovce. Wtedy nie było tam pensjonatów tylko pokoje w prywatnych domach, ale bardzo wygodne. Nasza gospodyni była bardzo gościnna i kiedy któregoś dnia z powodu złej pogody nie śpieszyliśmy się z wyjściem na obiad, przyniosła nam stos naleśników . W pobliżu znajdował się kościółek, a może kaplica, oczywiście z kopulastym zakończeniem, a dzwon dzwonił głośno rano i wieczorem. W tamtych czasach komunikaty dla mieszkańców podawane były poprzez głośniki. Najpierw włączano bardzo głośną muzykę, a po niej podawano informacje. vkę
Wieś była i pewnie nadal jest bardzo ładna, a jedyne brzydkie/ bardzo/ obiekty to był dom kultury z restauracją i druga restauracja. Te przybytki chyba już nie istnieją w tej dawnej postaci. Pamiętam, że niedaleko był skansen.
Habovkę wspominam z wielkim sentymentem. A ten bystry potok przecinający wieś – zachwycający.
Panował tam ładny zwyczaj mówienia ” dzień dobry” mijanym ludziom. Na samym początku bardzo starsza pani przywitała nas podczas spaceru i od tego czasu już się pilnowaliśmy. Ale to jest chyba obyczaj powszechny na Słowacji/ a może już w Słowacji/ i w Czechach, bo pisał o tym kiedyś Mariusz Szczygieł.
Orca,
maczki kalifornijskie rosną i mojej koleżanki na małej grządce. Nasiona przywiozła z Kalifornii. Nie wiem, czy to jest legalne, w każdym razie grzecznie trzymają się swojego miejsca, nie rozsiewają się na posesji, a wyglądają bardzo wdzięcznie.
A propos kwiatów – od niedawna można kupić mieszanki nasion kwiatów wabiących owady.
Wreszcie mamy sporo wyczekiwanych od dawna opadów- wczoraj i dziś po kilka godzin. Były też burze i krótkie ulewy. W okolicy padał też spory grad, ale nas ominął.
Maczki kaliforniskie u nas sa popularne w ogrodach i rowniez na dzikich terenach przewaznie wzdluz drogi. W lasach one nie rosna. Tak jak piszesz, wygladaja wdzięcznie.
To jest kwiat symbol stanu CA.
Nie wiem czy maczki kaliforniskie same sie rozsiewaja ale bardzo mozliwe. Ja pod koniec sezonu zbiore nasiona z podluznych, waskich strakow. Wiosna wsadze te nasiona do doniczek. Kiedy urosna do wysokosci ok 10 cm wtedy wsadze do ziemi. Tak zrobilam dwa lata temu i rosna 🙂
Nie mialam powodzenia z rozsypaniem nasion wiosna bezposrednio do ziemi.
Google pisze o maczkach CA
“In a home garden setting, they are typically treated as an annual flower, but California poppies are actually short-lived perennials where they are hardy. They will easily reseed in the garden for years to come.”
Co oznacza ze to jest roslina wieloletnia (perennial).
Łatwo sie rozsiewa (reseed) przez lata.
Stad te zbocza gor w CA i pobocza drog pokryte maczkami. 🙂
Krystyna,
Zobacz u znajomej czy maczki CA juz maja nasiona. Po naszej rozmowie sprawdzilam co sie dzieje u moich maczkow. Te w pelnym sloncu juz maja nasiona, wiec zebralam do pojemnika. Kwiaty w pólcieniu jeszcze kwitna.
Ten rysunek pokazuje kolejne etapy az do nasion.
https://www.alamy.com/stock-photo-eschscholzia-californica-california-poppy-sequence-showing-the-different-89899515.html
Dziewczyny,
Przez 2 lata łąka miewała się nieźle i owady wielce ją sobie chwaliły. Potem przerosła chwastami.
Krystyno, też mieszkaliśmy w okolicy białej kaplicy z kopulastą wieżą i blisko potoku, a pensjonat ewidentnie został roz / przebudowany na bazie domku jednorodzinnego. Na ul. Blatnej cisza i spokój i piękne widoki.
Orca,
ten maczek pojawil sie i w moim ogrodku, chyba jako skladnik jakiejs mieszanki owadolubnej. W przeciwienstwie do naszego, czerwonego i liliowego maku, ten nawet teraz, po tym kiedy wyrywalem juz wszystkie chwasty, zaczyna sie znowu pojawiac, znowu te ladne, zolte kwiatki.
Wazne, ze pszczoly i trzmiele je nadal lubia.
Ewa
Licze na łakę pełna kwiatow. Juz chyba pisalam ze trawnik nie jest przeze mnie ulubiony.
Pepegor,
Mam nadzieje ze bedziesz zadowolony z tych maczkow. Z Krystyna juz poswiecilysmy troche miejsca i czasu tym kwiatom.
Orko,
I tego Ci życzę!
Przy okazji zapodaję ciąg dlaszy skoku w bok:
https://www.eryniawtrasie.eu/48030
Ewa,
Nie pierwszy raz podziwiam Twoje zdjecia i talent fotograficzny. Do tego umiejetnosc reportazu.
Te swiatla fioletowego koloru dodaja uroku.
Dziekuje za interesujacy reportaz.
Gratulacje.
Orko,
Dzięki, acz zdjęcia samej jaskini robił wyłącznie Witek. Nie wiedzieliśmy co z nich wyjdzie, bo korzystaliśmy wyłącznie z czołówek na kaskach. Blogowym reportażem paramy się oboje.
Ewo,
pięknie pokazałaś Habovkę. Sprawdziłam, że byłam tam w sierpniu 2000 roku. Teraz wieś jest trochę bardziej zadbana, ale wówczas też wyglądała porządnie. Wśród nowszych domów na pewno jest ten, w którym mieszkaliśmy. Dom wprawdzie nie drewniany, ale jak pozostałe zbudowany tak, że budynki gospodarcze/ obora i stodoła/ i cześć mieszkalna stanowią całość. Nasi gospodarze w obórce mieli rosłego byka. I pamiętna biała kapliczka na górce. Miłe wspomnienia. 🙂
Tej jaskini nie zwiedzaliśmy, za to byliśmy w lodowej Jaskini Demianowskiej.
Krystyno,
Ciesze się, że mogłam odświeżyć wspomnienia :-). Jaskinia Demianowska jeszcze przed nami.
Tymczasem: znowu skansen: https://www.eryniawtrasie.eu/48033
Zaczynam mieć przesyt.
Dziś dostałem propozycję od pasterza do przystąpienia do wspólnoty baraniej https://photos.app.goo.gl/XWCCz57qoTy19p4N9
Po objechaniu jeziora Czorstyńskiego i po namyśle wróciłem w to samo miejsce 🙁 po baranach pozostały jedynie ekstrementy 🙄
Piękne tereny i cała masa młodych uprawiających turystykę rowerową
Istotnie, piękne widoki (czekam na Trzy Korony!), a o rozkwicie rowerowania w Polsce jak nie wspominałam, to wspomnę. Rzeczywiście, ścieżek i rowerzystów jest prawdziwy wysyp w potównaniu sprzed 3 lat.
Alicjo 🙂 są i ich nie ma, Trzy Korony 🙂
Rano widziałem je z koi przez okno podświetlone wstającym słońcem. Naturalnie że to nie ten sam widok co zimą kiedy są ubrane w białe koszule. Kiedy panują niskie temperatury i powietrze jest czyste.
Dziś jest cudownie ciepło a co za tym idzie widoczność jest ograniczona. Wiatru żadnego i stojące powietrze zasłoniło Trzy Korony.
Rozmawiam dużo ze zdrową generacją, to ci do 45roku życia. Są zadowoleni z życia w tym pięknym kraju. Nie marudzą w przeciwności do naszej generacji której szczerze unikam by nie popsuć sobie humoru w czasie pobytu 🙂
Z moich obserwacji (i spotkań z pokoleniem naszego syna, czyli po czterdziestce) wynika, że faktycznie, nie narzekają, pracują ostro, ale przeważnie żyją na kredyt. To znaczy – mają kredyty do spłacania. Z tym, że wszyscy ci moi znajomi mają zdolność kredytową, to znaczy solidne etaty i nie grozi im wypad na zieloną trawkę.
Co do mojej generacji, jeśli na coś narzeka, to na sytuację polityczną oraz zdrowotną (co niektórzy, bo nie wszyscy). No i nie podoba nam się, że my, choć jeszcze w zielone gramy, mamy już bliżej niż dalej, ale to ogólnośœiatowy „trynd” ludzi w pewnym wieku, powiedzmy.
Młodzi są ambitni, pragmatyczni i zdaje mi się, że nie boją się wyzwań. Nas też to kiedyś cechowało – przecież gdyby nie to, nadal mieszkalibyśmy w Polsce. I raczej nie sądzę, że mielibyśmy się lepiej, niż tutaj, bo oboje jesteśmy równie niezaradni w sensie dawania sobie rady wtedy, w tamtych czasach – byle był stały etat. Stały etat był, ale… było, minęło.
Przyjemnego weekendu wszystkim!
Za chwilę wybieramy się na kawę i szarlotkę z okazji 92 urodzin naszego nadbużańskiego sąsiada pszczelarza. To osoba, która nie ma zwyczaju na nic narzekać i, kto wie, może jest to jeden z sekretów długowieczności sąsiada.
Krystyno-dzięki za komentarz dotyczący obejrzanej przez Ciebie polskiej komedii. Nie wybieram się na ten film, podobnie jak Ty, od dawna nie oglądam w kinach polskich komedii. Planuję natomiast obejrzeć kolejny odcinek zabawnej, rodzinnej sagi wyprodukowanej przez braci Francuzów:
https://www.filmweb.pl/film/A+oni+dalej+grzesz%C4%85%2C+dobry+Bo%C5%BCe-2021-860210
W ostatnich dniach też zrobiliśmy drobny „skok w bok”, ale nie chodziło tym razem o zwiedzanie, chociaż przy okazji pospacerowaliśmy po znanym nam już z poprzedniego pobytu mieście. Celem wyprawy było jezioro-dla Osobistego Wędkarza po to, by pomoczyć wędkę, a dla mnie, by popływać dla ochłody podczas tych niekończących się upałów. Obydwa cele zostały pomyślnie osiągnięte 🙂 Osobisty Wędkarz złowił trochę okoni i nawet dwa szczupaki, a ja popływałam do woli! Zatem do ciekawych i pięknych widoków słowackich i pienińskich dorzucam kilka zdjęć z Pojezierza Iławskiego:
https://photos.app.goo.gl/yLZcCkHuWkRMjWjr9
Danuśka,
domyślam się, że łowienie ryb i kąpiele odbywały się w jeziorze koło Karnit. Jeziorko wygląda bardzo malowniczo. Dobrze wybraliście termin wyjazdu, bo w te upalne dni pobyt nad jeziorem był najlepszym rozwiązaniem. Ja jestem pływaczką basenową, w jeziorze bez asekuracji łódki bałabym się pływać. Mąż kupił sobie małą boję dla pływających i korzysta z niej, choć dobrze pływa. Boja nie przeszkadza, a w razie potrzeby daje oparcie.
Ciekawostka grzybowa – spotkałam na przydrożnym pniu starej złamanej czereśni wielki okaz żółciaka siarkowego. Tak wygląda, choć ten ” mój” był o wiele większy :
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BB%C3%B3%C5%82ciak_siarkowy#/media/Plik:2017.05.13.-04-Bruehl_Rohrhof–Gemeiner_Schwefelporling.jpg
Piszą, że jest jadalny, ale szkoda byłoby psuć taki ładny widok, poza tym grzyb przyprawiony był mocno kurzem z drogi szutrowej no i nie mam jeszcze ochoty na grzyby.
Ja też miałam kiedyś bliskie spotkanie z żółciakiem – niezawodny Irek powiedział mi, co to jest, pień był grubaśny i grzyb (rodzinka) spory:
https://photos.app.goo.gl/UZSakk4FFgfC78m9A
Czytałam o nim, jest jadalny, ale u nas z parku nie wolno nic zabierać. A gdzieś indziej już się nie natknęłam na tego grzyba.
U nas od wczoraj burze i opady – opady bardzo potrzebne. Co popada, to natychmiast wsiąka w glebę, chociaż kilka razy pojawiła się dosłownie ściana deszczu. Bardzo sucho…
Tu stosowne przepisy:
https://smacznapyza.blogspot.com/2018/05/zolciak-siarkowy-co-zrobic-z-zolciaka-siarkowego.html
Żółciak ma to do siebie, że niepodobna go pomylić z innymi grzybami. Przystojny jest i kolorowy!
Krystyno-do Karnit pojechaliśmy jedynie na kawę.
Miejscówkę na nasz pobyt zarezerwowaliśmy w okolicach Makowa.
Co do kąpieli w jeziorach to bardzo je lubię-nie ma fal. Chętnie też pływam w spokojnych i ciepłych morzach 🙂
Gdyby ktoś kiedyś wybierał się do Iławy to warto zwrócić uwagę na tamtejszy dworzec kolejowy uważany przed wojną za najpiękniejszy w Prusach Wschodnich. W tamtych czasach odjeżdżało w tego dworca do Berlina aż dziewięć pociągów dziennie! Dzisiaj dworzec też prezentuje się godnie.
Pamiętam z dziecięcych czasów nasze rodzinne, pociągowe podróże do Gdyni i wszystkie przystanki na trasie, w tym ten w Iławie 🙂 Potem był Malbork i należało uważnie patrzeć przez okno, by nie przeoczyć zamku widocznego z pociągu.
Wydaje mi się, że żółciaka nie spotkaliśmy, jak dotąd, w naszych nadbużańskich lasach. W tym roku całkowita grzybowa posucha, bo deszczu, jak na lekarstwo.
Nie mam czasu zajrzeć na miejscówki grzybowe, a poza tym upały nie sprzyjają zbieraniu jak i pracy przy grzybach. Ale w niedzielę rano sprawdziłem swoje kanie i były 4. W sam raz na obiad 🙂
Wróciłam z wojaży, tym razem USA – Nowy York i parki narodowe na południowym zachodzie. Oszałamiające krajobrazy, lot helikopterem nad Wielkim Kanionem ( w deszczu), Niedostępna Dolina Śmierci z powodu powodzi i rozmytej drogi, utknęło tam kilkadziesiąt samochodów, ale ludzi uratowano, potoki w Las Vegas nas ominęły bo akurat wyjechaliśmy. Urokliwe San Francisco. Zdjęć mnóstwo, trzeba je przejrzeć i posegregować. Na razie mylą mi się parki i miejsca, mam jet lag i trochę trudno mi się ogarnąć.
Całe Wybrzeże Zachodnie jest godne polecenia, od Gór Skalistych na zachód – bardzo ciekawe wszystko, łącznie z pustyniami! Szkoda, akurat deszcze niespokojne… przepływ Grand Canyonem byłby ciekawy, ale to można zrobić od biedy za pomocą Google Earth (polecam). Czekam na fotki!
U nas spokojne lato, dwa dni padało, dzisiaj słońce, pójdę sprawdzić pod świerczki, czy kanie wyrosły… a nuż?
Po tej stronie Wielkiej Wody… jak nie było deszczu, to nie było, a jak spadł, to jak nigdy za pamięci (vide Death Valley i tym podobne Nevada Desert, okolice Vegas etc.). Natura mści się na człowieku, który chciałby ciastko mieć i ciastko zjeść.
Zalane Chiny – palcem nie wskazuję, kto w tamtym rejonie zanieczyszcza powietrze na niespotykaną skalę. Kto sieje wiatr, ten burzę zbiera. Niestety.
I jeszcze jedno – USA, wcale nie największy kraj świata, ma wszystko pod względem krajobrazowym: wysokie góry, spore depresje, wspaniałe rzeki, pustynie, lodowce (Alaska!), prerie, kaniony, wulkany, ciekawostki przyrodnicze typu Yellowstone Park, Wielkie Jeziora, wspaniałe lasy (w tym sekwoje – Redwood National Park), jest co oglądać, a wszystkiego i tak się nie da zobaczyć. Od Pacyfiku po Atlantyk – no i unikalne Hawaje…
Ostatnie lata przejezdzaken obok topoli, ktora miala wlasnie ten piekny grzybostan. Tej wiosny scieto pien na jakies 1,50 m, chyba z jakis ekologicznych wzgledow. Powodow mozna by policzyc wiele, lecz,, czy mogl by to byc ten grzyb?
przejezdzalem
ponadto,
wlasnie z ekoogicznych wzgledow odcieto pien na wysokosci 1,50 m bo grzyb siedzi wyraznie nizej.
Kto wie, czy sie nie skusze nastepnego roku.
Pepegorze,
czytałam, że żółciak jest chorobotwórczy i groźny dla drzew, więc może to było powodem ścięcia topoli. Ten u mnie rośnie na na ok. trzymetrowym starym pniu wielkiej czereśni, która padła ze starości, a żółciak pojawił się już po złamaniu.
Ale pojawiły się też grzyby niekontrowersyjne, czyli maślaki. Na wieczornym spacerze drogą wiodącą przez sosnowy lasek znaleźliśmy gromadkę małych zdrowych maślaków. Rosły tak blisko, że trudno było ich nie zauważyć. Nie było w co ich zapakować, trzeba było ratować się chusteczkami, bo przecież nie można było ich zostawić 🙂
” Podejrzewałam” Małgosię o jakąś podróż. Cieszę się na relację i zdjęcia.
Ja też miałam takie podejrzenia 😉
A propos żółciaków – ja mojego znalazłam na odciętym pniu starego drzewa. To było w parku, drzewo uwaliło się po jakiejś burzy, ze starości chyba – w każdym razie takie drzewa zostawia się w parku, a służby usunęły ze ścieżki spacerowej, dlatego widać odcięcie.
Gdzieś wyczytałam, że należy je najpierw obgotować i odlać wodę, a potem dopiero coś z nich robić. Dla mnie taki grzyb już odpada, nie lubię ryzykować żadnych sensacji żołądkowych.
Alicjo,
Jadłam fantastyczny pasztet z żółciaka, autorstwa naszych przyjaciół – wegetarian. Żadnych kłopotów żołądkowych nie odnotowałam.
A u nas, na balkonie pojawiły się ponownie Steinpilze (borowiki) 🙂
https://photos.app.goo.gl/33ggjZ5PYrX3vYkG7
Ale niech dalej rośnie.
Ma czas, po wizycie u dentystki i po konsultacji czy podoła mój zgryz takiemu zadaniu roztrzygnę co z nim poczynię 🙂
W maju zajadałem takie https://photos.app.goo.gl/cAX7RP6yJKTa8i3B9
W zagłębiu borowików na granicy Hiszpanii i Portugalii. Piękne jest to ze tam rosną takie cudenka 364 dni w roku. A to oznacza że za miesiąc ponownie bedziemy objadać się takimi smakołykami 🙂
I tak nie mam skąd żółciaków brać, bo z parku nie wolno, a w lasku za domem nie rosną. Tylko raz się natknęłam na tego grzyba w ub. roku. Do nowości (dla mnie) grzybowych podchodzę z nieufnością – wszak grzyby i tak są ciężkostrawne. A o żółciakach wyczytałam w wiki, że należy je obgotować i odlać wodę – przed dalszą obróbką. Mam z głowy – bo nie mam żółciaków!
Na widok takich osobników jak na zdjęciu bezdomnego ślinka mi cieknie i zazdrość w duszy niestety, kwitnie. Tutaj musiałabym jechać ok 180km do lasu państwowego, a i to mam niemal pewność, że natknęłabym się na wielu rodaków – i żadnej pewności, że coś znajdę 😉
Powodzenia u dentystki!
Kiedys pisalam o grzybie maitake, hen of the woods.
Bardzo poszukiwany i bardzo zdrowy.
https://wildfoodism.com/2014/09/29/5-unique-health-benefits-of-the-maitake-mushroom/
🙂
Orca,
w Polsce występuje pod nazwą szmaciak gałęzisty/ ma też wiele innych lokalnych nazw/ .Spotkałam go tylko raz w pobliskim lesie. Wyglądał okazale, tak jak na tym zdjęciu: https://gotujmy.pl/szmaciak-galezisty-niezwykly-grzyb,artykuly-porady-artykul,18450.html Zostawiłam go w spokoju.
Danuśka wspominała kiedyś, że szmaciak jest popularnym grzybem we Francji, a zdaje się, że sama też go jadła. Ponoć smaczny.
Już nie jest u nas pod ochroną, ale rzeczywiście jest bardzo rzadko spotykany.
Krystyna,
Nastepnym razem kiedy zobaczysz szmaciaka (co za nazwa 🙂 ) posmakuj. Albo najlepiej zabierz calego? Ja lubie jego smak.
Czy pamietasz drzewo? Czy to bylo drzewo lisciaste czy iglaste?
Poza smakiem i walorami medycznymi szmaciak jest bardzo drogi. $ 4-5 za funt wagi.
ganz gut, bezdomny
Tu jeszcze można poczytać sobie o szmaciaku:
https://gotujmy.pl/szmaciak-galezisty-niezwykly-grzyb,artykuly-porady-artykul,18450.html
Krystyno-tak, pisałam kiedyś o tym grzybie, jako że jest bardzo smaczny, lubię jego delikatny smak. We Francji może nie jest jakoś specjalnie popularny(wielu znajomych Francuzów w ogóle go nie zna). Ja poznałam szmaciaka dzięki Alainowi, który zbierał w Owernii te nietypowe”kalafiory”. W naszych nadbużańskich, sosnowych lasach trafił się, nie tak znowu dawno, urodzajny, szmaciakowy sezon 🙂
Maitake i szmaciak to inne grzyby.
Wiki po polsku opisuje szmaciaka
https://pl.wikipedia.org/wiki/Siedzu%C5%84_sosnowy
Wiki po angielsku opisuje maitake
https://en.wikipedia.org/wiki/Grifola_frondosa
Szmaciak rosnie na drzewach iglastych, maitake rosnie u podstawy dębów i klonów.
Bardzo lubie maitake. Zwroce uwage na szmaciaka.
W programie Simply Ming jest informacja i przepis maiitake.
Programy Simply Ming maja duzo ciekawych przepisow. Szczegolnie w kuchni azjatyckiej.
https://youtu.be/50ZnvOU27IQ
Orca,
przyjrzałam się dokładniej zdjęciom i rzeczywiście to są różne grzyby. Szmaciak napotkany przeze mnie rósł pod starą wysoką sosną.
Tymczasem dziś znów nazbieraliśmy sporo maślaków, choć wcale nie było takiego zamiaru. Dzień był tak upalny i wilgotny, że nigdzie nie wychodziłam. Dopiero wieczorem wybraliśmy się na spacer. Niedaleko od domu trafiliśmy na trzy duże maślaki, ale że nie zabrałam żadnej siatki, zawróciłam, zostawiłam grzyby i wzięłam niewielką reklamówkę. Potem okazało się, że tam, gdzie byliśmy ostatnio, rośnie bardzo dużo grzybów. Nikt tam widocznie nie zaglądał. Z trudem doniosłam grzyby do domu. I narobiłam sobie roboty. Ale grzybiarze są niereformowalni. Na widok grzybów ogarnia ich amok, dopiero w domu przytomnieją. Dobrze, że było trochę robaczywych, więc ubyło mi pracy. Dziś tylko je obrałam, a jutro pomyślę, co dalej.
Krystyna,
To danie grzybowe na pewno bedzie bardzo smaczne. 🙂
Krystyna,
jak masz dużo, obgotuj bez soli (! ważne) i takie wrzące wrzuć do słoików po dżemach, zamknij i odwróć słoiki denkiem na dół. Powinny się zamknąć, „zassać” same, możesz to trzymać śmiało do wiosny i przyrządzać po swojemu, jak chcesz.
Ja tak robiłam z nadwyżką.
Na widok grzybów ogarnia mnie amok i jestem niereformowalna!
Nasza Gospodyni napisała w swoim ostatnim tekście o „Niedzieli w mieście” natomiast ja podchwycę z lekka pod ten tytul i napiszę o sobocie w mieście 🙂
Wybrałam się dzisiaj na wystawę: https://www.mnw.art.pl/wystawy/witkacy-sejsmograf-epoki-przyspieszenia,247.html
Ale zanim o wystawie to jeszcze kilka słów o naszym mieście. Oj, łatwo nie będzie poruszać się po Warszawie przez najbliższe półtora roku, bo na tyle zaplanowe są prace związane z budową linii tramwajowej z Wilanowa na Mokotów. Dzisiaj właśnie rozpoczęło się to całe zamieszanie i jak znamy życie to nie zakończy się ono w planowanym terminie.
A teraz o wystawie, która jest na pewno warta obejrzenia. Przytoczę fragment z materiałów, jakie są dostępne dla oglądających:
„Witkacy namalował kilka tysięcy portretów, niektóre osoby portretował wielokrotnie. W 1925 założył Firmę Portretową „S.I.Witkiewicz” z siedzibą w Zakopanem i w Warszawie. Firma miała swój specjalny regulamin, który był formą gry Witkacego z odbiorcami. Wiele razy uśmiechalam się do siebie czytając ten tekst: http://www.witkacy.hg.pl/firma/regul.htm
A zdanie:
„Gdyby firma pozwoliła sobie na ten luksus: wysłuchiwania zdań klientów, musiałaby już dawno zwariować” rozbawiło mnie niezmiernie. Kiedyś rozmawiałam na ten temat z kuzynką Magdą, która oczywiście stara się słuchać opinii klientów, czasami nie jest to jednak proste zadanie.
Na wystawie jest wiele portretów, tutaj jeden z obrazów, przy którym zatrzymałam się na dłużej: https://tiny.pl/wmrx6
Witkacy jest nie do pomylenia z kimś innym. Podobnie jak Tamara Łempicka czy Zdzisław Beksiński. Tego ostatniego kupiłam album u zaprzyjaźnionego księgarza w Drawsku Pomorskim, któremu to tym zakupem wynagrodziłam fakt, że już nie będę kupowała u niego książek, bo przerzuciłam się na format czytnika…
Album przytomnie zostawiłam u znajomych we Wrocławiu, że zabiorę w przyszłym roku – i dobrze się stało, bo musiałabym go dźwigać w tych straszliwych kolejkach we Frankfurcie (waży kilogram i jest spory!) 🙄
W czytaniu „Dom Gucci”, chociaż niedawno oglądałam film z bardzo dobrą rolą Lady Gaga, o czym już mówiliśmy.
Alicjo,
skorzystałam z Twojej rady. Wprawdzie już kiedyś wspominałaś o tym sposobie, ale w natłoku wiadomości zapomina się o tych naprawdę przydatnych. Robota przy tym była szybka i nieskomplikowana. Dziękuję.
Tylko zapomniałam, że maślaki bardzo brudzą dłonie. Jeżeli jest kilka grzybów, nie ma problemu, ale przy większej ilości problem jest spory.
U mnie też sobota częściowo była miejska. Byłam w kinie – tam przynajmniej jest chłodno- na nowym francuskim filmie ” W rytmie rumby”. Komedia, ale refleksyjna.
Kino ostatnio odwiedzam często, bo kilka dni temu obejrzałam ” Notre Dame płonie” a także film edukacyjny ” Vermeer i muzyka”, czyli wirtualne zwiedzanie wystawy obrazów w National Galery w Londynie.
Ja za to wybieram się na koncerty – nie będzie to Bach ani żaden klasyk, za to klasyk rock@roll, Ringo Staar, którego najbardziej z Beatlesów lubię. Na ten koncert idę sama (koniec września), natomiast na 40 rocznicę przyjazdu do Kingston (08.10) wybieramy się oboje na koncert Briana Adamsa – nawet się dobrze składa, bo nasz ci on, kingstończyk, chociaż dawno już tu nie mieszka. Ale kilka razy dał koncerty charytatywne na konto szpitala, w którym się urodził 🙂
ubolewam, bo miałam zapłacić kartą kredytową rodzinną, a zapłaciłam swoją w tym rozgardiaszu – i Jerzor jako rodzinny dusigrosz na pewno mi nie zwróci wydatków na wydarzenia bądź co bądź kulturalne 🙁
Odbiję to sobie w inny sposób 😎
Krystyno,
moja kuma, która „sprzedała” mi ten pomysł podkreślała, żeby nic oprócz wody nie używać – soli się i doprawia po otwarciu słoika.
Mam też sposób na rydze, jeśli się komuś trafią – usmażyć na maśle BEZ soli i tym podobnych, włożyć prosto z patelni do słoika twist-off, razem z masłem, w którym się smażyły, zamknąć. Zimą jak znalazł – i dopiero wtedy przyprawiać.
Niestety, rydze miałam tylko raz i już tam nie jeżdżę, bo jakiś wijec mi się napatoczył prawie pod rękę, a wijców nie lubię, żadnych! Niewinny zaskroniec to był, ale wijec!
Takiego Bryana Adamsa lubię:
https://www.youtube.com/watch?v=regmKLxrqgQ
acha, i Ringo Starr oczywiście, dwa rr, nie dwa aa
I takiego:
https://www.youtube.com/watch?v=26Q3Hldwmb8
Nawiasem mówiąc, ten koncert w Berlinie z okazji zburzenia muru był naprawdę świetny, oglądałam go z wypiekami na twarzy – wydarzenie stulecia, świetni wykonawcy… czasem wracam do tego na youtube. Wierzyć się nie chce, że to było 32 lata temu… to było w lipcu, a my byliśmy w Berlinie w czerwcu i o koncercie nie było wtedy jeszcze mowy. Ale kawałek muru berlińskiego mamy 😉
https://photos.app.goo.gl/ZPja8XEh4W8K977D9
Niedziela w mieście podmiejskim… upalna schyłkowo i dekompresyjna – jedyne jedenaście km i 200 m deniwelacji 😉
https://photos.app.goo.gl/NC3epfsWRsRrNx6Z6
…poza tym opracowywanie zdjęć z naprawdę upalnych piątku i soboty.
Początek efektów tu
https://basiaacappella.wordpress.com/2022/08/29/drewienko-malopolskie-objazd-2022/
(Kaniony będą, okej – kanionki; helikopter też się trafi… i mur z ponad trzema mileniami historii… trafiło się nagrywanie puszczyka o czwartej rano… Tudzież inne atrakcje opowiedziane albo i nie… … … Lato, nie odchodź!!!…)
😀 😀 😀
Wracając do koncertów to w Warszawie gościliśmy kilka dni temu tego piosenkarza:
https://www.pgenarodowy.pl/aktualnosci/12583,ed-sheeran-na-pge-narodowym
Nie byłam na tym występie, ale we wszystkich komentarzach podkreślano, że na Narodowym trudno zapełnić wszystkie miejsca, ale temu artyście to się udaje.
https://www.youtube.com/watch?v=G-z7Mc81Vjg&list=RDlPMIuC8wfIs&index=2
Nie tylko zapełniono Narodowy, ale też wszystkie hotele i inne miejsca do spania w Warszawie, bo impreza była dwudniowa.
Tego młodziana nie znam i nie słyszałam (jeszcze), no ale ja jestem starej daty. Z tych, co to jeszcze pamiętają Yellow Submarine i It don’t come easy oraz podobne 😉
Jeszcze lato u nas i niech się nie waży odchodzić przed 20 września!
a cappello,
jak widzę, upał Ci/ Wam/ nie straszny . Bardzo ciekawe te kościoły, zwłaszcza drewniane ze starymi malowidłami. I ciągle jakieś nowe odkrycia. Nietoperze w kościele – o tym nie widziałam.
Trasa objazdu gotowa do skopiowania dla chętnych. Z przyjemnością obejrzałam zdjęcia.
Głosu puszczyka nigdy w naturze nie słyszałam, jakoś nie bywam nocą w lesie, niestety. A bardzo podobają mi się te nocne tajemnicze leśne odgłosy.
krystyno
kto po nocy śpi
i w lesie nie bywa
dźwięków nocnego „boru”
w życiu mu ubywa
niewielka bolączka, niewielkie zmartwienie
wystarczy YouTube, w klawisz uderzenie
by ptaków odgłosy, trele, zawodzenia
usłyszeć od palców lekkich uderzenia
https://www.youtube.com/watch?v=bkeByEamOU8
Nad naszym domem przelatują nocną porą sowy. Bezszelestnie oczywiście. I tylko czasami siedząc na nieoświetlonej pergoli można je zobaczyć.
Odgłosy nocne niewątpliwie są tajemnicze lecz także niosą ze sobą uczucie grozy. Szczególnie dla mieszczucha podczas samotnego pobytu w lesie. Niekoniecznie nocą, zmierzch i nadchodzące wraz z nim pohukiwania, szmery i „szepty” Natury wywołują atmosferę niepewności i strachu, aż włoski na skórze ze zgrozy stają dęba.
A jak sowy – to największy z nich przedstawiciel Puchacz:
https://www.youtube.com/watch?v=p1yNojnnrn4
Nasze pohukiwacze: https://www.australiangeographic.com.au/topics/wildlife/2017/06/owls-of-australia/
Australia’s Barking Owl
https://www.youtube.com/watch?v=8Se3Ta0aKkk
Barn Owl
https://www.youtube.com/watch?v=IGjoknxwbtw
Sowy pohukują, inne ptaki naśladują. Taki ptak lira na przkład… https://www.youtube.com/watch?v=mSB71jNq-yQ
errata:
„…na przykład”
Krystyno 😀
O dobrodziejach-nietoperzach na cerkiewnych (i kościelnych) poddaszach wspomniałam 11 lat temu przy okazji lipcowo-sierpniowych wyskoków na Łemkowszczyznę*
https://basiaacappella.wordpress.com/2011/08/17/na-szlaku-nietoperzowym/
Foto:
https://goo.gl/photos/DZpbMrFJs5kJHvDh9
Tak Irku, właśnie odwiedziliśmy „bliski memu sercu Bukowiec”… Po 20 latach… 🙂
**** * ****
Identyfikowanie** nieznanych nam odgłosów podczas spacerów, wędrówek, na postojach/popasach, biwakach — to klasyk. Tym razem jednak sowa obudziła nas o czwartej w moim rodzinnym domu… Nb, zaskakująco zimną nocą — dając okazję do podmiany koca na kołdrę… 😀
Ustalenia botaniczne są troszkę prostsze… Zresztą rzadziej „fatygujemy się” na miejscu, najczęściej robimy to podczas obróbki zdjęć (prawa mysz w chrome: „szukaj grafiki za pomocą obiektywu google”)… jest też plantnet i podobne.
______
* https://basiaacappella.wordpress.com/aby-obejrzec-albumy-picasa/ (lato 2011)
**Birdnetem – program radzi sobie zaskakująco dobrze nawet gdy w nagraniu są spore przebitki cywilizacyjnych szumów, najczęściej rzecz jasna ulicznych, ale i zagłuszający statek powietrzny się trafi… oczywiście niekiedy trzeba poczekać na właściwą jakość połączenia internetowego… i wówczas słyszysz o dziesiątej „to co nas zbudziło o czwartej to było…” 😆
PS,
Krystyno
Trasa objazdu gotowa do skopiowania dla chętnych 🙂 😎
Ale… 😉
Na tym terenie jest kilka piękniejszych i ważniejszych obiektów drewnianych, znanych mi i nam doskonale z wcześniejszych odwiedzin. Zatem uzupełniłabym typowy „pierwszy objazd” (por. choćby przewodniki Rewasza „Kościoły drewniane Karpat” i „Cerkwie drewniane Karpat”) o oczywiste hity. Osobiście ogromnie się cieszę z wejścia do kościoła w Łukowicy… — Mój przewodnik jeszcze nie wspomina o polichromiach „oddrapanych” przy okazji renowacji lat 2007-8…
echidno 🙂
podziękowania za ptasie linki, choć na żywo to większa przyjemność. Ale sowy/ a już na pewno puchacza/ na żywo na pewno nie usłyszę. Nocnego lasu nie bałabym się, tyle że można by skręcić sobie kostki na nierównościach. Z odgłosami ptaków dziennych jestem dość dobrze obeznana – krakanie kruków, charakterystyczny pisk myszołowa , skrzeczenie srok i bardzo podobny głos sójek, okrzyki żurawie nie mówiąc o pięknie śpiewającej ptasiej drobnicy – to atrakcje mieszkania w rejonie ze sporą ilością drzew.
No i z upodobaniem oglądam programy przyrodnicze.
a cappello,
doczytałam i dooglądałam . Podziwiam Wasz zapał podróżniczo – wędrówkowy i to, że zaglądacie do miejsc mniej znanych, poza popularne szlaki. No i wszystko starannie dokumentujecie z pożytkiem dla tych bardziej zasiedziałych.
Krystyno 😀 – miło to czytać, dzięki! 🙂
Będziemy się dalej starać, na ile czas i obowiązki pozwolą 🙂
Miejsca mniej popularne* „dochodzą” naturalnie (tak, jak ponowienia), gdy włóczęga jest stylem życia od dekad. Bliższa i dalsza…
*Niekiedy „dochodzą” też hity. I zdumienia „jakżeż ja mogłam, mieszkając tak blisko (a minimum – wakacjując w rodzinnym domu), nie zajechać, nie zawędrować do tego-tamtego-czy-owego ważnego punktu!”… Przy czym miejsca pięknieją, zmieniają się (niekoniecznie na lepsze – irytują mnie te wszystkie liczne nadbudówki klasycznych ruin, rekonstrukcje zamczysk), są udostępniane… I włóczęgów przybywa: pieszych, rowerowych, objazdowych… (choć w Dolinie Popradu tłoku już nie było, nie licząc zdrojowych deptaków).
🙂
Wiesz co a capello?
Ilekroć cie czytam i oglądam twoje obrazki rozjaśnia mi się mózgownica i widzę że mam jeszcze wiele w życiu do zrozumienia i do nauczenia.
🙄
Naturalnie a cappello mit zwei p
Na takie ławki Polskę stać, a co! Były już „ławki niepodległości w Warszawie kilka lat temu, nawet można było sobie Chopina posłuchać…
https://photos.app.goo.gl/RsDn1QKSpsWzvRzx6
Szał ławek…. tutaj nie można nawet wygodnie usiąść i oprzeć się o zwykłe oparcie…
https://photos.app.goo.gl/KNJkrhMfJV8aodqw7
A co cię ugryzło Alicjo?
🙄
Czyżbyś przestała słyszeć szum przelatających orłów nad kingstonskim niebem 🙂
….
🙄
Ja się nie pytam, co kogo ugryzło i co komu szumi tam czy gdziekolwiek. Po prostu wyrażam swoje myśli.
Nie wymyślam, co kto nad swoim niebem myśli – gdziekolwiek by przebywał.
Toś pewnie bezdomny jeszcze nie trafił na ewenement ławkowy w Polsce.
Ponoć „cała Polska się z tego śmieje”. Mnie tam wcale nie do śmiechu, a i Alicji zapewnie nie.
W wiadomej dobie kryzysu ekonomicznego tak bezsensownie wyrzucać pieniądze? Na co i komu to ma służyć???
Poczytaj sobie:
https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Z-tych-lawek-smieje-sie-Polska-Jedna-jest-w-Gdansku-n170293.html
Bezdomny, odruch i savoir-vivre każą powiedzieć
— Pięknie dziękuję, takie słowa (i od takiego Indywidualisty!) zobowiązują.
…Jednak gdzieś w kącie łepetyny czai się myśl, iż możesz sobie troszkę dworować… 🙂
…
…
…
Okej, myśleć trzeba, tak czy inaczej… 🙂
Ławka to wspaniały wynalazek 🙂
Masz przestrzeń na zewnątrz. Możesz odpocząć i walnąć w kimono.
Przed tobą łąka, dolina lub góry, morza i ozeany lub odrapana fasada ale to nie ma znaczenia. Dobrze jest przysiąść i jest gdzie rowera oprzeć bo do mojego jeszcze nie potrafią zaprojektować podpórki. Właściwie na każdym rogu powinny znajdować się ławki i przy każdej powinien stać ławkowy i pilnować by łobuzy nie paliły papierochów i nie petowali otoczenia. Trochę Singapuru przydałoby się chociaż przy ławkach. A skoro komuś do śmiacia 🙂
Niech mu będzie 🙂 śmiech to zdrowie 🙂
a cappello 🙂
… Okej, myśleć należy pozytywnie , tak czy inaczej 🙂
Tę ławkę to nie wymyśliły jakieś harcerzyki z zastępy Czarne stopy, żeby na przystanku autobusowym ktoś znuzony mógł sobie spocząć.
Ta ławka jest patriotychna, pewnie wymyślił ją pan zbyszek albo ktoś równie zdolny, ta patriotyczna ławka ma wszystkie ławki pod sobą! Zakładając, że pieron w nią nie strzeli – o właśnie ma piorunochron?
Czekam na foktki z USA od Małgosi 🙂
Alicjo, siedzę i wyrzucam. Na dodatek nie wiem czemu sortują się w zupełnie losowej kolejności, chociaż każę po dacie, to utrudnia opis.
Cierpliwości! Proponuję wrzucic wszystkie jak leci, a potem edytować 😉
Ławki różne bywają, ta bez patriotycznego patosu, ale, jak sądzę, niezbyt wygodna: https://tiny.pl/wmlt1
Pastelowa całkiem przyjemna :
https://img.archiexpo.com/images_ae/photo-mg/79232-16962685.jpg
Poniższa zgodna z ekologicznymi trendami, ale wymaga regularnego strzyżenia 🙂
https://tiny.pl/wml7w
Czytałam ostatnio sporo o nawłoci, że inwazyjna, ale z drugiej strony napary i nalewki służą zdrowiu, Nazbieram zatem wiązkę i będę suszyć, by zimą parzyć nawłociowe ziółka. Krystyno-pamiętam, by nie suszyć na słońcu!
https://portal.abczdrowie.pl/nawloc
No, to są zwykłe ławki
pod tytułem – gościu, odpocznij sobie!
A najpierw (są schodki) wspinaj się na Narodową ławkę i dumaj, co wymyślił ostatnio pan prezes. Reparacje. Urodził się co prawda parę lat po wojnie, ale smoczek reparacyjny mu się należy. Oraz pieluchy, które za chwilę mogą okazać się użyteczne. No!
Czasem mysłę, że to dobrze, że mam już bliżej niż dalej, że dzisiejsi młodzi już się mylą, kto przeskoczył, a kto pełzał, kto zwtciężył, a kto był bolkiem…
Kraj
Kaczyński o reparacjach: Jesteśmy pewni sukcesu. Raport o polskich stratach za II wojnę światową
1 września 2022
4 minuty czytania
Poseł Arkadiusz Mularczyk
Grzegorz Krzyżewski/FotoNews / Forum
”Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie drugiej wojny światowej 1939-1945” – tak brzmi pełna nazwa raportu przygotowanego przez zespół parlamentarny pod wodzą posła PiS Arkadiusza Mularczyka.
Zdjęcie przedstawiające trzy tomy raportu Mularczyk pokazał na Twitterze już w środę wieczorem. Nie ujawnił jednak jego treści. W Programie I Polskiego Radia zapowiedział, że raport „nie będzie bujaniem w obłokach, ale oparty będzie o konkretne wyliczenia”. Dodał, że mają to być wyliczenia dotyczące strat demograficznych, majątkowych, oraz ekonomicznych.
„Prace nad tym raportem trwały 5 lat” – powiedział Arkadiusz Mularczyk w czwartek o godz. 13 podczas uroczystej prezentacji ustaleń jego zespołu. Na Placu Zamkowym w Warszawie obecni byli najważniejsi politycy rządu i PiS, w tym prezes Jarosław Kaczyński, marszałek Sejmu z wicemarszałkami i premier Mateusz Morawiecki. Uroczystość rozpoczęła minuta ciszy poświęcona ofiarom II wojny oraz przypomnienie spalenia wsi Michniów w świętokrzyskim w 1943 roku, a także film z archiwalnymi nagraniami z września 1939 roku.
Czytaj też: Narodowcy żądają reparacji od Niemiec. Kaczyński wchodzi w to
Kaczyński: Kompleks niższości buduje drogi do zniewolenia
Podczas swojego przemówienia Jarosław Kaczyński stwierdził, że prezentacja raportu jest zbieżna z „podjęciem decyzji na forum międzynarodowym, a szczególnie w relacjach z Niemcami”. Celem ma być osiągnięcie odszkodowań. „Wiele państw uzyskało odszkodowania, Polska nie odzyskała i ten brak był luką. Tak jest w relacjach międzynarodowych, że jeśli państwo wykona szkody, to porażce wojennej musi je wyrównać” – mówił prezes PiS. Jego zdaniem brak reparacji jest wynikiem polskiego „kompleksu niższości, który buduje drogi do zniewolenia”.
„Niemcy napadli na Polskę i uczynili nam niebywałe szkody. Okupacja, była bardzo okrutna, spowodowała efekty, które trwają po dziś dzień” – kontynuował prezes PiS. Dodał, że jest świadomy, że droga do uzyskania odszkodowań będzie długa, ale jest pewny sukcesu. „Żadne drobne inwestycje z niemieckim udziałem nie mogą być tu przyjmowane” – tłumaczył.
Kaczyński powiedział, że suma strat poniesionych przez Polskę to 6 bln 200 mld złotych. „Biorąc pod uwagę, że takie odszkodowania płaci się dziesięciolecia, to suma dla gospodarki niemieckiej do zniesienia. W tej sumie bardzo poważna część to odszkodowania za śmierć 5,2 mln obywateli” – stwierdził.
W tej liczbie nie ujęto osób pomordowanych przez Rosjan. Prezes PiS zauważył, że spory odsetek to Polacy narodowości żydowskiej, ale raport nie stosuje „kryterium rasistowskiego”. Kaczyński wyraził także nadzieję, że Izrael będzie tą sprawą zainteresowany.
Morawiecki: Niemcy ponoszą odpowiedzialność jako cały naród
„Straszne obrazy II wojny światowej muszą przemówić również do Niemców” – stwierdziła przemawiająca po Kaczyńskim marszałek Sejmu Elżbieta Witek. W jej przekonaniu Niemcy nie wiedzą, co się działo w Polsce w czasie II wojny światowej.
Przypomniała, że ostatnie posiedzenie Sejmu w 1939 r. odbyło się 2 września, gdy już na Warszawę spadały bomby. Zmieniono ordynację wyborczą, by posłowie i senatorowie mogli wstąpić do wojska bez zrzeczenia się mandatu. „W Warszawie jest wiele miejsc kaźni, ale to w ogrodach sejmowych odbyły się pierwsze egzekucje polskiej inteligencji” – stwierdziła marszałek Witek.
Następny przemawiał premier Mateusz Morawiecki, który przypomniał słowa Adolfa Hitlera, że celem III Rzeszy było unicestwienie przeciwnika. „Generalny Plan Wschodni zakładał eksterminację Polaków, a tych, których pozostawiono przy życiu, miano zamienić w niewolników” – mówił premier Morawiecki. Stwierdził, że Niemcy ponoszą odpowiedzialność za II wojnę światową jako całe społeczeństwo, cały naród. Wymienił niemieckich uczonych, wojskowych i urzędników, którzy podczas wojny dopuszczali się zbrodni, a po jej zakończeniu mieli cieszyć się szacunkiem.
Na koniec stwierdził, że niewyciągnięcie odpowiedzialności za II wojnę zachęca do kolejnej zbrodni.
Mularczyk: Raport jest księgą otwartą
Przewodniczący komisji pracującej nad raportem powiedział, że przygotowywało go 33 specjalistów z różnych obszarów nauki. Przypomniał, że od 1947 roku nie powstało żadne inne sprawozdanie. Zaznaczył, że raport jest księgą otwartą, która powinna być uzupełniana, po czym przeszedł do przedstawiania wyliczeń.
„Polska w wyniku II wojny światowej utraciła 78 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni, 11, 2 mln obywateli (cześć z nich znalazła się w ZSRR). Około 2,1 mln polskich obywateli zostało wysłanych na roboty do Niemiec, ich praca to 4 miliony 881 tys. roboczogodzin. Porwano 196 tys polskich dzieci (odzyskać udało się 30 tys.). 590 tys. osób zostało inwalidami. 100 tys osób zginęło w akcji AB – przeciwko inteligencji. Naród polski potrzebował 33 lat, aby odbudować potencjał ludzki taki jaki był przed wojną” – referował.
Ostateczne straty wojenne Polski wycenił na 6 bln 220 mld 609 mln złotych. W tym straty ludzkie (4 bln 300 mld złotych) i materialne (797 mld). 492 mld miały wynieść straty spowodowane działalnością niemieckiego banku emisyjnego. Natomiast straty PKB to wedle jego zespołu zmniejszenie o połowę możliwości generowania bogactwa.
Arkadiusz Mularczyk Jarosław Kaczyński
Redakcja
Więcej na ten temat
Wielki festiwal antyniemieckich fobii. Kapela PiS rżnie głośno
Pożyteczni suwereniści, podgatunek symetrystów. PiS ma nowy plan
Jak PiS szantażuje opozycję? 14 chwytów Kaczyńskiego i jego ekipy
Kraj
Kaczyński o reparacjach: Jesteśmy pewni sukcesu. Raport o polskich stratach za II wojnę światową
1 września 2022
4 minuty czytania
Poseł Arkadiusz Mularczyk
Grzegorz Krzyżewski/FotoNews / Forum
”Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie drugiej wojny światowej 1939-1945” – tak brzmi pełna nazwa raportu przygotowanego przez zespół parlamentarny pod wodzą posła PiS Arkadiusza Mularczyka.
Zdjęcie przedstawiające trzy tomy raportu Mularczyk pokazał na Twitterze już w środę wieczorem. Nie ujawnił jednak jego treści. W Programie I Polskiego Radia zapowiedział, że raport „nie będzie bujaniem w obłokach, ale oparty będzie o konkretne wyliczenia”. Dodał, że mają to być wyliczenia dotyczące strat demograficznych, majątkowych, oraz ekonomicznych.
„Prace nad tym raportem trwały 5 lat” – powiedział Arkadiusz Mularczyk w czwartek o godz. 13 podczas uroczystej prezentacji ustaleń jego zespołu. Na Placu Zamkowym w Warszawie obecni byli najważniejsi politycy rządu i PiS, w tym prezes Jarosław Kaczyński, marszałek Sejmu z wicemarszałkami i premier Mateusz Morawiecki. Uroczystość rozpoczęła minuta ciszy poświęcona ofiarom II wojny oraz przypomnienie spalenia wsi Michniów w świętokrzyskim w 1943 roku, a także film z archiwalnymi nagraniami z września 1939 roku.
Czytaj też: Narodowcy żądają reparacji od Niemiec. Kaczyński wchodzi w to
Kaczyński: Kompleks niższości buduje drogi do zniewolenia
Podczas swojego przemówienia Jarosław Kaczyński stwierdził, że prezentacja raportu jest zbieżna z „podjęciem decyzji na forum międzynarodowym, a szczególnie w relacjach z Niemcami”. Celem ma być osiągnięcie odszkodowań. „Wiele państw uzyskało odszkodowania, Polska nie odzyskała i ten brak był luką. Tak jest w relacjach międzynarodowych, że jeśli państwo wykona szkody, to porażce wojennej musi je wyrównać” – mówił prezes PiS. Jego zdaniem brak reparacji jest wynikiem polskiego „kompleksu niższości, który buduje drogi do zniewolenia”.
„Niemcy napadli na Polskę i uczynili nam niebywałe szkody. Okupacja, była bardzo okrutna, spowodowała efekty, które trwają po dziś dzień” – kontynuował prezes PiS. Dodał, że jest świadomy, że droga do uzyskania odszkodowań będzie długa, ale jest pewny sukcesu. „Żadne drobne inwestycje z niemieckim udziałem nie mogą być tu przyjmowane” – tłumaczył.
Kaczyński powiedział, że suma strat poniesionych przez Polskę to 6 bln 200 mld złotych. „Biorąc pod uwagę, że takie odszkodowania płaci się dziesięciolecia, to suma dla gospodarki niemieckiej do zniesienia. W tej sumie bardzo poważna część to odszkodowania za śmierć 5,2 mln obywateli” – stwierdził.
W tej liczbie nie ujęto osób pomordowanych przez Rosjan. Prezes PiS zauważył, że spory odsetek to Polacy narodowości żydowskiej, ale raport nie stosuje „kryterium rasistowskiego”. Kaczyński wyraził także nadzieję, że Izrael będzie tą sprawą zainteresowany.
Morawiecki: Niemcy ponoszą odpowiedzialność jako cały naród
„Straszne obrazy II wojny światowej muszą przemówić również do Niemców” – stwierdziła przemawiająca po Kaczyńskim marszałek Sejmu Elżbieta Witek. W jej przekonaniu Niemcy nie wiedzą, co się działo w Polsce w czasie II wojny światowej.
Przypomniała, że ostatnie posiedzenie Sejmu w 1939 r. odbyło się 2 września, gdy już na Warszawę spadały bomby. Zmieniono ordynację wyborczą, by posłowie i senatorowie mogli wstąpić do wojska bez zrzeczenia się mandatu. „W Warszawie jest wiele miejsc kaźni, ale to w ogrodach sejmowych odbyły się pierwsze egzekucje polskiej inteligencji” – stwierdziła marszałek Witek.
Następny przemawiał premier Mateusz Morawiecki, który przypomniał słowa Adolfa Hitlera, że celem III Rzeszy było unicestwienie przeciwnika. „Generalny Plan Wschodni zakładał eksterminację Polaków, a tych, których pozostawiono przy życiu, miano zamienić w niewolników” – mówił premier Morawiecki. Stwierdził, że Niemcy ponoszą odpowiedzialność za II wojnę światową jako całe społeczeństwo, cały naród. Wymienił niemieckich uczonych, wojskowych i urzędników, którzy podczas wojny dopuszczali się zbrodni, a po jej zakończeniu mieli cieszyć się szacunkiem.
Na koniec stwierdził, że niewyciągnięcie odpowiedzialności za II wojnę zachęca do kolejnej zbrodni.
Mularczyk: Raport jest księgą otwartą
Przewodniczący komisji pracującej nad raportem powiedział, że przygotowywało go 33 specjalistów z różnych obszarów nauki. Przypomniał, że od 1947 roku nie powstało żadne inne sprawozdanie. Zaznaczył, że raport jest księgą otwartą, która powinna być uzupełniana, po czym przeszedł do przedstawiania wyliczeń.
„Polska w wyniku II wojny światowej utraciła 78 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni, 11, 2 mln obywateli (cześć z nich znalazła się w ZSRR). Około 2,1 mln polskich obywateli zostało wysłanych na roboty do Niemiec, ich praca to 4 miliony 881 tys. roboczogodzin. Porwano 196 tys polskich dzieci (odzyskać udało się 30 tys.). 590 tys. osób zostało inwalidami. 100 tys osób zginęło w akcji AB – przeciwko inteligencji. Naród polski potrzebował 33 lat, aby odbudować potencjał ludzki taki jaki był przed wojną” – referował.
Ostateczne straty wojenne Polski wycenił na 6 bln 220 mld 609 mln złotych. W tym straty ludzkie (4 bln 300 mld złotych) i materialne (797 mld). 492 mld miały wynieść straty spowodowane działalnością niemieckiego banku emisyjnego. Natomiast straty PKB to wedle jego zespołu zmniejszenie o połowę możliwości generowania bogactwa.
Arkadiusz Mularczyk Jarosław Kaczyński
Redakcja
Więcej na ten temat
Wielki festiwal antyniemieckich fobii. Kapela PiS rżnie głośno
Pożyteczni suwereniści, podgatunek symetrystów. PiS ma nowy plan
Jak PiS szantażuje opozycję? 14 chwytów Kaczyńskiego i jego ekipy
Kraj
Kaczyński o reparacjach: Jesteśmy pewni sukcesu. Raport o polskich stratach za II wojnę światową
1 września 2022
4 minuty czytania
Poseł Arkadiusz Mularczyk
Grzegorz Krzyżewski/FotoNews / Forum
”Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie drugiej wojny światowej 1939-1945” – tak brzmi pełna nazwa raportu przygotowanego przez zespół parlamentarny pod wodzą posła PiS Arkadiusza Mularczyka.
Zdjęcie przedstawiające trzy tomy raportu Mularczyk pokazał na Twitterze już w środę wieczorem. Nie ujawnił jednak jego treści. W Programie I Polskiego Radia zapowiedział, że raport „nie będzie bujaniem w obłokach, ale oparty będzie o konkretne wyliczenia”. Dodał, że mają to być wyliczenia dotyczące strat demograficznych, majątkowych, oraz ekonomicznych.
„Prace nad tym raportem trwały 5 lat” – powiedział Arkadiusz Mularczyk w czwartek o godz. 13 podczas uroczystej prezentacji ustaleń jego zespołu. Na Placu Zamkowym w Warszawie obecni byli najważniejsi politycy rządu i PiS, w tym prezes Jarosław Kaczyński, marszałek Sejmu z wicemarszałkami i premier Mateusz Morawiecki. Uroczystość rozpoczęła minuta ciszy poświęcona ofiarom II wojny oraz przypomnienie spalenia wsi Michniów w świętokrzyskim w 1943 roku, a także film z archiwalnymi nagraniami z września 1939 roku.
Czytaj też: Narodowcy żądają reparacji od Niemiec. Kaczyński wchodzi w to
Kaczyński: Kompleks niższości buduje drogi do zniewolenia
Podczas swojego przemówienia Jarosław Kaczyński stwierdził, że prezentacja raportu jest zbieżna z „podjęciem decyzji na forum międzynarodowym, a szczególnie w relacjach z Niemcami”. Celem ma być osiągnięcie odszkodowań. „Wiele państw uzyskało odszkodowania, Polska nie odzyskała i ten brak był luką. Tak jest w relacjach międzynarodowych, że jeśli państwo wykona szkody, to porażce wojennej musi je wyrównać” – mówił prezes PiS. Jego zdaniem brak reparacji jest wynikiem polskiego „kompleksu niższości, który buduje drogi do zniewolenia”.
„Niemcy napadli na Polskę i uczynili nam niebywałe szkody. Okupacja, była bardzo okrutna, spowodowała efekty, które trwają po dziś dzień” – kontynuował prezes PiS. Dodał, że jest świadomy, że droga do uzyskania odszkodowań będzie długa, ale jest pewny sukcesu. „Żadne drobne inwestycje z niemieckim udziałem nie mogą być tu przyjmowane” – tłumaczył.
Kaczyński powiedział, że suma strat poniesionych przez Polskę to 6 bln 200 mld złotych. „Biorąc pod uwagę, że takie odszkodowania płaci się dziesięciolecia, to suma dla gospodarki niemieckiej do zniesienia. W tej sumie bardzo poważna część to odszkodowania za śmierć 5,2 mln obywateli” – stwierdził.
W tej liczbie nie ujęto osób pomordowanych przez Rosjan. Prezes PiS zauważył, że spory odsetek to Polacy narodowości żydowskiej, ale raport nie stosuje „kryterium rasistowskiego”. Kaczyński wyraził także nadzieję, że Izrael będzie tą sprawą zainteresowany.
Morawiecki: Niemcy ponoszą odpowiedzialność jako cały naród
„Straszne obrazy II wojny światowej muszą przemówić również do Niemców” – stwierdziła przemawiająca po Kaczyńskim marszałek Sejmu Elżbieta Witek. W jej przekonaniu Niemcy nie wiedzą, co się działo w Polsce w czasie II wojny światowej.
Przypomniała, że ostatnie posiedzenie Sejmu w 1939 r. odbyło się 2 września, gdy już na Warszawę spadały bomby. Zmieniono ordynację wyborczą, by posłowie i senatorowie mogli wstąpić do wojska bez zrzeczenia się mandatu. „W Warszawie jest wiele miejsc kaźni, ale to w ogrodach sejmowych odbyły się pierwsze egzekucje polskiej inteligencji” – stwierdziła marszałek Witek.
Następny przemawiał premier Mateusz Morawiecki, który przypomniał słowa Adolfa Hitlera, że celem III Rzeszy było unicestwienie przeciwnika. „Generalny Plan Wschodni zakładał eksterminację Polaków, a tych, których pozostawiono przy życiu, miano zamienić w niewolników” – mówił premier Morawiecki. Stwierdził, że Niemcy ponoszą odpowiedzialność za II wojnę światową jako całe społeczeństwo, cały naród. Wymienił niemieckich uczonych, wojskowych i urzędników, którzy podczas wojny dopuszczali się zbrodni, a po jej zakończeniu mieli cieszyć się szacunkiem.
Na koniec stwierdził, że niewyciągnięcie odpowiedzialności za II wojnę zachęca do kolejnej zbrodni.
Mularczyk: Raport jest księgą otwartą
Przewodniczący komisji pracującej nad raportem powiedział, że przygotowywało go 33 specjalistów z różnych obszarów nauki. Przypomniał, że od 1947 roku nie powstało żadne inne sprawozdanie. Zaznaczył, że raport jest księgą otwartą, która powinna być uzupełniana, po czym przeszedł do przedstawiania wyliczeń.
„Polska w wyniku II wojny światowej utraciła 78 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni, 11, 2 mln obywateli (cześć z nich znalazła się w ZSRR). Około 2,1 mln polskich obywateli zostało wysłanych na roboty do Niemiec, ich praca to 4 miliony 881 tys. roboczogodzin. Porwano 196 tys polskich dzieci (odzyskać udało się 30 tys.). 590 tys. osób zostało inwalidami. 100 tys osób zginęło w akcji AB – przeciwko inteligencji. Naród polski potrzebował 33 lat, aby odbudować potencjał ludzki taki jaki był przed wojną” – referował.
Ostateczne straty wojenne Polski wycenił na 6 bln 220 mld 609 mln złotych. W tym straty ludzkie (4 bln 300 mld złotych) i materialne (797 mld). 492 mld miały wynieść straty spowodowane działalnością niemieckiego banku emisyjnego. Natomiast straty PKB to wedle jego zespołu zmniejszenie o połowę możliwości generowania bogactwa.
Arkadiusz Mularczyk Jarosław Kaczyński
Redakcja
Więcej na ten temat
Wielki festiwal antyniemieckich fobii. Kapela PiS rżnie głośno
Pożyteczni suwereniści, podgatunek symetrystów. PiS ma nowy plan
Jak PiS szantażuje opozycję? 14 chwytów Kaczyńskiego i jego ekipy
https://www.youtube.com/watch?v=7X5nCOXbQOo
Danuśka,
mnie bardzo podoba się na pastelowa ławka. Lubię też ławeczki ze znanymi postaciami, do których można się przysiąść. W Łebie / i pewnie nie tylko tam/ przy hotelu nad kanałem portowym stoi ławeczka do przytulania – środek ławki jest niżej niż brzegi/.
W tym roku ususzyłam kwiat czarnego bzu, pokrzywę , oregano, dziurawiec i miętę. Nie ma też co przesadzać , bo często nie byłam w stanie wykorzystać wszystkiego.
Rekonesans grzybowy wykazuje, że to dopiero początek. Poza tym wysypem maślaków w jednym miejscu/ już tam na wszelki wypadek nie zachodzę/, na spacerach leśnych zbieramy po garstce grzybów. Ale takie 2- 3 garstki usmażone i dodane do ryżu wystarczą , aby się najeść. To nie było risotto, bo nie miałam dziś czasu na kuchenne zajęcia, ale i tak było to pyszne.
Oczywiście wieści fejsbukowe i lokalne donoszą o wielkiej liczbie prawdziwków zbieranych w okolicy, ale nie bardzo wierzę w te informacje.
https://photos.app.goo.gl/sCJQneeWE4gNioZq8
Sobota we wsi. WRZESIEŃ!
Zjechał Wojtek z Ottawy ze swoim sprzętem deskowo-kajtowym, bo mają być wiatry mniej więcej do południa. Wczoraj pokolacjowaliśmy, a dzisiaj świtem bladym przed siódmą pośniadawszy – Wojtek się zmył. Wiatry mają być do południa.
Śniadanie: kawa, chleb z grubą warstwą kwaśnej śmietany u na to mój dżem z żówawiny !
*na to mój dżem z żórawiny (jest taka miejscowość na Dolnym Śląsku)
Ta jadalna jest ponoć przez u otwarte. Niech ta…
wyszedl taki ” Pamietnik znaleziony w Celulozie”
ot tak, zeby, ze czytam i ze lubieje
pozdro Zalodze
Znów sennie-pochmurny niedzielny poranek!
Zatemmmm…
Radio Naukowe zawsze inspirować gotowe!!! —
Jako, iż ostatnio dość i jeszcze bardziej się bawimy w roślinki i zwierzątka (nie tylko jadalne) — podeszły nam takie (rajskie) kwiatki:
https://youtu.be/lVxoeiTMAks
— Baaardzo polecam dosłuchanie do końca!!! — 😎
Bezdomny,
warto posłuchać nawet któryś kolejny raz, przynajmniej ja tak mam
https://www.youtube.com/watch?v=Zw7MqRcMmUA
Hop, hop Sławku 🙂
W kwestii „Pamiętników znalezionych….” to może zwolenników twórczości Stanisława Lema zainteresuje ta książka: https://tiny.pl/wmb9q
Nowy-jak Twoje zdrowie? Czy wróciłeś już do formy po kleszczowych zawirowaniach?
Po wypadzie na północ czyli na Pojezierze Iławskie przyszedł czas na wyjazd na południe i wymyśliłam Opolszczyznę. Oj, sporo jest tam do oglądania i kiedyś trzeba będzie się udać na te rubieże co najmniej na tydzień. Póki co wstępne rozpoznanie: https://photos.app.goo.gl/sjBeZcezsa7vvU1C7
Jeśli na moich zdjęciach zaintrygował Was Obuwniczy Szlak to poniżej więcej na ten temat, a w skrócie: Bata miała swoją fabrykę w Krapkowicach, Otmęt to obecnie dzielnica tego miasta:
https://obuwniczyszlak.krapkowice.pl/7032/zaklady-obuwnicze-otmet.html
Danusiu, jak tam ładnie to wszystko wygląda Twoim okiem! Jestem fanką Dolnego Śląska , a tu proszę Górny Śląsk też wart odwiedzenia.
Danuśka,
bardzo ciekawa wycieczka, a zdjęcia wykonane doskonale. Opole, wiadomo – stolica polskiej piosenki- więc sporo tam rzeźb znanych osób związanych z muzyką. Na szczęście podobieństwo do oryginałów duże, a nie zawsze tak jest. W Trójmieście jest zupełnie nieudany/ moim zdaniem/ pomnik Ireny Jarockiej, a mural z twarzą Anny Przybylskiej musiał być przemalowany. Opole i okolice wyglądają pięknie.
To raczej Śląsk Opolski 😉
Rzeczywiście Opole ładne – a ja zawsze przejeżdźam obok 🙁
Dziewczyny-dziękuję za miłe słowa 🙂
Opole jest rzeczywiście bardzo ładne i wszystkim polecam.
Bardzo smaczny obiad zjedliśmy w Większycach, moje danie było wegetariańskie-czarna soczewica, smażony ser tofu i grillowana papryka oraz czerwowna cebula.
Było kolorowe i świetnie doprawione.
Podróżując po Polsce ile (i kiedy) mogę, zawsze stwierdzam, że w barach czy restauracjach tu i tam jedzenie jest naprawdę dobre i widać staranność o to, żeby i oko cieszyło, i kubki smakowe. To nieważne, czy bar przy drodze, czy restauracja w „powiatowym” albo w wielkim mieście. Widać staranie o klienta.
Nawet będąc starej daty, pamiętającej „kotlet schabowy panierowany” („jesteśmy na wczasach” – W. Młynarski), doceniam dzisiejsze dbanie o klienta.
Poniżej nie restauracja, ale łezka się…
https://goo.gl/photos/HBJ4H6HHzG3Z7oab9
Danuśka 6/09
Dziękuję, że pytasz. Wygląda na to, że kleszczowe zawirowania mam już za sobą, jeszcze tylko jedno badanie krwi, czy coś się tam nie ukrywa, zakończy sprawę.
Dzięki za Opole, byłem, ale tak dawno, że wszystko przykryła mgła niepamięci. Może dzięki Twoim reportażom mój wewnętrzny GPS pokieruje mnie kiedyś znowu w tamte strony.
Co się stało ze szczytnymi antywojennymi hasłami, Roger?
Over and out.
https://www.youtube.com/watch?v=rtsNc2boH90
Porankiem świat za oknem wyglądał jak co dzień lecz już nie będzie tak jak było. Najdłużej panująca monarchini Królestwa Brytyjskiego opuściła ziemski padół pogrążając w żałobie rodzinę, naród, miliony ludzi na świecie…
https://www.abc.net.au/news/2022-09-09/queen-elizabeth-ii-obituary-a-legacy-like-no-other/100379910
Odkąd pamiętam była Królową Wielkiej Brytanii, symbolem. Z Jej odejściem skończyła się pewna epoka.
Licencia poetica to była Małgosiu, zatem poprawiam – prawidłowo: Wielka Brytania (The United Kingdom), powstała z połączenia Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej.
Symbolem – niewątpliwie lecz przede wszystkim przez 70 lat swego panowania sumiennie i z oddaniem wypełniała przyrzeczenie jakie złożyła narodowi w dniu
swojej koronacji (2.05.1953):
„Jestem pewna, że moja Koronacja nie jest symbolem mocy i blasku, jakie przeminęły, ale deklaracją naszych nadziei na przyszłość i na lata […] Szczerze oddaję się waszej służbie, tak jak wielu z was oddaje się mojej. Przez całe życie i całym sercem będę starała się być godną Waszego zaufania.”
?tłumaczenie „na żywo, mogą być pewne nieścisłości, za co z góry przepraszam?
Dzień dobry,
Echidno, Wielka Brytania (Great Britain), to nie Zjednoczone Królestwo.
Wielka Brytania – Anglia, Walia, Szkocja.
Zjednoczone Królestwo – Anglia, Walia, Szkocja i Irlandia Północna.
Smutno – Królowa była ponad podziałami, z zasada ‘reign not rule’ – królować, nie rzadzić. Spotkałam Ja i Filipa dwa razy. Klasa.
Pokowidowe dziury Jolly Rogers i stąd pomyłka. Oczywiście Zjednoczone Królestwo. Inna sprawa, że w Polszcze bardzo często mówi się Anglia lub Wlk. Brytania mając na uwadze właśnie Zjednoczone Królestwo.
Zapewnie będziesz miała obecnie mnóstwo pracy?
Nie bedzie juz herbatki z Paddingtonem ani skoku na spadochronie.
Bedzie Jej brakowalo.
Żal….Z całą pewnością zasługiwała na wielki podziw i szacunek.
Wśród wielu rozważań i wspomnień na temat królowej są również te dotyczące Jej charakterystycznych strojów, zawsze w jednym, mocnym kolorze:
https://s3.wizaz.pl/newsy/-3028985983-1_X_800.jpg
Członkini brytyjskiej rodziny królewskiej -Zofia, hrabina Wessex, wyjaśniała swego czasu, że „takie barwy mają być gwarancją tego, iż królowa nigdy nie pozostanie niezauważona, a podczas wystąpień publicznych dostrzegą ją wszyscy poddani. Gdziekolwiek się nie pojawi zawsze towarzyszą jej tłumy ludzi. Wszyscy muszą mieć szansę zobaczenia choć kawałka jej kapelusza, kiedy będzie przechodziła”.
Oczywiście zapamiętamy Ją nie tylko z powodu tych strojów.
Powiedziec: szkoda, to za malo powiedziec. Potwierdze tylko, ze czuje, iz przeszla pewna epoka w ktorej zylem.
Echidno,
Pracy będzie po kokardę, dni wolne odwołane, a póki co raczej chaotycznie.
Byle dotrwać do 20 września.
Nowy 🙂 dzięki za przypomnienie JLH. Mam jego parę płyt w mobilku i na niektórych słychać już że zgrane są dosyć intensywnie. Wprawdzie nie we wszystkich landszaftach pasują jego dźwięki ale kiedy słońce jest już nisko a szklaneczka czerwonego wina coraz bliżej to łączy się wspaniale i jedno i drugie 🙂
Nie wiem czy wiesz jak trafił JLH do muzyki, do blusa.
Otóż muzyk bluesowy Tony Hollins umawiał się przez jakiś czas z siostrą Hookera, Alice. I chyba młody Jasiu zbyt mocno trzymał się siostrzanej kiecki na którą Tony miał ochotę. Sprezentował zatem ośmioletniemu Jasiowi gitarę. Dźwięki Jasia zadowoliły i uwolniły od kiecki siostry ale doprowadziły do konfliktów z ojcem.
Ten zabraniał mu wnoszenia gitary do domu, dla ojca Hookera blues był diabelską muzyką. 😛
Gitarę trzeba było trzymać w stodole. Jaś opuścił szkołę i przegrał na gitarze ten okres życia w lesie. Nigdy więcej nie nauczył się ani czytać ani pisać co dla nas Nowy nie ma najmniejszego znaczenia.
Lubimy jak gra i śpiewa i to jest piękne 🙂
Bezdomny,
Dzięki za dzięki i za łyk wiadomości o JLH. Coś słyszałem, że był na bakier z tzw. prawdziwą nauką, ale, jak piszesz, nie ma to żadnego dzisiaj dla nas znaczenia, ważne, że umiał wyśpiewać i zagrać co mu w duszy grało. Fajna ta historia o jego pierwszej gitarze, nie znałem.
Przypuszczam, że Billy Holiday też nie kształcono zbytnio, a swoim jazzem tak dużo potrafiła powiedzieć.
Po ostatnim wydarzeniu na Wyspach nie ma w moim domu żałoby, a moja Kenijka zbywa to milczeniem, z wiadomych przyczyn.
Ostatnie dwa tygodnie śledzę tenisowe mecze na nowojorskich kortach. Dzisiejsze zwycięstwo Igi uczciłem porządnym winem, bardzo się cieszę, chociaż jej finiszową przeciwniczkę też cenię i kocham moją kibicowską miłością bo w poprzednich meczach pokazała wielką klasę. No i pochodzi z Afryki, którą coraz bardziej ogarniam i znowu myślę o jakimś do niej wypadzie.
Nowy 🙂
Całkowicie rozumiem że można ozięble przechodzić obok ostatnich wydarzeń na wyspach.
Mój sąsiad z Jamaiki zastanawia się tez, dlaczego miałbym opłakiwać kolonizatora, który zabił, zniewolił, okradł i zgwałcił jego przodków?
Mi osobiście bardzo mocno w łepetynie utknęły dwa zdarzenia.
Po wydarzeniach na Falklandach to ona postawiła twardą linię przeciwko Argentynie.
Podobnie jak i po referendum brexitowym twardo obstawała by dzielić Europę.
Kompletnie nie moja bajka o królewnej
Jeszcze jedno Nowy 🙂
Nie jesteś jedyny który myśli o sasiednim kontynecie.
W ciągu ostatnich paru lat bylem parokrotnie bardzo blisko https://photos.google.com/share/AF1QipME6vHS47soQV_guc8Ct7Yc5QlPLiB1j2alQppbEJ-XhbiBEuvjseHyqUtXNWePrA/photo/AF1QipNdSBPZMIYXxg7LdMvEx36sEJ6jRDSoXFxYh0t3?key=R3pSSVA2el9rdXczbXp5c1hqSTZYNlhjdjl2WmZn
Ponownie jestem już w drodze do tego samego miejsca. I tym razem nie bedziemy się zastanawiać nad przeprawą. Zima w ciepłych krajach jest bardzo przyjemna tymbardziej że kraj jest krajobrazowo przepiękny a ludzie bardzo mili. Wyobraź sobie ze nie spotkalem jeszcze nikogo kto byłby niezadowolony z pobytu w Maroko 🙂
bezdomny,
wez to luzniej, z tymi Falklandami.
Zupelnie zrgana junta argentynska probowala zgarnac Malvinas, oczekujac poklasku jak, nie przymierzajac, Putin z Krymem 8 lat temu, a i teraz.
Powien tylko: w tym meczu kibicowalem Gosce Thacher, ktorej poza tym nie cierpialem
pepegor 🙂
Ich mag dich sehr,
ich kann nicht dafür daß du so viele Jahre unter so komische politische Einfluß gelebt hast
Co i tak nie ma dziś dla nas najmniejszego znaczenia bo my cieszymy się każdym jednym dniem kiedy on się zaczyna bez różnicy w którym miejscu planety 🙂
Stale jeszcze ogladam te mecze. Inaczej jakos nie moge, lecz Ela 2, jak wyglada na to, z Goska sie nie bardzo zgadzala. Nun, teraz obie gryza ziemie.
a, jesli chodzi o bluesa pochwale sie,
ze zyjac tu od bezmala 50-ciu lat mialem niejedna okazje siedziec w obecnosci , a czasami nawet posluchac spontanicznych wystepow fortepianowych niejakiego Champion Jack Dupree, w jego tu „Offenbachs Keller”.
Spedzil tu, w pol drogi miedzy Warszawa i Paryzem, ostatnie lata swego zycia.
Otóż to, pepegor, JKM Elżbieta II nie mogła podejmować żadnych państwowych decyzji.
„• Jako głowa państwa, Monarcha musi zachowywać ścisłą neutralność w sprawach politycznych.
• Zgodnie z konwencją Monarcha nie głosuje ani nie kandyduje w wyborach, jednak pełni ważną rolę ceremonialną i formalną w stosunku do rządu Wielkiej Brytanii.
• Formalne wyrażenie „Korona w Parlamencie” jest używane do opisania brytyjskiego organu ustawodawczego, w skład którego wchodzą Suweren, Izba Lordów i Izba Gmin. Do obowiązków Monarchy należy otwieranie każdej nowej sesji parlamentu, udzielanie królewskiej zgody na ustawodawstwo oraz zatwierdzanie rozporządzeń i proklamacji przez Tajną Radę.
• Monarcha pozostaje również w specjalnych stosunkach z premierem, zachowując prawo do mianowania go, a także regularnych spotkań z nim.
• Oprócz pełnienia szczególnej roli w parlamencie brytyjskim z siedzibą w Londynie, Monarcha pełni formalną rolę w zdecentralizowanych zgromadzeniach Szkocji, Walii i Irlandii Północnej.”
MałgosiuW, a gdzie fotoreportaż z ostatniego wypadu?
Opole jest mi miastem nadal nieznanym. Widziany „okiem” Danuśki przedstawia się wspaniale. Może kiedyś uda nam się powędrować jego uliczkami.
Kulinarnie podaję dania na dni gdy za oknem szaruga, wietrznie i niestety paskudnie. Ostatnio zupa ogórkowa i fasolka po bretońsku. Rozgrzewające dania, choć to ostatnie niekiedy z … wiadomym skutkiem.
Upiekłam również ciasto piaskowe według nowego, prostego przepisu (mój prosty w wykonaniu gdzieś „zadziałam”, a niestyt nie pamiętam). Jajka, masło, mąka i cukier. Wyszło wspaniale.
Niedyspozycja przetrzymała mnie na sofie prawie trzy tygodnie. Nie mogłam chodzić, a do tego musiałam trzymać nogę wyżej. Ludzie, TRAGEDIA!. Zwariować można było. Człowiek zdrowy, a tu taki klops.
Pozdrawiam Was serdecznie
e.
Pod koniec lipca była dyskusja na temet musztardy Dijon, a raczej jej braku. Trafiłam na artykuł (Leo Sands, BBC News, 20 Maja 2022) związany z trudnościami w jej dostawie i produkcji.
Wieści podane nie są korzystne dla amatorów tego przysmaku . Niestety.
„Ogólnokrajowy niedobór spowodowany jest brakiem nasion gorczycy potrzebnych do produkcji przyprawy.
Susza w Kanadzie, słabe zbiory we Francji i wojna na Ukrainie doprowadziły do zmniejszenia dostaw nasion gorczycy dostępnych dla producentów.
… Tymczasem we Francji krajowe zbiory nasion gorczycy przez trzy lata z rzędu nie spełniały oczekiwań, ostatnio z powodu mokrej zimy i mroźnej wiosny.
Luc Vondermaeson, dyrektor zarządzającym trzeciego co do wielkości producenta musztardy we Francji, La Reine de Dijon, powiedział BBC, że produkcja odbywa się na poziomie 20-25% poniżej normy.
Co prawda nasiona wciąż można było znaleźć w styczniu i lutym, ale od tego czasu dostępność spadła. Rynek jest całkowicie pusty. Wszystko zostało zarezerwowane i mamy trudności z uzyskaniem nasion”.
Wspomniany artukuł podaje również informację, że „…w zeszłym miesiącu w Wielkiej Brytanii zakłócenia w dostawach oleju słonecznikowego z Ukrainy doprowadziły do tego, że supermarkety ograniczyły liczbę butelek oleju spożywczego, które klienci mogli kupić”.
Ale o to należałoby zapytać naszych Wyspiarzy.
Bezdomny,
Twój sąsiad z Jamaiki ma absolutną rację! Mógłby zostać koleżką mojej Kenijki.
Przed moimi podróżami do Afryki i przed poznaniem Afrykańczyków mniej sobie zdawałem sprawę co Brytyjczycy zrobili w wielu rejonach tego kontynentu, i w tysiącach innych miejsc na ziemi.
Moja ponowna podróż do Afryki stoi jednak pod znakiem zapytania – wszystko zależy od mojego zdrowia, a jeżeli to miałoby jednak się zdarzyć, to będą to znowu okolice równika.
Ten drogowskaz na zdjęciu fajny!
Echidno,
dobrze, że jesteś już na chodzie. Takie uziemienie/ a właściwie usofienie/ musi być okropne.
A co do musztardy – to marna pociecha w natłoku złych wieści – jej akurat u nas nie brakuje. Czy to dobry urodzaj gorczycy, czy raczej małe spożycie tego produktu powodują, że różne odmiany musztardy zalegają na sklepowych półkach. U mnie w domu zużywa się jej bardzo mało.
A politycznie – jako zdecydowana przeciwniczka monarchii nie potrafię zrozumieć sensu i potrzeby utrzymywania tej formy ustroju, a przede wszystkim fascynacji królewskimi rodami. Ale podobno przeciwnicy w Wielkiej Brytanii są w mniejszości.
W Polsce nie ma monarchii i nie ma potrzeby byc przeciwniczka/przeciwnikiem.
W Kanadzie kilkanascie lat temu bylo referendum i wiekszosc ludzi bylo za utrzymaniem monarchii. Demokracja! Echidna dobrze to ujela we wpisie wyzej – rzad rzadzi, nie krolowa. Echidna to rozumie, my tez oraz inni, ktorzy zainteresowali sie tematem, na czym polega monarchia brytyjska. Elzbieta II nie zabijala, nie gwalcila i inne rzeczy, ktore zarzucaja jej bezdomny i Nowy -nie mylic Elzbiety II z wiekami British Empire!
Nie Wasze podatki szly na utrzymanie krolowej – moje szly, wiec nie rozumiem waszego swietego oburzenia. Lata temu ja mialam dyskusje z Helena (jesli ktos pamieta), wlasnie na temat. Helena dala mi inna perspektywe patrzenia na Elzbiete II, mieszkajac w UK. Zadalam sobie trud, poczytalam wiecej – i jak mowie, nie nalezy mylic ery rzadow Elzbiety II z wiekami kiedy Brytania rzadzila polowa swiata. Mniej wiecej, raczej mniej. Dlaczego skupiacie sie na niej i nie pamietacie o krolestwach jak Belgia, Holandia, Portugalia i tak dalej? Oni tez zdobywali „nowe swiaty” i byli okrutni w swych rzadach. Elzbieta II byla osoba, ktora starala sie byc tym, kto lagodzi spory, stara sie czynic dobro, a nie byc persona, ktora „miesza”.
Mysle, ze z nia odeszla pewna era i byc moze WB pozbedzie sie monarchii – bo Charles nie ma dobrej opinii i nie bedzie nigdy mial szansy na zdobycie szacunku – ale EII zapracowala sobie w ciagu 70 lat na szacunek.
I kto wie, czy Brytyjczycy ( mlodsza generacja) nie bedzie sie chciala pozbyc znaczenia monarchii. Elzbieta II byla na tronie dluzej, niz ja zyje, a zyje dosc dlugo.
Tyle moje 5 groszy na ten temat .
Malgosia,
ja tez czekam na Twoje zdjecia z podrozy na ten kontynent – miedzy innymi po to, zeby porownac Twoje wrazenia i rzeczy, ktore zwrocily Twoja uwage.” Pokaz mi swoje,ja Ci pokaze moje”, tez pare dni temu wsiedlismy w samolot i pisze z podrozy 😉
Dzisiaj o polnocy wznieslismy toast za Jerzora…. siedem zero 😉
Nie powiem, gdzie – ale jak wrocimy z podrozy, takiej ad hock podjetej decyzji z dnia na dzien prawie (kulinarne zdjecia tez!), to bedziecie gdzie, jesli kogokolwiek to interesuje.
Dobranoc!
Alicja,
Najmniej obchodzi mnie na co chcesz by szły twoje podatki, pamiętam jednak twoje oburzenie gdy poruszony był na blogu temat przymusowych internatów dla dzieci – rdzennych mieszkańców Kanady, cytuje z pamięci – „ja płacę podatki, a oni mają przywileje”, co mnie do głębi poruszyło. Jak można tak napisać.
Jeśli, jako poddana królewskiego dworu na Wyspach chcesz ich utrzymywać, to utrzymuj. Istnieje pewnie w Kanadzie nawet możliwość, że jeśli ktoś chce płacić na ten dwór więcej niż wynika to z podatkowych przepisów, to może…..
„Dlaczego skupiacie się na niej i nie pamietacie o krolestwach jak Belgia, Holandia, Portugalia i tak dalej? Oni tez zdobywali „nowe swiaty” i byli okrutni w swych rzadach.” – otóż dlatego, że teraz media zarzucają nas wiadomościami z Wysp, a nie z Belgii czy Holandii. Poza tym, jak wiesz jestem bardzo blisko z dawną kolonią brytyjską, a nie inną.
Wygląda na to, że mało śledziłem pracę Elisabeth II i nie wiem o jej wielkich osiągnięciach. Przez chyba trzy lata miałem przez ścianę sąsiadów – on Amerykanin, ona Irlandka urodzona, wychowana i mieszkająca prawie całe życie w Belfaście. Wieczorne nasze rozmowy były bardzo częste, czasami kilka razy w tygodniu. Przy każdej okazji Patrycja podkreślała, że to nie jest jej królowa i nigdy nie będzie. Jakoś akurat tego konfliktu EII nie załagodziła. Myślę, że teraz Zjednoczone Królestwo może stać się coraz mniej „zjednoczonym”.
Ale może się nie znam.
Naprawde nikt nie musi sledzic polityki takiej czy siakiej, jesli sie nie interesuje albo go nie dotyczy. Nie ma o co wytaczac dzial – ale nie podobalo mi sie, kiedy Nowy i Arkadiusz zaczeli pluc na E II, jakby to ona byla winna wszelkiemu „imperialnemu” zlu, sprzed wiekow. Krytykujac kogos, warto wiedziec, co dokladnie sie krytykuje.
Ale dzisiaj jest nowy dzien, zostawmy stare spory.
Pochmurno, ale cieplo, Jerzor na pozyczonym rowerze robi rundke naokolo miasta, ja popijam herbatke, musze nabrac sil, bo jestem gospodynia wieczoru, wszak urzadzam Jerzorowa siedemdziesiatke dzisiaj! Na szczescie znam knajpy w tym miescie od lat i jedna z nich jest moja ulubiona.
Zdam sprawe, fotosprawe, kiedy bede w domu – za pare dni. Na razie kontemluje widok z okna, wlasnie zrobilam zdjecie 😉
Tyle na zrazie!
p.s.
Celebracje Jerzora urodzin zainicjowal wczoraj o polnocy pewien znany nam dwudziestolatek – poczekajmy do polnocy, powiedzial, otworzmy szampana… jego Tata obchodzil urodziny wczoraj, 12-go. Tate znamy! Ale jest to mlody facet w porownaniu z mlodym Jerzorem 😉
A propos tytulu wpisu Gospodyni, osmielam sie przypomniec, ze, slowami Budki Suflera:
„Ta niedziela jest jak film, tani, klasy B…”
Bo ktora to juz niedziela?
Przepatrujac wiadomosci z kraju – brawo Maciej Stuhr!
Przyjemnego wieczoru zycze wszystkim, my za 2 godziny zasiadziemy w mojej ulubionej knajpie celebrowac Jerzora mlode lata, mam czas na wrzucenie troche urody na twarz.
Jesieni jeszcze nie widać, wokół zielono, tylko przy lasach stoją samochody grzybiarzy. Ale grzybów raczej niewiele. Komuś zdarza się trafić na prawdziwki, ale to rzadkość. Nie mam ciśnienia na grzyby, bo zostały mi suszone z dobrego ubiegłego roku. Na spacerach czasem zbiorę troszkę, tak dla jednej osoby; mąż nie przepada za grzybami.
Ale kilka dni temu nazbierałam owoców róży pomarszczonej/ to ta o dość miękkich kulistych owocach/ do ususzenia. Czyszczenie było mozolne, ale trud się opłacił. Suszyłam w suszarce do grzybów, można też w piekarniku.
Śliwki węgierki są w sprzedaży, ale są jeszcze mało dojrzałe. Zdecydowanie lepsze są teraz śliwki dąbrowickie, większe i słodsze.
ASIU,
brakuje tu Ciebie. Jeśli miałabyś czas i ochotę, to zajrzyj na blog 🙂
Krystyno – jestem 🙂
Lato mija powoli, jest coraz zimniej, poranki są mgliste. Urlop tylko mignął, minął aż za szybko. Jak wiedzą bywalcy FB w tym roku odwiedziłam fyrtel Ewy i Irka. Byłam w Lublinie i Kazimierzu. Piękne miejscowości, które od dawna chciałam odwiedzić. Udało się w tym roku. Pogoda dopisała. Byłam z siostrzenicami, wszędzie poruszałyśmy się pieszo, włóczyłyśmy się od rana do wieczora. W Kazimierzu, w upale, przewędrowałyśmy prawie 25 km. Trafiłyśmy też na Festiwal Klezmerski. Dodatkowa atrakcja – cztery wieczorne koncerty.
Krystyno – pisałaś ostatnio o fejsbukowych wiadomościach grzybowych. Czy masz konto na FB? 🙂
Jolly – w Londynie na pewno tłumy, ale dacie radę, takie wielkie uroczystości zdarzają się u was często, macie na pewno odpowiednie procedury. Jest to męczące, ale po 20 będzie spokojniej. Już po urlopie czy przed?
Pokażę Wam trochę wrześniowego kiczu, bo niektóre z tych zdjęć przypominają obrazki z serii „Jeleń na rykowisku”. 😀
Pepegorze – mała sarenka ma się dobrze, jest już prawie tak duża jak mama.
https://photos.app.goo.gl/oBRhPSrbTmL3dAoJ9
Asiu 🙂
konta na FB nie mam, ale mąż przekazuje mi nieraz różne wiadomości ze swojego . Uznałam, że własne konto zabierałoby mi zbyt dużo czasu.
Urlop, jak widzę, bardzo udany. Pamiętam Twoją relację z Krakowa.
Kazimierz i okolice trochę poznałam, Lublin był tylko przejazdem, więc się nie liczy.
Widoki przyrody, a zwłaszcza zwierząt zawsze robią wrażenie. Nic więc dziwnego, że ludzie chcieli je utrwalać na obrazach. I stąd ” Jelenie na rykowisku” lub „Sarenki u wodopoju”. A sarny upodobały sobie łąki koło Twojej pracy. Czują się tam bezpiecznie.
Bezpieczny za to nie był łoś, który wędrował po leśnych obrzeżach Trójmiasta. Sprawa jest świeża i ze smutnym zakończeniem. Łosia widywano i podobno próbowano schwytać. W końcu dotarł w rejon portu w Gdyni. I tam zginął z ręki, a właściwie strzelby miejskiego łowczego. Bo niebezpieczny dla ludzi, bo chory/ co stwierdzono już po fakcie/, i wszystko w zgodzie z przepisami. Innego rozwiązania, czyli uśpienia i wywiezienia w bezpieczne miejsce nie podjęto, bo pewnie było zbyt kłopotliwe. Oburzenie ludzi wyrażane w komentarzach pod artykułem na trójmiejskim portalu jest wielkie, ale co się stało, to się nie odstanie i pewnie nikt wniosków z tej historii nie wyciągnie.
Przykra jest ta historia z łosiem.
U nas na tych łąkach mamy stado saren, lisa, bażanty, teraz żurawie. Błotniaki stawowe.
A tu jaskółcza mama nakarmiła dziecko ważką. Jak powiększycie zdjęcie to widać owada w dzióbku 🙂
https://photos.app.goo.gl/d3zPmaAv85pA9rrA9
Tak, czy inaczej Alicja,
Przekaż Jurkowi – niech mu się wiedzie jak najlepiej przez całą rozpoczętą dzisiaj siedemdziesiątkę! Zdrowia i super roweru by mógł czmychnąć na chwilę jeśli by mu kiedyś coś doskwierało! Urodzinowo – powodzenia Jurek!
Jerzorowi serdeczne urodzinowe pozdrowienia wraz z życzeniami zdrowia, codzienności bez trosk, finansowej pomyślności oraz nowych, urokliwych duktów pod kołami roweru.
W imieniu Jerzora dziekuje za zyczenia – z tymi nowymi duktami pod kolami bedzie trudniej, raczej powrot w stare koleiny 🙂
Ale dobre i to.
Najlepsze życzenia dla Nieustająco Młodego Jubilata Jerzora 🙂
https://blog.zodio.fr/wp-content/uploads/2018/11/img_9493b-copie-copie.jpg
Podrzucam ciekawy, jak sądzę, artykuł królowej Elżbiecie i o kolonialnej przeszłości Korony: https://tiny.pl/wgngk
Nadal grzybowa posucha zatem kolacyjne risotto zrobiłam z pieczarkami, a nie z leśnymi grzybami, jak to ongiś bywało o tej porze roku.
Danapola,
Jurek jest pod wrazeniem! tort jak malowanie! Dzisiaj tez wrocilismy wlasnie z urodzin pewnego bardzo przystojnego 24-latka. Wczoraj Jerzora, a przedwczoraj ojca tego 24-latka, 35 lat starszego. Wszystko w rodzinie!
Jutro powrot w pielesze, wlasnie pijemy pozegnalne uzo, ktore pomoze nam strawic urodzinowa kolacje. Do picia kolacyjnego bylo Primitivo, co przypomnialo mi Gospodarza naszego ukochanego, a z bialych, suprise-surprise, Gruner Wetlinger, dla mnie zawsze zwiazane z Panem Lulkiem.
Dobranoc 🙂
Danuśka,
dzięki za ciekawy artykuł.
Danusia,
Ja też bardzo dziękuję za artykuł! To właśnie jest cała prawda! Odkąd poznałem trochę świat jestem i będę za tymi, których wykorzystano, ograbiono, zabijano.
Codziennie przejeżdżam obok rezerwatu Indian Shinnecock, od wielu lat, każdego dnia. Zostało ich około 200. W ogóle już samo pojęcie „rezerwat Indian”, czyli ludzi, w XXI wieku powinno budzić sprzeciw. Nie tutaj, nie w Kanadzie….
Ciekawy ten urywek o królu Belgii, jak się chce to jednak można!
Moje zdjęcia z USA. Nie wiem co się stało , ale trafiły na mój dysk zupełnie pomieszane mimo prawidłowych dat na plikach. Spróbowałam je ułożyć w miarę chronologicznie. Podróż zaczęła się od Nowego Yorku, potem Las Vegas ( nasz wnuczek odmieniał to „byliście w Lesie Vegasie”), a potem parki narodowe: Red Rock Canyon, Valley of Fire, Zion, Bryce, Canyonlands, Arches, Wielki Kanion Kolorado ( lot helikopterem w deszczu), do Doliny Śmierci nie dotarliśmy , bo ją zalało i rozmyło drogę, Park Sekwoi, Park Yosemite, Monterey (rejs w poszukiwaniu wielorybów – ogony widać i wrzeszczące foki przy brzegu), na koniec San Francisco. Trochę więcej wspomnień później, na razie przebrane fotki, w życiu nie zrobiłam tylu zdjęć.
https://photos.app.goo.gl/VeDFTKWLxmLFHBWK9
Jestem na lotnisku, wiec przyjemnosc obejrzenia sobie zdjec z Malgosinej wycieczki zostawie na duzy monitor w domu. Ciekawi mnie, jak Malgosia to widziala – w wielu miejscach bylismy duzo wczesniej i zmiany sa!
Pomachanko z tej Strony Wielkiej Wody, bylismy krotko, ale prawie codziennie czyjes urodziny. Wydaje sie nam, ze juz przynalezymy do tego klanu od40lat.
Very impressive Małgosi. Sześć stanów! Powiedz jeszcze ile czasu spędziliście na zwiedzaniu miast oraz wspaniałych wytworów Matki Natury. I czy to była wycieczka prywatna czy zbiorowa.
Tyś nie zrobiła tylu zdjęć w życiu, ja – przyznam szczerze – raz jeszcze muszę przejrzeć Twój album by powoli delektować się widokami z Waszej podróży.
Echidno, 3 tygodnie, 7-mioro znajomych, wycieczka prywatna , ale organizowana przez biuro podróży. Widoki oszałamiające, niestety zdjęcia to nie to samo.
Wreszcie udało mi się obejrzeć zdjęcia Małgosi. Od wczoraj są u nas wnuki/ nie było ich miesiąc/, więc jestem trochę zaabsorbowana. W dodatku prawie cały czas pada deszcz, więc o boisku, lesie czy spacerach nie ma mowy.
Nowojorskie zdjęcia obejrzałam ze starszym wnukiem, bo był tam z rodzicami 5 lat temu. Miał już 7 lat, więc dużo pamięta. Obejrzeli chyba wszystkie miejsca pokazane przez Małgosię. Takich detali jak pomnik Władysława Jagiełły nie pamięta, ale za to zapamiętał, że obok placyku z rolkarzami był ” bardzo fajny sklep z z różnymi grami”.
W ” Lesie Vegasie” nie byli, za to trochę czasu spędzili na Florydzie; wiadomo, że z dziećmi podróżuje się inaczej. Wyjazd organizowali sobie sami. Kolejną podróż za ocean planowali na 2020 rok, bilety i rezerwacje załatwione, ale wyszło jak wyszło.
Wspaniałe są zdjęcia gór, a najbardziej osobliwe te w szczelinach skalnych. Widoki niesamowite, no i ta skala…
Małgosiu, dziękuję za trud zdjęciowy, ale było warto 🙂 .
Małgosia,
Mieliście bardzo fajne wakacje i dużo zobaczyliście. Dziękuję za zdjęcia.
“Glean “
U nas w tym roku jest ubogi sezon na warzywa i owoce. Mielismy zimna wiosne chyba az do konca maja. Projekt “glean” ma malo zgloszeń.
Nasze drzewo “crabapple” ma doslownie kilka owocow. To samo z śliwkami. Rok temu bylo duzo owocow.
Dzisiejsze ogloszenie “glean”:
-pomidory (cherry tomatoes yellow and red)
-Jerusalem artichoke. (Musialam sprawdzic co to jest)
-European pears (tez sprawdzilam i nie wiem co to jest)
-Hazelnuts
– Apples
U sasiada dojrzewaja gruszki i orzechy laskowe. Czekam na jedno i drugie.
Korekta: u sasiada dojrzewaja orzechy włoskie nie laskowe. Czekam na włoskie. Laskowe rosna w lesie. 🙂
MałgosiuW – podczas szybkiego, a co za tym idzie pobieżnego przeglądania Twoich fotografii z wspaniałej wycieczki, zwróciłam szczególną uwagę na fotkę z Mesa Arch przedstawiającą skałę przypominająca szpon łownego ptaka lub karykaturalnie zakrzywiony dziób. Dlaczego? Coś mi przypominała i po krótkim zastanowieniu Eureka! Nie tak dawno oglądałam program „Fake or Fortune”. Jest to cykliczny program BBC prowadzony przez Philipa Mould (znany międzynarodowy handlarz dziełami sztuki) i Fionę Bruce (wieloletnia dziennikarka BBC). Oglądany odcinek poświęcony był rzeźbie o jakiej autorstwo posądzano znanego rzeźbiarza Henrego Moore (gdyby tak było cena rzeźby poszybowałaby niebotycznie w górę). Ostatecznie, po wnikliwej pracy „detektywistycznej ustalono, że twórcą była rzeźbiarka z Norfolk, Betty Jewson (miała okazję poznać H. Moore). Wycena, jak się domyślasz nie była szokująca.
Zobacz sama (trzecia fotografia od góry strony):
https://www.bbc.com/news/uk-england-norfolk-57986891
Z tego samym miejsca (chyba) pochodzą wyrzeźbione w skale futurystyczne fale. Natura jest niedoścignionym rzeźbiarzem i malarzem i choć jak wspominasz fotografia nie odda rzeczywistych odczuć i wrażeń, niemniej przybliża miejsca, krajobrazy, a nawet magię utrawlonych w kadrze przestrzeni – czy to w styczności z przyrodą, czy w aglomeracjach miejskich.
Dziekuję za przybliżenie miejsc jakich obawiam się nie dane mi będzie zobaczyć.
Zastanawiam sie czy szmaciak i maitake to ten sam grzyb. Tu jest opis w polskim Wikipedia. Szmaciak lubi drzewa iglaste.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Siedzu%C5%84_sosnowy
Maitake rosnie u podstawy drzew lisciastych (dab, klon)
Maitake opis (grifola frondosa) wiki po angielsku
https://en.wikipedia.org/wiki/Grifola_frondosa
Orca,
też jestem ciekawa jaką to gruszkę nazywacie u was „European pears“.
O tych szmaciakach była niedawno mowa na blogu. Doczytałam się że polski mykolog uznał nazwę „szmaciak” za nieprzystojną i nazwał grzyb „siedzuń”.
Pewnie dlatego że siedzi jak kura na grzędzie. W Niemczech grzyb nazywa się
Fette Henne , tłusta kwoka , czyli pasuje.
Ten drugi „tańczący grzyb” o którym piszesz nazywa się po polsku zupełnie niezrozumiale „żagwica” czyli „żagiew” czyli pochodnia.
Proste sprawdzanie, czy nazwa angielska to ten sam grzyb, tylko nazwa polska – wiki zawsze podaje nazwę łacińską obok.
Gruszka europejska, którą wszyscy znamy, bo jest bardzo popularna, to „bartlett”.
Jest też kilka znanych odmian gruszek polskich, ja kojarzę klapsa i konferencję.
No i ulęgałki (albo tzw. „dziczki”). ale ponieważ drzewo było „poniemieckie” (tzn. na Ziemiach Zachodnich), nie można chyba nazwać ulęgałek gruszkami polskimi 😉
Zapomniane gdzieś w sianie czy słomie na strychu – w środku zimy świetnie smakowały – a śœieże były twarde jak kamień.
Grzyby! Ponoć sezon się zaczął, ale ubogo, bo było bardzo sucho. Macie już jakieś grzybowe osiągi?
Eva47,
Jestem zdziwiona widokiem mojego komentarza na temat grzybow. Ten sam komentarz zamiescilam kiedy Krystyna pisala o grzybach. Nie wiem skad sie wziela ta kopia. Ale dziekuje za nazwe “tlusta kwoka “. “Tanczacy grzyb “ tez ciekawy. Sprobuj przy okazji tanczace grzyby. Jestem ciekawa co napiszesz. Ja bardzo je lubie.
Alicja,
Nie wiedzialam ze chodzi o Bartlett. Bardzo smaczne usmazone kawalki w masle i polane sokiem z cytryny.
Gruszki Bartlett są u nas w ofercie niektórych sklepów pod taką właśnie nazwą. Bardzo ładne, w kolorze wpadającym w czerwień. Przyzwyczaiłam się do Konferencji, ale jak będzie okazja, spróbuję Bartlett.
Orca,
pamiętałam o projekcie glean i byłam ciekawa, jak wygląda w tym roku. Jak widać, każdy rok jest inny.
Przy okazji tego niespodziewanie powtórzonego komentarza o grzybach przyjrzałam się jeszcze raz grzybom maitake/ żagwica/ i wydaje mi się, że mogłam go widzieć w naszych lasach, ale jeśli to był rzeczywiście ten grzyb, to niewielkich rozmiarów, a poza tym nie zbieram żadnych nieznanych grzybów, więc i niezbyt się im przyglądam.
Grzyby chyba są w naszych lasach, ale grzybiarzy mnóstwo. Szansa na jakieś konkretne zbiory jest w miejscach odległych od dróg i parkingów. Kuzynka męża przysłała nam zdjęcia całej skrzynki prawdziwków, ale dostała je od kogoś z rodziny, kto zbierał je na Kaszubach. Mieliśmy sporo deszczu w ostatnich dniach, więc grzyby powinny jeszcze urosnąć. W zasadzie grzybów nie potrzebuję, bo mam i suszone, i marynowane, ale trochę usmażonych chętnie bym zjadła. No i samo chodzenie w lesie to wielka przyjemność.
Krystyna,
To samo u mnie. Zbieramy tylko to co znamy. Tu jest dosyc duzo chetnych zbierania grzybow. Ludzie trzymaja w tajemnicy miejsca gdzie sa kurki i inne grzyby.
Czekamy na deszcz z wielu powodow. 🙂 Grzyby to tylko jeden z tych powodow.
U mnie deszcz (wczoraj też trochę padało), ale to kropla w morzu potrzeb. No i jesień prawie, a deszcz był potrzebny wiosną i latem, oczywiście od czasu do czasu.
Grzyby może i wychyną po tych opadach, ale są zdecydowanie za daleko. Kanie okołochałupowe w tym roku też nie dopisały.
Tak jest, zbieramy to, co znamy na 100% – nie umiem zbierać grzybów na podstawie zdjęć z atlasu, musi mi ktoś pokazać. Aczkolwiek żółciak jest już mi znany, Irek podpowiedział 😉
Ogloszenie “glean”
-Jablka
-gruszki
Wlasciciel nie zna nazwy odmiany jablek i gruszek.
Przy jednym z tych gloszen wlasciciel pisze ze dopiero w tym roku kupil to miejsce. Pisze ze jest 95 drzew jabloni. Wszystkie drzewa sa zaniedbane. Pisze ze 15 z tych drzew ma owoce.
Nowe ogloszenie “glean”
Italian plums czyli Węgierki 🙂
U Alicji deszcz, Orkca wspomina o jabłkach i gruszkach niewiadomego rodzaju, a u nas … No właśnie, też deszczowo, niekiedy zimno i to dość dotkliwe, deszcze nas nie omijają i niestety chwasty rosną na potęgę. Ot cierpienie niedorosłego ogrodnika.
Wczoraj na obiad zrobiłam duszoną paprykę z mięsem, dziś leczo a’la carte by me, to znaczy zamiast boczku wieprzowina.
Blogowa Banda gdzieś się zawieruszyła… Hej, Hej! Czy tylko echo odpowie?
To nie jest “glean” 🙂
Orki przeplynely niedaleko mostu Narrows Bridge in Tacoma
https://komonews.com/news/local/photos-orca-whale-sighting-near-titlow
Wrzesien to pora migracji łososia. Zwierzęta w tym orki sa tam gdzie jest jedzenie. 🙂
Hop hop!
U mnie królują śliwki kalifornijskie (California plums), a dzisiaj śliwki niebieskie (Blue Damson). Jem je kilogramami, nie robię żadnych przetworów, bo po pierwsze nie mam sadu, po drugie – nie mam dla kogo robić. Zawsze można kupić 😉
Ze śliwkami węgierkami (Common purple plum) jeszcze się tu nie spotkałam.
Za jakieś 2-3 tygodnie trzeba będzie pojechać po jabłka „do chłopa – ogrodnika”.
20c, zachmurzenie zmienne.
U nas nocka ciemna lecz że nie widać gwiazd, pochmurna.
Łososie migrują, a tu przykra wiadomość z Tasmanii:
https://www.abc.net.au/news/2022-09-21/mass-whale-stranding-at-tasmanias-macquarie-harbour/14061862
Dobranoc z mojej połówki
U mnie też śliwki, węgierki albo dąbrowickie, albo inne podobne. Byle miękkie i słodkie. Ponieważ niedawno nazbierałam nad jeziorem trochę mirabelek/ zupełnie niepotrzebnie/, więc miałam wybór – albo wyrzucić, albo zrobić trochę dżemu. Zrobiłam dżem, ale na przyszłość mam omijać mirabelki.
Trafiłam na artykuł kulinarny o kuchni Dolnego Śląska. Nie wiedziałam, że tradycyjną potrawą jest tam m.in. bigos z czerwonej kapusty, bez mięsa, za to z suszonymi śliwkami i wieloma przyprawami. Pewnie jest dość podobny do duszonej czerwonej kapusty. Ale za to nie potrafię sobie wyobrazić tradycyjnego deseru- ptasiego mleczka śląskiego, czyli zapiekanej maślanki. Chciałam znaleźć przepis, ale bez powodzenia; są tylko ptasie mleczka ze skondensowanego mleka.
Inne ciekawostki kulinarne znalazłam nie w prasie, ale w opowiadaniach Kornela Filipowicza. Ciekawe, czy wiecie, że kulesza to ugotowana na gęsto kasza kukurydziana, rodzaj mamałygi, podana ze skwareczkami. A do hreczki podawano podśmietanie/ mowa jest o latach 20. ubiegłego wieku/. Tu domyśliłam się co nieco. Z internetowych informacji wynika, że jest to mieszanka gęstej śmietany ze zsiadłym mlekiem. Takie potrawy jedzono nie tylko na wsiach, ale i rodzinach mieszczańskich.
A prozę Filipowicza czyta się z wielką przyjemnością.
Kuchnia Dolnego Śląska musi być zbieraniną z wielu regionów – przecież zasiedlali te regiony po wojnie przesiedleńcy ze wschodu, a także tacy (jak moi Rodzice i Dziadkowie), którzy widzieli tam swoją szansę na ułożenie zupełnie nowego życia.
O bigosie z czerwonej kapusty pierwsze słyszę, chociaż w niejednym domu dolnośląskim jadałam, o restauracjach regionu nie wspominając.
Nie jestem pewna, czy 77 lat miszungu wystarczy na wykształcenie regionalnej kuchni – tym bardziej, że z nastaniem XXI wieku zmienił się asortyment dostępnych na rynku produktów i w każdej kuchni można zaszaleć i zaimportować nowinki z całego świata 🙂 I tak się dzieje. Nie potrafię wskazać ani jednej tradycyjnej tylko dla Dolnego Śląska potrawy, jak na przykład pyry poznańskie mają swojego gzika, czy Ślązacy roladę z kapustą modrą i kilka innych potraw, górale kwaśnicę, nie mówiąc już o kuchniach regionalnych Polski na wschód od Wisły. Irek wspominał niejeden raz o potrawach, o których ja nigdy nie słyszałam (cebularz!).
Jako rodowita dolnoślązaczka, długoletnia mieszkanka (i doroczna bywalczyni teraz) uważam, że my mamy wszystko, oprócz tradycyjnej kuchni regionalnej 🙂
Ale to moja osobista opinia.
Krystyna,
Mamałygi jeszcze nie jadłam. Lubie kukurydze. Ładnie wyglada pole kukurydzy. Teraz jest sezon I kukurydza wkrotce bedzie dojrzała.
Moim ulubionym daniem z kukurydzy jest meksykanskie danie o nazwie tamale. W restauracji meksykanskiej tamale jest serwowany z miesem lub innymi dodatkami. Dla mnie samo tamale bez dodatkow jest bardzo smaczne. Mozna to potraktowac jako deser bo kukurydza jest slodka w smaku.
Nigdy nawet nie probowalam robic tamale. Te ktore jadlam w restauracji sa bardzo smaczne. Tamale to zmielona kukurydza z dodatkami owinieta w lisc kukurydzy lub w lisc banana i upieczony. Internet oferuje duzo zdjec tamale.
Echidna,
Czasami czytam o wielorybach w tragicznych sytuacjach. Bardzo przykre.
Kuchnia dolnośląska przed wojną to była kuchnia niemiecka. Próbowałam się czegoś doczytać o potrawach wymienionych przez Krystynę ale znalazłam tylko
Breslauer Rotkraut czyli duszoną czerwoną kapustę serwowaną do mięsa. Bigos z niej zrobiono już po wojnie dodając mięso i kiełbasę. W internecie jest pełno przepisów na „bigos wrocławski”. Też nie miałam pojęcia.
Orca,
znalazłam w moim mieście restaurację która serwuje tamale, czy ten liść też trzeba zjeść?
Eva47,
Liść nie jest do jedzenia. Poprawia smak tamale podczas pieczenia i rowniez trzyma w calosci mieszanke mielonej kukurydzy z przyprawami. To cos jak trzymanie w calosci pieroga. Tylko w pierogu jemy wszystko.
Jestem ciekawa jak Ci smakuje tamale.
Liscie kukurydzy (corn husks) sa wykorzystane nie tylko w kuchni ale rowniez do robienia roznych dekoracji, lalek, do wyplatania i wszystko co przychodzi do wyobrazni. Poszukalam internet na przyklady “corn husk art “ i nie moglam sie na nic zdecydowac. Wszystkie sa ładne. Przyklad lalki wykonanej z corn husk.
https://lh5.ggpht.com/_bryxLa-WW5g/SrCSIgKmkUI/AAAAAAAACWc/tSoR9HrbHo0/s1600-h/003%5B4%5D.jpg
“Corn husks” to liscie ktore sa na “corn cob” czyli miejsce gdzie sa nasiona kukurydzy.
Cala rosline “corn stalk” rowniez mozna wykorzystac do dekoracji. O ile wiem tylko “corn husks” sa wykorzystane w kuchni.
Jak tradycyjne, to tradycyjne:
https://www.onet.pl/styl-zycia/kb-fajnegotowanie/10-najsmaczniejszych-zup-kuchni-polskiej/7mvev39,30bc1058
Tutaj jest początkowy fragment wspomnianego artykułu/ czytałam go w całości w wersji papierowej/: https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,53667,28914184,zur-slaskie-niebo-kluski-wroclawskie-bigos-przepisy-kuchni.html
Wymienione są także kluski wrocławskie, czyli śląskie bez dziurki za to z małymi grzankami w środku. Takiej wersji też nie znałam. Z dawnych czasów, kiedy nie było bagietek, pamiętam długą bułkę wrocławską krojoną poprzecznie lub ukośnie na kromki.
Wszystkie zupy z linku Alicji są nadal popularne, choć czerninę jedzą tylko smakosze tego specjału; szczawiowej nie jadłam już wiele lat, a kiedy latem zaproponowałam mężowi taką zupę, bo znalazłam miejsce z rosnącym szczawiem, to odparł, że może niekoniecznie. Z niewiadomych powodów nie gotuję też ogórkowej, ale jest jesień i nowe ogórki kiszone, więc może i o ogórkowej nie zapomnę.
Ostatnio starszy wnuk stwierdził, że przestał lubić zupy/ w wcześniej zajadał się rosołem i pomidorową/; a co mu najbardziej smakuje? – chińszczyzna! Na szczęście kluski śląskie z gulaszem i buraczkami albo kurczaka z ryżem i marchewką nadal bardzo lubi.
Ale mnie głodzicie 🙂
Czerninę pamiętam z dzieciństwa i bardzo mi smakowała – nie widziałam jej też w menu żądnej restauracji, ale to raczej zrozumiałe. Daaaaaawno nie jadłam zupy szczawiowej, a lubię! Pozostałe owszem – żurek czasem sama kiszę, ale przeważnie kupuję torebkowy w polskim sklepie, podobnie jak biały barszcz. Czerwony – również tradycyjnie i na okrągło zwłaszcza latem do picia kiszę, a wigilijny też nie ma prawa być z torebki. To jest taka prosta sprawa, zakisić buraki! Zawsze namawiam.
Uwielbiam flaczki, obojętnie po jakiemu (flaczki po warszawsku na przykład) – a propos flaczków, są one popularne w południowych Stanach (Louisiana, Alabama, Georgia) – trochę inaczej przyprawiane i przyrządzane, ale równie dobre. Flaczki to była potrawa biednych ludzi, bo któż miał zjadać resztki…
Do moich ulubionych zup zaliczyłabym niekoniecznie typowo polską zupę gulaszową. Kapuśniak też jest popularny, a nie ma go w spisie. Dobry w zimie na rozgrzewkę. A kartoflankę jakieś 10 dni temu zaliczyłam w Północnej Westfalii.
Tradycyjnie! Domową, bez skwarek, ale z podsmażaną, drobno pokrojoną westfalisher schinken.
Po covidowej przerwie w sobote w Polish Home w Seattle bedzie pierogi fest.
Menu
https://www.polishhome.org/wp-content/uploads/Copy-of-Copy-of-Seattle-Pierogi-Fest6-1187×1536.png
Orca,
ucieszyło mnie że Sauerkraut nie jest przetłumaczony.
Flaczki podają też we Włoszech, skąd wróciłyśmy wczoraj wieczorem wraz ze sprawdzoną i niezawodną towarzyszką podróży czyli Małgosią 🙂 W naszej wyprawie uczestniczyła jeszcze małgosina koleżanka, też wielce sympatyczna osoba, a jak wiadomo, skład grupy podróżniczej to bardzo istotna sprawa.
Flaczki w liguryjskim wydaniu były delikatne w smaku, zaprawione sosem pomidorowym i uznałyśmy, że taka wersja też nam odpowiada.
Co do włoskich zup to skosztowałyśmy minestrone oraz specjału, który zwie się mesciua: https://www.notatnikkuchenny.pl/mesciua-zupa-z-roslin-straczkowych/ Zupa jest podobna do naszej fasolowej, aczkolwiek nie jest gotowana na wędzonce.
Głównym celem naszej eskapady był region Cinque Terre:
https://podroze.onet.pl/ciekawe/cinque-terre-co-warto-zobaczyc-najwieksze-atrakcje-do-zwiedzania/xckspjr
Z Cinque Terre już niedaleko do Genui zatem w jadłospisach tej krainy królują wszelkiego rodzaju makarony podawane z pesto genovese. Zieloność genueńskiego pesto dobrze prezentuje się na talerzu, a wszyscy, którzy lubią bazylię lubią oczywiście makarony okraszone tym sosem. Największą niespodzianką były jednak lody bazyliowe (och, czegóż to nie można dodać do lodów!). Owszem spróbowałyśmy, ale nie przyznałyśmy tym lodom złotego medalu.
Zdjęć z podróży mamy sporo zatem na pewno je z Małgosią pokażemy, trochę jednak musimy nad nimi popracować.
Eva47,
Pierogi fest (wymowa “pirogi” 🙂 ) to popularne wydarzenie i wiele osób kazdej nacji na to czeka od Azji do Europy.
Przy ostatniej okazji kupilam trzy sloiki sauerkraut made in Poland. Czeka na bigos z suszonymi grzybami z minionego roku.
I jeszcze w kwestii pierogów, bo przecież włoskie gospodynie na pierogach znają się wyśmienicie: https://tiny.pl/wt5w6
Ciekawym odkryciem okazały się ravioli z mulami. Kochani, nic jednak nie przebije pierogów z serem w wykonaniu Misia Kurpiowskiego!
eva47,
bo sauerkraut tutaj to jest… sauerkraut 😉
Być może wywodzi się to stąd, że w tradycji typowo amerykańskiej kiszenie czegokolwiek nie było typowe, to przywieźli ze sobą osadnicy niemieccy. I wszelkie inne kiszonki. Na przykład ogórki kiszone to „dill pickles”, czyli ogórki z koprem – dill to zielone gałązki kopru z „kwiatem” nasiennym, a suche nasiona kopru to „caraway”.
Korniszony, czyli ogórki w occie – gherkins po tutejszemu.
Alicja,
po niemiecku koperek to też Dill. Zdziwiła mnie tylko ta nieprzetłumaczony kapusta.
Gdzie byłaś w tej Północnej Westfalii?
U zaprzyjaźnionych Niemców w Munster, którzy jak zawsze przyjęli nas rodzinną biesiadą – kilka osób zabrakło, ale reprezentowane są trzy pokolenia, od babci po wnuki. Babcię poznaliśmy pierwszą, w 1990 roku. Od tego czasu wizytujemy się, my częściej tam, bo po drodze do Polski, najczęściej lataliśmy do Amsterdamu, żeby wstąpić tu i tam. Teraz polecieliśmy na parę dni tylko do Munster, bo było parę rocznic do obchodzenia, niektóre okrągłe. Biesiada jest w Borken, a dom przerobiony ze starej chałupy połączonej z budynkami gospodarczymi – Marlis z prawej jest architektem i ze starego zrobiła bardzo fajną nowoczesność.
https://photos.app.goo.gl/CZSFVSgKERxHYjoy8
Kapusta po angielsku to jest cabbage, sour to kwaśne, ale jednak zachowano tradycyjną nazwę. Pierogi to też pierogi 😉
Istnieje sporo innych „nieprzetłumaczonych”, ale to normalka.
🙁 🙁 🙁
Umarł Gustlik, ale w pięknym wieku 94 lat, co daj nam Panie, który chyba do końca zachował przytomność umysłu, jakiś czas temu czytałam wywiad z nim. Gustlik Gustlikiem, ale on miał wiele znakomitych ról, podobnie jak wszyscy z Czterech Pancernych. Mnie się wyjątkowo podobał w filmie „Jańcio wodnik”.
Znakomita postać. Franciszek Pieczka.
Alicjo,
chciala bys rzeczywiscie dozyc tego wieku?
Mojej matce brakowalo do 98 pare miesiecy – przy dobrej, nawet bardzo dobrej kondycji duchowej. Mimo obecnosci naszej, tzn dzieci, wnukow czula sie samotna, bo powymierali szyscy jej rowiesnicy dookola. Ci z ktorymi miala staly kontakt telefoniczny.
Nasza, tzn dzieci wnukow obecnosc, wazyla jakos inaczej.
Franciszek Pieczka pod koniec życia mieszkał z synem i synową, którą bardzo chwalił za doskonałą opiekę.
Gdybyż to można było sobie zaplanować długość życia!
Pepegorze,
kilka dni temu oglądałam program przyrodniczy o rzece Leine w okolicach Hanoweru, a w szczególności o wspaniałej tamtejszej przyrodzie, i o ogrodach pałacowych. Pomyślałam, że na pewno znasz doskonale te miejsca.
W pierwszy dzień jesieni po obiedzie wybraliśmy się na spacer do lasu, ale trochę bardziej od nas oddalonego. To pierwszy taki dzień z łagodną pogodą, choć rano był tylko 1 st. C. Jak las to i grzyby, na początku niewiele, tyle co na kolację, ale potem trafiliśmy w zupełnie nowe rejony i zebraliśmy sporo grzybów. Prawdziwka niestety żadnego, ale ładne podgrzybki, trochę kurek, miodówki i podejrzane dla wielu borowiki ceglastopore/ właściwa nazwa to krasnoborowik ceglastopory/ z powodu podobieństwa do borowika szatańskiego. Znam te grzyby i potrafię je odróżnić, ale lepiej, że ludzie niepewni omijają je.
Krystyno,
wtym roku moge obchodzic 50-lecie zamieszkania w Hannoverze, a i fakt, ze 46 lat temu zamieszkalem tuz nad Leina. To tylo tak, ze mieszkalem jakies 6 m od jej glownego nurtu i z 2-go pietra ogladlem w jej metne wody. To przy normalnym korycie rzeki jest raczej nieczesto mozliwe, a i w moim wypadku chodzilo o kanal specjalny, w ktorym szla wiekszosc wody rzeki. Budynki zbudowabo na solidnie zbudowanej polce i stoja one do dzis. Ogladalem wiec te przeplywajace mety, nierzadko ryby brzuchen do gory ale – to mialo sie zmienic.
Przy okazji opowiem reszte, bo juz pozno dla mnie.
Pepegor,
chciałabym dożyć takiego wieku, żeby być mniej więcej sprawną fizycznie i sprawną umysłowo. I być zadowoloną z życia, być pełną werwy, jak Ulla jest.
Nasza przyjaciółka Ulla, czyli „babcia”, o której wspominam wyżej, ma 86 lat, na swoje lata nie wygląda, jest bardzo sprawna fizycznie i umysłowo. Dla mnie od lat to jest wzór, ale nieosiągalny, bo Ulla ma rozległą sieć przyjaciół, 3 synów, sporo wnuków, dalszą rodzinę – i to wszystko w niewielkich odległościach. Ja tak blisko podobnej sieci od lat nie mam, ale internet pomaga 😉
Ulla jest koordynatorką tych wszystkich spotkań rodzinnych i różnych takich, ale cała rodzina jest taka „rodzinna” i skrzykują się, jak na przykład na nasz przyjazd, podjęty z tygodnia na tydzień (a przy okazji te „okazje”).
https://photos.app.goo.gl/gn6NnmWJozzU1GoW8
Jeżeli ciągle ma się apetyt na życie, to owszem, chciałabym żyć tak długo, jak się bez bólu ciała da.
A my za chwilę będziemy obchodzić nasze 40 lat w Kingston, Pepe!
42 lata temu bylem o tej porze we Francji. Podobało mi się prawie wszystko ale za to bardzo mocno.
Dzisiaj tez jesteśmy we Francji od paru dni i nadal jestem zachwycony tym krajem.
Jedyne do czego nie mogę przywyknąć to to że bardzo późno otwierają restauranty.
O porze otwarcia tl ja na ogół wypijam ostatniego browara i nie myślę o tym by obciążać brzuszek jedzeniem 🙂 co utrudnia w następstwie spanie 🙂
Unikalna metoda aplikacji o prace.
Mieszkanka North Carolina zamowila ciasto z wydrukowanym “resume” z dostarczeniem ciasta do głownego biura Nike w Beaverton, Oregon.
Życzę jej powodzenia 🙂
Zdjecie ciasta
https://media.king5.com/assets/KGW/images/ad116ad7-085c-4cf7-bf6a-5017b862f694/ad116ad7-085c-4cf7-bf6a-5017b862f694_1920x1080.jpg
Bezdomny,
Uwazasz, ze godzina 19 to pozno. Na ogol restauracje otwieraja o tej godz.
Na poludniu moze maja godz. hiszpanskie.
Elapa masz niecałe 100% racji z otwieraniem o 19:oo.
Tak stało w sieci o restaurancie przed którą teraz my stoimy bo jest zamkła na wszystkie zamki i na dodatek ma dwie dziurawe szklane szyby w oknach 🙄
Powoli ponownie przyzwyczajam się do tutejszych zwyczajów spania w południe i szukania jedzenia jak się wyśpisz.
Dziś już nic z tego nie będzie. Mam w lodówce jeszcze znakomitego chmiela z monachijskich zbiorów. Powinniśmy nie umrzeć z głodu do jutra kiedy mają otworzyć pobliską patisserie. Przechodziłem koło jednej tutaj. Była już zamknięta ale czuć było obok niej wspaniały zapach pieczywa. Ślinka leci już dziś myśląc o jutrzejszym śniadaniu 🙂
Nowy 🙄
tym razem parę słów o niesamowicie bliskim mi, dowiesz się troszeczkę później dlaczego, jazzmenie 🙂
Zaczynał od przygrywania na klarnecie kościelnych piosenek. W szkole muzycznej jako bachor dorwał się do saxofonu i do śmierci był mu wierny. W szesdziesiatych latach za chlebem włóczył się jako bezdomny po NYku.
Miał więcej szczęścia niż, ja bo zauważył go filozof jazzu San Ra 🙂
Później grywał z Jasiem Coltrane i nie tylko. Od niedawna usłyszeć można go jedynie z płyt.
U Pilcha bylo kiedys o „szostej“ jako termin. Wyjasnienia wymagalo: o ktora polwe dnia chodzi.
Bezdomny, czytajac o Twoim ostatnim browarze i jak narzekaz o poznym otwieraniu restauracji, mysle glownie o czasach, czy ja wiem jakich, kiedy mozna bylo dotrzec do substancji absolutnie koniecznych, w czasie absolutnie niezaakceptowalnym dla delikwenta. Wzmianka natomiast o godzinie 19.00 jako trafnej, wyjasnia wlasciwie wszystko.
Jasne.
Wczoraj, Krystyno wsiadlem na Twoja wzmianke o Leine, w moim Hannoverze. Pisalem o metnej wodzie pod moim oknem i o tym, ze dzis jest inaczej.
Dobry znajomy, wedkarz, juz 15 lat temu, musial wyjac z zamrazarki i pokozac mi brzany, ryby dosc wymagajace, ktore zlowil wlasnie w tej rzece, aby mnie przekonac. Jest tak, ze spogladajac dzis z mostu w wode widac, ze ta jest dosc przezroczysta, a ostatnio polubily ja nawet bobry, wywolujac nb stale torbulencje i nowe klopoty.
Bylem przez 21 lat nadzorca powiatu Hildesheim jesli chodzi o zabytki, a Leina ma na tym terenie paredziesiat kilometrow jej biegu. Zmiany struktualne wzdluz jej biegu byly w ostatnich dziesiecioleciach wprost gwaltowne. Zamarl przemysl zarno wiekszy, jak sredni i maly. To, niestety istota przemian strukturalnaych. Wzdluz Leine umarlo paredziesiat znacznych kiedys, a majacych wklad w legendarny „cud gospodarczy“ Niemiec zakladow. Wiele z nich zalicza sie do zabytkow, wiec i to byla moja dzialka.
W gore od Hannoveru pozostal jednak glowny wtedy zanieczyszczacz rzeki: fabryka papieru w Alfeld. Ta moze sluzyc za przyklad sumiennego oczyszczania sciekow!
Oj, nie dodalen, ze nie tylko ci w paperni Alfeld, ale i w szystkie inne goiny i zaklady zaczeli sumiennie oczyszczac swoje scieki!
„O szóstej rano czy o szóstej po południu?”
Pepegorze,
w filmie, o którym wspomniałam, pokazano bogatą przyrodę tego regionu – m.in. właśnie bobry, liczne ptaki i ryby, a także żubry. Tak więc obraz rzeki Leine był bardzo malowniczy z jej licznymi zakolami.
Szósta rano czy po południu? Dla niektórych już szósta rano, bo o tej godzinie otwierana jest cześć sklepów spożywczych, a w każdym jest dział albo przynajmniej regał monopolowy. W rzewnych wspomnieniach niektórych starszych roczników pozostaje godzina 13, utrwalona brawurowo w piosence Ireneusza Dudka ” Za 10 minut trzynasta”.
Tak, to cytat z „Pod mocnym aniołem” Jerzego Pilcha. Mam prawie wszystkie jego książki „w papierze” i zawsze mnie denerwował, nie rozumiałam, dlaczego uważa się go za wielkiego pisarza – ale to kwestia gustu. Myślę, że jego „Dzienniki” (wydanie internetowe) są o wiele lepsze niż jego powieści. Bo o ile w powieściach pobrzmiewały momenty autobiograficzne, o tyle w Dziennikach nie pobrzmiewały, a wręcz wyły. Od razu skojarzyły mi się z „Kronosem” Gombrowicza – brutalna szczerość wobec samego siebie.
p.s. Świetna rola Andrzeja Grabowskiego w tym filmie.
Piza leży nad rzeką Arno, kiedyś pojawił się w niej nawet delfin!
https://www.gospodarkamorska.pl/rybolowstwo-ekologia-delfin-w-rzece-arno-stal-sie-nowa-atrakcja-pizy-18263
Dla lubiących włoskie klimaty zdjęcia z Pizy oraz miasta La Spezia:
https://photos.app.goo.gl/2kmi1uRExWp5d46A6
oraz z regionu Cinque Terre:
https://photos.app.goo.gl/Va7iNayQiqva12sz9
Danusiu, jak tam ładnie! Szkoda , że nie widziałyśmy tego delfina.
Jeżeli miałabym wybierać coś z Włoch, to właśnie to:
https://photos.app.goo.gl/eEtcprnAUFhPJCuM7
Tyle mojego Rzymu („Ta karczma Rzym się nazywa!”) i Włoch… po drodze z Grecji.
https://photos.app.goo.gl/XhQdjvpKHUQbN9Ph6
Dzień dobry Blogu,
Wakacje zaczęły nam się z przytupem: https://www.eryniawtrasie.eu/48189
Danuśka,
Piękne zdjęcia 🙂
Małgosiu-na skoki delfina szans wielkich nie było, bo artykuł, który podrzuciłam jest w 2017 roku 🙂
Alicjo-nie dziwię się, że wybrałaś ten widok, większość turystów uważa, że Manarola jest najładniejsza. Nam podobała się jeszcze bardzo Vernazza (dwa ostatnie zdjęcia z kościołem nad samym morzem) oraz jedna, niezwykle urokliwa uliczka w miejscowości Corniglia. Jest to jedyne miasteczko niedostępne od strony morza, bo położone na wysokim klifie.
Ewo-dziękuję 🙂
Początek Waszych wakacji rzeczywiście niezbyt udany.
Przyznam Wam w sekrecie, że o podróży do Ligurii i odwiedzenia Cinque Terre rozmyślałam już od bardzo wielu lat, a wszystko zaczęło się od wpisu naszego Gospodarza:
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2008/11/28/ojczyzna-pesto-jest-liguria/
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2182786,1,triumfalna-trasa-the-rolling-stones-w-europie.read
Żyją i mają się dobrze! I się nie rozpadli przez ponad 60 lat wspólnego grajkowania.
Jestem w trakcie oglądania zdjęć Małgosi z USA – to musi być obejrzane na dużym monitorze, a nie byle lap-topie, zresztą wszystkie zdjęcia. Zawsze uważałam, że USA mają wszystko, co w przyrodzie występuje, od pustynii po lodowce Alaski. No i nie do przebicia Grand Canyon! Można sobie przepłynąć przezeń za pomocą GoogleEarth, ale to zaledwie namiastka. Nie ma to jak stanąć na Południowym Brzegu! Dech zapiera… Wracam do zdjęć. I jeszcze Ewelina dorzuciła swoje 😉
Alicjo,
Wyjątkowo nie dorzuciłam, bo pierwszy wpis to przygody Drakula na lawecie 🙁
W Cinque Terre bylam jakies 15 lat temu. Szlismy na nogach przez 4 miasteczka, jeden odcinek byl bardzo sportowy, same kamienne schody. W drodze powrotnej wsiedlismy na statek i widoki na malownicze miasteczka przy zachodzie slonca byly piekne.
Bezdomny, restauracje we Francji sa otwarte od 12 00 do 140030 a wieczorem od 19 00.
MałgosiuW, dopiero dotarłam do Twoich zdjęć – toż to była podróż życia!
Ławka Dantego podoba mi się stokroć bardziej, niż „ławka niepodległości” w Warszawie, nie ma się o co oprzeć, a tu proszę!
No i wszędzie datury – z tych ozdobnych krzewów wyrabia się opiaty 😉
Moja Mama miała białą. W sąsiedztwie są popularne od jakiegoś czasu, różnokolorowe.
Na wrzutkę Ewy poczekam – sprawozdanie z falstartu znakomite, ale rozumiem, że fajnie się to czyta, a całkiem niefajnie jest przeżywać taką sytuację 😉
My też miewamy przygody (jak chociażby powrót z Polski w lipcu – zapchany Frankfurt!). Tym razem też się nie obyło bez, bo mimo mojego „bez mojego zatwierdzenia planu nie kupuj”, to kupił. Drugie moje „chytry dwa razy traci” – też podobno jest bez sensu…
Zamiast wypożyczyć samochód na lotnisku Schiphol, to „taniej” było gdzieś tam w mieście. Tymczasem w Amsterdamie strajk komunikacji miejskiej! No więc trzeba było swoje odstać w kilometrowej kolejce do taksówki, a potem zapłacić ponad 50 euro za jazdę do tej „taniej wypożyczalni”. To nie koniec – pan za biurkiem stwierdził, że nie ma dla nas samochodu, był do 12-tej, a jak nie pojawiliśmy się, to wypożyczył komuś i szlus.
Ten „tani” samochód był już z góry zapłacony, bagatelka, prawie 300euro. No to trudno, dawaj pan kasę z powrotem. A pan na to, że kasy nie ma i nie odda. Zrobiłam awanturę. Pan się wystraszył i wykonał telefon do szefa. W rezultacie spisał nasze dane i powiedział, że kasa wróci, na kartę kredytową. Wróciła w piątek, czyli jest w porządku, ale lekcja taka – wypożyczaj w znanej firmie typu Hertz czy inny Avis, a nie u jakiegoś szemranego typa. Ponoć znana sieć – Sixt, ale nie polecam.
No i wyszliśmy z tego „biura” bez kasy i samochodu, komunikacja miejska stoi, nikt nie wie, gdzie najbliższa wypożyczalnia samochodów… czyli jesteśmy w czarnej d.
Facet nie powiedział nam, złośliwie chyba, że następna wypożyczalnia samochodów jest dosłownie za rogiem, znana sieciówa Eurocar. Tam było tanio i prawie natychmiastowo (musieliśmy czekać godzinę), wypasiona BMV, a oddać mogliśmy na lotnisku (chwała Bogu!).
Ławka też mi się bardzo spodobała, bo posiedzieć można, ale też poczytać, a sam kształt też ciekawy.
Alicjo,
To też swoje przeżyliście! Z Sixta korzystaliśmy już kiedyś i nie mieliśmy z nimi problemów. Widocznie, co oddział, to inny.
Pierwszy raz w życiu nie wyszły mi ogórki kiszone i dlatego dzisiaj będzie ogórkowa.
Wszystkie są miękkie i tylko na zupę się nadają. Moja teoria jest taka, że były za duże, bo nic złego nie zrobiłam – sól kamienna, chrzan, łodyżki kopru, czosnek, nawet liść z czarnej porzeczki. I wyszła ciapa 🙁 Ale za to będzie zupa.
Elapa,
z tymi restauracjami to chyba nie tak, być może na prowincji, ale w Paryżu czy St.Malo można spokojnie w dowolnej porze coś zjeść 😉
I to w doborowym towarzystwie!
https://photos.app.goo.gl/Hj8j3G5Lbm9Hgw9U9
Jutro, 26 wrzesien jest rocznica urodzin John Chapman popularnie nazwany Johnny Appleseed. Johnny urodzil sie w roku 1774.
John Chapman slynie w histori z sadzenia drzew jabloni od nasion. Owoce jego drzew byly bardzo wysoko cenione. Podobno gdzies na wschodzie kraju rosnie jeszcze drzewo jabloni ktore pochodzi od Johnny Appleseed.
Johnny rozdawal nasiona ulubionych drzew. Kiedy posadzil drzewo przez kilka dni rodzina siusiala wokol drzewa aby odstraszyc sarny.
Johnny Appleseed jest bohaterem wielu wierszy i piosenek dla dzieci. Jest rowniez upamietniony w kilku ksiazkach na tematy ogrodnicze.
Sarah Clementson, artystka (watercolor) z Bainbridge Island umiescila date urodzenia Johnny Appleseed w swoim kalendarzu.
Johnny jest rowniez upamietniony w slynnej reklamie iPhone pod tytulem “Hello”. Johnny Appleseed ukazuje sie na zakonczenie reklamy w “caller id”.
Ja pisze o Johnny Appleseed poniewaz w tym tygodniu wiekszosc ogloszen “glean” to jablka. 🙂
“Hello”
https://youtu.be/mmiWTKZzBLY
Przy okazji zakupu jabłek muszę też zakupić dynię, u nas Święto Dziękczynienia będzie 10 października i mam zamiar ugotować zupę dyniową. Nie wiem, czy będzie indyk, bo zaprosiłam Wojtka z Ottawy i jeśli zdoła do tego czasu złowić porządnego szczupaka… A w sumie może być jedno i drugie.
Jakie jabłka kupujesz, Orca? Ja na pewno złotą renetę (Golden Russet) i prawdopodobnie Imperial albo Ida Red.
Zazwyczaj jedziemy do Spring Meadow Orchards albo Wynn Farms.
Alicja,
Moje ulubione jablka to Gravenstein. Zwykle czekam na glean Gravenstein. Jesli nie ma “glean” wtedy kupie na farmie.
Alicjo-masz rację w sprawie francuskich czy też włoskich restauracji.
W zasadzie mają swoje godziny otwarcia (we Włoszech i w Hiszpanii trochę później niż we Francji), ale im miejsce jest bardziej turystyczne tym restauracje są bardziej frontem do klienta 🙂 Można zatem zamawiać i jeść w zasadzie przez cały
dzień. Jest tylko pewna różnica w jakości, bo te stale otwarte dla turystów oferują przede wszystkim tak zwane menu turystyczne czyli trudno tu znaleźć prawdziwą, lokalną kuchnię dopieszczoną przez kucharzy, którym zależy na utrzymaniu dobrego poziomu. Turyści też bywają różni i nie wszyscy szukają spécialité de la maison czy de la region. My podczas podczas pobytu w Ligurii zawsze szukałyśmy lokalnych smaków i przysmaków 🙂 To było dla nas ważne i udawało nam się znajdować takie miejsca.
Co do jabłek to dostałam wiadro tychże od sąsiadki. Nazwa nieznana- są czerwone, soczyste i lekko kwaśne. Właśnie pyrkają na gazie, przerobię je na mus jabłkowy.
Ja szukam jabłek na zimę, złota reneta jest w sam raz, ale Jerzor domaga się też Idy albo Imperialu. Pierwsze słyszę o Gravensteinach, ale znalazłam je w trzech okolicznych sadach, to znaczy w promieniu około 100km, w tym najbliżej Loughborough Heritage Orchard i myślę, że to miejsce byłoby najciekawsze, albowiem heritage znaczy „dziedzictwo”. A Owe jabłka wywodzą się z pn. Europy, trzysta lat temu pewnie jacyś Duńczycy (bo to ich narodowe jabłko!) je przeflancowali na ten kontynent. Podobno najlepiej udają się w klimatach łagodnych (Ha! Washington, Oregon State), drzewa są dość podatne na choroby itd.
” In his 1940 book „Denmarks Fruit Varieties” (Danmarks Frugtsorter) Danish pomologist Anton Pedersen gave Gravenstein 3 stars for eating quality, a score equalled by only one other variety – Signe Tillisch.
Gravenstein was declared the „national apple” of Denmark in 2005.”
Widzę, że warto się tą odmianą zainteresować. Kupujemy zwykle po jednym koszu (tutaj: bushel = 27kg) każdej odmiany i trzymamy w lochu, to znaczy ciemności i chłodzie 😉 Na całą zimę nam nie wystarczy, ale to i tak dobrze.
Owoców nie przerabiam, bo mi szkoda. Niestety, w tym roku nie było nas i ptaszki z chipmunkami pożywiły się porzeczkami, a te zwykle zamrażam. No i trochę winogron ciemnych mam, ale już na ukończeniu, bo dobre są i pod ręką.
Jabłka Gravenstein , jak się okazuje, rosną także w Polsce pod nazwą grafsztynek/ albo grawsztynek/. Z tą nazwą nie zetknęłam się, ale wygląd jabłek jet mi znajomy. Imperial, o których pisze Alicja, to u nas imperial gala, a właściwie tylko gala. Każdy z tych gatunków ma swoje odmiany i tu trzeba już znawcy tematu, aby się w tym rozeznać. Jabłka kupuje się u nas na bieżąco, bo do sklepów trafiają ze specjalnych przechowalni, a w domach takich warunków do przechowywania raczej nie ma. Chyba że ktoś ma własne duże zbiory i jakoś musi przechować owoce na strychu czy w piwnicy.
Też dostałam owocowy prezent – wiaderko gruszek konferencji, ale jeszcze muszą poleżeć i zmięknąć. Wczoraj przy okazji leśnego spaceru nie obyło się oczywiście bez zebrania grzybów. Chciałam też zebrać trochę owoców głogu, ale na krzaku, który wiosną był oblepiony kwiatami, nie było w ogóle owoców; albo kwiaty nie zostały zapylone, albo owoce zjedzone przez ptaki.
Za to zerwałam owoce jarzębiny. Przeważnie leśne jarzębiny są na tyle wysokie, że do owoców nie można dosięgnąć; tym razem nie było z tym problemu. W domu owoce obrałam, zważyłam/ raptem około kilograma/ i zamroziłam. Wykorzystam przepis Starej Żaby, tylko z mniejszą ilością cukru/ jedna porcja jarzębiny, po 1/2 porcji jabłek i gruszek, cukier do smaku/.
O jarzębinie i przepisach na jej wykorzystanie : https://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/7,121641,28940158,jarzebina-smakolyki-z-czerwonych-koralikow.html#S.bauer-K.C-B.1-L.1.zw
Pomóc w niczym nie pomoże ani raczej nie zaszkodzi, ale dla urozmaicenia diety można spróbować.
Jarzębiaku w tym roku nadal nie robię, bo jeszcze jest trochę starego, ale nalewkowiczom bardzo polecam, bo to ciekawy smakowo trunek, choć nie każdemu odpowiada jarzębinowa goryczka.
Sasiadka robi mus jablkowy, u nas nazywany apple sauce, przy pomocy blender. Ona nie obiera jablek z skory. Tylko wycina srodek z pestkami i wrzuca do “blender” razem z skora. Raz tak zrobilam. Male kawalki skory mozna bylo wyczuc w sosie nawet po ugotowaniu. Nie bardzo mi to pasowalo i wiecej tak nie zrobilam. Taka metoda oszczedza duzo czasu.
Krystyna,
Mam jeszcze owoce jarzebiny ktory moczylam w wodce wedlug Twojego przepisu . To chyba bylo rok temu. Nie wiem co z nimi zrobic a nie chce wyrzucic. 🙂 Jarzebiak tez jeszcze mam 🙂
Elapa 🙂 ogromne dzięki za potwierdzenie mojej hipotezy. I w internecie i na drzwiach restaurantów piszą cyferkami w taki sposób : 12:oo – 14:3o
I wyobraź sobie że tak myślałem że może chodzić o otwarcie dla głodomorów.
To nie nasza pora 🙁 lecz dla tych co na śniadanie dosładzają i w południe już pary do życia brakuje więc należy wrzucić coś na ruszta. Śniadania na słodko to nie moja bajka. Słodkie to mam noce i jak powiadają niemieckie Stein auf Stein muß nicht sein, potrzebuję trochę więcej kalorii. Jem jedynie w czasie ośmiu godzin dziennie zatem te nożyce do 19:oo są zbyt wielkie skoro zjada się śniadanie około 9:oo
12godzin mój organizm odżywia się tym co zjadłem w ciągu 8 godzin. Następne cztery godziny może organizm odżywiać się tym co kiedyś zjadłem za dużo. Socjalne podejście, dzielę się tym czego mam w nadmiarze 🙂 a najbliższe otoczenie potrzebuje 🙄
No dobra, dojechaliśmy:
https://www.eryniawtrasie.eu/48207
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,181991,28948243,coraz-bardziej-winna-polska-mielismy-wyjatkowego-pecha.html
“Glean” oglasza 12 roslin “kale” (Jarmuż) i jablka. Odmiana jablek nie jest podana.
Palmanova?… – Kurrrczę, pięć latek z okładem, a jak przedwczoraj! 😮
https://basiaacappella.wordpress.com/2017/11/12/miasta-gwiazdziste/
…Choć trochę zamazane to „przedwczoraj”… wciśnięte pomiędzy większych gwiazdorów owego dnia (Akwileja! Cividale del Friuli!!!)… Pewnie by całkiem wypadło z pamięci gdyby nie ówczesne kolekcjonowanie miast gwiaździstych (Alba Iulia, powtórki Zamościa, itd.)
Danuśko 😎 perełki… I jak dość znam Włochy (nie całe, ale…), tak w pokazanych okolicach odhaczyłam jedynie Pizę (1984… 😮 )
Małgosiu, to się nazywa epicki wypadzik! 😎
Malgosiu, dziekie tobie zwiedzilam parki w USA. Ladne zdjecia.
A cappello- Piza anno Domini 2022 pozdrawia Pizę 1984 🙂
Bardzo ciekawe te rozważania o miastach idealnych, na pewno łatwiej się żyje w mieście dobrze zaprojektowanym. Strzeż nas Boże przed miastami molochami z wielomilionową liczbą mieszkańców!
Zwiedzona przez nas La Spezia jest dużym włoskim portem wojennym i mieści się tutaj Muzeum Marynarki Wojennej. Ewa i Witek na pewno by do tego gmachu zajrzeli 🙂 Ja zadowoliłam sie zwiedzaniem niewielkiego, ale bardzo ciekawego Muzeum Pieczęci.
Przetwórstwa ciąg dalszy, dzisiaj sąsiad zaproponował, abyśmy zebrali winogrona, które pięknie obrodziły wokół jego tarasu. Zebraliśmy jakieś dwa kilogramy, a drugie tyle czeka albo na później albo na innych chętnych. Postanowiłam zrobić nalewkę wedle tego przepisu, który akurat wpadł mi w ręce:
https://smaker.pl/przepisy-napoje/przepis-nalewka-z-winogron,1929849,smaker.html
Jak serwuje się potrawy i napoje w restauracjach? Można się zdziwić albo ubawić : https://kulinaria.trojmiasto.pl/Deski-pienki-i-tace-wypieraja-talerze-Oryginalne-sposoby-serwowania-dan-n170905.html
Jest dodatkowa informacja na temat jarmuż dostepny przez “glean”. Jest to odmiana “lacinato”. Przeczytalam na ten temat. Okazuje sie ze lacinato jest ceniony w Tuscany za delikatny smak.
Nie wiedzialam ze jarmuż rosnie od 60-90 cm wysokosci.
I jablka. Bardzo lubie apple cider. Sa rozne metody robienia apple cider i sa rozne dodatki smakowe. Cynamon to jeden z tych dodatkow.
U nas nadal spirytus nie jest dostepny. Wiem ze jest dostepny w BC.
Po covidowej przerwie ponownie otwarto przejazd pociagiem miedzy Vancouver, BC i Seattle. Podroz trwa 4 godziny 30 minut. Piekna trasa pociagiem Amtrak Cascades.
Elu, miło mi.
Danusiu, najwyższy sposób przetwórstwa winogron to chyba koniak 🙂
Krystyno, u nas w barach masz la planche ” deska ” z wedlinami.
Kiedys w restauracji podano mi danie na ardoise, to jest tutejsza dachowka, cienka i koloru granat. Wiecej juz tam nie poszlam, wole talerz .
Basiu,
Na pomysł zobaczenia Palmanovej (Palmanovy?) wpadłam parę lat temu, przy okazji lektury „Sekretów włoskiej kuchni” Eleny Kostiuokovitch. Zresztą, mam jeszcze sporo włoskich miejsc na liście musików.
Tymczasem w Trieście: https://www.eryniawtrasie.eu/48211
Małgosiu-z całą pewnością 🙂 Proszę uprzejmie już podaję:
https://tiny.pl/wtsm6
Ewo=właśnie zajrzałam do tej książki po powrocie z ostatniej podróży, by poczytać sobie raz jeszcze o Ligurii.
Swietnie to widać z góry (GoogleEarth):
https://photos.app.goo.gl/U6RhKvETdSHm6wt58
Dzisiaj w ramach wspierania emerytów rock&rolla poszłam na koncert 82 letniego Ringo Starra (bywszy Beatles 😉 ) i jego przyjaciół z zespołu Toto (może ktoś kojarzy piosenkę „Rain coming down on Africa”? wczesne 80-te…) oraz Man at Work (z Down Under, tj, od Zwierzątka naszego blogowego).
Ja nie wiem, mówiąc Dodą, czym ci faceci „się napruli albo jakie zioło jarali”, ale tak znakomitego, kipiącego energią koncertu dawno nie widziałam. Po prostu bomba!
2:15 minut, bez bisów, ale podczas koncertu dali takiego czadu, że się nie dziwię… w końcu emeryci 🙂
Parę fotek, marnych bo marnych, ale właściwie nie wolno było robić.
Zaczęło się od „it don’t come easy”…
https://photos.app.goo.gl/vtht8RYRWE3dFm338
https://www.youtube.com/watch?v=bvEexTomE1I
p.s.
A na końcu było Lennona „All we are saying is give peace a chance”. Bardzo na czasie.
Kilka lat temu jadłam w restauracji hotelowej w Katowicach zupę z dyni podaną w wydrążonym hokkaido. Zupa była dobra, ale dopiero po zjedzeniu uświadomiłam sobie jakie to niehigieniczne. Nie wierzę że te dynie używane były jednorazowo i wyrzucane.
Krystyno, czy mogłabyś powtórzyć receptę na jarzębiak? Może spróbbuję bo lubię gorzkie trunki. Dziękuję.
eva47,
przepis pochodzi od Starej Żaby: 1,7 kg przemrożonych owoców jarzębiny/w zamrażarce/ umieszczamy w słoju 4 litrowym. Zalewamy spirytusem 96% do pełna na trzy miesiące, co najmniej.Słój zakręcamy. Nie pamiętam dokładnie, ale to jest około 1,7 l spirytusu. Po tym czasie należy przygotować syrop z jednego litra wody i 0,4 kg cukru, a spirytus zlać. Połączyć oba płyny, a owoce jarzębiny odstawić – może do czegoś się przydadzą, albo wyrzucić. I to ma dalej stać, ale nie wiem ile czasu, bo tego nie zapisałam w mojej krótkiej notatce w telefonie. Ale nie ma się co śpieszyć. Taki jest główny przepis, lecz można go dostosować do własnych możliwości. Orca z braku spirytusu wykorzystała wódkę. Ilość cukru można zmniejszyć, ale ja tego nie robiłam, bo trunek nie jest słodki.
W sumie przepis jest prosty, a rezultat bardzo dobry.
Eva47,
Juz sie zaczyna sezon na dynie roznego rodzaju i smaku. Od kilku dni mam ochote na pumpkin pie. Mam nadzieje ze zupa serwowana w hokkaido byla jednorazowa.
Krystyna,
Jarzębiak jest w pięknym kolorze jesieni.
Za kilka minut ma spać deszcz. To bedzie pierwszy deszcz od maja. 🙂
Jest tez sezon na kubek kawy z pumpkin pie spice. Do kawy dodaje lyzke ubitej smietany I posypuje pumpkin pie spice.
Pumpkin pie spice z braku w sklepie mozna zrobic w domu. Przepisuje skladniki z butelki kupionej w Trader Joe’s:
-cinnamon
-ginger
-lemon peel
-nutmeg
-cloves
-cardamom
Danuśko,
Dosyć często do tej książki zaglądam 😉
Basiu, w Akwilei też byliśmy, ale kilka lat temu, tam zresztą mieliśmy pierwszy kontakt z językiem friulskim https://www.youtube.com/watch?v=zm8gxb5RA0s
Tymczasem w Trieście: https://www.eryniawtrasie.eu/48317
Eva47,
Pamietam ze masz rodzine w Seattle. Czy mozesz napisac jak oni leca do Polski? Wedlug google sa trzy linie bezposrednio z Europy do Seattle, London(BA), Frankfurt (Lufthansa), Paris (Air France).
Dziekuje
Eva47,
Chodzi o przesiadke do Polski.
Orca,
rodzina już wróciła do Europy. Lataliśmy zawsze z Düsseldorf do Seattle, przez Frankfurt albo Kopenhagę i z powrotem.
Ja dawniej latałam z Düsseldorf do Katowic. Teraz jeżdżę po Europie pociągami.
Jak jestem we Wiedniu u syna to zaglądam na parę dni do Katowic, bo to niedaleko.
Eva47,
Jazda pociagiem ma wiele zalet. Pamietam ze Twoja rodzina miala mile doswiadczenia z Seattle i okolic.
Orca,
przykro mi że nie mogłam pomóc. Córka i zięć do dzisiaj bardzo miło wspominają czas spędzony w Seattle.
Eva47,
Nie ma problemu. Ciesze sie ze rodzina mile wspomina pobyt w Seattle. 🙂
Gdyby komuś się chciało, może zrobić galaretkę z pigwowca. Zobaczyłam dziś w sklepie piękne owoce pigwowca/ 14 zł za 1 kg/ i kupiłam trochę, bo przypomniał mi się przepis na galaretkę od Danuśki/ a właściwie od jej koleżanki/. Moje owoce pigwowca są jeszcze niedojrzałe, a te ze sklepu są ładnie wybarwione na żółto ze zdrową skórką. Tu przepis : https://adamczewski.blog.polityka.pl/2022/04/19/swieconka-2022-w-naszej-wsi/#comment-602616
Krystyna,
Pamietam Twoj opis galaretki z pigwowcow i komplementy o tej galaretcew. Na pewno jest bardzo smaczna.
Przypmnialas mi Twoje pytanie na temat malych owocow. To chyba bylo rok temu. Zapytalam na farmie o owoce pigwowcow. Farmer powiedzial ze zna tylko jedna odmiane z owocami rozmiaru okolo 7 centymetrow.
Owoce pigwowca/ na co dzień nazywane pigwą/ są niewielkich rozmiarów i rosną na dość niskich krzaczkach. Znam jedynie te małe owoce, bo drzewka pigwy z dużymi owocami/ wielkości sporego jabłka albo nawet większe/ rosną chyba w cieplejszym klimacie. U nas ich nigdy nie spotkałam, choć nie można wykluczyć, że działkowcy uprawiają je także na północy Polski.
Zamiast galaretki można przygotować dżem, bardzo dobry do serów czy mięs.
Krystyna,
Moze cos mi sie pokrecilo. Pamietam kiedy pisalas o pigwowcach, po angielsku quince.
Tak to u nas wyglada
https://www.ebay.com/itm/224673174398
Przypominam sobie ze zapytalam o male pigwowce na farmie. Farmer mowil tylko o wiekszych owocach. Na pewno pamiec mnie myli. Byly jakies ladnie kwitnace krzaki. Tyle pamietam. 🙂
Krystyno,
Owoce pigwowca są malutkie i rosną na krzaku, zaś owoce pigwy, dużo większe, rosną na drzewach. Oba typy mam w ogrodzie.
Malutki skok w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/48448
Ewa,
To dlatego ja to pomieszalam. Dziekuje za wyjasnienie roznicy. 🙂
Krystyna,
takie drzewko z dużymi , żółtymi jak słońce owocami pigwy rośnie w ogrodzie u mojej córki nad morzem północnym, na północy Niemiec. Klimat się wyraźnie ocieplił. Galaretkę będę robiła ale z cukrem tzw żelującym, na 1 litr soku 0,5 kg cukru 1:2.
Szukalam angielskiej nazwy aby uniknac dalszych nieporozumien. Google podaje nazwe Chaenomeles, flowering quince. Ja blednie myslalam o quince , pigwa, ktore rosnie na drzewie. Te kwitnace krzewy kwiatkow wygladaja w ten sposob
https://www.fast-growing-trees.com/products/flowering-quince
Przepraszam za nieporozumienie.
Byłam na spacerze z kijkami i chociaż teraz jest pochmurno to trafiło nam się piękne okienko pogodowe . W lekkiej mgle słońce przedzierało się przez liście dając bardzo ciekawe i piękne efekty.
https://haps.pl/Haps/7,167709,28970532,kurczak-z-lasu-czyli-zolciak-siarkowy-rosnie-na-drzewie.html#do_w=48&do_v=721&do_st=RS&do_sid=793&do_a=793&e=PSzPopImg4
Jak o pigwach, to i ja sie wlacze.
Krystyno, pigwy zawsze rosly w naszych warunkach klimatycznych.
Jak wiesz pochodze z G. Slaska, a tam klimat juz dosc kontynentalny, wiec zimy i bardzo zimny, wtedy jeszcze. Da mojej mamy kazdej jesieni stres byl jeden cel: zdobyc choc troche, choc pare sztuk pigwy. Po sasiedzku byly dwie grusze, ktore nigdy nie mialy jakos jadalnych owocow (na terenie szkolnym, moze trzeba je bylo odpowiednio zalezakowac, aby dojrzaly w zimie?) ale moja mama wekowala je wlasnie z niewielka iloscia pigwy. Przez to ten kompot stawal sie rewelacyjny. Te wlasciwie nieciekawe gruszki nabieraly wtedy niesamowitego smaku. Byly wiec wtedy u nas drzewa pigwowe lecz nie byly rozpowszechnione i ludzie nie znali ich potencjalu.
Dzis nie mialbym klopotu z dojscien. Wrecz przeciwnie musze sie bronic przed podaza, bo wiedza, ze przetwarzam. Przejezdzajac rowerem przez moje ogrodki widze w tej chwili drzewko z pigwami takimi, jak je pokazala orca. W kszalcie gruszki i kazde wazace chyba co najmniej po funcie. Sa tez takie ktore przypominaja raczej jablko. W tureckich sklepach mozna dostac ponadto idealne, wielkosci greipfruta, o delikatnej skorce, ktore mozna by jesc wprost.
Pigwowce natomiast, to te malenkie na krzewach, pieknie kwitnace w ognistym kolorze (orca tez pokazala) to moj material na nalewki. Sa zlote, ciemnozielone albo takie jak te ktore zbieram, zolte, z przepieknym czerwonym licem.
Tylko te male pigiewki maja ten nieporownalny, przebijajacy wszystko aromat.
Alicjo, jak jade samochodem na dzialke (bo jezdze jednak przewaznie rowerem, inna trasa), to przejezdzam kolo topoli z tym wlasnie grzybem na pniu. Dzis zauwazylem, ze ktos zgarnal niezla ilosc tego specyjalu.
Osoby, które uczestniczyły wiele lat temu w spotkaniu w restauracji „Różanej „w Warszawie na pewno dobrze pamiętają to miejsce i te smaki 🙂 Dwa dni temu miałam okazję przekonać się, że smaki nadal wyśmienite. Była to służbowa kolacja i choć już od paru lat jestem na emeryturze to przy niektórych okazjach koledzy o mnie pamiętają, co oczywiście jest bardzo miłe. Na deser zamówiłam slawny tort bezowy, był tym razem lekko kwaskowy, w wersji z marakują.
Co do nalewki pigwowej to jest jedną z naszych ulubionych, a jej drobny zapas pozostał jeszcze z ubiegłego roku. Zapas zostanie niewątpliwie uzupełniony już niedługo, bo małe pigwiewki obrodziły w tym roku w zaprzyjaźnionych ogrodach nadbuzanskich.
Danuśka,
pamiętamy i wspominamy 😉 To było pod każdym względem piękne spotkanie.
Jeszcze co do pigwowca i pigwy. Wychowałam się w zachodniej części Mazur, na terenach poniemieckich. Nasza część miasta powstała w drugiej połowie lat 30-tych i wtedy też niemieccy mieszkańcy posadzili drzewa, z których potem myśmy korzystali – to były typowe drzewa owocowe, czyli papierówki, renety, czereśnie, wiśnie itp. Na naszej posesji rósł jeden krzaczek pigwowca. I rósł tam i owocował jeszcze kilka lat temu, wykarczowany z powodu zmiany koncepcji zagospodarowania otoczenia. Jest to więc roślina bardzo trwała. W tamtych dawnych czasach nikt nigdy nie zrywał żółtych owoców, bo pewnie nie wiedział, co można z nich zrobić. Dzieci pewnie próbowały, ale wiadomo, że nie mogły im smakować . Natomiast drzewek pigwowych nigdy tam nie spotkałam. Pewnie w tamtych okolicach nie były zbyt znane, albo zimy były zbyt surowe. A zimy dawniej bywały i mroźne, i śnieżne; klimat był tu chyba bardziej surowy niż na południu kraju.
W każdym razie bardzo dobrze się stało, że pigwowce i pigwy stały się bardziej popularne, choć jako owoce wymagające przetworzenia nie mogą konkurować z tymi, które można jeść prosto z drzewa.
Pomysł dodania pigwowca do gruszek bardzo mi się podoba, zwłaszcza że prezentowe gruszki leżą na razie nieruszone, bo są twarde.
A grzybów mam już dość. We wtorek poszłam z koleżanką na kijki do lasu. Po weekendzie grzyby powinny być wyzbierane, ale gdzie tam. Całkiem sporo ich zebrałyśmy. Dziś pojechaliśmy po południu na spacer nad jezioro, a tam też las i grzyby. Wyjątkowy urodzaj w tym roku, ale w ubiegłym roku udało mi się zebrać co nieco prawdziwków, a tej jesieni tylko dwa. Niech już skończą się te grzyby.
Nasz miejscowy żółciak siarkowy rósł na pniu starej złamanej czereśni przy bocznej, ale bardzo kurzącej drodze, więc choćby z tego względu nie zrywałam go.
https://photos.app.goo.gl/4wvvcrxsWqLKqaKn8
…oraz desery, tort bezowy też tam występuje:
https://photos.app.goo.gl/8bow63bsbkPLRiHn6
Dzien dobry,
Bezdomny, dziekuje za jazzowe kawalki, lubie!
Zeby nie bylo cudze chwalicie, swego nie znacie wklejam link z Urszula Dudziak. Oprocz jezzu – coz za wspaniala Kobieta! Ogladalem jej spotkanid z Rafalem Trzaskowskim, super, co za energia, co za inteligencja! https://youtu.be/rEIyoTS7w1w
Od kilku dni jestem w Polsce, niestety gdy otworzylem drzwi mieszkania widok byl straszny. To mieszkanie nie bylo idealne, ale to co zobaczylem zwalilo mnie z nog. Zostalo calkowicie zniszczone przez sasiada z gory, u ktorego woda lala sie czas dlugi, nieokreslony. Wszystko, na szczescie oprocz ksiazek, nadaje sie do wywalenia. Sufit, podlogi, sciany, drzwi. Trudno, jak na razie sasiad mowi, ze pokryje wszystkie koszty, dobre i to. Zobaczymy.
Współczuję Nowy, tym bardziej, że sami podczas ostatniego pobytu w Polszcze mieliśmy podobnie. Książki na szczęście – podobnie ja w Twoim przypadku – nie zostały zniszczone, ale sporo rzeczy w szafach tak. Dziwnym trafem meble nie ucierpiały!???
Musiałam kupić nowe zasłony i firanki, pościel, ręczniki bo…… niestety zaczęły po prostu butwieć, na co wskazywał zapaszek.
Gorzej, bo nikt nie jest winny. Mieszkanie na górze jest wynajmowane. Na krótkie okresy. Pa-ra-no-ja!!!
Dziś na obiad gołąbki. Wyjątkowo kapusta była wielce udana. Liście nie przerośnięte i po kąpieli w gorącej wodzie łatwo je oddzielałam. Większość to nie gołąbki lecz pelikany, tak duże były liście. Do gara (gara,bo okrutnieć duży) dorzuciłam kawałęk wędzonej skóry odkrojonej od boczku, kostkę grzybową i wyszły po prostu wspaniałe.
Na deser „najlepsza szarlotka” wedle przepisu Piotra. Tyż pyszności.
Nowy-ponura i stresująca historia z Twoim mieszkaniem. Życzę Ci wytrwałości i powodzenia w porządkowaniu i remontowaniu tego bałaganu.
Krystyno-na Twoich rubiezach grzyby nadzwyczaj obrodzily, a u nas dopiero i to bardzo nieśmiało zaczyna się sezon. Długo nie potrwa, bo przecież mamy już październik.
Nadal przerabiam nadbuzanskie winogrona, dzisiaj zrobiłam trochę zagęszczonego soku, jest bardzo smaczny.
Nowy, bardzo przykra historia, współczuję.
Nowy 🙄 no cóż 🙂 samo życie.
Szkoda ze nie dałeś nikomu kluczy by podlewał kwiatki 🙂
Sam tak robię i jestem zadowolony. Badyl nie padnie a w razie czego można przewietrzyć po takich ekstremalnych działaniach sąsiada.
Najlepiej jak sąsiad wyrówna straty to się go pozbyć bez wymiany na innego.
Dasz radę 🙂
Takie historie niestety się zdarzają, gdy ma się sąsiadów nad sobą.
Tak jak pisze bezdomny, warto mieć kogoś, kto będzie doglądał mieszkanie. Tyle że Nowy mieszka tam od niedawna, a to musi być ktoś, komu można zaufać.
A Urszulę Dudziak miałam okazję kilka razy widzieć na żywo, bo jest ona dyrektorką Ladies’ Jazz Festival w Gdyni. Wrażenia takie, jak opisał Nowy.
Alicjo,
czekałam na te fotografie 🙂
echidno,
zapachy gołąbkowe i szarlotkowe dotarły nawet do mnie. Pyszności!
Danuśka,
to jestem zdziwiona, że w Twojej okolicy grzyby dopiero początek sezonu grzybowego. Sądziłam, że tak jest w całym kraju. U nas chyba już każdy, kto chciał nazbierać grzybów, miał taką możliwość. Dziś też przy okazji spaceru z kijkami zebrałam co nieco, zbaczając z drogi kilkanaście metrów. Do dużego lasu już nie wchodziłam. Z powodu mojej pazerności trochę zmokłam w drodze powrotnej.
Jest nowy Wpis